niedziela, 20 października 2024

"Scars. Blizny zapisane na skórze" - FortunateEm

09:00:00 0 Comments
Cierpienie to uniwersalny motyw poruszany z niezwykłą powtarzalnością w literaturze. Wynika to z faktu, iż cierpienie towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów, a refleksje na jego temat to nic innego jak sposób na radzenie sobie z bólem czy też trudnościami, wynikającymi z istnienia cierpienia. Autorzy w swoich powieściach mają różny stosunek do przedstawienia tego motywu. W sposób staranny, a także kunsztowny, ale jednocześnie łatwy w odbiorze występuje on m.in. w książce pt. "Scars. Blizny zapisane na skórze" autorstwa FortunateEm.




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane na skórze"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 24 sierpnia 2022
Wydawnictwo: BeYA
|Liczba stron: 368
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner









Vafara Dahle ma dwadzieścia cztery lata i rodzinne kłopoty. Przede wszystkim z matką, "panią idealną", która oczekuje od swojej córki wielu rzeczy, jakich ta nie chce, nie potrafi albo po prostu nie może jej dać. Na przykład samej siebie w ślubnej sukni. To, że Vafie nadal pozostaje singielką, nie jest wielkim zaskoczeniem dla Sutton Dahle; ot kolejny przykład na to, jak bardzo jej córka nie spełnia pokładanych w niej nadziei.
Może choć przy okazji wesela kuzynki Vafara zachowa się przyzwoicie i pojawi się na nim z odpowiednim mężczyzną u boku? Najlepiej z perfekcyjnym Marcusem, managerem w firmie transportowej, na myśl o którym dziewczynie robi się niedobrze... Ale Marcus jest tzw. dobrą partią, ma nienaganne maniery, dobrą pracę i jest wzorem wszelkich cnót, słowem ― to potencjalny idealny zięć. Czyli żaden materiał na męża. Zdesperowana Vafie postanawia się zbuntować i zrobić sobie tatuaż, którego Sutton oczywiście nie pochwali.
Czy czarna róża, którą między piersiami dziewczyny tatuuje Royce Faridan, odmieni jej życie na dobre?


"Byłem wypalony i nie zamierzałem szukać drewna, by rozpalić swoje wewnętrzne palenisko. W środku miałem ruinę i zgliszcza. Samotność była lepsza. Cisza przyjemniejsza. A złamane serce po czasie wcale nie bolało. Bo jak mogło boleć coś, co było martwe?" 

Podczas czytania powyższej powieści targało mną tyle emocji, że sama nie wiem, od czego zacząć. Sposób, w jaki autorka ukazała nam wartości odnośnie bólu, kłopotów w relacji z drugim człowiekiem z powodu jego istnienia czy też wpływu toksycznych rodziców na życie człowieka, jak i ogólny brak samoakceptacji to coś, co uderza w czytelnika i sprawia, że nie ma innej opcji niż całkowite zaangażowanie się w powieść. Szczególne wrażenie wywarła na mnie historia Royca, jednego z głównych bohaterów, który już od początku wydawał mi się naprawdę ciekawą i wytrwałą postacią z powodu jego doświadczenia przez los i sprzeczności, które sobą reprezentował, np. w relacji z Vafie. Niestety ciężko napisać, dlaczego tak bardzo zwrócił na siebie moją uwagę bez ujawniania treści połowy książki..

Sama kreacja postaci to z całą pewnością główny atut dzieła FortunateEm. Po prostu nadal jestem w szoku, jak realistycznie autorka wykreowała postacie i tchnęła w nie życie za pomocą swojego lekkiego pióra. Mimo że powieść napisana została w przyjemny oraz łatwy do interpretacji sposób, ta prostota w połączeniu z historią bohaterów uderza dogłębniej, niż można byłoby się tego spodziewać. Do tego stopnia, że trzeba się wspomóc chusteczkami lub odłożeniem lektury i taktycznym przejściem się po pokoju.. Podejrzewam, że ta emocjonująca fabuła, związana ze wszystkimi intrygami matki Vafary, a także sposób, w jaki główni bohaterowie próbowali się na siebie wzajemnie otworzyć, była jednym z głównych powodów, przez które tak zaangażowałam się w (niestety) fikcyjne życie bohaterów.

