poniedziałek, 22 lipca 2024

"Zaginiona księgarnia" - Evie Woods

08:00:00 0 Comments


"Zawsze mawiał, że książki to coś więcej niż słowa na papierze: że są bramami wiodącymi w inne miejsca, do innego życia. Zakochałam sie w nich i w rozległych światach, które w sobie kryły..."

 

 

 

Autor: Evie Woods

Wydawnictwo: StoryLight

Data premiery: 19. 06. 2024

Autor recenzji: Magdalena Kwapich

Liczba stron: 456

W moim odczuciu: 7/10


 

    „Zaginiona księgarnia” autorstwa Evie Woods to opowieść, która na pierwszy rzut oka obiecuje czytelnikowi pełne tajemnic i zagadek doświadczenie literackie. Jednakże, pomimo obiecującego początku i intrygującej koncepcji, książka pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami.

     Jeśli jednak lubicie książki Kate Morton czy Diane Setterfield, to „Zaginiona księgarnia” wciągnie Was swoim klimatem. Tajemnice z przeszłości, silne kobiety i mroczne intrygi stanowią oś fabularną tej powieści.

    Akcja rozgrywa się w Dublinie, mieście pełnym legend i tajemnic. Wśród jego uliczek krąży opowieść o tajemniczej księgarni, która nie jest dostępna dla każdego. Znajdujący się pod numerem 12 budynek jest widoczny tylko dla nielicznych, co samo w sobie stanowi interesujący motyw.

    Narracja prowadzona jest z perspektywy trójki bohaterów: Marthy, Henry'ego i Opaliny. Rozdziały ukazują nam ich różne spojrzenia na zaginioną księgarnię, z czego jedna z postaci, Opalina, przenosi nas do początku XX wieku, co dodaje historii pewnej głębi historycznej. Martha i Henry relacjonują wydarzenia współczesne, wprowadzając nas w realia ich życia i poszukiwań.

    Opalina to młoda kobieta, która musi uciekać z rodzinnego domu po tym, jak jej brat próbuje zaaranżować dla niej małżeństwo. W poszukiwaniu wolności i własnego miejsca na ziemi, Opalina trafia do Paryża, ale nawet tam nie udaje jej się uciec od przeszłości. W desperacji opuszcza miasto i przenosi się do Dublina, gdzie otwiera sklep z książkami. Zajmuje się wyszukiwaniem pierwszych wydań i białych kruków. Jej życie nabiera niebezpiecznego zwrotu, gdy w jej ręce trafia niezwykle rzadki rękopis, co sprowadza na nią poważne kłopoty. Opalina to silna i niezależna postać, która walczy o swoją wolność i pasję, jaką są książki. I to właśnie ta postać wydała mi się najbardziej interesująca w powieści, a jej niezwykłe, pełne nieoczekiwanych zwrotów i dramatów losy przykuły moją uwagę.

    Martha, druga główna bohaterka, ucieka przed despotycznym mężem i szuka schronienia w Dublinie. Znajduje pracę jako pokojówka u bogatej damy i próbuje rozpocząć nowe życie. Los sprawia, że poznaje   Henry'ego, tajemniczego poszukiwacza książek. Henry wygląda trochę jak z innej epoki i jest na tropie zaginionej księgarni oraz rękopisu, który miał się w niej znajdować. Martha, choć początkowo nieufna, postanawia zjednoczyć siły z Henrym, by odkryć sekrety starej księgarni. Jest postacią, której determinacja i odwaga zasługują na uznanie, choć jej relacje z innymi bohaterami czasami wydają się zbyt szybko rozwijające i mało wiarygodne.

    Z kolei Henry to postać, która wyróżnia się na tle innych swoją tajemniczością i pasją do książek. Jest nieco roztrzepany, ale pełen determinacji i wiedzy. Odwiedza antykwariaty, szukając zaginionych skarbów literackich. Henry to intelektualista z pasją, który potrafi oczarować swoją wiedzą i tajemniczością.

    Na szczególną uwagę zasługuje również madame Bowden, tajemnicza i charyzmatyczna staruszka, której cięty język i czarny humor dodają książce pikanterii. Jej postać jest tak barwna i intrygująca, że zasługuje na własną książkę. Madame Bowden, z jej domniemanymi trzema zamordowanymi mężami, wprowadza element zaskoczenia i nieprzewidywalności, co zdecydowanie wzbogaca fabułę.

    Początkowo książka naprawdę mnie zaangażowała. Autorka zgrabnie wplotła nawiązania do klasycznej literatury, a wątki związane z dawnymi rękopisami były prawdziwą gratką dla miłośników historii książek. Perspektywa zmieniająca się w każdym rozdziale dodawała dynamiki i świeżości, a miłość do książek i postaci Emily Brontë była wyraźnie odczuwalna, co z pewnością jest jednym z mocniejszych punktów tej opowieści.

    Niestety, im dalej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej zaczęły mnie irytować pewne aspekty. Dialogi często miały infantylny wydźwięk, a niektóre wątki rozwijały się zbyt szybko i bez odpowiedniego pogłębienia. Relacje między postaciami były mało wiarygodne, a rozwijające się niemal z dnia na dzień miłości sprawiały wrażenie wymuszonych. Problemy bohaterów rozwiązywały się w magiczny sposób, co nadawało książce niezamierzonego i irytującego wrażenia realizmu magicznego, jakby żywcem wyjętego z literatury dziecięcej.

    Końcówka książki okazała się zbyt szybka i rozczarowująca. Brakowało jej rozwinięcia i satysfakcjonującego zamknięcia, co pozostawiło mnie z uczuciem niedosytu. Mimo interesującego zamysłu fabularnego, „Zaginiona księgarnia” nie spełniła moich oczekiwań.

    Warto jednak wspomnieć o klimatycznej i pięknej okładce tej książki. Utrzymana w zielono-niebieskiej tonacji, ze złoceniami, nawiązuje do tajemniczej atmosfery księgarni i od razu przyciąga wzrok. Estetyka okładki doskonale oddaje klimat powieści, co może zachęcić wielu czytelników do sięgnięcia po tę pozycję.

