czwartek, 29 kwietnia 2021

"Niewinny" Harlan Coben

12:08:00 0 Comments

Po tę książkę sięgnęłam w ciemno, bo lubię czytać Cobena. Do tej pory się nie zawiodłam, jak było tym razem, czy „Niewinny” skradł moje serce? Czy faktycznie był niewinny? Na pierwsze pytanie odpowiem w recenzji, na drugie odpowiedzi szukajcie w książce. Jeśli szukacie rozrywki w tym czasie oczekiwania na prawdziwą wiosnę i możliwość swobodnego z niej korzystania, ta książka będzie idealna, bo zabiera nas w podróż po kilku stanach Ameryki Północnej.

                    

                                                                                                                             Nr. recenzji: 426

  

                                                                 Tytuł: „Niewinny"

 Autor: Harlan Coben

 Tłumacz: Zbigniew A. Królicki

 Liczba stron: 413

 Data polskiego wydania: 04 kwietnia 2021

 Wydawnictwo: Albatros

W moim odczuciu: 8 /10

Autor recenzji: Kobieta Czytająca

 

 

 

 

 

 


Matthew Hunter to zwyczajny dwudziestolatek, ma kochającą rodzinę, przyjaciół, studiuje i jest szczęśliwy. Do czasu, gdy jeden niezawiniony błąd sprawia, że jego dotychczasowe, poukładane życie obraca się w pył. Pozornie niedługi wyrok więzienia, ciągłe poczucie winy, niemożność naprawienia szkody sprawia, że Matt Hunter staje się innym człowiekiem. Kiedy po kilku latach wydaje się, że poukładał swoje życie, pracuje w kancelarii prawniczej, ma kochającą żonę, która spodziewa się dziecka, w tym niemal sielankowym momencie spada na niego kolejny cios. Na telefon otrzymuje wiadomość od żony, film i zdjęcie, na którym jest ona z innym mężczyzną w hotelu. Ten sms bardzo go dezorientuje, ale udaje mu się zauważyć, że ktoś go śledzi, a to niestety dopiero początek kłopotów. Zakonnica, która umiera we własnym pokoju, jej przeszłość, której nikt nie zna i niepewność czy ta śmierć nie była przypadkowa. Czy to wszystko ma związek ze sprawą Matta? Dlaczego zmarła dzwoniła do jego bratowej?


„Niewinny” przypomina mi pierwsze powieści Cobena, z początków jego kariery literackiej. Porządnie napisana, przemyślana opowieść o zwyczajnych ludziach, rodzinie z sąsiedztwa, koledze ze studiów, koleżance z pracy. Ludziach, którym przydarzają się niezwyczajne rzeczy i których przeszłość skrywa wiele tajemnic.

Powieść skonstruowana w taki sposób, by od pierwszych stron zaciekawić czytelnika, wciągnąć w swój świat, trzymać w napięciu, kilka razy obrócić akcję o sto osiemdziesiąt stopni. Bohaterowie niemal wszyscy wzbudzają naszą sympatię, bo są zwyczajnymi, na pozór, ludźmi, którzy radzą sobie ze zwyczajnymi, na pozór, problemami. W miarę rozwoju akcji okazuje się, że ich przeszłość jest dużo bardziej skomplikowania, niżby sami chcieli.

 

Coben ma tę niespotykaną zdolność do opisywania rzeczywistości w ten sposób, iż słowa tworzą obrazy w naszej wyobraźni. Już po kilku przeczytanych stronach pomyślałam o tym, że ta opowieść idealnie będzie się nadawała do przeniesienia na ekran. Czytelnik, mimo że czyta, ma wrażenie, jakby oglądał. Czyta słowa, ale widzi obrazy. To moim zdaniem największa zaleta tej książki.

Konstrukcja fabuły również pobudza ciekawość i sprawia, że z każdą stroną coraz bardziej wciągamy się sami w wir wydarzeń. Historię opowiadają równolegle Matt Hunter i Loren Muse, inspektor z biura prokuratora okręgowego. Dwa punkty widzenia, bardzo odmienne, pokazujące historię z dwóch różnych stron. Każde z nich dąży do odkrycia prawdy, ale żadne nie spodziewa się jak ta dziwna, zagmatwana sprawa może wpłynąć na ich życie. Pojawiają się kolejni bohaterowie i pojawiają się kolejne niewiadome. Wszędzie gdzie pojawia się Matt, giną ludzie. Takie budowanie napięcia przez mnożenie pytań i nierozwiązanych wątków dodatkowo uatrakcyjnia całość.


Kiedy myślę o gorszych stronach tej książki, trudno sobie wyobrazić by takich nie było, jednak w tym przypadku odnalazłam tylko jeden zarzut. Według mojej subiektywnej opinii zakończenie mogłoby być bardziej nieprzewidywalne. Możliwe, iż po przeczytaniu niezliczonej ilości książek potrafię przewidzieć dalszy ciąg zdarzeń. W przypadku „Niewinnego”, mimo iż odgadłam zakończenie, nie odebrało mi to przyjemności czytania i oczekiwania na to czy moje przypuszczenia się sprawdzą, czy jednak autor zaskoczy mnie samą.

Chwilami również oczekiwałam większych emocji w bohaterach zwłaszcza w momentach wydarzeń, które powinny te emocje wzbudzać, a nawet samo opowiadanie o odległych wydarzeniach niosących tak wielki ładunek emocjonalny, powinno w bohaterach powodować ogromne poruszenie. Tego odrobinę mi zabrakło.


Wielka zasługa autora oraz tłumacza, którą należy docenić to lekkość pióra i doskonały przekład na język polski. Styl, w jakim pisze, pozwala na płynne czytanie i przenikanie do historii jakby działa się tuż obok. Historię czytało się lekko i płynnie, mimo iż opisywała chwilami nieprzyjemne wydarzenia. Dodatkowym atutem jest brak literówek ani razu też nie pomylono bohaterów, dialogi były czytelne, to bardzo ułatwiało szybkie przyswajanie fabuły. Bohaterowie realistyczni przeżywający problemy bliskie każdemu z nas. Lektura tej książki dostarczyła wyśmienitej rozrywki i rozbudziła apetyt na kolejne opowieści pióra Harlana Cobena.


