Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2024. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2024. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 grudnia 2024

"Pod skrzydłami żurawi" - Monika Cieluch

11:00:00 0 Comments

Niekiedy nasz świat musi stanąć na głowie, byśmy nauczyli się rozumieć, że zmiany w naszym życiu to najlepsze, co mogło nas spotkać.




Tytuł: Pod skrzydłami żurawi


Autor: Monika Cieluch


Data wydania: 11.10.2023


Wydawnictwo: Amare


Liczba stron: 538


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Olive Loughty, młoda doktor weterynarii, uciekła z rodzinnego miasteczka, by zacząć nowe życie w Bristolu. Na wieść o śmierci ostatniej bliskiej jej osoby, ciotki Rachel, postanawia raz jeszcze odwiedzić senne Horwell i pojawić się na pogrzebie krewnej. Podczas odczytania testamentu okazuje się, że ciotka zostawiła jej w spadku swój dom. Aby jednak móc go przyjąć, Olive musi mieszkać w nim przez co najmniej trzy lata. Kobieta decyduje się na przeprowadzkę i rozpoczyna remont, w którym pomaga jej spotkany na pogrzebie miejscowy dziwak, Flynn Sallow. Stroniący od ludzi, bojący się dotyku mężczyzna intryguje ją z każdym dniem coraz bardziej. Olive podejrzewa, że Flynn cierpi na fobię społeczną, ale specyficzne zachowanie Flynna ma zupełnie inną przyczynę. Przeciwko sobie mają przekleństwo i złorzeczenie, po swojej stronie jedynie miłość i krążące nad ich głowami żurawie.



Bo jeśli się kogoś kocha praw­dzi­wie, to czło­wiek jest w sta­nie zro­bić nawet to, co ska­zu­je go na cier­pie­nie.


Zbliżający się koniec roku to czas sprzyjający refleksjom i podsumowaniem, także tym czytelniczym. Przeglądając książki, które udało mi się przeczytać i zrecenzować zarówno tutaj na blogu, jak i prywatnie, zastanawiam się, które z nich zostaną w mojej pamięci na dłużej, które wywołały najwięcej emocji, a które okazały się zaskoczeniem lub rozczarowaniem. Nim jednak będę mogła zacząć zastanawiać się nad tym, muszę wspomnieć o jeszcze jednej historii.


“Pod skrzydłami żurawi” autorstwa Moniki Cieluch to książka, którą zdecydowanie mogę zaliczyć do lepszej czytelniczej części roku, a dodatkowo samą twórczość autorki mogę nazwać jednym z pozytywnych zaskoczeń, będącą również tegorocznym odkryciem.

Jak przy wcześniejszej książce autorki, tak i tym razem mamy do czynienia z bardzo przyjemnym stylem pisania, który określiłabym wręcz otulającym. Po raz kolejny jest on również niezwykle lekki, pełen ciepła i absorbujący. Przy historii pełnej emocji i refleksji na temat życia, miłości i traumy nie może zabraknąć bohaterów z bagażem emocji. Główna bohaterka Olive jest postacią sprzeczną. Z jednej strony silna i niezależna, z drugiej zagubiona w swojej nowej rzeczywistości. Boryka się z lękami i traumami z przeszłości, ale również pragnie znaleźć swoje miejsce na ziemi, choć nie do końca wie, czego tak naprawdę chce. Z kolei Flynn to postać równie tajemnicza co intrygująca. Przez pewne wydarzenia z dzieciństwa, boryka się on z lękiem przed dotykiem i ludźmi. Początkowo odbierany jest jako człowiek stroniący od ludzi i zamknięty w sobie, co sprawia, że przez mieszkańców nazywany jest miejscowym dziwakiem. Mimo początkowej niewiedzy i zbyt wielu pytań, z czasem jego historia staje się coraz bardziej przejrzysta i poruszająca.
Podsumowując, uważam “Pod skrzydłami żurawi” autorstwa Moniki Cieluch za historię niezwykle poruszającą i wciągającą, która zarówno wzrusza, jak i skłania do refleksji. Autorka jednocześnie ukazuje obie strony miłości - jej piękno, ale i trudności. Zdecydowanie jest to jedna z lepszych historii tego roku, a dodatkowo sama twórczość autorki to moje tegoroczne odkrycie, co skłania do stwierdzenia, że nie pozostaje mi nic innego, jak polecenie historii Olive i Flynna.



niedziela, 29 grudnia 2024

"Niech żyje zło" - Sarah Rees Brennan

12:00:00 0 Comments

Czym jest zło? Czym jest miłość? Decydują o tym ludzie, każdy z nich chwyta postrzępione odłamki wiary i składa je w całość. Odpowiedni dużo krwi i łez może kupić życie. Odpowiednio mocna wiara może sprawić, że coś stanie się prawdą. Ludzie wymyślają prawdę w taki sam sposób, w jaki wymyślają wszystko inne: wspólnie.




