czwartek, 7 listopada 2024

"Rewitched" - Lucy Jane Wood

12:00:00 0 Comments

Każdy z nas musi wypełnić swój los, więc choćby trafiała na swojej ścieżce na rozmaite przeszkody i ostre zakręty, prędzej czy później znajdziesz się tam, gdzie musiałaś się znaleźć.




Tytuł: Rewitched


Autor: Lucy Jane Wood


Data wydania: 23.10.2024


Wydawnictwo: Storylight


Liczba stron: 480


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Moce Belle nie były całkowicie uśpione. One tylko sobie drzemały…


Belladonna Blackthorn nie straciła swojej magicznej iskry, minęło jednak trochę czasu, odkąd ostatni raz wykorzystała pełnię jej potencjału. Praca w ukochanej księgarni, gdzie nieustannie powstrzymuje swojego toksycznego szefa przed rujnowaniem biznesu, jest męcząca sama z siebie. A przecież Belle musi jeszcze uważać, by nie zdemaskować się jako czarownica. Nic więc dziwnego, że doskonalenie swoich magicznych mocy nie jest dla niej priorytetem. Sytuacja jednak się zmienia, kiedy w dniu trzydziestych urodzin Belle otrzymuje wezwanie od kowenu: jej wiedźmia godność ma zostać poddana próbie. Istnieje ryzyko, że za sprawą czarodziejskiego procesu Belle utraci magię na zawsze. Potrzebuje zatem pomocy, szczególnie że ma tylko miesiąc na dowiedzenie swoich umiejętności, a znaki, że tajemne mroczne siły chcą jej utrudnić zadanie, pojawiają się już teraz. Na szczęście Belle może liczyć na swoich przyjaciół, na ekscentrycznego mentora, a nawet na (irytująco przystojnego) opiekuna, który poprzysiągł sobie ją chronić.



Słowo pisane to najwspanialszy kompan, gdy człowiekowi zaczyna dokuczać samotność.



Wraz z nadejściem jesieni, gdy to liście zaczynają przybierać różnorodne odcienie, a powietrze staje się chłodniejsze, nie ma nic lepszego od zaszycia się w kącie z ciepłym kocem i kubkiem ciepłej herbaty. Idealnym dopełnieniem tego jest historia, której niepowtarzalny urok przeniesie nas w świat pełen magii, a “Rewitched” jeśli chodzi o bycie powieścią iście jesieniarską, nie ma sobie równych.



Wpasowując się w tematykę historii, idealnym stwierdzeniem będzie to, iż zostałam oczarowania stylem pisania autorki, który mimo tego, że stanowi element książki należącej do bestselleryki ma w sobie coś wyniosłego. Autorka tworzy bogate, obrazowe opisy, które przenoszą czytelnika w miejsca akcji, pozwalając poczuć atmosferę jesieni, zapach ciepłej herbaty czy szelest opadających liści. Jej styl jest pełen emocji, a dodatkowe napięcie sprawia, że kończąc rozdział, sięgnięcie po dalszą część budzi uczucie jedynej słusznej decyzji.



Jak na fantastykę przystało mamy tutaj do czynienia z wieloma postaciami o różnych charakterach i perspektywach rozwoju, zarówno względem stania po dobrej jak i złej stronie. Każda postać ma swoje motywacje, lęki i pragnienia, które prowadzą ich przez zawiłości świata magii. Co ważne autorka zadbała zarówno o postacie pierwszoplanowe jak i te drugoplanowe, sprawiając, że mimo odczuwalnej różnicy kto, do jakiego grona należy, nie odczuwa się jej w kontekście kreacji i tego, któremu bohaterowi została poświęcona większa uwaga.



Belladona Blackthorn od samego początku emanuje ogromnym ciepłem, dzięki czemu bardzo łatwo zyskuje sympatię czytelnika. Jest bohaterką o łagodnym sercu, ale jednocześnie posiada wewnętrzną siłę, która napędza jej działania. Dodatkowo jest bardzo empatyczna i ma ogromną chęć niesienia pomocy, co wielokrotnie pokazuje,  nie brakuje jej również siły i determinacji, by stawić czoła nadchodzącym kłopotom, choć chwila zwątpienia okazuje się nieuchronna.



