Insta


środa, 29 września 2021

"Dom stu szeptów" - Graham Masterton

21:15:00 0 Comments

Nazwisko Grahama Mastertona jest mi znajome od dawna - po raz pierwszy sięgnęłam po jego powieść jako młodsza nastolatka, a następnie pochłonęłam kilka kolejnych. Póżniej miałam jednak kilkuletnią przerwę, gdyż w jednej z książek trafiłam na zbyt drastyczny, jak na moją ówczesną wrażliwość, opis śmierci (z szarymi fragmentami mózgu rozbryźniętymi na ścianach toalety), co odrzuciło mnie od twórczości tego autora. Kiedy pojawiła się zapowiedź „Domu stu szeptów”, opisywanego jako nowe spojrzenie na klasyczną opowieść o nawiedzonym domu, wzbudziła ona moje zainteresowanie na tyle, aby po latach dać mu kolejną szansę. Tym razem wiedziałam już, czego mniej więcej mogę się spodziewać i stwierdzam, iż pozycja ta, pomimo kilku zastrzeżeń, sprostała moim oczekiwaniom.  


Tytuł: Dom stu szeptów

Autor: Graham Masterton

Data polskiego wydania: 15.09.2021

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 352

Autor recenzji: Kaja 

Ocena: 7/10





Największym, jak dla mnie, atutem tej powieści, jest sposób w jaki skonstruowano fabułę - znajomy z wcześniejszych powieści grozy Mastertona i bardzo dla niego charakterystyczny - normalnym ludziom przydarza się coś nadprzyrodzonego, wobec czego czują się zupełnie bezradni, zaczynają więc szukać pomocy u znawcy danego tematu, poznają genezę nadprzyrodzonych zjawisk, a następnie, z pomocą owego znawcy, wychodzą z opresji. Co jest dla mnie ciekawsze od wartkiej akcji, to płaszczyzna narracyjna - bardziej bowiem interesuje mnie, dlaczego wroga siła występuje w takim a nie innym miejscu i formie i  na czym konkretnie polega jej działanie, niż sam moment starcia. Z tym autor radzi sobie świetnie - nie tylko w tej, ale i w każdej innej jego książce dostajemy solidnie i logicznie uargumentowany ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeśli chodzi o konstrukcję bohaterów - to wypada już nieco słabiej - Masterton nie wgłębia się w meandry ich psychiki, a cechy osobowości możemy wywnioskować raczej poprzez obserwację zachowań w konkretnych sytuacjach, aniżeli wnikliwy opis charakteru. Co ciekawe, żadna z postaci nie przejawia niedowierzania względem nadprzyrodzonych zdarzeń - wydaje się, że wszyscy przyjmują je ze stoickim spokojem, może ewentualnie z lekkim zdumieniem, natomiast praktycznie nie zdarza się, aby podważali autentyczność własnych doświadczeń. 


Ogromną zaletą powieści jest fakt, iż autor bogato czerpie z lokalnego folkloru. Akcja powieści umiejscowiona jest na odludziu, w ponurym starym domu otoczonym wrzosowiskiem, w okolicy, na temat której mieszkańcy nielicznych sąsiadujących posesji od pokoleń opowiadają ponure historie o starym diable porywającym nieochrzczone dzieci. Kiedy w toku fabuły bohater zgłębia fakty historyczne, okazuje się, iż przed laty faktycznie w tym rejonie dochodziło do licznych zaginięć i niewyjaśnionych śmierci, które w pewnym momencie znienacka ustały. Opowiedziana historia jest bardzo spójna, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Mam jednak istotne zastrzeżenie względem zakończenia: troje niezależnych od siebie ludzi, wiedzących z jaką siłą się mierzą i posiadających pewne narzędzia, takie jak wiara czy magia, ginie, próbując pokonać złowroga siłę, natomiast udaje się to osobie, która postanawia postawić wszystko na jedną kartę i spróbować, posługując się jedynie własnych sprytem. Nasunęło mi to skojarzenie z baśniami dla dzieci, gdzie w końcu dobro zwycięża, a zło zostaje pokonane przez najbardziej niepozornego z bohaterów, który wykazał się niebanalnym sposobem myślenia i znalazł rozwiązanie, na które mający większą wiedzę i doświadczenie zwyczajnie nie wpadli. 


Jak wspomniałam we wstępie, w niektórych swoich powieściach Masterton opisuje śmierć w nieprzyjemnie szczegółowy, fizjologiczny sposób. Tutaj także czytelnik tego nie uniknie - jest element pozbawiania kości i wciągania cała wraz z organami wewnętrznymi w ścianę. Jeśli o mnie chodzi - podtrzymuję swoją opinię, iż jest to niepotrzebne i zwyczajnie niesmaczne epatowanie okrucieństwem. 


W notce na początku książki autor wspomina, że inspiracją stała się jego wycieczka do Polski i coś w rodzaju iluminacji dawnych zdarzeń, którą poczuł przykładając dłoń do starych murów. Aspekt nadprzyrodzony zasugerowany przez tę wypowiedź, prawdopodobnie jest chwytem marketingowym, a jednak przy odrobinie dobrej woli można uznać, że stanowi sugestię atmosfery zawartej w książce. 


