Insta


niedziela, 31 maja 2020

To nie jest, do diabła, love story. Tom I - Julia Biel

10:00:00 0 Comments

Czasem wydaje Nam się, że możemy zaplanować wszystko i wmówić sobie, że tak ma być. Później jednak następuje zderzenie z życiem, które ma wobec Nas zupełnie inne plany.


Nr. recenzji: 367
Tytuł: „To nie jest, do diabła, love story”
Autor: Julia Biel
Liczba stron: 376
Data polskiego wydania: 15 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 9/10
Autorka: Małgorzata Górna


Julia Biel to Polska pisarka, która zadebiutowała dzięki serii Love Story. Szczerze mówiąc na początku nie byłam przekonana. Niby nie love story, chociaż podświadomie wiadomo jak będzie (ale przynajmniej powiało nutką tajemniczości), polska autorka, młodziewżówka, debiut...Ale postanowiłam zaryzykować. Moja miłość do emocjonujących historii i zagubionych zakochanych była silniejsza. Czy żałuję? Wiedziałam, że będę chciała momentami rzucić tą książką, ale jeszcze nie znałam powodów. Wiedziałam, że coś złamie mi serce, ale też nie wiedziałam jeszcze co. Na szczęście książka nie ucierpiała w żadnym sensie, nie tylko dlatego, że ma ładną okładkę.


Powiem wprost: zakochałam się po uszy. Prawdą jest też fakt, że miałam złamane serce, na szczęście tylko przez chwilę. Potem oprzytomniałam i z wytęsknieniem czekam na drugi tom. Już wyjaśniam dlaczego. Autorka pisze z niespodziewaną lekkością, chociaż wszystko dzieje się bardzo szybko. Nie odczuwałam, by czasoprzestrzeń była przez to zaburzona, bo przez tę historię się po prostu przepływa. Jest zabawna, z idealnie wyważonym sarkazmem, naturalna, emocjonalna i życiowa. Opisana ekspresja wydaje się bardziej niż prawdziwa, a występujące gamy emocji (momentem sięgające zenitu) to jest coś więcej niż tylko śmiech i płacz. Co do sytuacji z życia wziętej Julia Biel trafnie opowiada o wewnętrznych rozterkach niejednego zakochanego nastolatka. Wydaje mi się też, że zwraca uwagę na problem relacji rodzic-dziecko. Główna bohaterka – Ella - „sama się wychowuje” i być może warto się zastanowić co się za tym kryje.


Wracając do głównego wątku Elli i Jonasza – po prostu wciąga, nic nie można na to poradzić. Jest zabawna i nieprzesadnie urocza, aż nabiera się odwagi i chce się zakochać! Istnieją jedyne dwie małe ryski, których nawet nie nazwałabym wadą, tylko mnie zdziwiły. Po pierwsze – przeniesienie amerykańskiego życia do Poznania, a po drugie – mieszanka amerykańskich i polskich imion. Julia Biel jest ogromną fanką Ameryki i to widać. Czułam się troszkę nieswojo, momentami zapominałam, że akcja dzieje się w Polsce, ale to nic.


Na koniec chciałabym tylko powiedzieć, że dawno nie przeczytałam książki tak szybko. Polecam ją całym sercem wszystkim tym, który potrzebują mentalnego zakochania. Ostrzegam tylko przed czytelniczym kacem, ale w życiu czytających czasem tak bywa.

czwartek, 28 maja 2020

"Zwariowane opowieści" Gudule

21:08:00 0 Comments


Nr. recenzji: 370
Tytuł: „Zwariowane opowieści"
Autor: Gudule
TłumaczMałgorzata Hesko-Kołodzińska
Liczba stron: 128
Data polskiego wydania: 9 marca 2020
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 8/10
Autor recenzji: Lucyna Janicka

Tytuł książki bardzo mnie zachęcił, a grafika znajdująca się na okładce jest bardzo przyjemna w odbiorze, dlatego zdecydowałam się na recenzję “Zwariowanych opowieści” Gudule. Krótki opis książki sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech i byłam jeszcze bardziej ciekawa treści. Przeczucie, że książka będzie bardzo dobra, nie zawiodło.


