Insta


wtorek, 31 sierpnia 2021

Projekt osobisty

12:50:00 0 Comments

 PROJEKT OSOBISTY.
stwórz wielką wizję, przygotuj plan i osiągnij swoje mistrzostwo


Tytuł: Projekt osobisty

Autor: Piotr Walenko

Data wydania: 5 października 2010 r.

Liczba stron: 172

Wydawnictwo: Novae Res

Moja ocena: 7/10





Jeśli uważacie że książki z gatunku rozwoju osobistego muszą być opasłymi tomiszczami liczącymi setki stron to „Projekt osobisty” może wydawać się wam niepozorny na ich tle. W końcu co może być wartościowego w pozycji, która liczy nieco ponad 150 stron? Czy może przekazać jakieś wartościowe wskazówki w zakresie rozwijania własnej osobowości? Czy nie lepiej sięgnąć po „obfitszą” książkę?

Odpowiedź zależy od tego, czego poszukujecie. Jeśli lubicie historie ludzi sukcesu, sporą dawkę wiedzy teoretycznej opartą o badania naukowe i dane statystyczne, którymi aż kipią poszczególne strony, mnóstwa motywacyjnych cytatów to „Projekt osobisty” was nie zachwyci. Jeśli jednak poszukujecie „konkretu”, chcecie wykonać faktyczną mentalną prace nad samym sobą i rozwinąć się wewnętrznie w tej pozycji znajdziecie praktyczne wskazówki i ćwiczenia, które pomogą wam stać się lepszymi ludźmi (cokolwiek to słowo miałoby oznaczać) i zacząć zmieniać swoje życie. Nie dajcie się zwieść  - „Projekt osobisty’ nie jest książką, do której siada się i czyta od deski do deski. Jeśli faktycznie chcecie osiągnąć pozytywny skutek po jej przeczytaniu musicie włożyć przynajmniej odrobinę wysiłku w stawiane przed wami wyzwania. Nawet jeśli wymaga to (zgodnie z rekomendacją autora) krzyczenia na cały głos, rzucania książką i naraża czytelnika na zdumione spojrzenia współlokatorów czy członków rodziny.

Wyrzuć na śmietnik tę złą wizję, możesz rzucić z całej siły tą książką (chyba, że czytasz na tablecie to nie radzę).

Trzeba docenić to że projekt osobisty jest pisana prostym, konkretnym językiem, bez "motywacyjnego bełkotu" i często pustych sformułowań "jesteś najlepszy", "jesteś zwycięzcą", a do tego okraszona sporą dawką humoru (przykład powyżej). Dodatkowo plusem tego poradnika (bo chyba tak można nazwać tę książkę) na tle różnych innych pozycji z tematyki rozwojowej oraz cechą wyróżniająca przedstawioną w niej metodę spośród setek innych autorskich koncepcji jest z pewnością to, że nie ma w niej koloryzowania, a jest solidna praca podzielona na małe segmenty i moduły. W końcu, cytując autora: "prawdziwy, głęboki rozwój nie polega na czytaniu motywacyjnych cytatów na tle ładnych krajobrazów".
 
 

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

"Uwikłana" – Daria Paulina Bączkiewicz

10:26:00 0 Comments

Ludzie spowici są tajemnicami i zatajają wydarzenia ze swojego życia, pragnąc jednocześnie o tym zapomnieć i robić wszystko by ktoś nie odkrył prawdy. Manipulują, skrywają się za fałszerskimi maskami, szukając osoby, która da im się osaczyć niczym zwierzę w klatce brzydzące się ludzkiego dotyku i zamknąć w ciasnym uścisku nieświadomości. Nie kontrolują się – najmniejsza wzmianka o zakopanych już dawno wspomnieniach doprowadza ich do maniakalnego szału. Oczekują współczucia, wzbudzają na siłę poczucie winy. Usilnie próbują znaleźć kogoś, kto zrozumie, zaakceptuje i oddzielając grubą kreską wszystkie ich błędy, da im czyste konto. Uważaj, bo ofiarą możesz być ty. Maureen doświadcza tego na własnej skórze i choć usilnie stara się zrozumieć, nie daje się złapać drapieżnikowi dzięki swojemu ognistemu temperamentowi i zaradności. Ale czy drapieżnikiem jest się z wyboru? Zapraszam was do wykreowanego przez Darię Paulinę Bączkiewicz świata pełnego intryg i mroku. Tu nie możecie czuć się bezpiecznie. Gra na uczuciach, toksyczna relacja, od tego nie możesz już uciec. A ty? Dasz radę zachować zdrowy rozsądek? "Uwikłana" to prawdziwa walka o przetrwanie.

Nr recenzji: 461
Tytuł: Uwikłana
Autor: Daria Paulina Bączkiewicz
Data polskiego wydania: 13 sierpnia, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 352
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 2/10


Maureen, młoda oraz ambitna kobieta, przeprowadza się do obcego kraju. Od tego momentu część swojego nowego życia musi dzielić z tajemniczym współlokatorem. Wkrótce odkrywa jednak, że Geoffrey, chłopak, z którym zamieszkała wciąga ją w dziwną i niebezpieczną grę. Determinacja Maureen i szalony temperament nie pozwala jej się wycofać, a chęć poznania prawdy o człowieku, od którego jest zależna, staje się ważniejsza niż jej własne bezpieczeństwo. I mimo że każdy dzień spędzony w jego towarzystwie przypomina koszmar i przyprawia o wymioty, dziewczyna coraz bardziej, bezpowrotnie zagłębia się w toksyczną relację. Wkrótce okaże się, że Geoffrey skrywa tajemnice, które na zawsze powinny zostać nieujawnione. Czy Maureen nieodwracalnie wpadnie w sidła Geoffrey 'a i pozwoli w pełni przejąć nad sobą kontrolę, stając się marionetką w jego chorej grze? Tak, bo wzięła te sidła i się nimi samodzielnie obwiązała.

