wtorek, 30 lipca 2024

"Złowieszczy dar" - Emily Thiede

18:30:00 0 Comments

Przy ślubie i pogrzebie zostawia się wszystko za sobą, lecz ten, kto żyje nadzieją, umierając, śpiewa.




Tytuł: Złowieszczy dar

Autor: Emily Thiede


Data wydania: 30.04.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 464


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Jej dar może ocalić… albo zabić


Alessa została obdarzona przez bogów ogromną śmiercionośną mocą. By z niej korzystać, musi jednak mieć obok siebie partnera, wybranego spośród fontes – ludzi posiadających zdolności magiczne. Tylko dzieląc się swoją mocą i wzmacniając dar innej osoby, może uratować swój lud. W pojedynkę jest bezsilna, a wręcz niebezpieczna dla otoczenia. Przekonali się o tym jej trzej poprzedni fontes, których uśmierciła jej moc. Już niedługo rój demonów zaatakuje wyspę Saverio. Alessa ma coraz mniej czasu, by znaleźć partnera i wraz z nim powstrzymać inwazję. Tymczasem w mieście narasta niepokój, a życiu samej Alessy zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo nawet w murach dobrze chronionej Cytadeli. By przetrwać, zatrudnia tajemniczego wyrzutka Dantego jako osobistego ochroniarza. Czy uratuje ją i pomoże opanować jej moc, czy doprowadzi do zguby?



W pojedynkę - powiedziała - człowiek jest jak nić, którą łatwo przeciąć. Jeśli się spleciemy, starczy nam sił, by przetrwać. Choć fantastyka już od paru lat nie jest gatunkiem, po który sięgam często i z ogromną przyjemnością, od czasu do czasu, gdy natrafię na “idealną” w swojej opinii książkę lubię, choć na chwilę do niej powrócić i zagłębić się w świat nierzeczywisty. Odbiegający tematyką, problematyką czy po prostu kreacją świata przedstawionego jak i bohaterów od książek, po które sięgam na co dzień. Tym bardziej nie mogłam przejść obojętnie obok książki, o której w zagranicznych mediach książkowych jest bardzo głośno. Kluczowym elementem fantastyki jest świat przedstawiony i to do niego wiele zależy przynajmniej w mojej opinii. W tym przypadku mamy do czynienia z czymś świeżym i nowym nie tyle, ile dla mnie, ale i dla samego gatunku. Walczący ze sobą bogowie, wybraną dziewczynę i zbliżająca się apokalipsa, a to wszystko w świecie będącym połączeniem średniowiecza i Włoch. Tylko tyle i aż tyle wystarczyło, bym zaczęła coraz bardziej przepadać w historii. Kolejnym bardzo dobrym elementem historii jest kreacja bohaterów. Główna bohaterka Alessa to posiać niezwykle interesująca i wielowymiarowa. Odznacza się bardzo dużą pomysłowością i odwagą. Została obdarowana śmiercionośną mocą, która odebrała jej wiele, tym samym pozwalając, by los z niej zadrwił, co sprawia, że jej historia jest pełna bólu mimo tego, nie poddaje się, a wręcz sama zaczyna drwić z tego jak los jej nie sprzyja. Bardzo podobało mi się, to jak autorka skupia się, aby pokazać nam, przed jakim wyzwaniem stoi bohaterka i jak wpływa na nią to. Doskonale oddaje jej wewnętrzne rozterki i myśli. Pokazując nie tylko jej zawzięta do walki stronę, ale również tą pragnącą normalności, szczęścia i spełnienia marzeń, które musiała poświecić w imię większego dobra. Warto poświecić również chwilę postaci drugoplanowej, a dokładniej Dantemu, który wnosi do historii głębi i wiele emocji. Poznajemy go jako wyrzutka i ochroniarza Alessy, mającego w sobie coś mrocznego i tajemniczego co tylko podsyca zainteresowanie jego postacią. Można powiedzieć, że życie bez bliskich i codzienna walka o odkupienie swoich win kształtują jego charakter, czyniąc go osobą zarówno silną, jak i kruchą wewnętrznie. Jego relacja z Alessą rozwija się powoli, ukazując jego lojalność, odwagę i ukrytą wrażliwość, którą stara się schować, by być postrzegany jako bohater nie do złamania i bez uczuć. Mimo to pokazuje nam się z tej drugiej strony, tym samym pokazując się jako bohater, który gdy angażuje się, robi to całym sobą, co sprawia, że staje się postacią nie tylko intrygującą, ale także budzącą sympatię. Podsumowując, uważam „Złowieszczy dar” autorstwa Emily Thiede za książkę zdecydowanie wartą uwagi, gdy szukacie czegoś, co łączy ze sobą fantastykę i romans w idealnym stopniu, nie skupiając się bardziej na jednym elemencie, a równoważąc oba. Oprócz ciekawej fabuły i świata, mamy do czynienia z bardzo dobrą kreacją bohaterów, a wszystko to napisane bardzo przyjemnym stylem, który przenosi nas do tego świata. Śmiem wręcz stwierdzić, że nie można przejść obok niej obojętnie przez sposób, jaki jest napisana, który trafi do każdego czytelnika, wpisując się w jego upodobania literackie.