Mimo tego, że chciałabym mówić o historii Bell w samych superlatywach, przez wątek romantyczny nie jestem w stanie tego zrobić. O ile sam jego zamysł jest bardzo dobry, tak wykonanie niestety już nie. Romans mający wzbogacić losy bohaterów, wydaje się narzucony na siłę, próbujący jedynie odhaczyć punkt na liście, sprawiający, że dzięki temu powieść wyda się bardziej interesująca dla szerszego grona czytelników. Dodatkowo brak budowania relacji sprawia, że obiektywnie wątek romantyczny nie staje się interesujący, a pojawienie się nagłych uczuć buduje jeszcze bardziej wrażenie sztuczności.



Podsumowując, uważam “Rewitched” autorstwa Lucy Jane Wood za historię, która bezwzględnie oczarowała mnie swoją fabułą i kreacją bohaterów i choć wątek romantyczny pojawia się tutaj w znikomych ilościach, jest on na tyle źle wykreowany, iż odciąga uwagę od całej reszty, tym samym przeważając na niekorzyść przy ocenie. Mimo to nie można zaprzeczyć, że cała historia ma potencjał, a świat stworzony przez autorkę jest po prostu cudowny i niepolecenie historii Bell byłoby większym błędem.


środa, 6 listopada 2024

"Pozorantka" - Holly Bourne

12:00:00 0 Comments

Nigdy nie byłam typem osoby, dla której wyznaczanie sobie celów czytelniczych było jakkolwiek ważne. Zawsze podchodziłam do tego jako do czystej rozrywki, a to ile książek przeczytałam np. w ciągu miesiąca, czy roku stanowiło dla mnie pewnego rodzaju prowadzenie statystyk, na które miło było z czasem spojrzeć.




Tytuł: Pozorantka


Autor: Holly Bourne


Data wydania: 16.07.2023


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 472


Moja ocena: 3/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





April jest miła, piękna i stosunkowo normalna, a jednak z jednym mężczyzną nie spotyka się więcej niż pięć razy. Za każdym razem, gdy sądzi, że znalazła kogoś, komu może zaufać, osoba ta okazuje się wręcz okropna. Dziewczyna ma złamane serce, jest rozgoryczona. Gdyby tylko April bardziej przypominała Gretel… Gretel jest dokładnie tym, czego pragną mężczyźni: bezproblemową, wyśnioną seksowną „dziewczyną z sąsiedztwa”. Rzecz w tym, że Gretel nie istnieje, a April się pod nią podszywa, tworząc fikcyjny profil. Kiedy April wciela się w Gretel, randkowanie od razu staje się o wiele przyjemniejsze, zwłaszcza gdy owija sobie wokół palca niczego niepodejrzewającego Joshuę. W końcu to April jest osobą, która rozdaje karty. Tylko czy uda jej się kontrolować własne uczucia? Czy będzie w stanie nadal udawać Gretel, gdy jej relacja z Joshuą zacznie stawać się coraz bardziej intymna?



Jednak w nawale przygotować do matury, okazało się, że w tym wszystkim czegoś mi brakuje, tym “czymś” okazało się stawianie kolejnych wyzwań, których spełnienie nie wymaga ode mnie więcej stresu, a, jako że zwłaszcza teraz moim ulubionym zajęciem między nauką stało się czytanie, za cel postawiłam sobie poznanie twórczości autorów, których miałam okazję już poznać, jednak zabrakło motywacji do kontynuowania tego.



Jeśli moje oczekiwania wobec autorki były wcześniej wysokie, to po lekturze „I co o mnie powiesz?” wzrosły jeszcze bardziej, co sprawiło, że rozczarowanie w tym przypadku okazało się bardziej dotkliwe, niż się spodziewałam. O ile wcześniej styl pisania autorki miała w sobie coś urzekającego, tak tym razem wydawał on się aż nazbyt nużący, bez swobody i wcześniejszej lekkości. Bohaterowie, choć mieli potencjał, zdawali się chwilami niedopracowani a fabuła, choć obiecująca, rozwinęła się w kierunku, który nie przemawia do mnie.