"Ja mogłem być dla Vafary a po tym uścisku poczułem, że ona mogła być dla mnie"

“Scars. Blizny zapisane na skórze” to zdecydowanie bogata powieść, jeśli chodzi o przekazywane wartości i ukazanie relacji między ludźmi. Nie ukrywam, że przyjaźń między Vafie a Kirby była naprawdę rozczulająca i chwytająca za serce. Tak samo, jak przyjaźń i miłość, którą byli obdarzani wszyscy członkowie i przyjaciele rodziny Royca zupełnie bezinteresownie. Nawet relacja Vafary z Sutton pokazuje, jak destrukcyjny charakter może mieć umniejszanie i znęcanie się psychiczne nad bezbronną osobą potrzebującej wsparcia. Jednak najlepszym przykładem jest oczywiście relacja pomiędzy głównymi bohaterami. Podobało mi się, że ich miłość rozkwitała powoli — przypominała taki pączek róży, która powoli budzi się do życia. To było naprawdę urocze i cieszę się, że jako czytelnik mogłam towarzyszyć im w rozwoju relacji. Te dynamika oraz związki między ludźmi sprawiły, że książka FortunateEm, z którą miałam przyjemność się zapoznać, okazała się naprawdę wartościowa.

Jedynym negatywnym aspektem była moim zdaniem postawa głównej bohaterki, w niektórych momentach. Rozumiem, że została ona przedstawiona jako postać okrutnie doświadczona przez życie, która niejednokrotnie się poddała, ale nie rozumiałam, dlaczego nie mogła ona przenieść tej zawziętości i zaciętości z tworzenie relacji z Roycem na swoje życie. Taka dwojaka postawa niejednokrotnie przyprawiała mnie o irytację. Motyw małżeństwa oraz zmiany w testamencie również niespecjalnie chwyciły mnie za serce. Moim zdaniem lepiej można było rozwinąć te wątki, ponieważ w porównaniu z tym, co przeżywali przez to bohaterowie, wydawały się takie nijakie.

"Wywołanie szczerego uśmiechu na ustach osoby, która cierpiała, było nie lada wyczynem. A ja tego dokonałem i nie mogłem przestać wracać pamięcią do tego momentu. [..] Bo uśmiech Vafary był jak taki promień i dawał mi siłę. Mimo że nie znałem tej dziewczyny, czułem, że zasługiwała na szczęście. Każdy zasługiwał".


Podsumowując, “Scars. Blizny zapisane na skórze” to wartościująca i piękna powieść, w której każdy może znaleźć cząstkę siebie i odrobinę siły, żeby zawalczyć ze swoimi własnymi demonami w prawdziwym życiu. Powyższa książka daje nadzieję, pokazuje, że mimo przeciwności losu trzeba zawsze przeć naprzód i nigdy się nie poddawać. Wzbogacona o piękne relacje oraz dość emocjonującą fabułę to naprawdę cudowna historia, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Z niecierpliwością będę czekać aż kolejny tom trafi w moje ręce!

Scars. Blizny zapisane na skórze" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…




sobota, 19 października 2024

"Forbidden love" - Alex Tilia

00:00:00 0 Comments

Uczuć nie da się zatrzymać, a w walce z miłością nie ma się najmniejszych szans.