sobota, 27 lipca 2024

Miłosne tajemnice

19:21:00 0 Comments


autor: Julia Quinn


tytuł: Miłosne tajemnice


liczba stron: 464


wydawnictwo: Zysk i s-ka


data wydania: 21.05.2024


moja ocena: 6/10



"1000 funtów za odkrycie tożsamości Lady Whistldown!" Ogłosiła królowa Charlotta i w ten sposób zawiązała się akcja czwartego sezonu hitu Netflixa "Bridgertonowie". Tylko że książce nie była to Królowa tylko Lady Danburry, a akcja zawiązała się już sporo wcześniej.

Zacznijmy zatem od początku. 


Jest poniedziałek, 6 kwietnia 1812 r. Penelopa Featherington ma 16 lat i właśnie straciła głowę z miłości. I to na dobre. Colin Bridgerton ma lat 21 i właśnie nie stracił głowy z miłości. Jeszcze. Chociaż to zrobi. Po 12 latach, w piątek, kiedy po długotrwałej przyjaźni z panną Featherington, po jej gorącej prośbie postanowi ją pocałować. A ten niewinny pocałunek wywoła w nim tak wiele sprzecznych emocji, że przez 3 dni będzie unikał kobiety która tak bardzo zawróciła mu w głowie. Jednak ani Penelopa ani Colin, nie będą w stanie uciekać od siebie zbyt długo. Kulminacja wielu wydarzeń, w tym faktyczne odkrycie tożsamości Lady Whistledown, doprowadzą w końcu do wybuchu, pełnej napięcia wspólnej podróży dorożką i... (uwaga, spoiler) jeśli oglądaliście serial i nie możecie się pozbyć  z głowy pewnej piosenki to wiecie o co chodzi. 


Recenzując powieść, nie sposób nie odnieść się w pewien sposób także do jej adaptacji. Przyjmując przy tym założenie "najpierw książka, później film" wypada podkreślić, że pierwowzór serialu jest od niego inny, jak to zresztą zwykle bywa. Przede wszystkim pominięty został wątek w którym Colin nienawidzi Whistledown do tego stopnia, że chce zobaczyć jej upadek. W książce dodałoby to moim zdaniem niepotrzebnego dramatyzmu i zaburzyłoby dość spójną konstrukcję, w której wszystkie wątki mają sens i ostatecznie tworzą dobrą całość. Pomimo, iż wykorzystany został dość popularny w powieściach topos "friends to lovers" (tj. od przyjaciół do kochanków) to jego przełożenie na czasy XIX-wiecznej Anglii, w której niezamężna kobieta posiadająca przyjaciela płci męskiej mogła w każdej chwili wywołać skandal daje bardzo ciekawy i wcale nie nudny efekt. Wręcz przeciwnie, pozwoliło to autorce na skorzystanie z komizmu sytuacyjnego jak choćby wtedy kiedy po sławetnej już chyba podróży dorożką, ów pojazd zatrzymał się na podjeździe domostwa Penelopy. Można zapytać - cóż w tym nadzwyczajnego? - ale jeśli przytoczyć tu słowa Colina, wedle których miało się to wiązać z "dokładnymi oględzinami" dziewczyny, sytuacja nabiera barw komediowych. 


Bohaterowie też są nieco odmienni od sportretowanych przez aktorów. Książkowa Penelopa jest pogodzona ze swoim losem "starej panny", nie szuka odmiany ani ucieczki. Z pokorą przyjmuje swoją rolę brzydkiego kaczątka w rodzinie, wydaje się nawet bierna w sytuacji w której jej matka i siostry starają się wydawać jej nakazy i polecenia. Ta drobna nieporadność w relacjach z dość apodyktycznymi kobietami z klanu Featheringtonów daje z kolei świetne pole do zestawienia tej cechy Penelopy z męską siłą Colina. A to z kolei do obnażenia systemu jaki panował w Wielkiej Brytanii w czasie regencji, który można kolokwialnie opisać słowami "mężczyzna panem domu". Julia Quinn, pomiędzy żartami, bystrymi aluzjami, wartką akcją i tworzeniem postaci kobiecych, które wymykają się schematowi wiotkiej i mdlejącej panny czyhającej na męża (i mowa tu o całej serii nie tylko o recenzowanej części) przemyca dobrze oddany klimat czasów które wybrała na tło dla swoich powieści. W mojej ocenie jest to element, za który powieści z serii "Bridgertonowie" pokochały czytelniczki (a może bardziej lub mniej po kryjomu także i czytelnicy). Internet nie kłamie, zdecydowana większość fanów tej serii przechodziła (i nadal przechodzi) fascynację regencją, która z jednej strony opierała się na manierach, elegancji i dystyngowanym zachowaniu, a z drugiej - na niedomówieniach, sekretach i intrygach. 