Podsumowując, książka niesamowicie działająca na wyobraźnię, nie tylko można niemalże zobaczyć opisywane sytuacje, ale ma się również wrażenie przebywania w centrum wydarzeń, przeżywania historii wspólnie z Mattem i Olivią. Nawet czytelnicy doskonale znający twórczość Cobena będą nie raz zaskoczeni, bo autor przewidział dla nich kilka zaskakujących elementów układanki.

Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw” zdecydowanie polecam książkę, bo sięgnęłabym po nią jeszcze raz, a na pewno sięgnę po inne powieści autora. Idealna rozrywka na czas oczekiwania na wiosnę oraz wycofania obostrzeń sanitarnych. Sensacyjno-obyczajowa opowieść, która spodoba się czytelniczkom kryminałów, ale też czytelnikom, którzy zwykle sięgają po thrillery.

 Kobieta Czytająca

wtorek, 27 kwietnia 2021

"Most Ikara" – Paweł Nowak

08:31:00 0 Comments
Akceptacja jest jednocześnie największym wyzwaniem w całej naszej egzystencji, jak i jej fundamentem. Wydaję mi się, że każdy przekonał się jak trudno, jest bez niej funkcjonować i czym skutkuje jej brak. Akceptacja, moi drodzy, jest jak lekarstwo. To stan, w którym godzimy się z czymś, czego nie da się zmienić. Nie chciałabym jednak wspominać tutaj o akceptacji samego siebie, bo chyba każdy wie, że przychodzi ona z czasem i wymaga ogromnego pokładu siły, jak i odwagi. Bardziej chodzi mi o akceptację drugiego człowieka. O ile szacunek wobec niego jest obowiązkowy, tak akceptacja nie. Chyba nie muszę tłumaczyć, iż nie wszystko da się zaakceptować. Są to przypadki, gdy akceptacja tych rzeczy byłaby dla nas czystym masochizmem, jednak akceptacja homoseksualnego syna nim nie jest. O tym, jak bardzo potrzebna jest akceptacja i jak trudne jest życie młodego człowieka w XXI wieku z jej brakiem, zwłaszcza od najbliższych nam osób, opowiada w swojej najnowszej powieści Paweł Nowak.


Nr. recenzji: 415
Tytuł: "Most Ikara"
Autor: Paweł Nowak
Data polskiego wydania: 15 kwietnia, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 670
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 10/10




Antek to młody mężczyzna, który tak naprawdę dopiero uczy się żyć i funkcjonować samodzielnie w dorosłym świecie. Wychowywany w tradycyjnej katolickiej rodzinie, gdzie od zawsze panuje patriarchat, zdaje sobie sprawę, że nie chce już tak dłużej wegetować i robić wszystkiego, czego oczekują inni. Uznaje, iż czas skupić się na sobie i zawalczyć o własne przekonania i pragnienia. Uwolnienie się z tego narzuconego mu schematu wcale nie jest takie proste, zwłaszcza gdy uświadamia sobie, że jest homoseksualistą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż w jego rodzinnym domu gejów uznawano za ludzi z rynsztoku, a sam homoseksualizm był synonimem od uleczalnej choroby czy też zboczenia.

Własne szczęście kosztuje Antka gorzko i już wkrótce wykorzystany i zraniony, zostaje wyrzucony z rodzinnego domu przez agresywnego, toksycznego ojca, zostając z niczym. U jego boku trwa jednak jego wierna, najlepsza przyjaciółka Kaśka, która oferuje mu pomoc i wspiera chłopaka w trudnych chwilach, oferując mu postój w jej własnym mieszkaniu.

Demony z przeszłości nie odstępują jednak Antka na krok i wbrew własnej sytuacji finansowej oraz znajomości wielkiej stolicy postanawia właśnie tam poszukać pomyślności, utożsamiając z nią piękny most Świętokrzyski.

Czy Antek odnajdzie swoje szczęście w Warszawie? Jak potoczą się jego stosunki z rodzicami i czy w końcu zaakceptują go takim, jakim jest? A co z miłością? Czy Antek zwiążę się z osobą, która w końcu wypełni jego potrzebę bezpieczeństwa i uleczy stare rany, czy znowu przekona się, jak smakuje zdrada?
Tego dowiecie się, sięgając po tę emocjonującą, wciągającą, pełną zwrotów akcji i bohaterów wykreowanych z krwi i kości książkę.

Już na samym wstępie chciałabym zaznaczyć, że sam opis niewiele nam zdradza. Teoretycznie, decydując się na tę książkę, nie miałam pojęcia, że będzie w niej jakikolwiek wątek homoseksualny, ale gdy zobaczyłam opinię Roberta Biedronia na jednej z zakładek, od razu wiedziałam, że warto ją będzie przeczytać.

Książka nie tyle, co uczy, czym tak właściwie jest tolerancja i akceptacja oraz jak one wpływają na życie własnego dziecka, ale również pokazuje, jak jest naprawdę. Nie jest to żadna wyidealizowana obyczajówka, która tuszuje pewne fakty i niedoskonałości z życia codziennego, ale za to pokazuje realia typowo katolickiej polskiej rodziny, gdzie odmienne poglądy są jak nieistniejące pegazy albo jednorożce, a wychodzenie poza narzucony system utożsamia się z wyrzuceniem z drzewa genealogicznego na własne życzenie. Oczywiście, jak patriarchat to na całego – ojciec Antka jest typowym, potężnym samcem alfa, a jego matka, mimo iż kocha syna, niestety nie ma nic do powiedzenia, bo jest na samym dnie w tej pokręconej hierarchii.

Jeszcze bardziej pokręcone są te wszystkie wizyty u rzekomych "specjalistów" by "wyleczyć" Antka. Jego matka nawet oddzieliła taśmą sztućce specjalne dla chłopaka, by nie mieć z nim żadnego kontaktu, gdy dowiedziała się, że jest gejem. Brawo dla autora, bo udało mu się rozbudzić w czytelnikach prawdziwe emocje.