Podsumowując - pomimo kilku negatywnych spostrzeżeń, całość oceniam pozytywnie. Sięgając po nową powieść Mastertona, wiedziałam mniej więcej, czego mogę się spodziewać i to właśnie dostałam, a ten typ przewidywalności, do którego chce się wracać, jest w moim odczuciu zaletą. Ponadto, lektura ta świetnie wpasowała się w jesienną aurę, gdyż pogoda za oknem świetnie odzwierciedlała tę z książki. Pomimo, iż nietrudno mnie przestraszyć, nie musiałam przerywać wieczornego czytania, a więc osoby poszukujące ekstremalnie mocnych wrażeń z lekturą powinny raczej poszukać ich gdzie indziej, natomiast szczerze mogę polecić tę pozycję jako dobrą historię na coraz dłuższe jesienne wieczory. 

wtorek, 28 września 2021

"Upiory XX wieku" - Joe Hill

07:00:00 0 Comments

W historii dowiadujemy się, co wpłynęło na ukształtowanie obecnej rzeczywistość w XX wieku. Czynników jest wiele, lecz te, o których się najwięcej słyszy to np. pierwszy lot samolotem w 1903, odkrycie penicyliny w 1928 czy odkrycie struktury DNA w 1953. To tylko mała część z nich. Pod  nimi wszystkim kryją się inne czynniki, o których nie wspominamy dlaczego? Nie wiemy a jeśli jednak wiemy  i zostało to przekazywana z pokolenia na pokolenie, są to rodzinne historyjki. Koszmary, lęki czy obsesje to coś, o czym nie mówi się głośno. Joe Hill pokonał tę blokadę i opisał coś na wzór tego co mogło mieć miejsce w różnej postaci.





Tytuł: Upiory XX wieku

Autor: Joe Hill

Data polskiego wydania: 15.09.2021

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 448

Autor recenzji: Wiktoria Sroka

Ocena: 6/10







Zbiór piętnastu historii, każda poruszająca inny wątek te ważne i poruszające jak i te spokojne, niewywołujące zbyt różnorakich emocji. Łączą się, tworząc coś na wzór ścieżki biegnącej w gęstym lesie. Każde opowiadanie to inna odnoga tej drogi. Wszystkie tak samo długie i pokręcone, na każdej z nich czeka cię pełno niespodzianek tych dość prostych do przewidzenia jak i tych zaskakujących. Lecz niech cię to nie zmyli, trafisz również na te, których koniec będzie zbliżał się wielkimi krokami, a ty wrócisz do początku, by przeżyć tę trasę jeszcze raz. Tylko od ciebie zależy, którą wybierzesz w chwili próby?


Ostatnimi czasu zaczęłam eksperymentować ze swoim gustem czytelniczym. Otwieram się na nowe gatunki jak i autorów. Tym razem trafiła do mnie książka z gatunku horror autorstwa Joe Hilla. Choć w swoim księgozbiorze posiadam sporo książek z tego gatunku nie przeczytałam ani jednej, co gorsza nie miałam do nich żadnego podejścia. Po prostu leżą sobie i czekają, możliwe, że niedługo  nadejdzie ich chwila. Samego autora kojarzę, słyszałam o nim wiele pozytywów co wiązało się z wysokimi oczekiwaniami co do tej książki. Z przykrością rozczarowała mnie. Chciałam doznać strachu, zagubienia i innych emocji towarzyszących przy horrorze, choć sama dokładnie nie jestem w stanie stwierdzić, jakie to by mogły być. Podejrzewam, że w odpowiednim momencie bym się dowiedziała zamiast tego, doznałam rozczarowania.


Jedna z piętnastu części zauroczyła mnie, rozkochała, a na koniec porzuciła. Wydaje mi się, że te sformułowania idealnie opisującą przebieg emocji towarzyszących w trakcie czytania jednego z pierwszych opowiadań, a mianowicie "Pop art". Choć sam "Pop art" nie należy do gatunku prezentowanego wywołał we mnie bardzo silne emocje od śmiechu po łzy. Co jak wiecie już pewnie, w tym momencie książka zyskuje dla mnie na wartości, choć w tym wypadku samo opowiadanie. Główny bohater jest bardzo ciepłą postacią. W chwilach gdy opowieść schodzi na trudne tory ma się ochotę do niego przytulić, zapominając, że nie jest prawdziwy. Jego narracja przypomina chwilę gdy spotykamy się ze starymi znajomymi i każdy po kolei opowiada,  co się wydarzyło i zmieniło u nas od ostatniego spotkania. Choć za wesoła historia to nie jest, jest bardzo przyjemna w odbiorze. Z całości zdecydowanie najlepiej wspominam ją i przyłapuję się, że często powracam myślami. Porusza dość ciężki temat, jakim jest relacja między dzieckiem a rodzicem co jak wiadomo w okresie dojrzewania, wygląda różnie oraz w tych czasach dość głośny temat akceptacji w tym przypadku akceptacji odmienności. Oba te tematy są dość dogłębnie poruszone, opisane są dwie strony postrzegania, a nie jedna co wpływa na plus. Dodatkowo aktualność tych tematów, trafione w punkt. W czasach obecnych oby dwa wywołują skandal chociaż temat akceptacji zdecydowanie pod tym względem jest głośniejszy. 


Niestety ta jedna część z piętnastu nie jest w stanie wpłynąć na zmianę całokształtu, który jakoś szczególnie do mnie nie trafił. Mniejsze pozytywy nasuwające mi się dotyczą danych fragmentów, w każdym opowiadaniu coś takiego się pojawiło. Pojedyncza scenka, bohater, tło do stworzonej sytuacji, wprowadzenie do akcji czy przemyślenia bohaterów. Takie pojedyncze aspekty wpłynęły na końcową opinię. I choć wydaje mi się, że potencjał tej książki nie został wykorzystany we wszystkich aspektach, nie uważam ją za tragiczną. Jak każda miała swoje gorsze i lepsze momenty. Przez większą część czytania nasuwało mi się jedno pytanie ", Czy aby na pewno te opowiadania powinny być z gatunkowane jako horror?". Owszem były dziwne momenty, ale należące do tych obrzydliwych niżeli przerażających. Oprócz nich we wszystkich opowiadaniach był chaos wątków. Co jest dość trudną sprawą, bo nie jestem w stanie stwierdzić jednoznacznie jak wpływa to na prezentowanie się ogółu. Polecam sięgnąć i przekonać się na własnej skórze.