Najpierw myślałam, że to będzie kolejna tandetna historia miłosna, ale z biegiem czasu zdałam sobie sprawę, że coś tu nie gra. Wgłębiając się coraz bardziej w relacje tych dwojga, dostawałam ciarek na ciele. Liczyłam chyba na coś zbyt oczywistego.. Robiło się niepokojąco, mrocznie i podobało mi się to! Uzależniłam się od adrenaliny, którą karmiła mnie autorka, zabierając powoli w otchłań wyimaginowanego świata. Im dłużej zżerała mnie niepewność, tym większą miałam ochotę na nieprzerwane czytanie, albo wyrzucenie książki za okno, bo historia nie zmierzała do żadnego konkretnego celu.
Czułam się, jakby autorka podłożyła bombę, która w każdym momencie może wybuchnąć. Nie wiedząc, kiedy i jak to się stanie, musimy mieć oczy dookoła głowy i być wyczuleni na każdą możliwą ewentualność. Tylko że bomba nie wybuchła. Czekałam. Czekałam. I czekałam. I nic.

Ale co z tego, że ta oryginalna fabuła strasznie mnie zachwyciła, a mój umysł przepełniony był wieloma hipotezami i pracował na pełnych obrotach, skoro reszta totalnie leży. Po raz kolejny spotykamy się z czymś powszechnie znanym: pomysł dobry, wykonanie nie. Zacznę może od tego, jak denerwująca i irytująca jest główna bohaterka. Ani trochę jej nie polubiłam. Przeprowadziła się do zupełnie nowego środowiska, zostawiając przyjaciół i rodzinę (za którymi ewidentnie usycha z tęsknoty, bo dostajemy dziesięć stron jej wewnętrznego monologu), zgadzając się na mieszkanie pod jednym dachem z facetem o dziesięć lat starszym, z którym widać z daleka, że coś jest nie tak! I tu zaczyna się robić ciekawie i wprost śmiesznie, bo główna bohaterka to zauważa i zaczyna cały czas podkreślać, że go nie zna i mu nie ufa, ale nic z tym nie robi, bo tłumaczy sobie, że jest po prostu skryty. Autorka pokazuje, że Maureen nie ma w ogóle mózgu, gdy pyta się Geoffrey 'a, po co ją sprowadził do innego kraju, a z tego, co wiemy, to nie wpakował ją, siłą do samolotu. Może był to celowy zabieg autorki i specjalnie wykreowała tak tę postać, by pokazać, jaka jest irracjonalna i impulsywna, ale moim zdaniem było to zupełnie nielogiczne i znacznie odbiegało od realizmu, którego najwidoczniej na próżno tutaj szukać.
Wspomnę jeszcze tylko, iż jest to literatura sensacyjna, a sensacji mamy tu tyle, że nawet punkt kulminacyjny nie istnieje, bo większość książki to przemyślenia głównej bohaterki, więc zaliczyłabym to raczej do tandetnego pamiętnika. O reszcie bohaterów nie będę się wypowiadać, bo zrobiłabym dziurę w klawiaturze przez to, że mają mniej IQ niż ja lat i w dodatku wszyscy cierpią na totalne rozdwojenie jaźni. Jakby jeszcze tego było mało, to wszyscy potrafią się teleportować! Raz są w jednym miejscu, raz w drugim. Byli w pracy, pyk, no i są w domu! Też bym tak chciała.

Wprowadzenie angielskich słówek to chyba najgorsze co zrobiła autorka i muszę temu po prostu poświęcić osobny akapit. Po raz kolejny przywołam tutaj biednego Geoffrey 'a, któremu chyba się zacięła płyta, bo dosłownie w każdym zdaniu zwraca się do Maureen "sweetie", "sweets" i "sweetheart". W przypisie przetłumaczono to jako "słodziutka", co jest bardzo ciekawe, ponieważ kolega z pracy Maureen tak się do niej zwrócił, ale nie "sweetie", tylko po prostu "słodziutka". Nie wiem, dlaczego mamy w powieści dwie wersje tego słowa, skoro akcja na pewno osadzona jest w jakimś anglojęzycznym państwie. Uznałabym to po prostu za lekkie potknięcie i usprawiedliwiłabym to tym, że polski nie jest zbyt elastycznym językiem do pieszczotliwych zwrotów, ale po co używać tych dwóch wersji? Żebyśmy zwijali się z zażenowania? Autorka na tym nie pozostaje i nawala te słówka wszędzie, np. zamiast po prostu "zdrowa opcja" mamy "healthy option". Wiecie, żeby było więcej "designu".
Doszliśmy wyżej do wniosku, iż logika w tej powieści nie istnieje. Fakt, bo na wieczornej kolacji z Geoffreyem główna bohaterka, myśli raczej o lekkim posiłku. Wybiera więc grillowany ser halloumi z pikantnym sosem meksykańskim. Trzyma się to kupy, nieprawdaż?

Jedyne co mogę tutaj pochwalić (nie do końca) oprócz oryginalnego i niekonwencjonalnego pomysłu na fabułę to opisy (może niekoniecznie te kilkustronowe brania prysznica). Profesjonalne opisy miejsc dodają klimatu i doskonale wizualizują panujące warunki na wyspie oraz oddziałują na wyobraźnię. Autorka czule pieści nasze zmysły, precyzyjnie oddając każdy detal malowniczego klimatu morskiego. Zachwycające ogrody, przepych, setki statków, niebo idealnie kontrastujące z taflą wody. Jest tego stanowczo za dużo. Po kilku linijkach zaczynają nudzić.