Kiedy otrzymałam książkę i zaczęłam ją przeglądać, od razu wyczułam doskonałą jakość papieru użytego do wydrukowania jej. Jestem wrażliwa na punkcie takich drobnostek, więc już z tego tytułu książka zyskała ogromnego plusa. Trzymając kartkę w ręce ma się wrażenie, że nie trzyma się jednej, ale dwie lub nawet trzy, jednak nie jest to sztywność papieru technicznego. Czuć pod palcami, że papier jest naprawdę wysokiej jakości.  W książce znajduje się aż trzynaście historii, które zgodnie z tytułem, są zabawne. Ilustracji w książce nie ma zbyt wielu, ale te, które są, bardzo dobrze pasują do treści opowieści. Kolory grafik są bardzo zbalansowane i zrównoważone, przyjemne dla oka. Czcionka jest dość duża, a odpowiedniej wielkości interlinia z pewnością ułatwi dzieciom czytanie. 


Wśród trzynastu opowieści znajduje się jedna, która szczególnie podbiła moje serce. Jest to opowiadanie o Omerze i jego zębach oraz o tym, jakie przygody spotkały go, kiedy nie mógł myć zębów i nie dbał o higienę. Historia jest szczególnie zabawna dzięki doskonałemu zabiegowi Gudule, który polegał na fonetycznym zapisie zdań wymawianych przez Omera zmagającego się z bólem zębów. W historii dużą rolę odgrywa także Lady Jolanda, matka chłopca, która pod wpływem wskazówek dentysty podjęła bardzo ważną decyzję. Na drugim miejscu w mojej opinii znajduje się opowieść o mateczce Oretynce i ojczulku Jejujej. Jest to historia dwóch sąsiadów staruszków, z czego ojczulek ma koguta, a mateczka kurę. Po sąsiedzkim dogryzaniu sobie wzajemnie i złości ojczulka, przebiegły kogut postanowił pomóc swojemu panu i zrobić coś, czego kura mateczki nie byłaby w stanie, by ocalić jego i swój honor.  


Mam jednocześnie drobną uwagę w kierunku jednej z opowieści Gudule. Chodzi o opowiadanie o królu, który dmuchał na makaron. Samo w sobie opowiadanie jest zabawne i dobre na poprawę humoru, jednak już na początku pojawia się w nim księżniczka stosująca ścisłą dietę. Polegała ona wyłącznie na jedzeniu makaronu i niczego, poza tym. Następnie pojawia się zwrot skierowany do czytelnika, by wyobrazić sobie królewnę o “wielgachnych czerwonych policzkach, pulchnych biodrach, pokaźnych brzuszyskach i tłustych łydkach”. W mojej opinii jest to podtrzymywanie sztucznego kanonu piękna, w którym kobieta musi być szczupła, by być piękna i wartościowa. Nie zgadzam się z tym i jest to swego rodzaju punkt zapalny. Ten fragment będę omijać lub zastępować go tym, że księżniczki zwyczajnie mają swoje zasady, według których chcą żyć.  


Pomijając ten niewielki mankament, o którym napisałam wyżej, styl pisarki Gudule jest rewelacyjny. Zapis fonetyczny, doskonale dopasowane i wymyślone imiona bohaterów, pomysłowość autora idą w parze z umiejętnością zilustrowania przez Claude K. Duboisa. Wszystko to razem daje naprawdę dobrą książkę dla dzieci, z której ze spokojem mogą śmiać się także dorośli w każdym wieku. Tak jak wspomniałam na początku, książkę doceniam za bardzo wysoką, jeśli nie najwyższą, jakość papieru, doskonałe ilustracje i kolory. Turkus w połączeniu z bielą wygląda dla mnie wprost przepięknie, jestem zachwycona! 