W mojej ocenie, sukcesem (zarówno czytelniczym jak i serialowym) "Bridgertonów" jest dobre wykorzystanie znajomych elementów i ukształtowanie ich w tak plastyczny sposób, że w konsekwencji całość wydaje się czymś nowym. Właśnie dlatego "miłosne tajemnice" są lekturą idealną na wakacje, kiedy można choć przez chwilę pobyć kimś innym, wolnym od trosk i zmienić otoczenie. 


Kto wie - może w kimś z was, drodzy czytelnicy, kryje się ziarenko Lady Whistledown? ;)  

poniedziałek, 22 lipca 2024

"Zaginiona księgarnia" - Evie Woods

08:00:00 0 Comments


"Zawsze mawiał, że książki to coś więcej niż słowa na papierze: że są bramami wiodącymi w inne miejsca, do innego życia. Zakochałam sie w nich i w rozległych światach, które w sobie kryły..."

 

 

 

Autor: Evie Woods

Wydawnictwo: StoryLight

Data premiery: 19. 06. 2024

Autor recenzji: Magdalena Kwapich

Liczba stron: 456

W moim odczuciu: 7/10


 

    „Zaginiona księgarnia” autorstwa Evie Woods to opowieść, która na pierwszy rzut oka obiecuje czytelnikowi pełne tajemnic i zagadek doświadczenie literackie. Jednakże, pomimo obiecującego początku i intrygującej koncepcji, książka pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami.

     Jeśli jednak lubicie książki Kate Morton czy Diane Setterfield, to „Zaginiona księgarnia” wciągnie Was swoim klimatem. Tajemnice z przeszłości, silne kobiety i mroczne intrygi stanowią oś fabularną tej powieści.

    Akcja rozgrywa się w Dublinie, mieście pełnym legend i tajemnic. Wśród jego uliczek krąży opowieść o tajemniczej księgarni, która nie jest dostępna dla każdego. Znajdujący się pod numerem 12 budynek jest widoczny tylko dla nielicznych, co samo w sobie stanowi interesujący motyw.

    Narracja prowadzona jest z perspektywy trójki bohaterów: Marthy, Henry'ego i Opaliny. Rozdziały ukazują nam ich różne spojrzenia na zaginioną księgarnię, z czego jedna z postaci, Opalina, przenosi nas do początku XX wieku, co dodaje historii pewnej głębi historycznej. Martha i Henry relacjonują wydarzenia współczesne, wprowadzając nas w realia ich życia i poszukiwań.

    Opalina to młoda kobieta, która musi uciekać z rodzinnego domu po tym, jak jej brat próbuje zaaranżować dla niej małżeństwo. W poszukiwaniu wolności i własnego miejsca na ziemi, Opalina trafia do Paryża, ale nawet tam nie udaje jej się uciec od przeszłości. W desperacji opuszcza miasto i przenosi się do Dublina, gdzie otwiera sklep z książkami. Zajmuje się wyszukiwaniem pierwszych wydań i białych kruków. Jej życie nabiera niebezpiecznego zwrotu, gdy w jej ręce trafia niezwykle rzadki rękopis, co sprowadza na nią poważne kłopoty. Opalina to silna i niezależna postać, która walczy o swoją wolność i pasję, jaką są książki. I to właśnie ta postać wydała mi się najbardziej interesująca w powieści, a jej niezwykłe, pełne nieoczekiwanych zwrotów i dramatów losy przykuły moją uwagę.

    Martha, druga główna bohaterka, ucieka przed despotycznym mężem i szuka schronienia w Dublinie. Znajduje pracę jako pokojówka u bogatej damy i próbuje rozpocząć nowe życie. Los sprawia, że poznaje   Henry'ego, tajemniczego poszukiwacza książek. Henry wygląda trochę jak z innej epoki i jest na tropie zaginionej księgarni oraz rękopisu, który miał się w niej znajdować. Martha, choć początkowo nieufna, postanawia zjednoczyć siły z Henrym, by odkryć sekrety starej księgarni. Jest postacią, której determinacja i odwaga zasługują na uznanie, choć jej relacje z innymi bohaterami czasami wydają się zbyt szybko rozwijające i mało wiarygodne.

    Z kolei Henry to postać, która wyróżnia się na tle innych swoją tajemniczością i pasją do książek. Jest nieco roztrzepany, ale pełen determinacji i wiedzy. Odwiedza antykwariaty, szukając zaginionych skarbów literackich. Henry to intelektualista z pasją, który potrafi oczarować swoją wiedzą i tajemniczością.

    Na szczególną uwagę zasługuje również madame Bowden, tajemnicza i charyzmatyczna staruszka, której cięty język i czarny humor dodają książce pikanterii. Jej postać jest tak barwna i intrygująca, że zasługuje na własną książkę. Madame Bowden, z jej domniemanymi trzema zamordowanymi mężami, wprowadza element zaskoczenia i nieprzewidywalności, co zdecydowanie wzbogaca fabułę.