Jednym z najbardziej bolesnych aspektów w odbiorze książki, okazała się kreacja głównej bohaterki, wypadająca bardzo słabo i choć, można zrozumieć, czemu tak miałoby to wyglądać, jej sposób przedstawienia nie wywołuje we mnie żadnych innych odczuć oprócz frustracji. Na całokształt tego, jaka jest Aprill można by przymknąć oko, gdyby nie to, że zachowuje się jak nastolatka, a nie dorosła kobieta, która twierdzi, że ma poukładane życie. Bardzo często jej zachowania były chaotyczne, pozbawione logiki, a motywacje, choć wydawały się jakkolwiek przemyślane, nie były ze sobą spójne. Kolejnym irytującym aspektem jej kreacji jest to, że Aprill dosłownie na wszystko marudzi i ze wszystkiego jest niezadowolona, a jednocześnie ignoruje sygnały mówiące, że to ona tym razem zrobiła coś źle. Bardzo łatwo przychodzi jej wytykanie błędów innych, jednak na swoje spogląda dopiero pod koniec, gdy zostają one jej podane na tacy, dopiero wtedy zaczyna jakkolwiek myśleć o tym, że nie wszystko jest winą innych, a czasem na nasze nieszczęścia pracujemy ramię w ramię z innymi, pozwalając nie tylko im negatywnie wpływać na nasze życie, ale również pozwalamy, byśmy my sami podkładali sobie kłody pod nogi. Pozostałe postacie, choć pojawiały się niekiedy dość często, po skończeniu historii, całkowicie zapomniałam o ich istnieniu, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zdecydowanie pod względem kreacji bohaterów coś poszło tutaj nie tak. 



Choć bardzo bym chciała, aby ta negatywna część recenzji zakończyła się na tym momencie, nie mogę nie poruszyć, absurdów, jakie wiążą się z fabułą i interakcjami między bohaterami. Często zdarzały się sytuacje, które w moim odczuciu były nielogiczne i niewspółgrające z tym, co działo się wcześniej jak i z samą bohaterką. Dodatkowo tego wszystkiego nie ułatwiały dialogi, będące raczej po prostu zbiorem przypadkowych słów niżeli jakąkolwiek spójną rozmową.



Podsumowując, uważam “Pozorantka” autorstwa Holly Bourne za książkę, która mimo wbrew negatywnej opinii w moich oczach miała naprawdę ogromny potencjał, jednak nie spełniła wcześniej narzuconych przez autorkę standardów. Psując tym samym dotychczasowy pogląd na umiejętności, zarówno kreacji boaherów jak i stylu pisania. Mimo obiecującego pomysłu na fabułę wykonanie nie sprostało moim nadziejom, co czyni tę książkę trudną do polecenia. Choć w sercu nadal tkwi chęć sięgnięcia po inne dzieła autorki, historia Aprill sprawiła, że zaczęło kiełkować małe ziarenko pełne obaw. Mam nadzieję, że kolejne tytuły będą znacznie bardziej satysfakcjonujące.


wtorek, 5 listopada 2024

"Efekt Grahama" - Elle Kennedy

12:00:00 0 Comments

Po poznaniu całej serii Off-Campus i  Briar U autorstwa Elle Kennedy wiedziałam, że nadchodzący spin off, będzie książką, obok której nie przejdę obojętnie nie tylko przez to, iż każda książka autorki jest na wysokim poziomie i poznanie historii bohaterów to wyjątkowa przygoda, ale również ze względu na to, iż od pierwszego tomu serii Off-Campus zaczęła się moja przygoda z romansami hokejowymi i to właśnie przez historię Hannah i Garretta, stały się one moją słabością.





Tytuł: Efekt Grahama

Autor: Elle Kennedy

Data wydania: 22.10.2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 576

Moja ocena: 10/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Gigi Graham wyznaczyła sobie trzy cele: zakwalifikować się do narodowej reprezentacji hokejowej, zdobyć olimpijskie złoto i wyjść z cienia swojego ojca. I idzie jej całkiem nieźle, poza dwiema małymi przeszkodami. Dobra, jedną wielką marudną przeszkodą. Bo żeby poprawić swoją technikę jazdy, Gigi musi nakłonić do pomocy nowego współkapitana drużyny Briar U. Ryder ma metr dziewięćdziesiąt wzrostu, jest dobrze zbudowany, arogancki, uparty i niemiły, a do tego cholernie seksowny… Luke Ryder ma swoje problemy. Męska drużyna hokeja właśnie połączyła się z odwiecznymi rywalami, przez co jako kapitan jest skazany na nieustające docinki kolegów. Co gorsza, miejsce na letnim obozie, na którym tak mu zależy, prowadzonym przez legendarnego Garretta Grahama, stoi pod znakiem zapytania, gdy robi na swoim idolu złe pierwsze wrażenie. Dlatego układ z Gigi wprost spada mu z nieba. On pomoże jej dostać się do drużyny narodowej, a ona szepnie o nim dobre słówko tacie… Jaki jest jedyny, potencjalny, minus tego układu? Oszałamiająca zmysły chemia, którą starają się ignorować. Oboje prowadzą niebezpieczną grę, ale ryzyko może się opłacić.


