czwartek, 29 sierpnia 2019

„Jednak mnie kochaj" Laura Kneidl

09:00:00 0 Comments

New Adult, new adult i jeszcze raz new adult. Bardzo powielany temat oraz styl, do którego jestem sceptycznie nastawiona. Jednak w tym przypadku jest inaczej. Całkowicie inaczej. Jestem pewna, że na pewno będę wracać do tej książki. 

Nr. recenzji: 311Tytuł: “Jednak mnie kochaj”
Autor: Laura Kneidl
Tłumacz: Joanna Grzelak
Liczba stron: 480
Data polskiego wydania: 14 sierpnia, 2019
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 9/10
   Autor: Julianna Kucner

Sage to osiemnastolatka, która z racji na swoją mrożącą krew w żyłach przeszłość wywołującą u niej ataki paniki, ucieka z domu rodzinnego. Trafia do Nevady — miasta położonego na drugim końcu kraju. Zaczyna tam studia psychologiczne, bez żadnych środków na koncie oraz bez dachu nad głową, więc śpi w samochodzie. Tak, bardzo starym samochodzie. Postanawia więc zacząć swoją pierwszą pracę w bibliotece, żeby trochę zarobić. W budynku spotyka April. - miłą dziewczynę, z którą bardzo szybko nawiązuję wspólną relację. Pewnego dnia, April przez przypadek dowiaduje się, że bohaterka śpi w samochodzie. Natychmiast wyciągając do Sage rękę, zaproponowała jej weekend w jej własnym mieszkaniu.

Okazuje się, że April ma brata — przystojnego Lucę, łamacza damskich serc, który podobnie jak ona został skrzywdzony przez najbliższych i poszukuje prawdziwej bliskości oraz zrozumienia. Jednak istnieje pewien problem. Sage z racji na swoją przeszłość stara się jak najdalej trzymać się od nieznanych mężczyzn. Podczas gdy wydaje się, że już wszystko jest w porządku, przeszłość powraca w okamgnieniu podczas błogich, świątecznych dni. Brzmi znajomo? Absolutnie nie!
Mimo to, że opowieść jest bardzo bazująca na New Adult i zasadniczo posiada podobny schemat; Dziewczyna studiuje, posiada stany lękowe oraz zaburzenia psychiczne, demoniczna przeszłość, chłopak, który sprawia, że wszystkie problemy głównej bohaterki przestają istnieć, determinacja i walka o nowe życie, autorka tej książki sprawiła, że jest zupełnie inna, wyjątkowa. Na początku wydawało mi się, że będzie to kolejna książka z banalnym tematem. Tak. Wydawało mi się. Czytając kolejne strony, coraz bardziej przekonywałam się, że to po prostu fantastyczna książka, która jest perłą pośród tych wszystkich książek z podobną tematyką!

Stany lękowe u Sage nie są wyssane z palca, tylko są przedstawione w porządny i realistyczny sposób, dzięki czemu naprawdę możemy wczuć się w rolę głównej bohaterki, jak gdyby żyć jej życiem, przeżywać to samo co ona. Niektórymi momentami było mi jej naprawdę szkoda, przez to, co doświadczyła, ale była silna i dawała sobie radę. Chciała sięgnąć po szczęście, nawet gdyby sama je miałaby sobie narysować. Walczyła sama ze sobą. Sage i Luca. Luca i Sage. Połączenie trafione w dziesiątkę. Charaktery, które same się dopełniają. Wzloty i upadki. Emocjonalna więź pomiędzy nimi. Czytając koniec książki, muszę się przyznać, że przeżyłam niemały szok. Szczerze, absolutnie pod żadnym pozorem nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.

Ogólnie rzecz biorąc od pierwszych stron strasznie polubiłam postać April. Moim zdaniem to promienna dziewczyna, która w całej książce odgrywa rolę takiego słońca. Jest empatyczna, wciela się doskonale w rolę najlepszej przyjaciółki.
Tak samo wygląda sprawa z Lucą. Chłopak, który czyta książki i chcę zostać bibliotekarzem, w dodatku fetysz w postaci pisania list? Tego jeszcze chyba nie było. Możemy więc postawić na oryginalność. Zastanawiam się, czy Laura Kneidl potrafi tak wspaniale wykreować charaktery, czy może inspiruję się na relacjach z życia wziętych. Oczywiście oprócz naszego bibliotekarza, promienistej dziewczyny i głównej bohaterki istnieją bohaterowie, którzy są równie wspaniale przedstawieni. Tego jednak dowiecie się samodzielnie, sięgając po książkę. Powieść czyta się jednym tchem, jest lekka do czytania. W dodatku w niektórych momentach posiada delikatnie poczucie humoru, które jest w moim stylu. Mogę też pochwalić estetyczną okładkę, która bardzo mi się spodobała.

