Insta


czwartek, 26 marca 2020

„Totalna magia" Alice Hoffman

20:04:00 0 Comments
Nr. recenzji: 355
Tytuł: „Totalna magia"
Autor: Alice Hoffman
Tłumacz: Danuta Górska
Liczba stron: 320
Data polskiego wydania: 29 stycznia 2020
Wydawnictwo: Wydawnictwo Albatros
W moim odczuciu: 4/10
Autor recenzji: Daria Pogodzińska



Opis Sally i Gillian straciły oboje rodziców w felernym wypadku, zostają oddane pod opiekę swoim ciotką - Franny i Jet. Kobiety wyróżniają się na tle społeczeństwa. Potrafią rzucać uroki i zaklęcia, zwłaszcza te miłosne. Mieszkańcy starannie unikają ich posiadłości, ale gdy zapada zmrok przychodzą w potrzebie. Sally i Gillian z upływem czasu dorastały. Mówiło się o nich niepochlebnie, koledzy i koleżanki ze szkoły bały się dziewczyn. Siostry nie były zapraszane na urodziny i różne przyjęcia. Gillian pierwsza uciekła z domu i korzystała z danej jej wolności i to nie zawsze w rozsądny sposób. Sally bardziej odpowiedzialna i rozsądna starała się ułożyć sobie życie. Kobiety zostały wyparte przez społeczeństwo, bo przecież każdy wiedział jakie są kobiety z rodu Owensów...


Ogromnym plusem tej powieści jest kreacja postaci. Autorka nadała bohaterom tak wiele cech i tych dobrych jak i złych, że stają się oni prawdziwi. Franny i Jet są od siebie bardzo różne, tak samo jest z Sally i Gillian, są jak ogień i woda. Jedna woli siedzieć w domu, a druga wychodzi i imprezuje ile wlezie, jedna jak się zakocha to na stałe, druga zmienia partnerów jak rękawiczki. Pokazanie postaci na zasadzie przeciwieństw spowodowało, że kobiety w żaden sposób mi się nie myliły, łatwo mi je rozróżnić po samym zachowaniu. Styl autorki jest lekki i mimo, że powieść nie trafiła w moje gusta, o czym piszę w następnym paragrafie, to historię się czyta i czyta i dochodzi się do końca. Pióro autorki pozwala przepłynąć przez opowieść o dwóje kobiet z rodu czarownic i ich życiu. Patrząc jeszcze na zewnętrzną otoczkę to jest ona po prostu piękna. Odcienie niebieskiego, widoczna twarz kobiety i złote elementy, które się mienią. Okładka jest cudowna, totalnie oddaje klimat tytułu.

Przechodząc do elementów, które mi się nie podobały, chociaż nie wiem czy można tu mówić o elementach, ponieważ tak na prawdę cała książka nie przypadła mi do gustu. Patrząc na okładkę i przeczytawszy opis miałam nadzieję, na książkę pełną magii, tajemnicy i zagadkowej klątwy. Niestety żadne z tych oczekiwań nie zostało spełnione. Magia poniekąd jest. Głównie zajmują się nią ciotki dziewczyn przygotowując napary, zaklęcia, ale nasze główne bohaterki wcale się tak tą magią nie zajmują. Odgrywa ona ważną rolę w życiu i jest to widoczne, ale nie wybija się to tak bardzo na główny plan, jakbym tego oczekiwała. Wolę, gdy w powieści zawarty jest okres czasu kilku miesięcy, maksymalnie kilka lat. Poznajemy bohaterki, gdy są małymi dziewczynkami w czasie czytania dochodzimy do momentu jak jedna z nich ma już nastoletnie córki. Jest to moja indywidualna preferencja, dlatego sądzę, że przez to rozczarowałam się tą powieścią.

