środa, 18 września 2024

"Float" Kate Marchant

10:44:00 0 Comments

„- Dbamy o tych, których kochamy – podjęłam, słowa padały teraz z moich ust niczym kamienie zepchnięte przypadkiem ze szczytu wzgórza”


Tytuł: „Float” Autor: Kate Marchant
Tłumacz: Anna Kłosiewicz
Liczba stron: 376
Data polskiego wydania: 17.07.2024
Wydawnictwo: StoryLight
W moim odczuciu: 7/10
Autor recenzji: Daria Pogodzińska

Waverly Lyons spędza wakacje w całkiem innym miejscu niż jej miejsce zamieszkania. Dziewczyna z Alaski przenosi się na wakacje na Florydę do swojej ciotki. Nowe miejsce to przestrzeń na nowe znajomości i wyzwania. Sąsiadem jej ciotki jest super przystojny Blake, na którego nastolatka od razu zwraca uwagę. Imprezy na plaży i woda, to coś, co dzieciaki na Florydzie uwielbiają, ale Waverly ma problem, nie umie pływać. Relacja Blake i Waverly zaczyna się rozwijać, ale niestety wakacje zaczynają się kończyć, a dziewczyna musi wrócić do domu. Ostatnie tchnienie ciepła i wakacyjnej lektury. Chociaż aura za oknem już jesienna, to jeszcze na chwile pozostałam w klimacie wakacji i letniej miłości. Fabuła książki jest prosta i przewidywalna, ale czytanie jej sprawia radość i tym samym ta powieść to świetna rozrywka, która nie będzie od Was wymagać wielkiego zaangażowania, a pomoże się oderwać po ciężkim dniu. Już od samego początku czytelnik wie, do czego dąży książka. Razem z bohaterką zakochujemy się w tym miejscu i tak samo, jak ona, nie chcemy go opuszczać. Waverly na Florydzie odnalazła przyjaciół i nową miłość. Nie wzięła ze sobą telefonu, co było jej świadomym wyborem. Chciała odciąć się od tamtego świata i ludzi, którzy kontaktowali się z nią, tylko gdy czegoś potrzebowali. Wspólny projekt do zrobienia, notatki do przepisania, wtedy Waverly jest potrzebna innym. Podobnie, jeśli chodzi o rodziców, kochają swoją córkę, ale uwikłani w rozwodzie i swoich obowiązkach, myślą, że zapewniają dziewczynie wszystko, co najlepsze, to jednak Waverly nie była szczęśliwa. Jest zauważalny rozwój nastolatki, na początku była ona wycofana, brakowało jej pewności siebie, natomiast na końcu, promienna, radosna dziewczyna. Podoba mi się naturalne ukazanie relacji Blake i Waverly, ich pocałunek pełen jest nastoletniej niezdarności, a tym samym uroku. To ważna dla nich chwila wychodzi w tym wszystkim zakłopotanie, które jest naturalne i dodaje realności tej sytuacji. Bohaterowie uczą się miłości, uczą się, co to znaczy kochać i jaką wagę mają wypowiedziane te słowa.
„Float” to ciepła i poruszająca powieść młodzieżowa, która sprawdzi się nie tylko w okresie wakacyjnym. Nie wymagałam od tej książki niesamowitych emocji i zwrotów akcji, dzięki czemu nie zawiodłam się, a za to miło spędziłam przy niej czas. Ostatnie strony książki wzruszają bohaterów, jak i czytelnika.


sobota, 14 września 2024

"Miasto pogrzebanych nadziei" - Monika Rutka

17:30:00 0 Comments

Każdy z nas wnosi do świata coś nowego, jakąś małą część siebie, która go zmienia. Bez względu na to, czy wywołuje ona negatywne, czy pozytywne zmiany, to jednak go przeobraża.




Tytuł: Miasto pogrzebanych nadziei

Autor: Monika Rutka

Data wydania: 14.08.2024

Wydawnictwo: beYA

Liczba stron: 376

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



WYSTARCZY CHWILA NIEUWAGI, JEDNA NIEWŁAŚCIWA DECYZJA, A WSZYSTKO, CO BUDOWALIŚMY, MOŻE RUNĄĆ NICZYM DOMEK Z KART. WTEDY TRZEBA ZACISNĄĆ ZĘBY I... PO PROSTU RUSZYĆ DALEJ

Poniedziałkowy wieczór wywraca dom rodziny Wellingtonów do góry nogami. Uderza niczym piorun, rykoszetem rani także ich przyjaciół. Dla Jane ta sytuacja okazuje się bardzo trudna do udźwignięcia. Dziewczyna raczej trwa, niż żyje, utrzymywana na powierzchni dzięki Luke'owi. To on jest głosem rozsądku i uzmysławia Jane, że wszystko, przed czym ucieka, dawno ją wyprzedziło; że musi w końcu zmierzyć się z rzeczywistością i depczącą jej po piętach przeszłością. Nieświadomi tego, jak wiele w ciągu minionego tygodnia zmieniło się w życiu ich bliskich i przyjaciół, Luke i Jane wracają do Formby. Jeszcze nie wiedzą, że piorun był dopiero początkiem burzy. A nad nią człowiek przecież nie ma kontroli.


Dotarło do mnie, że szczęście to podmuch wiatru, który muska naszą skórę. To ciepły posiłek, czas… To ludzie. Ci, których tak kochamy i którzy rozświetlają nasz dzień. Ci, dzięki którym nasze życie nabiera barw, chcemy więcej mówić albo zwyczajnie – czujemy się komfortowo