Spotkałam się jednak z opiniami innych ludzi, którzy zwrócili uwagę na to, że autor podobno zawarł w całej powieści stereotyp typowo nadzianego geja, ale ile jest w tym prawdy, nie będę się wypowiadać, bo można by powiedzieć, iż jestem "nowa" w tego typu powieściach. Na pewno mogę powiedzieć, że tak jak wspomniałam, autor wykreował bohaterów z krwi i kości, na których ciąży bolesne piętno z przeszłości, aczkolwiek znalazłam też parę postaci, które niby miały inne imiona, ale wydawało mi się, iż ich zachowanie było takie same.

Powieść została napisana prostym językiem, nie zauważyłam żadnych błędów językowych czy gramatycznych. Niektóre dialogi były troszkę zbyt infantylne jak na wiek bohaterów i po prostu żenujące, lecz postanowiłam przymknąć na to oko, bo nie było ich dużo.

Bardziej skupiłam się na tej dosyć kontrowersyjnej fabule i zdałam sobie sprawę, jak bardzo życie może być niesprawiedliwe wobec niewinnych ludzi, szukających po prostu miłości w normalny sposób jak każdy inny człowiek. Wciąż nie mogę pojąć zakończenia i gwarantuje wam, że wylejecie tonę łez. Przez samą książkę przeleciałam dosyć szybko, bo z każdą kolejną stroną byłam ciekawa co będzie dalej.

Sam Antek, cóż. W pewnych momentach nie do końca go rozumiałam i miałam wrażenie, że przeczy sam sobie, ale mam nadzieję, iż to specjalny zabieg autora, który pokazuje, jak bardzo został zmanipulowany i skrzywdzony.

Warto też wspomnieć o Kaśce, bo mało kto o niej mówi. Tak jak rodzice Antka mieli zbyt dużo do powiedzenia, tak rodzice Kaśki zbyt mało i nigdy nie dostała od nich żadnego wsparcia. Podobnie jak Antek musiała szybko dorosnąć i sama pracować na własne marzenia, ale czy one na pewno były własne? Sama zdaje sobie sprawę, że spełnia tylko oczekiwania swojego bogatego ojca. Jej postać doskonale można odzwierciedlić popularną tezą: "Pieniądze szczęścia nie dają".

Podobała mi się również ta retrospekcja rodziców Antka. Nie mówię, że ich zachowanie jest usprawiedliwione, ale na pewno trauma z przeszłości zagubiła ich w tym, co dobre, a tym, co złe. Teraz rozumiem, czemu niektórzy mówią, że najpierw należy pokochać siebie, by pokochać kogoś innego.

Podsumowując, książka zmusza do myślenia i na pewno każdy z nas znajdzie w niej swoją cząstkę, zwłaszcza w Antku, który będąc młodym, nieświadomym brudów świata mężczyzną o wielkich marzeniach, mógłby zostać odzwierciedleniem sporej części populacji. Samego autora podziwiam za odwagę i determinację, by opublikować to dzieło, zwłaszcza za okładkę, do której jak się okazało sam zapozował. Tymczasem czekając na ekranizację, odłożę książkę na półkę, po którą pewnie znowu się rzucę, a Wam życzę wyciągnięcia z niej tak jak ja wartościowego przekazu :). Nie zapomnijcie podzielić się przemyśleniami czy też innymi uwagami na dole w komentarzu.

niedziela, 25 kwietnia 2021

„Folwark zwierzęcy" George Orwell

20:13:00 0 Comments

 Czytanie lektur jest dla większości męką, czytanie akurat w tym czasie książki, której może się nie chce czytać, a później omawianie jej wiele godzin na lekcjach polskiego. Co jednak gdy sięgnie się po taką książkę z własnej chęci i ciekawości.



Nr. recenzji:
418

Tytuł: „Folwark zwierzęcy"

Autor: George Orwell Tłumacz: Tomasz Bieroń

Liczba stron: 136

Data polskiego wydania: 7 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

W moim odczuciu: 9/10

Autor recenzji: Daria Pogodzińska




Folwark dworski to tutaj pan Jones ma swoje zwierzęta, rolę i gospodarstwo, Utrzymuje zwierzęta, karmi je i zajmuje się nimi, niestety w ostatnim czasie zostało to trochę zaniedbane, a pan Jones przesiaduje w towarzystwie alkoholu. Zwierzęta nie chcą już dłużej być zdane na człowieka, oddawać mu swoje jaja, mleko, czy być hodowane na rzeź. Nestor stary knur miał sen, cieszył się on poważaniem u innych, dlatego to, co powiedział, zostało przyjęte pozytywnie. Istoty wznieciły rewolucje, w której to mężczyzna zostaje przegoniony z folwarku i istoty czteronogie, biorą sprawy w swoje łapy.

"Folwark zwierzęcy" to zdecydowanie jedna z moich ulubionych lektur. Czytałam ją sześć lat temu, zapadła mi w pamięć i gdzieś tam chodziło mi po głowie, żeby przeczytać to jeszcze raz, już dla samej siebie, a nie w potrzebie języka polskiego w szkole. Na uwagę zasługuje wydanie. Miła dla oka i estetyczna okładka, w dodatku twarda oprawa czcionka duża, papier nie za cienki. Sprawia to, że po książkę sięga się z jeszcze większą przyjemnością. Fabuła jest prosta, pod przykrywką zwierząt zostały ukazane takie wartości jak sprawiedliwość, równość, demokracja. Z początku wszystkie zwierzęta były sobie równe i tak ważne jest, żeby w każdym stadzie, jednostce była osoba, która ma piecze nad wszystkim, ale żeby była ona dobra dla innych i nie wywyższała się. Napoleon wyraźnie pokazuje, jakie są przykazania dla zwierząt, narzuca stwierdzenie, że człowiek jest zły i przede wszystkim powinny wystrzegać się zachowania i cech, które są przypisane człowiekowi. Z początku wszystkie jest dobrze, zwierzętom żyje się lepiej, ale chęć władzy i decydowania o wszystkim, zrobienia z siebie dyktatora, staje się mocniejsza i Napoleon tak manipuluje, że sprawy obierają całkowicie inny wymiar.

