poniedziałek, 31 lipca 2023

"Kanion śmierci" – Lisa Gardner

11:30:00 0 Comments
"Wspólna trauma może ludzi łączyć, ale częściej dzieli. Poczucie winy. Ból. Potrzeba wyjścia z impasu. Dręcząca świadomość, że chce się zapomnieć. Pięciu mężczyzn poszło w góry. Jeden zaginął. A pozostali czterej.. są inni, niż byli. Takie jest życie".




Tytuł: "Kanion śmierci"
Autor: Lisa Gardner 
Data polskiego wydania: 14 czerwca, 2023
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 10/10






Frankie Elkin, kobieta po przejściach, podróżuje po Stanach Zjednoczonych i pojawia się tam, gdzie jest potrzebna: w miejscach, gdzie ktoś zaginął i policja nie radzi sobie ze sprawą. Poszukiwanie zaginionych osób to coś, co Frankie potrafi najlepiej. Tylko że nie wszyscy przyjmują od niej propozycję pomocy.
Pięć lat wcześniej pięciu młodych mężczyzn wybrało się w tamtejsze góry na wieczór kawalerski. Wróciło czterech. Ojciec zaginionego organizuje wyprawę w poszukiwaniu śladów syna. Frankie, choć nie ma doświadczenia w górach, przyłącza się do grupy. I już pierwszego dnia przekonuje się, że trudy marszu i wspinaczki to najmniejszy z jej problemów. 

DOSŁOWNIE PRZED CHWILĄ DOWIEDZIAŁAM SIĘ, ŻE NAJPRAWDOPODOBNIEJ POWSTANIE SERIALOWA ADAPTACJA KSIĄŻEK LISY GARDNER O HISTORII FRANKIE ELKIN! 
NIE MOGĘ UMRZEĆ DOPÓKI TEGO NIE OBEJRZĘ.


Jeśli chodzi o powyższą pozycję, zaczynam martwić się o niepoczytalność autorki. Skąd ona bierze pomysły na tak mrocznie skonstruowane intrygi? Trzeba przyznać, że tym razem Gardner przeszła samą siebie, ponieważ niepokojąca atmosfera nie mogła zostać jeszcze bardziej dobitnie ukazana. Pod względem klimatu, dreszczy na ciele i opisu otoczenia jest to najlepiej napisany thriller, z którym miałam styczność. Do czytania motywowała mnie nie tylko wzbudzająca zainteresowanie fabuła, ale również specyficzny nastrój. Czy poczucie bycia obserwowanym pośród gór, wzniesień i jaskiń, liczących tysięcy zagłębień nie wydaje wam się niepokojące? Uwielbiam w twórczości Lisy Gardner to jak potrafi oddziaływać na czytelnika. Ale nie tylko to zadecydowało o tak wysokiej ocenie.


"W dzisiejszych czasach wszyscy za dużo mówimy i za mało słuchamy. Słuchanie stało się zapomnianą sztuką której światu boleśnie brakuje."

Frankie Elkin to mój ulubiony kobiecy charakter z całego uniwersum. Postać pełna sprzeczności, z głębokimi ranami na duszy i ogromnie doświadczona przez los. Miło było jeszcze bardziej zagłębić się w jej umysł. Podobało mi się, że autorka przytoczyła jej historię z dzieciństwa, ponieważ w pierwszym tomie zastanawiałam się w jaki sposób życie sprawiło, że wciąż walczy z demonami, przenosząc swoje uzależnienie na odnajdywanie osób, po których słuch zaginął. Portrety psychologiczne bohaterów w książkach Gardner zostały jak zwykle wykreowane z dokładnością. Ich historie intrygują czytelnika i łączą się z fabułą przez co "Kanion śmierci" jest jeszcze ciekawszy i bogatszy w odbiorze. Rozpad związku, zerwane zaręczyny, chęć zemsty – to wszystko niesie ze sobą pewną moralność.


Uwielbiam książki Lisy Gardner przez to, że można je dogłębnie analizować, ale również wspaniale się przy nich bawić. Podobnie jak wszystkie inne lekko napisane powieści spod jej pióra, powyższa pozycja niesie ze sobą mnóstwo wartości. Czytelnik może uczyć się na błędach bohaterów i interpretować ich decyzje, zwiększając tym samym własne doświadczenie.  
Warto wspomnieć również o wartkiej akcji, która z pewnością zwiększa tempo czytania oraz mrożącej krew w żyłach fabule, skłaniającej do intensywnej pracy mózgu czytelnika. Sama usiłowałam odgadnąć zakończenie w trakcie czytania, ale niestety mi się nie udało. Mimo że naprawdę się zaskoczyłam, poczułam się odrobinę rozczarowana takim obrotem spraw. Jeśli miałabym więc wskazać jedyną wadę "Kanionu śmierci" byłoby to właśnie zakończenie. 