Przynajmniej autorka przekazuje nam jakieś wartości. Jej proza jakby bije na alarm i ostrzega nas przed toksycznością. Może niekoniecznie na przykładzie głównej bohaterki, która więcej myśli niż robi, (o ile w ogóle myśli), ale w jakiś sposób pokazuje manipulatorskie zachowania takie jak wpajanie niemożności normalnego funkcjonowania i życia bez oprawcy. Geoffreyowi przypadła rola iluzjonisty, który powoli odciąga Maureen od rzeczywistości, będąc dogłębnie przekonanym o tym, jak bardzo jest wspaniałomyślny. Zdecydowanie na plus emocjonalne słownictwo, dobrze opisane uczucia i dość poetyckie zwroty pośród tych krótkich, nic niewnoszących zdań.

Podsumowując, autorka znacząco nadwyrężyła moje nerwy. Książka najgorsza nie była, wystarczy tylko popracować nad realizmem i posiadać jakiś plan. Tak czy siak, nie skuszę się raczej na drugim tom, ale może wy znajdziecie w tej powieści coś, czego ja dostrzec nie mogłam.

Wydawnictwu Novae Res dziękuje za próbny egzemplarz, autorce życzę dalszych sukcesów i weny twórczej, a czytelników tak jak zawsze proszę o jakiś krótki komentarz :).

niedziela, 29 sierpnia 2021

„Stowarzyszenie Srok. Jedna to smutek..." Zoe Sugg, Amy McCulloch

15:36:00 0 Comments

 Śmierć w renomowanej szkole to dla wszystkich ogromna tragedia, ale jest to również sprawa, która nie daje spokoju uczniom, a dzięki temu czytelnik wraz z młodymi ludźmi może odkrywać kolejne tajemnice Illumen Hall.



Nr. recenzji:
468

Tytuł: „Stowarzyszenie Srok. Jedna to smutek..."

Autor: Zoe Sugg, Amy McCulloch

Tłumacz: Anna Kłosiewicz

Liczba stron: 414

Data polskiego wydania: 28 lipca 2021

Wydawnictwo: Insignis

W moim odczuciu: 8/10

Autor recenzji: Daria Pogodzińska


Audrey jest nową uczennicą Illumen Hall, w szkole czuje się obco, a słyszane ciągle informacje o śmierci młodej dziewczyny wprawiają ją w zakłopotanie. Echo tragicznej wiadomości niesie się po korytarzach, a sprawa wyglądająca na zamkniętą jeszcze przez pewien czas nie ucichnie. Wszystko za sprawą podcastu, który wywołuje niemałe zamieszanie. "Wiem, kto zabił Lolę. A jedno z was będzie następne". Dla Ivy szkoła jest drugim domem, jej schronieniem, przyszłością i możliwością rozwoju. Dziewczyny od nowego roku szkolnego będą dzielić razem pokój, ale nie będzie to przyjaźń od pierwszej chwili. Z czasem, kiedy zorientują się, że współpraca może przynieść pożądane skutki, dowiedzą się, że ich charaktery i osoby mogą się świetnie zgrać.


Do sięgnięcia po tę książkę, skusił mnie jej klimat i motywy. Każdy czytelnik ma swoje ulubione schematy, elementy w książkach, które sprawiają, że po dany tytuł sięgamy częściej. Dla mnie ta powieść posiada takie rzeczy, co też przekłada się na to, że moja opinia o niej jest pozytywna. W sposób realny została przedstawiona relacja dziewczyn. Na początku nie polubiły się, tolerowały się, ale nie miały wspólnego języka, co oczywiście jest zrozumiałe, bo tak jak w życiu, nie z każdym jesteśmy w stanie się dogadać, ale często jedna iskra może spowodować pożar, w tym wypadku jeden chłopak i dwie zranione dziewczyny, mogą stworzyć razem przyjaźń. Nie dzieje się to od razu, nie jest to szybka reakcja, czytelnik jest w stanie poznać obydwie dziewczyny i wyrobić sobie już jakieś pierwsze zdanie na ich temat.


Styl autorek jest lekki i przyjemny, to jedna z tych historii, które chce się poznać od razu od początku do końca. Powieść posiada opisy, dzięki czemu wyobrażenie sobie szkoły jej rozmiarów i wyglądu jest łatwe. Jest to thriller dla młodzieży, dla mnie ważne w takich książkach jest to, aby było napięcie, aby czytelnik czuł klimat, emocje, czasem i przerażenie, a niesiony ciekawością, nie będzie zauważał, ile stron już przewrócił. Może nie jest to książka, która ma wysoki poziom tych rzeczy, ale są one jak najbardziej poprawne i dobre. Pierwsza część lektury jest wolniejsza, dopiero zaczynamy poznawać ludzi, historię tego miejsca, ale po przekroczeniu połowy, jak na rollercoasterze, nie ma już odwrotu, pędzimy do samego końca. Akcja zdecydowanie przyśpiesza, a zakończenie pozostawia niedosyt i chęć sięgnięcia po następny tom.


Podsumowując, "Stowarzyszenie srok" jest bardzo dobrym thrillerem dla młodzieży. To jedna z tych propozycji, która będzie idealna na jesienne i szkole wieczory. Myślę, że młodzież może się zachwycić, a dla starszych będzie to świetna rozrywka. Mam jednak pewne ale... dziewczęta rozwiązując tajemnice śmierci Lory i trafiając na poszlaki, w pewnym momencie, nie mają żadnych problemów, potyczek, wszystko idzie gładko jak po maśle, mimo pewnych niedociągnięć, czy elementów, do których można się przyczepić, książka jest godna przeczytania i polecenia.

piątek, 27 sierpnia 2021

"Samotna" – Lisa Gardner

12:19:00 0 Comments
Człowiek w swoim marnym życiu spotyka się z milionem trudnych decyzji, które musi podjąć. Kształtują one ścieżkę, jaką podąża. Każda mała rzecz ma swoje skutki i w pewien sposób może zadecydować o naszym losie, nawet jeśli jesteśmy tego nieświadomi. Być może wybór nieodpowiednich płatków na śniadanie przyczyni się kiedyś do twojej śmierci? Może. A co ze studiami? Gdybyś na nie poszedł, twoje życie byłoby lepsze? Nie wiadomo. Tak jak mówi stare przysłowie, sami jesteśmy kowalami własnego losu.
Sprawa o wiele bardziej się komplikuje, gdy w grę wchodzi ludzkie życie, a na podjęcie ważnej, nieodwracalnej decyzji masz kilka sekund. Kiedy podejmujesz decyzję "życie albo śmierć", sprawa jest prosta. Jeśli masz wybór "życie jednego człowieka albo drugiego" wpadasz w pułapkę.