    Podsumowując, „Zaginiona księgarnia” to książka z dużym potencjałem, który  nie został w pełni wykorzystany. Pomysł na fabułę jest ciekawy, a magia i tajemnica kuszą czytelników. Niestety, sztuczne dialogi, płaskie relacje między bohaterami i brak realizmu w niektórych wątkach sprawiły, że powieść mnie trochę rozczarowała, pozostawiając pewien niedosyt.

    Polecam “Zaginioną księgarnię” miłośnikom lekkiej lektury z elementami magii i tajemnicy w tle.



niedziela, 21 lipca 2024

"Noah. Aussie Brothers" - Karolina Zielińska

17:00:00 0 Comments

Każdy ma coś, o czym chciałby zapomnieć, ale nie możemy temu czemuś pozwolić, aby zawładnęło naszą teraźniejszością.




Tytuł: Noah. Aussie Brothers


Autor: Karolina Zielińska


Data wydania: 30.01.2024


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 384


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy Noah spotyka Sky ― tak mógłby brzmieć tytuł komedii romantycznej. Albo pierwsze zdanie w książce o wielkiej miłości. Tymczasem, kiedy tych dwoje spotyka się po raz pierwszy, dziewczyna jest w desperacji. Dopiero co przeleciała przez pół świata, doświadczyła największego jetlaga w historii i przekonała się, że jej wielkie australijskie marzenie o fascynującej pracy na antypodach legło w gruzach, jest więc po prostu wściekła. A tu jeszcze przystojny koleś w drogim garniturze wrzuca jej do kubka po kawie dziesięć dolarów. Jak żebraczce. Litując się nad Sky, Noah nie ma pojęcia, że drobnym gestem dobrej woli prowokuje los. I wcale nie jest zadowolony, gdy zauważa obdarowaną pieniędzmi „żebraczkę” przed bramą swojej farmy… Jaką tajemnicę skrywa Noah? Dlaczego jego serce jest całe w bliznach? Co zrobi urocza Sky, kiedy się o tym dowie? Czy tych dwoje będzie w stanie oprzeć się wzajemnej fascynacji?



Mam podły nastrój: trwam w przedziwnym zawieszeniu między przeszłością a teraźniejszością. Wojną a pokojem. Życiem a śmiercią.



W ostatnim czasie dużo bardziej łaknę książek, których akcja rozgrywa się w  miejscach, które po prostu wywołują wewnętrzny spokój i pozwalają, choć na krótką chwilę zwolnić i odetchnąć ulgą. Wśród malowniczych krajobrazów i prostoty codziennego życia odnajduję ukojenie i odskocznię od zgiełku współczesnego świata. Takie właśnie wrażenia przyniosła mi lektura “Noah, Aussie Brothers”, której akcja toczy się na malowniczej farmie, gdzie codzienność przeplata się z rytmem natury. Historia Sky przenosi czytelnika w świat, gdzie praca na roli, bliskość zwierząt i prostota codziennego życia tworzą niezapomnianą atmosferę.



Historia Sky była jedną z tych, którą zarazem chciało się ciągle czytać, ale również bardzo szybko odczuwało się potrzebę, odłożenia jej. Dwa zupełnie sprzeczne odczucia  towarzyszące mi aż do ostatniej strony, budząc wiele chwili zamysłu o całości fabuły. Z jednej strony mamy do czynienia z bardzo dobrze rozplanowaną, kumulującą emocje i dążącą do punktu kulminacyjnego fabułą. Z drugiej zaś mały chaos i bohaterowie, którzy w swojej kreacji mają lepsze i gorsze chwile. Dodatkowo ciekawy styl pisania, choć momentami zbyt rozwlekamy, dłużący jednak w odpowiednich momentach nadający wyrazistości. Wszystko to sprawia, że bardzo ciężko ukierunkować mi się w stronę w to, czy książka ta jest dobra i czy podobała mi się.



Jak wspomniałam wyżej, ciężko jednoznacznie powiedzieć mi coś o kreacji bohaterów, mają swoje gorsze i lepsze chwile, jednak nie przekreśla to ich, ani nie sprawia, że pod tym względem będą oni wychwalani przeze mnie. Sky, choć przypadkowo trafia na farmę, okazuje się to idealnym miejscem dla niej w chwili gdy toczy wewnętrzną walkę i próbuje uciec od problemów. Jej życie w mieście było pełne chaosu i niespełnionych marzeń, a farma staje się dla niej miejscem, gdzie może odnaleźć spokój i nowe perspektywy. Sky jest inteligentna, niezależna i odważna, choć jej przeszłość pełna jest trudnych doświadczeń, które kładą się cieniem na jej teraźniejszości. Jej zderzenie z wiejskim życiem i relacja z Noahem pomagają jej odnaleźć siebie na nowo i zbudować nowe, bardziej satysfakcjonujące życie. Noah to mężczyzna o silnej osobowości, oddany rodzinie i pracy na farmie. Jego determinacja i upór pomagają mu radzić sobie z trudnościami, jakie niesie ze sobą życie na wsi. Pomimo twardej zewnętrzności, Noah ma w sobie głęboką wrażliwość i troskę o najbliższych, którą skrupulatnie nauczył ukrywać się w wojsku. W miarę jak rozwija się jego relacja z Sky, Noah odkrywa w sobie nowe pokłady emocji, ucząc się otwartości i zaufania, ale przede wszystkim pojawia się u niego zaangażowanie, aby zawalczyć z koszmarami wywołanymi wojną i tym, co tam się działo. 



Jeśli chodzi o to jak rozwija się relacja między tą dwójką, co tutaj mogę powiedzieć, jest to element, który jest bardzo dobry.  Relacja między Noahem a Sky rozwija się stopniowo, zmagając się z wieloma przeciwnościami i różnicami. Ich miłość nie jest prosta ani oczywista, ale pełna autentyczności i wzajemnego szacunku. Każde z nich wnosi do związku coś wyjątkowego, ucząc się od siebie nawzajem i odkrywając, że prawdziwa miłość wymaga poświęceń i kompromisów. Mimo wszystko muszę przyznać, że  rozwój postaci jest jednym z najmocniejszych elementów książki, ukazując, jak głęboka przemiana może zajść w człowieku pod wpływem odpowiedniej osoby.