"Czuję ekscytację i niepokój, jak przed każdym nowym zadaniem. Zdenerwowanie. Lęk. Taką mam osobowość. Już jako dziecko nie mogłam usiedzieć spokojnie. Zawsze szukałam czegoś nowego, czegoś więcej niż miałam przed sobą."


Podsumowując jest to pouczająca, ciekawa oraz przerażająca pozycja. To już dziewiąta recenzja książki z serii napisanej przez Lisę Gardner, więc śmiało mogę stwierdzić, że pisanie pozytywnych opinii na temat jej twórczości to już tradycja. Gdy zaczynam myśleć, że już nie da się napisać czegoś lepszego to autorka cały czas udowadnia mi, że jest inaczej. NO I Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA SERIAL.

Wydawnictwu Albatros dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów i weny twórczej, a czytelników proszę o podzielenie się swoją opinią w komentarzu poniżej :)

















niedziela, 30 lipca 2023

"Magia pocałunku" - Julia Quinn

00:00:00 0 Comments

Nie potrafiłaby powiedzieć, kiedy to się stało. To nie pojawiło się tak jak postanowienie, że za niego wyjdzie, w jednej chwili. Ta miłość rosła widać po cichu, nadciągała ukradkiem, by nagle, pewnego dnia, już tu być!





Tytuł: Magia pocałunku

Autor: Julia Quinn

Data wydania: 13.09.2022

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 440

Moja ocena: 9/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka


Jedyną własnością Garetha jest stary pamiętnik rodzinny, który może kryć tajemnice z przeszłości... i klucz do przyszłości młodego człowieka - ukryty skarb. Problem polega na tym, że jest napisany po włosku, a Gareth w ogóle nie zna włoskiego. W społeczeństwie panuje zgoda co do tego, że nikt nie jest taki jak Hiacynt Bridgerton. Jest bardzo bystrą dziewczyną, bardzo szczerą i według Garetha czas spędzony w jej towarzystwie powinien być w małych dawkach. Ale jest w niej coś – coś fascynującego i niepokojącego – co go fascynuje i nie pozwala mu odejść… Kiedy on i Hiacynta spotykają się na dorocznym domowym koncercie rodziny Smith-Smith, wszystko zaczyna się na nowo…


W każdej chwili może się wydarzyć coś znaczącego (...) - A jeśli się nie wydarzy, należy zachowywać się tak, jakby się wydarzyło. Życie wydaje się wtedy barwniejsze!


Po sześciu tomach serii Bridegrtonowie wiedziałam, iż kolejny może okazać się, większym zaskoczeniem niż myślę. Dodatkowo nasuwa się wiele pytań, czy przypadkiem nie zostaną powielone historię, czy kreacja bohaterów nadal będzie tak dobra oraz, czy to zaskoczenie, nie będzie negatywnym odczuciem. Na wszystkie te pytania, odpowiedź dostałam już po stu stronach, gdzie zagłębiając się w historię, sam jej vibe był zupełnie inny od reszty, relacji Hiacynty i Garetha ma w sobie coś ze schematu, jednak został on urozmaicony i wpasowany do tego, jacy są bohaterowie i czego pragną w życiu. Ich relacja rozwija się w swoim niezależnym od niczego tempie, idealnie wpasowując się do tego, jakie poglądy prezentują. Samo zaskoczenie zdecydowanie należy do tych pozytywnych, dawno czytana książka, nie wciągnęła mnie tak bardzo, że walczyłam mimo wszystko ze snem, byle tylko dowiedzieć się, jakie jest zakończenie jeszcze przed nadchodzącym nowym dniem.


Gdyby nie to, że w moim sercu zagościli inni bohaterowie tej serii, Hiacynta i Gareth mieli spore szanse na jego podbicie, ich duet zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie zwłaszcza, iż spośród dotąd poznanych bohaterów stanowią jednych z bardziej charakternych. Od Hiacynty bije pewność siebie, można wyczuć ją nawet w tym jak wypowiada się i odnosi do innych. Jeśli ktoś miałby na środku sali balowej wyrażać niepochlebną opinię, nie kryjąc się z nią jak inni, zdecydowanie byłaby to Hiacynta. Niektórzy mogą odbierać ją jak ukochaną Panią Danbury śmiało, można by mieć podejrzenia, że jest jej młodszą kopią, która gdy starszej Pani zabraknie, z dumą nie da zapomnieć o tak charakternej osobowości, jaką była. Jeśli chodzi o Garetha, polubiłam go. Jest postacią, która nie udaje niczego, sprawy stawia jasno, a coś, co najbardziej mnie w nim urzekło to, to jak mimo niechęci daje ponieść się uczuciom. Od początku stawia sprawę jasno, nie pragnie miłości, unika wręcz jakiejkolwiek możliwość, by ta miała szansę zaistnieć, jednak nie zawsze idzie wszystko przewidzieć, przez co wpada w gorące sidła miłości.