Nr recenzji: 458
Tytuł: Samotna
Autor: Lisa Gardner
Data polskiego wydania: 14 lipca, 2021
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 384
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 8/10


Pierwszy z cyklu thrillerów kryminalnych z detektyw D.D Warren! W ekskluzywnej części Bostonu dochodzi do aktu przemocy domowej. Mężczyzna celuje z broni do żony i synka. Sześcioletni snajper policji stanowej Massachusetts, Bobby Dodge ma tylko kilka sekund na podjęcie decyzji, której może żałować do końca życia. Nie waha się, ratując dziecko i jego matkę, Catherine Gangon, która nie po raz pierwszy cudem unika śmierci. Dwadzieścia pięć lat wcześniej została porwana i uwięziona przez psychopatę, który maltretował ją przez kilka dni, a później niemal zakopał żywcem.
Dramatyczne wydarzenia w bogatej dzielnicy Bostonu połączą losy Catherine, Bobby'ego i detektyw D.D Warren, która prowadzi własne śledztwo. Już niedługo bowiem muszą stawić czoła żądnemu zemsty psychopatycznemu mordercy, który atakuje znienacka i kogo ofiarą, może paść dosłownie każdy..
Jak potoczą się dalej sprawy i co najważniejsze, czy główni bohaterowie wyjdą z tego cało?

Muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem! Autorka, a raczej Amerykańska mistrzyni thrillera kryminalnego, Lisa Gardner stworzyła mrożącą krew w żyłach powieść, która dosłownie do ostatniej strony trzyma w napięciu! Bohaterowie zostali wykreowani świetnie. Nie mogłam uwierzyć w to, jak dużo realizmu przekazała im autorka. Każdy z nich ma własną historię, odmienny światopogląd i charakter. Jest ich dużo, aczkolwiek Gardner równomiernie wprowadza ich w kolejnych rozdziałach, dzięki czemu nie czujemy się przytłoczeni ilością tylu postaci naraz.

Mimo iż cała powieść skupia się raczej na Bobbym niż detektyw D.D Warren, zupełnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Nie mogłam oderwać się od książki nawet na moment! Autorka nieustannie podsyca naszą ciekawość, trzymając rękę na pulsie. Akcja jest spójna i intrygująca. Wydarzenia łączą się ze sobą w niesamowitym zwrocie akcji, doprowadzając nas prawie do palpitacji serca. "Samotna" to genialny thriller, które pokazuje, iż nawet najdrobniejsze decyzje i czyny mają swoje konsekwencje, a na ludzi warto uważać, gdyż wiele z nich okazuje się kłamliwymi manipulatorami. Autorka rzuca cień podejrzeń na każdego, więc nie zgubcie się w poszukiwaniu prawdy.

Jedyne, do czego mogę się przyczepić to fabuła. Oczywiście, jest doskonale zaplanowana i dopracowana, aczkolwiek przez masę nieprawdopodobnych wydarzeń traci na realizmie. Jestem świadoma tego, że ludzie to skomplikowane byty, które są zdolne do wszystkiego, ale po prostu poczułam się przytłoczona serią bestialskich i makabrycznych wydarzeń. Może to i dobrze. Może to był specjalny zabieg Lisy Gardner, by jeszcze bardziej wpaść w jej sidła maniakalnie dobrego warsztatu. Tak czy siak, nie żałuję przeczytania książki. Na pewno była to jedna z lepszych powieści, które kiedykolwiek przeczytałam. Nie dość, że autorka gwarantuje nam oryginalną fabułę, idealną akcję, bohaterów z krwi i kości, masę wartości opierających się na prawdziwym życiu, to jeszcze własne doświadczenie i umiejętności, którymi bezproblemowo się z nami dzieli. Brawo za obeznanie w dziedzinie kryminalnych, przyprawiających o dreszcze spraw!

Podsumowując, koniecznie musicie zabrać się za Samotną i inne dzieła autorki. Jest ich ponad dwadzieścia, także nie martwcie się, że przyjemność wam szybko minie. Jestem pewna, że każda historia na długo zapadnie w waszej pamięci i pokaże, jak bardzo nieprzewidywalne może być ludzkie życie.

Wydawnictwu Albatros dziękuje za egzemplarz, autorce życzę dalszych owoców ciężkiej pracy, a czytelników tak jak zawsze proszę o krótki komentarz uwzględniający wasze przemyślenia :)

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

"Wakacje wśród duchów. Antologia opowiadań o duchach" – Charles Dickens, Oscar Wilde i inni

10:40:00 0 Comments
Wyjątkowy zbiór klasycznych opowieści o nawiedzonych domach, mściwych duchach i upiornych ostrzeżeniach gwarantować miał dobrą rozrywkę i wgląd w realia XIX wieku. Coś jednak poszło nie tak, bo owe opowiadania wcale pomysłowo nie łączą grozy, melancholii i humoru! (może ewentualnie to ostatnie, bo w trakcie czytania nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać). Byłam naprawdę cierpliwa i długo czekałam na, chociażby jedną falę dreszczy, zaskoczenia albo lęku przed pójściem spać. Cóż, najwidoczniej literatura dziewiętnastowieczna nie jest dla wszystkich. Tak czy siak, może akurat was zainteresują utwory pisarzy takich jak Oscar Wilde, Charles Dickens Czy Wiliam Butler Yeats.

