środa, 31 lipca 2019

"First Last Kiss" Bianca lovisioni

13:18:00 0 Comments
“First Last Kiss”-Bianca lovisioni 


Nr. recenzji: 289
Tytuł: ,,First Last Kiss"
Autor: Bianca lovisioni
Tłumacz: Joanna Słowikowska
Liczba stron: 416
Data polskiego wydania: 17 lipca 2019
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 7/10
Autor recenzji: Daria Pogodzińska

Elle i Luke są najlepszymi przyjaciółmi, poznali się przez przypadek. Mieszkają w tym samym akademiku ze swoimi współlokatorami. Luke lubi imprezy i zdobywanie kobiet, głównie na jedną noc. Elle nie jest szarą myszką, ale także nie wyróżnia się pod względem atrakcyjności, czy długości listy zdobytych chłopaków. Przyjaciele bardzo dobrze się dogadują, spędzają razem czas, dokuczają sobie w zabawny sposób, ale nie wiedzą praktycznie nic o swoich rodzinach.  To jedyny temat o którym nie rozmawiają. Elle zostaje zaproszona przez swoją siostrę na spotkanie z powodu zaręczyn. Przypadkiem Luke musi się wcielić w rolę chłopaka dziewczyny.
Jak chłopak poradzi sobie w nowej roli? Czy to na pewno tylko przyjaźń? Dlaczego ta dwójka nie chcą mówić o swoich rodzinach?

Fabuła powieści nie jest szczególnie wybitna. Jedna z tych jakich wiele na rynku, ale to nie znaczy, że takie książki są gorsze. Powieść ta jest idealna na kaca książkowego, na plażę, albo po prostu wtedy gdy chcemy przeczytać coś lekkiego, przyjemnego, coś przy czym nie trzeba wysilać swojego mózgu zrozumieniem fabuły, czy magicznego świata. Książka jest przewidywalna, ale i tak chce się ją czytać. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, jest spokojna, aczkolwiek nie nudna. Relacja między dwójką głównych bohaterów, historia rodziny i całe życie studenckie było dla mnie na tyle ciekawe, że czytając nie odczuwałam nudy. Cały czas chciałam czytać dalej by poznać (przewidywalne) zakończenie historii.
Styl pisania autorki jest prosty i prostota w takich książkach jest najlepsza. Bardzo kibicowałam głównym bohaterom i przeżywałam z nimi zdarzenia. Książka wywołała u mnie szczęście, złość, rozbawienie. Moim zdaniem, jak lektura wywołuje emocje to świadczy o tym, że jest dobra. Tak jest z tą powieścią, może nie jest ona wybitna, zaskakująca, ale wywołuje emocje i jest w stanie pochłonąć czytelnika.


Byłam bardzo ciekawa informacji na temat rodziny bohaterów. Mama wyrzuciła Elle z domu po tym jak dziewczyna napisała artykuł, który opisuje życie w rodzinie, której ojciec jest senatorem. Matka ciągle kierowała i krytykowała córkę, do tego stopnia, że odmowa wyjścia za mąż spowodowała wyrzucenie z domu Elle.  O rodzicach Luka dowiadujemy się dopiero w drugiej części, więc nie zdradzę, o co chodzi. Niemniej jednak problemy rodzinne pokazują jak silna jest przyjaźń pomiędzy postaciami. Mogą na siebie liczyć, a drobne sprzeczki nie powodują końca relacji. Na ogromny plus jest przedstawienie zmiany relacji w sposób nie za szybki i nagły, ale tak by czytelnik uwierzył w realność zmiany. Zakończenie, tak jak się spodziewałam jest szczęśliwe, ale na takie też liczyłam. Polecam tę książkę wszystkim tym co oczekują miłej, lekkie historii i która umili dzień. 

Autor recenzji: Daria Pogodzińska

poniedziałek, 29 lipca 2019

18:28:00 0 Comments

 Takiej modzie mówię zdecydowane "tak"!