Podsumowując, uważam “Noah, Aussie Brothers” autorstwa Karoliny Zielińskiej za książkę wartą uwagi mimo małych wad, które nie wpływają aż tak znacząco na całokształt, by stanowiły aspekt zniechęcający. Mimo nich bawiłam się dobrze poznając dalsze losy Sky i zaangażowałam się w historię, jedynym aspektem, który czasem bywał dekoncentrujący zwłaszcza dla osoby z wadą wzroku to mała czcionka. Pierdółka jednak chcąc zapoznać się z książką i mając wadę, zdecydowanie polecam zaopatrzyć się w e-booka. 



Noah. Aussie Brothers" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

poniedziałek, 15 lipca 2024

"Mała Charlie" - Zuzanna Kulik

16:40:00 0 Comments

Recenzując książki, szukam balansu między subiektywnymi odczuciami a obiektywną analizą tekstu pod względami kreacji bohaterów jak i stylu pisania. I choć po dłuższym czasie i paru rozdziałach, łatwo dojść do tego, jak potoczy się dana historia czy to pod względem fabularnym, czy kreacji. Czasem jednak trafiamy na książki, które zaskakują na każdej z wymienionych płaszczyzn — niekoniecznie pozytywnie. Mimo tego jak prozaiczną mają fabułę, posiadają pewną magnetyczną siłę, która przyciąga czytelnika do końca. Taka właśnie jest “Mała Charlie”, której prosta fabuła i bardzo dobra kreacja bohaterów sprawia, że trudno oderwać się od lektury, a sama historia przyprawia o szybsze bicie serca.




Tytuł: Mała Charlie

Autor: Zuzanna Kulik

Data wydania: 28.05.2024

Wydawnictwo: Editio Red

Liczba stron: 280

Moja ocena: 7/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Kiedy on jest starszym bratem twojej najlepszej przyjaciółki…

Poznajcie Charlie. Młodą, pełną marzeń dziewczynę, która chciałaby się wreszcie przekonać, czym jest wolność i jak wygląda prawdziwe studenckie życie. Brzmi jak plan, w dodatku od razu gotowy do realizacji? Niekoniecznie. Na drodze Charlie do zabawy i samodzielności staje trzech starszych braci. Cole, Will i Bryan uważają, że dopóki ich młodsza siostrzyczka nie skończy dwudziestu jeden lat, nie ma prawa nawet powąchać piwa, a co dopiero zaznać innych dorosłych przyjemności. Jednak nie tylko Charlie ma opiekunów. Za jej najlepszą przyjaciółką Haley zwykle krok w krok chodzi starszy o jedenaście lat brat Ashton. Przystojny prawnik, kompletnie niezainteresowany Charlie. Wszystko się zmieni, gdy dziewczyna wyzna, że chce stracić dziewictwo…


Zawsze uważałam, że mój typ wymarzonego mężczyzny to szkolna gwiazda futbolu, lecz teraz wiem, że dojrzały prawnik to zupełnie inny wymiar.

Pamiętam jak rok temu, natrafiłam na twórczość Z.K.Marey i wtedy jej najnowszą premierę “I promise you”, która zaciekawiła mnie na tyle, by aktywnie zacząć śledzić twórczość autorki, tym samym odkryłam na wattpadzie Małą Charlie. Historię tak prostą i przewidywalną, a jednak miała w sobie coś, przez co czytałam ją do samego końca z ogromnym zaciekawieniem. Rok później w trakcie czytania, towarzyszą mi te same uczucia i tak jak wtedy nie mogłam od niej oderwać się choćby na chwilę, co tylko jeszcze bardziej uzmysłowiło mi, jak dobra musi to być historia, skoro spełnia wszystkie elementy swojego gatunku i zapewnia dobrą rozrywkę, mimo wcześniejszej znajomości fabuły. Jak wspomniałam wcześniej, mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrą kreacją bohaterów, wyraźne charaktery i spora różnorodność w temperamentach, od tych spokojniejszych po te bardziej wybuchowe co zwłaszcza w ukazanych relacjach bardzo dobrze wzajemnie się uzupełniają. Nasza tytułowa bohaterka Charlie to postać, którą albo się lubi, albo nienawidzi przez to, jaka jest. A jest zdecydowanie za bardzo chaotyczna w swoim stylu bycia, infantylna, ale i dość uparta, czasami czująca się niewystarczającą i zbyt kontrolowana w chwilach, gdy mimo możliwości popełnienia błędów, nie może żyć na własnych zasadach. Nie mogłabym nie wspomnieć o bohaterze, który rozgościł się w sercach czytelniczek, a mianowicie - Ashton Woods. Bohater, który od samego początku jest ogromną red flagą, a jednak w jakiś sposób, intryguje swoją postacią i budzi tym samym wiele emocji. Mimo tego, że jego osobowość jak i zachowania są bardzo schematyczne, ma w sobie coś, dzięki czemu i ja poddałam się jego urokowi i bardzo polubiłam go. Z początku arogancki, przepełniony pewnością siebie z bijącym chłodem. Z czasem bardzo wrażliwy, empatyczny, próbujący zaangażować się, ale zarazem niepewny w tym co robi. O samej historii można mówić w wielu aspektach przez superlatywy, jednak nic nie zachęci bardziej niż motywy pojawiające się, zwłaszczay gdy są one tak dobrze ze sobą powiązane. Układ, tajemnicza relacja, różnica wieku, on zakochuje się pierwszy i dopełnienie jakim, jest to, że nasz bohater jest prawnikiem. Podsumowując, uważam “Mała Charlie” autorstwa Zuzanny Kulik za książkę, która mimo prostoty jest idealna w swoim gatunku, łączy ze sobą wiele motywów, które wzajemnie się dopełniając, tworzą spójną całość, która cały czas budzi zainteresowanie. Na pewno nie jest to książka dla wszystkich, jednak jeśli w jakiś sposób zainteresowała Was, uważam, że warto sięgnąć po nią i przekonać się na własnej skórze.
Mała Charlie" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…

sobota, 13 lipca 2024

14:36:00 0 Comments


Tytuł: "Mroczna materia"


Autor: Blake Crouch


Wydawnictwo: Zysk i s-ka


Liczba stron: 344


Data wydania: 21 maja 2024


Moja ocena: 8/10



"Czy jesteś szczęśliwy w życiu?" to ostatnie słowa jakie słyszy główny bohater powieści, Jason Dessen, zanim zostaje pozbawiony przytomności. Kiedy się budzi, znajduje się już w zupełnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, która w niczym nie przypomina świata, w którym dotychczas funkcjonował. Jego żona nie jest jego żoną, jego syn nigdy się nie urodził, a wszyscy wokoło wydają się brać Jasona za kogoś innego niż jest. Oczywiście, pierwszym pytaniem jakie przychodzi bohaterowi do głowy jest to, o co im wszystkim chodzi i czy świat w którym żył do tej pory był tylko złudzeniem? Iluzją? Oszustwem? Przebłyskami umysłu pogrążonego szaleństwem? To właśnie od tej chwili zaczyna się szalona podróż naukowca, która odkryje przed nim nieznane do tej pory tajemnice wszechświata. 