Warte wspomnienia również jest wydanie, które oprócz pięknej oprawy graficznej jest trwałe. Przeszło test przeżycia w warunkach ekstremalnych, jakim jest dzień w plecaku szkolnym. Zwykle na książkach widać różnego rodzaju uszczerbki tutaj książka wróciła do domu w stanie, w jakim go opuściła. Za to zdecydowanie należą się brawa dla wydawnictwa za trwałe wydanie.


Wydawnictwu Albatros dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorowi życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.


poniedziałek, 27 września 2021

"Casa della Felicità" – Melitta Ambrossini

03:30:00 0 Comments

Jestem tak zaabsorbowana brakiem jakichkolwiek wartości w tej powieści, że nawet nie wiem, co mogłabym napisać we wstępie. Wszystko już po prostu było. Nie dostrzegłam nic wyróżniającego się na znanym już wszystkim i powielanym schemacie. Prostota jest dobrą rzeczą, ale w nadmiarze nie prowadzi do niczego dobrego. Czasami trzeba po prostu odciąć się od monotonnej rutyny.


Nr recenzji: 473
Tytuł: Casa della Felicità
Autor: Melitta Ambrossini
Data polskiego wydania: 30 września, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 176
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 2/10



Aleksandra mieszkająca we Wrocławiu jest dziennikarką śledczą i specjalistką od trudnych i drażliwych tematów. Choć w pracy wykazuje się odwagą i odnosi coraz większe sukcesy, w życiu codziennym wciąż ogląda się za siebie, boryka z lękami i samotnością. Dynamicznie rozwijająca się znajomość z bogatym biznesmenem skłania ją do podjęcia kolejnego śledztwa. Jednak tym razem nie wszystko pójdzie po jej myśli, a młoda kobieta zostanie uwikłana w "niebezpieczną" aferę, której konsekwencje mogą okazać się tragiczne. Czy ryzykowna gra, w którą wplątał ją niepokorny biznesmen, ma jakiekolwiek reguły? A jeśli tak, to jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za ich poznanie?
Nawet nie macie pojęcia, jak ciężko jest mi zabrać się do napisania tej recenzji. Nie odczuwałam praktycznie żadnej przyjemności z tytułowej powieści, a zobowiązana ją byłam przeczytać od deski do deski, by moja konstruktywna krytyka, rzeczywiście była konstruktywna. Tak więc może od razu przejdźmy do rzeczy, bym jak najszybciej mogła mieć to za sobą.

Otrzymałam akurat egzemplarz recenzyjny przed korektą, więc nie powinnam brać pod uwagę okładki, ale nie sądzę, by ta się zmieniła. Jest okropna. Zdecydowałam się na tę pozycję, bo myślałam, że chociaż jej wnętrze okaże się bardziej imponujące. Ponadto miałabym wyrzuty sumienia, bo przecież przysłowie mówi "nie oceniaj książki po okładce". Cóż, w tym przypadku mogłam ją akurat ocenić. Wyrzuty sumienia są już lepsze, niż to, co znajdziemy w środku. Pomijając fakt, że przez prawie dwieście stron musiałam męczyć się z przewidywalnym i niebudującym żadnego napięcia scenariuszem, próbowałam po prostu z całych sił znaleźć jakąkolwiek wartość lub coś oryginalnego i jedyne co przychodzi mi do głowy to imiona głównych bohaterów. Mariusz i Ola. Chyba nie muszę więcej tłumaczyć.

Cała fabuła jest tak pozbawiona adrenaliny, zwrotów akcji i punktu kulminacyjnego, że w pewnym momencie miałam ochotę po prostu zapakować książkę do pudełka i odesłać z powrotem do wydawnictwa. Z całym szacunkiem dla Novae Res, ale nie mam pojęcia, kto zdecydował to wydać i co ten ktoś miał w głowie. Gdyby chociaż autorka wykazała się jakąś wiedzą albo zrobiła porządny Research! Przecież nawet praca dziennikarki została opisana w sposób wręcz szyderczy. Pisanie artykułu raz na dwa tygodnie, przesuwanie terminów i branie urlopu, kiedy się chce? Błagam was! W dodatku te stereotypowe szpilki i garsonka. Nie wspomnę też o braku żadnej reakcji na traumatyczne wydarzenia i logiki. Otóż moi drodzy albo trafiła nam się kolejna bohaterka z syndromem sztokholmskim, albo zaufanie w tej historii po prostu nie istnieje.

Z narracją też były jakieś problemy. Raz w pierwszej osobie, raz w trzeciej. Nie mam pojęcia co się tam w ogóle działo. Wszystko było tak zagmatwane, nudne i irytujące jednocześnie, że chyba sami rozumiecie moją frustrację. O męskiej postaci nawet nie będę się wypowiadać, bo musiałabym od razu zrobić kilkustronowy esej.

Powieść ta osiągnęła taki poziom, że w pewnym momencie musiałam na pewno sprawdzić, czy czytam właściwą książkę, bo fabuła była tak podobna do innych, że dobiegły mnie wątpliwości.

Podsumowując, nie róbcie sobie tego i nie czytajcie tej powieści, bo nadszarpniecie sobie tylko nerwy. Muszę w końcu nauczyć się, że literatura kobieca to jeden wielki chaos. Chyba przerzucę się na jakieś bajki ilustrowane dla dzieci, bo powoli tracę cierpliwość. To nie jest groźba, ale jak jeszcze raz przeczytam coś o dziennikarce zajmującej się wydziałem kryminalnym, która zakochuje się w milionerze zaplątanym w jakieś afery i która mieszka z nim już po dwóch dniach, to przysięgam, że stracę nad sobą panowanie.