Wsiadam do porannego pociągu. Przede mną kilkugodzinna podróż. Stawiam wygodnie kubek z kawą, z torebki wyjmuję książkę. Dyskretnie rozglądam się, obserwując współtowarzyszy podróży. Kilka osób delektuje się muzyką płynącą z słuchawek, niewielu śpi. Jednak spora część podróżujących myślami jest daleko… W świecie, w który właśnie zabiera ich autor czytanej przez nich powieści. Uśmiecham się dyskretnie i otwieram moją lekturę.
Kilka dni później - badania kontrolne. Kolejka oczekujących, jak zazwyczaj, długa. Przygotowana na tę ewentualność chwytam za książkę. I nie jestem w tym odosobniona. Czyta niemalże połowa pacjentów!
Przerwa w pracy. Czasu jest dość, by wypić kawę w ulubionej kawiarni. Uwielbiam te chwile z pysznym napojem parującym z filiżanki, zapadnięta w zielony fotel w rogu lokalu. Z tej perspektywy mogę przez znacznych rozmiarów okno obserwować przechodniów,
a równocześnie innych klientów. Wielu z nich towarzystwa dotrzymuje książka - ta tradycyjna, papierowa lub elektroniczna.
Wieczorami zwykłam chodzić na długie spacery z moim psem. Na ogół docieramy na swoistą polanę, niemal w centrum miasta. Ta dość osobliwa zielona wyspa na morzu bloków
i betonu przyciąga całe rzesze osób spragnionych kontaktu z naturą. Dzieci biegają i grają w zabawy, które pamiętam z czasów mojego dzieciństwa. Dorośli wygrzewają się na ławkach bądź siedzą wprost na trawie. To moja ulubiona opcja. Mój pies, zmęczony spacerem, leży na moich kolanach, a ja czytam. I tu także nie jestem sama. Lektura pochłania wiele osób obok mnie.
Czytanie jest moją pasją od dziecięcych lat. Czytam, odkąd ukończyłam czwarty rok życia. Zawsze martwiło mnie, kiedy ktoś w mojej obecności krytycznie wypowiadał się na temat mojej pasji. Trudno było mi pojąć, dlaczego te osoby nie rozumieją, jak szerokie horyzonty stwarza lektura. Pamiętam momenty, kiedy czytanie w miejscu publicznym przyciągało wzrok wielu ludzi. I bądźmy uczciwi - nie zawsze były to spojrzenia pochlebne. Jakże często wyczuwałam w nich... współczucie, niezrozumienie, a czasami nawet kpinę? Niesamowicie cieszy mnie fakt, że od dawna nie spotykam się już z takimi reakcjami. Za to ilekroć widzę innych czytających, zawsze uśmiecham się szeroko. Dobrze mi, ciepło. To najlepszy dowód na to, jak znacznie zmienił się stosunek naszego społeczeństwa do literatury. W dobie internetu, smartfonów oraz innych tego typu zdobyczy współczesności, paradoksalnie coraz częściej i chętniej sięgamy po tradycyjną książkę.
Uprzedzając potencjalne wątpliwości, taki stan nie dotyczy wyłącznie dużych, rozwiniętych gospodarczo i kulturalnie miast. Na co dzień mieszkam w małej miejscowości i to właśnie tutaj notorycznie spotykam amatorów twórczości literackiej. Co więcej, mam szerokie grono znajomych, posiadających dalece różnorodne poziomy i kierunki wykształcenia, zainteresowania i pasje. Niemalże wszyscy sięgają po książki, dzięki czemu bardzo często pożyczamy sobie swoje zbiory.
Ostatnio znajoma moją refleksję w przedmiocie wzrostu czytelnictwa w miejscach publicznych skwitowała stwierdzeniem, że znaczna część tych ludzi sięga po książkę, bo jest to aktualny trend, a czytanie stało się zwyczajnie modne. Trudno mi się zgodzić z taką tezą. A jeśli nawet pewne osoby sięgają po książkę z takich pobudek i kierowani chęcią zaimponowania komukolwiek czytają - takiej modzie mówię zdecydowane "tak"! I oby tendencja na rozwój intelektualny trwała jak najdłużej! Nauczyliśmy się dbać o nasze ciała, zdrowo odżywiać, uprawiać sporty. Pora na pokarm dla duszy i umysłu!

sobota, 20 lipca 2019

Tolkien kontra Lewis?