Teoria wieloświata nie jest czymś nowym w literaturze czy popkulturze. Sam tytuł książki Blake'a Croucha nawiązuje do szeroko już wcześniej znanej trylogii "Mroczne materie" Philipa Pullmana, która też została przeniesiona na ekran. Wieloświat pojawia się też w filmach Marvela czy DC. Mogłoby się zatem wydawać, że jest to temat nieco "oklepany" i nie ma już nic do dodania. Ale czy faktycznie? Skoro multiwersum jest czysto teoretyczną koncepcją fizyczną, w żaden sposób niemożliwą do weryfikacji poprzez zmysły, czy można w ogóle mówić o wyczerpaniu tematu? W mojej ocenie, autor jest pozycji pokazuje że nie. 


Przede wszystkim należy zwróć uwagę na dobrze poprowadzoną akcję. W pierwszych rozdziałach zostajemy wprowadzeni w życie fizyka Jasona. Pomimo konieczności rezygnacji ze swoich naukowych ambicji, jest on szczęśliwy. Ma piękną żonę, nastoletniego syna i właśnie ma rozpocząć rodzinny wieczór, jednak na skutek zbiegu różnych okoliczności postanawia spotkać się z kumplem z akademika, który wygrał prestiżową naukową nagrodę. I to właśnie moment, w którym opuszcza dom niszczy w jego życiu wszystko, niczym domek z kart. Jason zostaje porwany i ląduje w zupełnie nowej rzeczywistości. Bardzo dobrze opisany są procesy jakie zachodzą w jego głowie, jak nasz bohater nie pozwala sobie na szaleństwo, ale dzielnie walczy aby odzyskać swoje życie. Podróżując z nim, każdy z czytelników może zadać sobie pytanie co by było gdyby?, zastanowić się nad tym, czy wybory, których dokonał w życiu były dobre, i czy chciałby dokonać innych. Takich, które najprawdopodobniej poprowadziłyby go inną ścieżką - dobrą lub złą. Takich, które sprawiłyby że życiowo byłby w innym miejscu. Osobiście w tracie lektury miałam też refleksję, która dotyczyła tego, że z pewnością wiele osób chciałoby być na moim miejscu jeśli chodzi o życie. 


Polubiłam bohaterów. Jason jest odważny, uparty, nieugięty w swoich postanowieniach. Jego żona Daniella pojawia się w powieści nieco mniej, ale nie da się ukryć, że relacja pomiędzy tą dwójką jest ich światłem w ciemności i tym, co ostatecznie prowadzi ich do szczęśliwego zakończenia. Amanda, towarzyszka podróży Jasona stanowi dla niego oparcie w trudnych chwilach, ale jest też jedną z tych silnych, żeńskich postaci, która nie boi się podjąć stanowczych kroków jeśli okoliczności ją do tego zmuszają. 


Ze względu na treść powieści oraz chęć zapewnienia czytelnikom najlepszych doznań z czytania, recenzja jest bezspoilerowa. To z kolei sprawia, że ciężko podzielić się detalami, które sprawiają, że godziny spędzone na lekturze mijają w mgnieniu oka. I nie stoją temu na przeszkodzie nawet te fragmenty, które dotyczą koncepcji fizycznych i używają specjalistycznej terminologii. Jedno, co mogę wam zagwarantować to to, że ta pozycja zmusi was do myślenia, a po jej przeczytaniu spojrzycie inaczej zarówno na świat, jak i na swoje życie.  




czwartek, 4 lipca 2024

"Przystań lepszego jutra" - Monika Rutka

00:00:00 0 Comments

Bo jakkolwiek zakończy się ta historia, to, co się działo, będę wspominać z uśmiechem.




Tytuł: Przystań lepszego jutra


Autor: Monika Rutka


Data wydania: 13.03.2024


Wydawnictwo: BeYa


Liczba stron: 368


Moja ocena:8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Nie możemy wybrać, z kim połączy nas pokrewieństwo, ale możemy zdecydować, kto będzie naszą rodziną.


Wraz ze śmiercią ukochanej opiekunki Wandy Wellington siedemnastoletnia Jane Miller traci ostatnią bliską sobie osobę. Osierocona dziewczyna musi doczekać dorosłości w domu syna Wandy, Andrew, jego żony Anny i ich dwóch synów. Na szczęście Wellingtonowie nie są jej zupełnie obcy, o ile w towarzystwie dorosłych Jane od zawsze czuła się skrępowana, o tyle w osiemnastoletnim Luke’u znalazła bratnią duszę, a w sześcioletnim Milesie młodszego brata, którego nigdy nie miała. Zmiana otoczenia po śmierci Wandy niesie za sobą nie tylko paraliżujące uczucie wyobcowania, ale też powrót do przeszłości. Chodzi o przyjaciół Luke’a, Briana, Lucy, Patricka i Haydena. Owszem, myśl o spotkaniu z Brianem i Lucy przywołuje wiele cudownych wspomnień, jednak tego samego nie można powiedzieć o pozostałej dwójce. Hayden w szczególności zaszedł Jane za skórę, ponieważ nikt nigdy nie upokarzał jej tak jak on. Od ich ostatniego spotkania minęło sporo czasu. Jane jeszcze nie wie, jak wiele się zmieniło i ile jej umykało, gdy przyjeżdżała w odwiedziny do Wellingtonów. Wkrótce zrozumie, że ludzie, których jak jej się wydawało dobrze znała, nawet w połowie nie są tacy, za jakich ich miała. Nadeszła chwila, by zdjąć maski i pokazać Jane druzgocącą prawdę. Czy dziewczyna udźwignie to, co się pod nimi kryje…?