    Początkowo książka naprawdę mnie zaangażowała. Autorka zgrabnie wplotła nawiązania do klasycznej literatury, a wątki związane z dawnymi rękopisami były prawdziwą gratką dla miłośników historii książek. Perspektywa zmieniająca się w każdym rozdziale dodawała dynamiki i świeżości, a miłość do książek i postaci Emily Brontë była wyraźnie odczuwalna, co z pewnością jest jednym z mocniejszych punktów tej opowieści.

    Niestety, im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej zaczęły mnie irytować pewne aspekty. Dialogi często miały infantylny wydźwięk, a niektóre wątki rozwijały się zbyt szybko i bez odpowiedniego pogłębienia. Relacje między postaciami były mało wiarygodne, a rozwijające się niemal z dnia na dzień miłości sprawiały wrażenie wymuszonych. Problemy bohaterów rozwiązywały się w magiczny sposób, co nadawało książce niezamierzonego i irytującego wrażenia realizmu magicznego, jakby żywcem wyjętego z literatury dziecięcej.

    Końcówka książki okazała się zbyt szybka i rozczarowująca. Brakowało jej rozwinięcia i satysfakcjonującego zamknięcia, co pozostawiło mnie z uczuciem niedosytu. Mimo interesującego zamysłu fabularnego, „Zaginiona księgarnia” nie spełniła moich oczekiwań.

    Warto jednak wspomnieć o klimatycznej i pięknej okładce tej książki. Utrzymana w zielono-niebieskiej tonacji, ze złoceniami, nawiązuje do tajemniczej atmosfery księgarni i od razu przyciąga wzrok. Estetyka okładki doskonale oddaje klimat powieści, co może zachęcić wielu czytelników do sięgnięcia po tę pozycję.

    Podsumowując, „Zaginiona księgarnia” to książka z dużym potencjałem, który  nie został w pełni wykorzystany. Pomysł na fabułę jest ciekawy, a magia i tajemnica kuszą czytelników. Niestety, sztuczne dialogi, płaskie relacje między bohaterami i brak realizmu w niektórych wątkach sprawiły, że powieść mnie trochę rozczarowała, pozostawiając pewien niedosyt.

    Polecam “Zaginioną księgarnię” miłośnikom lekkiej lektury z elementami magii i tajemnicy w tle.



niedziela, 21 lipca 2024

"Noah. Aussie Brothers" - Karolina Zielińska

17:00:00 0 Comments

Każdy ma coś, o czym chciałby zapomnieć, ale nie możemy temu czemuś pozwolić, aby zawładnęło naszą teraźniejszością.




Tytuł: Noah. Aussie Brothers


Autor: Karolina Zielińska


Data wydania: 30.01.2024


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 384


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy Noah spotyka Sky ― tak mógłby brzmieć tytuł komedii romantycznej. Albo pierwsze zdanie w książce o wielkiej miłości. Tymczasem, kiedy tych dwoje spotyka się po raz pierwszy, dziewczyna jest w desperacji. Dopiero co przeleciała przez pół świata, doświadczyła największego jetlaga w historii i przekonała się, że jej wielkie australijskie marzenie o fascynującej pracy na antypodach legło w gruzach, jest więc po prostu wściekła. A tu jeszcze przystojny koleś w drogim garniturze wrzuca jej do kubka po kawie dziesięć dolarów. Jak żebraczce. Litując się nad Sky, Noah nie ma pojęcia, że drobnym gestem dobrej woli prowokuje los. I wcale nie jest zadowolony, gdy zauważa obdarowaną pieniędzmi „żebraczkę” przed bramą swojej farmy… Jaką tajemnicę skrywa Noah? Dlaczego jego serce jest całe w bliznach? Co zrobi urocza Sky, kiedy się o tym dowie? Czy tych dwoje będzie w stanie oprzeć się wzajemnej fascynacji?



Mam podły nastrój: trwam w przedziwnym zawieszeniu między przeszłością a teraźniejszością. Wojną a pokojem. Życiem a śmiercią.



W ostatnim czasie dużo bardziej łaknę książek, których akcja rozgrywa się w  miejscach, które po prostu wywołują wewnętrzny spokój i pozwalają, choć na krótką chwilę zwolnić i odetchnąć ulgą. Wśród malowniczych krajobrazów i prostoty codziennego życia odnajduję ukojenie i odskocznię od zgiełku współczesnego świata. Takie właśnie wrażenia przyniosła mi lektura “Noah, Aussie Brothers”, której akcja toczy się na malowniczej farmie, gdzie codzienność przeplata się z rytmem natury. Historia Sky przenosi czytelnika w świat, gdzie praca na roli, bliskość zwierząt i prostota codziennego życia tworzą niezapomnianą atmosferę.



Historia Sky była jedną z tych, którą zarazem chciało się ciągle czytać, ale również bardzo szybko odczuwało się potrzebę, odłożenia jej. Dwa zupełnie sprzeczne odczucia  towarzyszące mi aż do ostatniej strony, budząc wiele chwili zamysłu o całości fabuły. Z jednej strony mamy do czynienia z bardzo dobrze rozplanowaną, kumulującą emocje i dążącą do punktu kulminacyjnego fabułą. Z drugiej zaś mały chaos i bohaterowie, którzy w swojej kreacji mają lepsze i gorsze chwile. Dodatkowo ciekawy styl pisania, choć momentami zbyt rozwlekamy, dłużący jednak w odpowiednich momentach nadający wyrazistości. Wszystko to sprawia, że bardzo ciężko ukierunkować mi się w stronę w to, czy książka ta jest dobra i czy podobała mi się.