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz recenzecki (przynajmniej dostałam nauczkę), autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o komentarz poniżej :)

Ponadto zapraszam na naszego bookstagrama – tzczytelnika <3








poniedziałek, 20 września 2021

"Życiownia Spółka Z.O.O" – Katarzyna Prusisz

08:30:00 0 Comments

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że relacje międzyludzkie to najbardziej skomplikowana rzecz na całym świecie. Nigdy nie byłam w tym dobra. Już dawno odkryłam, że "socjalizacja" i "integracja" to słowa, których szczerze nienawidzę. Sami więc rozumiecie, że moja nieumiejętność przeprowadzenia normalnej konwersacji, nie mówiąc już o otwarciu się przed kimś, wyklucza dużo rzeczy w mojej egzystencji. Tak czy siak, nawet jeśli ludzi unikam jak ognia, warto przełamywać swoje bariery, bo skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że to największy skarb, na jaki mogłabym trafić.


Nr recenzji: 472
Tytuł: Życiownia Spółka Z.O.O
Autor: Katarzyna Prusisz
Data polskiego wydania: 21 września, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 340
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 9/10


Katarzyna to otwarta i towarzyska właścicielka salonu kosmetycznego z niebywałym szczęściem do spotkań z wyjątkowymi ludźmi. Pewnego dnia, odwiedzając w szpitalu umierającego ojca, główna bohaterka poznaje Teresę. Wkrótce otrzymuje po niej w spadku tajemniczy pamiętnik pełen tajemnic z przeszłości oraz grupę nowych przyjaciółek! Kolejne spotkania i perypetie inspirują ją do bliższego przyjrzenia się swoim lękom i zmierzenia się z nimi. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek, ponieważ miłość czeka na nią w najbardziej romantycznym mieście na Ziemi, aczkolwiek w najmniej spodziewanym momencie..

Już od pierwszej strony zaimponowało mi poczucie humoru autorki. O dziwo, nie skręcałam się z zażenowania ani nie chciałam wyrzucić książki przez okno (moje poczucie humoru jest specyficzne, okej?), ale wręcz płakałam ze śmiechu! Katarzyna Prusisz nadała powieści niezły charakter. Jest lekka, a treść przyjemna. Historia podzielona jest na trzydzieści jeden rozdziałów i czasami było trochę chaotycznie i gubiłam się w wątkach, bo w każdym zmieniany był temat, ale mimo wszystko fabuła mi się spodobała. Akcja została natomiast rozłożona równomiernie i mamy sporo zwrotów akcji, które doprowadzały mnie do palpitacji serca. Dosłownie.

Bohaterowie zostali dobrze wykreowani i dużo z nich zajęło miejsca w moim sercu, szczególnie główna bohaterka, no po prostu moja idolka! Autorka powieści podejmuje odważny i dość kontrowersyjny temat (a jaki nie będę wam zdradzać, bo odbiorę wam przyjemność z czytania, uwierzcie mi), ale okazuje się na całe szczęście, że posiada wykwalifikowaną wiedzę w tej dziedzinie. Jeśli chodzi o wartości powieści, cóż..
Książka jest obrzydliwie motywująca! Motywuje do odważnych zmian w życiu, gonitwy za marzeniami, wykorzystania swojej egzystencji w stu procentach i zaprzyjaźnienie się z kim tylko się da, bo ludźmi każdy powinien się otaczać. Fakt, że czasami mamy z nimi przykre doświadczenia i niektórzy posiadają "niezwykłe" predyspozycje do utrudniania nam życia, musicie uwierzyć, że nie wszyscy tacy są. Ludzie są jak tlen. Nawet dla introwertyka, tylko dłużej potrafią bez niego wytrzymać. Samotność to najgorsze co możecie sobie zrobić. Samotność zabija.
Powieść nie tylko jest pouczająca, ale również wzruszająca. Mamy tam totalny emocjonalny roller coaster. Mimo że na przemian płakałam ze smutku i śmiechu, to przeczytanie tej powieści to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęłam w tym roku. Książka zmieniła całkowicie mój światopogląd i czuję się, jakbym miała więcej doświadczenia. To jest właśnie cudowne w czytaniu. Nie dość, że rozwija nasz zasób słownictwa, to jeszcze na przykładzie fikcyjnych postaci przygotowuje na każdą ewentualność w naszym życiu.

Jedyne co nie przypadło mi do gustu to białe strony. Moje oczy wprost cierpiały, ale potrzeba dalszego czytania tej wciągającej była historii większa.

Reasumując, koniecznie przeczytajcie tę książkę! Osobiście to długo się nad nią zastanawiałam, gdyż jest to literatura kobieca, ale dobrze, że podjęłam taką, a nie inną decyzję, bo ominęłoby mnie lekkie pióro Katarzyny Prusisz z moralizatorskimi zachowaniami głównych bohaterów! Autorka naprawdę przyłożyła się do napisania tej niekonwencjonalnej powieści i ukazała kawałek siebie.

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o krótki komentarz poniżej.

W poszukiwaniu więcej książkowych nowości zapraszam Was na naszego bookstagrama – tzczytelnika <3




 

środa, 15 września 2021

"Bez pożegnania" - Harlan Coben

11:52:00 0 Comments

 

Czy jesteś pewien, że znasz swoich bliskich? Czy życie z kimś przez wiele lat „pod jednym dachem”, daje gwarancje tego, aby w pełni ufać drugiej osobie? Czasem to właśnie Ci najbliżsi najbardziej nas zawodzą.

