Tytuł: 'Margo'
Autor: Tarryn Fisher
Tom: 1
Liczba stron: 360
Data polskiego wydania: 2016
Wydawnictwo: SQN
Ocena: 7/10
Wydawnictwo: SQN
Ocena: 7/10
Bardzo się ucieszyłam, gdy księgarnia pantomasz.pl zaoferowała mi egzemplarz recenzencki tejże książki. Wcześniej jakoś specjalnie nie nastawiałam się na przeczytanie tej propozycji - wydawało mi się, że jeśli już wydawać oszczędności na nowe powieści to tylko na łatwe i przyjemne (pozdrawiam osoby, które także mają tyle nauki, że w przerwach od podręczników są w stanie tknąć takie rzeczy - jesteście jak ja). Niemniej, gdy zobaczyłam e-mail bardzo się ucieszyłam. Chcę poszerzać swoje horyzonty, a recenzje 'Margo' są niesamowicie pozytywne - to trzeba przyznać. Kryminały nie są moim normalnym gatunkiem, bardziej się skupiam na romansach i na młodzieżówkach, jednak coraz bardziej zaczyna mi się podobać ten gatunek.
Wydaje mi się, że opis na okładce ledwo muska to, co rzeczywiście jest przedstawione. Margo rzeczywiście nie miała najlepszego dzieciństwa i poznała Jonaha, z którym połączyła ją wspaniała przyjaźń. Razem zaczęli śledztwo, lecz mięli inne przeznaczenie. Jonah wyjeżdża, a matka dziewczyny umiera. Ciężko się nie rozsypać w takiej sytuacji. Każdy inaczej przeżywa żałobę, jedni zamykają się w sobie, inni szukają zemsty. Do której grupy należy nasza główna bohaterka? Cóż, nawet na okładce znajdziecie cytat: 'Oko za oko. Krzywda za krzywdę. Ból za ból', to chyba wam już dokładnie zdążyło wytłumaczyć wszystko. A jeśli nie to weźcie się za serial 'Sherlock', bo już po drugim odcinku będziecie próbowali rozszyfrować każdego napotkanego człeka, gwarantuję. Jeju, to jest tak świetny serial...
Jeżeli byście mnie spytali, czy mi się podobało, z wahaniem, ale odpowiedziałabym, że tak. Jednak, gdybyście to zrobili 200-300 stron temu, to groziłabym, że tak mi się podoba, iż nawet sobie wyrzucę to ścierweczko przez okno, wtedy będę w pełni szczęścia. Kinga to przeżyła i szczerze mówiąc, jakoś nie zazdroszczę, bo potrafię być niesamowitą jędzą... Pozdrowienia! Nawiasem mówiąc ma też bloga, więc możemy się wspólnymi siłami odwdzięczyć za te tragiczne przeżycia i wpaść na niego -> Książki Bez Tajemnic. ;* Wracając, na początku nie pojmowałam cudowności tej książki. Wręcz przeciwnie, byłam pewna, że jest chora i absolutnie nie rozumiałam jej fenomenu. Dopiero, gdy dotarło do mnie, że historia rzeczywiście jest o seryjnym mordercy, to stopniowo zaczynało mi się podobać, a docierając do posłowia, już byłam pewna, że baaardzo mi się podobało.
Wiecie dlaczego? Możecie strzelać, bo recenzja tej powieści jest na co drugim blogu, być może mamy z blogerkami jakieś podobne odczucia, czy coś takiego...
Daję wam czas na zastanowienie... 3, 2, 1...
Margo nie zabija dla przyjemności. Nie wynajduje sobie ofiary, rzucając rzutkami po mapie, ani nic takiego. Ona chce pomścić poranionych. Zabija jedynie osoby, które przewiniły - biły dzieci, gwałciły lub zabijały. Długo myślałam, zanim doszłam do wniosku, że dziewczyna tak naprawdę nie jest zła. Chce bronić niewinnych i karać tych, którzy nie przestrzegają praw człowieka, a w szczególności krzywdzących dzieci. Czym jej zachowanie różni się od zachowania, dajmy na to, Sherlocka? Albo jakiegokolwiek innego detektywa lub policjanta, pracującego z prawdziwymi przestępcami - gdzie parę razy kogoś zamordowali? Być może nie planują wszystkiego tak dokładnie, ich zachowanie jest wypadkiem, w większości przypadków nie chcą, by zabójca się wymknął, ale Margo też nie jest zła do szpiku kości. Co tam dalej...
Dziewczyna ma problemy psychiczne - gdyby usunąć wszystkie przemyślenia, byłabym skłonna dać tej powieści nawet, powiedzmy 9/10, jednak z nimi, zasługuje na co najwyżej 7. Kolega uświadomił mnie, że dzięki temu Margo jest tak prawdziwa. W większości mordercy mają nie po kolei w głowie. No, ale mimo wszystko. Gdy najpierw to się mówi, jak bardzo chce się zabić, potem dokładnie - szczegół po szczególe, planuje zbrodnię, a na deser zaczyna żałować i płakać... Nie przesadzamy przypadkiem? Rozumiem, gdyby to się zdarzyło raz, ale niestety działo się tak po trzech zbrodniach, z tego co pamiętam... Nie wiem, jak dla mnie to przesada.
Styl pisania pani Fisher jest specyficzny. Preferuje krótkie rozdziały, książka posiada ich aż 51. To także z początku niesamowicie mnie wkurzało. Wyobraźcie sobie, że powieść ma ok. 350 stron, a dobre 40 jest pustych lub w połowie zapisanych, bo trzeba było zakończyć lub rozpocząć rozdział? Żal i rozpacz. Bohaterowie są dobrze wykreowani, ale niektóre momenty wywoływały we mnie niezłą konsternację. UWAGA MAŁY SPOILER: W pewnym momencie terapeutka mówi Margo, że jej najlepszy przyjaciel zmarł parę lat wcześniej. Pokazane są artykuły o śmierci, tłumaczenie... Wniosek? Ma aż takie problemy z głową, że go wymyśliła? No dobra można i tak, czytam dalej... Chłopak idzie na spotkanie z główną bohaterką i jej przyjaciółmi, a oni... także go widzą. Jak jest to wytłumaczone? HAHA, nijak ;* Chyba, że ja coś przegapiłam.
Okej, na deserek zachwalę wydanie, perfekcyjne wydanie. Okładka samym wyglądem powala z nóg. A teraz wyobraźcie sobie, że jest matowa. Jaka książka ma matową okładkę? Mało która i to właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba. Wnętrze jest śliskie - idealne! A czcionka, jaką zapisano fragmenty recenzji i nazwiska autorów... Dajcie mi jeszcze! <3 SQN stajecie się moim osobistym pionierem na rynku okładek...
Dam 7/10. Czy warto czytać? Książka pisana jest z perspektywy seryjnego mordercy. W sumie to jest to nawet ciekawa perspektywa, ale dość nienormalna. No, ale jakby mogła być normalna, skoro raczej nie spotykam się z morderstwami na co dzień, nie zabijam i znam to jedynie z telewizji... (SHERLOCKA!).
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:
Nie tak prosto w podróży pstrykać fotki... Myślałam, że dam radę, ale niektóre mi się rozmazały :/