W mojej opinii można z czystym sumieniem przymknąć oko na drobne potyczki autora, które z powodzeniem można zastąpić inaczej, zgodnie z kreatywnością i zdaniem rodziców. Tytuł “Zwariowane opowieści” nie wprowadza czytelnika w błąd i z całą pewnością możemy liczyć na to, że lektura książki poprawi nam humor. Swojemu trzylatkowi próbowałam przeczytać ulubioną przeze mnie historię o Omerze, jednak póki co nie był zainteresowany. Z pewnością będę próbować sięgnąć po książkę jeszcze za jakiś czas. Myślę, że wszystko zależy od dziecka i jego umiejętności i chęci słuchania, a także po prostu od ochoty na dłuższe opowieści. Książkę stawiam na regale dla trzylatka i myślę, że w tym wieku dziecko zrozumie przedstawione treści, a przynajmniej dużą ich część. 

środa, 27 maja 2020

"Osiem małych planet" Chris Ferrie

09:50:00 0 Comments


Nr. recenzji: 369
Tytuł: „Osiem małych planet"
AutorChris Ferrie
TłumaczAnna Urban
Liczba stron: 18
Data polskiego wydania: 13 marca 2020
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 10/10
Autor recenzji: Lucyna Janicka

Książeczka "Osiem małych planet" od początku wydawała mi się niezwykle interesująca. Mój trzylatek w ostatnim czasie fascynuje się gwiazdami i kosmosem, więc tym bardziej to propozycja idealna dla nas. Mnóstwo kolorów, fantastyczne wierszyki i ogromna porcja wiedzy - tego możemy oczekiwać od nowości Chrisa Ferrie.


Autor książki "Osiem małych planet" jest także odpowiedzialny za pojawienie się na rynku serii książek Uniwersytet malucha. Chris Ferrie jest kanadyjskim fizykiem i badaczem, który dumnie kroczy przez życie również jako ojciec czwórki dzieci. Autor jest zdania, że dziecko nie może być za małe, by zdobywać wiedzę. Stąd właśnie zrodził się pomysł, by tę ważną i cenną naukę przekazywać maluchom od najmłodszych lat za pomocą prostych książeczek. Do sięgnięcia po ten egzemplarz zachęca mnie cudowna grafika na okładce i wycięte na wzór układu słonecznego strony ze Słońcem w centrum. "Osiem małych planet" stała się jedną z ulubionych książeczek mojego trzylatka.



Od pierwszego kontaktu z książką zachwyca mnie jej grafika i bogactwo kolorów. Mamy tu wszystkie odcienie tęczy i jeszcze mnóstwo innych, całość wygląda naprawdę fenomenalnie! Na okładce widzimy uśmiechnięte planety, mniejsze i większe gwiazdy, a także zaznaczone gwiazdozbiory. Co ciekawe, rysunków planet jest dziewięć, a nie osiem. Okazuje się, że Ferrie zadedykował książkę planecie karłowatej o imieniu Pluton, o czym możemy przeczytać na tylnej okładce. I choć planeta oczywiście nigdy się o tym nie dowie, uważam, że to naprawdę fantastyczny gest i rodzaj ukłonu w kierunku Plutona, który został wykluczony z tego zaszczytnego planetarnego grona. Każda strona, dokładnie tak samo jak okładka, zachwyca mnie ilością kolorów i rewelacyjną grafiką. Przywykliśmy do tego, że planety wymieniamy od Merkurego. W książce jednak przedstawienie tych kosmicznych olbrzymów rozpoczyna się od Neptuna. Taki zabieg jest doskonale połączony z grafiką - w miarę wymieniania kolejnych planet zbliżamy się do Słońca, które znajduje się w centrum. 