Lektura ma sens polityczny, pokazuje jak przez rewolucje, obalenie dotychczasowej władzy może zmienić się system polityczny. Społeczeństwo jest niewykształcone, niewiele ludności potrafi czytać i pisać. Mają zadanie, które wykonują i całe swoje myśli skupiają, na wykonanie należycie swoich obowiązków. Każdy mógł wyrazić swoje zdanie, ale początkowa demokracja zaczyna się zmieniać, ze społeczeństwa wyłaniają się elity, które pragną kierować innymi. Są oni istotami, które zabierając w swoje ręce książki, zdążyły się nauczyć wielu rzeczy, co też pozwoliło im otworzyć głowę na świat. Analfabetami kieruje się łatwiej. W przypadku kiedy Napoleon czytał książki, wiedział co i jak ma zrobić, że przekonać do swojej racji innych. Potrafił tak im powiedzieć, że naginał tym prawdę, a zwierzęta były przekonane, że knur ma rację i jemu trzeba zawsze wierzyć.

Uważam, że jest to powieść, którą każdy powinien przeczytać. Jeśli jesteś czytelnikiem, który mając tę książkę jako lekturę, nie przeczytałeś jej, bo lektura, spróbuj teraz, jestem prawie przekonana, że ci się spodoba. Auror posługuje się obrazowym językiem, wszystko jest elastyczne, opisane na tyle, że odbiorca nie ma problemu z wyobrażeniem sobie sytuacji, czy świata, w którym zwierzęta, mają władzę, Każdy z nas oglądał, czytał bajki, w których zwierzęta mówiły, wykonywały czynności też ludzie, dlatego myślę, że dla każdego jest to przystępna lektura, w której pod przebraniem zwierząt ukazane jest społeczeństwo zdominowane przez totalitarną władzę.

czwartek, 22 kwietnia 2021

Oswoić Hiszpanię - Joanna Lessnau

23:25:00 0 Comments
Kolejny przewodnik turystyczny z milionami zdjęć i krótkimi opisami, którymi musimy się zadowolić, bo nie wystarczy życia na zwiedzenie wszystkich wymienionych zabytków? Nie, nie i jeszcze raz nie. Tym razem mamy podróż w swojej głowie, na miarę pandemicznej rzeczywistości.


Nr. recenzji: 420
Tytuł: Oswoić Hiszpanię
Autorka: Joanna Lessnau
Liczba stron: 578
Data premiery: 5 kwietnia 2021
Wydawnictwo: Novae Res 
W moim odczuciu: 7/10
Autorka recenzji: Małgorzata Górna


    Dlaczego już na wstępie wspominam o pandemicznej rzeczywistości w kontekście książki związanej z podróżowaniem? Dlatego, że obecnie zwiedzanie i doświadczanie podróżowania jest utrudnione, ALE dzięki tej książce mamy możliwość mentalnie przenieść się do zaskakującej swoją wyjątkowością Hiszpanii. Z tego powodu sięgnęłam po tę pozycję, uwielbiam ten kraj i nie przeszkadzało mi że w ręce wpadł tom drugi. Szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłam na to uwagi - zobaczyłam "Hiszpania" to nie zważałam na nic i nie żałuję. 


Pierwszą rzeczą na jaką zwróciłam uwagę to brak przypisów, który przez pewien czas obniżał komfort czytania, jednak z czasem zaakceptowałam hiszpańskie słowa w tekście i potraktowałam jako cenną naukę na przyszłość (wcześniej uczyłam się hiszpańskiego, dlatego było to dla mnie przypomnieniem i nie potrzebowałam tłumaczeń, jednak niekiedy zdania nie są przetłumaczone w nawiasach, ale nie ma to znaczącego wpływu na odbieranie sytuacji jeśli znamy jej kontekst). Kolejną rzeczą, która może się wydać inna niż zwykle, to bardziej osobiste podejście do tej książki. Kocham Włochy, Hiszpanię i inne okoliczne kraje, w ogóle lubię podróżować. Udało mi się spędzić tydzień na półwyspie Iberyjskim, zakochałam się, więc gdy zobaczyłam książkę o podróży w te miejsca to zgłosiłam się nie zważając na nic. Nie czytałam tomu pierwszego - to nic, nadrobię. Bałam się, że to będzie tylko historia wpleciona w region Hiszpanii - trudno, byłam widziałam i mogę swoje "dokleić". Na szczęście okazało się, że opisy miejsc i ich cudowne historie stanowią fundament całej książki.


Wspomniałam o opisach. Są one szczegółowe, można nawet powiedzieć, że drobiazgowe i przede wszystkim obszerne. Jeśli ktoś nie lubi "zwiedzania" w takiej formie to niestety, ale albo się zaweźmie, albo zrezygnuje. Myślę, że ciekawą opcją byłoby dorzucenie do książki prezentacji ze zdjęciami wszystkich zwiedzonych miejsc, lub ich spis. Dla uparciuchów (takich jak ja) istnieje opcja samodzielnego wyszukiwania, aczkolwiek jest tego sporo, co zajmuje troszkę czasu ale nie jest niczym złym. Można też popracować nad wyobraźnią, wczuć się w panujący klimat, zamknąć oczy i znaleźć się tam, gdzie nam daleko. Jeszcze jedna sprawa, na którą chciałabym zwrócić szczególną uwagę to przeplatające się z opisami historie. Nie są typowym, encyklopedycznym jazgotem którego czytać się odechciewa. Z tego wszystkiego one podobały mi się najbardziej, razem z załączonymi zdjęciami (których jest niewiele, ale są). 

Czy polecam? Oczywiście! Szczególnie miłośnikom podróży i zwiedzania - idealne rozwiązanie na to, co dzieje się wokół.