Powrót do twórczości Moniki Rutki to po raz kolejny powrót do książki, która nie jest formą ucieczki, a przystanią, która pozwala nam zwolnić i cieszyć się chwilą, lub po prostu zatrzymać się w miejscu, by złapać chwilę wytchnienia, skupiając się na tu i teraz, a nie na tym co wydarzy się za chwilę, goniąc przy tym niepotrzebnie za domniemaniami. Każda kolejna książka autorki pogłębia to uczucie, sprawiając, że sięgając po daną historię, nie tylko skupiam się na walorach literackich, ale również tym, czy sprawiła, że całą uwagę skupiłam w jej wnętrzu. Po moich wcześniejszych opiniach o książkach autorki raczej nikogo nie zaskoczę jeśli powiem, że po raz kolejny przepadłam w historii bezpowrotnie. Aspektem, który rzuca nam się jako pierwsze w oczy, jest to, w jak piękny sposób została ujęta bardzo prosta historia, zdecydowanie z książki na książkę, widać jak styl pisania zmienia się i staje się on głębszy, a jednocześnie dalej bardzo przystępny dla każdej grupy odbiorczej. Stworzona tym atmosfera jest pełna opisów, które subtelnie oddają emocje bohaterów i piękno otaczającego ich świata. Prozaiczne chwile życia codziennego, zyskują wcześniej wspominanej głębi, sprawiając, że czytelnik ciągle łaknie więcej i więcej. Poznane postacie w pierwszym tomie, dalej zaskakują czytelników, dając szansę poznania ich jeszcze bardziej i zrozumienia, zwłaszcza w sytuacji, która poruszy mury spokojnego domu rodziny Wellingtonów. Jane będąca w pierwszym tomie bohaterką osadzoną w smutku i zagubieniu, a dodatkowo toczącą wewnętrzną walkę z panującym chaosem, przechodzi coś na wzór przemiany. Dalej zmaga się z wewnętrzną walką, jednak pracuje nad zmianą swojej postawy, zrozumieniem siebie i swoich emocji co dostrzegamy przez pryzmat terapii. Dodatkowo staje się bardziej świadoma swoich potrzeb i pragnień, które wcześniejsze wydarzenia zaburzyły. Nie tylko Jane przechodzi przemianę, dostrzegamy ją również w przypadku Haydena. Tajemniczość, bezczelność, opiekuńczość i czułość to dalej jego cechy, jednak teraz mamy okazję poznać go bardziej, dzięki ukazaniu jego własnych problemów i walk, które musi toczyć każdego dnia. Nie mogłabym pominąć postaci, która wnosi zdecydowanie bardzo dużą ilość bólu i zagubienia, a jest nią Miles. Dzieciak, który w poprzednim tomie był małym promykiem słońca, a który teraz stał się ulewą, której końca nie zwiastuje się prędko. Żal i smutek stają się nieodłącznym jego elementem, tak samo jak zmagania z pogodzeniem się z utratą bliskiego przyjaciela. Mimo samych plusów, jakie chciałbym wymieniać, nie mogę nie wspomnieć o tym, zwłaszcza, że moje ocena nie jest aż tak wysoka jak na historię bez żadnych niuansów. O ile pierwszy tom nie wzbudził takiego odczucia, tak w tym pojawiło się przeczucie, że coś nie do końca mi gra w tej historii. Mimo że fabuła jest wciągająca, a bohaterowie cudownie wykreowanie, pojawia się pewien dyskomfort, który ciężko określić, czym jest wywołany. Podsumowując, uważam “Miasto pogrzebanych nadziei” autorstwa Moniki Rutki za książkę, która jest bardzo dobą kontynuacją, a dodatkowo historią, którą wyróżnia styl pisania autorki sprawiający, że pozornie prosta fabularnie historia, zyskuje niewyobrażalną głębię. Również bohaterowie to silna podstawa, która wznosi historię na wyżyny, zarówno pierwszoplanowi jak i drugoplanowi, każdy z nich zasługuje na poświęcenie choć chwili, by zagłębić się w to, co prezentują swoją postawą.
Miasto pogrzebanych nadziei" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

czwartek, 5 września 2024

"Własną drogą" - Izabela Skrzypiec-Dagnan

15:02:00 0 Comments

   

 

 

Okładka książki Własną drogą Izabela Skrzypiec-Dagnan

 

 “Miłość to zawsze dar. Kiedy kogoś kochamy, obdarowujemy go uczuciem bezwarunkowym, nie żądając niczego w zamian”.

 

 

Autor: Izabela Skrzypiec-Dagnan

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Data premiery: 23. 07. 2024

Autor recenzji: Magdalena Kwapich

Liczba stron: 240 

W moim odczuciu: 7/10


 

Książka “Własną drogą” Izabeli Skrzypiec-Dagnan jest moim kolejnym spotkaniem z tą autorką powieści obyczajowych, w których uwagę zwracają bohaterowie, tacy zwyczajnie-niezwyczajni i piękne opisy przyrody stanowiące urokliwe tło rozgrywających się wydarzeń.

 "Własną drogą" to poruszająca powieść obyczajowa, która w subtelny sposób ukazuje złożoność ludzkich relacji i trudne wybory życiowe. Książka opowiada historię Melanii, młodej kobiety, przeżywającej życiowy kryzys po zdradzie swojego narzeczonego. Melania, zamiast załamać się pod ciężarem emocji, wybiera ucieczkę – dosłowną i metaforyczną. Wyrusza w podróż na motocyklu, właściwie bez planu i celu, zdając się na przypadek. Poszukuje spokoju i próbuje znaleźć wyjście z tej niekomfortowej sytuacji, w której się znalazła. W trakcie swojej podróży spotyka Mirona, który pomaga jej w naprawie motocykla i liczy na coś więcej ze strony Melanii. Ta jednak nie angażuje się w dalszą znajomość z tym młodym mężczyzną i kontynuuje motocyklową przygodę. Nieoczekiwanie spotyka Piotra, swoją pierwszą, młodzieńczą miłość i …

Książka zaskoczyła mnie mocno, nie spodziewałam się, że autorka poprowadzi fabułę powieści w tak niekonwencjonalny sposób, jaki - przeczytajcie! Oczywiście, jest ona zgrabnie skonstruowana, wątki miłosne  zręcznie przeplatają się z głębszymi tematami psychologicznymi. Trzy miłości, które przewijają się przez życie Melanii, to nie tylko romantyczne zauroczenia, ale także symboliczne przedstawienia różnych dróg, jakie może wybrać człowiek, stojąc na rozdrożu. Skrzypiec-Dagnan stawia przed bohaterką trudne wybory, jednocześnie pokazując, że czasami to los podejmuje decyzje za nas.
Jednym z największych atutów tej powieści jest sposób, w jaki autorka kreuje postacie. Melania to postać, z którą łatwo się utożsamić – jest silna, a jednocześnie wrażliwa, zmagająca się z bólem zdrady, ale szukająca swojej drogi do szczęścia. Wzruszyła mnie historia Melanii i ta dotycząca  jej pierwszej miłości, którą poznajemy dokładnie poprzez liczne retrospekcje,  i jej późniejsze już losy, bo wtedy determinacja i siła walki  Melanii wywołała mój podziw. Za serce chwyciła mnie postać Justyny, samotnej matki Małego Filipa, zmagającej się z jego niepełnosprawnością. Spodobała mi się też Aneta, “współczesna wiedźma”, która w dojrzałym wieku poszła własną drogą, zaczęła żyć po swojemu i dla siebie. Inne  postaci drugoplanowe, takie jak Miron i Piotr, równiez przykuły moją uwagę swoją autentycznością. Wszystko to sprawiło, że głęboko weszłam w klimat tej powieści i zaangażowałam  się emocjonalnie w  losy bohaterów.
Dodatkowym atutem książki Izabeli Skrzypiec-Dagnan jest to, że  nie boi się ona poruszać trudnych i bolesnych  tematów. Pozornie banalny temat, jakim jest zdrada, stał się dla autorki pretekstem do snucia rozważań o trudnych, rodzinnych relacjach, o przeżywaniu żałoby po stracie najbliższej osoby,   nieprzerobionych traumach, o poczuciu samotności, braku wsparcia, nierównej walce z niepełnosprawnością, bezsilności wobec losu, na który nie mamy wpływu. To także opowieść o walce z demonami przeszłości, poszukiwaniu sensu życia i próbie odnalezienia siebie na nowo.
Tłem dla rozgrywających się wydarzeń jest piękno natury, które stanowi kontrapunkt dla wewnętrznych rozterek bohaterów. Duże wrażenie zrobiły na mnie urzekające opisy tworzonego przez bohaterów powieści  ogrodu sensorycznego. Opisy  pełne różnorodnych roślin, intensywne w kolorach, przesycone  zapachami ziół: macierzanki, rumianku, lawendy; opisy zachwycające i zniewalające.  To właśnie w kontakcie z przyrodą Melania odnajduje spokój i siłę, by zmierzyć się ze swoimi problemami, a mały Filip ma możliwość doświadczenia hortiterapii czyli terapii w specjalnym, terapeutycznym ogrodzie.