Tytuł: Niech żyje zło


Autor: Sarah Rees Brennan


Data wydania: 27.11.2024


Wydawnictwo: Storylight


Liczba stron: 464


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Rae od zawsze miała słabość do złoczyńców w powieściach fantasy. Są najlepiej ubrani, mają najbardziej cięte riposty i zwykle nie cofają się przed niczym, by osiągnąć swoje cele. Rae z chęcią zrobiłaby to samo – cierpi na nieuleczalną chorobę i poświęciłaby wszystko, by odmienić swój los… I oto niespodziewanie otrzymuje szansę na drugie życie: niezwykłym trafem przenika do świata swojej ulubionej serii, gdzie może odnaleźć kwiat, który ją uleczy. Budzi się w pałacu stojącym na krawędzi piekielnej przepaści, w królestwie na skraju wojny, krainie niebezpiecznych bestii, knujących dworzan oraz swojej ulubionej postaci: Wiecznego Cesarza. Jest tak ponętny, jak może być tylko postać z książki. Rae wkrótce odkrywa, że w tym fantastycznym świecie wcale nie jest pozytywną bohaterką. Przeciwnie: jest złoczyńczynią. Więc niech i tak będzie! Jako Lady Rahela pod swoim diabelskim przywództwem jednoczy przeróżnych rzezi­mieszków i planuje, jak odmienić ich przeznaczenie. Sterta ciał rośnie, a wraz z nią wściekłość cesarza. Wygląda na to, że Rae i jej sojusznikom trudno będzie dociągnąć do ostatniej strony…



Nadzieja obdarta z tragizmu była pusta. Tak jak tragizm bez nadziei.



Wyobraź sobie, że zamiast w dobrze znanym miejscu, budzisz się w świecie swojej ulubionej książki, pełnej magii, niebezpieczeństw i skomplikowanych wyborów. Dodatkowo okazuje się, że postać, którą masz się stać, nie jest ani niewinną bohaterką, ani kimś, kto mógłby naprawić wszystko dookoła. Teraz to od ciebie zależy czy życie bohaterki, skończy się tak, jak było jej to pisane, czy spróbujesz odwrócić jej los? Stojąc przed wyborem, wykonasz krok ku śmierci czy życiu z Cesarzem?



Kontynuując tegoroczną podróż po fantastyce, nie mogłabym zapomnieć o tytule, który zainteresował mnie sobą, gdy tylko pojawił się w zapowiedziach. Nietypowy koncept i obietnica mrocznej historii w świecie, gdzie bohaterom z góry przypisane są role dobra lub zła, zapowiadały coś wyjątkowego. Dodatkowo główna bohaterka, śmiertelniczka, która zostaje wplątana w skomplikowaną grę o życie – zarówno swoje, jak i postaci, której rolę musi odegrać, obok tak zapowiadającej się historii, nie sposób przejść obojętnie.



Fantastyka w swoim gatunku rządzi się swoimi indywidualnymi prawami, nawet w kwestii stylu pisania. Tym trudniejsze staje się, to gdy książka przy tym odbiega od pewnych schematów fabularnych. Sarah Rees Brennan doskonale jednak oddaje to czym jest dobra fantastyka, skupiając się zarówno na detalach, jak i na zachowaniu lekkości i płynności. Wykreowana atmosfera jest pełna tajemnicy i magii, a narracja nie tylko opowiada historię, ale pozwala czytelnikowi zanurzyć się w niej, stając się jego rzeczywistością.



Pomimo tego, że pojawia się tutaj aspekt świata rzeczywistego i przedstawienia w niej Rae, jest go bardzo nie wiele, co z jednej strony stanowi plus, z drugiej jednak po większym zastanowieniu brakuje mi choć trochę bardziej rozbudowanego tego aspektu. Tak, aby kreacja bohaterki i to jakie wybory podejmuje, wiązała się z częścią jej osobowości, którą już znamy, a sam pobyt w świecie fantasty nie wiązał się z jednoczesnym poznaniem bohaterki. Mimo tego jej kreacja jak i innych jest przyjemna. O samej Rae można na pewno powiedzieć to, że w powieści chce uchodzić za sprytną bohaterkę, która dzięki znajomości zapisanej historii, może odmienić losy bohaterów. W tym wszystkim jednak mam wrażenie, że za bardzo skupiła się na tym, że to tylko ona ma wpływ na zmiany, nie bierze pod uwagę, lawiny, jaką wywołuje, co z czasem obraca się przeciwko niej. Z kolei Wieczny Cesarz to postać bardzo enigmatyczna, czym budzi ogromną ciekawość czytelnika, jego zachowania i słowa są niejednoznaczne, dzięki czemu ciężko przewidzieć jego jakiekolwiek działanie. Z jednej strony działa na niego urok Rachel, z drugiej zaś udaje odpornego na nią i robi jej na przekór.  Jego relacja z Rae to nieustanny taniec napięcia i niedopowiedzeń, pełen wzajemnych prowokacji i prób zdominowania drugiej strony.  Nie mogłabym nie wspomnieć o bohaterze, który oprócz tego, że wzbudził we mnie największe zainteresowanie, okazał się ogromnym zaskoczeniem zwłaszcza na końcu powieści. Klucznik, bo to jego mam na myśli to postać, która do historii wnosi tajemnice i humor. Jednocześnie jest sojusznikiem Rae i zagadką, dzięki czemu nadaje fabule głębi. Co do jego relacji z bohaterką, śmiało mogę powiedzieć, że ich interakcje stanowią jedne z najbardziej emocjonalnych i intrygujących w książce, pozostawiając czytelnika z pytaniem, jakie są jego prawdziwe intencje i co chce uzyskać, podejmując się udziału w grze o życie.



Co do samego pomysłu na fabułę, trzeba przyznać, iż jest ona jednym z najbardziej intrygujących aspektów książki. Przeniesienie bohaterki do świata jej ulubionej serii fantasy, w którym wciela się w rolę złoczyńca to nietypowe podejście do gatunku, a zarazem powiew świeżości w motywie walki dobra ze złem przy tym przetarcie tak dobrze znanych schematów. 