Nr recenzji: 457
Tytuł: Wakacje wśród duchów. Antologia opowiadań o duchach.
Autor: Charles Dickens, Oscar Wilde i inni
Data polskiego wydania: 6 lipca, 2021 
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 
Liczba stron: 568
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 2/10

Gdy zapada zmrok, co powiesz na przerażające i pełne grozy opowieści? Rozsiądź się wygodnie, nie zważaj na dziwne odgłosy w piwnicy, skrzypienie desek podłogowych czy przerażające wycie psa. Niech cię nie strwoży migające światło, podążający za tobą cień czy rysy postaci w otchłani ciemności. Coś się poruszyło? Dotknęło zimną dłonią twojej ręki? Zachowaj spokój. Oto gromadzą się duchy minionych lat..
Wyjątkowy zbiór opowieści grozy autorstwa wybitnych przedstawicieli gatunku. Ale czy na pewno?

Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mam w końcu tę książkę za sobą. Tu już nawet nie chodzi o to, że w moim mniemaniu była totalnym chłamem, aczkolwiek to, co dostałam ani trochę, nie spełniło moich oczekiwań. Z jednej strony nie powinnam tak osądzać dziewiętnastowiecznych autorów i po prostu skończyć pisać tę recenzję i zapomnieć o tej „pełnej grozy powieści”, ale z drugiej, przecież opis był bardzo intrygujący! (chociaż teraz myślę, iż osoba, która zabrała się za pisania tego opisu, nie otworzyła nawet tej książki). Sami więc rozumiecie, że czuję się aż nadto oszukana.

Czytając opinie innych ludzi, większość stwierdziła, iż nasza antologia opowiadań o duchach, trafiła w dziesiątkę w ich klimaty. Ja myślę inaczej. Zawsze pośród tylu pozytywnych opinii trafi się jedna negatywna. Osobiście, tematy dotyczące duchów, horrorów, a w szczególności morderców strasznie mnie interesują. Wyobrażałam sobie, iż nie będę w stanie oderwać się od tych opowiadań, że przeczytam wszystko w jeden dzień. Przez większość czasu jednak czułam się jakbym, czytała podręcznik od historii. W niektórych momentach wręcz przysypiałam! Strasznie nudziła mnie ta powieść, w dodatku cały czas byłam rozczarowana..

Kilka opowiadań mnie zainteresowało i przeczytałam je w miarę sprawnie. Ale co z tego skoro przez większość czasu czytałam z przymusu, byleby to jak najszybciej skończyć i napisać recenzję?

Podsumowując, moje oczekiwania ani trochę nie zostały spełnione, ale wy się nie poddawajcie. Kto wie, może akurat ta książka was zainteresuje i nie będziecie w stanie się od niej oderwać? Tak czy siak, ja chcę ją zostawić jak najszybciej za sobą. Nic mnie nie zaciekawiło. Duchy były, ale nie wywarły na mnie szczególnego wrażenia zwłaszcza z tym trudnym słownictwem. Momentami czułam się, jakbym marnowała swój cenny czas, ale jakoś przebrnęłam. To tyle, co jestem w stanie powiedzieć o tej powieści.

Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz recenzecki, a czytelników tak jak zawsze proszę o jakiś znak życia w postaci komentarza, własnej opinii czy czegokolwiek.





wtorek, 17 sierpnia 2021

"The Kissing Booth 3. Ten ostatni raz" – Beth Reekles

09:46:00 0 Comments
Przeczytałam książkę wczoraj, a wciąż nie mogę uwierzyć, że losy przebojowej i nierozłącznej ze sobą paczki znajomych dobiegły końca i już nigdy nie doczekamy się kontynuacji. Ale hej, taka jest kolej rzeczy! Ludzie wyrastają z niezobowiązujących zauroczeń, a pierwsza miłość staje się jedynie wspomnieniem. Muszą zmagać się z dojrzałymi, przemyślanymi decyzjami i ustabilizować swoje życie. Rzadziej widują przyjaciół, których kiedyś mieli na wyciągnięcie ręki. Wszystko kiedyś dobiega końca, ale to nie znaczy, że początek czegoś nowego nie może być lepszy. Poznajcie zatem dalsze, a zarazem końcowe losy Elle, Noah, Lee i Rachel. Ten ostatni raz.



Nr recenzji: 463
Tytuł: "The Kissing Booth 3. Ten ostatni raz" 
Autor: Beth Reekles
Data polskiego wydania: 11 sierpnia, 2021
Wydawnictwo: Insignis 
Liczba stron: 384
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 10/10


Jest sam środek upalnego lata, a Elle stoi przed niezwykle trudnym dylematem. Otrzymała wiadomość, że została przyjęta na uniwersytet, o których dotychczas mogła tylko marzyć! Ponadto główna bohaterka ma tylko kilka dni na podjęcie ważnej decyzji: czy wybrać Harvard, by być blisko ukochanego, czy może rozpocząć studia w Berkeley wraz z najlepszym przyjacielem Lee, tak jak zawsze planowała?

Tymczasem w domku przy plaży rodziny Flynnów panuje istny chaos. Podczas segregowania starych zabawek, odnajdują swoją przebojową listę szalonych rzeczy do zrobienia w wakacje przed rozpoczęciem studiów! Elle chce, by dzięki nim przeżyć najwspanialsze lato w ich życiu, zanim wszystko ulegnie zmianie.