Uciekam do innego świata, ponieważ dziś nie mam odwagi ani siły zmierzyć się z rzeczywistością.


Nie jest tajemnicą, że literatura dla wielu osób stanowi formę ucieczki od rzeczywistości, oferując schronienie przed codziennymi troskami i pozwalając na zanurzenie się w światy pełne emocji, przygód i refleksji. Książki są miejscem, gdzie możemy odkryć nowe perspektywy, zrozumieć skomplikowane ludzkie doświadczenia i znaleźć ukojenie w narracjach. Tajemnicą nie jest również to, że książki Moniki Rutki mają w sobie to coś, przez co znajdują miejsca w sercach czytelników, niekiedy stając się dla nich bezpieczną przystanią. W moim przypadku książki wyżej wspomnianej autorki okazały się tym, czego poszukuję w literaturze danego gatunku. Sięgając po romans czy młodzieżówkę, chcę spędzić dobrze przy niej czas, odpocząć i zaangażować się w historie bohaterów, nie doszukując się na siłę wartości, jakich idzie z niej wyciągnąć czy innych aspektów niedefiniujących danego gatunku. Choć i w tym autorka bardzo nas zaskakuje, zwłaszcza swoimi zakończeniami, które za każdym razem są jedną wielką nie wiadomą, a zarazem elementem, bez którego nie wyobrażam sobie każdej kolejnej książki autorki. Styl literacki Rutki jest pełen subtelnych opisów i głębokich przemyśleń. Autorka umiejętnie balansuje między narracją a dialogami, tworząc płynną i angażującą opowieść. Opisy przyrody i miasteczka Przystań są tak żywe, że czytelnik niemal czuje morską bryzę na twarzy i słyszy szum fal. To miejsce, choć fikcyjne, staje się niemalże bohaterem samym w sobie, miejscem pełnym uroku, ale i tajemnic. Jednym aspektem, który zaskoczył mnie, jest to jak autorka, balansuje pomiędzy narracją a dialogami, tworzą płynne i angażujące przejścia. Dodatkowo duża ilość opisów i głębokich przemyśleń, tak prozaiczny element, który idealnie wpasowuje się w historię jak i stanowi jej idealne dopełnienie, budząc w czytelniku poczucie realnego bycia w przystaniu, a nie jedynie traktowania go jako fikcyjnego miejsca. Po raz kolejny autorka stworzyła niezwykle złożone i realistyczne postacie, które są jednym z największych atutów powieści. Każdy bohater wnosi do historii unikalną perspektywę, co czyni ich relacje i interakcje autentycznymi i głęboko angażującymi. Jane jest ambitna, przyjazna, sympatyczna, kochana, troskliwa i opiekuńcza a przy tym bardzo rozmowna, choć z początku poznajmy ją, jako bardziej wycofaną, przerażoną nową rzeczywistością i niekoniecznie chcącą w niej uczestniczyć, w końcu to, co było, było światłem, a nowe życie, jest jedynie ciemnością, której brakuje tego promyka. Bohaterem, który przez większość książki był jedną wielką niewiadomą, a same odczucia względem niego dość zmienne choć jednolity, oscylujące wokół nienawiści albo miłości był nie kto inny jak Hayden Handerson. Tajemniczy, cichy, skryty, bezczelny, ale również bardzo opiekuńczy i czuły, skupiając uwagę na drobnych gestach, sprawił, że bardzo go polubiłam. Mimo schematyczności swojej kreacji ma w sobie coś, co sprawia, że nie ma to znaczenia i postrzega się go dużo lepiej. Nie mogłabym zapomnieć o innych postaciach, choć mniej znaczących równie dobrze wykreowanych, których na dodatek nie da się nie polubić. Luke, Lucy, Miles, Brain, Patrick i cała reszta stanowią idealne dopełnienie swoją różnorodnością charakterów. Dodatkowo moment, gdy, choć na chwilę powróciliśmy do Crosby i Chase, sprawił, że nie mogłam nie uśmiechnąć się na myśl o trylogii The Chain.
Podsumowując, uważam “Przystań lepszego jutra” autorstwa Moniki Rutki za cudowanie napisaną historię, a przy tym poruszającą, pełną emocji, która pozostaje z czytelnikiem na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Na swój sposób wyróżnia się spośród całej dotychczasowej twórczości autorki, poruszaną tematyką inaczej dociera do czytelnika, stając się wyjątkową lekturą, do której wielokrotnie powrócę, czy to wyczekując drugiego tomu, czy aby choć na chwilę znaleźć się w przystani…



I biegnę. I nic już mnie nie boli. I niczego już się nie boję.


Przystań lepszego jutra" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


czwartek, 27 czerwca 2024

"Pucking Around" - Emily Rath

00:00:00 0 Comments

Hokejowe romanse to historie, które łączą w sobie pasję lodowej rywalizacji z intensywnymi emocjami miłosnymi. “Pucking Around” autorstwa Emily Rath obiecuje właśnie taką mieszankę – dynamiczną akcję na lodzie oraz gorące uczucia poza nim. Choć sportowe tło dodaje historii unikalnego uroku, pytanie pozostaje: czy autorce udało się stworzyć opowieść, która zarówno rozpali serca, jak i przyspieszy puls?




Tytuł: Pucking Around

Autor: Emily Rath


Data wydania: 28.05.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 520


Moja ocena: 2/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Nie mogę zakochać się w żadnym graczu… nie mówiąc już o trzech!


