Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BeYA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BeYA. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 sierpnia 2025

"Dom złamanych obietnic" - Monika Rutka

12:00:00 0 Comments

Każda ścieżka, którą obieramy, prowadzi nas tam, gdzie powinniśmy być, nawet jeśli nie od razu wszystko rozumiemy.




Tytuł: Dom złamanych obietnic

Autor: Monika Rutka

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: BeYa

Liczba stron: 360

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Ludziom się wydaje, że po każdej burzy wychodzi słońce i kiedy ucichną grzmoty, wszystko będzie dobrze. Nic bardziej mylnego. Wichura, pioruny i deszcze przynoszą przecież szkody, które można ocenić dopiero wtedy, kiedy żywioł się uspokoi. Wówczas widać, co przetrwało, a czego nie da się już uratować. W przypadku Haydena straty są ogromne. Gdy kolejny członek rodziny oddaje mu część siebie, chłopak wpada w ciemną dziurę bez dna. Przepełniony poczuciem winy i złością, dopuszcza się słów, które wystawiają na próbę jego relacje z przyjaciółmi, przede wszystkim z Jane. Dziewczyna w milczeniu znosi bezwzględność Haydena w trudnym dla niego czasie, obdarza go miłością, kawałek po kawałku, zapominając o swoich potrzebach. I zamiast rozkwitać u jego boku – więdnie. Henderson wie, że Jane z niego nie zrezygnuje, jeśli on tego nie przerwie. Dręczony wyrzutami sumienia, robi rzecz, która w tamtym momencie wydaje mu się jedynym słusznym rozwiązaniem. I nikt nawet nie próbuje go powstrzymać.


Po ostatniej książce autorstwa Moniki Rutki miałam wiele wątpliwości czy sięgać po najnowszą powieść. Nie tylko ze względu na to, jak wypadła ona na tyle innych, ale głównie przez to jak ostatni czas wpłynął na postrzeganie przeze mnie wielu aspektów. Ostatecznie jednak ciekawość i chęć przekonania się, czy autorce ponownie uda się poruszyć mnie wygrała. 


Już pierwsze rozdziały utwierdziły mnie w przekonaniu, że decyzja o sięgnięciu po tę książkę była właściwa, a historia przez nią napisana wciąż potrafi mnie zaskoczyć. Co zaś udowodniło mi, że nie potrzebnie zamykałam się na twórczość autorki tylko dlatego, że wcześniejsza nie była w pełni satysfakcjonująca.


Specyfiką autorki jest to jak duży bagaż emocjonalny, wkłada w losy bohaterów i choć są to młodzieżówki, ilość emocji kipi z nich. Jednak mam wrażenie, że w żadnej historii do tej pory nie było ich aż tyle i to nie tych oczywistych, ale głębokich wynikających z konsekwencji podjętych działań. Podobało mi się, że autorka nie próbowała na siłę upiększać świata, tylko pokazała go takim, jaki potrafi być pełnym niepewności, napięć i momentów, które naprawdę trudno udźwignąć. 


Jeśli chodzi o bohaterów, ich kreacja nie różni się wiele od tej zaprezentowanej w poprzednich tomach. Widoczne są zmiany wywołane dojrzeniem, ale i narzucone przez nowe wydarzenia i to właśnie ten rozwój wpływa na kluczowe elementy takie jak relacje między postaciami, podejmowane przez nie decyzje czy sposób, w jaki radzą sobie z konsekwencjami swoich wyborów. Co więcej, zmiany te pokazują, że autorka umiejętnie prowadzi postacie przez historię, pozwalając im ewoluować w naturalny sposób.


Niezmiennie dobry jest również styl pisania autorki, który za każdym razem zostaje dużym atutem historii. Lekki, przystępny i płynny, a jednocześnie pełen emocji i napięcia.  Bez względu na to, czy opisuje codzienne sytuacje, czy dramatyczne zwroty akcji, każda scena jest klarowna i dobrze wyważona. To właśnie to sprawia, że niezależnie do tomu, książki wciągają od pierwszych stron, nie pozwalając odejść od nich choćby na chwilę.