 




           Tytuł:  Bez pożegnania

            Autor:  Harlan Coben

      Data polskiego wydania: 2015

           Wydawnictwo: Albatros

                Liczba stron: 416

                     Ocena: 8/10




Głównym bohaterem jest Will Klein, chłopak z okrytej wstydem rodziny. Przed laty jego brat został uznany za winnego gwałtu i morderstwa dziewczyny z sąsiedztwa. Po tej makabrycznej zbrodni uciekł i ślad po nim zaginął. Wiele osób uznało go za zmarłego, jednak Will po jedenastu latach dowiaduje się od umierającej matki, że brat żyje… Ta wiadomość wstrząsa chłopakiem i właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebuje wsparcie bliskiej osoby, znika dziewczyna Will’a… Zrozpaczony chłopak na własną rękę rozpoczyna śledztwo, w trakcie którego na jaw wychodzą coraz bardziej zaskakujące fakty. Narkotyki, prostytucja to tylko namiastka tego, czego dowiaduje się o swojej dziewczynie  … Czy zniknięcie Shili ma związek z odkryciem prawdy na temat brata? Czy dziewczyna była zamieszana w tragiczne wydarzenia sprzed lat? Dlaczego zniknęła właśnie teraz? Kim tak naprawdę jest Shila? I gdzie przez te wszystkie lata był brat Willa?

 

Świetnie skonstruowana fabuła, wielopoziomowa, a zarazem spójna. Pomimo wielu wątków, czytelnik nie gubi się w czytanej historii. Kreacje bohaterów także na plus. Są prawdziwi, a ich emocje i rozterki wręcz namacalne. Coben w mistrzowski sposób dozuje nam emocje, buduje w nas napięcie i rozbudza wyobraźnię.  Wspólnie w głównym bohaterem dążymy do odkrycia prawdy, kibicujemy mu, jest nam bliski. Coben w swojej książce porusza trudne dla nas wszystkich sprawy. Rodzinne relacje są różne, czasem niezmiernie trudne, a więzy krwi nie chronią nas przed krzywdą i zdradą najbliższych osób. Ciągłe zwroty akcji i zaskakujące motywy, nie pozwalają na nudę.

 

Książki Cobena czytam często, znam styl autora i bardzo go cenię. Za każdym razem, kiedy sięgam po jego książki liczę na ogromną dawkę emocji i tym razem się nie zawiodłam.  Zakończenie było totalnym zaskoczeniem, co bardzo cenię w tym konkretnym gatunku.

 

Zabawa w chowanego

07:47:00 0 Comments





Nigdy nie wiesz, czy nie znikniesz na zawsze.......

 
 
 
 
 
 

 Nr recenzji: 
Tytuł: Zabawa w chowanego
Autor: Guillaume Musso
Data polskiego wydania: 11 sierpnia 2021 r.
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 256
  W moim odczuciu: 9/10
 
 
 
 
 
 
 

Przeczytałam wszystkie książki Guillaume Musso jakie wydał do tej pory i jedno co mogę stwierdzić z pewnością to fakt, że nie jest to pisarz którego dzieła są oczywiste. Autor bawi się konwencją, przeplata wątki z różnych gatunków literackich, wodzi czytelnika za nos, tylko po to, aby uświadomić mu, że tak naprawdę nie wie nic, a to co wydaje się prawdą wcale nią nie jest.  "Zabawa w chowanego" pokazuje to doskonale.

 

Flora Conway jest znaną pisarką. Jej powieści sprzedają się w setkach egzemplarzy, a szum medialny wokół niej jest dodatkowo podsycany tym, że kobieta unika spotkań z fanami, nie znosi rozgłosu, a większość dnia spędza w swoim mieszkaniu w wieżowcu. Jej życie osobiste nie jest jednak tak samo udane. Podczas z pozoru niewinnej zabawy w chowanego z zamkniętego pomieszczenia znika córeczka Flory, mała Carrie. Nikt nie wie co stało się z dziewczynką, a klucz do rozwiązania zagadki wydaje się być w posiadaniu kolegi Flory po fachu - pisarza Romaina Ozorskiego, mieszkającego i tworzącego we Francji. 

 

Dwa światy. Z pozoru różne, ale w rzeczywistości bardzo do siebie podobne. „Zabawa w chowanego” wydaje się w pewien sposób nawiązywać do poprzednich powieści Musso – „Papierowej dziewczyny” oraz „Sekretnego życia pisarzy”, ale jednak z pewnymi drobnymi odchyleniami, które nadają całej historii dodatkowego wymiaru i z każdą stroną dodatkowo podsycają ciekawość. Powieść strukturalnie podzielona jest na trzy części, ale w rzeczywistości rozgrywa się w dwóch płaszczyznach – z jednej strony opisując rzeczywistość Flory, z drugiej – Romaina. „Zabawy w chowanego” nie da się przypisać jednoznacznie do jednego gatunku literackiego – jak to zwykle u Musso bywa, mamy trochę powieści obyczajowej, kilka wątków sensacyjno-kryminalnych, nieco humoru i trochę wzruszeń. Wszystkie elementy są ze sobą spójne i dobrze wyważone co w konsekwencji daje spójną całość, która kilkakrotnie zaskakuje czytelnika. Jeśli o mnie chodzi, na duży plus zasługuje brak (tak – brak!) wątku romantycznego, który w tym wypadku byłby bardziej szkodliwy niż pożyteczny (tak jak miało to miejsce w przypadku „Central Parku”, gdzie ten aspekt zaburzył nieco strukturę całej powieści). Pomimo tego, ze dość długo wahałam się jaka ocenę wystawić „Zabawie w chowanego”, doszłam do wniosku że oryginalny pomysł i jego dobre wykonanie w połączeniu z tym jak miło spędziłam czas przy lekturze, w pełni zasługuje na „dziewiątkę”. Oczywiście, może nie jest to literatura, która wymaga analizy historycznej, godzin poświęconych na badania i poszukiwania i z pewnością nie można jej porównywać do takich pozycji jak „Dom głosów” czy „Trzynasta opowieść”, ale Musso zdecydowanie jest królem powieści nieoczywistych, sprawiających że czytelnik zastanawia się co jest prawdą a co fikcją. I przecież za to go kochamy, prawda?  