Elle pozostaje sama z wielkim dylematem: przyjaźń czy miłość? I czy w tym wszystkim jest w ogóle miejsce dla niej?

Jakie studia wybierze Elle i co o tym zadecyduje? Czy ona i jej chłopak Noah są gotowi by zamieszkać razem? Ale co z Lee? Jak potoczy się sprawa domku przy plaży?

Zapewne większość z was obejrzała wszystkie trzy filmy na Netfliksie lub chociaż o nich słyszała. Tak czy siak, ja mam za sobą wszystkie i zdecydowałam, że przygodę z książkami zacznę od ostatniej części. (Brawo ja!) Nie żałuję jednak tej decyzji absolutnie. Ba, nawet nie wiem, czemu nie zrobiłam tego wcześniej! (Prawdopodobnie dlatego, że każda wizyta w Empiku kończy się wynoszeniem połowy sklepu i po prostu moje saldo byłoby ujemne po zakupie całego cyklu, a tak to książkę dostałam bezpośrednio od wydawnictwa).
Tak czy siak, jak zwykle śmiem sądzić, film nie umywa się do książki. Poważnie! W dodatku filmowa Elle była strasznie irytująca. W życiu nie widziałam, by żadna autorka, tak dobrze posługiwała się młodzieżowym slangiem bez cienia zażenowania z mojej strony. W dodatku jej lekkie pióro powoduje, że przez powieść mknie się szybciej niż po zakupy do Biedronki przed niedzielą niehandlową. Całość jest prosta, wciągająca, a jednocześnie pasjonująca i przyciągająca. Beth Reekles ukazuje realne nastoletnie życie pełne nierozwiązalnych problemów i sprzecznych emocji. Bohaterowie zostali wykreowani nieziemsko! Każda postać różni się od siebie, posiada swój własny światopogląd i o dziwo poczucie humoru, które nie jest śmieszne tylko dla autorki. Brawo!

Największą uwagę w książkach, jak zapewne wiecie (Albo i nie, bo w sumie wątpię, by ktoś z zapałem śledził każdą moją recenzję oprócz mojej mamy) zwracam uwagę na wartości, które przekazuje autor. Bo przecież, czytając książki, nie tylko żyjemy cudzym życiem. Poznajemy świat z innej perspektywy, uczymy się na błędach innych i jesteśmy przygotowani na dosłownie każdą sytuację, która może się wydarzyć. To właśnie jest najważniejsze. Wartości. Edukacja. Beeth Reekles nie tylko dała nam nastoletnią miłość, którą każda dziewczyna chciałaby przeżyć w ogólniaku, ale również pokazała, że bez względu na okoliczności, powinniśmy stawiać siebie na pierwszym miejscu. Przestać spełniać wymagania innych, zatrzymać się i zastanowić się czego MY tak naprawdę oczekujemy od naszego życia? I do tego dążyć! Reszta powinna sama się ułożyć. Jak to ładnie ujęła autorka: bo czasami kochanie się nie wystarczy.
Widziałam już milion komentarzy i spekulacji, iż Noah i Elle nie skończą razem. Kochani. Jeśli są sobie przeznaczeni, odnajdą drogę do siebie jeszcze raz. Jeśli nie, trudno. Życie toczy się dalej. Przeczytacie kolejną książkę. Ale gwarantuje wam, że o tej nie zapomnicie.

Kto by pomyślał, że autorka w wieku piętnastu lat stworzy bardziej dojrzałą, pouczającą i mądrą książkę niż niejeden dojrzały twórca. Być może wynika to z tego, że czasy się zmieniają. Najlepszym sposobem na zdobycie wiernej grupy fanów, jest pokazanie prawdy, z którą będą mogli się utożsamiać. Stworzy to dużą społeczność, która połączy ludzi i wypełni ich potrzebę przynależności. Autorka ze swoją serią trafiła w dziesiątkę. Osiągnęła duży sukces, chwyciła za serce i je poruszyła. Moja najlepsza przyjaciółka się popłakała na filmie! (sądziłyśmy, że nie ma duszy) A co by było z książką?

Podsumowując, gorąco polecam nie tylko tę część, ale wszystkie! Niesamowita, WZRUSZAJĄCA literatura młodzieżowa, pełna humoru i emocji. Proszę was, tylko żebyście nie byli smutni z powodu zakończenia historii naszej przebojowej paczki. Autorka dała nam wolną rękę. Nie ma dobrego ani złego zakończenia. Stwórzcie własne, alternatywne. (Swoją drogą nawet jakby zrobili milion kontynuacji, musicie sami przyznać, że to nie byłoby tak dobre, jak te klika części).

Chyba przestanę dziękować za egzemplarze recenzenckie, które doprowadziły mnie do płaczu i wewnętrznych torsji, ale chcę zachować tę robotę i dalej recenzować książki więc..
Żartuję oczywiście! :)

Wydawnictwu Insignis bardzo dziękuję za ten wzruszający i pouczający egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów i serdecznie gratuluję, a czytelników tak jak zawsze proszę o przyłączenie się do moich rozmyślań na temat tej cudownej powieści!

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

"Zanim cię zobaczę" – Emily Houghton

11:31:00 0 Comments

 Każdy już wie, że na miłość nie można oczekiwać, gdyż przychodzi ona niespodziewanie. Czasami mi się wydaję, że im bardziej czegoś chcemy, tym bardziej, nie możemy tego mieć (bardzo logiczne, nieprawdaż?). Tak czy siak, nie wolno tracić nadziei, bo nawet najboleśniejsze wspomnienia są w stanie połączyć dwoje ludzi, by przerodzić je w szczęście. Pod warunkiem, że sobie na to pozwolą.