Na każdej ze stron znajduje się ogrom wiedzy, którą autor ma w zwyczaju przedstawiać w niezwykle prosty sposób. Na początku kieruje pytanie, czy każda z planet jest super i czy wszystkie są szczęśliwe. Razem z planetami podążamy w wyjątkową podróż, by poznać je i zdobyć cenną wiedzę. Wszystkie informacje są ujęte w zabawnych i przyjemnych wierszykach, które stanowią zaledwie cztery linijki rymowanego tekstu. Poznajemy numer planety, przykładowo szósta, piąta, trzecia itd., a także podstawowe informacje, które jej dotyczą. Z wierszyków wiemy, że Mars jest czerwony od piasku i pyłu, miewa dużo piaskowych burz, a także może pochwalić się najwyższą w Układzie Słonecznym górą. Najważniejsze informacje w pigułce są obleczone w niezwykle atrakcyjną zabawną formę. Na ostatniej stronie autor odpowiada na zadane przez siebie na początku pytania. Kiedy przeczytałam synkowi wszystkie wierszyki i zamknęłam książkę, okazało się, że tylna okładka obfituje w dodatkowe informacje, których nie było w książce. Dodatkowo dostajemy osiem ciekawostek - o każdej z planet po jednej. 



"Osiem małych planet" jest drugą książką Chrisa Ferrie w kolekcji książkowej mojego trzylatka. Urzeka mnie prostota, z jaką autor wyjaśnia skomplikowane zjawiska, by były jak najbardziej zrozumiałe. Mój trzylatek uwielbia obie książki. "Osiem małych planet" to moim zdaniem książeczka przeznaczona dla dzieci od drugiego roku życia. Sądzę, że pojęcia planet mogą być dla nich niezrozumiałe, jednak z pewnością zachwycą się grafiką i kolorami. Mój syn często prosi nas o czytanie tej książeczki, uśmiecha się podczas słuchania i z żywym zainteresowaniem ogląda dokładnie każdą stronę, dopytuje o obrazki. Pozycja jest naprawdę doskonała i uważam, że stanowi obowiązkową lekturę dla fanów kosmosu, gwiazd i tej ogromnej przestrzeni nad nami. Jest to jedna z piękniejszych graficznie książek, natomiast przedstawiona wiedza jest podana w prosty i zrozumiały sposób. Jestem pewna, że książka posłuży maluchowi przez długi czas. Ode mnie ocena maksymalna, jestem zachwycona!

poniedziałek, 25 maja 2020

"Korea Północna. Dziennik podróży."

13:07:00 0 Comments


Nr. recenzji: 371
Tytuł: "Korea północna. Dziennik podróży"
Autor: Michael Palin
Liczba stron: 200
Data polskiego wydania: 6 maja 2020
Wydawnictwo: Insignis
W moim odczuciu: 8/10






Ci z nas, którzy słyszeli o Michaelu Palinie, z pewnością kojarzą go jako aktora z "Latającego cyrku Monthy Pythona", a nie jako pisarza czy podróżnika. Kiedy wiec zobaczyłam, że wśród nowości wydawniczych Insingis pojawił się reportaż o Korei Północnej jego pióra, pomyślałam, że to pozycja warta uwagi. Szczerze mówiąc, muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Tak jak wyżej wspomniałam, skojarzenie z Monthy Pythonem zrobiło swoje. Myślałam zatem, że książka będzie utrzymana w tonie ironicznego, inteligentnego i może nieco surrealistycznego komizmu, a dostałam świetną, lekko opisaną historię podróży. 200 stron faktów i informacji, bez zbędnej gadaniny. Michael Palin świetnie skupia się na tym, co istotne, pokazuje w swoim reportażu elementy, które szczególnie zasługują na uwagę - i to nie tylko jeśli chodzi o elementy topografii, ale także zachowania, tradycje. Obnaża słabości zachowania Koreańczyków i ich przywódców, pokazuje działania i poglądy, które turystom z zewnątrz wydają się nierzeczywiste, a często wywołują niemal myśl o zindoktrynowaniu społeczeństwa, a dla Koreańczyków są czymś powszednim i naturalnym.