Jak wspomniałam wyżej, ciężko jednoznacznie powiedzieć mi coś o kreacji bohaterów, mają swoje gorsze i lepsze chwile, jednak nie przekreśla to ich, ani nie sprawia, że pod tym względem będą oni wychwalani przeze mnie. Sky, choć przypadkowo trafia na farmę, okazuje się to idealnym miejscem dla niej w chwili gdy toczy wewnętrzną walkę i próbuje uciec od problemów. Jej życie w mieście było pełne chaosu i niespełnionych marzeń, a farma staje się dla niej miejscem, gdzie może odnaleźć spokój i nowe perspektywy. Sky jest inteligentna, niezależna i odważna, choć jej przeszłość pełna jest trudnych doświadczeń, które kładą się cieniem na jej teraźniejszości. Jej zderzenie z wiejskim życiem i relacja z Noahem pomagają jej odnaleźć siebie na nowo i zbudować nowe, bardziej satysfakcjonujące życie. Noah to mężczyzna o silnej osobowości, oddany rodzinie i pracy na farmie. Jego determinacja i upór pomagają mu radzić sobie z trudnościami, jakie niesie ze sobą życie na wsi. Pomimo twardej zewnętrzności, Noah ma w sobie głęboką wrażliwość i troskę o najbliższych, którą skrupulatnie nauczył ukrywać się w wojsku. W miarę jak rozwija się jego relacja z Sky, Noah odkrywa w sobie nowe pokłady emocji, ucząc się otwartości i zaufania, ale przede wszystkim pojawia się u niego zaangażowanie, aby zawalczyć z koszmarami wywołanymi wojną i tym, co tam się działo. 



Jeśli chodzi o to jak rozwija się relacja między tą dwójką, co tutaj mogę powiedzieć, jest to element, który jest bardzo dobry.  Relacja między Noahem a Sky rozwija się stopniowo, zmagając się z wieloma przeciwnościami i różnicami. Ich miłość nie jest prosta ani oczywista, ale pełna autentyczności i wzajemnego szacunku. Każde z nich wnosi do związku coś wyjątkowego, ucząc się od siebie nawzajem i odkrywając, że prawdziwa miłość wymaga poświęceń i kompromisów. Mimo wszystko muszę przyznać, że  rozwój postaci jest jednym z najmocniejszych elementów książki, ukazując, jak głęboka przemiana może zajść w człowieku pod wpływem odpowiedniej osoby.



Podsumowując, uważam “Noah, Aussie Brothers” autorstwa Karoliny Zielińskiej za książkę wartą uwagi mimo małych wad, które nie wpływają aż tak znacząco na całokształt, by stanowiły aspekt zniechęcający. Mimo nich bawiłam się dobrze poznając dalsze losy Sky i zaangażowałam się w historię, jedynym aspektem, który czasem bywał dekoncentrujący zwłaszcza dla osoby z wadą wzroku to mała czcionka. Pierdółka jednak chcąc zapoznać się z książką i mając wadę, zdecydowanie polecam zaopatrzyć się w e-booka. 



Noah. Aussie Brothers" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

poniedziałek, 15 lipca 2024

"Mała Charlie" - Zuzanna Kulik

16:40:00 0 Comments

Recenzując książki, szukam balansu między subiektywnymi odczuciami a obiektywną analizą tekstu pod względami kreacji bohaterów jak i stylu pisania. I choć po dłuższym czasie i paru rozdziałach, łatwo dojść do tego, jak potoczy się dana historia czy to pod względem fabularnym, czy kreacji. Czasem jednak trafiamy na książki, które zaskakują na każdej z wymienionych płaszczyzn — niekoniecznie pozytywnie. Mimo tego jak prozaiczną mają fabułę, posiadają pewną magnetyczną siłę, która przyciąga czytelnika do końca. Taka właśnie jest “Mała Charlie”, której prosta fabuła i bardzo dobra kreacja bohaterów sprawia, że trudno oderwać się od lektury, a sama historia przyprawia o szybsze bicie serca.




Tytuł: Mała Charlie

Autor: Zuzanna Kulik

Data wydania: 28.05.2024

Wydawnictwo: Editio Red

Liczba stron: 280

Moja ocena: 7/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Kiedy on jest starszym bratem twojej najlepszej przyjaciółki…

Poznajcie Charlie. Młodą, pełną marzeń dziewczynę, która chciałaby się wreszcie przekonać, czym jest wolność i jak wygląda prawdziwe studenckie życie. Brzmi jak plan, w dodatku od razu gotowy do realizacji? Niekoniecznie. Na drodze Charlie do zabawy i samodzielności staje trzech starszych braci. Cole, Will i Bryan uważają, że dopóki ich młodsza siostrzyczka nie skończy dwudziestu jeden lat, nie ma prawa nawet powąchać piwa, a co dopiero zaznać innych dorosłych przyjemności. Jednak nie tylko Charlie ma opiekunów. Za jej najlepszą przyjaciółką Haley zwykle krok w krok chodzi starszy o jedenaście lat brat Ashton. Przystojny prawnik, kompletnie niezainteresowany Charlie. Wszystko się zmieni, gdy dziewczyna wyzna, że chce stracić dziewictwo…


Zawsze uważałam, że mój typ wymarzonego mężczyzny to szkolna gwiazda futbolu, lecz teraz wiem, że dojrzały prawnik to zupełnie inny wymiar.