Podsumowując, dawno nie czytałam czegoś tak równie dobrego, jak powieść, którą skonstruowała Laura Kneidl. (Zwłaszcza New, Young Adult) Autorka z „gracją” podeszła do powieści, nie pominęła żadnego istotnego faktu oraz momentu. Bohaterowie są wybitni, uczucia są realistyczne. Z chęcią mogę sięgać po kolejne powieści autorki. Z niecierpliwością będę wyczekiwać drugiego tomu, który mam nadzieję, pojawi się niedługo. (Uwierzcie mi, gdy będę zdesperowana, będę w stanie przeczytać ją nawet po niemiecku) Nadal nie mogę przeżyć zakończenia. Książkę zdecydowanie polecam nastolatkom oraz osobom dorosłym, natomiast fanom New Adult powinna się na pewno spodobać.






wtorek, 27 sierpnia 2019

„Czekałam na Ciebie" Magdalena Krauze

18:21:00 0 Comments

Nr. recenzji: 310
Tytuł: „Czekałam na Ciebie"
Autor: Magdalena Krauze
Liczba stron: 325
Data polskiego wydania: 24 lipca 2019
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 8/10


Paulina jest młodą, spełnioną życiowo kobietą. Ma świetną pracę, oddanych przyjaciół oraz kochających rodziców. Wytrwale pomaga najbliższym w trudnych, życiowych sytuacjach z jakimi przyszło im się zmierzyć. Jest singielką z wyboru, ale nie doskwiera jej żadna samotność. Bohaterka wierzy jednak w prawdziwą miłość i wytrwale czeka na księcia z bajki, który odmieni jej życie. Niespodziewanie Paulina dostaje szansę od losu i w jej życie wkracza ON - obiekt jej westchnień i ukryta miłość ze szkolnych czasów. Czy pojawienie się Igora w życiu głównej bohaterki odmieni jej dotychczasowy, poukładany świat?


Książka wciąga już od pierwszych stron. Zagłębiając się dalej w historię głównej bohaterki ma się wrażenie, że jest ona bardzo bliska czytelnikowi. Jej perypetie i różne, często dziwne i szalone życiowe sytuacje nakładają się na siebie w ostateczności tworząc zwariowany świat młodej kobiety. Poznajemy zarówno ciekawe i śmieszne sytuacje, ale także te przykre i zmuszające do refleksji. Paulina jest nie tylko pomysłową i pracowitą redaktorką, ale potrafi także pomóc swojej najlepszej przyjaciółce, której życie przysłowiowo sypie się na głowę. Bohaterka jest bardzo otwarta przez co nie da się jej nie lubić. Potrafi sobie poradzić praktycznie w każdej sytuacji. Zawsze znajduje rozwiązanie i nawet w najtrudniejszych sytuacjach walczy o swoje.


Jakie są moje odczucia po lekturze? Uważam, że książka jest naprawdę dobrze napisana, zważając na fakt, że jest to debiutancka książka autorki. Krauze w żaden sposób nie idealizuje życia bohaterki. Paulina zmaga się z takimi samymi problemami z jakimi mają do czynienia młodzi i ambitni ludzie. Niespełniona miłość, problemy najbliższych - to tylko nieliczne przypadki z którymi przyjdzie się zmierzyć bohaterce. Autorka świetnie ujęła perypetie Pauliny, strona po stronie skrupulatnie odkrywając jej historię. Powieść kipi wręcz zaskakującymi sytuacjami wprost z życia bohaterki. To książka obok której nie da się przejść obojętnie i którą po prostu trzeba przeczytać.