Dlatego kierując się wyborami serca, a nie rozumu, uważam, że nie ma nic lepszego od owych romansów, które zabierają w podróż w świat lodowych tafli, intensywnych treningów i relacji roztapiających każdy napotkany lód. Tym razem trafiłam na historię, która obiecywała to wszystko, a nawet więcej – emocje, które biją równie mocno jak krążek o bandę. A przy tym historia nowego pokolenia lubianych bohaterów, w takim połączeniu nic nie mogło pójść nie tak, jednak czy na pewno?


Aspekt, przez który tak w ogóle pokochałam twórczość autorki to styl pisania, niezwykle lekki i mający w sobie dziwną moc przyciągania, sprawiając, że odłożenie historii, choć na chwilę, staje się wręcz niemożliwe. 


Kolejnym z pozytywnych aspektów książki jest kreacja bohaterów. Dla osób znających już twórczość autorki nie jest to zaskoczeniem, że jest ona na bardzo wysokim poziomie, gdyż z książki na książkę podnosiła coraz bardziej poprzeczkę, sprawiając, że dobra kreacja bardzo dużej ilości bohaterów w jednej historii to jej znak rozpoznawalny. Nie skupia się ona jedynie na postaciach pierwszoplanowych, a równie sporą uwagę poświęca tym stanowiącym tło wydarzeń, kreując je z ogromną dbałością o szczegóły. 


Luke Ryder to postać, którą znienawidzicie, by za chwilę na każdym kroku roztapiać się nad jego postacią pod absolutnie każdym względem, jeśli po przeczytaniu Układu, myśleliście, że Garrett to dobra postać męska, koniecznie musicie poznać i Luka, by przekonać się, jak mimo wielu różniących ich cech, oddziałują na czytelnika tak samo. Co do samej jego kreacji, odniosłam wrażenie, że przez całość książki jest on bardzo mocno zagubiony i nie potrafi się do końca odnaleźć, co może być wynikiem trudnej przeszłości. Skryty za maską gburowatości i chamstwa tłumił w sobie wiele emocji, wybierając powolne cierpienie niż możliwość dopuszczenia do siebie kogoś i podzielenia się trudną przeszłością. 


Wbrew temu jak mogłaby się wydawać Gigi Graham jest idealnym odzwierciedleniem młodego Garretta, którego ambicje były daleko przed marzeniami, a wyznaczone cele mimo sporej chęci realizacji, wydawały się czasem jednak zbyt trudne do realizacji. Co jednak jeszcze ich łączy to ogromna determinacja, która w takiej sytuacji nie pozwalała zwolnić, a motywowała, by dać z siebie jeszcze więcej.  Gigi balansuje między własnymi  ambicjami a presją, jaką odczuwa przez bycie córką najlepszego hokeisty.


Podsumowując, uważam “Efekt Grahama” autorstwa Elle Kennedy za historię, która udowadnia jak niewiele potrzeba, aby stworzyć romans, który nie jest tylko relacja dwójki bohaterów, ale również pełen chemii, napięcia między nimi i dobrze skonstruowanych wątków, mających zaangażować czytelnika. Nie skupia się on jedynie na ogólnym zarysie, ale również poświęca uwagę detalom. Dla fanów serii i każdego, kto uwielbia historie łączące sportowe pasje z uczuciowymi zawirowaniami "Efekt Grahama" to pozycja obowiązkowa, a zarazem kolejny dowód na to, że autorka stale podnosi poprzeczkę, tworząc romans, do którego nieprzerwanie chce się wracać.

niedziela, 3 listopada 2024

"Kazalnica" - Katarzyna Jagiełło-Grygiel

09:00:00 0 Comments

Życie w małej społeczności ma wiele zalet, na przykład mieszkańcy mają większą szansę na zaangażowanie się w życie lokalne i wpływanie na podejmowane decyzje. Wiadomo również, że w małych społecznościach łatwiej o wzajemne wsparcie, z uwagi na fakt, że ludzie chętniej pomagają sobie w trudnych sytuacjach. Lecz co jeśli w takiej małej miejscowości,  nagle dochodzi do mrożącej krwi w żyłach zbrodni? Czy wśród ludzi, którzy na co dzień wyciągają do siebie pomocną dłoń, znajdzie się człowiek odpowiedzialny za morderstwo? Motyw ten porusza Katarzyna Jagiełło-Grygiel w swojej debiutanckiej powieści pt. "Kazalnica"