Podsumowując, uważam “Niech żyje zło” autorstwa Sarah Rees Brennan za historię, która na pewno na rynku książkowym jest powiewem świeżości i reinterpretacją znanych nam schematów, czym na samym początku zachwyciła i mnie, jednak im więcej czasu mija od chwili zapoznania się z nią, tym bardziej utwierdzam się w tym, że pomimo wielu dobrych aspektów brakuje jej czegoś, przez co czytelnik zapamiętałby ją na długi czas, skupiając się na pozytywach, a nie drobnych niuansach. Mimo tego skłamałabym gdybym nie napisała, że jest warta poznania, bo takowa jest. Choć nie jest idealna, budzi zainteresowanie, które trzyma czytelnika w ryzach do samego końca, pozostawiając go z większą ilością pytań niż przed poznaniem losów Rae.



niedziela, 22 grudnia 2024

"Kruche nici mocy" - V.E. Schwab

00:00:00 0 Comments

Rzecz zabrana siłą zawsze będzie bladym cieniem danej dobrowolnie.





Tytuł: Kruche nici mocy

Autor: V.E. Schwab

Data wydania: 29.10.2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 776

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Siedem lat temu drzwi między czterema Londynami zostały zamknięte. Czerwony Londyn traci swoją moc, w Białym Londynie religijny fanatyzm grozi katastrofą, a los wszystkich światów może zależeć od Tes, dziewczyny o niezwykłych zdolnościach...Kiedyś istniały cztery światy emanujące magiczną mocą i połączone jednym miastem – Londynem. Jednak siedem lat temu drzwi między światami zostały zapieczętowane i tylko nieliczni antari – najpotężniejsi magowie – mogli je otwierać. Czerwonym Londynem rządzi teraz Rhy Maresh, jednak magia jego imperium słabnie, a w mieście wrze od spisków i intryg. Na tronie Białego Londynu zasiada Kosika, młoda antari fanatycznie oddana pamięci Hollanda Vosijka, której religijny zapał może doprowadzić miasto do katastrofy. Tymczasem Tes, dziewczyna obdarzona talentem naprawiania zepsutych mechanizmów, wchodzi w posiadanie urządzenia, które może odmienić los wszystkich czterech światów.


Czas grudnia i nadchodzących świat, budzi we mnie potrzebę, by ponownie zanurzyć się w świat fantastyki, tym razem jednak mam ogromną nadzieję, że uda mi się zostać w nim na dłużej i poznać zarówno nowe historie, jak i te znane, które parę lat temu skradły moje serce.


Już od pewnego czasu próbowałam podjąć się przeczytania serii Odcienie magii autorstwa V.E.Schwab, jednak z różnych powodów, nie stało się tak. Dlatego gdy pojawiała się okazja, poznania historii, która nie tylko powiązana jest z wcześniejszym cyklem, ale również stanowi początek nowej serii, wiedziałam, że nie mogę przejść obok niej obojętnie i muszę przekonać się, czy “Kruche nici mocy” mogą stanowić wprowadzenie do pełnego świata magii stworzonego przez autorkę.


Dzięki wcześniejszemu spotkaniu z twórczością autorki przez książkę “Niewidzialne życie Addie LaRue” wiedziałam, że jednym z pozytywnych aspektów książki będzie styl pisania. Niezwykle elegancki, płynny i pełen napięcia, a przy tym atmosfera, która otacza czytelnika z każdej strony, nie pozwalając mu wyjść, choć na chwilę z powieści. Autorka tworzy opowieści, które zanurzają w swoich światach i trzymają w nieustannym napięciu. W przypadku “Kruche nici mocy” styl jest równie doskonały, co sama historia, pełna emocji, zaskoczeń i niepewności.


Nikogo kto zna twórczość autorki, nie zaskoczy to, że kreacja bohaterów jest jednym z najlepszych elementów historii w kontekście zarówno postaci pierwszoplanowych jak i drugoplanowych. Jedną z postaci, która wzbudziła moje największe zaciekawienie jest Delilah Bard, postać złożona i pełna sprzeczności. Na zewnątrz twarda, cyniczna i zdeterminowana do zdobycia wszystkiego, czego pragnie, jednak pod maską zmaga się z poczuciem odrzucenia i potrzebą odnalezienia swojego miejsca. Jej maska nie dotyczy tylko tego, jaka jest, ale również przybiera ją w swoich działaniach. Z pozoru pewna siebie złodziejka, która chce przeżyć życie, jak najlepiej potrafi, z czasem jednak odkrywamy, że jej działania powiązane są z emocjonalnymi motywacjami. Do grona najciekawszych według mnie postaci, mogę zaliczyć również Kella. Jako mag, stoi na granicy między światem zwykłych ludzi a światem magicznych istot, co sprawia, że relacja z magią nie jest wcale aż tak prosta. Przez zmaganie się z oczekiwaniami stawianymi w związku ze sprawującą rolą, ma poczucie braku kontroli nad własnym życiem, z jednak strony docenia to, z drugiej zaś pragnie poczuć się wolny. Kell  często staje w obliczu moralnych dylematów, a jego decyzje nigdy nie są łatwe. Jako mag, posiada ogromną moc, ale ta moc – z racji swoich konsekwencji – wiąże go z odpowiedzialnością, której nie zawsze pragnie ponosić. 


