piątek, 6 grudnia 2024

"Burn the Hell. Runda czwarta" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

To my decydujemy, czy chcemy znaleźć się w piekle, czy nie. Decydujemy o tym swoimi wyborami. Tylko od nas zależy, jak to wszystko potoczy się dalej. Gdzie będziemy, czego dokonamy. Z czego będziemy mogli być dumni, a co będziemy chcieli wymazać z pamięci.




Tytuł: Burn the Hell. Runda czwarta

Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 07.12.2022


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 688


Moja ocena: 8,5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Ten żar nie zgaśnie, on będzie się tlić wiecznie

Victoria Clark wie, że nie zdoła dłużej uciekać przed tym, co nieuniknione. Dorosłość zbliża się wielkimi krokami, a podejmowanie decyzji staje się coraz trudniejsze. Kolejne dni przybliżają ją do nieuchronnego ― dziewczyna musi wreszcie zdecydować, co dalej. Wyjazd na renomowaną uczelnię tysiące mil od Culver City czy wymykanie się co noc przez okno swojej sypialni, aby spotykać się z człowiekiem, który jest dla niej ucieleśnieniem raju? Dosyć kłamstw. Dosyć oszukiwania innych i siebie. Victoria musi się zmierzyć z prawdą, nawet jeśli ta może się okazać bolesna. Prawda bowiem jest taka, że znowu wpada w wir. Jego sprawca ma na imię Nathaniel. Przez niego Victorii po raz kolejny wszystko wymyka się spod kontroli, a rządy nad jej życiem przejmuje chaos. Czarny i chłodny, jak czarne i chłodne są oczy Nathaniela Sheya. Te same, w których dziewczyna zatraca się bez reszty i w których jako jedyna potrafi dostrzec dobro. I tak Victoria co dzień mierzy się z kolejnymi prawdami, a najboleśniejsza jest ta, że Nathaniel to człowiek o duszy naznaczonej tysiącem blizn. Ona jako jedyna stara się zasklepić je wszystkie, choć nie dostrzega, że przez to sama powoli się wykrwawia… Wszak tylko ona wierzy w to, że spotkała dobrego człowieka. Wbrew temu, co sądzi o nim świat, wbrew temu, co sądzi o sobie on sam. Victoria to wie. A przynajmniej tak jej się wydaje. Jeżeli zbyt szeroko otworzysz oczy, prawda może cię oślepić