Czymś nowym za to jest możliwość poznania historii z perspektywy kogoś innego, w tym przypadku Haydena. Pokazuje emocje, które do tej pory pozostawały ukryte, a jego spojrzenie pozwala zrozumieć, dlaczego reaguje w określony sposób i jakie wewnętrzne konflikty nim targają. Sceny, które wcześniej wydawały się proste lub oczywiste, teraz nabierają głębi i zyskują dodatkowe znaczenie. Wprowadzenie tej perspektywy nie tylko wzbogaca fabułę, ale również angażuje emocjonalnie, zmuszając do spojrzenia na wydarzenia z innej strony.


“Dom złamanych obietnic” autorstwa Moniki Rutki to bardzo dobre zakończenie serii, której każdy tom przynosi coś nowego, a jednocześnie zachowuje to, co w twórczości autorki najbardziej cenne wciągającą fabułę, emocjonalną głębię i spójny, lekki styl pisania. W tym tomie szczególnie wyróżnia się perspektywa Haydena, która wnosi świeżość i pozwala spojrzeć na wydarzenia w nowym świetle. Zakończenie serii jest dobre nie tylko pod względem fabularnym, ale również emocjonalnym, pozostawiając po sobie refleksję nad relacjami, decyzjami i tym, jak bardzo losy jednej osoby mogą wpływać na życie innych. Dla mnie to idealny finał, który spełnił wszystkie oczekiwania i potwierdził, że seria warta jest każdej przeczytanej strony.


Dom złamanych obietnic" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

"Bitter. Idea" - Katarzyna Barlińska vel P.S. HERYTIERA - "Pizgacz"

12:00:00 0 Comments

Gdybyście po przeczytaniu moich recenzji książek z serii Hell zapytali mnie, czy kiedykolwiek zdecyduję się sięgnąć po kolejne tytuły autorki do recenzji, z ręką na sercu powiedziałabym, że nie. Nie dlatego, że książki są złe, wręcz przeciwnie właśnie dlatego, że trafiają we mnie tak mocno, że trudno mi ubrać w słowa to, co czuję. Zaangażowanie w historię jest tak duże, że często nie wiem, jak opisać ją tak, by zachęcić do lektury, a jednocześnie nie zdradzić istotnych elementów fabuły.




Tytuł: Bitter. Idea

Autor: Katarzyna Barlińska vel
P.S. HERYTIERA - "Pizgacz"

Data wydania: 31.07.2024

Wydawnictwo: BeYa

Liczba stron: 464

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



W niewielkim mieście Naperville, położonym na zachód od Chicago, od niepamiętnych czasów najciekawszym tematem rozmów jest rodzina Mitchellów. W całym hrabstwie DuPage nie ma ani jednego człowieka, który by nie znał tego nazwiska. Dziewiętnastoletnia Victoria Clark nie może się doczekać momentu, kiedy zacznie studiować medycynę na prestiżowej uczelni w samym sercu Wietrznego Miasta. Pragnie wyjechać z rodzinnego Naperville i zostawić za sobą wszystko, czym dotychczas żyła, w tym niesławną znajomość z Nathanielem – najmłodszym z trzech synów głowy rodu Mitchellów i przyszłym spadkobiercą fortuny. Victoria jest pewna, że już nigdy w życiu nie natknie się na kogoś, kto irytowałby ją równie mocno jak Nathaniel. Ich długoletni konflikt wzbudza zainteresowanie wśród żądnych plotek mieszkańców, a sprawie nie pomaga to, że rodziny Clarków i Mitchellów są ze sobą zaprzyjaźnione. Sytuacja znacząco się komplikuje na przyjęciu urodzinowym Luke’a, przybranego brata Nathaniela. W efekcie Victoria jest zmuszona do podjęcia radykalnych działań, by naprawić wszystkie wyrządzone szkody. Dziewczyna ma plan, któremu przyświecają jej własne, ukryte idee. Od tej pory musi prezentować światu inną wersję siebie i przyoblec twarz w sztuczny uśmiech w miejsce zgorzkniałej miny. Plan ma jedną wadę… Do jego realizacji niezbędny jest Nathaniel.