Nazywam się Rachel Price i dwa miesiące temu spotkałam idealnego mężczyznę. Spędziliśmy razem magiczną noc – było uroczo, zabawnie i bardzo namiętnie. Żadnych imion, żadnych zobowiązań. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę. Myliłam się. Okazuje się, że mój doskonały kochanek jest playboyem i obrońcą Jacksonville Rays, najgłośniejszej drużyny hokejowej w NHL, a ja… jestem jego nową fizjoterapeutką. Aha, i ten kretyn nawet mnie nie rozpoznał! Zapowiada się kilka naprawdę ciekawych miesięcy. Mój idealny mężczyzna zrobi wszystko, żeby zdobyć moje uznanie. Tymczasem jego najlepszym przyjacielem jest gburowaty pracowniktechniczny, który zawsze mnie krytykuje. A do tego mam niechętnego do współpracy bramkarza, który stara się ukryć kontuzję… To moja szansa, żeby się wykazać zawodowo, i nie mam zamiaru ryzykować. Ale jeśli miłość to gra, ci goście grają, aby wygrać.



Uwielbiając romanse hokejowe, nie mogłam przejść obojętnie obok książki, która budzi zarówno zachwyty jak i kontrowersje. Tak skrajnie różne opinie były jednym z czynników, który zachęcił mnie do poznania historii. Mimo takiej różnorodności wśród nich, do historii Rachel starałam się podejść z neutralnym nastawieniem, bez uprzedzeń czy nadziei na zachwyt, co jak się okazało, było dobrą decyzją.



Przez większą część książki miałam o niej dość średnie zdanie, nie było nic, co sprawiłoby, że pokochałabym ją, w drugą stronę nie było też nic, przez co znienawidziłabym ja. Cały czas brakowało mi w niej jednak czegoś, aby ta fabuła zyskała w oczach czytelnika, zaangażowała go lub po prostu w jakiś sposób zaciekawiła do dalszego czytania. I nie chodzi mi o sam zakres fabularny, który w romansach raczej opiera się na relacjach, ale chociażby o wątku romantycznym, który powinien napędzać akcję, zamiast tego rozwleka ją. Same dialogi między postaciami są płytkie i mało angażujące, dodatkowo rozmowy między postaciami powiązanymi interakcjami “romantycznym” odbywały się głównie przy scenach seksu lub na chwilę przed bądź po. Rozwój relacji między bohaterami również nie sprawił, abym jakkolwiek lepiej spojrzała na historię, gdyż jest przewidywalny i monotonny. Każda relacja Rachel z bohaterem przebiega tak samo, dodatkowo w tym wszystkim brakuje napięcia  i emocji, które powinny towarzyszyć zarówno romansowi, jak i rywalizacji sportowej.



Mojej aprobaty nie zyskała również Rachel, która początkowo wydawała się być silną i niezależną, szybko okazała się nie tylko przewidywalną, ale bezosobową. Jej działania często były schematyczne i przeczące temu, co mówiła chwilę wcześniej.  Jake, Caleb czy Ilmari to postacie równie słabo wykreowane co główna bohaterka, jedyne co wyróżnia ich na tle innych to, że Rachel zwróciła na nich uwagę i zaprosiła do swojego łóżka. Mimo tego, że mają znaczącą rolę w całej książce, przez to jak słabo jest rozwinięta ich kreacja, stają się oni  jedynie tłem dla głównej bohaterki.



Jeden, jedyny aspekt, który nie był zły, a poprawny to styl pisania autorki. Sprawił on, że czytanie całej książki nie przebiegało, aż tak bardzo w bólach i cierpieniach jak mogło. 



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Ale jeśli miłość to gra, ci goście grają, aby wygrać.
Podsumowując, uważam “Pucking around” autorstwa Emily Rath za historię, która rozczarowuje nie tylko pod względem fabularnym, ale również i bohaterów będącymi nie tylko nieciekawymi, ale i płytkim. Dla czytelników szukających historii z hokejem w roli głównej ta książka może okazać się dużym rozczarowaniem.


środa, 26 czerwca 2024

"Ktoś z nas będzie następny" - Karen M. McManus

00:00:00 0 Comments

To dziwne i nawet dość niekomfortowe, kiedy człowiek sobie uświadamia, że zaczyna wyrastać z czegoś, co dotąd było całym jego życiem. Szczególnie gdy nie wiadomo, co dalej ze sobą począć.




Tytuł: Ktoś z nas będzie następny


Autor: Karen M. McManus


Data wydania: 02.11.2022


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 384


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Od czasu śmierci Simona, autora słynnej aplikacji plotkarskiej, w szkole pojawiło się mnóstwo jego naśladowców. Przez cały rok, od kiedy czwórka uczniów z Bayview została oczyszczona z zarzutów zabójstwa, nikt nie był jednak w stanie wypełnić plotkarskiej próżni równie głośnymi publikacjami. Aż do teraz… Tym razem jednak nie jest to aplikacja, lecz gra esemesowa – Prawda czy Wyzwanie. Pierwszym celem staje się Phoebe. Jeśli nie zdecyduje się podjąć wyzwania, automatycznie zostanie opublikowana prawda o pewnym fakcie z jej przeszłości. A ta jest mroczna… Potem przychodzi czas na Maeve, która powinna była wiedzieć, że zawsze należy wybierać wyzwanie. Kiedy kolejnym graczem ma zostać Knox, sprawy przybierają niebezpieczny obrót. Wyzwania stają się śmiertelnie groźne i jeśli uczestnicy gry nauczyli się czegoś z wydarzeń ubiegłego roku, to tego, że nie można liczyć na pomoc policji. Ani na jej ochronę… Simon odszedł, ale niezidentyfikowany sprawca jest zdeterminowany, by kultywować jego mroczne dziedzictwo w liceum Bayview. Tym razem obowiązują jednak zupełnie nowe zasady…



To nie jego wina. Po prostu został zraniony. Wyszło na jaw coś, co nie powinno, wszyscy teraz plotkują i zrobił się jeden wielki bałagan.



Czytanie serii działa na mnie jak pewnego rodzaju uzależnienie, sięgając po pierwszy tom, zaraz po skończeniu sięgam po drugi. Kończąc drugi, niewiele później sięgam po trzeci. Całość trwa, dopóki mam dostęp do kolejnych tomów lub do czasu, gdy kolejne tomy nie są jeszcze dostępne. Dokładnie tak stało się również w tym przypadku. Gdy skończyłam “Ktoś z nas kłamie” nie czekałam długo i od razu sięgnęłam po drugi tom “Ktoś z nas będzie następny” z nadzieją, że wcześniejszy zachwyt pojawi się również tutaj.