Czasami trzymamy się czegoś tak mocno, że sprawia nam to więcej bólu i cierpienia, niż gdybyśmy odpuścili. Powracają do trylogii Hell w wersji papierowej spodziewałam się co nastąpi i jaki nastąpi rozwój wydarzeń, a tym samym moja reakcja na nie, jedyną możliwą zmianę, jaką brałam pod uwagę to odczucia, jakie końcowo wywoła dana część. Dlatego miłą niespodzianką, okazało się, że jednak nie wszystko przewidziałam i wcześniej znane mi wydarzenia, wywołały we mnie zupełnie coś innego, sprawiając, że pozornie znana historia, doświadczana była w inny sposób. Już od samego początku towarzyszył mi ogrom różnorakich emocji – od wzruszenia, przez napięcie, aż po zachwyt nad detalami, które w wersji papierowej nabrały dodatkowego znaczenia. Każda scena była jak odkrywanie na nowo tajemnicy, która choć znana, potrafiła zaskoczyć głębią i perspektywą. Niespodziewane jednak przyszło na sam koniec, gdy większa część książki była już za mną, a dramatyczny los wydarzeń zbliżał się coraz większymi krokami, to w trakcie ostatnich około dwustu stron, kumulujące się emocje sięgnęły zenitu, wywołując potok łez. Aspekt, który sprawia, że moje serce raduje się jeszcze bardziej, jest to, że w swojej ulubionej części recenzji o bohaterach, przy każdej z rund mogę poruszyć temat innego bohatera w kontekście tej samej historii. Tym bardziej, gdy mogę napisać coś o bohaterach, których zaraz po Chrisie lubię najbardziej, a dokładniej Theo i Luku. Wcześniej kojarzony Theo jako po prostu bliźniak Victorii, teraz daje nam się poznać, ukazując się jako ciekawa postać, która swoim byciem wprowadza do fabuły wcześniej brakujące elementy. Jest postacią dążącą do niezależności i buntu, choć ukazuje silną potrzebę ochrony bliskich, zmagając się jednocześnie z własnymi demonami zarówno tymi teraźniejszymi, jak i tymi ciągnącymi się za nim z przeszłości. Spośród grona postaci jest on jedną z najbardziej zamkniętych i nieufnych. W chwili gdy Luke zaczął coraz częściej uczestniczyć w fabule, miałam do niego mieszane odczucia, z jednej strony był bardzo podobny do Nathaniela, z drugiej stanowi jego przeciwieństwo i to właśnie te dwa sprzeczne aspekty sprawiły, że jego jednoznaczne postrzeganie przez długi czas było utrudnione. Z czasem jednak bardzo szybko moja opinia o nim ukierunkowała się na tę pozytywną. Sam Luke od samego początku jest postacią, która kieruje się swoimi zasadami, choć w konflikcie z dobrem bliskich mu osób, nie boi się ich kwestionować i podejmować decyzji sprzecznych z nimi, dodatkowo wielokrotnie wykazuje się ogromną lojalnością jak i troską. Jak przy wcześniejszych recenzjach, nie może obyć się bez wspomnienia o bardzo ważnym aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym. Spośród czterech rund, to tutaj aspekt relacji między bohaterami jest najbardziej emocjonalny. Autorka balansuje pomiędzy momentami dramatu a spokoju, ukazują relacje w całym spektrum emocji, od bólu i gniewu po momenty przepełnione nadzieją i staraniami. Temu wszystkiemu towarzyszy również zmierzenie się z wieloma prawdami, nie tylko dotyczących ich samych lub drugiej osoby, ale i tym, co skrywa cała reszta. I choć relacja głównych bohaterów jest toksyczna, po dłuższym przyjrzeniu się można dostrzec pewne zależności w tym, jak wpływają na siebie. Więź będąca pomiędzy nimi z jednej strony jest destrukcyjna i wyniszczająca, z drugiej w pewnym sensie pomaga im odnaleźć i zrozumieć siebie, bo choć ich zachowania nie zawsze są w porządku, w chwilach gdy tego potrzebują, po prostu dla siebie są, bez oceniania.
Podsumowując, uważam “Burn the hell. Runda czwarta” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, należącą do tych z grona, które z tomu na tom stają się coraz lepsze, ukazując nie tylko rozwój bohaterów, ich zmiany, ale również to jak zmienia się twórczość autorki z tomu na tom, tworząc wyjątkowy przekrój jej twórczości. Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością wyczekiwać chwili sięgnięcia po kolejne tomy.



Burn the Hell. Runda czwarta" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

środa, 4 grudnia 2024

"Burn the Hell. Runda trzecia" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

Czułam, że przy nim nikt mnie nie skrzywdzi. Trochę szkoda, że znów zapomniałam o tym, że osobą, która krzywdziła mnie najbardziej, był właśnie on. Ale chwilowe poczucie szczęścia rekompensowało nawet największe krzywdy.




Tytuł: Burn the Hell. Runda trzecia


Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 28.09.2022


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 600


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Niech świat płonie w ogniu, który rozpaliliśmy.