A jednak po pewnym czasie postanowiłam spróbować. Z myślą, że nawet jeśli to, co napiszę, będzie chaotyczne, najlepiej odda emocje, jakie wywołała we mnie ta historia. I to właśnie one uczucia, napięcie, zaskoczenia  najlepiej przekażą sens recenzji. Bo recenzja nie polega na byciu idealną, a na przekazaniu tego jak dana książka wpływa na nas, jakie mamy odczucia względem niej i to czy spędzony czas nad nią możemy uznać za dobrze spożytkowany. 


Pierwsza różnica, jaka rzuca się w oczy to styl pisania autorki. Nie ukrywam sięgając po Bitter liczyłam pod tym względem na powrót do tego co już znane. Jakie było moje zaskoczenie gdy zamiast długich opisów, niekiedy zbędnych elementów tutaj zostały one ograniczone do minimum. Dzięki czemu końcowo nie tylko historia ma inny wydźwięk, ale również nie jest ona tak męcząca w odbiorze. Dodatkowo styl nabrał lekkości, co sprawia, że lektura płynie znacznie szybciej i staje się jeszcze bardziej wciągająca. 


Co do kreacji bohaterów, ciągle jestem pod wrażeniem jak autorka przy takiej ilości postaci, każdą z nich potrafi wykreować tak, by miała swoją osobowość i nie zlewała się na tle innych. Idealnym tego przykładem jest główna bohaterka Victoria Clark z jednej strony twarda, uparta i zdeterminowana, a z drugiej obarczona własnymi demonami i emocjonalnymi ranami, które wciąż wpływają na jej decyzje. Przez to nie da się jej zaszufladkować ani jednoznacznie ocenić. Potrafi zirytować, zaskoczyć, a jednocześnie wzbudzić współczucie. Każda jej interakcja z innymi pokazuje inny aspekt jej charakteru, potrafi być impulsywna, wybuchowa, ale też lojalna i emocjonalna. 


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


“Bitter. Idea” autorstwa Katarzyna Barlińska vel P.S. HERYTIERA - "Pizgacz" to historia, która, choć powiela wiele toksycznych zachowań, to dla czytelnika, który traktuje to jako formę rozrywki (i przestrzega ograniczenia wiekowego) może być dobrą zabawą, pozwalającą na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zanurzyć w intensywnym, pełnym sprzeczności świecie bohaterów. Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z tych książek, która czyta się szybko, ale na długo zostają w pamięci. Dla fanów autorki to zdecydowanie pozycja obowiązkowa, dla nowych czytelników może to być świetny początek przygody z jej twórczością ze względu na dużo lepszy i przyjemniejszy styl pisania.


Bitter. Idea" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa

sobota, 23 sierpnia 2025

"Our Perfect Forever. Historie nieopowiedziane" - Marta Łabęcka

12:00:00 0 Comments

Jeśli chodzi o dodatki do serii, żyją we mnie dwa wilki. Jeden, który uważa, że powrót do znanych i uwielbianych bohaterów to coś super, tym bardziej gdy stanowi on uzupełnienie pewnych wydarzeń. Z kolei drugi uważa, że o ile sama ich idea jest okej, tak wielokrotnie są one niepotrzebne i nie wnoszą nic do historii. Końcowo wszystko i tak zależy od tego, czy autor rozwija świat przedstawiony, czy jest to jedynie przedłużenie serii, mające podtrzymać zainteresowanie.