Podsumowując, uważam ‘Kruche nici mocy” autorstwa V.E. Schwab za historię, która łączy w sobie wszystko, to co kocham w literaturze fantastycznej - bogaty świat, dobrze wykreowane postacie i fabułę, która nie pozwala, choć na chwilę wytchnienia. Autorka nie tylko stworzyła cudowny świat i bohaterów, ale również poświeciła chwilę na ich wewnętrzne konflikty i rozwój. Po tak ciekawej lekturze nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po serię Odcienie magii, by jeszcze bardziej móc poznać świat.

sobota, 21 grudnia 2024

"Śladami Amber" - Leunens Christine

00:00:00 0 Comments

Być może z tego powodu wspomnienie to nabrało tak surrealistycznego charakteru, że zadaję sobie pytanie, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło…




Tytuł: Śladami Amber

Autor: Leunens Christine


Data wydania: 05.11.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 327


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka






Ethan, student filmoznawstwa, jest zakochany w swojej bliskiej przyjaciółce Amber. Ona również go kocha, lecz nie w taki sposób, jakiego on by pragnął. Kiedy na horyzoncie pojawia się Stuart, starszy brytyjski inwestor, rozpoczyna się subtelna, długotrwała walka o serce Amber. Z czasem skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne, a rzeczywistość okazuje się inna, niż można było przypuszczać. Każda z postaci staje przed koniecznością podjęcia decyzji, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. Autorka z literackim wyczuciem przeplata kilka planów czasowych – teraźniejszość, w której Ethan kręci dokument na Antarktydzie, hippisowskie lata studenckie, gdy po raz pierwszy spotkał Amber, oraz burzliwe lata osiemdziesiąte, naznaczone pacyfistycznymi protestami. I choć w tle zawsze towarzyszy nam wiarygodnie nakreślony klimat epoki, to na pierwszym planie niezmiennie śledzimy losy dwojga bohaterów i nieprzemijającego uczucia, które każe Ethanowi wierzyć, że jeszcze wszystko może się udać. A kiedy wydaje się, że nieprzewidywalny los zabiera to, co najcenniejsze, okazuje się, że trzyma w zanadrzu też coś zaskakującego, co nada życiu nowy sens…


Niekiedy książka to więcej niż tylko opowieść, to podróż w głąb bohaterów i ich losy. Znana z umiejętności zagłębiania skomplikowanych relacji międzyludzkich i moralnych dylematów Christine Leunens, ponownie zabiera nas w emocjonalną wędrówkę, pełną nieoczywistych wyborów, trudnych pytań i bolesnych odkryć.

Jako że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, byłam zarówno pełna obaw jak i ciekawości. Zwłaszcza względem stylu pisania, który znacznie wpływa na odbiór historii. Obawy szybko jednak ustąpiły, pokazując jak autorka mistrzostwo, operuje słowem, zarówno w kwestii uczuć, bohaterów jak i opisów. Jej styl jest pełen szczegółów, a jednocześnie oszczędny w słowach, które zadają cios czytelnikowi. Fragmenty opisujące Antarktydę ukazują samotność Ethana, a retrospekcje przepełnione są ciepłem i nostalgią za minionymi czasami. Wyjątkowości również nie można zabrać bohaterom. Amber jako postać pełna sprzeczności, silna i niezależna, a jednocześnie zagubiona we własnych uczuciach. Jej relacja z Ethanem oparta jest na przyjaźni, będącej również źródłem cierpienia, ale i nadziei. Bohaterka przez całość historii wydaje się być rozdarta między chęcią niezależności a potrzebą bliskości, szukającej swojego miejsca w świecie i próbującej pogodzić różne aspekty swojego życia. Ethan z kolei to młody idealista, pełen marzeń i nadziei, że miłość do Amber zostanie odwzajemniona. Jego opowieść jest pełna bólu, ale i wytrwałości, która pokazuje, co znaczy naprawdę kochać. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Stuart, starszy, doświadczony życiowo inwestor, który wie, czego chce i nie boi się tego zdobywać. Jego relacja z Amber, choć pozornie oparta na wzajemnych korzyściach, kryje w sobie emocje od fascynacji po dominację. Relacja między Ethanem a Amber, głęboka, choć nieszczęśliwa wywołała mieszankę czułości i smutku, a jego wiara w możliwość zmiany losu i zyskania serca ukochanej bywała czasem wkruszająca, a innym razem wywoływała ból, tym jak wiele wiary pokłada w coś, co ma już napisana swoją, inną historię. Autorka pokazała złożoność relacji międzyludzkich, sprawiając, że poczułam, ile bólu, tęsknoty, ale i nadziei kryje się w tych pozornie zwyczajnych postaciach.
Podsumowując, uważam “Śladami Amber” autorstwa Christine Leunens za historię, która na pewno na długo zapadnie mi w pamięć. Pełną emocji, złożonych relacji i ludzkich doświadczeń. Opowiadająca o miłości zarówno tej spełnionej jak i niespełnionej, trudnych wyborach i sile nadziei, która pozwala nam iść do przodu. Historia zdecydowanie warta polecenia, zwłaszcza jeśli szukacie literatury choć wymagającej, dającej wiele satysfakcji.


wtorek, 10 grudnia 2024

"Forrest Gump" - Winston Groom

08:00:00 0 Comments

(...)wytłumaczył mi, że wszystko jest częścią jakby większej całości, że taki jest porządek rzeczy i każdy musi odnaleźć swoje miejsce w świecie i żyć z nim w zgodzie. Dopiero jak to pojmałem wszystko stało się dla mnie znacznie zrozumialsze.




Tytuł: Forrest Gump

Autor: Winston Groom


Data wydania: 20.02.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 280


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Powiem wam jedno: bycie idiotem to nie pudełko czekoladek. Ludzie śmieją się, nerwują, poszturchują. Teraz gadają, że trzeba być miłym dla zapóźnionych, ale powiem wam tyle - nie zawsze jest tak. W każdym razie ja się nie skarżę, bo jak to się mówi, mam kawał ciekawego życia.


Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co dostaniesz…


Poznajcie Forresta Gumpa, sympatycznego i zaskakująco łebskiego bohatera tej nadzwyczajnej odysei komicznej. Forrest najpierw - dość przypadkowo - zostaje gwiazdą drużyny futbolowej Uniwersytetu Alabama, później jedzie do Wietnamu, gdzie staje się bohaterem wojennym, robi też karierę jako światowej klasy pingpongista i zapaśnik i oraz potentat handlowy... W samym środku swoich przygód porównuje wojenne blizny z Lyndonem Johnsonem, odkrywa prawdę o Richardzie Nixonie i przeżywa wzloty i upadki, pozostając wiernym swej jedynej i prawdziwej miłości - Jenny. Jednocześnie przez całe swoje życie z dziecięcą mądrością i nieustannym zdziwieniem nie przestaje się przyglądać otaczającym go ludziom. W powieści obserwujemy nadzwyczajną podróż Forresta przez trzy dekady kulturowego krajobrazu Ameryki. Forrest Gump ma do opowiedzenia cholernie dobrą historię - by w nią uwierzyć, trzeba ją po prostu przeczytać...



Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz jaką poczujesz ulgę gdy przestaniesz.



“Forrest Gump” wielokrotnie pojawiał się w czytelniczych poleceniach,  jednak długo pozostawał poza kręgiem moich zainteresowań. Przez fakt, że nie oglądałam filmu, a o fabule wiedziałam tyle, co nic, nie miałam żadnych większych oczekiwań względem historii i mogłam podejść do niej z czystą głową. 



Poznanie historii nie sprawiło jednak, że mój brak oczekiwań zmienił się w zachwyt lub rozczarowanie. Historia okazała się zupełnie czymś innym, niż można by się spodziewać, z jednej strony przepełniona absurdalnymi wydarzeniami, czasem będącymi wręcz przerysowanymi, z drugiej prosta, choć pełna chaosu, bez składu i ładu, a jednak w jakiś sposób przyciągała czytelnika.



Ciekawym aspektem książki jest sposób poprowadzenia narracji, a dokładniej to, iż poznawana historia opowiada, jest przez samego Forresta. Język, jakim się wypowiada, jest bardzo prosty, co nie umniejsza jego osobie, a oddaje to jak postrzega świat i jakim tokiem myślenia kieruje się. 



Po dłuższych przemyśleniach wydaje mi się, że określenie fabuły jako po prostu prostej jest najbardziej trafne i przemawiające spośród innych, przychodzących na myśl. Forrest to mężczyzna o niskim ilorazie inteligencji, który na swojej drodze staje się uczestnikiem, a nawet twórcą niektórych ważnych wydarzeń historycznych, od wojny w Wietnamie, przez sukcesy w sporcie po wiele więcej. W tym wszystkim jest  też niezwykłym świadkiem i uczestnikiem amerykańskiego snu, który nie jest pozbawiony tragedii, ale też nie zabrakło mu humoru.



Tytułowy bohater to postać, która jest bardzo charakterystyczna, a przy tym pełna sprzeczności. Bardzo łatwo dostosowuje się do otoczenia, wykazuje się ogromną lojalnością i oddaniem bliskim osobom.  Jego postrzeganie świata jest niewinna, a jednocześnie pełne mądrości, które wychodzą z prostych refleksji. Pomimo licznych trudności i wyzwań, jakie napotyka na swojej drodze, pozostaje optymistą, nie tracąc nadziei na lepsze jutro. Jego prostota nie jest naiwnością, lecz wynika z naturalnej dobroci i braku kalkulacji. 



Podsumowując, uważam “Forrest Gump” autorstwa Winstona Groom za historię, która, choć nie wzbudziła we mnie żadnych większych odczuć i stanowi książkę, o której bardzo szybko zapomnę poza paroma historiami wywołującymi śmiech za wartą uwagi i poznaniu jej nie tyle z tego, iż stała się popularna, ile dlatego, że na  swój sposób przekazuje i przypomina nam o błahych  rzeczach, o których zapominamy, podążając w wir pracy i rozwoju.


niedziela, 8 grudnia 2024

"Uwięziona - Sylwia Kruk

10:00:00 0 Comments

Czytelniczy rok 2024 uważam za bardzo udany, wiele z pozycji skradło moje serce już od pierwszych stron, trafiło się też grono tych, które, choć nie zostały ze mną, przez długi czas wspominałam je bardzo ciepło. Nie mogę zapomnieć też o książkach po prostu dobrych, które nie zapadły mi w pamięć, zawsze z chęcią powrócę do nich, by na nowo poznać historię. Niestety trafiły się też te gorsze powieści, które końcowo należą do mniejszego grona i stanowią niewielki odsetek. Choć bardzo chciałabym, aby ta niewielka ich ilość pozostała niezmienna, dziś ich grono przywita w swoich szeregach kolejną książkę. Historię, która, choć miała potencjał i zapowiadała się bardzo dobrze, pozostawiła mnie z rozczarowaniem i irytacją, a jej wady zdominowały inne uczucia.




Tytuł: Uwięziona


Autor: Sylwia Kruk


Data wydania: 25.06.2024


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 280


Moja ocena: 2/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka  





   Jeśli chcesz przeżyć, masz być mi posłuszna

Młoda kobieta zostaje porwana i trafia w ręce naprawdę niebezpiecznego człowieka. Dragon, bo tak mówią do niego podwładni, oficjalnie jest szefem firmy deweloperskiej, jednak jego przeszłość skrywa mnóstwo tajemnic. Są one tak mroczne, jak mroczne pozostaje jego niewzruszone serce. Mężczyzna początkowo chce się pozbyć problemu, jednak z czasem zmienia zdanie. Dziewczyna staje się jego małym, słodkim sekretem, który pragnie ukryć przed całym światem. Graniczące z obsesją przywiązanie, jakie zaczyna do niej czuć, popycha go do przekraczania kolejnych granic. Luiza szybko się orientuje, z kim ma do czynienia. Dragon to potwór w ludzkiej skórze. Bezwzględny, kalkulujący na chłodno każdy gest, bogaty okrutnik, który nie cofnie się przed niczym. Także przed zabiciem chłopaka Luizy, Adama. Zrobi to, jeśli dziewczyna nie będzie mu całkowicie posłuszna… Rozpoczyna się niebezpieczna gra. Gra o życie.