Podsumowując, z czystym sercem mogę polecić tę książkę. Myślę, że może to być świetna odskocznia od pędu życia codziennego. To świetna lektura np. na plażę! Ja swoją pozycję recenzencką zabrałam właśnie na wakacje nad morzem i mogę tylko potwierdzić, że szum morza rzeczywiście wpływa kojąco na nasz umysł, a książka jest idealnym dopełnieniem perfekcyjnego dnia. Chyba nie muszę nikogo dalej namawiać do sięgnięcia po tę powieść. Więc jak będzie? Przeczytasz? Od siebie mogę jeszcze dodać, że życzę pani Magdzie głowy pełnej pomysłów i z niecierpliwością czekam na kolejne pozycje. Myślę bowiem, że warto wspierać naszych polskich pisarzy!

„Pieśń Syreny" Alexandra Christo

15:45:00 0 Comments
Kiedy usłyszałam, że pojawi się nowa niesamowita opowieść o syrenach dla młodzieży, wprost nie umiałam się powstrzymać przed sięgnięciem po nią. Byłam pewna, że to coś w moim guście... Ale była jeszcze lepsza.

czwartek, 22 sierpnia 2019

"Skrzynia ofiarna" Stewart Martin

09:00:00 0 Comments
Choć mimo swojego wieku literaturę młodzieżową raczej omijam ta pozycja mnie zaintrygowała. Porównanie do „To" Kinga i do „Stranger Things” jest może trochę na wyrost. Jednak dostajemy solidną mieszankę mrocznego horroru z paranormalnym thrillerem. I wiecie co? Ta mieszanka po prostu wciąga.




Nr. recenzji: 299
Tytuł: „Skrzynia ofiarna"
Autor: Stewart Martin
Tłumacz: Helena Skowron
Gatunek: literatura młodzieżowa
Liczba stron: 400
Data polskiego wydania: 18 września 2019
Wydawnictwo: YA!
W moim odczuciu: 7/10
Autor recenzji: Ola Wierkiewicz







Lamb, Hadley, Sep, Arkle i Mack. Piątka tak różniących się od siebie dzieci spędza wspólnie wakacje 1982 roku. Na pamiątkę składają ofiarę i zawiązują pakt. Ofiarowują swoje talizmany i największe sekrety by scaliły na zawsze przyjaźń, która się między nimi wywiązała. Jednak cztery lata później ledwie się zauważają na szkolnym korytarzu. Pakt został zerwany, ofiara poszła na marne. Muszą znowu stanąć ramię w ramię. Czy będą w stanie wybaczyć sobie i wspólnie odbudować to, co sami zaprzepaścili? 

Książkę czyta się jednym tchem. Nie dlatego, żeby mieć ją za sobą. Nie. Ona jest zwyczajnie dobra. Nie gubi czytelnika w milionach wątków, nie zanudza na śmierć. Nie wyolbrzymia typowych zmartwień nastolatek, nie ma w niej skrzącolicych wampirów i niespełnionej miłości. Mimo, że jest to książka dla młodzieży o młodzieży nie znajdziemy w niej typowo młodzieżowej historii. Bo w tej historii jej o wiele więcej. W tej owianej grozą opowieści znajdziemy coś wartościowszego. Radości, smutki, uczucia. Te prawdziwe. Te żale wykrzyczane prosto w twarz, te nieśmiałe dotknięcia dłoni dodające otuchy. Te fale złości i podbite oko, te całusy w policzek w stanie uniesienia. Idealnym zabiegiem było osadzenie historii w latach 80. Dzięki temu skupiamy się nie na wszechobecnych technologiach ale na człowieku. Tym obok, tym na wyciągnięcie ręki. 

Język jest typowy dla tego gatunku. Prosty i przystępny, z wieloma dialogami, opisami skróconymi do minimum. Mimo wielu postaci autor zgrabnie każdemu z nich nadał własny styl wypowiedzi, co sprawiło, że szybciej do mnie dotarli i lepiej ich rozumiałam. Jedyne małe zastrzeżenie mam do kreowania postaci. Wiemy o nich mało. A tą małą garść informacji zbieramy właściwie przez całą książkę. Nie skupiamy się nad zbędnymi szczegółami, ale analizujemy najważniejsze dla historii sprawy. Często też autor lawirował pomiędzy pseudonimami a prawdziwymi imionami i w momentach maksymalnego skupienia nad treścią musiałam na chwilę się zatrzymać żeby się domyślić o kim jest mowa. Lecz z perspektywy czasu wydaje mi się, że to wyszło książce na dobre. 