Tytuł: Forbidden love


Autor: Alex Tilia


Data wydania: 09.07.2024


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 344


Moja ocena: 5,5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Pierwsza miłość to nie taka prosta sprawa


Na pewno znacie te wszystkie romantyczne historie, w których książę na białym koniu odnajduje najpiękniejszą na świecie księżniczkę i ratuje ją przed złą czarownicą, a później żyją razem długo i szczęśliwie... Emma Evans także znała podobne opowieści i długo w nie wierzyła. A potem dorosła i zrozumiała, że między baśnią a prawdziwym życiem jest przepaść. Że drogi do wielkiej miłości nie zawsze broni zła wiedźma. Że ON wcale nie musi być księciem, a ONA księżniczką. Wystarczył ułamek sekundy, by życie ułożonej Emmy zmieniło bieg. Jedno z pozoru nic nieznaczące spotkanie stało się początkiem historii, która rozłożyła ją na łopatki. Czy walka z przeznaczeniem i własnym sercem jest w ogóle możliwa? Co, jeśli zderzą się ze sobą z pozoru dwa tak różne od siebie światy? Emma sądziła, że doskonale wie, czego chce, lecz wtedy na jej drodze pojawił się pewny siebie Aaron Smith. On i jego przyjaciele wnieśli do jej życia chaos, ona natomiast okazała się wcieleniem spokoju, który leczył jego duszę.


Pierwszy tom z serii We're just friends, right?



Emocjonalny rollercoaster, skomplikowane relacje i zakazana miłość kiedyś były motywami, które w książkach uwielbiałam i łaknęłam ich coraz więcej, jeśli jeszcze akcja działa się w szkole, nie potrzebowałam niczego więcej, by całą swoją uwagę poświęcić właśnie tej historii. Jednak z biegiem czasu moje preferencje względem czytanych książek zmieniły się, również to, czego szukam w książkach, uległo rozwojowi, zamiast wcześniej wspomnianych motywów, szukam relacji między bohaterami, które nie powstają ot, tak, bardziej złożonych kreacji czy to bohaterów, czy fabuły, których losy nie są tak jednoznaczne. Mimo wszystko czasem jednak przełamuję swój schemat i sięgam po książki, po które wtedy bym wybrała, stąd łatwo przyszło mi do głowy stwierdzenie, że pomimo tego, iż obecna ja patrzy na historię Emmy i Aarona z przymrużeniem oka i sporą rezerwą, gdybym sięgnęła po nią te kilkadziesiąt lat wcześniej, byłaby to historia, która zawładnęłaby całym moim sercem.



Pojawiający się moty hate to love nie ogranicza się tylko do fabuły, ale odzwierciedla również moje osobiste odczucia względem książki. Z początku troszkę infantylny styl pisania próbujący stać się bardziej poważnym i sztywnym, a dodatkowo kreacja bohaterów, która sprawiała, że ciężko było przebrnąć mi przez pierwszych kilkadziesiąt stron, to wszystko nie wpływało pozytywnie na moją opinię. Im dalej jednak zagłębiałam się w fabułę, tym bardziej widoczna była zmiana wcześniej wspomnianych niuansów, a to, co irytowało, stało się albo neutralne, albo sporym plusem jak np. styli pisania, których w drugiej części rozkwitł, stając się bardziej naturalnym i przyjemnym w odbiorze.



Wspomniana kreacja bohaterów budziła wiele moich obaw, zwłaszcza po nieciekawym początku, który należy po prostu do tych, przez które trzeba przebrnąć, by ukazała się lepsza strona powieści. Kreacja głównej bohaterki Emmy była o tyle ciekawa, że w początkowych rozdziałach, potrafiła być naprawdę irytująca. Przy tym wydawała się niepewna siebie, tocząc ciągłe monologi, a wiele jej działań i myśli wydało się przesadnie dramatycznych. Z czasem jednak Emma zaczyna przełamywać się i otwierać na czytelnika, pokazują się jako postać, która nie szuka tylko sposobu na pozyskanie uwagi, ale jest na tyle ciekawa, by tym jaka jest, ją zyskać. Również postać Aarona nie stanowi mocnej strony powieści, choć w jego przypadku moja opinia o nim nie uległa zmianie, nie traktuje go również jako najgorszego bohatera,  jest średnio przyjemny w odbiorze, ale nie najgorszy. Ma pewien urok, pewność siebie czy charyzmę, dzięki czemu przyciąga uwagę, jednak mimo tej słodkiej otoczki wokół niego, nie wzbudza on zaufania czy sympatii.