Swoją przygodę z książkami reprezentującymi gatunek dark romanse rozpoczęłam ponad rok temu, gdy to zaczytywałam się w wychodzących na bieżąco nowościach. Od tego bardziej bądź mniej aktywnie śledzę ten gatunek w poszukiwaniu kolejnej historii, która zaciekawi mnie na tyle, abym zdecydowała się po nią sięgnąć. Tak więc wydawało mi się, że wiem, czego mogę spodziewać się — mrocznego klimatu, skomplikowanych bohaterów i balansowania na granicy moralności. Jednak “Uwięziona” autorstwa Sylwii Kruk sprawiła, że zacząłem podważać zarówno przynależność tej książki do gatunku, jak i sens całej jego koncepcji w kontekście takiej narracji.

Jednym z wymagań, jakie mam względem dark romansów, jest napięcie, które towarzyszy czytelnikowi od samego początku aż do ostatniej strony. To właśnie ono stanowi fundament historii, niestety w tym przypadku zabrakło mi tego elementu. Co do samego stylu pisania autorki, raczej nie mam większych, ale, widać, iż nie jest on dopracowany i jeszcze długa droga przed autorką, natomiast nie stanowi on negatywnego aspektu. Oprócz fabuły, która pozostawia wiele do życzenia, a do której przejdziemy zaraz, ważnym aspektem jest kreacja bohaterów i to jacy oni tak naprawdę są. Luiza, która powinna budzić współczucie i być nośnikiem emocji, niesamowicie irytuje swoim zachowaniem, które jest aż nazbyt irracjonalne i za bardzo przerysowane. Sam Dragon, mężczyzna, którego celem jest budzić strach i chęć posłuszeństwa, nie wiem, czy w jego przypadku określenie potulny jak baranek, ale okropnie głupi będzie jak najbardziej trafione. Absurdalność jego postaci, sprawdza się do tego, że mniej więcej w ⅓ historii, nasz postrach, jest dumny z siebie jak paw, bo przecież nie zgwałcił dziewczyny, a mógł, tylko dał jej inną karę. Tak płytko zarysowane postacie sprawiają, że trudno zaangażować się w ich losy, a ich zachowania często budzą więcej frustracji niż jakiekolwiek głębsze emocje. Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym. Co do fabuły, tutaj muszę przyznać, iż początek zapowiadał się bardzo dobrze. Pierwsze strony miały w sobie namiastkę napięcia, niestety na pochwałę zasługuje tylko początek, gdyż potem im dalej byłam, tym gorzej prezentowała się całość. Wydarzenia stawały się chaotyczne i zupełnie niepowiązane ze sobą, to samo tyczy się zwrotów akcji, które niczym nie odstawały, zamiast budzić zaskoczenie, sprawiały wrażenie, wymuszonych i aż nazbyt karykaturalnych. Co do samego zakończenia, było bardzo przewidywalne i nie zaciekawiło mnie na tyle, by sięgnąć po kolejny tom i przekonań się, jak wypada on w porównaniu do pierwszej części.
Podsumowując uważam “Uwięziona” autorstwa Sylwia Kruk za historię, która wydawała się obiecująca, jednak szybko zatraciła potencjał przez niedopracowaną fabułę i irytujących bohaterów. Mimo szczerych chęci, by znaleźć w tej książce coś, co mnie urzeknie, niestety nie potrafiłam czerpać z niej żadnej przyjemności.



Uwięziona" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


piątek, 6 grudnia 2024

"Burn the Hell. Runda czwarta" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

To my decydujemy, czy chcemy znaleźć się w piekle, czy nie. Decydujemy o tym swoimi wyborami. Tylko od nas zależy, jak to wszystko potoczy się dalej. Gdzie będziemy, czego dokonamy. Z czego będziemy mogli być dumni, a co będziemy chcieli wymazać z pamięci.




Tytuł: Burn the Hell. Runda czwarta

Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 07.12.2022


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 688


Moja ocena: 8,5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Ten żar nie zgaśnie, on będzie się tlić wiecznie

Victoria Clark wie, że nie zdoła dłużej uciekać przed tym, co nieuniknione. Dorosłość zbliża się wielkimi krokami, a podejmowanie decyzji staje się coraz trudniejsze. Kolejne dni przybliżają ją do nieuchronnego ― dziewczyna musi wreszcie zdecydować, co dalej. Wyjazd na renomowaną uczelnię tysiące mil od Culver City czy wymykanie się co noc przez okno swojej sypialni, aby spotykać się z człowiekiem, który jest dla niej ucieleśnieniem raju? Dosyć kłamstw. Dosyć oszukiwania innych i siebie. Victoria musi się zmierzyć z prawdą, nawet jeśli ta może się okazać bolesna. Prawda bowiem jest taka, że znowu wpada w wir. Jego sprawca ma na imię Nathaniel. Przez niego Victorii po raz kolejny wszystko wymyka się spod kontroli, a rządy nad jej życiem przejmuje chaos. Czarny i chłodny, jak czarne i chłodne są oczy Nathaniela Sheya. Te same, w których dziewczyna zatraca się bez reszty i w których jako jedyna potrafi dostrzec dobro. I tak Victoria co dzień mierzy się z kolejnymi prawdami, a najboleśniejsza jest ta, że Nathaniel to człowiek o duszy naznaczonej tysiącem blizn. Ona jako jedyna stara się zasklepić je wszystkie, choć nie dostrzega, że przez to sama powoli się wykrwawia… Wszak tylko ona wierzy w to, że spotkała dobrego człowieka. Wbrew temu, co sądzi o nim świat, wbrew temu, co sądzi o sobie on sam. Victoria to wie. A przynajmniej tak jej się wydaje. Jeżeli zbyt szeroko otworzysz oczy, prawda może cię oślepić