Podsumowując, "Totalna magia" to książka, która mi osobiście się nie podobała, jednak rozumiem, że komuś ta powieść może się podobać. Nie jest ona złą, sądzę, że to bardziej kwestia gustu i preferencji. Za mało było magii w magii oraz akcji i tajemnicy. Niby coś się działo, ale nie czułam się tym porwana. Za okładkę ogromny plus, bo pięknie prezentuje się na półce i jest miła dla oka. Sally i Gillian posiadają wiele cech odmiennych, często się nie dogadują, ale w chwili kryzysu potrafią znaleźć w sobie oparcie. Każda postać jest pełnowymiarowa i bardzo dobrze przedstawiona. Polecam samemu sięgnąć i sprawdzić, bo może akurat jest to coś dla was. Ja niestety się zawiodłam. Ode mnie 4/10

wtorek, 24 marca 2020

„Piekielna głębina" Lindsay Galvin

19:11:00 0 Comments
Nr. recenzji: 354
Tytuł: „Piekielna głębina"
Autor: Lindsay Galvin
Tłumacz: Agnieszka i Karol Stefańczykowie
Liczba stron: 335
Data polskiego wydania: 30 kwietnia 2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 9/10
Autor recenzji: Daria Pogodzińska


Główne bohaterki poznajemy w czasie ich lotu do nowego miejsca zamieszkania. Aster i Poppy są siostrami, mają trudną sytuacje rodzinną, ponieważ zostały sierotami. Ich mama zmarła z powodu raka, a dziewczynki mają od teraz mieszkać ze swoją ciotką, siostrą mamy. W samolocie spotykają chłopaka imieniem Sam, z którym nawiązują znajomość. Iona, nowa opiekunka rodzeństwa, wraz ze studentami prowadzi badania na temat zdrowego tryby życia, jest ona również lekarzem onkologii. Dziewczęta będą z nią mieszkać w ekowiostce, miejscu w głębi lasu, bez dostępu no nowoczesnej technologi. Poppy przeczuwa, że nie wszystko tutaj jest takie oczywiste jak się wydaje. Tajemnicze badania, dziwna ciota i wiele różnych studentów.


Aster musi sobie dać radę na wyspie, która nie jest miejscem cywilizowanym. Łowienie ryb, zdobywanie pokarmu i chodzenie boso, to życie codzienne studentów. Do tego dochodzi tajemnica, która wzbudza ciekawość również Sama. W połączeniu wychodzi z tego całkiem świetna akcja. Ciągle coś się dzieje, nie wieje nudą. Jest to powieść typowo młodzieżowa, przez wzgląd na wiek bohaterów, ale także Aster stara się być dojrzalsza jak na swój wiek, ponieważ ma pod opieką swoją młodszą siostrę. Straciła oboje rodziców, oprócz siostry mamy, nie ma innej rodziny. Sytuacja wymusiła na niej stanie się odpowiedzialną i rozważną. Autorka nie pozbawiła jej wrażliwości dziecka, a także wpadania w panikę. Dziewczyna ma ataki paniki, które są dokładnie przedstawione, co ona czuje i co się z nią dzieje. Czasami dochodzi do takich sytuacji, że nienaturalne by było, gdyby dziewczyna nie panikowała, wiedziała nagle co ma zrobić. Obawiałam się w pewnym momencie, że cała ta zagadka zostanie wytłumaczona przez jakiś element fantastyczny, że od powieści w świecie realnym nagle dojdzie do momentu, gdzie pojawiają się nadnaturalne moce, magia. Podobną sytuacje miałam z wątkiem romantycznym, nie chciałam żeby on wystąpił, byłoby to już przesadzone i pojawiło by się znikąd. Bardzo dobrze, że autorka nie stworzyła szybkiego nienaturalnego romansu.


Powieść wciąga od pierwszych stron, gdybym mogła to bym ją przeczytała na raz, niestety musiałam zrobić małą przerwę. Pomimo to czytałam cały czas, bo chciałam poznać koniec, chciałam odkryć z bohaterka tajemnice badać. To jest jedna z tych książek, do których się siada i się je czyta przez cały czas aż do końca. Historia, nie jest długa, to lekko ponad trzysta stron, a czcionka jest duża, więc już samo to potęguje szybkość jej czytania.