Drugi tom serii autorstwa Karen M. McManus, przenosi nas ponownie do liceum Bayview High, gdzie nowe pokolenie uczniów staje w obliczu świeżych tajemnic i intryg tym razem związanych z grą prawda czy wyzwanie i chęcią upodobnienia się pewnych osób do zmarłego Simona i tego, co tworzył, jaki wpływ wywierał na innych uczniach i do czego końcowo doprowadził.



Po pierwszej części miałam nadzieję, że pewien element pojawi się i w tej mianowicie narracja wieloosobowa,  w której rolę narratora od Czwórki z Bayview przejęła trójka trzecioklasistów liceum, a dokładniej Maeve, Knox i Phoebe. Co ważniejsze cała narracja i sposób jej prowadzenia jest bardzo dobrym elementem historii, a zarazem stała się ona po części znakiem rozpoznawalnym historii.



Wspomniana wyżej trójka, to ciekawe postacie, wokół których oscyluje cała historia, wydarzenia dotykają bezpośrednio ich, jak i są oni obserwatorami, szukając sprawcy całego zamieszania. Najbardziej w całe “śledztwo” angażuje się Maeve Rojas, młodsza siostra Bronwyn. Znając skutki wcześniejszych zagrań Simona i wiedząc, do czego może doprowadzić kolejna osoba, pragnie odkryć prawdę i uchronić przy tym najbliższych. Już wcześniej wykazała się umiejętnościami hakerskimi, których nie ma oporu, by użyć, odkrywając co rusz nowe fakty. Wielokrotnie wykazuje się ogromną odwagą, determinacją i ciekawością. Knox Myers w całą sprawę został zamieszany trochę z przypadku, nie uczestniczył we wcześniejszych wydarzeń, a teraz gdy nowa gra zaczęła siać postrach, wspierał Maeve, jednak dla inicjatora gry, okazał się idealnym celem, aby zaburzyć chęć Knoxa, by udowodnienia sobie, ale i innym, że jest zdolny do osiągania celi, a tym bardziej wartościowy. Już po paru stronach z jego zachowania, można odczuć, że mierzy on się z poczuciem niższości i choć nie pokazuje tego jasno, momentami można odnieść wrażenie, jakby miał poczucie, że zasługuje, na to się dzieje. Phoebe Lawton jest jedną z popularnych uczennic Bayview High. Jest pewna siebie, ale skrywa wiele osobistych sekretów, które mogą wpłynąć na jej życie i reputację. Stara się chronić swoje sekrety przed ujawnieniem, jednocześnie zmagając się z presją i oczekiwaniami rówieśników, co po niektórych wydarzeniach wcale nie jest takie łatwe.



Czymś równie znaczącym, jest to, że autorka po raz kolejny w swojej książce porusza tematy pozornie tak łatwe, a jednak znaczące. Porusza tematy takie jak lojalność, presja rówieśnicza, tożsamość i konsekwencje ujawniania tajemnic. McManus zręcznie łączy elementy thrillera z problemami typowymi dla młodzieży, tworząc wciągającą i nieprzewidywalną historię.



Podsumowując, uważam “Ktoś z nas będzie następny” autorstwa Karen M.McManus za bardzo dobrą kontynuację, która może stanowić także osobną historię, choć znajomość poprzedniego tomu umila jej czytanie i sprawia, że nawiązania nie są nam obce. Autorce udało się połączyć znane elementy z nowymi wątkami, tworząc historię pełną zwrotów akcji i nieoczekiwanych rozwiązań. Główne postacie, takie jak Maeve, Knox i Phoebe, mają wyraziste osobowości, które rozwijają się w miarę rozwoju fabuły. Choć książka nie unika pewnych konwencji gatunku, to jednak trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony. Dla miłośników młodzieżowych kryminałów „Ktoś z nas będzie następny” będzie solidną kontynuacją, która dostarcza emocjonującej rozrywki i refleksji na temat trudnych wyborów, jakie stają przed młodymi ludźmi.


wtorek, 25 czerwca 2024

"Latem, o tej samej porze" - Annabel Monaghan

00:00:00 2 Comments

Cza­sa­mi mu­sisz zo­sta­wić wszyst­ko, czego nie chcesz, żeby zro­bić miej­sce na to, co ma na­dejść. Białe płót­no.




Tytuł: Latem, o tej samej porze


Autor: Annabel Monoghan


Data wydania: 05.06.2024


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 320


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Życie Sam jest na właściwej drodze. Ma idealnego narzeczonego – lekarza Jacka (jego sztywna rutyna naprawdę jej odpowiada),świetną pracę w Nowym Jorku (pod warunkiem że nie zostanie zwolniona) i właśnie zamierza odwiedzić okolice swojego rodzinnego letniego domu na Long Island, gdzie ma odbyć się jej ślub. Wszystko powinno pójść zgodnie z planem, ale kiedy Sam przyjeżdża na miejsce, czuje, że coś tu nie gra. Jest tam Wyatt. Jej Wyatt. Ale przecież trzydziestoletnia zaręczona kobieta nie powinna wpadać w panikę przy chłopaku, który złamał jej serce, gdy miała szesnaście lat. Prawda? Kiedy jednak Sam słyszy na plaży dźwięki gitary płynące z domu obok, czuje, jakby czas się zatrzymał . Zalewa ją fala wspomnień: dotyk skóry Wyatta, ich noce w domku na drzewie i prawdziwe przyczyny ich rozstania. Przypomina sobie, kim była kiedyś, i gdy Wyatt ponownie wkracza w jej życie, ich dawna więź odżywa. A teraz Sam musi podjąć decyzję…



Pierw­sza mi­łość to roz­pę­dzo­ny po­ciąg pełen emo­cji.



Lekkie, pełne ciepła i emocji historie idealnie wpisują się w klimat wakacyjnych dni, oferując czytelnikom chwilę wytchnienia i ucieczki od codziennych trosk. W najnowszej powieści “Latem, o tej samej porze” Annabel Monaghan przenosi nas do malowniczego i słonecznego Long Island, gdzie miłość rozkwita na tle zapierających dech w piersiach krajobrazów. 