Tytuł: Our Perfect Forever.
Historie nieopowiedziane

Autor: Wiktoria Sroka

Data wydania: 26.02.2025

Wydawnictwo: BeYa

Liczba stron: 296

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: WIktoria Sroka




Przyjaźń, która miała się skończyć po roku, a przerodziła się w relację silniejszą niż więzy krwi.


Rodzina, którą sami wybrali, by wspólnie iść przez życie, uczyć się dorosłości i popełniać błędy. Flaw(less) opowiedziała Wam ich historię, All of Your Flaws przypomniała przeszłość, a Despite Your (im)perfections zamknęła opowieść o nich, wieńcząc ją dotrzymaniem złożonej obietnicy. Teraz nadszedł czas, by poznać historie dotąd nieopowiedziane. Dzieciaki z Moreton powracają po raz ostatni, by zabrać Was w podróż drogą wspomnień ze wszystkich okresów ich (nie)idealnego życia.


Our Perfect Forever to podsumowanie znanych Wam już wydarzeń, wzbogacone o notki od autorki, pełne sentymentalnych przemyśleń i sekretów powstawania trylogii. To ostatnie spotkanie z bohaterami, których pokochaliście. A przede wszystkim prezent dla Was – Czytelniczek i Czytelników FLAWSów.



W przypadku książki Marty Łabęckiej obawiałam się wielu aspektów, choć najbardziej tego, że historia, którą czytałam 3 lata temu i którą tak dobrze zapamiętałam, teraz nie okaże się tak cudowna, a powrót do bohaterów zamiast usłany radością, stanie się powodem do rozczarowania. Zaraz za tym, jako kolejna obawa objawiło się to, czy po takim czasie sama autorka na nowo odda klimat dzieciaków z Moreton, tak zagubionych i próbujących być najlepszymi wersjami siebie. 



Niestety szybko okazało się, że część moich obaw nie była bezpodstawna. Bo o ile początek napawał mnie ogromną nadzieję, że poczuję tę samą magie Moreton i powrócą znajome emocje, towarzyszące całej serii. Tak z każdą stroną, coraz bardziej ten ślad zacierał się, bohaterowie zaczęli tracić swój urok, fabuła nie angażowała tak bardzo jak kiedyś i to, co znajome, nagle przestało takie być. 



Jedynym znajomym aspektem i wciąż równie pozytywnym jest styl pisania autorki. Nie ukrywam swoją przygodę z twórczością autorki skończyłam na serii Flaw(less) przez co, a może raczej dzięki temu czytając dodatek, zaskoczyłam się tym, jak zmienił się sposób pisania autorki, choć nie na tyle, bym nie poczuła się jak wtedy, gdy ze łzami w oczach, czytałam każdą z trzech części. To on sprawił, że mimo zastrzeżeń wobec samej treści, wciąż odnajdywałam coś, co przyciągało mnie do dalszego czytania i choć pod względem fabularnym książka ta nie dorówna temu, co pamiętam z trylogii to właśnie język i sposób poprowadzenia narracji, przypomniał mi, dlaczego tak mocno przepadłam we wcześniejszych losach bohaterów.



Nie ukrywam również, że samo to, że choć na chwilę mogłam powrócić do losów bohaterów, było przyjemnym doświadczeniem, tym bardziej że oprócz zwykłych rozdziałów pojawiają się wstawki od autorki. Jednak zabrakło mi w tym elementów, które uzupełniłyby ich losy o coś nowego, coś, co wcześniej dla czytelnika nie było oczywiste. Coś, co nie miało jak być domysłem dla odbiorców, a stałoby się realny rozwinięciem.  Zamiast tego miałam poczucie, że wiele fragmentów to jedynie powtórka tego, co już znam, jedynie w nieco innej formie. O ile chwilami dawało to przyjemne poczucie znajomości i nostalgii, to równie szybko przyszło rozczarowanie.