Podsumowując szczerze polecam "Skrzynię ofiarną". Niekoniecznie miłośnikom young adult, niekoniecznie nastolatkom. Każdy w niej znajdzie coś dla siebie. Jeśli nie mroczny klimat, zagadki i paranormalną historię w tle, to na pewno prawdziwą opowieść o przyjaźni i przyjaciołach, którzy w obliczu zagrożenia stają na wysokości zadania. O prawdziwych i trwałych uczuciach, o przywiązaniu do swojego otoczenia. O tym, że myślimy, że samotność jest najlepszym co nas może w życiu spotkać. O tym, jak cholernie się mylimy.


@weziczytaj

wtorek, 20 sierpnia 2019

Jak rozwój technologiczny wpływa na popularność literatury polskiej? - analiza fenomenu Wiedźmina.

15:00:00 0 Comments

Saga o wiedźminie Geralcie w ciągu ostatnich kilku lat przeżywa swój renesans. Świat pełen magii i dziwnych stworzeń został przeniesiony najpierw na ekrany telewizyjne, by potem doczekać się trzech części gier komputerowych. Fenomen Wiedźmina jest tak wielki, że wkrótce na jego podstawie powstanie również Netflixowski serial. Jednak co tak naprawdę jest powodem sukcesu tej sagi? Czy wszystko zaczęło się, jak to zazwyczaj jest, od książki? A może coś innego wpłynęło na światową popularność?


Od czegoś trzeba zacząć

Andrzej Sapkowski swoje pierwsze literackie i wiedźminowskie kroki postawił w miesięczniku Fantastyka, gdzie w grudniowym wydaniu z 1986 roku ukazało się pierwsze opowiadanie o Geralcie. Było to jedno z opowiadań wysłanych na konkurs ogłoszony przez to czasopismo, które zapewniło Sapkowskiemu III miejsce. Kontynuacją historii Geralta – szarowłosego wiedźmina – były zbiory opowiadań pod tytułem Ostatnie życzenie oraz Miecz przeznaczenia. Nic wtedy nie zapowiadało, że Andrzej Sapkowski będzie, zaraz po Lemie, najlepiej kojarzonym polskim pisarzem fantasy.



Wkrótce też powstał cykl powieściowy, który przedstawiał dalsze dzieje Geralta. Od roku 1994 Sapkowski napisał cztery książki o tej tematyce, by ostatnią powieść – Pani Jeziora – wydać w 1999 roku i zakończyć tym samym sagę wiedźmińską. Sam autor negatywnie wypowiada się o nazywaniu tego sagą, skłania się bardziej w stronę cyklu, tłumacząc swoją niechęć tym, że słowo saga zarezerwowane jest dla mitologii nordyckiej. Chcąc nie chcąc, jego powieści częściej kojarzone są jaka saga o wiedźminie – z powodu nadania takiej nazwy przez wydawnictwo SuperNowa.




Złe dobrego początki

Jak przystało na popularną serię książek i Wiedźmin doczekał się swojej ekranizacji. Polski film fantasy swoją premierę miał 9 listopada 2001 roku i obecnie nie jest dobrze wspominany przez fanów. Film powstał niejako przez przypadek – był dodatkowym efektem prac przy serialu, który swoją premierę miał w 2002 roku. Składał się on z 13 odcinków opartych na historii zawartej w opowiadaniach Sapkowskiego i emitowany był w TVP2. Niestety i on zakończył się fiaskiem. Cóż zrobić, może cykl o wiedźminie nie nadaje się do przeniesienia na ekran telewizorów?


Uderzenie w nowe źródło

Wiedźmin poniekąd został zapomniany. Fani polskiej fantastyki z pewnością wiedzieli o jego istnieniu, jednak nie trafiał on do nowych odbiorców z prostego względu – nowe pokolenie (jeśli już czytało) zazwyczaj sięgało po zagranicznych autorów. Początki XXI wieku to przecież czas największej sławy Harry'ego Pottera. Jednak od 2003 krążyły słuchy, jakoby na podstawie powieści Andrzeja Sapkowskiego miała powstać gra. Najpierw otwarto oficjalną stronę, gdzie znajdowały się pierwsze grafiki z gry.