Na wyróżnienie w tym tomie, zasługuje wątek tłumaczenia, który bardzo fajnie rozwija się w trakcie, dostarcza innych emocji niż poprzednie tomy. Przyznam szczerze, w pewnym momencie, aż sama zaczęłam się głowić nad rozwiązaniem wraz z bohaterami, bawiąc się przy tym, jeszcze lepiej niż myślałam.


Po tak wielu pozytywach można wspomnieć o jednym mankamencie, który zaważył na ocenie, a mianowicie w całości zabrakło mi jakiegoś elementu, który łączyłby wszystko w całość. Gdzieś pomiędzy odkrywaniem rodzinnych tajemnic a próbą zrozumienia uczuć. Nie do końca czuję by te dwa wątki, zostały dobrze powiązane ze sobą i o ile osobno stanowią coś cudownego, tak w połączeniu, są układanką bez jednego puzzla.

Podsumowując, uważam “Magia pocałunku” autorstwa Julia Quinn za bardzo dobrą kontynuację. Po sześciu tomach bardzo trudno utrzymać poziom serii dalej, jednak autorka pokazuje, że jest to wykonalne i to w jakim stylu. Nie mogę doczekać się już ostatniego tomu, choć zdecydowanie ciężko będzie rozstać się z rodzinką Bridgertonów.


Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.

niedziela, 23 lipca 2023

"Grzesznik nawrócony" - Julia Quinn

00:00:00 0 Comments

W życiu każdego zdarzają się chwile przełomowe tak niezwykłe, wstrząsające i olśniewające, iż człowiek ma wrażenie, że ugodzono go prosto w serce. W takich momentach traci dech i wie, bez cienia wątpliwości, że wszystko w jego życiu uległo nieodwracalnej zmianie.




Tytuł: Nawrócony grzesznik

Autor: Julia Quinn

Data wydania: 07.06.203

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 460

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Po śmierci ukochanego męża Johna, świat Francess Bridgerton traci barwy, a nadzieja na przetrwanie, choć cząstki jego, bardzo szybko ucieka. Przejścia przez żałobę nie ułatwia sprawa, iż jej najlepszy przyjaciel, a zarazem stryjeczny brat zmarłego męża, Michael niespodziewanie wyjeżdża do Indii. Czas do jego powrotu dłuży się wszystkim, którzy wyczekują jego, w tym czasie Francess powoli godzi się z nowym życiem, pragnąc na nowo poślubić kogoś. Co przyniesie powrót Michaela? Kogo poślubi Francess?


Najważniejsze jest znaleźć kogoś, kto dotknie twojej duszy, nie dotykając nawet jeszcze twojego ciała. Przyspieszy bicie serca, nie przyspieszając biegu zdarzeń, Poruszy twój świat, jednocześnie pozwalając pozostać ci w takim miejscu, w którym chcesz być. I nawet będąc daleko, będzie znacznie bliżej ciebie, niż wszyscy ludzie znajdujący się dookoła.


Po małym spadku seria zaczyna wracać na tory, które mi się podobają. Mimo że do historii Francess podchodziłam z wieloma obawami, miałam nadzieję, iż motywy pojawiające się jak i kreacja bohaterów pokaże się ponownie dobra, o ile nie bardzo dobra. Odnosząc się do innych tomów, mogę stwierdzić, że jest to bardzo dobra kontynuacja, jednak nieświetna. Zabrakło mi delikatności w tym tomie, jak i większej ilości szczerości między bohaterami.