Jednym małym minusem, który jednak wydaje się być w tym wypadku oczywisty, jest to, że Palin jako Amerykanin skupia się na pewnych powiązaniach pomiędzy Koreą a USA, na które osoba o innej narodowości nie zwróciłaby uwagi. Jak choćby opis kręcenia sceny wysyłania pocztówki do znajomego. Palin opisuje dość szczegółowo kartki, w których wyraźnie przejawiało się antyamerykańskie nastawienie Koreańczyków. Reportaż ubarwiony jest pięknymi zdjęciami, które obrazują otoczenie, w jakim Palin i jego współtowarzysze przebywali w czasie podróży. Dzięki temu, łatwiej wczuć się w klimat Korei, wyobrazić sobie smaki, zapachy, dźwięki, zobaczyć ludzi. Fotografie przedstawiają rzeczywistość Koreańczyków i ich kraju, często ukazując skrajności - jak choćby monumentalny posąg obrazujący zjednoczenie Korei Północnej i Południowej i całkowitą pustkę na rozciągającej się poniżej drodze. Dynamizmu całości nadają także krótkie i trafne komentarze pod ilustracjami. Za plus poczytuję także to, że Palin nie podejmuje tematu przywódców Korei - ich nazwiska pojawiają się w tekście tylko kilka razy i to przy okazji podejmowania zupełnie innych tematów.

Książka jest krótka, pisana w sposób żywiołowy i stanowi idealną lekturę na długi, jeszcze- covidowy, letni wieczór. Z pewnością zmienia sposób patrzenia na Koreę Północną. Po lekturze, koreańskie społeczeństwo nie wydaje się być już tak bardzo zindoktrynowane - raczej skupione na własnym życiu i kultywowaniu własnej tradycji i kultury w której wyrosło. Jedyne czego nieco mi zabrakło to opis większych miast, ponieważ Palin wraz ze swoją ekipą podróżował głównie po mniej znanych miejscach. O metropolii wspomina się natomiast głównie pobieżnie, na początku tej pozycji.

niedziela, 24 maja 2020

„121 łez" - I.M. Darkss

16:30:00 0 Comments
Co byś zrobił widząc człowieka stojącego na moście, nad bezkresem ciemnej wody, który zamierza do niej skoczyć? Czy widok ten bardziej by Cię przeraził czy rozbawił? Każdy z nas na co dzień zmaga się z różnymi problemami. Nieraz są to błahe sprawy, które tracą na swojej sile po kilku dniach. Czasem są to problemy, z którymi zmagamy się całe życie. Czy jest w nas choć odrobina współczucia dla drugiego człowieka, który być może przechodzi właśnie największy kryzys w swoim życiu? Jeśli was zaciekawiłam to myślę, że historia Emily z powieści „121 łez" na pewno poruszy was tak samo jak mnie.

Nr. recenzji: 366
Tytuł: „121 łez"
Autor: I.M. Darkss
Liczba stron: 328
Data polskiego wydania: 19 maja 2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 9/10


Powieść zaczyna się niebanalnie - poznajemy dziewczynę na skraju załamania, która zamierza skoczyć z mostu. Nie wiemy nawet jak się nazywa, ani jaki jest powód takiej decyzji. Bohaterka jest przekonana, że skok przyniesie jej ukojenie i zagłuszy wewnętrzny ból. Fascynuje ją również sam fakt bezwładnie opadającego ciała, które jest już uzależnione tylko i wyłącznie od losu. Już zamierza skoczyć, gdy z letargu wyrywa ją męski głos. Okazuje się, że zupełnie obcy mężczyzna ratuje jej życie. W szpitalu stara się pomóc i zmienić jej nastawienie do świata, ale dziewczyna znika. Dwa lata później spotykają się ponownie, teraz jednak to on potrzebuje jej pomocy. Dziewczyna kolejny raz ucieka, ale tym razem los płata jej figla i historie tej dwójki ponownie się splatają. Między nimi rozpoczyna się gra. Chociaż nasza bohaterka zapiera się przed uczuciem, to jednak nie może zapomnieć o nowo poznanym mężczyźnie.

Głowna bohaterka, pomimo młodego wieku, jest doświadczoną kobietą. Doznała okrucieństwa i braku szacunku od osoby, którą darzyła niewiarygodnym uczuciem. Osoba ta wyniszczyła ją psychicznie i fizycznie, pozostawiając wrak człowieka. Emily nie widziała innego rozwiązania poza samobójstwem. Na szczęście na moście przypadkowo zauważa ją nieznajomy. Derek ratuje jej życie i tym samym rozpoczyna ich wspólną historię. Młody psycholog ofiaruje jej swoją pomoc mimo, że dziewczyna od pierwszego spotkania ją odrzuca. Nieufna kobieta boi się wejść w bliższą relację z przystojnym mężczyzną. Nie chce ponownie przechodzić przez piekło.