Victoria Joseline Clark próbuje żyć nowym życiem. Życiem, w którym nie ma miejsca na chaos i mrok. Na problemy, krzyki, niepewność i strach. Na ból duszy i ciała. Na to wszystko, co wniósł w nie Nathaniel Shey. Tyle że nie jest łatwo uwolnić się od magii spojrzenia czarnych oczu tego toksycznego chłopaka, nawet jeżeli osiemnastolatka już wie, że ich głębia może mieć zabójczą moc. Nie ma cudownego klawisza, po którego naciśnięciu można wykasować wspomnienia. Te złe, ale też te dobre. Victoria odcina przeszłość i usuwa jej ślady ― choćby za cenę zerwania znajomości, zbyt mocno przywołujących pamięć minionych miesięcy… Niestety, to nie działa. Nathaniel Shey nie chce odejść, mimo że właściwie odszedł już dawno. Przeszłość jest jak kotwica, trzymająca życie Victorii na uwięzi i niepozwalająca jej ruszyć ku przyszłości. A kiedy Nate nagle, po pięciu miesiącach rozłąki, staje na drodze dziewczyny, płomień, który cały czas się tlił, rozpala się na nowo. Piękny i niszczycielski. Możesz zamknąć oczy, ale to nie sprawi, że świat zniknie



Wiem, że mnie nie kochał. Że byłam tylko narzędziem w jego rękach. Ale gdyby stanął teraz obok mnie i powiedział, że mam spalić to miejsce razem z wami wszystkimi, bez zastanowienia wyciągnęłabym zapalniczkę.



Końcówka roku to czas kiedy, chęć skończenia zaczętych spraw staje się silniejsza niż wcześniej, a zbliżający się nowy rok motywuje nas tym jeszcze bardziej. Dlatego mając też na uwadzę dość pracowitą pierwszą połowę nowego roku, za cel na jego koniec wzięłam sobie przeczytanie całej trylogii Hell, dając sobie tym samym możliwość na zanurzenie się w literackim świecie bezopamiętania.



Pierwsze dwie rundy mimo tego, że wzbudziły we mnie pozytywne odczucia, nie zostały przeze mnie uplasowane zarówno jako dobre jak i średnie, określenie, że po prostu były w moim odczuciu jest jak najbardziej trafne, tym bardziej nie spodziewałam się, że kolejna część zmusi mnie do pewnego rodzaju wewnętrznej walki ze sobą, by otwarcie przyznać, że coraz bardziej przepadam w historii.



Pierwszym co rzuca się w oczy już po paru stronach, jest dużo większa dynamika wydarzeń w porównaniu do wcześniejszych tomów, gdy to akcja zarówno była powolniejsza jak i nie działo się aż tak dużo. W tym przypadku jesteśmy zasypywani z każdej strony czymś nowym. I o ile na początku wywołało tu we mnie wiele obaw, gdyż jestem typ typem dziwnego czytelnika, który nie lubi gdy jest za nudno, ale nie przepada, gdy dzieje się też za dużo i ciężko nadążyć nad fabułą, tak tutaj nie stanowiło to dla mnie czegoś negatywnego, a wręcz stało się pozytywnym aspektem książki.