Pamiętam jak rok temu, natrafiłam na twórczość Z.K.Marey i wtedy jej najnowszą premierę “I promise you”, która zaciekawiła mnie na tyle, by aktywnie zacząć śledzić twórczość autorki, tym samym odkryłam na wattpadzie Małą Charlie. Historię tak prostą i przewidywalną, a jednak miała w sobie coś, przez co czytałam ją do samego końca z ogromnym zaciekawieniem. Rok później w trakcie czytania, towarzyszą mi te same uczucia i tak jak wtedy nie mogłam od niej oderwać się choćby na chwilę, co tylko jeszcze bardziej uzmysłowiło mi, jak dobra musi to być historia, skoro spełnia wszystkie elementy swojego gatunku i zapewnia dobrą rozrywkę, mimo wcześniejszej znajomości fabuły. Jak wspomniałam wcześniej, mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrą kreacją bohaterów, wyraźne charaktery i spora różnorodność w temperamentach, od tych spokojniejszych po te bardziej wybuchowe co zwłaszcza w ukazanych relacjach bardzo dobrze wzajemnie się uzupełniają. Nasza tytułowa bohaterka Charlie to postać, którą albo się lubi, albo nienawidzi przez to, jaka jest. A jest zdecydowanie za bardzo chaotyczna w swoim stylu bycia, infantylna, ale i dość uparta, czasami czująca się niewystarczającą i zbyt kontrolowana w chwilach, gdy mimo możliwości popełnienia błędów, nie może żyć na własnych zasadach. Nie mogłabym nie wspomnieć o bohaterze, który rozgościł się w sercach czytelniczek, a mianowicie - Ashton Woods. Bohater, który od samego początku jest ogromną red flagą, a jednak w jakiś sposób, intryguje swoją postacią i budzi tym samym wiele emocji. Mimo tego, że jego osobowość jak i zachowania są bardzo schematyczne, ma w sobie coś, dzięki czemu i ja poddałam się jego urokowi i bardzo polubiłam go. Z początku arogancki, przepełniony pewnością siebie z bijącym chłodem. Z czasem bardzo wrażliwy, empatyczny, próbujący zaangażować się, ale zarazem niepewny w tym co robi. O samej historii można mówić w wielu aspektach przez superlatywy, jednak nic nie zachęci bardziej niż motywy pojawiające się, zwłaszczay gdy są one tak dobrze ze sobą powiązane. Układ, tajemnicza relacja, różnica wieku, on zakochuje się pierwszy i dopełnienie jakim, jest to, że nasz bohater jest prawnikiem. Podsumowując, uważam “Mała Charlie” autorstwa Zuzanny Kulik za książkę, która mimo prostoty jest idealna w swoim gatunku, łączy ze sobą wiele motywów, które wzajemnie się dopełniając, tworzą spójną całość, która cały czas budzi zainteresowanie. Na pewno nie jest to książka dla wszystkich, jednak jeśli w jakiś sposób zainteresowała Was, uważam, że warto sięgnąć po nią i przekonać się na własnej skórze.
Mała Charlie" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

sobota, 13 lipca 2024

Mroczna materia

14:36:00 0 Comments


Tytuł: "Mroczna materia"


Autor: Blake Crouch


Wydawnictwo: Zysk i s-ka


Liczba stron: 344


Data wydania: 21 maja 2024


Moja ocena: 8/10



"Czy jesteś szczęśliwy w życiu?" to ostatnie słowa jakie słyszy główny bohater powieści, Jason Dessen, zanim zostaje pozbawiony przytomności. Kiedy się budzi, znajduje się już w zupełnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, która w niczym nie przypomina świata, w którym dotychczas funkcjonował. Jego żona nie jest jego żoną, jego syn nigdy się nie urodził, a wszyscy wokoło wydają się brać Jasona za kogoś innego niż jest. Oczywiście, pierwszym pytaniem jakie przychodzi bohaterowi do głowy jest to, o co im wszystkim chodzi i czy świat w którym żył do tej pory był tylko złudzeniem? Iluzją? Oszustwem? Przebłyskami umysłu pogrążonego szaleństwem? To właśnie od tej chwili zaczyna się szalona podróż naukowca, która odkryje przed nim nieznane do tej pory tajemnice wszechświata. 