“Our Perfect Forever. Historie nieopowiedziane” autorstwa Marty Łabęckiej to dodatek, który na pewno przez spore grono osób był bardzo wyczekiwany i równie wielu osobom spodoba on się. W moim przypadku nie do końca odpowiada mi to jaką formę uzupełnienia historii on prezentuje. Sięgając po coś takiego, liczę na coś więcej, coś, co nie stanowi jedynie powrotu do znanej historii, ale również poszerza  ją o nową perspektywę, która wcześniej dla czytelnika była czymś nieznanym. Tutaj zabrakło mi tego poczucia, że mogę odkryć w bohaterach coś nowego. Końcowo więc choć sam powrót jak już wspominałam, był w pewien sposób przyjemny, to pozostawił on również niedosyt i wrażenie, że mogło to wyglądać zupełnie inaczej.



Our Perfect Forever. Historie nieopowiedziane" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…



środa, 16 kwietnia 2025

"Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw" - Monika Rutka

12:00:00 0 Comments

Książki Moniki Rutki są dla mnie pewnym wyborem, jeśli szukam czegoś, co wiem, że będzie dobre i spełni moje oczekiwania, a przy tym będę się dobrze bawić. Większą część twórczości autorki poznawałam, nie zagłębiając się w opis, czy recenzje innych i za każdym razem sięgając w ciemno, zatracałam się w zarówno w fabule, jak i bohaterach czy stylu pisania. Tym razem jednak nie udało mi się uniknąć zaskoczenia, a względny zarys znany był mi się wcześniej, stąd pewne oczekiwania poszybowały znacznie w górę.





Tytuł: Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw


Autor: Monika Rutka


Data wydania: 29.01.2025


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 400


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Samobójstwo narzeczonej doprowadza życie utytułowanego sportowca Damiena Dankwortha do ruiny. Po jednym z wielu napadów gniewu bokser zostaje zawieszony i traci wszystko, na co latami ciężko pracował. Chcąc przeczekać nadchodzące miesiące, Damien wraca do rodzinnego Edynburga i do trenera, który jako pierwszy dostrzegł drzemiący w młodym chłopaku potencjał. Tyler Carrington od lat prowadzi siłownię będącą azylem dla wielu nastolatków. Jest dla nich przyjacielem, rodzicem zastępczym i przede wszystkim nauczycielem. Balansujący na krawędzi bankructwa, zdesperowany Tyler zgadza się przyjąć propozycję Damiena, jaką jest odsprzedanie ponad połowy udziałów w klubie. Ta informacja rozwściecza pracującą w nim bratanicę. Dla zdystansowanej do świata i ludzi Grace Carrington lojalność stoi ponad wszystkimi wartościami w życiu. Właśnie dlatego gardzi Damienem, który przed laty porzucił Tylera, gdy tylko ten pomógł mu wejść na szczyt. Grace wie, że pomimo własnych uprzedzeń musi zacisnąć zęby, by uratować tonący okręt, ale też powinna być bardziej czujna. Przepełniona nieufnością, zamierza poznać tajemnice i powód powrotu Dankwortha, zwłaszcza że wraz z jego pojawieniem się w Edynburgu wokół dziewczyny zaczynają się dziać niepokojące rzeczy.



Są piękni. Oni wszyscy. Tak oszałamiająco nieprawdziwi. Bo wśród ludzi rzadko kiedy bywamy sobą, o ile w ogóle wiemy, kim jesteśmy.


Tym samym tworząc w głowie obraz historii, która miała być emocjonalnym rollercoasterem, pełnym bólu, mroku i napięcia a przy tym pełną tajemnic relacją boksera i baletnicy. Choć te elementy w większym bądź mniejszym stopniu pojawiły się, ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Dobrze zapowiadający się początek, zastąpiło uczucie pustki związane z brakiem głębi iskry typowej dla książek autorki, a zarazem elementem, dzięki któremu historia pozostaje na długo w pamięci.