Podsumowując, uważam, że "Piekielna głębina" to idealna powieść dla młodzieży, szczególnie na ten trudny teraz czas i okres pozostania w domu. Stopniowo wraz z bohaterami odkrywałam tajemnice badań i życia na wyspie. Byłam ciekawa co będzie dalej i przez to nie mogłam się oderwać. Historia z elementami thrillera wzbudza niemałe napięcie. Główna bohaterka przedstawiona jest wyraziście i prawdziwie. Opiekuje się swoją młodszą siostrą, zrobi dla niej wszystko, ale też pozwala sobie na chwile słabości i załamania. Cieszy mnie to, że autorka nie poszła w schemat nastoletniej miłości, więc jeśli macie dość słodkich par, to ta pozycja może was do siebie przekonać. Miło spędziłam przy niej czas i będę ją polecać.

poniedziałek, 23 marca 2020

"Prawda. Krótka historia wciskania kitu" - Tom Phillips

09:33:00 0 Comments
Kłamstwo towarzyszy ludziom od zarania dziejów. Nie sposób już dzisiaj dojść, kto wypowiedział je jako pierwszy i z jakiego powodu to zrobił. Kłamiemy również na wiele sposobów – od niegroźnego, lekkiego nagięcia rzeczywistości, poprzez zatajenie prawdy, aż po świadome oszustwa z premedytacją na wielką skalę. Wszyscy bez wyjątku mamy też tendencję do manipulowania faktami – czy to dla własnej korzyści, czy dla różnie rozumianego dobra i komfortu psychicznego innych ludzi. Ze względu na powyższe, tematyka, którą podjął Tom Phillips w swojej książce „Prawda. Krótka historia wciskania kitu” jest w dużej mierze uniwersalna i przykuwająca uwagę.  

Nr. recenzji353

Tytuł: „Prawda. Krótka historia wciskania kitu"
Autor: Tom Phillips
TłumaczMaria Gębicka-Frąc
Liczba stron: 293 strony
Data polskiego wydania: 26 lutego 2020
WydawnictwoAlbatros
W moim odczuciu7 /10
Autor recenzjiKaja





Autor zaczyna od definicji fałszu – jak się bowiem nietrudno domyślić, o ile prawda jest jedna, o tyle kłam przyjmować może różne formy i ukazywać rozmaite oblicza; cofa się także w przeszłość, niemalże do zarania ludzkości, próbując dociec genezy badanego zjawiska oraz odpowiedzieć na pytanie, czy wyłącznie człowiek ma tendencję do konfabulacji, czy występuje ona także u innych gatunków. Ze wstępu dowiadujemy się również, że nie każde zafałszowanie rzeczywistości jest intencjonalne – niejednokrotnie dochodzi do przekłamań w wyniku błędu, zniekształcenia poznawczego czy chociażby zbyt małej ilości danych. Ciekawostką są liczne nawiązania do słynnych historycznych postaci, którym zdarzyło się minąć z prawdą istotny sposób i zostać na tym przyłapanym – za życia lub wiele lat po śmierci; autor pokusił się także, by policzyć, ile kłamstw wypowiada w jednym swoim przemówieniu prezydent Stanów Zjednoczonych. 