Czasami trzymamy się czegoś tak mocno, że sprawia nam to więcej bólu i cierpienia, niż gdybyśmy odpuścili. Powracają do trylogii Hell w wersji papierowej spodziewałam się co nastąpi i jaki nastąpi rozwój wydarzeń, a tym samym moja reakcja na nie, jedyną możliwą zmianę, jaką brałam pod uwagę to odczucia, jakie końcowo wywoła dana część. Dlatego miłą niespodzianką, okazało się, że jednak nie wszystko przewidziałam i wcześniej znane mi wydarzenia, wywołały we mnie zupełnie coś innego, sprawiając, że pozornie znana historia, doświadczana była w inny sposób. Już od samego początku towarzyszył mi ogrom różnorakich emocji – od wzruszenia, przez napięcie, aż po zachwyt nad detalami, które w wersji papierowej nabrały dodatkowego znaczenia. Każda scena była jak odkrywanie na nowo tajemnicy, która choć znana, potrafiła zaskoczyć głębią i perspektywą. Niespodziewane jednak przyszło na sam koniec, gdy większa część książki była już za mną, a dramatyczny los wydarzeń zbliżał się coraz większymi krokami, to w trakcie ostatnich około dwustu stron, kumulujące się emocje sięgnęły zenitu, wywołując potok łez. Aspekt, który sprawia, że moje serce raduje się jeszcze bardziej, jest to, że w swojej ulubionej części recenzji o bohaterach, przy każdej z rund mogę poruszyć temat innego bohatera w kontekście tej samej historii. Tym bardziej, gdy mogę napisać coś o bohaterach, których zaraz po Chrisie lubię najbardziej, a dokładniej Theo i Luku. Wcześniej kojarzony Theo jako po prostu bliźniak Victorii, teraz daje nam się poznać, ukazując się jako ciekawa postać, która swoim byciem wprowadza do fabuły wcześniej brakujące elementy. Jest postacią dążącą do niezależności i buntu, choć ukazuje silną potrzebę ochrony bliskich, zmagając się jednocześnie z własnymi demonami zarówno tymi teraźniejszymi, jak i tymi ciągnącymi się za nim z przeszłości. Spośród grona postaci jest on jedną z najbardziej zamkniętych i nieufnych. W chwili gdy Luke zaczął coraz częściej uczestniczyć w fabule, miałam do niego mieszane odczucia, z jednej strony był bardzo podobny do Nathaniela, z drugiej stanowi jego przeciwieństwo i to właśnie te dwa sprzeczne aspekty sprawiły, że jego jednoznaczne postrzeganie przez długi czas było utrudnione. Z czasem jednak bardzo szybko moja opinia o nim ukierunkowała się na tę pozytywną. Sam Luke od samego początku jest postacią, która kieruje się swoimi zasadami, choć w konflikcie z dobrem bliskich mu osób, nie boi się ich kwestionować i podejmować decyzji sprzecznych z nimi, dodatkowo wielokrotnie wykazuje się ogromną lojalnością jak i troską. Jak przy wcześniejszych recenzjach, nie może obyć się bez wspomnienia o bardzo ważnym aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym. Spośród czterech rund, to tutaj aspekt relacji między bohaterami jest najbardziej emocjonalny. Autorka balansuje pomiędzy momentami dramatu a spokoju, ukazują relacje w całym spektrum emocji, od bólu i gniewu po momenty przepełnione nadzieją i staraniami. Temu wszystkiemu towarzyszy również zmierzenie się z wieloma prawdami, nie tylko dotyczących ich samych lub drugiej osoby, ale i tym, co skrywa cała reszta. I choć relacja głównych bohaterów jest toksyczna, po dłuższym przyjrzeniu się można dostrzec pewne zależności w tym, jak wpływają na siebie. Więź będąca pomiędzy nimi z jednej strony jest destrukcyjna i wyniszczająca, z drugiej w pewnym sensie pomaga im odnaleźć i zrozumieć siebie, bo choć ich zachowania nie zawsze są w porządku, w chwilach gdy tego potrzebują, po prostu dla siebie są, bez oceniania.
Podsumowując, uważam “Burn the hell. Runda czwarta” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, należącą do tych z grona, które z tomu na tom stają się coraz lepsze, ukazując nie tylko rozwój bohaterów, ich zmiany, ale również to jak zmienia się twórczość autorki z tomu na tom, tworząc wyjątkowy przekrój jej twórczości. Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością wyczekiwać chwili sięgnięcia po kolejne tomy.



Burn the Hell. Runda czwarta" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

środa, 4 grudnia 2024

"Burn the Hell. Runda trzecia" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

Czułam, że przy nim nikt mnie nie skrzywdzi. Trochę szkoda, że znów zapomniałam o tym, że osobą, która krzywdziła mnie najbardziej, był właśnie on. Ale chwilowe poczucie szczęścia rekompensowało nawet największe krzywdy.