Małgorzata Górna


środa, 21 kwietnia 2021

„Wezwij sokoła" Meggie Stiefvater

11:28:00 0 Comments

 



Nr. recenzji: 414

Tytuł: „Wezwij sokoła"

Autor: Meggie Stiefvater

Tłumacz: Piotr Kucharski

Liczba stron: 510

Data polskiego wydania: 24 luty 2021

Wydawnictwo: Uroboros

W moim odczuciu: 6/10

Autor recenzji: Daria Pogodzińska



 Na świecie żyją śniący i wyśnieni. Śniący poprzez sny mogą przenieś wymyślone rzeczy do rzeczywistości, są bardzo pożądani, ale też żyją w niebezpieczeństwie, bo są ludzie, którzy chcą ich wykorzystać. Wyśnieni nie będą żyć bez swoich stwórców, są od nich uzależnieni. Giną śniący, wyśniony zasypia, na zawsze. Ronan jest średnim z braci Lynch, znany jako śniący, potrafi wyśnić różne wspaniałe rzeczy, ale też koszmary, które przenosi do rzeczywistości. Jordan to sprytna młoda kobieta, która jest złodziejką, a Carmen Farooq-Lane widząc, do jakich szkód może dojść przez śniących, stała się łowczynią.


Motyw snów jest jednym z tych, które pożądam w literaturze. Może przez to, że sama noc w noc mam bardzo realne i złożone marzenia senne, przez co lubię o tym czytać. Fakt, że można wyśnić rzeczy, a nawet ludzi jest niesamowity. Jak wszystko ma swoje dwie strony, więc śniący podejmuje ryzyko, że potwory, pająki, różne dziwne stworzenia, przez niego przedostaną się do świata rzeczywistego, nie będąc już tylko myślami, czy obawami, a staną się realnym zagrożeniem, z którym trzeba walczyć. Autorka ukazuje braterską relację pomiędzy chłopcami Lynch. Są oni dla siebie wsparciem w każdej sytuacji, a gdy jeden pisze, dzwoni do drugiego, bo potrzebuje pomocy, to mogą wszystko rzucić i pędzić do brata. Są dla siebie w ważnych życiowych chwilach. To rodzeństwo, ale i przyjaciele, muszą o siebie dbać, czasami przyjąć rolę surowego ojca, bo mają tylko siebie.


Niestety ciężko mi było zrozumieć czytaną treść. Autorka wrzuca nas w fabułę, bohaterowie są już w tym świecie, a nie ma postaci, która dopiero to poznaje, przy czym czytelnik by się też zaznajomił z zasadami panującego świata. Fabuła i różnorodność postaci może się wydać problematyczna zwłaszcza na początku, z czasem jednak odbiorca widzi relacje między bohaterami ich stosunki czy umiejętności. Z nie wszystkimi postaciami się zrozumiałam. Nadal Carmen Farooq-Lane jest dla mnie zagadką, jej życie to, czym się zajmuje i przeszłość jej brata, co kilka razy było podkreślane, że te wydarzenia odbiły piętno na jej życiu. Nie wiedziałam, do czego zmierza fabuła, moim zdaniem, ciężko odkryć ten cel, do którego wszyscy dążą. Liczyłam na emocje w końcowej akcji, że będę czytała to z zapartym tchem, a po skończeniu będę myślała tylko o tym, że chcę następną część, po części tak nie jest, ale tak, jestem ciekawa, co będzie dalej, liczę też na to, że wątki zaczęte w pierwszym tomie zostaną rozwinięte, a ja wciągnę się w fabułę i będę przeżywać losy bohaterów.


Jest to zdecydowanie książka, przy której trzeba się skupić, zwłaszcza na początku, kiedy przez ogrom informacji można się zrazić. Moje odczucia co do tej treści są mieszane. Mam wrażenie, że cały potencjał na tę historię nie został dobrze wykorzystany, ale liczę się z tym, że może osobiście czegoś nie zrozumiałam. Nie skreślam tej trylogii. Jestem ciekawa następnych części. „Wezwij sokoła” ma przyjemną dla oka okładkę, a wydanie jest wygodne w czytaniu, grzbiet się nie łamie, czcionka i marginesy jak najbardziej wspomagają szybkie czytanie. Mogę, prawie że zagwarantować, że po przeczytaniu będziemy śnić jak śniący, bo widzenie senne ma ogromną moc.

wtorek, 20 kwietnia 2021

Zanim zgaśnie światło.

09:24:00 0 Comments

 


Autor: Mirosław Czarnecki

Liczba stron: 412

Data polskiego wydania: 2021

Wydawnictwo: Novae Res

Autor recenzji: igotidea

W moim odczuciu: 6/10





"Kiedy wydaje ci się, że złapałeś szczęście za nogi, ono okaże się jedynie złudzeniem. Za czym można tęsknić, kiedy mieszka się na francuskiej Riwierze? Marc Martin ma czterdzieści lat, pracę marzeń i piękną kobietę u boku. Nigdzie się nie spieszy, każdego ranka pije kawę na patio swojej willi, a dla relaksu gra w pokera ze swoimi bogatymi znajomymi. Czas płynie leniwie, a Marc wiedzie na pozór idealne życie." (opis wydawcy). 


"Zanim zgaśnie światło" to powieść która ociera się o granicę gatunku obyczajowego i sensacyjnego. Zaczyna się niewinnie. Wprowadzenie to pokazanie sceny która ma miejsce w jakiś czas po głównych wydarzeniach opisanych w książce. Z początku może to wprowadzać nieporządek, a nawet sprawiać wrażenie pewnego chaosu, ale w miarę czytania wszystko składa się w spójną całość. 