Książka Philipsa demaskuje największe przekłamania w dziejach ludzkości. Dowiadujemy się z niej, w jaki sposób w XVIII wieku można było fikcyjnie uśmiercić człowieka i z jakiego powodu ktoś się do tego posunął oraz że jeszcze w minionym stuleciu powstawały mapy zawierające nieistniejące krainy geograficzne (szczerze mówiąc, kiedy przeczytałam, że Góry Księżycowe nie istnieją, poczułam lekką konsternację, bo spotkawszy się z tą nazwą w jakimś quizie, uznałam za autentyk). Pozostając w księżycowym klimacie, fenomenem, jak dla mnie, była tak zwana „wielka księżycowa mistyfikacja” – rozpowszechniona na masową skalę informacja, że za pomocą nowoczesnego teleskopu na Księżycu odkryto bujnie rozwinięty ekosystem, w którym żyją podobne do ludzi istoty z nietoperzowymi skrzydłami charakteryzujące się rozwiniętym intelektem. Zdumiewające, że ówczesne społeczeństwo przyjęło tę absurdalną historię niemalże bez zastrzeżeń! Autor zahacza także o historię Kuby Rozpruwacza i zgłębia manipulacje, jakich dopuściły się wielkie koncerny farmaceutyczne. 

Podsumowując – pozycja ta, utrzymana w reporterskim stylu, ma swoje zalety i parę wad. Ciekawy dobór tematu i rzetelny research okraszony został niezbyt śmiesznymi żarcikami powtykanymi tu i ówdzie niejako na siłę. Ale, jak wszyscy doskonale wiemy, brytyjski humor jest specyficzny i nie każdy musi go rozumieć. Czasu spędzonego na lekturze zdecydowanie nie uważam za stracony: dowiedziałam się paru nowych rzeczy i niejako zweryfikowałam dotychczas posiadane informacje w określonych dziedzinach. Autor zachęcił mnie do zgłębienia poszczególnych zagadnień celem weryfikacji rzetelności oraz podkopał wiarę w dziennikarski etos przekazywania wyłącznie prawdy.  

sobota, 21 marca 2020

"Żółte ślepia" Marcin Mortka

20:37:00 0 Comments
Jestem fanką fantastyki od kiedy pamiętam, zarówno w książce jak 
i w filmach. Głównie dlatego pozycja Marcina Mortki "Żółte ślepia" mnie zaciekawiła. Po lekturze przyznaję jedno - to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza książka fantasy ostatnich lat jaką miałam okazję przeczytać. Kolejny raz przekonałam się, jak bardzo utalentowani są nasi rodzimi autorzy. Obok tej pozycji po prostu nie można przejść obojętnie. No i spójrzcie na okładkę!
Numer recenzji: 351

Tytuł: „Żółte ślepia"
Autor: Marcin Mortka
Gatunek: fantastyka, fantasy, science fiction
Liczba stron: 416
Data polskiego wydania: 26 luty 2020
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 9 /10



Przenosimy się do roku 995, w okolice Gniezna i gnieźnieńskiego grodu. Głównym bohaterem książki Marcina Mortki jest Medvid - Kosmacz - nieokrzesany wojownik, olbrzym z młotem w dłoni, służący księciu Bolkowi radą i pomocną dłonią. Na ten czas przypada wielka chrystianizacja naszego narodu. Ścierają się ludowe wierzenia, pogańskie zwyczaje i religia zachodu - tak bardzo nam nieznana i budząca trwogę. W wyniku czegoś równie niepojętego jak i nieprawdopodobnego cały gród - łącznie z wojownikami, mieszkańcami, władcą i jego żoną znikają. Medvid staje do nierównej walki chcąc odnaleźć swojego Pana i jego małżonkę. Na szczęście może liczyć na pomoc Gosławy, Goślinki.. Wiedźmy, która nade wszystko pragnie przetrwać.


Magia, która bije z tej książki jest oczywista. To w końcu historia naszych przodków, nasza historia. Strzygi, popielice i utopce, przyjęcie chrześcijaństwa. Jedne z ważniejszych dat w historii naszego kraju, jeden z ważniejszych władców. Może to sprawiło, że miałam wrażenie, że ta książka mnie dotyczy. Mnie i wszystkich wokoło. Osobiście uwielbiam te czasy na kartach historii, lubię słowiańskie, pogańskie wierzenia, lubię ten klimat. Choć oczywistym jest, że to literacka fikcja, że to fajna opowieść zgrabnie osadzona w tamtych realiach, Marcin Mortka zrobił to po mistrzowsku, idealnie! Nawet przez sekundę się nie nudziłam, a gdy dotarłam do końca nie mogłam uwierzyć, że to już. 