"Własną drogą" to książka, która zaskakuje i wzrusza. Jest pełna życiowej mądrości, a jednocześnie ukazuje, że nie zawsze wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Zakończenie przynosi nadzieję i optymizm, sugerując, że nawet po najtrudniejszych doświadczeniach można znaleźć swoją ścieżkę ku lepszemu.  Polecam tę książkę, to wartościowa, emocjonująca lektura, z wyrazistymi bohaterami, czarującymi opisami przyrody i wciągającą fabułą. To idealna lektura dla każdego, kto szuka literatury skłaniającej do refleksji nad sensem życia i miłości.




poniedziałek, 2 września 2024

"Wildfire" - Hannah Grace

00:00:00 0 Comments

Inni ludzie sprawili, że czujemy się gorsi. To przekonanie wrosło w nas tak głęboko, jak chwasty wrastają w ziemie. Podlewa je każda kropla wątpliwości, a kiedy już zaczną rosnąć, trudno je wyplenić. Nie jest o jednak niemożliwe, po prostu trzeba je wyrywać z korzeniami, często po wielokroć.




Tytuł: Wildfire

Autor: Hannah Grace


Data wydania: 03.09.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 408


Moja ocena: 11/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Aurora Roberts i Russ Callaghan poznają się na imprezie z okazji zakończenia roku akademickiego w Maple Hills. Zwykła pijacka gra kończy się dla nich namiętną i nocą, po której Aurora wymyka się z pokoju Russa, pewna, że to była tylko jednorazowa przygoda. Oboje jednak są zaskoczeni, gdy ponownie spotykają się na obozie letnim, na którym pracują jako opiekunowie. Russ wie, że złamanie surowego regulaminu obozu może sprawić, że wróci do Maple Hills o wiele wcześniej, niż zaplanował, ale na jego nieszczęście Aurora nigdy nie była dobra w przestrzeganiu zasad.Czy ta jedna wspólna noc wywołała pożar, którego nie będą w stanie ugasić?



Będę dołować się później, jak każdy normalny człowiek w samotności. Albo, jeśli będę miała ochotę na odrobinę ryzyka, zduszę swoje emocje i zepchnę je do podświadomości, żeby wybuchły później, w jakiejś kompletnie niestosownej chwili.



Historia, która w czerwcu wywołała nasz zachwyt, a o którą dopiero teraz możemy się z Wami podzielić to ‘Wildfire” Hannah Grace. Tym samym przedstawiając ją  nie tylko jako  wspaniałą historię , która oczarowała nas, ale również patronat medialny. Wierzymy, że historia Aurory i Russa zachwycie Was równie mocno, jak nas.



Przez natłok zobowiązań nie śledzę już tak bardzo jak kiedyś nadchodzących premier, przez co rzadko kiedy zdarza mi się  wyczekiwać jakiejś premiery. Jednak w tym przypadku było inaczej i już po premierze “Icebreaker”, byłam ciekawa kiedy ona nastąpi, dlatego gdy dostałam możliwość poznania jej wcześniej, pojawiła się ogromna radość, ale i wdzięczność za takową szansę. Mimo sukcesu wcześniejszej książki autorki sięgając po historię, obawy spowodowane nie wiedzą, czego mogę się spodziewać i czy okaże się ona dobra, przyćmiły kilkadziesiąt pierwszych stron. Zaraz po nich wiedziałam jednak, że nie tylko spełni ona moje oczekiwania, ale i przewyższy je, oferując szybsze bicie serca, wiele emocji, zaskakujące zwroty akcji i postacie, o których nie tak łatwo zapomnieć.



Aspektem, który budził najmniej obaw, była kreacja postaci, która już w pierwszym tomie pozwalała poznać drugoplanowe postacie, dzięki czemu sięgając po kolejną część i poznając nowych głównych bohaterów, nie są nam oni zupełnie obcy, zwłaszcza Russ. Aurora Roberts jest postacią, której wszędzie jest pełno, a przy tym nie wychodzi to nachalnie, lecz naturalnie. Ściąga na siebie kłopoty, by za chwilę wyjść obronną ręką, bez szwanku i uśmiechem na ustach, a jednak w środku toczy konflikty, czy aby na pewno nie jest nachalna, czy nie stara się za bardzo zwrócić na siebie uwagi jak w przypadku relacji z rodzicami i czy ktoś lubi ją za to, jaka jest, nie patrząc na korzyści, jakie mogą wypłynąć ze znajomości z nią. Dodatkowo łączy w sobie siłę, wrażliwość i ogromną determinację w dążeniu do celu jak i umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami losu, które często pojawiają się w jej życiu, w tym wszystkim nie zapomina jednak o swojej wrażliwości, empatii i głębokiego odczuwania uczuć. Russ Callaghan to postać pełna sprzeczności i tajemniczości, nigdy nie wiadomo jak zareaguje i co zrobi, a jednak ma sobie coś, co sprawia, że czytelnik łaknie historii o nim. Poznając go, dostrzegamy, jak ciężki bagaż emocjonalny nosi ze sobą, a samo jego życie naznaczone jest traumami i zmaganiami, które znacznie wpłynęły na jego sposób myślenia i postępowania, brak pewności siebie i myśli, że jest nieudacznikiem to tylko jedne z niewielu, z jakimi się mierzy. 



