Pierwsza połowa tego roku była dla mnie wyjątkowa, przepełniona zmianami, koniecznością podjęcia decyzji i niepewnością związaną z zakończeniem pewnego etapu i równoczesnym rozpoczęciem kolejnego. Okres matur, pożegnań i planowania przyszłości napisał wiele różnych w emocje rozdziałów, od łez wywołanych stresem i presją, po radość, że jeszcze trochę i to minie dlatego sięgając po “Jeszcze sześć takich czerwców” liczyłam na coś więcej, niż młodzieżową historię. Liczyłam na odnalezienie w niej swoich emocji i pytań, poznanie odpowiedzi, które sama już znam, ale również tych, które dalej pozostały dla mnie nieznane. Liczyłam na odnalezienie skrawka siebie w tej historii…
Tytuł: Jeszcze sześć takich czerwców
Autor: Daisy Garrison
Data wydania: 24.06.2025
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 320
Moja ocena: 9/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
O miłości, która smakuje najintensywniej, gdy wszystko dzieje się po raz pierwszy.
Mina jest prymuską i nigdy nie brakuje jej ciętej riposty. Po śmierci taty jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Caplan to faworyt do tytułu króla balu, dusza towarzystwa z popularną dziewczyną u boku, z którą to schodzi się, to rozstaje. Są sąsiadami i choć wydają się kompletnie różni, zawsze rozumieli się lepiej niż ktokolwiek inny. Aż do teraz. W ostatnich tygodniach szkoły wszystko się zmienia. Caplan jest w szoku, gdy jego najlepszy przyjaciel zaprasza Minę na bal. A potem w jeszcze większym, gdy ona się zgadza. Kiedy szkolna hierarchia przestaje mieć znaczenie i wszyscy stoją na progu nowego rozdziału, Mina odkrywa, że ludzie naprawdę mogą ją polubić. Że może otworzyć się na świat. Że przyszłość wcale nie musi wyglądać tak, jak sobie wyobrażała. Ale czy to znaczy, że coś powinno się zmienić między nią a Caplanem…?
Z tego powodu poznając historię Miny i Caplana, nie mogłam, nie wracać myślami do swoich ostatnich tygodni szkoły, przepełnionych uczuciem pustki, ale też uczucia zawieszenia pomiędzy tym co znane i w gruncie rzeczy serio lubiane, a tym co ma nadejść. I to właśnie odnalezienie tego jako punktu wspólnego pomiędzy mną a bohaterami uderzyło mnie najbardziej. Zamiast skupiać się na losach bohaterów, myślami byłam przy tym, jak trudno rozmawiać o przyszłości, gdy nie jest się pewnym słuszności swoich decyzji, o tym jak bardzo chce się przeżyć każdy dzień jeszcze raz, ale nie po to, by coś w nich zmienić, ale aby zapamiętać go lepiej. I to właśnie przez to historia ta poruszyła mnie głębiej, niż się spodziewałam.
Jeśli chodzi o pióro autorki, jest ono bardzo lekkie i chcąc nie chcąc przyjemne. Dialogi żywe, naturalne i pełne typowego dla tych bohaterów humoru. Dodatkowo autorka nie ucieka od trudnych tematów: żałoby, straty, presji otoczenia czy przemilczanych traum. Nie robi z nich jednak głównego dramatu, raczej snuje je w tle, pozwalając czytelnikowi na samodzielne ich odczytanie.
To, co najbardziej doceniam w postaciach stworzonych przez Daisy Garrison, to fakt, że są tak bardzo „ludzcy”, nieidealni, nieoczywiści, a przez to prawdziwi. Mina i Caplan to nie tylko główne postacie — to dwoje młodych ludzi, których emocje, wybory i niedoskonałości układają się w historię dojrzewania, żegnania przeszłości i oswajania przyszłości. Mina początkowo może wydawać się zamknięta, zdystansowana, a nawet chłodna, jednak im bardziej poznajemy ją, tym więcej dostrzegamy jej bólu, poczucia osamotnienia i zakorzenionego strachu przed utratą stabilności. Uczy się ufać nie tylko innym, ale też samej sobie. W jej postaci wyjątkowe jest to, jak powoli się otwiera, nie dla fabularnego efektu, ale jak ktoś, kto naprawdę musi najpierw przepracować własne emocje, by dopuścić do siebie bliskość. Z kolei Caplan to bohater, który wpisuje się w schemat “złotego chłopca” będąc popularnym, pewnym siebie, ale i ulubieńcem rówieśników. I w jego przypadku nie obeszłoby się bez głębi postaci, którą nadaje mu ogromny lęk przed zmianą. Ma w sobie tę typową dla końca szkoły tęsknotę za tym, by nic się nie kończyło. Jednocześnie nie potrafi już udawać, że nie czuje więcej do Miny niż tylko przyjaźń. Jest emocjonalnie niedojrzały, ale nie w sposób irytujący, raczej taki, który jest bliski każdemu z nas, gdy mierzymy się z czymś nowym, trudnym, kiedy musimy przyznać, że nie wszystko mamy pod kontrolą.
Podsumowując “Jeszcze sześć takich czerwców” autorstwa Daisy Garrison to historia, która w jakiś sposób stała się dla mnie wyjątkowa i to przez to poczułam się z nią związana emocjonalnie zwłaszcza w chwilach, gdy Mina mówiła głosem myśli, a Caplan moich lęków. Język, jakim została, napisana jest bardzo przyjemny, a względy fabularne, choć nie zaskakują, trafiają prosto do serca. Dla mnie była nie tylko historią bohaterów, ale i lustrzanym odbiciem własnych emocji w najczulszym momencie życia. To książka, do której z pewnością jeszcze wrócę, nie dla fabuły, ale dla tego uczucia, jakie po sobie zostawiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)