Jeśli chodzi o bohaterów, na wyróżnienie zasługuje Michael, który według mnie jest jedną z lepszych postaci nienależących do rodzeństwa Bridgerton. Mimo tego, iż nie ma on swojej trudnej historii, ma w sobie, coś, co przyciąga i sprawia, że chce się go poznać. Jest również połączeniem aroganta i chama z bardzo uczuciowym mężczyzną. Ponad wszystko ceni sobie rodzinę i ich zdanie, chyba że poruszana jest kwestia małżeństwa. Jeśli chodzi o Francess ze spośród rodzeństwa jest ona najbardziej tajemnicza, w poprzednich tomach ciężko było się o niej czegoś dowiedzieć, tutaj również jest to wcale tak łatwe, gdyż większość perspektyw jest ze strony Michaela, a ona sama pojawia się na krótkie chwile. Z czasem jednak widać u niej większą odwagę i chęć pokazania siebie, coś, co na pewno o niej można powiedzieć to, to że nie poddaje się łatwo i nie ulega presji otoczenia. Ich ogólna kreacja jest bardzo ciekawa, po raz kolejne warte zaznaczenia jest to, jak dobrze autorka poradziła sobie, przy kreowaniu ich. Każda z postaci jest dopieszczona, wykreowana inaczej, dzięki czemu każdy tom to zupełnie inne doświadczenia.


Po sześciu tomach śmiało mogę stwierdzić, że okładki mogą wydać się mylące, dla osób, które nie znają serialu i nie widziały urywków, gdyż wyglądają one bardzo grzecznie i niewinnie. Jednak po raz kolejny autorka zaskakuje, dając popis przy scenach erotycznych, nie tylko skupiając się na doświadczeniach bohaterów jednak na szczerości, wiele ważnych kwestii jest właśnie wtedy poruszanych.

Podsumowując, uważam “Grzesznik nawrócony” autorstwa Julii Quinn za książkę, która wypada zdecydowanie lepiej niż czwarty i piątym tom, jednak dalej nie dorównuje pierwszym trzem częścią, mimo tego jest dobrą obietnicą co do kolejnych dwóch już ostatnich tomów. Do całej serii dodaje troszkę świeżości, uwzględniając względnie normalne zakochanie się. Zdecydowanie warto zapoznać się z tym tomem, nie znając nawet poprzednich.


Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.


sobota, 22 lipca 2023

"Podwójna katastrofa" - Jamie McGuire

00:00:00 0 Comments

Nie kocham cię za to, jak wyglądasz, bo to by było zauroczenie. Nie kocham cię, bo mnie pociągasz, bo to by było pożądanie. Nie kocham cię dlatego, że ty kochasz mnie, bo to by była empatia. Nie kocham cię za to, co możesz mi dać czy dla mnie zrobić, bo to by była transakcja. Nie kocham cię za to, jak mnie traktujesz, to by była wdzięczność. Nie kocham cię za to, że nic mi przy tobie nie grozi, to by było poczucie bezpieczeństwa.




Tytuł: Podwójna katastrofa


Autor: Jamie McGuire


Data wydania: 17.05.2023


Wydawnictwo: Albatros


Liczba stron: 336


Moja ocena: 2/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Niespodziewany ślub Abby i Travisa, budzi wiele kontrowersji zwłaszcza, iż nastąpił on zaraz po śmierci wielu osób. Na miejscu widziany był Travis, jednak zdjęcia ze ślubu i inne dowody, wskazują jego miejsce pobytu w Las Vegas. Policja jak i niektórzy studenci będą próbować dowiedzieć się prawy, a wtedy najlepsi przyjaciele mogą stać się wrogami. Czy prawda wyjdzie na jaw? Jak będzie układać się młodej parze?

Po pierwszym tomie z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji, mają również nadzieję, iż powtórzy ona sukces. Niestety moja zła passa dotycząca kontynuacji, dotknęła i tę historię. Od pierwszych stron, miałam wrażenie jakby te dwa tomy, zostały napisane przez dwie inne osoby. Lekki i przyjemny styl pisania autorki stał się nużący w odbiorze i sprawiający wrażenie, jakby kontynuacja była pisana na siłę. Dodatkowo w trakcie czytania, całość zaczęła bardzo przypominać mi serię “After”, której nie jestem fanką i raczej stronię od książek, podobnych do niej.

Jeśli chodzi o bohaterów, stali się oni bezosobowi i płytcy. Po Abby, od której biło ciepło i determinacja oraz nieuzależnianie swojej wartości od drugiej połówki, nie ma śladu. Tak samo po Travisie, który zmienił się na lepsze, nic nie pozostało, zamiast tego stał bardziej toksyczny w relacji, koniecznie chciał wiedzieć wszystko, zapominając o tym, że sam nie mówi wszystkiego.

Sama fabuła również, nie podobała mi się ona, była bardzo rozciągnięta i nudna. Brakowało mi w niej dynamiki jak i wprowadzenia czegoś ciekawego. Sporym minusem odnoszącym się również do pierwszego tomu jest to, iż nie zapada ona w pamięć. I zaczynając drugi tom po trzech miesiącach od poznania pierwszego, zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć, co działo się, a tym bardziej, na czym skończył się pierwszy tom.