poniedziałek, 13 września 2021

"Jego oczami" – Alicja Gawrońska

08:00:00 0 Comments
Niemożność życia bez osoby, którą kochamy, jest najgorszym doświadczeniem znanym ludzkości na tym świecie. Nic nie równa się z uczuciem stracenia połowy siebie. Otoczenie staje się szare i mętne. Jak wszystko.
Nie od dziś wiemy, iż miłość jest niezwykle zaawansowanym i tajemniczym uczuciem, które wciąż nie zostało jeszcze w pełni odkryte. Teoretycznie, ciężko je odkryć skoro każdy posiada własną definicję tego słowa, w zależności od tego, jak bardzo je ceni. Ale czy to nie czyni jej wyjątkowej? Kiedy można mówić o miłości? Czy faktycznie przychodzi ona z czasem? Czy da się ją wybłagać? Na te pytania odpowiada Alicja Gawrońska w swojej najnowszej powieści pt. "Jego oczami".

Nr recenzji: 471
Tytuł: Jego oczami
Autor: Alicja Gawrońska
Data polskiego wydania: 14 września, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 190
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 2/10


Główna bohaterka Julia uważa swoją pracę w dziennikarstwie dla nowojorskiego magazynu dla kobiet za największe powołanie i pasję. Nic dziwnego więc, że w dniu, w którym bezpowrotnie traci pracę, jej życie zaczyna sypać się niczym domek z kart. Pogłębiający się stan depresyjny przerywa spotkanie z utalentowanym, światowym fotografem o imieniu Scott. Dzięki niemu bohaterka na nowo poznaje uroki codziennego życia i przy jego boku zmienia sposób postrzegania świata na lepszy. Życie pisze jednak własny scenariusz i wkrótce ukochana musi podjąć próbę odbudowania swojego życia raz jeszcze. Nie ma pojęcia jednak, że liczyć może na wsparcie i pomocną dłoń. Tylko czy Julia będzie umiała docenić ten gest?

Mam już tak dość obyczajówek i literatury kobiecej, że w następnej recenzji liczcie na jakieś fantasy, albo poradnik na życie, bo po tym, co przeczytałam brak mi słów. Jedyne co mogę pochwalić w tej powieści to okładka. Dosłownie.

Zacznę może od absolutnego braku realizmu. Główna bohaterka pełna sprzeczności zakochuje się już na szesnastej stronie. W dodatku w facecie, którego nie zna. Rozumiem, że istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia i tak dalej, może był to celowy zabieg autorki, by pokazać, iż miłość niekoniecznie wygląda u każdego tak samo, ale ręce mi opadły jak Julia potem dosadnie podkreśla, że nie jest pewna swoich uczuć. No ciekawe dlaczego. Potem robi się jeszcze ciekawiej! W tym momencie musiałam odłożyć książkę, bo po prostu nie wytrzymałam. Wątpliwości Julii rozwiewa ksiądz, przytaczając jej hymn o miłości, który potem w niewyjaśniony sposób znika. Nie wiadomo więc czy była to jej podświadomość, metafora czy co to właściwie było. I tak moi drodzy mamy "wielką miłość" na siedemdziesiątej stronie! Osobiście, strasznie mnie to irytowało, bo jednak wolę, gdy w książkach zachowane są jakieś podstawy realizmu i powoli rozwijająca się relacja pomiędzy dwojgiem bohaterów, następnie przerodzona w miłość. Począwszy od przyjaźni!

Kolejną rzeczą jest fakt, że tło nie istnieje. Autorka nie wykreowała niczego innego poza piątką bohaterów, kościołem i kilkoma domami. Na opisy otoczenia też nie liczcie. Jeżeli są, to napisane tak lakonicznie i nijako, że lepiej zdajcie się na własną wyobraźnię. Gdyby autorka bardziej zadbała o relację postaci, sprawiła, że bardziej przywiązałabym się do Scotta i Julii, to wtedy powieść nie byłaby taka pusta. Wszystko dzieje się zbyt szybko i irracjonalnie. Wydarzenia nie są poprawnie rozgraniczone. Domyśliłam się, co chciała przekazać Alicja Gawrońska w swojej powieści. I naprawdę ubolewam, iż nie zrobiła tego dokładniej i nie rozciągnęła tego, tak jakbym chciała. Może zakończenie by mnie wzruszyło, a ta niemożność życia bez drugiej połówki byłaby motywem przewodnim. Ból po stracie faktycznie byłby bólem, gdyby ta strata była wielka.

Nie wiem, co więcej mogę napisać. Książka liczy zaledwie dwieście stron, dobra nie była i nie mogę przedstawić wam więcej moich przemyśleń bez odkrycia jej zawartości. Jeśli jednak oczekujecie czegoś w podobnej tematyce, ale lepszego, zapraszam was do recenzji "W blasku cieni" Wiktorii Piotrkowskiej, bo tytułowa powieść jest zadziwiająco do niej podobna.

Podsumowując, być może "Jego oczami" przypadnie wam do gustu. Ja nie potrafiłam niczego pozytywnego w tej książce znaleźć. Wydawało mi się, że autorka zabrała się do pisania powieści bez żadnego planu i na "odwal się". Tyle elementów aż prosi się o poprawienie lub ulepszenie.

Wydawnictwu Novae Res bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki, a autorce życzę dalszej weny twórczej. Czytelników natomiast, tak jak zawsze proszę o odzew w komentarzu poniżej albo chociaż zajrzenie do poprzedniej recenzji.