Książka zaintrygowała mnie już samym opisem. Wnętrze lektury też mnie nie zawiodło. Powieść jest wręcz naładowana emocjami. Nie zabraknie w niej więc poczucia humoru, ale także sytuacji traumatycznych dla naszych bohaterów, które chwytają za serce. Cała fabuła powieści jest bardzo wciągająca. Nie jest to typowa historia dwójki ludzi, którzy się w sobie zakochują. Między Emily, a Derekiem jest jakaś siła, która ich do siebie przyciąga, ale dziewczyna ze względu na swoją przeszłość nie chce się poddać temu uczuciu. Mężczyzna wie, że dziewczyna niesie za sobą bagaż doświadczeń, ale chyba nie zdaje sobie spawy z jego ciężaru. Podobają mi się także główne postacie, które na swój sposób też są intrygujące i ciekawe. Cała historia tej dwójki jest bardzo wiarygodna i realna.

Bardzo podoba mi się styl autorki. Powieść czyta się z wielką przyjemnością. Autorka poruszyła dość trudny temat, który niesie za sobą ważne przesłanie. Co dzień na całym świecie dochodzi do przemocy ze strony najbliższych nam osób, zarówno tej fizycznej jak i psychicznej. Wiele osób zmaga się wówczas z bezradnością i akceptuje ataki agresji ukochanych ludzi. Ci najsłabsi psychicznie są przekonani, że nie są nic warci. Wówczas często dochodzi do prób samobójczych. Ile takich prób dochodzi do skutku? Nie zawsze na drodze poranionej osoby staje taki bohater jak Derek. Nie wszystkie historie kończą się dobrze.

Myślę, że z czystym sercem mogę wam polecić powieść „121 łez". Jest to przejmująca historia dwójki ludzi, których przypadkowo połączył los. Napisana lekkim językiem, porusza naprawdę trudne tematy i niesie za sobą ważne przesłanie skierowane do każdego z nas. Każdy z nas jest przecież tylko człowiekiem, i każdy niesie inny bagaż doświadczeń. Bądźmy dla siebie nawzajem bardziej wyrozumiali. Bądźmy po prostu bardziej ludźmi, bo nigdy nie wiemy z czym obecnie zmaga się druga osoba. 



środa, 20 maja 2020

"Technologia kosmiczna dla maluchów" Chris Ferrie

11:58:00 0 Comments

Nr. recenzji: 368
Tytuł: „Technologia kosmiczna dla maluchów"
AutorChris Ferrie
TłumaczMiłosz Urban
Liczba stron: 12
Data polskiego wydania: 13 marca 2020
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 9/10
Autor recenzji: Lucyna Janicka

W mediach społecznościowych jestem na kilku grupach, w których rodzice dyskutują o książkach dla dzieci. O serii książek Chrisa Ferrie dowiedziałam się z jednej z grup. Nauki ścisłe dla małych dzieci? Brzmi nieco niedorzecznie, zwłaszcza że sama nigdy ich nie ogarnęłam. Niemniej kiedy pojawiła się możliwość zrecenzowania jednej z tych książek, wiedziałam, że muszę podjąć się tego zadania.



Na początku warto wspomnieć słów kilka o autorze serii książek. Chris Ferrie jest kanadyjskim fizykiem, matematykiem, badaczem, ale przede wszystkim ojcem czwórki dzieci. Jego praca jest jednocześnie jego pasją, a to przecież naturalne, że swoimi pasjami chcemy dzielić się z naszymi dziećmi. Ferrie postanowił stworzyć serię książek dla dzieci, w których w najprostszy możliwy sposób wyjaśni podstawowe zjawiska i prawa fizyczne. Naukowiec uważa, że żadne dziecko nie jest za małe, by zaszczepić w nim iskierkę zainteresowania nauką. "Technologia kosmiczna dla maluchów" wyjaśnia, dlaczego rakieta kosmiczna jest w stanie lecieć. Dziecko pozna pojęcia siły nośnej i ciągu.