Przy tak ciekawych postaciach, rozwój relacji między tą dwójką nie odbiegał poziomem od ich kreacji. Interakcje są przepełnione napięciem i w każdym najmniejszym geście dostrzegamy ogrom zaangażowania, ale i strach przed zrobieniem czegoś nie tak. Choć początkowo Russ jest zamknięty i niedostępny, bardzo miło obserwuje się, jak odsłania się przed Aurorą i wraz z budowaniem zaufania, otwiera on się coraz bardziej, dając szansę na poznanie siebie. Nie mogłabym również zapomnieć o czymś, co mam wrażenie w pewnym sensie, charakteryzuje książki Hannah Grace i stanowi zarazem element odbiegający od przyjętych schematów w literaturze współczesnej, a mianowicie bohaterowie rozmawiają ze sobą i choć nie zawsze uda im się to, widzimy jak ważne, jest to dla każdej ze stron, czy to w chwilach gdy wszystko układa się dobrze, czy to gdy przychodzą chwile zwątpienia i pojawiają się niewyjaśnione sprawy, stawiają na rozmowę, a nie toksyczne i szkodliwe zachowania względem drugiej ze stron.



Nie mogłabym również pominąć postaci drugoplanowych, a zwłaszcza Henrego, którego polubiłam już w pierwszym tomie, a którego historii ogromnie nie mogę doczekać się na polskim rynku wydawniczym, gdyż już po tych krótkich fragmentach z jego udziałem, wiem, że będzie to historia niezapominania i pełna zawirowań. Kolejna postać na pewno obraziłaby się i obraziła mnie, twierdząc, że jestem spod znaku koziorożca (odnosząc się do tego, JJ I feel you, zgadzam się z tobą w tej kwestii 🙈), dlatego chcąc uniknąć tej obelgi i nadszarpniętego serca, nie zapomnę o JJ, który w tym tomie wykazał się jeszcze bardziej swoim poczuciem humoru, zaangażowaniem i troską o przyjaciela, a na dodatek na pewno ma jakiś spoko znak zodiaku :D. Nie tylko ta dwójka jest kluczowa w tej historii, jednak uważam, że warto poznać ich samemu, zwłaszcza że sporo potrafią namieszać.



Warto również wspomnieć o tym, że historia Aurory i Russa nie jest skierowana do wszystkich, a tym bardziej dla młodszych osób. Przez liczne i obfite sceny erotyczne jest ona skierowana do starszych osób 18+, sięgając po nią, pamiętajcie o tym. 



Ktoś dużo mądrzejszy ode mnie powiedział kiedyś coś bardzo poetyckiego i inteligentnego, a mianowicie, że kiedy się kogoś koga, daje mu się możliwość zranienia nas, jednocześnie jednak wierząc, że tego nie zrobi.



Podsumowując, uważam “Wildfire” autorstwa Hannah Grace za książkę obowiązkową dla osób, które pokochały wcześniejszą książkę autorki i poszukują w literaturze odświeżenia, zamiast postaci, których raczej unika się, szukają kogoś, kto będzie całkowitą zieloną flagą pod każdym względem, a przy tym historia zawarta będzie przyprawiać o szybsze bicie serca i rumieńce na twarzy. Jeśli tak, gwarantuję, że pokochanie ją równie mocno co my!


środa, 28 sierpnia 2024

"Wakacyjny switch-off" - Beth Reekles

12:30:00 2 Comments

Wiesz… Nie musisz być najlepsza we wszystkim. To nic złego, nie wiedzieć co się robi.




Tytuł: Wakacyjny switch-off


Autor: Beth Reekles


Data wydania: 31.07.2024


Wydawnictwo: Storylight


Liczba stron: 480


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Trzy zupełnie różne dziewczyny. Ta sama wakacyjna plaża.

Luna, Rory i Jodie nie znają się, ale każda z nich pragnie przed czymś uciec. Luna niespodziewanie zerwała ze swoim chłopakiem. Rory musi wymyślić jakiś sposób na zakomunikowanie rodzinie, że chce realizować swoją artystyczną pasję Jodie czuje się zagubiona zarówno w życiu, jak i w miłości. Wszystkie dziewczyny są w drodze do tego samego kurortu. Co się wydarzy, kiedy ścieżki ich życia przetną się pod gorącym słońcem? Czy ich tegoroczne wakacje okażą się niezapomniane?



Okres wakacyjny zbliża się już wielkimi krokami ku końcowi zwłaszcza dla uczniów, tym samym po raz ostatni i dla mnie dlatego, by choć jeszcze na chwilę odpłynąć myślami i skupić się na czymś innym niż nadchodząca klasa maturalna i wybory z nią związane, zdecydowałam zapoznać się z  “Wakacyjny switch-off” autorstwa Beth Reekles, w której twórczości parę lat temu zakochałam się i która w swoich powieściach ma wszystko, co powinna mieć idealna książka wakacyjna, nie tylko lekki styl pisania, ale i coś przez co, człowiek zapomina, że znajduje się w zupełnie innym miejscu niż bohaterowie. 



Zarówno po tej powieści jak i poprzednich nasuwa się jedno stwierdzenie względem stylu pisania autorki, mianowicie ma ona dar do tworzenia ciepłych i otulających historii, które dodatkowo wciągają czytelnika od pierwszych stron. Narracja prowadzona jest w sposób lekki i angażujący z dużą dawką humoru, ale i zachowaną równowagą przez refleksje bohaterek. Dodatkowo opisy letnich przygód Luny, Rory i Jodie jak wspomniałam wcześniej, wprowadzają czytelnika w sielankową atmosferę wakacji, sprawiając, że pojawia się niechęć, by odłożyć książkę na bok choćby na chwilę.



Na wyróżnienie zasługują również bohaterowie, a dokładniej Luna, Rory i Jodie to zestawienie tej trójki w resorcie, który jak się okazało, pomaga w detoksie od technologii, nadaje całej barwności historii. I choć z pozoru każda z nich przyjeżdża na wakacje z innymi celami jak i zupełnie inną przeszłością, okazuje się, że łączy je wiele, o czym zresztą same przekonają się. Lunę poznajemy jako postać, której kreacja skupia się na tym, że jest po niedawnym zerwaniu z chłopakiem, który miał być tym jedynym, rzeczywistość okazała się jednak inna i musi odnaleźć siebie na nowo. Z czasem gdy skupia się na tu i teraz, okazuje się spokojną i introwertyczną postacią z bardzo dużą wrażliwością na otaczający świat. Z początku detoks wydający się katorgą, zmienia się w okazję do tego, by przemyśleć kolejne kroki na nowej drodze życia, którą będzie szła sama, a największym cierpieniem okazuje się brak dostępu do e-booka (Luna I feel you). Rory stanowi zupełne przeciwieństwo Luny, jest bardzo energiczną i towarzyska, wręcz posunę się do stwierdzenia, że ona żyje dla innych, co odnosi się nie tylko do jej bycia towarzyską, ale również do tego co robi i do czego dąży, stawiając innych ponad siebie. Początkowo z trudem akceptuje brak dostępu do technologii, z czasem zaczyna jednak dostrzegać, że bycia ciągle online nie wpływa na nią jak i na innych pozytywnie i choć z trudem, akceptuje ten fakt. W resorcie Rory przechodzi swoistą przemianę – uczy się, jak czerpać radość z chwil offline i jak ważne jest bycie obecnym tu i teraz, zarówno dla siebie, jak i dla przyjaciółek. Jodie z całej trójki była najbardziej sceptycznie nastawiona na cały wyjazd, konieczność porzucenia, choć na chwilę życia zawodowego i odstawienie technologii, nie jest czymś, co robi z przyjemnością, jednak zdecydowanie najszybciej akceptuje ten aspekt wakacji i traktuje to jako okazję, do nie tylko odpoczynku, ale również i zrozumienia, że w tym całym dążeniu do bycia najlepszą w pracy, na studiach warto zwolnić i poświęcić chwilę sobie, swoim przyjaciołom i budowaniu nowych relacji.



