Pomimo tego, że coraz większa liczba autorów stara się poruszać tematy niecodzienne, ciągle w codziennym życiu większość z tych typowych tematów, o których po prostu się nie mówi, leży nietykana. Tillie Cole wyszła temu na przeciw i napisała całkiem dobrą książkę o sektach, więc zdecydowanie warto się zapoznać z tym, co oferuje.
Salome, a właściwie Mae, została wychowana w nietypowej społeczności. Poznajemy ją w momencie, kiedy ucieka od niej w przestrachu oraz próbuje przekopać się, aby przejść pod płotem, który oddziela ją od upragnionej wolności. Dziewczyna nie ustaje w wysiłkach, nawet gdy zostaje pogryziona przez psa strzegącego płotu. W końcu jej się udaje i biegnie przez las w bitwie o swoją wolność. Pomaga jej kobieta w ciężarówce, która w końcu zostawia ją w dość dalekiej odległości. Tam Mae zostaje znaleziona przez chłopaka, który kiedyś wydawał jej się tylko snem, ponieważ poznała go przy płocie, gdy przechodziła przez jeden z najgorszych okresów swojego życia. Styx również od razu poznaje swoją "dziewczynę o wilczych oczach", która jest jedną z trzech osób, do których udało mu się kiedykolwiek odezwać. Wierzy, że uda mu się to zrobić ponownie, przezwyciężając lęk, który go nachodzi, gdy tylko pomyśli o swoim... jąkaniu się.
Czy tak niestandardowa dwójka bohaterów, pochodzących z aż tak niestandardowych oraz niecodziennych środowisk, mogła dać nam coś innego niż niesamowitą opowieść, pełną oryginalnych pomysłów? Nie sądzę. Podziwiałam autorkę za to, jakich tematów się podjęła. Niemniej, po przeczytaniu, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że wykonanie, które sobie narzuciła, nie jest w żadnym calu gorsze niż same pomysły. Stworzenie całej odrębnej kultury, a nawet dwóch, które się swobodnie przenikały, z zastosowaniem oryginalnych zasad panujących w obu społecznościach, przy użyciu języka, który został na ich użytek dopasowany. Naprawdę, doceniam wkład pracy, który autorka musiała włożyć w tę książkę. Co prawda, temat przez nią dotknięty, nadal może się wydawać sporej części czytelników brutalne i być może nawet obrzydliwe, jednak zdecydowanie całokształt robi wrażenie. Jednocześnie od razu przestrzegam - Kaci posługują się językiem pełnym przekleństw, co może początkowo popsuć nastrój, jednak wydaje mi się, że po chwili da się odnaleźć w nim oryginalny urok.
Wracając do tematu bohaterów, dawno nie udało mi się spotkać w książkach podobnych charakterów. Od pierwszej chwili wydawali mi się zaskakujący. Nie spotkałam się jeszcze z drugą książką, która opisywałaby problem jąkania się w tak realistyczny, choć chwilami denerwujący sposób (d-d-d-denerwujący). A jednak osoba, która jest właścicielem tej umiejętności, jest bad boyem z typów tych, których spotyka się coraz rzadziej. Prawdziwie brutalny, nieporadny w swych poczynaniach związanych z miłością, a jednocześnie - po prostu starający się spełnić swoje marzenie z odpowiednią uwagą. Mae natomiast nie jest nawet troszeńkę podobna do typowej Mary Sue, której początkowo oczekiwałam. Wręcz przeciwnie, zachowuje się niesamowicie odważnie, z hardością, której nie spodziewałam się u dziewczyny z definicji uratowanej. Pomimo tego, opowieść, jest naprawdę wciągająca. Prawdopodobnie głównie ze względu na akcję, której w tej książce zdecydowanie nie brakuje. Cały czas dzieje się coś, co nakazuje czytelnikowi nie odrywać się od lektury.
Podsumowując, uważam, że dopracowanie mogłoby być drugim imieniem Tillie Cole. Napisała naprawdę interesującą książkę, która porusza jednocześnie bardzo specyficzny temat, a jednak robi to w sposób zaskakująco dobry i oryginalny. Nie korzysta z typowych schematów i tworzy nowe, co zdecydowanie bardzo się ceni. Jedyne problemy, które można mieć z tą opowieścią, dotyczą właśnie tej niestandardowości.
Nr. recenzji: 197
Tytuł: "To nie ja, kochanie"
Autor: Tillie Cole
Tłumacz: Grzegorz Rejs
Liczba stron: 376
Data polskiego wydania: 18 lipca 2018
Wydawnictwo: editiored
Czy tak niestandardowa dwójka bohaterów, pochodzących z aż tak niestandardowych oraz niecodziennych środowisk, mogła dać nam coś innego niż niesamowitą opowieść, pełną oryginalnych pomysłów? Nie sądzę. Podziwiałam autorkę za to, jakich tematów się podjęła. Niemniej, po przeczytaniu, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że wykonanie, które sobie narzuciła, nie jest w żadnym calu gorsze niż same pomysły. Stworzenie całej odrębnej kultury, a nawet dwóch, które się swobodnie przenikały, z zastosowaniem oryginalnych zasad panujących w obu społecznościach, przy użyciu języka, który został na ich użytek dopasowany. Naprawdę, doceniam wkład pracy, który autorka musiała włożyć w tę książkę. Co prawda, temat przez nią dotknięty, nadal może się wydawać sporej części czytelników brutalne i być może nawet obrzydliwe, jednak zdecydowanie całokształt robi wrażenie. Jednocześnie od razu przestrzegam - Kaci posługują się językiem pełnym przekleństw, co może początkowo popsuć nastrój, jednak wydaje mi się, że po chwili da się odnaleźć w nim oryginalny urok.
Wracając do tematu bohaterów, dawno nie udało mi się spotkać w książkach podobnych charakterów. Od pierwszej chwili wydawali mi się zaskakujący. Nie spotkałam się jeszcze z drugą książką, która opisywałaby problem jąkania się w tak realistyczny, choć chwilami denerwujący sposób (d-d-d-denerwujący). A jednak osoba, która jest właścicielem tej umiejętności, jest bad boyem z typów tych, których spotyka się coraz rzadziej. Prawdziwie brutalny, nieporadny w swych poczynaniach związanych z miłością, a jednocześnie - po prostu starający się spełnić swoje marzenie z odpowiednią uwagą. Mae natomiast nie jest nawet troszeńkę podobna do typowej Mary Sue, której początkowo oczekiwałam. Wręcz przeciwnie, zachowuje się niesamowicie odważnie, z hardością, której nie spodziewałam się u dziewczyny z definicji uratowanej. Pomimo tego, opowieść, jest naprawdę wciągająca. Prawdopodobnie głównie ze względu na akcję, której w tej książce zdecydowanie nie brakuje. Cały czas dzieje się coś, co nakazuje czytelnikowi nie odrywać się od lektury.
Podsumowując, uważam, że dopracowanie mogłoby być drugim imieniem Tillie Cole. Napisała naprawdę interesującą książkę, która porusza jednocześnie bardzo specyficzny temat, a jednak robi to w sposób zaskakująco dobry i oryginalny. Nie korzysta z typowych schematów i tworzy nowe, co zdecydowanie bardzo się ceni. Jedyne problemy, które można mieć z tą opowieścią, dotyczą właśnie tej niestandardowości.