Jeśli chodzi o bohaterów, coraz bardziej pod tym względem podziwiam autorkę, gdyż wykreowanie  postaci zarówno pierwszoplanowych jak i drugoplanowych na tak dobrym poziomie to niełatwe zadanie, tym bardziej przy tak licznym gronie, które co rusz powiększa się o nowe postacie zarówno te bardziej zamieszane w historię, jak i te typowo epizodyczne. Tym razem ważną rolę odgrywają Mia i Chris, którzy po burzliwym zakończeniu pewnego etapu w życiu Victorii, muszą wykazać się jeszcze większą cierpliwością względem niej niż wcześniej. Empatyczna, lojalna i z dużą potrzebą bycia odpowiedzialną za innych to słowa, które perfekcyjnie opisują Mię Roberts. Starającą się być postacią, która zawsze stara się być oparciem dla tych, którzy tego potrzebują, nawet kosztem własnych emocji i potrzeb. Sama jej postać jest bardzo ciekawa i budzi też raczej pozytywne odczucia, jednak w pewnych momentach jej pozytywne cechy są zbyt wyolbrzymione, przez co sprawiała wrażenie infantylnej. Nie ukrywam w tych momentach, moje odczucia względem niej bardzo zmieniły się i nie postrzegam jej już tak dobrze jak wcześnie, podważając tym samym szczerość jej intencji. Z kolei Chris to postać, od której od samego początku bije coś, co sprawia, że nie da się go nie polubić i czytelnik wręcz łaknie więcej akcji z nim. Choć z pozoru spokojny i nie dokończa pewny siebie, okazuje się być najbardziej nieprzewidywalnym bohaterem, a przy tym z poczuciem humoru, potrafiącym rozładować każdą chwilę napięcia.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując uważam “Burn the hell. Rudna trzecia” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, która idealnie wpisuje się w moje aktualne potrzeby czytelnicze. Łącząc w sobie różnorodne emocje (tak zdarzyło mi się popłakać, ale nie wiecie tego jak coś) z dynamiczną akcją, która sprawia, że ciężko oderwać się, choć na chwilę, dlatego chcąc sięgnąć po nią, warto zarezerwować sobie na nią więcej czasu, gdyż gwarantuje, odłożenie jej, choć na chwilę, to bardzo trudna walka.



Burn the Hell. Runda trzecia" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


poniedziałek, 2 grudnia 2024

Psychologia dla zabieganych. Mała książeczka o naszych niesamowitych umysłach

12:00:00 0 Comments

Jesteśmy w stanie powiedzieć wiele na temat każdego człowieka, którego widzimy: jakie ma rysy twarzy, jak się ubiera, jakiego jest wzrostu i wymienić cechy wyróżniające go z tłumu. Wszystkie te rzeczy dotyczą wyglądu zewnętrznego. A co z wnętrzem? To wielka tajemnica - wiedzą o nas tylko tyle ile im pokażemy. Dlatego, żeby nieco rozjaśnić sobie trochę takich "tajemnic" zagłębiłam się w książkę Johnn'ego Thomsona "Psychologia dla zabieganych". 



Tytuł:
 Psychologia dla zabieganych. Mała książeczka o naszych niesamowitych umysłach.

Autor: Johnny Thomson

Data wydania: 13 listopada 2024

Wydawnictwo: Insignis

Liczba stron: 552

Moja ocena: 8/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
    Johnn'ego Thomsona możecie kojarzyć ze względu na jego poprzednie publikacje z serii "Dla zabieganych". Bardzo podoba mi się idea "małej" książki z wieloma wątkami po trochu, by można było wyciągnąć główny sens podejmowanego tematu, a jeśli najdzie nas ochota - zagłębianie go dalej na własną rękę. Z drugiej strony zastanawiałam się nad tym jak trudno jest określić i wybrać, które tematy z dziedziny psychologii są najważniejsze (i równocześnie interesujące), a potem ewentualnie z czego zrezygnować (by książka nie była grubsza trzykrotnie od pierwszego założenia).


    Dobrane zagadnienia obejmują psychologię: zdrowia, pracy, kliniczną, poznawczą, rozwojową, społeczną, edukacyjną, sądową, eksperymentalną, biopsychologię. Jest tego całkiem sporo, ale zostało to zgrabnie przedstawione i zredagowane w krótkich rozdziałach. Wyjaśnienia nie wymagają od nas specjalistycznych umiejętności i wykształcenia akademickiego, a do tego są poparte analogicznymi przykładami, by jeszcze lepiej nam zobrazować i pomóc zrozumieć zachodzący mechanizm psychologiczny. Nie wiem, czy jest łatwiejszy sposób by czytelnik mógł przyswoić wiedzę z książki. 