Nr. recenzji: 452
Tytuł: "Zanim cię zobaczę" 
Autor: Emily Houghton
Tłumacz: Anna Dobrzańska
Data polskiego wydania: 30 czerwca, 2021
Wydawnictwo: Albatros 
Liczba stron: 384
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 10/10



„Zanim cię zobaczę” autorstwa Emily Houghton to pasjonująca i podnosząca na duchu historia, o dwójce pacjentów, którzy poznają się w szpitalu i powoli się w sobie zakochują, choć nigdy się nie widzieli.

CZASAMI NIE TRZEBA WIDZIEĆ – WYSTARCZY POCZUĆ… ZWŁASZCZA KIEDY CHODZI O MIŁOŚĆ!

Alfie Mack, od miesięcy przebywa w szpitalu i próbuje dojść do siebie po ciężkim wypadku, w wyniku którego stracił nogę. Przyjęcie na oddział nowej, tajemniczej pacjentki Alice, to najciekawsze, co wydarzyło się w jego życiu od wieków. Choć Alice zajmuje łóżko obok niego i Alfie robi wszystko, by się z nią zaprzyjaźnić, będzie musiał wykazać się cierpliwością, żeby wreszcie poznali się twarzą w twarz. Ta wycofana i skryta w sobie dziewczyna, została mocno poparzona, tracąc przy tym całą swoją pewność siebie. Nie ma nawet odwagi, by spojrzeć w lustro, trzyma się tylko za szczelnymi zasłonami, odseparowana od pozostałych pacjentów. Nie staje to jednak na przeszkodzie Alfiemu, który za wszelką cenę próbuje do niej dotrzeć. I kiedy krok po kroku będzie wyciągał ją ze skorupy, którą się otoczyła, zacznie się między nimi dziać coś ekscytującego..

Już na starcie mogę napisać, że jedyną wadą tej książki jest to, że wciąż jestem singielką, a dobrowolnie zgodziłam się na przeczytanie kolejnej historii miłosnej, która po prostu rozrywa od środka. Mam chyba silną wolę walki albo jestem jakoś masochistką, skoro dotrwałam do końca. Poważnie, czy to się kiedyś skończy? Na pewno nie polecam tej książki osobom stanu wolnego, bo w pewnym momencie nie będziecie wiedzieć, czy sięgnąć po chusteczki higieniczne do ocierania łez, ciastka czekoladowe, herbatkę albo telefon, by zamówić pizzę, lub ewentualnie w akcie desperacji zainstalować Tindera i szukać kogoś, kto zostanie waszym prywatnym oraz darmowym psychoterapeutą. Chyba naprawdę zaraz zmniejszę tę ocenę do 2/10 i pozwę autorkę o sadystyczne znęcanie się nad moim zdrowiem psychicznym!
(Ktoś wie, ile z tego jest kasy, swoją drogą?)

A tak na poważnie, to już od pierwszej strony wiedziałam, że książka będzie totalnym hitem i na długo zapadnie mi w pamięć. Wniosek ten szybko się potwierdził, a nie wysnułam go tylko i wyłącznie z poruszających opisów i cytatów, bosko wykreowanych, pełnych życia bohaterów, pięknej, ciepłej okładki, ale również wartości, które autorka bez problemu wbiła mi do głowy.

Powieść pokazuje, że prawdziwe szczęście można odnaleźć nawet w cierpieniu. To cudowne, jak dwoje ludzi po przejściach, których życie doświadczyło bardziej, niż kiedykolwiek mogliby przypuszczać, łączą się w bólu, tworząc coś, co myśleli, że zostało im odebrane na zawsze. Autorka przelała na papier masę uczuć, a smutne życiorysy bohaterów tworzą po prostu nową definicję miłości i pokrzepiają, są pełne nadziei. Podziwiam Emily Houghton, że w swoim debiucie, tak dobrze ukazała ludzki ból i człowieczy odruch. Co prawda, może niektóre rzeczy zostały troszkę zbyt wyidealizowane, aczkolwiek nie odtrącało mnie to na tyle, by odmówić sobie dalszego zatopienia się w tę wzruszającą powieść. Brakowało mi jeszcze więcej momentów z Alice i Alfiem, ale daje sobie rękę uciąć, iż był to celowy zabieg autorki, by pozostawić w nas ten niedosyt. Bez tego, książka nie byłaby taka dobra.

Nie mam pojęcia, jak autorce udało mnie się tak wzburzyć, ale jestem w stanie odprawiać czarne msze, byleby ekranizacja tej książki się pojawiła. Błagam, potrzebuję tego! Niech ktoś ukaże tę uroczą i pełną humoru relacje między głównymi bohaterami, tak dobrze, jak zrobiła to Emily Houghton. Albo pozwólcie mi, chociaż przeczytać jej historię drugi raz po raz pierwszy.

Wspominałam już, jak bardzo mądra jest ta powieść? Nie? Szczerze, to zostałam pozytywnie zaskoczona. Nie wiedziałam, że w sposób tak dojrzały, można żartobliwie podejść do tematu, uczulając i wspierając jednocześnie innych. To jest piękne, co autorka zrobiła z tą książką, co zrobiła ze mną i innymi czytelnikami. Chciałabym kiedyś tak jak ona, przelać tyle emocji i realnego życia w czarnych, wydrukowanych literkach. Ale za to właśnie kochamy książki, prawda?

Podsumowując, mogłabym rozpisywać się w nieskończoność, ale nie chciałabym zabierać wam przyjemności z samodzielnego odkrywania zalet tej ciepłej i refleksyjnej historii. Koniecznie musicie przeczytać tę książkę, to rozkaz. Wchodząc do świata wykreowanego przez Emily Houghton, po pierwsze tak łatwo nie wyjdziecie, a po drugie zobaczycie cierpienie i ból różnego rodzaju, ale również walkę o lepsze jutro, szczególnie tą wewnętrzną. Pamiętajcie tylko by rozsądnie rozgraniczyć sobie ilość stron na dzień, bo powieść szybko się kończy i potem będziecie się czuć jak narkoman na głodzie.