Tytuł: 
"Kazalnica"
Autor: Katarzyna Jagiełło-Grygiel
Data wydania: 15 października, 2024
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 146
Moja ocena: 6/10
Autor recenzji: Julianna Kucner






Dolnośląskim Ludwikowem wstrząsa makabryczna zbrodnia. W stojącym na uboczu gospodarstwie zostają znalezione zwłoki starszego małżeństwa. Wszystko wskazuje na to, że przed śmiercią para została poddana brutalnym torturom.

Śledztwo prowadzą komisarz Regina Szalińska i podkomisarz Paweł Rybak. Od początku jednak natrafiają na przeszkody – nieufni sąsiedzi ofiar skutecznie utrudniają im pracę. Zamknięta społeczność zazdrośnie chroni swoich sekretów.
Z każdym dniem przybywa pytań, a po Ludwikowie zaczynają krążyć niebezpieczne plotki. Śledczy czują, że zbliżają się do mrocznej prawdy. Kiedy jednak wyjdzie ona na jaw, może zszokować całą społeczność...

Muszę przyznać, że powyższy opis książki wzbudził we mnie spore zaciekawienie. Do tego stopnia, że bez chwili zawahania się postanowiłam, że koniecznie muszę ją przeczytać.. Nie spodziewałam się jednak, że będzie ona dość krótka i zwięzła. Nie przekładam ilości stron nad jakością powieści, aczkolwiek w kontekście "Kazalnicy" według mnie odegrało to znaczącą rolę.

Całość zapowiadała się dość obiecująco. Z zaciekawieniem śledziłam losy komisarz Szalińskiej oraz podkomisarza Rybaka, uważając ich już od pierwszej strony za zgrany oraz dobrany duet. Autorka w interesujący i profesjonalny sposób przedstawiła wykonywaną przez nich pracę, czyli udział w śledztwie pogłębiając fabułę o protokoły, a ich personalne historie, w tym zdecydowanie relacja między Szalińską a jej mężem nadały całokształtowi smaku. Naprawdę ubolewam więc nad tym, że wątki te, choć tak dobre, zostały potraktowane lakonicznie bez głębszego rozwinięcia.

W mojej opinii jest to główny problem powyższej powieści. Pomysł był naprawdę dobry. Autorka wzbudza w czytelniku niepokój związany z morderstwem, akcja z każdą stroną jest coraz bardziej napięta, a świetnie skonstruowana fabuła prowadzi nas do odkrywania mrocznych tajemnic brutalnie zamordowanego małżeństwa, którego przeszłość wcale nie jest taka święta, jak można byłoby się spodziewać. Motyw zamkniętej społeczności oraz kobiet, które zostały skrzywdzone, natomiast zmusza czytelnika do refleksji nad tym, co skrywać mogą poszczególne postacie i kto nie chce puścić pary z ust. Sporym zaskoczeniem był dla mnie sposób, w jaki sprawy się zakończyły, aczkolwiek wydźwięk "Kazalnicy" jest dość dosadny: karma zawsze wraca.

Podsumowując, nie poczułam się w pełni usatysfakcjonowana po zapoznaniu się z powyższą powieścią. Czułam, że niektóre postacie domagają się wręcz większej uwagi. Strasznie chciałabym poznać historię i motywy prokurator okręgowej Kosińskiej, a także innych bohaterów, którzy wzbudzili we mnie spore zaciekawienie. Jak sama autorka wspomniała, to prawdopodobnie jeszcze nie koniec historii Szalińskiej i Rybaka, więc z przyjemnością powrócę do śledzenia ich losów, w mam nadzieję, dłuższej już powieści

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce gratuluję debiutu, a czytelników zachęcam do skomentowania powyższej zawartości w komentarzu :) 


czwartek, 31 października 2024

"Slapstick, albo nigdy więcej samotności!" - Kurt Vonnegut

08:00:00 0 Comments

Wierzyliśmy wówczas w to, w co wierzę nawet teraz: że życie może być bezbolesne, o ile ma się dość spokoju, by w nieskończoność powtarzać kilkanaście rytuałów.