Przyznaję, że głównym atutem książki, poza oczywiście genialnie osadzoną w czasie i historii opowieścią, jest jej język. O ile mogę tak się wyrazić - jest typowy dla czasów w jakich rozgrywa się akcja powieści. Jest prosty, nie banalny acz prosty. Nie stroni od wulgaryzmów, które nie rażą czytelnika, ale dodają smaczku i trącą dowcipem. Dowcip - jego też nie brakuje w książce, i w sposób subtelny, niewymuszony zaraża czytelnika. Dzięki temu zatracamy się w tej historii, a to bardzo trudno osiągnąć niezależnie od gatunku literackiego.


Podsumowując - jeśli lubicie takie klimaty - szczerze Wam tę książkę polecam. To kawał rewelacyjnej fantastyki z elementami słowiańskich wierzeń. I tak jak wspomniałam na początku, to jedna z lepszych książek ostatnich lat. Przekonałam Was? 


Aleksandra W.

„Bez zobowiązań" - Paulina Wysocka - Morawiec

18:03:00 0 Comments
Los człowieka bywa bardzo przewrotny. Czasem nasze idealne i uporządkowane życie diametralnie się zmienia za sprawą tylko jednej osoby. Jak być w zgodzie zarówno ze swoim sercem jak i z rozumem i co najważniejsze - ze swoim sumieniem? Czy nowo poznana osoba może przysłowiowo przewrócić nasz świat do góry nogami? Odpowiedź na te pytania kryje najnowsza powieść Pauliny Wysockiej - Morawiec pt. „Bez zobowiązań”. 

Nr. recenzji: 350
Tytuł: „Bez zobowiązań"
Autor: Paulina Wysocka - Morawiec
Liczba stron: 400
Data polskiego wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 8/10

Główna bohaterka - Majka wyrywa się ze swojego małego miasteczka na studia do Częstochowy. Dziewczyna prowadzi bardzo poukładane życie. Znakomicie łączy wymagające studia z pracą w pubie, w którym sobie dorabia. Otacza się wieloma przyjaciółmi, między innymi współlokatorką Magdą, z którą dzieli pokój w akademiku oraz kolegami z pracy - Piotrkiem i Adamem. Majka ma złe doświadczenia z mężczyznami, z tego też powodu z nikim się nie spotyka i stara się nie angażować w żadną głębszą relację. Wszystko wydaje się proste do czasu, gdy dziewczyna poznaje w klubie ekscentrycznego i bardzo przystojnego mężczyznę. Kuba od razu wpada jej w oko i od tego momentu Maja nie może przestać o nim myśleć. 

Akcja powieści rozpoczyna się w zimową, chłodną noc. Autorka od razu przechodzi do wątku Majki i Kuby, którzy poznają się w klubie. Ich spotkanie nie trwa jednak zbyt długo i po chwili chłopak po prostu znika. Kilka miesięcy później los znów splata ze sobą ich historie i wówczas oboje, jak za sprawą jakiejś magnetycznej siły, zbliżają się do siebie. Zawierają wówczas nietypowy układ, który ma zawierać 10 niezobowiązujących do niczego randek. Umowa jak umowa - ma być dotrzymana, jednak żadne z nich nie zdaje sobie sprawy ze skutków, jakie ta może za sobą pociągnąć. Między nimi rozpoczyna się gra...  

Książka jest bardzo ciekawa i wciągająca. Z każdym kolejnym rozdziałem poznajemy bliżej Majkę, jej relacje z bliskimi, a także poglądy na pewne sprawy. Dziewczyna nie chce się wiązać - to fakt, ale układ z Kubą, który miał być banalną rzeczą zaczyna się komplikować. W miarę upływu czasu, gdy młodzi bliżej się poznają, Majka coraz częściej zastanawia się, czy dobrze zrobiła proponując taki układ. Umowa jest bowiem nie do końca zgodna z jej moralnymi przekonaniami. Dziewczyna nie wie też, jak ta relacja jest postrzegana przez Kubę. Czy dziewczyna dojdzie do porozumienia z własnym sumieniem?