Zapraszam też na Instagrama naszego bloga, bo tam znajdziecie najnowsze perełki – tzczytelnika.

piątek, 10 września 2021

"Teraz mogę wszystko" – Natalia Popławska

07:00:00 0 Comments

Nigdy nie jest za późno by rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu! Zróbcie to, na co mieliście zawsze ochotę – zjedzcie jeszcze jeden kawałek tego pysznego ciasta, rzućcie tę pracę i zajmijcie się tym, co naprawdę was interesuje. Obejrzyjcie wschód i zachód słońca i przede wszystkim, wyrzućcie wszystkie toksyczne osoby z waszego środowiska. Życie ma się jedno, więc po co katować się z czymś, na co zupełnie nie macie ochoty? Nieważne, co ludzie powiedzą. Najwyższa pora zacząć żyć!


Nr recenzji: 470
Tytuł: Teraz mogę wszystko
Autor: Natalia Popławska 
Data polskiego wydania: 14 września, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 384 
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 9/10


Trzydziestoletnia atrakcyjna rozwódka Madeleine właśnie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu, bo nie ma zamiaru odgrywać roli typowej, stereotypowej, samotnej matki. Czas zacząć żyć na własną rękę i spełniać marzenia, a najpierw... tatuaż!

Nadchodzi jednak moment, w którym Maddy odczuwa brak miłości i czułości od facetów. Czy którykolwiek ze spotkanych przez nią mężczyzn zasługuje na to, by w pełni mu zaufać? Ekscentryczny, egocentryczny, ale przyjacielski tatuażysta, czy raczej władczy i wyrafinowany biznesmen? Wybór jest ciężki, bo każdy z nich jest równie magnetyczny i przyciągający.. Nie ma jednak dużo czasu na przemyślenia, gdyż beztroska zabawa zamienia się w szereg trudnych do podjęcia decyzji, z których jedna wydaje się gorsza od drugiej.

Już od początku autorka zaimponowała mi swoim warsztatem! Jej przyjemny styl pisania i poczucie humoru sprawia, że książkę cały czas chce się czytać. Co prawda trafiłam na kilka żenujących momentów, no ale cóż. Każdemu się zdarza zrobić coś głupiego lub skrajnie nieodpowiedzialnego.
I właśnie to mnie urzekło w tej powieści! Szczerość i dziwactwa ludzkiego życia. Nie dość, że dostaliśmy niekonwencjonalną fabułę oraz mnóstwo wyrazistych i dobrze opisanych bohaterów to jeszcze coś prosto od serca. Natalia Popławska pewnie dużo się napracowała by stworzyć sięgające wprost poza kartki tło z charakterem. Po tych wszystkich jednowątkowych obyczajówkach z maksymalnie czteroma przewidywalnymi postaciami sami rozumiecie, że poczułam się, jakbym miała z czego wybierać. Totalny luksus. Główna bohaterka to wręcz niemożliwie oryginalna postać i przez to stała się moją faworytką. Inni bohaterowie również ciut odbiegali od normy, aczkolwiek dodawało im to tylko uroku.

Bardzo podobały mi się męskie postacie spod pióra autorki. Okej, może było trochę stereotypowo, ale powtórzę to jeszcze raz. Definitywnie mnie to oczarowało! Nie było tematów tabu, tylko otwartość, prawdziwość ludzkiego życia. Autorka nie tylko pokazuje nam, jak to wszystko po rozwodzie wygląda, ale również jak sobie z tym poradzić i ponownie zacząć korzystać z życia. Choć tak jak możecie się domyślić z opisu, bohaterka nie ma łatwo, to próbuje odciąć się od toksycznego byłego męża i zrobić coś, o czym zawsze pragnęła. Nie traćcie jednak czujności, bo nawet w małych rzeczach kryje się spisek..

Rozłóżcie sobie równomiernie czytanie, bo powieść za szybko się kończy. Akcja przyspiesza pod koniec, więc uważajcie, bo możecie dostać palpitacji serca lub dosłownie wewnętrznych torsji. Lub tego i tego. Osobiście, nie spodziewałam się zakończenia. Strasznie zżera mnie teraz ciekawość, więc będę wyczekiwać na następne części. Możecie spać spokojnie, bo to ma być trylogia.

Podsumowując, bo nie widzę sensu zbyt się rozpisywać nad czymś oczywistym, koniecznie przeczytajcie tę książkę. Niech to będzie pierwsza rzecz do zrobienia z listy "dla siebie"! Miejcie wiarę w lepsze jutro i wyciągnijcie z tej powieści tyle wartości, ile tylko się da.

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o podzielenie się swoją istotną opinią :).

środa, 8 września 2021

"Czerń rubinu" - Klaudia Max

10:15:00 0 Comments
Nie od dziś wiadome jest, że dzieci widzą i rozumieją więcej niż dorośli. A, co jeśli nie tylko w dzieciństwie tak jest, lecz nie zwracamy na to uwagi. Dlaczego? Jesteśmy w biegu za: pracą, miłością, szczęściem i wieloma innymi rzeczami, które za jakiś czas stracą na wartości w naszej hierarchii. Zatracamy się w nich, by na starość zwolnić i żyć bez tego. Jedyne co z tego okresu pozostanie nam to wspomnienia i papiery, lecz czy one dadzą nam upragniony spokój?





tytuł: Czerń rubinu
autor: Klaudia Max
wydawnictwo: Novae Res
data polskiego wydania 09.09.2021
liczba stron: 698
ocena 6/10
autor recenzji: Wiktoria Sroka





Luiza przez całe życie widzi jak dziecko, dostrzega szczegóły w zmianie zachowania, koloru oczu czy wyglądzie zewnętrznym. W dzieciństwie oznaczało to jedynie kłopoty. I choć udało jej się to przyćmić na jakiś czas, niespodziewanie zaczyna wracać. Luiza Dot ma 26 lat, studiuje psychologię i mieszka ze swoją przyjaciółką Sandrą. Jej życie wydaje się normalne i ustabilizowane, lecz nie na długo. Wokół niej zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Czy ma to związek z jej przeszłością, rodzinnymi tajemnicami i przystojnym profesorem? 