Podsumowując, uważam “Wakacyjny switch-off” autorstwa Beth Reekles za książkę wartą uwagi, jeśli szukacie czegoś, co pomoże Wam odpocząć, zaangażuje w fabułę, ale i nie przytłoczy.  A przy tym nada się ona zarówno dla starszych czytelników dostarczając rozrywki jak i dla młodszych  przypominając, jak ważne jest, aby czasem zwolnić tempo, odciąć się od cyfrowego świata i skupić na tym, co naprawdę ma znaczenie.



czwartek, 15 sierpnia 2024

„Na złej drodze" - Paola Barbato

12:00:00 0 Comments

 

Noc i zlecenie jak każde inne - odebrać przesyłkę, przewieźć ją z punktu A do punktu B i odebrać wynagrodzenie, które pozwoli przeżyć do następnego wypadu. Co mogłoby pójść nie tak? Otóż tak się składa, że wszystko! Seria niefortunnych decyzji sprowadza na bohatera śmiertelne niebezpieczeństwo. Jak się przed nim uchronić?


Tytuł: „Na złej drodze" 
 Autor: Paola Barbato
Tłumacz: Tomasz Kwiecień 
Liczba stron: 327
Data polskiego wydania: 31 lipca 2024
Wydawnictwo: Insignis
W moim odczuciu: 7/10
 
Giosciua Gambelli to typ człowieka, którym niczym się nie przejmuje. Nie snuje wielkich planów na swoją przyszłość, a raczej żyje z dnia na dzień. Jest leniwy i brak mu jakichkolwiek ambicji. Nie potrafi odnaleźć swojego miejsca na ziemi a praca go po prostu nudzi. Zakała rodziny, która przynosi jej wyłącznie wstyd. Giosciua jednak nie czuje się z tym źle, a raczej wręcz mu to odpowiada. Po wielu szansach jakie dostawał od rodziców i braci w końcu zostaje wyrzucony z domu. U babci też nie zagrzewa na długo. Koniec końców rodzinna znajduje mu pracę idealną, czyli niewymagającą żadnych umiejętności poza prowadzeniem auta. Giosciua przepracowuje tam aż pięć lat po czym firma upada a on znów zostaje w punkcie wyjścia. Sytuacja się jednak zmienia, gdy pewnego dnia przychodzi do niego nieznajomy mężczyzna, który chce przewieźć do innego miasta kryształowy żyrandol. Warunek jest taki, że Gambelli ma podróżować w nocy i pod żadnym pozorem nie wolno mu otwierać przewożonej paczki. Bohater decyduje się na to zlecenie i tym samym rozpoczyna pracę w niebezpiecznym środowisku.

Giosciua kontynuuje swoją karierę kuriera z tym wyjątkiem, że do tej pory pracował dla legalnej firmy SANIJET, natomiast teraz dostaje tajemnicze zlecenia od niejakiego mężczyzny imieniem Freddy i jego ludzi. Współpraca z nim przebiega bezproblemowo. Freddy zdaje się myśleć o wszystkim i zabezpiecza Giosciua na wypadek kontroli policyjnej przygotowując mu podrobione papiery firmowe. Czternastego marca Gambelli otrzymuje kolejne zlecenie i wszystko idzie gładko do momentu, gdy na jednym z postojów dostrzega przeciek na paczce i wbrew zakazowi postanawia ją otworzyć. Od tej chwili niezbyt błyskotliwy bohater popełnia szereg nieracjonalnych błędów za które przyjdzie mu zaraz słono zapłacić. Tym samym naraża na śmiertelne niebezpieczeństwo zarówno siebie jak i ludzi, których tej nocy odwiedził będąc w trasie. Jak zakończy się ta szalona noc? 
 
Kryminał Paoli Barbato intryguje już samym opisem. Tajemnicza paczka, jazda pod osłoną nocy i niebezpieczeństwo z tym związane to przepis na udany thriller, od którego czytelnicy nie będą mogli się oderwać. Autorka w bardzo ciekawy sposób ujęła kontrast pomiędzy głównym bohaterem a sytuacją, w jaką ten się wplątuje. Z jednej strony mamy bohatera niezdarę, który wywołuje w odbiorcach złość i politowanie, natomiast z drugiej bardzo niebezpieczne zajęcie idealne raczej dla kogoś, kto wykazuje się zdecydowanie większym sprytem i inteligencją. Sama akcja powieści także wydaje się bardzo atrakcyjna, gdyż cała opowieść zamyka się bowiem tylko i wyłącznie w jednej nocy z 14 na 15 marca. Tym samym autorka zabiera nas w emocjonującą i intrygującą podróż, która potrwa jedynie do świtu. Niebanalnym zabiegiem było także wplecenie w historię Gambelliego fragmentów z policyjnego dochodzenia, które nadały całej opowieści atrakcyjnego charakteru tym samym obnażając to, co pod osłoną nocy najciekawsze. Zakończenie nocnej eskapady przyprawi was zaś o ciarki.

Na złej drodze do kryminał, który zdecydowanie was zaskoczy. Polecam szczególnie zwolennikom ciekawych i nieszablonowych thrillerów, które trzymają w napięciu już od pierwszych stron. Jeśli więc macie na tyle odwagi to wraz z Giosciua Gambelli wyruszcie w nocną podróż jego białym fiatem doblo. Tylko uważajcie, możecie nie dojechać w całości!
 

środa, 14 sierpnia 2024

"Ktoś z nas powrócił" - Karen M. McManus

00:00:00 0 Comments

Problem z Simonem był taki, że nigdy nie odchodziło go, dlaczego ludzie kłamią, Większość ludzki kłamie po prostu ze strachu. Nie ma nic gorszego niż prośba, że ktoś pokaże światy tę część ciebie, której nie akceptujesz i której się wstydzisz.