Następnie pokazano wersję demonstracyjną na targach E3, gdzie Wiedźmin po raz pierwszy został zauważony przez zagraniczne media. Polskie studio CD Projekt RED wyprodukowało grę, której premiera odbyła się w 2007 roku. Tak Wiedźmin wpadł w szpona nowych odbiorców. Gra odniosła sukces nie tylko w naszej ojczyźnie.

W roku 2011 został wyprodukowany sequel Wiedźmin 2: Zabójca królów doceniony na licznych rozdaniach nagród. Rozdanie European Games Awards w Kolonii zagwarantowało tytułowi nagrody aż w sześciu kategoriach! Zadeklarowana liczba nagród, które do tej pory zdobyła ta część gry wynosi 50. Ostatnia część cyklu gier o wiedźminie Geralcie nosi nazwę Wiedźmin 3: Dziki Gon i osiągnęła niesamowitą popularność na świecie. Zapowiedziana w 2013 roku na targach E3 gra, została wydana w 2015 roku i od tamtej pory zdobywa nowych zwolenników.




Komputer, a literatura

Sukces w branży gier komputerowych wpłynął znacznie na skok popularności papierowej wersji wiedźmińskich przygód. Gra pozyskała nowych czytelników – nie tylko z Polski, ale również zza granicy. Śmiało można stwierdzić, że taki zabieg opłacił się Andrzejowi Sapkowskiemu, chociaż w tym wypadku wiąże się z tym ciekawa historia. Autor Wiedźmina wśród fanów postrzegany jest raczej jako osoba dość specyficzna. Słuszność tych przypuszczeń udowodnił, gdy okazało się, że ze sceptycyzmem podchodził do stworzenia samej gry.

Sapkowski nie był nigdy jej zwolennikiem i niejednokrotnie negatywnie się o niej wypowiadał. Na początku drogi powieść – gra, autor sceptycznie założył, że twór CD Projekt RED nie przyniesie mu dochodów, więc przekazał prawa do stworzenia gry, żądając za to jednorazowego wynagrodzenia zamiast procentu od przyszłych dochodów. Dzisiaj możemy pomyśleć o nim jak o krótkowzrocznym staruszku, jednak w 2002 roku, kiedy to zaczynały się negocjacje i rozmowy na temat stworzenia gry, branża komputerowa nie była w tak doskonałym stanie, jak teraz.

Widząc, jaki zarobek przynosi, Sapkowski głośno zaczął domagać się pieniędzy, co zostało odebrane negatywnie.Nie można jednak stwierdzić, że autor wyszedł na tym źle! Odnotowano wzrost sprzedaży jego cyklu, który wyszedł za granice naszego kraju. Tak jak wcześniej wspomniałam, Andrzej Sapkowski jest zaraz po Lemie najchętniej czytanym polskim autorem fantasy. Dodatkowo w 2013 roku autor postanowił napisać kolejną powieść z uniwersum WiedźminaSezon burz. Jest to obecnie ostatnia książka Sapkowskiego o tej tematyce.




Co przyniesie przyszłość?

Pogłoski o serialu Netflixa krążyły od dawna, jednak już od 2017 roku mamy potwierdzenie – wiedźmin Geralt doczeka się kolejnej szansy. Obsada, chociaż początkowo krytykowana przez zagorzałych fanów, wygląda całkiem nieźle, tak samo jak zdjęcia z planu, które niedawno zagościły w internecie. Nic tylko czekać na produkcję popularnej, amerykańskiej stacji!Jednak jak to wszystko wpływa na literaturę związaną z wiedźminem? 

Możemy tylko przewidywać kolejny boom na książki Andrzeja Sapkowskiego, w końcu anglojęzyczny serial  poszerzy grono odbiorców bardziej niż polska produkcja z 2002 roku. Kolejni ludzie usłyszą o naszym polskim pogromcy bestii, a to może przynieść wiele dobrego. Mimo rozgłosu uzyskanego dzięki grom komputerowym, Wiedźmin nie osiągnął jeszcze takiej popularności, na jaką zasłużył. W końcu to kawał dobrego fantasy i to nie tylko dlatego, że dobre, bo polskie!