Mimo negatywnych wyżej wspomnianych aspektów ma ona również w sobie coś pozytywnego, o czym warto wspomnieć. A dokładniej to jak przedstawiona jest relacja między Emmą a Aaronem w kontekście komunikacji. To jak wygląda ich relacja, odbiega od przyjętych obecnie form w literaturze, zamiast skupić się na niedopowiedzeniach i braku szczerości, bohaterowie rozmawiają ze sobą i to stanowi istotny element rozwoju ich uczuć. Otwarcie dzielą się uczuciami, obawami, ale i tym, czego pragną czy to w kontekście relacji, teraźniejszości czy przyszłości. 



Podsumowując, uważam “Forbidden love” autorstwa Alex Tilia za debiut, który pokochałabym gdybym sięgała po niego te paręnaście lat wcześniej, jednak patrząc z obecnej perspektywy, zbyt wiele aspektów wydaje mi się infantylnych, by mogło to się stać. Mimo wszystko nie uważam jej za najgorszą książkę, gdyż przez drugą połowę bawiłam się bardzo dobrze, jednak to właśnie te małe wady sprawiły, że w moich oczach nie jest ona interesującą dla mnie lekturą, a czymś, co jak szybko przeczytałam, tak szybko zapomnę mimo mile spędzonego czasu. 



Forbidden love" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


piątek, 18 października 2024

"I co o mnie powiesz" - Holly Bourne

00:00:00 0 Comments

Moje serce tkwi w wiecznej poczekali. Spogląda na zegar i zastanawia się kiedy, będzie następna wizyta u mężczyzny, którym wiem, że umiesz być.




Tytuł: I co o mnie powiesz?


Autor: Holly Bourne


Data wydania: 23.04.2019


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 362


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kim do chol*ry jest Tori Bailey? Tori bez dwóch zdań prowadzi w życiowej grze. Jej oparta na własnych przeżyciach bestsellerowa książka zainspirowała miliony kobiet do buntowniczego pokazania wyciągniętego palca środkowego normom społecznym. Do tego Tori jest w idealnym związku. A jednak jej życie to kłamstwo. Wszyscy wokół się pobierają i rodzą im się dzieci, lecz jej chłopak, z którym od lat jest w związku, nie chce nawet słyszeć o zaręczynach. Gdy jej najlepsza przyjaciółka Dee – jedyna osoba, która rozumie całe to dziejące się wokół nich szaleństwo – się zakochuje, nagle Tori doświadcza przerażającego uczucia „życiowego zostania w tyle”. Gdy świat mówi ci, kim masz być, a po trzydziestych urodzinach dochodzi do tego głośno tykający życiowy zegar, trzeba nie lada odwagi, by podążać własną ścieżką. Dla Tori nadszedł czas na wcielenie w życie tego, co do tej pory głosiła. Czy jest na to wystarczająco odważna?


Myśl o zerwaniu z Tomem jest równie okropna jak ta o zostaniu z nim. Nigdy nie sądziłam, że będę jedną z tych kobiet, które trwają w związku, bo się boją.
W ostatnim czasie trafiam na książki, które inspirują mnie do sięgnięcia po kolejne. Tak właśnie było z „I co o mnie powiesz” Holly Bourne. Zachęcona wcześniejszą lekturą autorki, pełna ciekawości, postanowiłam zanurzyć się w kolejnej historii. Już od pierwszych stron byłam oczarowana – opowieść, choć prosta, pełna humoru i sarkazmu, porusza ważny temat, który dotyczy nas wszystkich. Skłania do refleksji nad tym, czy sposób, w jaki chcemy żyć, rzeczywiście jest właściwą drogą, czy może poddajemy się presji otoczenia.