Tytuł: Ktoś z nas powrócił


Autor: Karen M. McManus


Data wydania: 23.07.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 376


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy do miasteczka powraca ktoś zamieszany w mroczną przeszłość czwórki uczniów z Bayview, horror zaczyna się od nowa Od śmierci Simona, autora aplikacji plotkarskiej, życie paczki przyjaciół z Bayview nie było usłane różami. Najpierw cała czwórka musiała udowodnić, że żadne z nich nie jest zabójcą. Następnie nowe pokolenie musiało przechytrzyć mściwego naśladowcę. Teraz wszystko zaczyna się powtarzać. Tajemniczy billboard, który pojawia się w mieście początkowo wydaje się tylko kiepskim żartem, a jego treść brzmi: „Czas na nową grę, Bayview“. Jednak kiedy jedna osoba z grupy przyjaciół znika, staje się jasne, że ta nowa "gra" właśnie zrobiła się śmiertelnie poważna, tyle że nikt nie rozumie jej zasad. Każdy może stać się celem. Simon miał rację co do sekretów - wszystkie w końcu wychodzą na jaw. A Bayview wciąż ukrywa ich wiele…



Powrót do Bayview to coś, czego ogromnie wyczekiwałam od chwili gdy poznałam poprzednie tomy. Dlatego tym bardziej ucieszyłam się z możliwości objęcia patronatem medialnym tej historii i poznania jej wcześniej. Już od pierwszych stron czułam, że jest to bardzo dobra historia, która nie zawiedzie nie tylko mnie, ale również i wszystkich fanów serii. Autorka po raz kolejny udowadnia, jak mistrzowsko potrafi budować napięcie, wciągnąć czytelników w świat tajemnic i zawirowań emocjonalnych, tym samym sprawiając, że  “Ktoś z nas kłamie” nie tylko dorównuje serii, ale również  świetnie funkcjonuje jako samodzielna powieść, bez potrzeby wsparcia poprzednich tomów.



Powrót do Bayview to przede wszystkim powrót do cudownej kreacji bohaterów, która w każdym tomie jest dalej na równie wysokim poziomie, co poprzednio. I o ile dwa wcześniejsze tomy, były ukierunkowane względem głównych postaci, tak tutaj równie ważną rolę odgrywają zarówno bohaterowie z Czwórki z Bayview jak i “młodsze pokolenie” w postaci: Maeve, knoxa i Luisa. Każda z tych postaci w obliczu czekających ich wyzwań, jest bardzo ważna i każda z nich w mniej bądź bardziej aktywny sposób sprzyja działaniu nowej gry. Maeve kontynuje, poszukiwania swojego miejsca, mimo ciągłego chaosu i tajemnic. Nie rezygnuje również z odkrywania prawdy, dzięki biegłości w obsłudze technologii i umiejętnościach hakerskich, przy czym cały czas je rozwija. Sprawiając, że nawet dobrze ukryte tajemnice nie są dla niej nie do zdobycia.  Mimo tego, że Knox pojawił się już w poprzedniej części i grał ważną rolę, cały czas mam wrażenie, że sporą część siebie ukrywa, a jedyne czym można bardziej go zdefiniować, to poczucie niższości, z którym się mierzył i bycie outsiderem. Choć jego kreację można by uznać za niepełną, parząc na całość jego postaci z obu tomów, odczucia, jakie wywołuje tym razem, są dużo bardziej zrozumiałe. Pojawienie się Louisa wnosi do historii nową energię, ale i buduje wątek emocjonalny przez uczucie między nim a Maeve. Jako jedyny z bohaterów nie był, w żaden sposób powiązany z mrocznymi sekretami miasta, przez co ma reputację lojalnego i oddanego przyjaciela, na którym można polegać w każdej sytuacji. Poza tym jest postacią bardzo empatyczną i troskliwą, co sprawia, że nie da się go nie polubić, zwłaszcza gdy dostrzegamy jego drobne gesty względem Maeve. 



Tajemnica oplata fabułę jak pajęcza sieć, która składa się z zaskakujących zwrotów akcji i fałszywych tropów, zmuszający do kwestionowania wszystkiego co się dzieje jak i prawdziwości w intencjach wszystkich postaci. Nie tylko powstaje pytanie “Kto”, ale również “Dlaczego?” i “Jak?”, a każda odpowiedź zmusza do kolejnych pytań i błądzenia  w nie  coraz bardziej oddalając od rozwikłania tajemnicy.



Podsumowując, uważam “Ktoś z nas powrócił” autorstwa Karen M.McManus za historię dopracowaną pod każdym względem, zarówno bohaterowie, fabuła jak i styl pisania jest dalej na bardzo wysokim poziome i w żaden sposób nie odstaje ona od poprzednich części, sprawiając tym samym, że patrząc na serię jako całość, bez podziału na tomy. Kształtuje mi się jednoznaczna opinia twierdząca, że zdecydowanie polecam tę serię każdemu, kto gustuje w thrillerach, ale również osobom, które tak jak ja, nie miały dużej styczności z gatunkiem i próbują odkryć coś, co przekona ich, że warto.


wtorek, 13 sierpnia 2024

"Droga do samozależności" - Jorge Bucay

22:00:00 0 Comments
    Wiem, że mam szczęście do książek, nie wiem jakim cudem, ale mam. Cieszę się, że trafiłam na tę książkę akurat w takim momencie mojego życia i miałam szansę ją przeczytać. Czułam, że moje życie nie jest moje, a zależne od kogoś innego, jak by wewnątrz był ktoś jeszcze, kto tym steruje. Sama odejmowałam sobie prawo do podejmowania decyzji. Chciałam się z tego otrząsnąć, ale nie umiałam zrobić tego pierwszego świadomego kroku. I wtedy trafiłam na Drogę do samozależności.




Tytuł:
 Droga do samozależności

Autor: Jorge Bucay

Data wydania: 25 czerwca 2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 170

Moja ocena: 6/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna




    Jorge Bucay jest znanym argentyńskim pisarzem i psychoterapeutą, który w swoich książkach niczym przewodnik czy "wujek dobra rada" pomaga odkryć to, czego sami możemy nie zauważyć, i co więcej nawet nie wiemy, że jest nam to potrzebne. Sam określa siebie jako zawodowego pomocnika. Pisząc przekazuje nam narzędzie z którego możemy skorzystać w drodze do zdrowego egoizmu i przychylniejszego poznawania siebie. Tym razem najważniejszą sprawą, na jaką należy zwrócić uwagę, to fakt, że autor chce szerzyć świadomość wśród czytelników na temat wyborów z jakimi spotykają się codziennie. Zaczyna od omówienia relacji zależnych i jej rodzajów, tego jak może to funkcjonować i jakie niesie za sobą konsekwencje. 