Dawid Drwal chodzące ciacho, tak mogłyby nazywać go studentki, a może w tajemnicy przed wszystkimi już tak robią? Swoim zastępstwem za profesora Lenkowskiego wywołuje skandal wśród studentów. Pojawia się nie bez powodu w ich życiu, chociaż jego głównym celem jest Luiza. Zbiegiem okoliczności życie niektórych osób ulegnie zmianie. Wokół niektórych zaczną dziać się dziwne rzeczy, wrócą koszmary sprzed lat, poczucie winny... Dawid prezentuje postać dowódcy bohaterów mających na celu chronienie ludzi przed demonami z innych wymiarów.  Czy tylko przed takimi demonami musi chronić siebie i innych?

Losy tej pokręconej dwójki łączą się, wywołując skandal w jednym, jak i drugim świecie. Tworząc zespół idealny, próbują pokonać rzucane im kłody. W międzyczasie odkrywają fakty, które są w stanie nieźle namieszać w przeszłości, przyszłości jak i relacjach między nimi. Czy będą na tyle silni, by pokonać koszmary i demony siedzące głęboko w nich? Czy miłość przesłoni rozum i logiczne myślenie? 

Ostatnimi czasy zaczęło bardzo ciągnąć mnie do fantastyki z wątkiem demonów i walki. Los chciał, że trafiła się okazja przeczytania takiej książki na dodatek polskiej autorki. I choć na początku byłam nie najlepiej nastawiona przez wgląd na to, że po prostu nie przepadam za książkami pisanym przez polskich autorów. Choć wszystkich twórczość bardzo szanuję i podziwiam na jak wysokim poziomie reprezentują kraj jak i nas, grupę czytelników. Ze swoich powodów nie przepadam i raczej nie sięgam. Tutaj zrobiłam wyjątek i będąc szczerą to, była dobra decyzja. Książka jest bardzo przyjemnie napisana i pomimo swojej grubości szybka w czytaniu. Mnie samej ciężko było się od niej oderwać i zostawić sobie przyjemność dalszego jej czytania na potem. Tak więc przeczytałam ją na raz i wcale nie żałuję. Bawiłam się przy niej naprawdę dobrze, była idealna na zrelaksowanie się przed zaczynającym się rokiem szkolnym. Choć były momenty gdzie akcja stawała się  wolniejsza, nie jestem w stanie powiedzieć, że nudziłam się. Podczas tej przygodny nie zaznałam nudy, jedynie pełnej emocji i wrażeń podróży. Były momenty gdzie śmiałam się jak i te gdzie uroniłam parę łez. Chociaż to drugie jest u mnie normą, książka wtedy zyskuje dla mnie na wartości. 

Bohaterowie nie byli źli jeśli chodzi o wykreowanie. Każdy na swój sposób miał w sobie coś ciekawego i choć byli oni dobrze naznaczeni, czuję niedosyt. Zabrakło mi rozwinięcia wątku Sandry i Marcela, który zapowiadał się naprawdę obiecująco. Sam Marcel jest dla nas jedną wielką zagadką, nie wiemy o nim za dużo, same podstawowe informacje bez zagłębiania się w szczegóły. Pomimo tego on jak Dawid byli ciekawymi postaciami. Mam wrażenie, że bohaterowie płci męskiej napisani przez kobiety mają w sobie to coś, czego i w tym wypadku nie brakło. Z początku miałam mały problem, z tym że jak na fantastykę było bardzo dużo romansu. Takie pomieszanie romansu i walki z demonami, można by pomyśleć, że nic ciekawego. Gdy przebrnęłam przez ten początek, zrozumiałam, że jest on bardzo ważnym wątkiem i to wokół niego będą kulminacyjne momenty. Nie myliłam się, co nie jest równoznaczne, z tym że książka jest przewidywalna. Fakt, że uczucia między bohaterami w ważnych momentach grają pierwsze skrzypce, nie ujmuje jej przynależności do gatunku, jakim jest 
fantastyka. 

Końcówka to coś, o czym nie wiem co myśleć. Z jednej strony było bardzo emocjonująca co działa na plus, a z drugiej nie rozwiązało się to, co powinno. Przez całą książkę dążyliśmy do poznania zakończenia jednego wątku, a na końcu pojawia się całkiem inny i to on zostaje rozwiązaniem. Rozumiem, że może być to celowy zabieg, aby zostawić czytelnika w niepewności, bo szansę na wydanie drugiego tomu są duże. Co nie zmienia faktu, że można było to inaczej rozwiązać.

W pierwszej chwili po skończeniu moje myśli to, były głównie pozytywne odczucia, lecz z czasem dołączają do nich te negatywne. I przeświadczenie, że książka jest naprawdę dobra, zaczęło odchodzić. W chwili po przeczytaniu moja ocena to 8/10, po czasie jakim minął, jest to mocne 6/10. Oprócz oceny zmieniły się też moje odczucia względem możliwej publikacji drugiego tomu. Ekscytacja wyparowała, a zastąpiła je obojętność z nutką ciekawości. Nie zniechęcam, ale też szczególnie nie polecam. Jeśli opis zainteresował, warto spróbować, może ktoś się zakocha. Dla mnie niestety nie była to miłość. 

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za próbny egzemplarz recenzencki a autorce życzę dalszych sukcesów.