Sięgając po książkę, początkowo byłam trochę sceptycznie nastawiona, o czym już wyżej pisałam - przecież jak to takie trudne rzeczy dla maluszków, które nawet jeszcze nie potrafią dobrze mówić. Książeczka to wydanie kartonowe, dzięki czemu przetrwa znacznie więcej, a wiadomo, jak to jest z małymi ciekawymi rączkami. Wydanie kartonowe to już duża zaleta książki, co z pewnością docenią doświadczeni rodzice. Na każdej z dwunastu stron znajduje się jedno króciutkie zdanie i pasująca ilustracja. Album zaczyna się od obrazu piłki z niezwykle prostą informacją - To jest piłka. Czy można prościej? Sęk w tym, że prościej właśnie już chyba się nie da. Stopniowo autor prowadzi dzieci (i niekiedy rodziców :) ) przez podstawowe prawa fizyczne, by zakończyć na zdumiewających wnioskach i skutkach działania opisanych wcześniej sił. Na ostatniej stronie książki Ferrie informuje dziecko, że teraz wie już, czym jest technologia kosmiczna! Po przeczytaniu tego jednego zdania uśmiechnęłam się, bo... teraz ja też już wiem! 


Nieco zasmuciła mnie skromna ilość stron w książce, chciałabym, żeby było ich więcej. Podczas czytania mózg pochłania wiedzę, która wchodzi do niego naprawdę mimochodem, czemu więc tego nie wykorzystać do przekazania większej ilości informacji? Z drugiej strony doskonale wiem o tym, że książka dla dziecka nie może być zbyt długa, bo maluch zwyczajnie się znudzi i z chęci czytania książki zostanie niewiele. Ilość dwunastu stron w tym albumie jest całkowicie wystarczająca, by zachęcić dziecko do poznawania świata nauki już od najmłodszych lat. Ilustracje są bardzo proste, co na początku mi przeszkadzało. Wszędzie białe strony, a może jednak dodać jakieś tło, może trochę koloru? Zorientowałam się jednak w czasie czytania książki synkowi, że dodatkowe ilustracje czy duża ilość kolorów mogłyby rozpraszać. Dziecko mogłoby się skupiać wówczas na wszystkich ilustracjach dookoła, a tak nie ma dużego wyboru i mimowolnie oczy dziecka patrzą na omawiany element, co ułatwia przekształcenie wiadomości.


"Technologia kosmiczna dla maluchów" jest najnowszą książką Chrisa Ferrie z serii Uniwersytet Malucha. Jestem pewna, że wspólnie z synkiem zapoznamy się z pozostałymi tytułami. W pierwszej kolejności sięgniemy po "Chemię organiczną" i "Teorię względności", które mój trzylatek wybrał sam - może rośnie mi mały naukowiec? Bardzo zachęca mnie prosty język, jakim posługuje się autor do wyjaśnienia podstawowych zjawisk. Mój syn jest żywo zainteresowany lekturą, a na pytanie, czy rozumie przeczytany fragment, uśmiecha się i przytakuje.


Z całą pewnością mogę polecić książeczkę, szczególnie dzieciom, które lubią temat kosmosu, interesują się gwiazdami i rakietami kosmicznymi. Osobiście umieściłabym ją na regale dla maluchów w wieku od minimum trzech lat. Myślę, że pomimo swojej prostoty, treść będzie zbyt trudna dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. W książce pojawia się temat powietrza. Ciężko wyjaśnić dziecku co to jest powietrze, którego nie można zobaczyć, dotknąć, ani poczuć. Od siebie "Technologii kosmicznej dla maluchów" daję ocenę 9/10. Jeden punkt w dół poleciał wyłącznie za efekty wizualne. Zwyczajnie połączenie kolorów jest bardzo dalekie od mojego poczucia gustu. Jeśli chodzi o resztę - nie mam do czego się przyczepić!