Teoria wieloświata nie jest czymś nowym w literaturze czy popkulturze. Sam tytuł książki Blake'a Croucha nawiązuje do szeroko już wcześniej znanej trylogii "Mroczne materie" Philipa Pullmana, która też została przeniesiona na ekran. Wieloświat pojawia się też w filmach Marvela czy DC. Mogłoby się zatem wydawać, że jest to temat nieco "oklepany" i nie ma już nic do dodania. Ale czy faktycznie? Skoro multiwersum jest czysto teoretyczną koncepcją fizyczną, w żaden sposób niemożliwą do weryfikacji poprzez zmysły, czy można w ogóle mówić o wyczerpaniu tematu? W mojej ocenie, autor jest pozycji pokazuje że nie. 


Przede wszystkim należy zwróć uwagę na dobrze poprowadzoną akcję. W pierwszych rozdziałach zostajemy wprowadzeni w życie fizyka Jasona. Pomimo konieczności rezygnacji ze swoich naukowych ambicji, jest on szczęśliwy. Ma piękną żonę, nastoletniego syna i właśnie ma rozpocząć rodzinny wieczór, jednak na skutek zbiegu różnych okoliczności postanawia spotkać się z kumplem z akademika, który wygrał prestiżową naukową nagrodę. I to właśnie moment, w którym opuszcza dom niszczy w jego życiu wszystko, niczym domek z kart. Jason zostaje porwany i ląduje w zupełnie nowej rzeczywistości. Bardzo dobrze opisany są procesy jakie zachodzą w jego głowie, jak nasz bohater nie pozwala sobie na szaleństwo, ale dzielnie walczy aby odzyskać swoje życie. Podróżując z nim, każdy z czytelników może zadać sobie pytanie co by było gdyby?, zastanowić się nad tym, czy wybory, których dokonał w życiu były dobre, i czy chciałby dokonać innych. Takich, które najprawdopodobniej poprowadziłyby go inną ścieżką - dobrą lub złą. Takich, które sprawiłyby że życiowo byłby w innym miejscu. Osobiście w tracie lektury miałam też refleksję, która dotyczyła tego, że z pewnością wiele osób chciałoby być na moim miejscu jeśli chodzi o życie. 


Polubiłam bohaterów. Jason jest odważny, uparty, nieugięty w swoich postanowieniach. Jego żona Daniella pojawia się w powieści nieco mniej, ale nie da się ukryć, że relacja pomiędzy tą dwójką jest ich światłem w ciemności i tym, co ostatecznie prowadzi ich do szczęśliwego zakończenia. Amanda, towarzyszka podróży Jasona stanowi dla niego oparcie w trudnych chwilach, ale jest też jedną z tych silnych, żeńskich postaci, która nie boi się podjąć stanowczych kroków jeśli okoliczności ją do tego zmuszają. 


Ze względu na treść powieści oraz chęć zapewnienia czytelnikom najlepszych doznań z czytania, recenzja jest bezspoilerowa. To z kolei sprawia, że ciężko podzielić się detalami, które sprawiają, że godziny spędzone na lekturze mijają w mgnieniu oka. I nie stoją temu na przeszkodzie nawet te fragmenty, które dotyczą koncepcji fizycznych i używają specjalistycznej terminologii. Jedno, co mogę wam zagwarantować to to, że ta pozycja zmusi was do myślenia, a po jej przeczytaniu spojrzycie inaczej zarówno na świat, jak i na swoje życie.  




czwartek, 4 lipca 2024

"Przystań lepszego jutra" - Monika Rutka

00:00:00 0 Comments

Bo jakkolwiek zakończy się ta historia, to, co się działo, będę wspominać z uśmiechem.




Tytuł: Przystań lepszego jutra


Autor: Monika Rutka


Data wydania: 13.03.2024


Wydawnictwo: BeYa


Liczba stron: 368


Moja ocena:8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Nie możemy wybrać, z kim połączy nas pokrewieństwo, ale możemy zdecydować, kto będzie naszą rodziną.


Wraz ze śmiercią ukochanej opiekunki Wandy Wellington siedemnastoletnia Jane Miller traci ostatnią bliską sobie osobę. Osierocona dziewczyna musi doczekać dorosłości w domu syna Wandy, Andrew, jego żony Anny i ich dwóch synów. Na szczęście Wellingtonowie nie są jej zupełnie obcy, o ile w towarzystwie dorosłych Jane od zawsze czuła się skrępowana, o tyle w osiemnastoletnim Luke’u znalazła bratnią duszę, a w sześcioletnim Milesie młodszego brata, którego nigdy nie miała. Zmiana otoczenia po śmierci Wandy niesie za sobą nie tylko paraliżujące uczucie wyobcowania, ale też powrót do przeszłości. Chodzi o przyjaciół Luke’a, Briana, Lucy, Patricka i Haydena. Owszem, myśl o spotkaniu z Brianem i Lucy przywołuje wiele cudownych wspomnień, jednak tego samego nie można powiedzieć o pozostałej dwójce. Hayden w szczególności zaszedł Jane za skórę, ponieważ nikt nigdy nie upokarzał jej tak jak on. Od ich ostatniego spotkania minęło sporo czasu. Jane jeszcze nie wie, jak wiele się zmieniło i ile jej umykało, gdy przyjeżdżała w odwiedziny do Wellingtonów. Wkrótce zrozumie, że ludzie, których jak jej się wydawało dobrze znała, nawet w połowie nie są tacy, za jakich ich miała. Nadeszła chwila, by zdjąć maski i pokazać Jane druzgocącą prawdę. Czy dziewczyna udźwignie to, co się pod nimi kryje…?