Tytuł: Burn the Hell. Runda trzecia


Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 28.09.2022


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 600


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Niech świat płonie w ogniu, który rozpaliliśmy.


Victoria Joseline Clark próbuje żyć nowym życiem. Życiem, w którym nie ma miejsca na chaos i mrok. Na problemy, krzyki, niepewność i strach. Na ból duszy i ciała. Na to wszystko, co wniósł w nie Nathaniel Shey. Tyle że nie jest łatwo uwolnić się od magii spojrzenia czarnych oczu tego toksycznego chłopaka, nawet jeżeli osiemnastolatka już wie, że ich głębia może mieć zabójczą moc. Nie ma cudownego klawisza, po którego naciśnięciu można wykasować wspomnienia. Te złe, ale też te dobre. Victoria odcina przeszłość i usuwa jej ślady ― choćby za cenę zerwania znajomości, zbyt mocno przywołujących pamięć minionych miesięcy… Niestety, to nie działa. Nathaniel Shey nie chce odejść, mimo że właściwie odszedł już dawno. Przeszłość jest jak kotwica, trzymająca życie Victorii na uwięzi i niepozwalająca jej ruszyć ku przyszłości. A kiedy Nate nagle, po pięciu miesiącach rozłąki, staje na drodze dziewczyny, płomień, który cały czas się tlił, rozpala się na nowo. Piękny i niszczycielski. Możesz zamknąć oczy, ale to nie sprawi, że świat zniknie



Wiem, że mnie nie kochał. Że byłam tylko narzędziem w jego rękach. Ale gdyby stanął teraz obok mnie i powiedział, że mam spalić to miejsce razem z wami wszystkimi, bez zastanowienia wyciągnęłabym zapalniczkę.



Końcówka roku to czas kiedy, chęć skończenia zaczętych spraw staje się silniejsza niż wcześniej, a zbliżający się nowy rok motywuje nas tym jeszcze bardziej. Dlatego mając też na uwadzę dość pracowitą pierwszą połowę nowego roku, za cel na jego koniec wzięłam sobie przeczytanie całej trylogii Hell, dając sobie tym samym możliwość na zanurzenie się w literackim świecie bezopamiętania.



Pierwsze dwie rundy mimo tego, że wzbudziły we mnie pozytywne odczucia, nie zostały przeze mnie uplasowane zarówno jako dobre jak i średnie, określenie, że po prostu były w moim odczuciu jest jak najbardziej trafne, tym bardziej nie spodziewałam się, że kolejna część zmusi mnie do pewnego rodzaju wewnętrznej walki ze sobą, by otwarcie przyznać, że coraz bardziej przepadam w historii.



Pierwszym co rzuca się w oczy już po paru stronach, jest dużo większa dynamika wydarzeń w porównaniu do wcześniejszych tomów, gdy to akcja zarówno była powolniejsza jak i nie działo się aż tak dużo. W tym przypadku jesteśmy zasypywani z każdej strony czymś nowym. I o ile na początku wywołało tu we mnie wiele obaw, gdyż jestem typ typem dziwnego czytelnika, który nie lubi gdy jest za nudno, ale nie przepada, gdy dzieje się też za dużo i ciężko nadążyć nad fabułą, tak tutaj nie stanowiło to dla mnie czegoś negatywnego, a wręcz stało się pozytywnym aspektem książki.



Jeśli chodzi o bohaterów, coraz bardziej pod tym względem podziwiam autorkę, gdyż wykreowanie  postaci zarówno pierwszoplanowych jak i drugoplanowych na tak dobrym poziomie to niełatwe zadanie, tym bardziej przy tak licznym gronie, które co rusz powiększa się o nowe postacie zarówno te bardziej zamieszane w historię, jak i te typowo epizodyczne. Tym razem ważną rolę odgrywają Mia i Chris, którzy po burzliwym zakończeniu pewnego etapu w życiu Victorii, muszą wykazać się jeszcze większą cierpliwością względem niej niż wcześniej. Empatyczna, lojalna i z dużą potrzebą bycia odpowiedzialną za innych to słowa, które perfekcyjnie opisują Mię Roberts. Starającą się być postacią, która zawsze stara się być oparciem dla tych, którzy tego potrzebują, nawet kosztem własnych emocji i potrzeb. Sama jej postać jest bardzo ciekawa i budzi też raczej pozytywne odczucia, jednak w pewnych momentach jej pozytywne cechy są zbyt wyolbrzymione, przez co sprawiała wrażenie infantylnej. Nie ukrywam w tych momentach, moje odczucia względem niej bardzo zmieniły się i nie postrzegam jej już tak dobrze jak wcześnie, podważając tym samym szczerość jej intencji. Z kolei Chris to postać, od której od samego początku bije coś, co sprawia, że nie da się go nie polubić i czytelnik wręcz łaknie więcej akcji z nim. Choć z pozoru spokojny i nie dokończa pewny siebie, okazuje się być najbardziej nieprzewidywalnym bohaterem, a przy tym z poczuciem humoru, potrafiącym rozładować każdą chwilę napięcia.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując uważam “Burn the hell. Rudna trzecia” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, która idealnie wpisuje się w moje aktualne potrzeby czytelnicze. Łącząc w sobie różnorodne emocje (tak zdarzyło mi się popłakać, ale nie wiecie tego jak coś) z dynamiczną akcją, która sprawia, że ciężko oderwać się, choć na chwilę, dlatego chcąc sięgnąć po nią, warto zarezerwować sobie na nią więcej czasu, gdyż gwarantuje, odłożenie jej, choć na chwilę, to bardzo trudna walka.



Burn the Hell. Runda trzecia" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…