wtorek, 19 maja 2020

„Wspaniała mądrość mrówek" - Philip Bunting

15:15:00 0 Comments
Mrówki - prawie najmniejsze stworzenia na świecie (tak, okazuje się, że istnieją jeszcze mniejsze zwierzęta - niewiarygodne). Na co dzień nawet nie zauważamy ich obecności, bo przecież kto by się przejmował jakimiś małymi mrówkami? Okazuje się jednak, że te małe stworzenia są całkiem mądre jak na swój rozmiar. Książka dla dzieci pod tytułem „Wspaniała mądrość mrówek" na pewno was zaciekawi, a jeszcze bardziej zaintryguje wasze pociechy!


Nr. recenzji: 365
Tytuł: „Wspaniała mądrość mrówek"
Autor: Philip Bunting
Tłumaczenie: Jacek Spólny
Liczba stron: 36
Data polskiego wydania: 19 maja 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 10/10


W tej wypełnionej kolorami książeczce poznajemy małe mrówki, które żyją praktycznie wszędzie. Autor przedstawia nam również liczbowo ilość wszystkich mrówek na świecie. A swoją drogą, wiecie jaka to liczba? Myślę, że mogę zdradzić wam ten fakt. Na świecie istnieje około 10 bilardów mrówek! To jest dokładnie 10.000.000.000.000.000 tych małych stworzeń! Liczba jest naprawdę zadziwiająca. Następnie w książeczce poznajemy co lubią i czego nie lubią nasze małe bohaterki, a także czym się odżywiają. Dowiadujemy się również, że mrówki żyją w grupach oraz jak powstają całe, nowe kolonie. Autor przedstawił także różne stanowiska, które mrówki przyjmują - okazuje się, że jest więcej mrówczych ról niż dobrze znana rola mrówki-królowej i mrówki-robotnicy. Wiecie, że mrówki mają też swoje super-moce? Jeśli nie, to książka na pewno was zaskoczy.

Książka o mrówkach jest naprawdę urocza. Każda storna wypełniona jest przepięknymi, kolorowymi obrazkami, na które po prostu nie da się nie zwrócić uwagi. Tekstu jako tako nie jest dużo - w końcu to książka dla dzieci, więc ma przeważać obraz. Autor przedstawia te stworzenia w bardzo ciepły i przyjemny sposób. Mam więc wrażenie, że każde dziecko, które nie lubi bądź boi się mrówek, po lekturze zmieni co do nich zdanie. Bardzo ciekawe jest również przedstawienie naszych tytułowych, mądrych mrówek. Autor zdradził nam czym zajmują się nasi mali przyjaciele w ciągu dnia. Dowiadujemy się również jak bardzo mrówki pomagają ludziom i w ogóle całej naszej planecie poprzez na przykład użyźnianie gleby. Zaskakujące ile korzyści płynie z pracy tak małych stworzeń. Zapewne większość z was nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Na pozór wydawać by się mogło, że mrówki nie stanowią przecież żadnego większego znaczenia. 

Zakończenie książki jest równie ciekawe co urzekające. Autor przedstawia kilka ważnych aspektów w życiu każdego stworzenia, zarówno małej mrówki jak i człowieka. Za pomocą kolorowych obrazków przedstawiających różne sceny z życia mrówek przypomina nam o wartościach, jakie powinny być nadrzędne także i w naszym życiu. Bo przecież rodzina jest tak samo ważna zarówno w świecie zwierząt jak i w świecie ludzi. Także pomoc drugiemu człowiekowi, tak jak pomoc drugiej mrówce w świecie mrówek, jest ważna i potrzebna.

Książka jest skierowana do dzieci - to oczywiste, ale myślę, że każdy rodzic na pewno będzie zaskoczony ciekawostkami, które kryją się na jej kartach. Na kilkunastu stronach kolorowej książeczki jest zamknięty cały mrówczy świat, który naprawdę warto odwiedzić. Podsumowując mogę tylko dodać, że książka naprawdę uczy i bawi. Jestem więc pewna, że skradnie serca zarówno tych mniejszych jak i tych trochę większych czytelników.