Uciekam do innego świata, ponieważ dziś nie mam odwagi ani siły zmierzyć się z rzeczywistością.


Nie jest tajemnicą, że literatura dla wielu osób stanowi formę ucieczki od rzeczywistości, oferując schronienie przed codziennymi troskami i pozwalając na zanurzenie się w światy pełne emocji, przygód i refleksji. Książki są miejscem, gdzie możemy odkryć nowe perspektywy, zrozumieć skomplikowane ludzkie doświadczenia i znaleźć ukojenie w narracjach. Tajemnicą nie jest również to, że książki Moniki Rutki mają w sobie to coś, przez co znajdują miejsca w sercach czytelników, niekiedy stając się dla nich bezpieczną przystanią. W moim przypadku książki wyżej wspomnianej autorki okazały się tym, czego poszukuję w literaturze danego gatunku. Sięgając po romans czy młodzieżówkę, chcę spędzić dobrze przy niej czas, odpocząć i zaangażować się w historie bohaterów, nie doszukując się na siłę wartości, jakich idzie z niej wyciągnąć czy innych aspektów niedefiniujących danego gatunku. Choć i w tym autorka bardzo nas zaskakuje, zwłaszcza swoimi zakończeniami, które za każdym razem są jedną wielką nie wiadomą, a zarazem elementem, bez którego nie wyobrażam sobie każdej kolejnej książki autorki. Styl literacki Rutki jest pełen subtelnych opisów i głębokich przemyśleń. Autorka umiejętnie balansuje między narracją a dialogami, tworząc płynną i angażującą opowieść. Opisy przyrody i miasteczka Przystań są tak żywe, że czytelnik niemal czuje morską bryzę na twarzy i słyszy szum fal. To miejsce, choć fikcyjne, staje się niemalże bohaterem samym w sobie, miejscem pełnym uroku, ale i tajemnic. Jednym aspektem, który zaskoczył mnie, jest to jak autorka, balansuje pomiędzy narracją a dialogami, tworzą płynne i angażujące przejścia. Dodatkowo duża ilość opisów i głębokich przemyśleń, tak prozaiczny element, który idealnie wpasowuje się w historię jak i stanowi jej idealne dopełnienie, budząc w czytelniku poczucie realnego bycia w przystaniu, a nie jedynie traktowania go jako fikcyjnego miejsca. Po raz kolejny autorka stworzyła niezwykle złożone i realistyczne postacie, które są jednym z największych atutów powieści. Każdy bohater wnosi do historii unikalną perspektywę, co czyni ich relacje i interakcje autentycznymi i głęboko angażującymi. Jane jest ambitna, przyjazna, sympatyczna, kochana, troskliwa i opiekuńcza a przy tym bardzo rozmowna, choć z początku poznajmy ją, jako bardziej wycofaną, przerażoną nową rzeczywistością i niekoniecznie chcącą w niej uczestniczyć, w końcu to, co było, było światłem, a nowe życie, jest jedynie ciemnością, której brakuje tego promyka. Bohaterem, który przez większość książki był jedną wielką niewiadomą, a same odczucia względem niego dość zmienne choć jednolity, oscylujące wokół nienawiści albo miłości był nie kto inny jak Hayden Handerson. Tajemniczy, cichy, skryty, bezczelny, ale również bardzo opiekuńczy i czuły, skupiając uwagę na drobnych gestach, sprawił, że bardzo go polubiłam. Mimo schematyczności swojej kreacji ma w sobie coś, co sprawia, że nie ma to znaczenia i postrzega się go dużo lepiej. Nie mogłabym zapomnieć o innych postaciach, choć mniej znaczących równie dobrze wykreowanych, których na dodatek nie da się nie polubić. Luke, Lucy, Miles, Brain, Patrick i cała reszta stanowią idealne dopełnienie swoją różnorodnością charakterów. Dodatkowo moment, gdy, choć na chwilę powróciliśmy do Crosby i Chase, sprawił, że nie mogłam nie uśmiechnąć się na myśl o trylogii The Chain.
Podsumowując, uważam “Przystań lepszego jutra” autorstwa Moniki Rutki za cudowanie napisaną historię, a przy tym poruszającą, pełną emocji, która pozostaje z czytelnikiem na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Na swój sposób wyróżnia się spośród całej dotychczasowej twórczości autorki, poruszaną tematyką inaczej dociera do czytelnika, stając się wyjątkową lekturą, do której wielokrotnie powrócę, czy to wyczekując drugiego tomu, czy aby choć na chwilę znaleźć się w przystani…



I biegnę. I nic już mnie nie boli. I niczego już się nie boję.


Przystań lepszego jutra" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…