Podsumowując, uważam “Podwójną katastrofę” autorstwa Jamie McGuire za bardzo słabą kontynuację, która nie sprawiła, że mam ochotę na kolejne tomy. Dużym rozczarowaniem jest dla mnie zmiana stylu pisania autorki, jak i spadek kreacji bohaterów. Sama fabuła, również mnie nie zachwyciła, przez co wiem, że jeśli wyjdzie kolejny tom, nie sięgnę po niego.


Wydawnictwu Albatros dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.


piątek, 21 lipca 2023

"Siedem razy eks" - Lucy Vine

00:00:00 0 Comments

Tak łatwo się pogubić w życiu i odreagować własne problemy na innych. Ale każdy z czymś się boryka albo ma za sobą mroczne doświadczenia. Życie jest ciężkie, a my robimy, co w naszej mocy, żeby jakoś sobie z tym poradzić.




Tytuł: Siedem razy eks

Autor: Lucy Vine

Data wydania: 28.06.2023

Wydawnictwo: Insignis

Liczba stron: 416

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Jeden niewinny artykuł, wystarczyłby Esther odezwała się do swoich byłych, by przeprowadzić poszukiwania swojej prawdziwej miłości. Pierwsza Miłość, Wypadek przy pracy, Facet Na Zakładkę, Seks-przyjaźń, Niewykorzystana Szansa, Drań i Poważny Związek a może Trudne Rozstanie, Potajemny Związek, Wzloty i Upadki czy Facet, Który Prawie Się Nadawał, który z nich jest Tym Jedynym? To właśnie próbuje odkryć samotna singielka, pragnąca kochać, ale i być kochaną. Czy Esther odnajdzie swoją miłość?


Każdy boi się pokazać drugiej osobie swoje rany. Boimy się tego bardziej niż miłości.


Od czasu kiedy czytam i oceniam książki, wiele razy zastanawiałam się, czy traktowanie na równi dwóch zupełnie różnych książek od siebie jest okej? W końcu literatura piękna jest bardziej wymagająca niż przykładowo romans. Z drugiej strony jeśli obie były dla mnie na tym samym poziomie, czemu mam ocenić jedną lepiej ze względu na gatunek, jaki reprezentuje? Samo określenie skali oceniania, również wywoływało u mnie wiele pytań, bo czy dla dobrej książki cztery gwiazdki to nie za mało, natomiast ocenienie jej na pięć wydaje mi się być krzywdzące dla książek, które zachwyciły mnie i o których nie jestem w stanie zapomnieć. Tutaj z ratunkiem przyszła książka pt. “Siedem razy eks”, która w moim odczuciu stanowi idealną definicję średniej książki. Określając ją mianem średniej, mam na myśli, to, iż ilość rzeczy, które mi się podobały, jest równa, kwestią wpływającym na minus.


Jeśli chodzi o bohaterów, mamy tutaj dziesięć kluczowych postaci i każda z nich, jest bardzo dobrze wykreowana. Przy takiej ilości można by spodziewać się, iż będą oni powtarzali, autorka jednak miło zaskakuje, nadając każdej postaci z osobna własną osobowość. Co do głównej bohaterki, mam jedno, ale. Mianowicie w jej kreacji irytowało mnie to, że mimo tego, iż ma prawie trzydzieści lat, zachowywała się bardzo infantylnie. W wieku sytuacjach jej postać była bardzo głupiutka i o ile takie zachowanie w bohaterach nie przeszkadza mi, tak nadmierne używanie jego już tak. Mimo wszystko jednak Esther jest ciekawą postacią, a dzięki spotkaniom z byłymi, poznajemy nie tylko jej teraźniejszą wersję, ale i przeszłą, co daje dobry widok na to, jaką przemianę przeszła bohaterka i jaką ciągle przechodzi, gdy dostaje szansę, na poznanie niektórych wcześniej ukrywanych faktów oraz tego, że czasem będąc zakochanym, nie dostrzega się prawdziwej twarzy kogoś, przez to jak idealizuje się wtedy daną osobę.


Sporym plusem dla całości, jest sam pomysł na fabułę, realizacja jego i zakończenie. Już od pierwszych stron, czuć, iż historia była zaplanowana i przemyślana. Dalszy rozwój fabuły, jest ciekawy, choć momentami bywa nudzący. Co do zakończenia, cieszę się, że autorka chciała pokazać coś nowego nim, tym samym zaskakując czytelników.  Jeśli miałabym coś powiedzieć o stylu pisania autorki, to na pewno to, iż jest on przyjemny, przez całość bardzo szybko się płynie.