Marc, Polak z pochodzenia wiedzie spokojne, poukładane życie, a odskocznia od codzienności jest dla niego hazard. Bohater zdecydowanie lubi ryzyko. To właśnie ta cechą jako pierwsza rzuca się w oczy. Czy poza tym Marc jest nieco nudny? Jeśli życie we francuskiej sielance w otoczeniu winnic, na poziomie wyższym niż przeciętny może być określone tym słowem to odpowiedz jest twierdząca. Okazuje się jednak że to, co widać na pierwszy rzut oka to tylko wierzchołek góry lodowej. Mirosław Czarnecki umiejętnie prowadzi narrację. Choć początkowo nieco drażni łyżwiarstwie mnie krótkie wręcz urywane fragmenty rozdziałów po jakimś czasie, w miarę jak akcja nabierała tempa połykałam kolejne strony na tyle szybko, że w ogóle przestałam zwracać uwagę na ten aspekt. Nie można zaprzeczyć że zanim zgaśnie światło ton historia pełna niespodzianek. Kiedy czytelnikowi wydaje się że uchwycił już sedno autor otwiera kolejne drzwi ukazując zupełnie nowy kontekst opowieści. Jeśli nie chodzi o bohaterów to główną postać męska pomimo iż ma pewne wyróżniające go cechy wydaje się jednak schodzić na dalszy plan w porównaniu z kobietami z opowieści. Dziennikarka Chantal, która nie boi się niczego i niestrudzenie dąży do prawdy oraz tajemnicza Natalie(czy raczej Natasha) wydają się go wręcz przytłaczać, co jednak wcale nie jest wadą. Na tle męskiego świata jaki niewątpliwie opisuje autor, kobiety aby zaistnieć muszą być twarde i dobrze ze książka wiernie oddaje te realia. 


Dobrze zbudowany jest też klimat. Niektóre ze scen, jak choćby opis tańca, są na tyle sugestywne że czytelnik czuje się niemal wciągnięty w historię. To z kolei pozwala na zadanie sobie pytania, jak zachowali byśmy się postawieni przed takimi wyborami i sytuacjami jak bohaterowie. Jakie wartości są dla nas ważne. Czy liczy się dreszczyk adrenaliny czy bliskość? Czy rzeczywistość jest faktycznie taka jaką kreujemy czy pod powierzchnia kryje się coś więcej? Oczywiście nikogo nie namawiam do tego, aby po lekturze zaczął kwestionować wszystko i wszystkich w swoim otoczeniu, bo to byłoby wręcz niezdrowe, jednak zanim zgaśnie światło pozwala na pewną konfrontację. I zgodnie z tytułem będzie świetną pozycja na pandemiczny wieczór zwłaszcza że pogoda ostatnio szaleje i trzeba z czymś zająć myśli. 

niedziela, 18 kwietnia 2021

„Teraz i na zawsze" Mikki Doughrty, Rachael Lippincott

20:20:00 0 Comments

 Jak żałoba wpływa na młodego człowieka i jak poradzić sobie ze stratą bliskiej osoby? Dwie autorki znane z książki "Trzy kroki od siebie" w swojej najnowszej powieści przedstawiają historię Kyle, młodego chłopaka, który walczy o dobre jutro, bo to, co mu pozostało to już tylko wspomnienia.



Nr. recenzji: 416

Tytuł: „Teraz i na zawsze"

Autor: Mikki Doughrty, Rachael Lippincott

Tłumacz: Maciej Potulny

Liczba stron: 408

Data polskiego wydania: 14 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Media Rodzina

W moim odczuciu: 8/10

Autor recenzji: Daria Pogodzińska



Kyle jest w ostatniej klasie liceum, właśnie trwa bal maturalny, na którym chłopak ma wręczyć swojej dziewczynie bransoletkę z zawieszkami, która symbolizuje ich miłości i przypomina o wspólnych chwilach. Kimberly, ma jednak wobec nich inne plany oraz na siebie samą, taki jak wybór uczelni. Dziewczyna nie chce iść na studia tam gdzie Kyle i kończy z nim związek, a życie młodego mężczyzny zmienia się o całkowicie. Chce porozmawiać jeszcze z ukochaną, spróbować to uratować, ale w przypływie emocji i chwili, jadąc autem, doznają wypadku. Dla Kimberly jest on śmiertelny w skutkach.

Opis z tyłu książki zdradza nieco więcej, w chwili, gdy książka do mnie przyszła i w momencie, kiedy zaczynałam ją czytać, nie pamiętałam już, co znajduje się w opisie powieści i moim zdaniem jest to dobre, ponieważ czytelnik może się bardziej zaskoczyć treścią. Fabuła opiera się na pokazaniu, jak młody człowiek radzi sobie ze stratą. Kyle traci Kim jako swoją partnerkę, ale traci też ją jako człowieka. Jest to podwójna strata, gdyż nie spodziewał się, że dziewczyna z nim zerwie, a co dopiero, że doznają takiego wypadku. Kyle przez wiele miesięcy nie odzywa się do nikogo, siedzi w zamknięciu i nawet swojego najlepszego przyjaciela nie dopuszcza do siebie. Mama cały czas przy nim jest, więc chłopak może czuć wsparcie najbliższej rodziny, ale o tym, że musi żyć dalej i jak, o tym musi zadecydować sam. Pojawiają się wyrzuty sumienia w związku ze spowodowaniem wypadku, a także tym, że każda przyjemność, czy poznanie nowej dziewczyny będą zdradą przeciwko Kim. Trzeba pamiętać, coś się kończy, coś zaczyna i w chwili kiedy kończy się nasza pierwsza miłość, ta jedna z najważniejszych w życiu, gdy myślimy sobie, że to koniec, a życie nie ma sensu, a każde umawianie się z nową osobą, będzie zdradą przeciwko starej miłości, to krzywdzimy samych siebie. Kto nam powiedział, że po rozstaniu nie możemy się ponownie zakochać, nikt, myślę, że może to być myślenie wielu młodych ludzi. Kyle jest w podobnej sytuacji, w chwili, gdy zaczyna się uśmiechać, radzić sobie ma poczucie, że to jest złe, ale sam się nacierpiał, uległ poważnym obrażeniom i powinien zacząć myśleć o sobie i swoim szczęściu.