Jako że nie jest to moje pierwsze spotkanie z autorką, a któreś z kolei, bardzo łatwo dostrzec mi zmianę stylu pisania, jaki przechodzi, stając się coraz bardziej urzekającym z książki na książkę, nie traci przy tym jednak na lekkość, humorze czy emocjonalności. Autorka doskonale balansuje między zabawnymi momentami a tymi głębszymi. Jej sposób pisania potrafi wciągnąć czytelnika, rozśmieszyć go, ale też poruszyć do głębi – czasem aż za mocno, pozostawiając z pustką, którą zapełniają kotłujące się myśli.

Zaczynając poznawać historię, miałam wiele obaw względem bohaterów, a dokładniej tego, czy uda się autorce wykreować ich w taki sposób, aby to, z czym się mierzą, miało na nich jakikolwiek wpływ. Autorce jednak z dużą łatwością przyszło pokazanie ich złożoności i wewnętrznych zmagań. Przeszłość, problemy emocjonalne i lęki stają się integralną częścią ich charakteru, sprawiając, że ich rozwój przez całą książkę jest nie tylko autentyczny, ale i wciągający. Główna bohaterka Tori od samego początku wzbudziła moją sympatię przez budzące poczucie bycia autentyczną zwłaszcza w swoich wystąpieniach, nie kryła odmiennego zdania, ale i tego, jaka jest wewnątrz. Dodatkowo prezentowała nam się z dwóch stron, z jednej jako silna, niezależna i zdeterminowana, z drugie zaś, przepełniona lękami, z poczuciem presji bycia „idealną” w oczach innych i niepewną tego czy zasługuje na to, by kochać i być kochaną. Mierzy się nie tylko z rozterkami o uczuciach, ale również z tym, jaki etap związku w wieku trzydziestu lat jest odpowiedni, czy chłopak to przypadkiem nie za mało, skoro całe grono jej znajomych jest na etapie ślubu i planowania dzieci? Przy tym wszystkim nie można zapomnieć o Tomie, który z początku wydaje się ideałem nie tylko jako człowiek, ale również i partner. Jest opiekuńczy, zabawny i wspierający, jednak wraz z rozwojem fabuły, okazuje się, że unika głębszego zaangażowania bez konkretnego powodu, nie mówiąc również tego wprost, a każda rozmowa o przyszłości i planach na nią, budzi w nim coraz większą nienawiść względem partnerki.
Podsumowując, uważam “I co o mnie powiesz” autorstwa Holly Bourne za książkę, która jest bardzo specyficzna i nie przypadnie ona do gustu każdemu przez formę i dość powolny rozwój fabuły. Dla mnie osoby, która zazwyczaj woli jeśli w książce dzieje się więcej, okazała się ona miłym zaskoczeniem i czymś, czego potrzebowałam w tamtym momencie. Mimo wolniejszego tempa emocjonalna głębia postaci i ich autentyczne zmagania z życiem codziennym wciągnęły mnie do tego stopnia, że doceniłam bardziej refleksyjne podejście autorki. Ostatecznie, “I co o mnie powiesz” to lektura, która może zainspirować czytelników do przemyśleń na temat własnych relacji i emocji.


czwartek, 17 października 2024

Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka

20:10:00 0 Comments
    Dlaczego tak bardzo kłócimy się o politykę, religię, przekonania? Spieramy się do tego stopnia, że skłócone potrafią być całe rodziny. Nie rozmawiamy na te tematy otwarcie, a w święta są objęte zakazem, by nie doprowadzić do nerwowej i niezręcznej atmosfery przy stole. Tak właściwie, nigdy mnie nie zastanawiało co jest przyczyną tak zaciętych wymian zdań i prób przekonania o swojej racji. Jonathan Haidt podjął się wyzwania i usiłuje nam wyjaśnić mechanizmy kierujące tym postępowaniem.



Tytuł: Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka

Autor: Jonathan Haidt

Data wydania: 1 października 2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 600

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna



    Już na pierwszy rzut oka widać, że lektura nie należy do najprostszych i trzeba będzie włożyć w to nieco wysiłku. Przeczytanie tych sześciuset stron ze zrozumieniem wymagało ode mnie pełnego skupienia przez cały czas, ale jak najbardziej było warto. Autor zabiera nas w podróż pełną tez, teorii, eksperymentów i badań, by wyjaśnić wiele kwestii związanych z ludzką psychiką, procesem decyzyjności, emocjonalnością i innymi tematami związanymi z psychologią moralności. Chce jak najlepiej przygotować nas na zrozumienie przytoczonej przez niego definicji moralności i postawionego w tytule pytania - dlaczego dobrych ludzi różny religia i polityka?