    Budzenie świadomości na temat miejsca człowieka w świecie jest podstawą do dalszych rozważań - człowiek nigdy nie będzie jednostką niezależną. Nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie wszystkich zasobów sami (a to, że zdecydujemy się na pomoc w jakichś kwestiach to już nasz wybór). Droga do samozależności nie jest czymś, co można osiągnąć natychmiast, nie bez powodu nazywana jest drogą. Jest to  idealna lektura pomocnicza, jeśli mamy chęć poznać siebie lub zastanowić nad tym w jakim kierunku chcemy zwrócić naszą energię życiową. Jest to kolejna pozycja, która pozwoliła mi się zatrzymać i przemyśleć jak chcę by wyglądało moje życie, pomogła uspokoić szalejącą gonitwę myśli i otworzyła umysł na nowe możliwości, a także te które sama sobie nieświadomie zamknęłam.


    Wciągnęłam się w tę książkę niesamowicie, bardzo przyjemna w przyswajaniu dzięki przystępnemu językowi i poparciu rozmyślań przykładami (historiami, anegdotami czy przypowieściami). Wymusza to choćby chwilowe zatrzymanie się w danym momencie nad podejmowanymi tematami, co uważam za niezwykle istotne przy lekturach tego rodzaju. Jedynym minusem jest rozwlekanie tematu (choć może to  być także zaleta, jeśli istnieje potrzeba aż takiego rozłożenia na czynniki pierwsze). Wada ta jednak jest znikoma w porównaniu z refleksami i pomocami jakie wyciągnęłam z tekstu. 


    Jeśli tak jak ja lubicie tematy psychologiczne ale zniechęcacie się przy dłuższych wywodach z zawiłą terminologią i zawiłością podejmowanych problemów to "Droga do samozależności" będzie w sam raz, nawet na sam początek (podobnie jak poprzednie publikacje tego autora). Czyta się to niezwykle przyjemnie i na spokojnie można się zrelaksować.


    Polecam z całego serca także wszystkim tym, którzy szukają swojej drogi, nie ważne czy na zewnątrz, czy wewnątrz siebie.
    


Małgorzata Górna

niedziela, 11 sierpnia 2024

"Jak ja go nie cierpię" - Meghan Quinn

12:15:00 2 Comments

Mistrzowskie łączenie humoru, sarkazmu i emocjonalnej głębi to cechy charakterystyczne dla twórczości Meghan Quinn. Nie można zapomnieć przy tym o bohaterach i ich skomplikowanych relacjach, które bawią, wzruszają, a czasem doprowadzają do łez i elektryzującej chemii między postaciami. Już przy poprzedniej książce autorka pokazała, jak dobrze można wszystkie te elementy, by całość była spójna i barwa, a przy tym zabawna. Sięgając po “Jak ja go nie cierpię”, miałam nadzieję, że i tym razem historia skradnie moje serce.




Tytuł: Jak ja go nie cierpię


Autor: Megan Quinn


Data wydania: 17.07.2024


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 524


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Dlaczego trzymam w ramionach pudełko ze skradzionymi pamiątkami? To się nazywa… zemsta!


Zawaliłam ostatni semestr studiów i postanowiłam wrócić do rodzinnego miasta, by poszukać pocieszenia w ramionach mojego chłopaka. Tymczasem on rzucił mnie, bo niby jestem nudna! Zazwyczaj nie jestem złośliwa, ale tego nie mogłam już znieść. I to właśnie dlatego trzymam pudełko z jego najcenniejszymi rzeczami… które komuś ukradł. Plan? Oddać pudełko prawowitemu właścicielowi i wydać mojego byłego. Przekona się, czy faktycznie jestem nudna. Jednak plany rzadko idą tak, jak by się chciało. Nie zdążyłam nawet podrzucić właścicielowi pudełka z notatką, a już zostałam oskarżona przez niego o popełnienie przestępstwa. Oto i on – Hayes Farrow. Zrzęda, arogant i taki przystojniak, że aż trudno choćby spojrzeć mu w oczy. Nie wspominając już o tym, że jest śmiertelnym wrogiem mojego brata, i samo to wystarczy, by trzymać się z daleka od tego… atrakcyjnego palanta. Żeby jeszcze bardziej skomplikować moje i tak już skomplikowane życie, Hayes oferuje mi wybór: zgłosi mnie na policję i wniesie oskarżenie… chyba że odpracuję swoją domniemaną winę. Ale jak mam pracować dla kogoś, kogo nie cierpię? Tyle że praca dla Hayesa okazuje się wcale nie taka straszna, jak się spodziewałam. Nienawiść, jaką do niego żywię, zaczyna przeradzać się w coś innego – uczucie, o które wobec niego nigdy bym się nie podejrzewała. Jak jednak zareaguje mój brat, gdy dowie się, że pracuję dla jego wroga? Chyba wolałby zobaczyć mnie w pomarańczowym kombinezonie…



Jedną z rzeczy, która potrafi zachęcić mnie do sięgnięcia lektury, a która w ostatnim czasie jest tą najczęściej decydującą, są motywy pojawiające się w powieści. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam, że w tym przypadku mamy do czynienia z gwiazdą rocka, enemis to lovers i różnicą wieku, wiedziałam, że prędzej czy później sięgnę po nią, by poznać losy bohaterów i tym samym powrócić do początków swojej przygody z czytaniem, gdy to młodsza wersja mnie zakochiwała się w książkach, w których muzyka i artyści grała pierwsze skrzypce. Mimo że od tego etapu minęło sporo czasu, dalej gdy tylko mam okazję, sięgam po takowe książki i dalej z równie sporym zaangażowaniem, poznaję historię, zakochując się w niej strona po stronie coraz bardziej. 



Na samym początku warto wspomnieć o stylu pisania autorki, który jest lekki i bardzo przyjemny, a przy tym równie wciągający. I o ile sam początek był walką z samą sobą, by nie odłożyć książki na bok, tak gdy wdrożyłam się w styl autorki, toczyłam walkę, by choć na chwilę odłożyć ją i skupić się na czymś innym. 



Równie dobrym aspektem są bohaterowie i ich kreacja, w żaden sposób nie odbiega ona poziomem od wcześniejszej książki autorki, a wręcz podnosi ona poprzeczkę względem kolejnych. Sami bohaterowie to postacie ciekawe i barwne, a do tego nieprzewidywalne, co tyczy zarówno postaci pierwszoplnowych jak i tych drugoplanowych, o których nie mogłabym zapomnieć. Hattie porównałabym do huraganu, nie tylko patrząc przez aspekt jej życia, ale i osobowości.  Podobnie jak huragan, nie pozwala się ignorować, a jej obecność jest odczuwalna wszędzie, gdzie się pojawia. To samo tyczy się jej determinacji i pewności siebie. Przy tym wszystkim jest również silną kobietą, która nie odpuszcza, kiedy na czymś jej zależy mimo trudności.  Jest również inteligentna, ambitna i pełna pasji, a także nie boi się mówić tego, co myśli. Hayes mimo schematyczności swojej osobowości jest przyjemną postacią i idealnie wpasowującą się w fabułę książki. Na początku poznajemy go jako aroganckiego, zimnego i bardzo irytującego, a przy tym momentami nieszczerego w dobrych intencjach. Jego zachowanie bywa odbierane jako lekceważące lub protekcjonalne, co dodatkowo podsyca niechęć zarówno Hattie jak i czytelnika. W miarę rozwoju fabuły okazuje się, że skrywa własne obawy i słabości, prezentując nam się jako postać przede wszystkim bardziej złożona, ale i sympatyczniejsza.