    Co ciekawe, o wielu rzeczach na pewno już wiecie, ale nie macie pojęcia że wiąże się to z waszym mózgiem i psychologią. Przez wiele lat ta dziedzina była niedoceniana, zyskując niepochlebne miano szarlatanerii. Moim takie książki jak ta (i liczne eksperymenty, badania, publikacje przez poprzednie stulecia) poprawiają jej status naukowy i medyczny dając możliwość czerpania wiedzy tak po prostu, z chęci zagłębiania tematu przez szersze grono.


    Jestem tą książką absolutnie zachwycona (chyba nawet bardziej niż poprzednimi). Ciekawe tematy, uproszczone, poparte przykładami, wciągająca, pobudzająca do myślenia i dalszego eksplorowania, motywująca do działania i zmieniania swojego nastawienia do pewnych spraw. Właśnie taka, jaka powinna być. Interesuję się psychologią już od kilku ładnych lat, więc nie jest to dla mnie pierwsza książka tej kategorii i wiem co mówię. Niesamowicie ważne jest wykazywanie i wyjaśnianie, a nie tylko określanie z założeniem "radź sobie sam". Doceniam włożony wysiłek w reaserch i omówienie, bo to naprawdę świetnie wykonana praca.


    Czy uważam, że każdy powinien przeczytać tę książkę? Nie, ale myślę, że każdy powinien spróbować do niej zajrzeć i zapoznać się choćby z kilkoma rozdziałami. Mówią, że wiedza daje moc, a niewiedza szkodzi...Więc? Nie macie nic do stracenia, a wiele do zyskania. Nawet nie wiecie do czego nasz niesamowity mózg jest zdolny (nie bez powodu uzyskał miano najważniejszego organu w ludzkim ciele)! Jest to książka, którą warto mieć choćby w pamięci, bo jest jedną z tych wartościowych i pomagających otworzyć umysł czy poszerzać horyzonty. Zaryzykujcie i lećcie po "Psychologię dla zabieganych", szczególnie jeśli wydaje Wam się, że w całym waszym pomieszaniu z poplątaniem nie dacie rady przeczytać książki.



Małgorzata Górna

czwartek, 28 listopada 2024

"Taylor Swift. Za kulisami piosenek" - Annie Zaleski

16:00:00 0 Comments
 O Taylor Swift słyszeli chyba wszyscy, a jeśli nie to musieli się o to naprawdę postarać. The Eras Tour odbywające się w wielu miejscach na świecie przyciągnęło tłumy i nadal odbija się szerokim echem. To trwająca ponad rok trasa koncertowa artystki, gdzie każdy ze 149 koncertów trwa ponad trzy godziny. Jest to artystyczna podróż przez albumy-epoki Taylor. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ta książka to taka cicha, spisana mini-wersja The Eras Tour, którą każdy z nas może przeżywać.



Tytuł:
 Taylor Swift. Za kulisami piosenek

Autor: Annie Zaleski

Data wydania: 27 listopada 2024

Wydawnictwo: Insignis

Liczba stron: 656

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
  Nie wiem kiedy rozpoczęła się moja fascynacja twórczością Taylor Swift, ale było to jakieś 15 lat temu. Jej popularność rosła z roku na rok, już wtedy było widać, że ma zadatki na wielką gwiazdę. Obecnie wygrała 449 nagród, w tym 14 nagród Grammy. Jest niesamowicie utalentowana zarówno wokalnie jak i pod względem płodności twórczej. Autorka, dziennikarka muzyczna, Annie Zaleski musiała dopisywać książkę, ponieważ Taylor niespodziewanie ogłosiła kolejną płytę!

Być może nasuwa się myśl, że popularność zapewniło jej bogate życie uczuciowe, bo było ono szeroko komentowane w mediach na całym świecie, ale nie. Ta książka ma zwrócić naszą uwagę na jej twórczość, to czym się inspiruje i jak tworzy. Odwróćmy na chwilę oczy od tego jaka myślimy że jest przez pryzmat tego co o niej piszą i mówią. Skupmy się na tym, co ONA ma do powiedzenia przez swoją muzykę.