Powieść jest też przykładem prawdziwej przyjaźni między młodymi mężczyznami. Sam stale martwił się o przyjaciela, tak go kochał, że poświęcił swoje szczęście na rzecz Kyle. Jest to też sposobem radzenia sobie z trudnymi chwilami, nie odcinanie się od znajomych, tylko jeszcze więcej czasu z nimi spędzonego, może sprawić, że nie poczujemy się samotni, zamknięci w czterach ścianach tylko ze sobą. Główny bohater jest sportowcem, ale przez kontuzje musiał zrezygnować z poważnego grania, nie zmienia to faktu, że oglądanie meczów kibicowanie, czy lekki trening sprawiają mu przyjemność, a drobne przyjemności pomagają poczuć się lepiej. Można z tej powieści wynieść porady, które mogą pomóc młodemu czytelnikowi po stracie, więc jest to książka, która wciąga i przy której można się oderwać, ale również przekazuje ważne wartości i rady.

Jest to zdecydowanie wzruszająca opowieść. Przez cały czas miałam łzy w oczach, a niekiedy dochodziło do płaczu, więc uważam, że książka spełniła swoją funkcję, ponieważ wzruszyła czytelnika. Styl autorek jest przyjemny, tekst nacechowany jest smutnymi emocjami, żalem, gniewem a później też nadzieją i miłością. Świat jest rzeczywisty, więc nie ma problemu z odnalezieniem się w miejscu i akcji. Bohaterowie pełnowymiarowi, których można polubić, utożsamić się z nimi i co najważniejsze wspierać ich i kibicować. Uważam, że jest to odpowiednia książka dla wszytskich, zaczynająć od młodszej młodzieży, ponieważ nie ma scen, które byłyby nie odpowienie dla młodego wieku odbiorcy. Wzruszyłam się niesamowicie i myślę, że jeszcze będę wracać do tej książki.

piątek, 16 kwietnia 2021

„Inaczej niż zwykle" - Justin A. Reynolds

18:30:00 0 Comments

Każdy z nas choć raz marzył o tym, żeby cofnąć czas. Przenieść się do miejsc czy wydarzeń z naszej pamięci. Naprawić pewne relacje czy po prostu zmienić bieg konkretnych zdarzeń. W rzeczywistości jednak zmiana pewnych elementów może pociągnąć za sobą nieoczekiwane zwroty akcji. O sile podróży w czasie i możliwości wpływania na otoczenie przekonał się bohater powieści "Inaczej niż zwykle". Czy jednak uda mu się ułożyć wszystkie elementy trudnej układanki zwanej życiem? 

 

Nr. recenzji: 416
 Tytuł: „Inaczej niż zwykle"
Autor: Justin A. Reynolds
Tłumacz: Marta Faber
Liczba stron: 416
Data polskiego wydania: 30 marca 2021
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 9/10

 
Jack Ellison King kończy właśnie liceum. Chłopak jest królem jeżeli chodzi o bycie o krok od zwycięstwa. Jego życie to pasmo celów prawie osiągniętych. Prawie, ponieważ nigdy nie udaje mu się zdobyć tego, o co walczy. Prawie zdobył miłość swojego życia, prawie dostał się do drużyny sportowej i prawie został celującym uczniem. Ma jednak niebywałe szczęście jakim jest cudowna i kochająca rodzina oraz najbliżsi przyjaciele, na których może liczyć w każdej sytuacji. Jillian i Franny to przyjaciele, o których marzy każdy młody człowiek. Tworzą zgrany zespół i spędzają ze sobą wiele czasu. Pewnego razu chłopak wybiera się ze swoją przyjaciółką na imprezę zapoznawczą dla przyszłych studentów. Nie spodziewa się jednak, że ten wieczór tak mocno odmieni jego życie. Gdy na horyzoncie pojawia się Kate, nic już nie będzie takie samo jak wcześniej. 

Jack spędza z nowo poznaną dziewczyną cały wieczór. Ich rozmowy nie mają końca nawet wówczas, gdy impreza się kończy a noc ustępuje świtowi. Chłopak czuje, że w końcu pozbył się swojego pecha. Jego szczęście nie trwa jednak zbyt długo. Wkrótce Kate umiera, a życie Jacka zostaje wywrócone do góry nogami. Historia Kate i Jacka, która prawie ma szczęśliwe zakończenie zapętla się. Chłopak powraca do wieczoru, w którym wszystko się zaczęło. Bohater jest przekonany, że jego powrót ma uchronić Kate przed śmiercią. Jednak tak się nie dzieje a jego ukochana po raz kolejny odchodzi. Pomimo starań chłopaka ich miłosna historia zawsze kończy się tak samo z tą różnicą, że zmieniają się jego relacje z najbliższymi. Jack musi zmierzyć się z konsekwencjami podjętych przez siebie decyzji. Okazuje się bowiem, że chroniąc Kate oddala się od rodziny i przyjaciół. Jak zakończy się ta historia? Czy Jack jest w stanie ocalić wszystkich, których kocha?
 
"Inaczej niż zwykle" to niebanalna historia młodego człowieka, który próbuje naprawić całe swoje otoczenie. Co prawda literatura młodzieżowa nie należy do mojej bajki, ale ogromnie się cieszę, że sięgnęłam po tę lekturę. Książka wciąga już od pierwszych stron. Motyw wracania do przeszłości wyzwala w czytelniku dużą dawkę ciekawości co będzie dalej. Przyznam szczerze, że sama miałam problem z odłożeniem jej na półkę nie przeczytawszy kolejnych historii do końca. Należy także dodać, że nie jest to typowa opowieść o dwójce zakochanych w sobie nastolatkach. Dużą rolę w powieści odrywa także najbliższe otoczenie głównego bohatera. W ten sposób czytelnik ma możliwość bliższego poznania rodziny oraz przyjaciół Jacka, a także relacji pomiędzy nimi. Autor stworzył bardzo realne postacie, które zmagają się rzeczywistymi problemami. Podczas gdy przyjaciele Jacka próbują rozwiązać swoje problemy rodzinne, on sam musi zawalczyć o swoją ukochaną.
 