Fabuła powieści jest bardzo intrygująca. To nie kolejna powieść o młodej studentce, która poznaje fajnego faceta, z którym zaczyna się spotykać. Tutaj sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, co bardzo mi się podoba. Nie jest to kolejna typowa, oklepana historia miłosna. Na duży plus zasługuje także całe otoczenie, które stworzyła autorka dla wątku Majki i Kuby. Projekty Majki na studia, zasypianie na poranne zajęcia czy uroki pracy w pubie studenckim nadają powieści rzetelności. Czytając książkę ma się wrażenie, że to wszystko dzieje się naprawdę gdzieś tuż obok. Wszystkie te wydarzenia są bardzo autentyczne i jakże codzienne w życiu młodych osób. 

Tytuł powieści, sądzę, bardzo trafiony odnosi się oczywiście do układu, który zawierają Majka i Kuba. Szczerze powiedziawszy sądziłam, że będzie to kolejna powieść przesiąknięta erotycznymi scenami. Jestem jednak bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ jest to raczej typowo obyczajowa powieść, natomiast sceny nasiąknięte erotyzmem pojawiają się dopiero pod koniec. Jest to więc tylko miły akcent podkreślający siłę uczuć i pożądania.

Myślę, że mogę z czystym sercem polecić książkę "Bez zobowiązań". Napisana lekkim językiem powieść sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Nie jest to też kolejna, przewidywalna opowieść o miłości. Poznając główną bohaterkę wchodzimy w jej świat i jesteśmy świadkami jej życiowych decyzji. Nieprzewidywalne zakończenie może wprawić każdego w osłupienie. Polecam więc historię Majki i Kuby każdemu.

poniedziałek, 16 marca 2020

"Miłość" Helene Delforge, Quentin Greban

18:27:00 0 Comments

Nr. recenzji: 352
Tytuł: „Miłość"
AutorHelene Delforge, Quentin Greban
TłumaczMagdalena i Jarosław Mikołajewscy
Liczba stron: 72
Data polskiego wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 10/10
Autor recenzji: Lucyna Janicka

Kiedy pojawiła się opcja zrecenzowania książki "Miłość" autorstwa Helene Delforge i Quentina Grebana, nie mogłam zrezygnować z tej możliwości. Wiem, że ta para autorów już jedną wspólną książkę ma za sobą. "Mama" tak bardzo mnie zachwyciła, iż uznałam, że nie inaczej będzie z najnowszą pozycją. Nie pomyliłam się, jednak nie sądziłam, że książka będzie aż tak wyjątkowa.


Na okładce widzimy parę trzymającą się za ręce, połączoną w namiętnym pocałunku, chroniącą się przed deszczem pod parasolem. Rysunek jest przepiękny, natomiast wnętrze książki obfituje w niepowtarzalne, wyjątkowe dzieła artystyczne. I to nie tylko, jeśli chodzi o grafikę, ale o sam tekst także. "Miłość" to wyjątkowy zbiór wierszy, którego tematem przewodnim jest to piękne uczucie. Miłość w wielu różnych odsłonach, w jej aspektach pozytywnych i radosnych, ale smutnych i nieco negatywnych, także. Mogłabym pokusić się o powiedzenie, że "Miłość" to swego rodzaju encyklopedia, która ukazuje wiele obliczy i odsłon tego uczucia. Oglądana przez autorów z każdej strony, gdzie zauważalne są najmniejsze cienie i blaski płynące z tego wyjątkowego uczucia.