Klaudia P.

niedziela, 18 sierpnia 2019

"Trinkets" Kirsten Smith

08:30:00 0 Comments

"Trinkets" Kirsten Smith

Wielbiciele platformy Netflix mogą kojarzyć serial Trinkets, który pojawił się 14 czerwca 2019 r. Serial oparty jest na książce, o tym samym tytule, napisanej przez Kirsten Smith. Co skusiło mnie do sięgnięcia po tę książkę? Nie jestem fanką seriali, lecz większe prawdopodobieństwo, że go obejrzenia jest wtedy gdy mam w zasięgu ręki książkę, która była pomysłem do stworzenia adaptacji. W ten o to sposób książkę przeczytałam, serial zaczęłam oglądać i podzielę się z Wami swoją opinią o książkowej wersji Trinkets.






Nr. recenzji: 300

Tytuł: "Trinkets"
Autor: Kirsten Smith
Tłumacz: Małgorzata Kaczarowska
Liczba stron: 325
Data polskiego wydania: 19 czerwca 2019
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 5/10
Autor recenzji: Daria Pogodzińska






Trzy dziewczyny z całkiem innych światów uczęszczają do grupy Anonimowych Kleptomanów. Zostały do tego poniekąd zmuszone, po tym jak każda została nakryta na przestępstwie. Moe uważana jest za twardzielkę, chodzi na monotonne spotkania, na których co jakiś czas słychać chrapanie starszego pana oraz narzekania na świat przez kurę domową. Monotonia spotkań zmienia się po tym jak na salę wkracza Elodie, przeciętna dziewczyna, nowa w szkole. Za nią dołącza Tabitha, popularna dziewczyna, mająca bogatych rodziców, przystojnego chłopaka. Mogłoby się wydawać, że dziewczyny nie znajdą wspólnego języka, ale łączy je jedna rzecz, lubią gromadzić to, za co nie zapłaciły.  O ich odmiennych charakterach można po prostu powiedzieć, że przeciwieństwa się przyciągają.


Z książki można wyciągnąć wiedzę na temat przyjaźni. Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że przyjaźń między różniącymi się osobami nie jest w stanie przetrwać. „Trinkets” pokazuje, iż mimo różnej pozycji społecznej, majątku, czy rodziny, osoby mogą zostać sobie bliskie. Tabitha stwierdziła, że nowo poznanymi koleżankami otwiera się bardziej niż przed dziewczynami z którymi przyjaźni się od dawna. Podoba mi się to, że więcej jest motywu przyjaźni niż miłości. Postacie zostały wykreowane w taki sposób żeby łatwo je było zapamiętać, odróżnić, przez konkretne cechy którymi się wyróżniają. Żadna z dziewczyn nie irytowała mnie, przyjemnie mi się o nich czytało. Okładka przypadła do mojego gustu. Przez głównie panujący odcień pastelu jest miła dla oka oraz niezwykle dziewczęca i młodzieżowa.


Mój główny zarzut dla tej książki to nuda. Pomysł na fabułę, kradzieże, spotkania grupy to elementy ciekawe, a czytając tak tego nie odbierałam. Mimo iż narracja jest prowadzona z trzech perspektyw to opisywane przez dziewczyny przeżycia nie różnią się w znaczący sposób, a czasami jest to te same zdarzenie tylko z innej perspektywy. Po fabule w której znaczącym elementem są kradzieże spodziewałam się, że będą one opisane w zaskakujący sposób z dreszczykiem emocji. No niestety, nie było to zaskakujące, ani tym bardziej z napięciem sięgającym zenitu. Czytając myślałam o tym, może zaraz coś się wydarzy, może zaraz będzie jakiś zwrot akcji, doszłam do końca i klapa.


Podsumowując, pomysł na fabułę, kreację bohaterów oraz sposób opowiadania historii jest bardzo interesujący. Przyznam, że nie czytałam powieści w której tak ważną rolę odgrywały by kradzieże, więc jak dla mnie było to coś nowego. Na plus okładka która jest miła dla oka oraz całe wydanie książki. Z książki przekaz jaki wyciągnęłam, to, że przyjaźń między różnymi osobami jest realna. Zawiodłam się na akcji, wątki poboczne mogłyby być bardziej opisane, by nie skupiać się wyłącznie na głównym temacie. Czy jest to powieść warta polecenia? Ciężko mi jest ją polecić z czystego serca, ale książkę czytało się lekko i szybko. Z drugiej strony nie była całkiem zła, żebym ją odradzała. Dla mnie jest to 5/10