Wydawnictwu Albatros dziękuję za egzemplarz i wydanie tak emocjonującej powieści, autorce życzę dalszych sukcesów i motywacji, a czytelników, tak jak zawsze o pozostawienie po sobie czegoś w komentarzu poniżej, bym wiedziała, że nie tylko ja mam prawdziwą i chorą obsesję na punkcie książek.

czwartek, 5 sierpnia 2021

"Dziewczyna w drugim rzędzie" – Aurelia Blancard

14:51:00 0 Comments
Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Nasz umysł samowolnie będzie nawiązywał lub kojarzył rzeczy z ludźmi, bądź miejscami, których już dawno nie ma w naszych życiach. Tak samo jest z niektórymi zagadkami kryminalnymi. Przecież niekiedy, rozwiązywane są one po długich latach niepewności, nawet gdy śledztwo już dawno stanęło w miejscu. Co prawda, istnieją rzeczy lub zjawiska niewyjaśnione, ale pamiętajcie, że wszystkie wydarzenia mają związek z przeszłością. Są niczym domino. Jedno z nich spadnie, a mury, którymi próbowaliśmy się odseparować od tych minionych wydarzeń, również legną w gruzach. Dokopywanie się do prawdy, wewnętrzny niepokój i lęk przed przeszłością to główne motywy, które porusza Aurelia Blancard w swojej najnowszej powieści pt. Dziewczyna w drugim rzędzie”.
Nr recenzji: 451
Tytuł: "Dziewczyna w drugim rzędzie"
Autor: Aurelia Blancard
Data polskiego wydania: 29 czerwca, 2021
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 
Liczba stron: 376
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 5/10


W Beaufort dochodzi do tajemniczego morderstwa. Sprawę próbuje rozgryźć Cathy, która pracuje w paryskiej redakcji. Ma przeprowadzić dziennikarskie śledztwo i opisać okoliczności śmierci swojej dawnej koleżanki z klasy. Niestety, powrót do rodzinnego miasta sprawia, iż ponownie czuje się jak zagubiona czternastolatka. Nakłaniając do zwierzeń rodzinę i znajomych ofiary, musi z mierzyć się z przeszłością, o której tak bardzo chciała zapomnieć.

Tymczasem w nowym domu pod Beaufort Lidia znajduje pod oknem kuchennym pierwsze truchło gołębia. Empatia rozkazuje jej wykopać dół w ogrodzie i zrobić trumnę z pudełka po butach. Coś jednak jest nie tak i Lidia odczuwa lęk przyszłej matki i przekonanie, że na pewno istnieje jakiś stary ludowy przesąd zabraniający kobietom w ciąży zbliżanie się do zwłok. W najciemniejszym kącie ogrodu zostaje pusta dziura w ziemi. Świeżo wykopany otwarty grób.

Co jest prawdą, a co kłamstwem? Teraz i w przeszłości? Beaufort spowija gęsty mrok.

Okej, nie wiedziałam, że książka jest w stanie tak bardzo irytować i fascynować jednocześnie. Już od pierwszych stron poznajemy mnóstwo bohaterów i trudno jest się zorientować, kto był kim. Akcja ciągle przyśpiesza i zwalnia, jeszcze ten chaotyczny koniec! No ale dobrze, zacznijmy od początku.

Pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny, dawno nie czytałam czegoś równie intrygującego i przyciągającego. Brakowało mi jednak więcej emocji, więcej opisów, strachu i tej charakterystycznej gęsiej skórki. Bohaterowie byli trochę bez wyrazu. Irytujący i infantylni, jakby zatrzymali się dojrzałością w tym gimnazjum! Wydawało mi się, że niczym się od siebie nie różnili, ewentualnie imionami. To całe przeskakiwanie pomiędzy perspektywą Cathy a Lidią również nie przypadło mi do gustu. Było z tym dużo zamieszania w mojej głowie, dużo nowych informacji. Niekiedy musiałam przeczytać któryś fragment jeszcze raz lub cofnąć się kilka stron do tyłu, by odświeżyć sobie informacje. Przez to nie chciało mi się wracać. Dosłownie musiałam się zmuszać do ponownego sięgnięcia po powieść, a chyba wszyscy wiemy, że to najgorsze uczucie, gdy zaczynasz czytać z poczucia obowiązku, a nie przyjemności.

Jeśli chodzi o akcję, to chyba najbardziej się zawiodłam. Nie wiadomo w ogóle, gdzie był punkt kulminacyjny i puenta. Autorka niepotrzebnie tak bardzo przyspieszyła pod koniec, a wątki były strasznie zagmatwane i bez żadnego powiązania.

Jednym z pozytywów były wartości, które Aurelia Blancard nam przekazała. Fakt, iż przeszłość nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć, ale możemy się uczyć na błędach i udoskonalić swoją przyszłość. Każdy ma swoje słabości, ale pamiętajcie, iż motywacja i chęć zmiany zdziałają cuda.
Nie zapominajcie, że kłamstwo ma krótkie nogi. O wiele lepiej uporać się z problemami od razu, niż wtedy kiedy jeszcze bardziej się skomplikują.

Podsumowując, autorka mogła o wiele lepiej wykorzystać swój talent. Książki nie oceniam tak nisko, jedynie przez to, że strasznie podobał mi się jej styl literacki. Co prawda, pomysł na fabułę był świetny i wyróżniający się na tle innych historii, ale w wykonaniu coś poszło nie tak. Tak czy siak, zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję, bo każdy ma inne gusta, a widziałam wiele pozytywnych opinii. Zdania nie zmienię, aczkolwiek nie myślę, że powieść była tragiczna.

Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o komentarz na dole :).