Podsumowując, uważam “Siedem razy eks” autorstwa Lucy Vine za idealną średnią książkę, która stanowi fajną rozrywkę przez lekkość, z jaką jest pisana, ale również ciekawą fabułę jak i różnorodnych bohaterów. Mimo wszystko czuję, że będzie to książka, o której dość szybko zapomnę i raczej nie powrócę do niej myślami jednak jeśli szukacie czegoś lekkiego, nada się ona idealnie.


Wydawnictwu Insignis dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.



wtorek, 18 lipca 2023

Atlas. Historia Pa Salta.

13:30:00 0 Comments


Tytuł: Atlas. historia Pa Salta


Autor: Lucinda Riley. Harry Witthaker


Tłumacz: Anna Esden - Tempska  


Wydawnictwo: Albatros


Data wydania: 17 maja 2023


Ilość stron: 672


Moja ocena: 8/10




Atlas. Historia Pa Salta to zwieńczenie sagi o siedmiu siostrach, której pierwsza część pojawiła się na rynku wydawniczym prawie 8 lat temu. I wiecie co? WOW.


Do dziś pamiętam z jakim smutkiem przyjęłam wiadomość o śmierci Lucindy Riley, autorki serii, pewnie podobnie jak wielu jej fanów. Myśl o tym, że tak wiele wątków pozostało niezakończonych i bez odpowiedzi wywoływała we mnie poczucie straty i przekonanie, że nigdy nie poznam prawdy i burzliwych losów ojca siedmiu córek. Kilka miesięcy później w świat poszła jednak informacja, że dokończenie historii przypadło w udziale synowi Lucindy, Harremu, i jestem przekonana, że matka byłaby z niego dumna.


Atlas, zgodnie z tytułem, to bardzo obszerna, bo licząca niemal 700 stron pozycja, którą jednak połyka się w mgnieniu oka i z zapartym tchem. Oczywiście, biorąc pod uwagę, że pierwsza cześć sagi została wydana w 2015 r. wiele szczegółów, postaci i wydarzeń mogło w międzyczasie czytelnikowi uciec, jednak autorzy doskonale zdają sobie z tego sprawę, odświeżając pamięć tam gdzie jest to koniecznie tak aby nikt nie czuł się zagubiony. Harry Witthaker doskonale wpisuje się w styl pisania Lucindy i nie można w żaden sposób rozróżnić tych części, które pisała oryginalna autorka, a które jej syn. Sprawnie używany język, umiejętnie prowadzona akcja i utrzymanie w charakterze postaci, które pokochali czytelnicy na całym świecie sprawia, że pozycja trzyma w napięciu niemal do ostatniej strony. Ilość zwrotów akcji, pokazanie burzliwych losów Pa Salta (czy raczej Atlasa), emocji i rozterek jakie towarzyszyły mu w ciągu 90 lat życia sprawiają, że w żaden sposób nie można się nudzić. I musze was ostrzec – pewnie nie raz w trakcie lektury pęknie wam serce, a co wrażliwsi pewnie nawet uronią łzę nad losem człowieka, który w pewien sposób stał się im bliski. A zakończenie? Takiego na pewno się nie spodziewaliście.


Atlas to świetne zakończenie historii rodzinnej, podkreślające, że nie tylko ta sama krew łączy ze sobą ludzi, a bliskimi można nazwać także tych, z którymi nie jesteśmy formalnie spokrewnieni. Istotne jest raczej pokrewieństwo dusz, prawdziwa chęć nawiązania relacji i zbudowania dla kogoś bezpiecznej przystani niż więzi genetyczne.

"Beautiful graves" - L.J. Shen

00:00:00 0 Comments

Mają rację. Nie mam pojęcia, co teraz zrobię. Bo nawet w najlepszym okresie swojego życia zawsze czułam się rozdarta. Pomiędzy mężczyzną, którego mam pochować, a tym stojącym za mną.




Tytuł: Beautiful graves


Autor: L.J. Shen


Data wydania: 12.07.2023


Wydawnictwo: Luna


Liczba stron: 392


Moja ocena: 11/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Jeśli z jakimś stwierdzeniem miałaby zgodzić się Everlynne to jest to, iż wraz z pierwszą miłością kończy się okres niewinności, zwłaszcza jeśli była ona tak gwałtowna i niespodziewana. Nikt nie spodziewał się, że wyjazd do Barcelony zmieni w życiu głównej bohaterki tak wiele. Poznała swoją bratnią duszę, pozwoliła sobie zaszaleć, a po powrocie do normalności pozwoliła odejść komuś na zawsze… Wyrzuty sumienia kierują ją ku Salem, gdzie zaszywa się wraz z kotem z dala od życia, lecz czy uda jej się uniknąć szczęścia? Czy uda jej się pogodzić z przeszłością i dać sobie szansę na miłość?