Tytuł: Slapstick, albo nigdy więcej samotności!


Autor: Kurt Vonnegut


Data wydania: 09.03.2021


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 272


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Śmieszno-gorzka opowieść o samotności, na którą skazuje nas współczesny styl życia


Apokaliptyczna wizja oglądana oczami aktualnego króla Manhattanu (i ostatniego prezydenta Stanów Zjednoczonych), a zarazem złośliwie lekceważące spojrzenie na prawdopodobne rezultaty naszych szaleństw. Nawet finał życia, jakie znamy, zmienia się pod piórem Vonneguta w zabawną farsę – finałowy slapstick, który może być żartem Wszechmogącego z nas wszystkich.



Historia jest tylko spisem niespodzianek. Może nas jedynie przygotować na kolejną niespodziankę.



Kontynuując swoją podróż po literaturze klasycznej, natrafiłam na “Slapstick, albo nigdy więcej samotności!” Kurta Vonneguta. Jak się okazało historię, która łączy ze sobą absurdalny humor z refleksją nad ludzką naturą i samotnością, z pozoru bawiąc, w rzeczywistości skrywając głębsze przemyślenia, którym warto poświęcić, choć chwilę swojego czasu.



Mam wrażenie, że przez dwie poprzednie książki, z którymi miałam okazję zapoznać się, autor zbudował wrażenie przyzwyczajenia do pewnych typowych dla siebie aspektów stylu pisania, jednak za każdym razem sprawiają one wrażenia bycia czymś nowym dla czytelnika. Tak jest i tym razem gdy to ironia, filozofia i pełne absurdów zwroty akcji przejmują fabułę, a świat prezentowany mimo absurdów okazuje się przemyślany w każdym aspekcie.



Głównym bohaterem jest Wilbur Daffodil-11 Swain, postać nietypowa i pełna wewnętrznych sprzeczności. Jego wybitna inteligencja stanowi zarówno jego dumę jak i przekleństwo, stawiając go w roli obserwatora który, choć doświadczył wielu negatywnych aspektów życia, nie traci humoru, dystansu do świata i ogromnej potrzebny bliskości i przynależności, co objawia się jego silną więzią z siostrą.  Jako dorosły człowiek, a nawet prezydent kraju, Wilbur pozostaje zagubionym i nieco tragicznym bohaterem, który próbuje odnaleźć się w brutalnej rzeczywistości.  Nie można zapomnieć o Elizie, siostrze Wilbura, która jest postacią pełną głębi i unikalnej perspektywy na świat, którą rozumie tylko jej brat. Sama zmaga się z wykluczeniem ze społeczeństwa, jest nieprzewidywalna, do życia brata wnosi żywioł i głębokie poczucie przynależności. Jest również silna i nieustraszona, a przy tym wrażliwa na to, w jaki sposób świat traktują ją i Wilbura. Eliza to ktoś, kto bez względu na przeciwności, dba o Wilbura, rozumie go i akceptuje bezwarunkowo, tworząc z nim wspólny, odrębny świat.



Autor stawia w książce pytanie o to, co tak naprawdę tworzy wspólnotę i jak tragiczna może okazać się ludzka egzystencja pozbawiona jakichkolwiek relacji. Nawiązanie “nigdy więcej samotności” odnosi się do rodziny i bliskości, które nie muszą opierać się na więzach krwi, lecz na zrozumieniu i trosce jak i na tym, iż rodziną się jest zawsze, nawet w trudnych chwilach, a nie bywa tylko wtedy gdy wszystko jest dobrze. 



Podsumowując, uważam “Slapstick, albo nigdy więcej samotności’ autorstwa Kurta Vonneguta za historię wartą uwagi mimo swojej specyficzności. Pełna absurdów i ironii bada temat samotności i poszukiwania bliskości w świecie opierającym się na przeciwstawnych wartościach. Przez pryzmat relacji między Wilburem, a jego siostrą autor przedstawia to jak ważne są relacje w kontekście współczesnych wyzwań, stawia również pytania o sens istnienia i wartość wspólnoty. Mimo moich początkowych wahań, co do postrzegania lektury, końcowo uważam, iż jest ona warta uwagi, choć spośród przeczytanych do tej pory książek autora, wypada najsłabiej, dalej jest czymś ponad zwykłą lekturą.