  Jako młoda dziewczyna wiedziała czego chce, pisała piosenki "na kolanie", od tak o tym co przeżywali jej rówieśnicy, rodzina czy ona sama. O "Fearless" powiedziała:

 Czasami piosenki o miłości nie powstają na podstawie tego, co właśnie przeżywasz. Ta jest o najlepszej pierwszej randce, na której jeszcze nie byłam.
 
  Demontuje opinię jakoby każda piosenka była o byłym chłopaku bądź nieudanym zauroczeniu. Bazuje na emocjach jakie w niej buzują i uzupełnia o pasujące słowa by jak najlepiej oddać stan przeżywania. Stąd bierze się jej sukces - z nieustępliwości, śpiewaniu o emocjach i byciu autentyczną. Zaczynała już jako nastolatka i miała grupę odbiorczą w swoim wieku, co dawało słuchaczom sygnał, że nie są sami z nastoletnim zagubieniem. 


  Koncepcja książki jest prosta - każdy rozdział to era Taylor, a każdy z nich zawiera tytuły piosenek wraz z opisem. Opisy nadmieniają współtwórców, inspiracje, historie z nimi związane czy proces ich tworzenia, jest to świetny sposób na zaprezentowanie całej dyskografii artystki. Odniosłam jednak wrażenie, że "historia" każdego z kawałków została ograniczona (autorka potwierdziła moje przypuszczenia, tego wszystkiego było po prostu za dużo i trzeba było się skupić na najważniejszych elementach, a przy tym trzymać się pewnego schematu).


  Czy jest to coś nowego i zaskakującego? Moim zdaniem nie, ale nie oznacza to, że książka nie jest dobra. To pozycja obowiązkowa dla Swifties! Włożono w nią mnóstwo pracy (godziny reaserch'u i słuchania piosenek, by na koniec to wszystko w skrócie opisać). Jeśli jest się fanem Taylor Swift, ta pozycja może być "uzupełnieniem", czy przypominajką. A jeśli ktoś dopiero chce rozpocząć tę szaloną przygodę z jej twórczością z pewnością może użyć treści jako wprowadzenia.


Polecam tę książkę ze względu na treść, formę i fantastyczne zdjęcia dobrej jakości. Naprawdę można się w niej zatopić i przeżyć niemały koncert. A to, że ma dla mnie wartość jako fanki to jest już kwestia drugorzędna. 


Małgorzata Górna

środa, 27 listopada 2024

"Poradnik grzebania kotów" - Mika Modrzyńska

09:00:00 0 Comments
Podcasty kryminalne są niezwykle popularne w dzisiejszych czasach. Makabryczne zbrodnie popełniane przez znanych psychopatów lub tych, których nie posądzalibyśmy o bycie seryjnymi mordercami, mają swoich wiernych fanów i sukcesywnie zyskują na popularności, zwłaszcza w formie audycji. Sama jestem fanką takich historii, szczególnie tych najbardziej niewyjaśnionych i wzbudzających wiele wątpliwości. Takową tematykę porusza Mika Modrzyńska w swojej intrygującej powieści pt. "Poradnik grzebania kotów", w której główna bohaterka, Stefania, sama jest zapaloną fanką podcastów kryminalnych. Tylko czy zdołałaby sobie poradzić, gdyby sama musiała stać się częścią kryminalnej historii?



 
Tytuł: "Poradnik grzebania kotów"
Autor: Mika Modrzyńska
Data wydania: 1 października, 2024
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 302
Moja ocena: 5/10
Autor recenzji: Julianna Kucner






Gdy trzynastolatka z biednego domu znika, mieszkańcy Brzózki, małej mazurskiej wioski, uznają to za ucieczkę. Swój błąd odkrywają dopiero piętnaście lat później, gdy przypadkowy turysta znajduje ciało dziewczyny w okolicznym bagnie.