Bądź wdzięczna za tych, którzy pomogli ci, gdy było ci ciężko, a także za tych, którzy tego nie zrobili. Z tymi pierwszymi warto utrzymywać relację, a ci drudzy pomogą ci to zrozumieć.



W ostatnim czasie, opinie, jakie mam o książkach są ciągłą sinusoidą, a skoro ostatnio zaczęła ona wznosić się ku górze, pora na kolejną książkę, która zawładnęła moim sercem i którą z całego serca mogę polecić Wam.


O dziwo względem historii Everlynne nie miałam żadnych obaw, mimo iż nie znam twórczości autorki, podchodziłam do niej z dużym podekscytowaniem i świadomością, że ta historia w jakiś sposób przekona mnie do siebie. Długo nie musiałam czekać, bo już przed pierwszymi stu stronami, mogłam powiedzieć, że skradła moje serce swoją prostotą, ale i realnością. Z opisu łatwo wywnioskować, iż będzie to romans poruszający trudniejszy temat, jednak nie spodziewałam się, że wszystko to będzie tak szczegółowe. Przez całość książki autorka skupia się na uczuciach i myślach głównej bohaterki nawet w tym trudnym momencie dla niej. Dawno nie spotkałam się z tym, aby autorka poświęciła tak wiele dla jednej sytuacji, która mimo wszystko jest ogromnie ważna. I choć w ostatnim czasie, dużo rzadziej wzruszam się na książkach, to właśnie te opisy sprawiły, iż na nowo wybudowane tamy, puściły…


Całość skupia się na trójce bohaterów, wspomnianej już wyżej Everlynne, Dominicu i Joeshepie. Są to postacie, które są bardzo dobrze wykreowane, stanowią trzy zupełnie różne osobowości mimo wielu wspólnych aspektów. Ich wspólna historia nie była łatwa, pokuszę się również o stwierdzenie, że połączyła ich miłość, ale również ona zabijała ich kawałek po kawałku…


Everylnne poznajemy w momencie, gdy mimo swoich uprzedzeń, przestaje chronić się przed światem, dając sobie szansę, by zacząć wreszcie żyć, a nie tylko egzystować. Po tragicznych wydarzeniach, na nowo zamyka się w sobie, odcinając się od wszystkich, którzy są jej bliscy, a których mogłaby zranić. Po tej przemianie jej charakter staje się adekwatny do stroju, w jakim pracuje, mimo wszystko dalej jest pozytywną postacią, która mimo strachu przed jutrem daje sobie szansę, na bycie szczęśliwą. Jeśli chodzi o Dominica, moja relacja z nim wyglądała hate - love - hate. Z początku wydał on mi się zarozumiałym dupkiem i egoistą. Możliwe, iż po prostu po innych książkach, gdzie główny bohater jest lekarzem mam zrazę, w każdym razie, nie polubiłam go. Gdy wrażenia po pierwszym spotkaniu opadły, zmieniłam o nim zupełnie zdanie, pokazał się z dużo lepszej strony. Charakterem zaczął bardziej przypominać golden retrievera, przez co skradł moje serce. Ostateczna nienawiść powstała, gdy okazało się, że jednak miałam dobrze przeczucie i tak naprawdę dupek, dupkiem zostanie na zawsze… Jeśli chodzi o Joeshepa w skrócie znanego jako Joe, równie jak swój poprzednik nie przypadł mi do gustu, z początku, sprawił wrażenie, zbyt sztywnego i za bardzo wyidealizowanego. W późniejszej części historii również nie skradł moje serca, a odczucie z początku towarzyszyły aż do końca, przez co sama nie wiem, co o nim myśleć. Jego postać idealnie wpasowuje się i jest tym brakującym ogniwem, jednak nie jest on bohaterem, którego ja jestem w stanie polubić mimo jego pozytywnych cech czy rozczulających zachowań.



Chodź ze mną - mówię, odpłacając mu za te wszystkie lata, gdy on ratował mnie przed utonięciem. - Chcę napisać kolejny rozdział naszej historii.



Mimo tego ile napisałam o całej historii, mam wrażenie, że to ciągle jest nic, a przede wszystkim, że nie przekazałam tego co najważniejsze. Mimo wszystko mam nadzieję, że zachęciłam Was do sięgnięcia po nią i zapoznania się z tą cholernie bolesna, prawdziwą jak i piękną historią.