Autor recenzji: Daria Pogodzińska

czwartek, 15 sierpnia 2019

"Rok dobrych myśli" Beata Pawlikowska

09:00:00 0 Comments

"Rok dobrych myśli" Beata Pawlikowska





Nr. recenzji: 
299
Tytuł: „Rok dobrych myśli"
Autor: Beata Pawlikowska
Tłumacz: 
Liczba stron: 
Data polskiego wydania: 18 września 2019
Wydawnictwo: Edipresse Książki
W moim odczuciu: 10/10

Moja praca, ale i życie osobiste, wymagają ode mnie nieustannego planowania, zapisywania spotkań i terminów ważnych uroczystości. Każdy dzień stanowi dla mnie listę zadań, o których muszę pamięć i które koniecznie należy wykonać. W dzisiejszych czasach taki stan rzeczy znany jest niemalże każdemu z nas. Właśnie dlatego w mojej torebce każdego dnia ląduje terminarz, z którym nie rozstaję się nawet na chwilę i którego wybór jest dla mnie corocznie nie lada wyzwaniem.

Mój idealny kalendarz musi spełniać kilka niezwykle dla mnie istotnych wymogów. Tym razem udało mi się znaleźć pozycję doskonałą i w 2020 rok wkraczam z "Rokiem dobrych myśli" Beaty Pawlikowskiej. Terminarz już na wstępie przyciąga pozytywną kolorystyką. Dodatkowo wzbogacony jest o autorskie rysunki Beaty Pawlikowskiej, a także zdrowe, wegańskie przepisy kulinarne, np. na ciastka orzechowo - figowe. Co ciekawe, po zeskanowaniu kodu zostajemy przeniesieni na kanał Autorki na portalu Youtube.com i zyskujemy możliwość wspólnego przyrządzania potraw. Takie życiowe kody znajdują się również na poszczególnych stronach kalendarza, co pozwala nam na dotarcie do filmów Beaty Pawlikowskiej nawiązujących tematycznie do danego dnia. Terminarz ma format 12.5 x 18.5 cm i opatrzony jest w twardą oprawę, dzięki czemu bez kłopotu mieści się nawet w niewielkiej torebce i nie ulega zniszczeniu w wyniku codziennego użytku. Na początku znajduje się kalendarz skrócony na rok 2020 oraz 2021, co dla wielu z nas jest niezwykle istotnym elementem. Każda poszczególna strona kalendarza to oddzielny dzień, opatrzony swoistym tytułem oraz pozytywną myślą. I tak celebrować możemy Dzień Wewnętrznej Gotowości, Dzień Mojego Szczęścia czy Dzień Nowego Początku. Na dole każdej strony odszukać możemy refleksję Autorki, motywującą do optymistycznego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość i na nas samych. Dla mnie, jako dla ogromnej pasjonatki literatury, wszelkich aforyzmów i cytatów, jest to wspaniałe uzupełnienie mojego terminarza. Kalendarz zakończony jest kilkoma wolnymi stronami na notatki własne, zapiski itp. 

"Rok dobrych myśli" jest dla mnie pozycją idealną z uwagi na swój mały format, rewelacyjną, optymistyczną kolorystykę, a przede wszystkim ze względu na to, że jest to terminarz dzienny. Bez wątpienia jego walor stanowią "tytuły dnia" oraz myśli Autorki, które w sposób naturalny pozytywnie nastrajają do nadchodzącego dnia. Możliwość swoistej interakcji dzięki życiowym kodom sprawia, że jeżeli tylko zapragnę zgłębić dany temat - mam taką możliwość natychmiast, bez konieczności przeszukiwania sieci i odnajdywania interesujących mnie materiałów. Dla mnie osobiście kalendarz ten spełnia wszelkie wymogi i nie znajduję nawet jednego elementu, który wymagałby modyfikacji czy zmiany.

Rok 2020 będzie pierwszym, w którym towarzyszył mi będzie "Rok dobrych myśli" Beaty Pawlikowskiej. Ale już dziś z pełną stanowczością stwierdzić mogę, że nie ostatni. Po wieloletnich poszukiwaniach ostatecznie znalazłam swój kalendarz idealny. Jeśli zatem podobnie jak ja, jesteście osobami aktywnymi, których codzienność wymaga rozplanowania zadań, a dodatkowo lubujecie się w aforyzmach i chcecie każdy dzień rozpoczynać z uśmiechem na ustach i pozytywnym nastawieniem  - jest to terminarz dla Was!