12:00:00 0 Comments
Tych dwóch panów chyba nie muszę przedstawiać, prawda? 


Są to jedni z najbardziej znanych pisarzy powieści fantastycznej. Zarówno "Narnia" jak i "Hobbit" zawsze były i nadal są sprzedawane w ogromnych nakładach. Szacuje się, że jest to ponad milion egzemplarzy rocznie aż po dziś dzień. Imponujący wynik, nie uważacie?
Zapewne część z Was wie, że obaj panowie zaprzyjaźnili się ze sobą. A wiedzieliście, że obie kultowe serie nie powstałyby, gdyby nie przyjacielski zakład? 


Zacznijmy jednak od początku. 

Clive Staples Lewis urodził się 1898 roku w Belfaście (Irlandia). Choć jego rodzice próbowali swoich sił w pisaniu powieści fantastycznej, to sukces odniósł ich syn. Clive w latach szkolnych przeżył traumę związaną z wykorzystywaniem przez starszych kolegów, co spowodowało, że już jako mężczyzna stał się homofobem. Media podają, że bał się także kobiet – stąd też Czarownica, czarny charakter "Narni".
Wracając do homofobii – Lewis bardzo skrupulatnie dobierał sobie przyjaciół i znajomych, najczęściej takich, którzy mieli już swoje rodziny. 
Jest jeszcze coś, o czym warto wspomnieć – mężczyzna był niewierzący, wyznawał ateizm. Niemniej jednak interesował się mitologiami różnego rodzaju, w tym chrześcijaństwem, które także uznał za mit. 


John Ronald Reuel Tolkien urodził się w 1892 w Bloemfontein (Oran). Jego matka wbrew rodzinie przeszła na katolicyzm i w tej wierze wychowała swoje dzieci. Miało to ogromny wpływ na dalsze życie pisarza.
W jego książkach często pojawiają się pająki, ponieważ jako chłopiec został ukąszony przez tarantule, taka ciekawostka. 

Panowie poznali się na uniwersytecie w Oxfordzie, gdzie obaj byli wykładowcami. Połączyła ich wielka przyjaźń. Lewis jako pierwszy poznał fantastyczną krainę  stworzoną przez Tolkiena. Być może, gdyby jego przyjaciel nie interesował się mitami, nie byłoby historii Hobbita, ale to tylko gdybanie.

Do historii przeszła jedna z nocnych rozmów pomiędzy Tolkienem, Lewisem i Henrym Dysonem z uniwersytetu w Reading.

„Rozmawiali o tym, czy w mitach zawarta jest prawda i czy w ogóle kategoria prawdziwości odnosi się do mitów. Tolkien i Dyson utrzymywali, że tak, Lewis, że nie. W pewnym momencie Tolkien i Dyson przekonali Lewisa nie tylko do tego, że w mitach zawarta jest prawda, ale również, że śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa to nic innego jak faktyczna realizacja tego, co zapowiadały mity o umierającym bogu – Banderze czy Adonisie.” - można było przeczytać na łamach jednej z gazet.

Dzięki tej rozmowie Lewis zaczął serię "Opowieści z Narnii", gdzie widać podejście autora do mitów i religii, natomiast Tolkien rozpoczął dopracowywać szkic swojej mitologii, która do tej pory leżała w szufladzie. Podobno mężczyźni założyli się o to, czyja seria będzie się cieszyć większym powodzeniem. Myślę, że takiego sukcesu jaki obaj odnieśli, się nie spodziewali.