Poprzednia książka autorki wzbudziła wiele zachwytów i mimo tego, że nie miałam jeszcze okazji się z nią zapoznać, jakkolwiek oczekiwania względem kolejnej historii wzrosły. Tym bardzj gdy sam opis wskazuje na dość prostą fabularnie historię, jednak skupiająca swoją uwagę, na części emocjonalnej, a, jako że akurat miałam wenę na książki, której prędzej doprowadzą mnie do łez niż do śmiechu, wydała mi się ona idealna. Co jak się okazało, wcale nie było błędnym myśleniem i już po paru stronach wiedziałam, że jest to strzał w dziesiątkę i spełnia moje oczekiwania pod każdym względem. Począwszy od fabuły, która jak wspomniałam wcześniej jest bardzo prosta, mimo wszystko bardzo angażują, a przechodząc do aspektów emocjonalnych, które to tak naprawdę tworzą całą historię, skupiając na sobie uwagę czytelnika. 



Dodatkowo kreacja bohaterów, która jest na bardzo wysokim poziomie. Autorka skupiła swoją uwagę na trzech głównych postaciach, nie zapomniała jednak o innych równie znaczących dla historii. Sam od samego początku pokazuję nam się, jako postać pełna pasji i marzeń, które w pewnym momencie przestają być jej marzeniami, a czymś, co wypada, co przyniesie większe korzyści materialne, czy czymś, co dla innych będzie lepiej wyglądało. Przez to traci cząstkę siebie, niekoniecznie chcąc ją odzyskać. Czasem jednak wystarczy, aby na naszej drodze pojawiła się odpowiednia osoba, by zrozumieć, co realnie jest dla nas dobre, a tym samym co sprawi, że będziemy nie tylko żyć, ale i czerpać z tego życia satysfakcję. Jednak nim do tego dojdzie Sam, musi zamknąć pewien etap, wykazując się tym samym wszelako rozumianą odwagą. Wyatt jest postacią zagadką i na samym początku, gdy poznajemy go, pokazuje nam się on jako postać zdolna do wszystkiego, nieprzewidywalna i trochę chaotyczna. Jednak jego przemiana względem czytelnika, jest czymś, co sprawiło, że bardzo go polubiłam. Od zamkniętego w sobie bohatera, po kogoś, kto pokazuje nam, co czuje, bez próby ukrycia tego, czy skupienia uwagi na czymś innym, byle by nie dotyczyło to jego. Jego postać jest na tyle ciekawa i pełna sprzeczności, że warto na tym zakończyć mówienie o nim, byście mogli sami przekonać się, jaki on jest. Do pełni naszego trójkąta miłosnego, nie może zabraknąć Jacka, który jest bohaterem najmniej lubianym przeze mnie, nie przypadła mi do gustu ta jego pseuda charyzma i aparycja. Dąży on do tego, by ludzi postrzegali jego życie na idealne, bez skaz i wad, nawet jeśli miałby być ono tylko grą, liczy się to, że ludzie uważają je za idealne. Takie nastawienie i brak chęci, by choć minimalnie inaczej spojrzeć na rzeczywistość, sprawiła, że nie patrzę na niego przychylnie.



Równie ważnym dla  mnie aspektem, który skradł dodatkowo moje serce, mimo tego jak prozaiczny on jest, nie mogę o nim zapomnieć i nie wspomnieć tutaj, mianowicie domek na plaży. Tak nie wiele wystarczyło, bym zakochała się w tej historii, a przy okazji przypominając sobie jak cztery lata temu, mając piętnaście lat, zaczytywałam się w “The Kissing Booth”, chłonąc klimat wakacji i właśnie wspomnianego domu na plaży, co stronę zakochując się coraz bardziej.



Podsumowując, uważam “Latem, o tej samej porze” autorstwa Annabel Monaghan za cudowną historię, która łączy w sobie świetną kreację bohaterów, rozbudowane doświadczenia emocjonalne, klimat wakacyjny i wiele więcej, a to wszystko napisane w cudowny sposób, który sprawia, że chce się chłonąć coraz więcej, nie zważając na koniec historii, tym sprawiając, że rozstanie z nią, nie jest wcale takie łatwe. Dla mnie ta historia była przypadkowym spotkaniem, które zostanie w pamięci na dłuższy czas i do którego wielokrotnie będę wracać, a przy tym z ogromną chęcią znajdę chwilę czasu, by poznać wcześniejszą książkę autorki i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych, równie dobrych historii.


poniedziałek, 24 czerwca 2024

"Obłęd.ED" - przegląd projektów społecznych #15

16:15:00 0 Comments

 #77 "Obłęd.ED"



Czwórka nastolatków z misją zmiany podejścia do zaburzeń odżywiania!

Podczas tegorocznej edycji Olimpiady Zwolnieni z Teorii, młodzi pasjonaci z Liceum Ogólnokształcącego w Trzebnicy w ramach  projektu "Obłęd.ED" wzięli na siebie ambitne zadanie - edukowanie społeczeństwa na temat zaburzeń odżywiania. Ta niezwykła inicjatywa, prowadzona przez czterech nastolatków, zyskała szerokie uznanie w social mediach za swoje profesjonalne podejście do tematu.


Celem projektu "Obłęd.ED" jest zwiększenie świadomości na temat zaburzeń odżywiania poprzez działania edukacyjne w sieci oraz bezpośrednie spotkania z młodzieżą w szkołach. Twórcy projektu skupiają się na dostarczaniu rzetelnych informacji, obalaniu mitów oraz oferowaniu wsparcia osobom dotkniętym tym problemem; pod okiem specjalistów - psychologów i psychodietetyków.


Projekt wykorzystuje różnorodne kanały komunikacji - media społecznościowe  czy bloga, aby dotrzeć do jak największej liczby osób. Ponadto, w ramach projektu, członkowie zespołu zorganizowali warsztaty edukacyjne, które cieszyły się dużym zainteresowaniem zarówno uczniów, jak i nauczycieli.


Projekt "Obłęd.ED" to doskonały przykład, jak młodzi ludzie mogą wpływać na świadomość innych. Po więcej ich treści oraz sukcesów - zapraszamy na ich social media!


tiktok - obled.ED                                blog - obled.ED/blogspot

instagram - obled.ED                          facebook - obłęd.ED