Niezwykle ciekawym zabiegiem w książce jest całkowity brak ponumerowania stron oraz fakt, że wiersze nie mają swoich tytułów. Długo zastawiałam się nad tym, jaka może być tego przyczyna. Pomyślałam, że może autorzy w ten sposób chcieli przekazać, że miłości nie powinniśmy aż tak klasyfikować, nazywać i tytułować? Może nie warto numerować stron książki, by nie odczuwać upływającego czasu, a cieszyć się chwilą, dokładnie tak, jak to jest w miłości? Niektóre z wierszy są długie i zajmują całą stronę, inne natomiast to tylko dwa lub trzy wersy. Nawet tak niewielka długość utworu w najmniejszym stopniu nie wpływa na jego ogromną głębię i niesamowite przesłanie, jakie za sobą niesie. Wielokrotnie miałam wrażenie, że w trakcie czytania, zapadałam się w niezbadaną otchłań, z której ciężko było mi się wyrwać. Poznając treść i patrząc na te niesamowite dzieła, bo tak trzeba nazwać ilustracje Quentina Grebana, wpadałam w zupełnie inny świat. Świat, którego opisać nie potrafię pomimo najszczerszych chęci i podjętych prób. 


Dużym, ale wielce pozytywnym, zaskoczeniem, było dla mnie to, że utwory Helene Delforge pokazują różne oblicza miłości. Nie jest to jedynie słodkie, urocze i romantyczne opisywanie miłości, która łączy dwoje młodych ludzi. Delforge poświęca również uwagę uczuciu matki do dzieci w sposób wyjątkowy i szczególny. Dodatkowo w książce znajduje się również wiersz o wieloletniej miłości starszych już ludzi, którzy każdego dnia odkrywają siebie na nowo. Ten utwór przyniósł mi niesamowite wzruszenie, chciałabym podobnie spędzić swoją starość i życie ze swoim mężem. W książce spotkamy też utwory dotyczące tej trudniejszej miłości, związanej z czasami wojny. Ciekawostką jest to, że Delforge napisała utwór w oparciu o prawdziwy podpis w liście napisanym do ostatniego francuskiego poległego w pierwszej wojnie światowej. W zbiorze znajdziemy także wiersz poświęcony zdradzie. Każdy z tych utworów ma w sobie tę niepowtarzalną głębię, o której pisałam na początku. Całkowicie szczerze nie mam pojęcia, jak autka jest w stanie osiągnąć tak wysoki poziom. Chapeau bas, Helene, chapeau bas.



Najtrudniejszym etapem w tworzeniu recenzji jest niewątpliwie wskazanie cech negatywnych danego produktu, w tym wypadku książki. Czy "Miłość" ma jakiekolwiek odcienie negatywów? Jakiekolwiek cechy złe, coś, co uważam za zbędne, błahe, głupie? Nie. Absolutnie nie i jeszcze raz, a może po stokroć - nie. Nie mogę powiedzieć, że jest to wada książki, czy zarzut w kierunku autorów, ale czuję obowiązek, by przekazać to czytelnikom tej recenzji. Na czas czytania książki proponuję zaopatrzyć się w duże opakowanie chusteczek. Myślę, że z dużą pewnością się przydadzą, szczególnie, jeśli ktoś jest bardzo emocjonalny. Niemal każdy wiersz wzrusza i porusza do cna, do najgłębszej z możliwych głębi. 


Na podsumowanie książki "Miłość" Helene Delforge i Quentina Grebana mogę wymienić same zachwyty. Pozycja jest w mojej opinii doskonałym prezentem dla ukochanej osoby. "Miłość" to najpiękniej napisana, zilustrowana i wydana książka, z jaką do tej pory się spotkałam. Treści są z całą pewnością niebanalne, a niezwykle oryginalne i wyjątkowe. Quentin Greban ma niewypowiedziany talent w swoich dłoniach i duszy, dzięki jego pracy możemy spotkać się z niezwykłą sztuką. Kolejna książka tej dwójki nie tylko podbiła moje serce, ale przebiła je na wskroś, zostawiając w nim uczucie zachwytu i nieopisanej wdzięczności za tak ogromne dzieło.