    Każdy z nas ma inną moralność, zbudowaną na podstawie określonych fundamentów, zdeterminowaną wieloma czynnikami (zarówno zewnętrznymi jak i wewnętrznymi). Czynniki te począwszy na ewolucji a na kulturze skończywszy, zostały szeroko opisane w każdym rozdziale. Według autora "moralność jest nadzwyczajną właściwością człowieka, która  umożliwiła powstanie cywilizacji". Wychodząc od takiego założenia dostajemy ogrom informacji jak wielki wpływ na nasze życie ma poczucie moralności. Pojawiło się wiele ciekawych wątków, m.in. badania na temat tego, że zawsze znajdziemy potwierdzenie na to, w co chcemy wierzyć, albo  o tym do jakich emocji i w jaki sposób odwołują się np. politycy w celu manipulacji przy okazji wyborów, albo o tym jak geny mogą determinować przyszłe sympatie polityczne. 


    Lektura jest bardzo ciekawa, wciągająca i poszerza światopogląd. Podejmowany temat jest nieco skomplikowany w związku z jego złożonością, ale autor stara się przekazać go w jak najprostszy sposób (np. za pomocą analogii, metafor) Dodatkowo każdy rozdział kończy się podsumowaniem omówionych kwestii, więc dla każdego chętnego powinno to być przystępne. Uważam, że warto się w to zagłębić, bo być może spowoduje to prowadzenie bardziej konstruktywnych dyskusji na temat naszych przekonań, z korzyściami dla obu stron. 


Jeśli interesujecie się psychologią, socjologią, polityką, religią, naukami społecznymi, antropologią, czy po prostu moralnością - ta książka jest dla Was. Śmiem nawet twierdzić, że jest ona lekturą konieczną dla szerszego spojrzenia na nasze społeczeństwo.


Małgorzata Górna

sobota, 12 października 2024

"Rzeźnia numer pięć" - Kurt Vonnegut

09:00:00 0 Comments

Chodziło mu oczywiście o to, że wojny będą zawsze i że z równym powodzeniem można próbować powstrzymywać lodowce. A gdyby nawet wojny przestały nacierać na nas niczym lodowce, to wciąż jeszcze pozostaje zwyczajna, poczciwa śmierć.




Tytuł: Rzeźnia numer pięć

Autor: Kurt Vonnegut


Data wydania: 28.02.2023


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 240


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Jedna z największych powieści antywojennych w literaturze światowej. W zamyśle autora miała to być jego pierwsza książka. A jednak Vonnegut potrzebował dystansu lat, a także doświadczenia wynikającego z publikacji czterech wcześniejszych powieści, by wreszcie przelać na papier swe doświadczenia z czasów, kiedy jako jeniec wojenny był świadkiem bombardowania Drezna. W rezultacie powstała książka uchodząca za jedną z najwybitniejszych amerykańskich powieści antywojennych. Jest to książka o pisarzu, który nie potrafi wymazać z pamięci wspomnień z czasów wojny, chociaż z racji swego zawodu od lat zajmuje się tworzeniem fikcji; książka silnie autobiograficzna, mieszająca dokument z science fiction, pełna trupów i gwałtu, oskarżeń i egzorcyzmów, panicznego strachu i miłości; wreszcie – mówiąc słowami autora – książka „krótka i popaprana, bo o masakrze nie sposób powiedzieć nic inteligentnego”.



Po masakrze powinna zapanować wielka cisza i rzeczywiście jest cisza, którą naruszają tylko ptaki. A co mówią ptaki? To co można powiedzieć na temat masakry: „It – it?