Wydawnictwu Luna dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika, gdzie pojawi się dodatek do recenzji!


sobota, 15 lipca 2023

"Nora, tego nie ma w scenariuszu" – Annabel Monaghan

13:16:00 0 Comments
Życie zdecydowanie uwielbia pisać własne scenariusze. Wynajmuje dobrych w swoim fachu aktorów, którzy niejednokrotnie nas zaskakują, (czasem doprowadzają do histerii) dostarcza niezapomnianych wrażeń  i prowokuje do refleksji. By zachować resztki zdrowego rozsądku pozostaje nam tylko – tak jak w filmie – pozwolić sobie na improwizację! Doskonałym tego przykładem jest główna bohaterka powieści pt. "Nora, tego nie ma w scenariuszu" autorstwa Annabel Monaghan.





Tytuł: "Nora, tego nie ma w scenariuszu"
Autor: Annabel Monaghan
Data wydania: 26 lipca, 2023
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 280
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner







Kiedy jej mąż zostawia ją wraz z dwójką ich dzieci, Nora rozpad swojego małżeństwa zmienia w najlepszy scenariusz jaki kiedykolwiek napisała. Tekst Nory staje się kanwą dla wieloekranowej produkcji, a jej stuletni, malowniczy dom w Hudson Valley – planem filmowym. Życie Nory już nigdy nie powróci w utarte koleiny, szczególnie że w roli jej byłego męża obsadzono Leo Vance'a – obecnie najseksowniejszego aktora na świecie. Po zakończeniu zdjęć Leo nie kwapi się do opuszczenia domu Nory. Ma za to dla niej propozycję nie do odrzucenia: tysiąc dolarów za każdy dzień spędzony pod jej dachem. Siedem dni to wystarczająco długo, by się zakochać. I wystarczająco długo, by złamać komuś serce.

Pierwsze co mnie przekonało do powyższej pozycji to urocza okładka. Drugą rzeczą był oczywiście wątek nieudanego małżeństwa i rozwód, o którym wspomniano w opisie. Muszę przyznać, że uwielbiam analizować motywacje bohaterów i trudne decyzje, które muszą podjąć. Autorka rzuciła mi nie lada wyzwanie, bo w powyższej pozycji portrety psychologiczne, jak i autentyczność postaci przewyższyły nawet moje oczekiwania. Główna bohaterka, Nora, już od pierwszej strony wzbudza sympatię. Bez wysiłku można się z nią utożsamić, przez co razem z nią przeżywałam relacje z Leo, którego miałam ochotę zadźgać nożem niepokojącą ilość razy. Urzekło mnie w niej, że podobnie jak każdy człowiek stąpający po Ziemi, popełniła mnóstwo błędów. Autorce udało się stworzyć coś niezwykle realistycznego, emocjonalnego i skłaniającego do refleksji. Zwłaszcza nad miłością, która niejednokrotnie doprowadzi czytelnika do zawału,

Tak czy inaczej, historia, którą podzieliła się z nami autorka, okazała się nie tylko ciepła, ale również humorystyczna. Cięte riposty i żarty między bohaterami, powodowały że nieprzerwanie towarzyszył mi uśmiech na twarzy. Warto wspomnieć również o bogatym opisie otoczenia i wschodach słońca, które mają ogromne znaczenie dla fabuły. Chciałabym zobaczyć dom, w którym mieszka Nora a szczególnie te słynne hortensje. To musi być niezwykły widok.

Jedyną wadą tej powieści jest fakt, że brnie się przez nią nieubłaganie szybko, mimo że czytelnik chciałby jeszcze pozostać w tym cudownie wykreowanym świecie. NO I NERWICA, KTÓREJ MOŻNA DOSTAĆ KILKA STRON PRZED ZAKOŃCZENIEM, PONIEWAŻ W ŻYCIU NIE SPODZIEWAŁABYM SIĘ TAKIEGO PLOT TWISTU. Nie mam pojęcia jak autorka to zrobiła, ale akcja toczyła się tam szybciej niż w thrillerach psychologicznych. Byłam szczerze zaskoczona takim obrotem spraw. Mogłabym złożyć pozew o celowe doprowadzenie do skrajnego załamania i granie na emocjach.

Podsumowując, jest to prosta i wyjątkowa książka, która z pewnością na długo zagości w moim sercu.  Narracja jest lekka, płynna i pełna emocji. Postacie są dobrze wykreowane, a ich rozwój jest głęboki i satysfakcjonujący. Dodatkowo, opisy malowniczego domu w Hudson Valley przenoszą czytelnika w magiczny świat i czynią go jednym z bohaterów historii. Gorąco polecam ją wszystkim poszukującym wciągającej, romantycznej i oryginalnej historii, która sprawi, że uwierzą w moc drugich szans."

Wydawnictwu Insignis dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o krótki komentarz poniżej :)