Aspekt, który może rozczarować młodszych odbiorców, tyczy się ograniczenia wiekowego. Książka przeznaczona jest dla dorosłego czytelnika (18+), sięgając po nią, proszę, pamiętajcie o tym.



Mimo wielu elementów, które są bardzo dobre, pojawił się jeden szczegół, który sprawił, że ocena uległa zmianie niestety na gorszą, tym samym w mojej opinii odebrał on historii “to coś”, sprawiając, że stała się ona bardziej pospolitą w budowie książką. A rozchodzi się tutaj o zakończenie, które wywołało u mnie ogromną frustrację przez pojawiające się dramaty, w moim odczuciu, będące napędzane na siłę, po to, by zbudować “fałszywe” napięcie i niepewność względem relacji bohaterów. W momencie gdy relacja między Hattie a Haysem rozwija się swoim tempem i bardzo naturalnie, wprowadzone kompilację wydają się niepotrzebne i przesadzone, budując tym samym złudne wrażenie pogłębiania relacji i rozwoju, których realnie nie nastąpił.



Podsumowując, uważam “Jak ja go nie cierpię” autorstwa Meghan Quinn za książkę mającą ogromny potencjał nie tylko w stylu pisania czy zawartym humorze, ale i w bohaterach i fabule, która  podołała, całej reszcie odbiegając od niej poziomem. Mimo tego, że znaczna część książki wywołała mój zachwyt, zakończenie sprawiło, że przestało liczyć się to w tak dużym stopniu na przekór tego, wiem, że z ogromną chęcią wrócę do niej, tym razem jednak może bez poznawania zakończenia. I choć rozum w tej chwili mówi inaczej, posłucham się serca i polecę Wam tę historię mimo tej wady, gdyż mimo to warto ją poznać.


środa, 7 sierpnia 2024

Tinder jajko

18:27:00 1 Comments



tytuł : Tinder jajko


autor: Michał Toczyński


wydawnictwo: Novae Res


data wydania: 9.04.2024


liczba stron: 416


moja ocena: 8/10






Lubisz czat GPT?


Korzystasz z dostępnych narzędzi AI i masz z tego dużo radości lub pomaga ci to w pracy lub nauce?


A gdyby tak…


Sztuczna inteligencja przejęła władzę nad światem? I nie mówię tu o ludzkości zakutej w kajdany i robotach – tyranach, ale o czymś nieco łagodniejszym. Właśnie taką rzeczywistość opisuje „tinder jajko”. Nie wiemy gdzie ani kiedy dokładnie dzieje się akcja, co nadaje całości tylko bardziej metaforycznego wymiaru. Po „Dniu Osobliwości” AI dochodzi do władzy i od tej pory, świat zmienia się w dziwaczny mix funkcjonowania człowieka i androida. Dochodzi do likwidacji zawodów, internetu, samochodów zastąpionych przez drony. Całość życia ludzi można sprowadzić do skomplikowanych tabeli, wyliczeń i danych analitycznych, które „są zbyt skomplikowane”, aby zwykły człowiek mógł je pojąć.


I jest tylko jeden problem.


AI nie rozumie emocji.


Więc kiedy główny bohater Adam oraz jego partnerka Madrox podejmują decyzję o rozwodzie, po dokonaniu wyliczeń dotyczących szans na znalezienie nowej miłości oraz na awans społeczny u każdego z nich AI proponuje Adamowi udział w eksperymencie. Zostanie mu przydzielona partnerka. Wybrana specjalnie dla niego przez AI. Taka, której obecnośc w jego życiu ma zagwarantować mu szczęście, powodzenie i możliwość życia pełnią piersią.  


Książka jest dość przygnębiająca, ale z tego powodu jest tak bardzo realna i uniwersalna. Mówiąc zupełnie kolokwialnie, uderza po wszystkich problemach gnębiących współczesnego człowieka – samotności, poczuciu bezsensu, wypaleniu, przewidywalności i nudzie. Dzieki temu nabiera jeszcze bardziej uniwersalnego wymiaru, bo – o dziwo! – w ocenie autora, tak wychwalana sztuczna inteligencja nie jest dla nich rozwiązaniem.


Może nam się wydawać, że AI jest naszym przyjacielem (statystyki pokazują zresztą, że szczególnie upodobały ją sobie panie), naszym zwolennikiem, ale tak jak wspomniałam wcześniej – to tylko technologia, która nie rozumie emocji. Pewnie, poprzez wysyłanie SMS z nakazami i zakazami może zatrzymać globalne ocieplenie, poprawić stan środowiska i dokonać niemożliwego, pod warunkiem że te wartości da się sprowadzić do statystyki. Ale wnikanie w zawiłości ludzkiej duszy?


Polubiłam też głównego bohatera. W świecie, w którym społeczeństwo można podzielić na tych, którzy urządzają się w złotej klatce stworzonej przez AI i tych którzy się przeciwko niej buntują, Adam jest osobą która nie boi się zadawać pytań.


Jedyny minus jaki mogłabym zauważyć w powieści to brak zarysowania kontekstu w jakim dzieje się akcja. Wiemy tylko tyle, że był jakiś „Dzień Osobliwości”, jakieś przejęcie władzy przez AI i zasadniczo nic poza tym. Ponieważ osobiście lubię znać całość historii oraz jestem wielką fanką retrospektyw tego elementu nieco mi zabrakło. Z drugiej jednak strony, daje to czytelnikowi możliwość użycia wyobraźni i niejako „dopowiedzenia” sobie reszty. Przyznać bowiem trzeba, że rzeczywistość w której człowiek współistnieje z androidem nie wydaje się już tak bardzo odległa jak choćby 50 lat temu. Co więcej, tego rodzaju „przewrót” wcale nie musi odbyć się w sposób krwawy, obkupiony destrukcją i cierpieniem w klasycznym rozumieniu tego pojęcia. Rewolucja może odbyć się w sposób cichy, niezauważony, krok po kroku codziennie do celu. W końcu czy najlepszą metodą przejęcia kontroli nie jest „gotowanie żaby”?