Ponowną chęć na podróż po klasykach obudził we mnie reread “Rok 1984” autorstwa george'a orwella. A, jako że moja przygoda z tym gatunkiem jakiś czas temu była dość długa i urokliwa w różnego typu książki, postanowiłam powrócić do autora, którego twórczość wtedy najmniej udało mi się poznać, a który jedną książką zasiał we mnie na tyle ciekawości, by po paru latach przerwy to właśnie on stał się autorem, dzięki któremu na nowo poznam piękno literatury.



Nim udało mi się zebrać do napisania choćby słowa po lekturze, musiałam bardzo dobrze ją sobie przemyśleć, a jednak dalej nie wiem, czy określenie jej jakimkolwiek mianem lektury ponad lekturami nakreśli to jak oddziałuje na czytelnika. Mieszanka czarnego humoru, groteski i głębokich refleksji nad absurdem wojny, czasu i ludzkiej egzystencji, a to wszystko z perspektywy Billy’ego Piligrama człowieka jak sam się określa - wyrwanego z czasu. 



Ważną rolę historii odgrywa tytuł i jego znaczenia, mający nie tylko być symbolem, ale również głębszym oddaniem treści i przesłaniem. Budynek, w którym Billy przebywa podczas bombardowania, jest dawną rzeźnią, miejscem, gdzie przechowywano żywność, a jednocześnie w trakcie wojny stało się miejscem schronienia przed zagładą, co kontrastuje z miejscem, które kojarzy się ze śmiercią zwierząt. Autor sugeruje również, że wojna to pewnego rodzaju rzeźnia, w której ludzie są bezwładnie miotani okrutnym losem, a ich życie i śmierć mają równie niewielką wartość co los zwierząt. Jednocześnie tytuł podkreśla, przesłanie książki i to, że człowiek podobnie jak wspomniane zwierzęta w rzeźni traktowany jest jak coś zupełnie bezwartościowego, skazanego na porażkę i śmierć, której nie da się uniknąć.



Kurt Vonnegut skupia się na ukazaniu realiów II wojny światowej przez pryzmat zwykłego człowieka, który z dnia na dzień staje do walki i jest świadkiem bombardowania Drezna. To wydarzenie staje się punktem wyjścia do przedstawienia historii Billy’ego, którą poznajemy w sposób chaotyczny, co oddaje również to, jak wygląda samo życia w obliczu wojny. Poznając Bill’ego mamy do czynienia z dwoma równoważącymi się elementami składni jego postaci. Z jednej strony jest to zwykły człowiek, przeciętny i nijaki, z drugiej zaś mający zdolności do podróżowania w czasie i doświadczania życia na Tralfamadorii. Dodatkowo jest on sprzeczny ideałom typowego bohatera wojennego, gdyż brak w nim choćby krzty odwagi, nie wykazuje się nadludzką siłą, lecz biernością i rezygnacją, co sprawia, że nasuwa się postrzeganie go jako ofiary losu, której los został przesądzony na samym początku rzeźni. Choć wyżej wspomniany bohater pełni ważną rolę w historii, równie znaczące są tutaj postacie drugoplanowe takie jak Roland Waery czy Edgar Derby, którzy ukazują różne podejścia do życia, ale i przetrwania w czasie wojny, będące wręcz kontrastem do podejścia Bill’ego. 



“Rzeźnia numer pięć” autorstwa Kurta Vonneguta to powieść, która zostaje na długo w pamięci, prezentując w odmienny sposób realia wojny i reakcje na nią ludzi, pokazując, że nie we wszystkich budziła ona zapał do walki i obrony przed złem, ale dla wielu wojna była czymś, co po prostu “Zdarza się”.  Historia Bill’ego to nie tylko wstrząsający obraz wojny, to również powieść, która zmusza do rozważań na istotą czasu, wolną wolą i życiem, ale przede wszystkim to historia, która swoją formą pozostawia czytelnika z poczuciem, że uczestniczył w czymś więcej niż tylko historii o głębokiej i bolesnej prawdzie życia.