Powieść jest naprawdę dobra. Podoba mi się także jej narracja, ponieważ całą historię poznajemy z perspektywy głównego bohatera. Momentami książka wzrusza do łez, by innym znów razem wywoływać uśmiech na twarzy czytelnika. Autor poruszył ciekawy wątek podejmowania decyzji oraz wiążących się z nimi konsekwencji. Główny bohater powieści musi bowiem nieustannie podejmować trudne decyzje. Ich skutki nie zawsze są pozytywne i często przynoszą nieoczekiwane rezultaty. W wielu momentach Jack musi dokonać wyboru pomiędzy Kate a najbliższymi sobie osobami. Bohater przekona się jednak, że w życiu nie można mieć wszystkiego, ale należy cieszyć się każdą chwilą oferowaną przez los. Podobnie jak bohater powieści każdy z nas staje przed trudnymi wyborami. Często żadna z dróg nie wydaje się dostatecznie odpowiednia. Nieocenioną pomocą w trudnych chwilach może okazać się wsparcie najbliższych nam osób. Dlatego też warto dbać o takie relacje. 

Książka będzie świetną lekturą dla młodzieży, ale także dla wszystkich dorosłych, dla których liczą się relacje międzyludzkie. Historia Jacka i Kate pokazuje, że nie każda opowieść kończy się happy endem. Czasem śmierć przedwcześnie zabiera bliskie nam osoby. Ciężko poradzić sobie z tak niewyobrażalną stratą jaką jest odejście ukochanej czy ukochanego. Jednakże należy pamiętać, że każdy moment i każda chwila jest ważna. Nie czekajmy więc na odpowiedni moment i żyjmy pełnią życia tak, jak gdyby jutra miało nie być.

Ruchomy chaos. na ostrzu noża

07:39:00 0 Comments

 

Na ostrzu noża. Ruchomy Chaos. Tom 1 
 
 

 
 
Tytuł: "Na ostrzu noża. Ruchomy chaos tom 1"
Autor: Patrick Ness
Data polskiego wydania:  2021
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Liczba stron: 488
Autor recenzji:Igotidea
 W moim odczuciu: 7/10
 
 
 
 


Todd Hewitt to zwykły nastolatek u progu dorosłości.

No prawie….

Trzeba bowiem zaznaczyć, ze jest jedynym chłopcem w swojej wiosce – wszyscy pozostali to mężczyźni, którzy maja za sobą tajemny rytuał przejścia. I w sumie, może w tym też nie byłoby nic nadzwyczajnego, ale jeśli dołożyć jeszcze fakt, że w otoczeniu Todda nie ma żadnych kobiet, akcja powieści dzieje się na nowym świecie, a wszyscy męscy przedstawiciele gatunku ludzkiego cierpią na chorobę zwaną szumem, która przejawia się tym, że wszystkie ich myśli po prostu słychać, robi się znacznie ciekawiej. Todd żyje sobie spokojnie do czasu aż któregoś dnia nie napotyka w lesie dziewczyny. Zderzenie z osobą, której w odróżnieniu od innych znanych bohaterów nie towarzyszy nieustający szum myśli jest dla niego czymś niesamowitym. Choć z początku oboje są wobec siebie nieufni, z czasem rodzi się między nimi przyjaźń. Viola, bo tak ma na imię bohaterka okazuje się być jedyną ocalałą z katastrofy statku drugiej fali kolonistów nowego świata. Jej pojawienie się wprowadza spore zamieszanie jako że burmistrz miasteczka Prentisstown, w którym mieszkał Todd wcale nie jest zachwycony tym, że na nowym świecie mają pojawić się nowi osadnicy. Postanawia zatem w odpowiedni sposób zająć się dwójką bohaterów. Todd i Viola postawieni przed koniecznością ucieczki ruszają na szaloną wyprawę w czasie której na jaw wyjdzie wiele okoliczności do tej pory skrzętnie przed chłopcem ukrywanych. Stanie się on mężczyzną, choć nie do końca w taki sposób w jaki miało to miejsce w przypadku wszystkich innych mężczyzn z jego wioski.

Powiem szczerze, że po książkę sięgnęłam ze względu na to, że dowiedziałam się że na jej podstawie powstał film, a jako rasowy czytelnik nie mogłam naruszyć zasady „najpierw książka potem film”. Musze też przyznać, że powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się bowiem, że będzie to fantasy dla dzieci, coś pokroju „Tuneli”, o niezbyt skomplikowanej fabule, niezbyt poruszające. Dostałam jednak dobrze skonstruowaną i spójną powieść ze świetnym otwartym zakończeniem, które wprowadza zawieszenie przed druga częścią (a której recenzja ukaże się już niedługo). Sam pomysł na stworzenie świata, w którym myśli są uzewnętrznione był niebanalny, ale na duży plus zasługuje jego rozwinięcie. Patrick Ness niejednokrotnie gra na emocjach czytelników – w szczególności mam na myśli jeden fragment, który sprawił że musiałam przerwać lekturę i wróciłam do niej dopiero dwa dni później. Nie chce tutaj zdradzać zbyt dużo z fabuły, ale jestem niemal pewna, że każdy kto się sięgnie po tę książkę będzie wiedział o jakiej scenie mowa.

Dodam jeszcze słówko o bohaterach – Viola być może nie jest szczególnie wyrazistą postacią – cechuje się co prawda sprytem, sporym instynktem samozachowawczym i w pewnym stopniu opiekuńczością, ale nie poczułam do niej specjalnej sympatii. Co się natomiast tyczy Todda to uważam że niewątpliwym atutem jest pokazanie procesu jego dorastania, radzenia sobie z trudnymi emocjami, odrywania nieznanych faktów z przeszłości i konfrontowania się z nimi. Todd pomimo że z początku jest nieco krnąbrny, także wobec swoich opiekunów z czasem się zmienia. Nie jest to jednak zmiana rewolucyjna, która mogłaby powodować zarzut przerysowania. Chłopiec dojrzewa stopniowo, na każdej kolejnej stronie i jestem przekonana, że wraz z nim, także i my – czytelnicy – zyskujemy możliwość zastanowienia się na to, w jaki sposób postrzegamy świat.