Stefania powraca do rodzinnej wioski wkrótce po tym, jak znaleziono ciało Martyny, jej szkolnej przyjaciółki. Nigdy się nie przyznała, że tamtej feralnej nocy obiecała Martynie, że uciekną razem. Teraz, sfrustrowana brakiem skuteczności policji, zagubiona w życiu, postanawia wszcząć własne śledztwo. Wieś huczy od plotek i domysłów. By włączyć się w tę społeczność, do której nigdy tak naprawdę nie należała, Stefania postanawia skorzystać z pomocy sąsiada, niespełnionego artysty. Nietypowa para wpada na pewien trop…

Moje nadzieje co do powyższej pozycji były przeogromne. Opis brzmi naprawdę interesująco i myślę, że każdy fan nie tylko kryminalnych historii, ale również thrillerów, kryminałów czy powieści z emocjonującą akcją lub tych wymagających dużo przemyśleń, logiki by się skusił. Tak czy inaczej szczerze powiedziawszy nie czuję się w pełni usatysfakcjonowana po przeczytaniu "Poradnika grzebania kotów".

Główna bohaterka to dość specyficzna postać, do której niezmiennie miałam mieszane uczucia. Podobały mi się jej spontaniczność i styl życia lekkoducha podróżującego po świecie, ale decyzje przez nią podejmowane niezmiernie mnie irytowały (zwłaszcza ta na samym końcu książki). Brakowało mi również więcej retrospekcji po jej powrocie do rodzinnej wsi Brzózki, ponieważ odniosłam wrażenie, że tak naprawdę mało miała z nią wspólnego. W dodatku ubolewałam, że relacja Stefanii z Asią nie została bardziej szczegółowo potraktowana. Brnąc przez powyższą powieść, doszłam do wniosku, że brakuje mi w niej rozwinięcia większości wątków. Na przykład chciałabym również dowiedzieć się więcej o relacji Stefanii z Martyną lub dowiedzieć się, dlaczego Stefania tak właściwie nie jest w stanie nigdzie sobie zagrzać miejsca. Taki niedosyt spowodowany pytaniami bez odpowiedzi poszerzonymi o filozoficzny bełkot sprawił, że zgubiłam przyjemność czytania historii Modrzyńskiej.

Sam koncept książki jest naprawdę intrygujący. Powrót do rodzinnej miejscowości i ponowne zmierzenie się z jej mieszkańcami po tak długim czasie nieobecności trzyma w napięciu i wywołuje ciarki na ciele. Społeczność egzystująca w Brzózce wywołuje niepokój i stawia pytania o to, kto tak właściwie jest odpowiedzialny za śmierć Martyny? Jeśli chodzi o akcje, w niektórych momentach nudziłam się nic niewnoszącymi do fabuły czy też do portretów postaci informacjami. Jednak muszę przyznać, że na końcu akcja gwałtownie przyspiesza i przyprawia o szybsze bicie serca. Mimo to nie zmieniło to mojego nastawienia do "Poradnika grzebania kotów".

Podsumowując, moje odczucia co do powyższej pozycji są mieszane. Z jednej strony polubiłam się ze Stefanią i z przyjemnością śledziłam jej losy, zwłaszcza gdy na jej drodze pojawił się Wincenty, natomiast z drugiej jej motywacje były dla mnie niezrozumiałe, a jej przemyślenia nużące. Wydaje mi się, że gdyby autorka mniej skupiła się na samej Stefanii, a więcej na wykreowaniu bardziej szczegółowego otoczenia, powieść byłaby dla mnie o wiele bardziej przyjemniejsza w odbiorze. Jednak wciąż zachęcam do przeczytania "Poradnika grzebania kotów", ponieważ może Wy dostrzeżecie w tej powieści coś, co mi umknęło :)

Wydawnictwu Zysk i Sk-a  dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników zachęcam do skomentowania powyższej zawartości w komentarzu :)