Na szczęście, nawet jeśli nie wszystko w tej historii zagrało idealnie, styl pisania Moniki Rutki po raz kolejny okazał się jej najmocniejszą stroną. Autorka potrafi tworzyć atmosferę, która od pierwszych stron wciąga w świat pełen niedopowiedzeń, napięcia i niepokoju. Aura tajemnicy unosi się nad całą fabułą, skutecznie przykuwając uwagę czytelnika do samego końca. Co więcej, widać wyraźnie, że z każdą kolejną książką autorka rozwija się warsztatowo. Jej narracja jest coraz bardziej dojrzała, przemyślana i świadoma – potrafi odpowiednio dozować emocje, dawkować informacje i budować napięcie bez popadania w przesadę. Styl jest lekki, a jednocześnie pełen głębi – idealnie wyważony między emocjonalnością a tajemniczością. A każdy rozdział kończy się tak, że od razu chce się sięgnąć po kolejny.


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Nie mogłabym nie wspomnieć o kreacji bohaterów, o której śmiało mogę powiedzieć, iż jest najmocniejszym puntem tej historii jak i każdej innej książce autorki. Damien Dankworth to tajemnicy bokser, który zdecydowanie więcej milczy, niż mówi. Dodatkowo jego mroczna aura, to nie tylko pozory, a stoi za nią historia złożona z trudnych wyborów i osobistych strat. Z jednej strony nieustępliwy i charyzmatyczny, z drugiej bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać. Grace Carrington to bohaterka, którą zmuszono do noszenia wielu masek, a mimo to nie zgubiła w nich prawdziwej siebie. Jej historia toczy się wokół zagubienia, potrzeby bezpieczeństwa i odnalezienia własnego miejsca, a jednocześnie odwagi, by wyjść poza schematy, w których dotąd tkwiła. Początkowo wydaje się dość zwyczajna, wręcz pasywna, jednak z czasem rozwija się i nabiera charakteru. Nie jest dziewczyną, która pozwoli sobą pomiatać, potrafi postawić na swoim, powiedzieć „dość”, a także stanąć twarzą w twarz z przeszłością, która ciągle ją ściga. Na wspomnienie zasługuje również Tyler Carrington wprowadzający do historii bardziej racjonalne myślenia i balans. To ten typ postaci, który potrafi spojrzeć z dystansu, zadać trudne pytanie w odpowiednim momencie lub po prostu być wtedy, gdy trzeba – bez zbędnych słów, ale z konkretnym wsparciem. Tyler nie zabiera przestrzeni głównym.



“Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw” Moniki Rutki niestety, mimo wielu pozytywnych aspektów, nie do końca skradła moje serce, a tym bardziej nie poruszyła mnie, zostawiając po sobie jakiś ślad. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to po prostu poprawna, momentami wciągająca, ale raczej przeciętna książka. Wśród innych książek czy to autorki, czy innych autorów gubi się w tłumie i nie zostaje w pamięci na dłużej. Choć fabuła miała ogromny potencjał, zabrakło tego czegoś, co sprawiłoby, że historia zapadłaby w serce i myśli. To jedna z tych opowieści, które dobrze się czyta, ale trudno jest się nimi zachwycić.



Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


czwartek, 23 stycznia 2025

"Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" - FortunateEm

06:00:00 0 Comments
Życie w dzisiejszych czasach nie należy do najłatwiejszych, szczególnie dla młodych ludzi, którzy dopiero rozwijają jego definicje. To, w którym kierunku się ona rozwinie, zależy od wielu czynników. Może to być świat zewnętrzny, ludzie, którzy starają się im pomóc, a niekiedy kopać pod nimi dołki, to zależy od ich osobowości, temperamentu, od sposobu, w jaki ich wychowano. Tematykę młodych ludzi, którzy próbują odnaleźć się w świecie i wykształcić wartości zgodne z ich przekonaniami, podejmuje FortunateEm w końcowej części trylogii pt. "Scars"




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane w twoich oczach"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 22 listopada, 2023
Wydawnictwo: BeYA
Liczba stron: 312
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner





Vafara i Royce odnaleźli to, na co tak długo i cierpliwie czekali. Ich rodzina powiększyła się o trzy wspaniałe osoby, a wspólne życie biegło powolnym, spokojnym rytmem. Prawda, że nieco zaburzonym przez wyjazd ukochanej córki na uczniowską wymianę do Wielkiej Brytanii. Teraz jednak, po dwóch latach, Ravenna ponownie dołącza do rodziców i braci. Wydaje się, że wszystko wraca na dawne tory…

Niespodziewanie w ich codzienność wkracza tajemniczy chłopak o smutnych szaroniebieskich oczach. Zarówno Vafara, jak i jej córka zauważają w nim coś znajomego. Matka dostrzega przede wszystkim odbicie swoich wewnętrznych demonów, a Raveena widzi ból, który pragnie ukoić.

Gdy skończyłam drugą część trylogii "Scars", pierwsze, o czym pomyślałam to to, że nie uda mi się znaleźć równie chwytającej za serce, uroczej i pouczającej historii o miłości. Nawet jeśli wiedziałam o istnieniu kontynuacji z córką Vafary i Royca w roli głównej, wiedziona stereotypem o kolejnych częściach, które nie dorównują zwykle wersji pierwotnej, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań. Jednak gdy poznałam dynamikę między nowymi bohaterami, uświadomiłam sobie, że moje obawy były zupełnie nieuzasadnione..

Evren, chłopiec o smutnych oczach, to bardzo intrygująca postać i rozumiem, dlaczego Ravie (czyli dosłownie żeńska wersja Royca pod względem charakteru) tak bardzo oszalała na jego punkcie. Autorka stworzyła dwójkę oryginalnych postaci z naprawdę romantyczną historią. Jestem w stanie stwierdzić, że sposób, w jaki ze sobą rozmawiali, wspierali się i stopniowo poznawali, może uchodzić za przykład, prawdziwej, pięknej miłości. Rzadko spotykam się teraz z tak emocjonalnym uchwyceniem relacji między dwójką bohaterów w książkach, więc prawdopodobnie stąd mój zachwyt nad pracą FortunateEm. Jeszcze większej przyjemności w śledzeniu losów głównych bohaterów, dostarcza lekki styl pisania autorki i jej konkretność bez długich, zbędnych opisów. Pamiętam, że jeszcze w pierwszej części mieliśmy mnóstwo refleksji nad psychiką Vafie, a teraz autorka postawiła na dynamikę i rozwój akcji z ciekawymi wątkami (jak na przykład tajemniczy nieznajomy, z którym smsuje Ravenna), co zdecydowanie jest zmianą na plus. Spowodowało to, że nie mogłam się oderwać od zagłębiania się jeszcze bardziej w poznawaną przeze mnie emocjonującą historię.

Autorka po raz kolejny mimo poruszania trudnych wątków (zaburzenia odżywiania, depresja, samookaleczanie), podeszła do przedstawienia ich w sposób dojrzały, z profesjonalizmem. Nadal podtrzymuję opinię, iż z serii "Scars" da się wyciągnąć wiele wartości i zdecydowanie to jest największy atut tej serii. Doskonałym tego przykładem jest Vafara, dzięki której można było doznać swego rodzaju ukojenia, przez sposób, w jaki się zmieniła. Z walczącej dziewczyny z niską samooceną stała się dojrzałą kobietą, która jest w stanie teraz pomóc innym (cudownie odzwierciedla to jej rozmowa z Evrenem). Miło było śledzić jej historię, której morał chwycił mnie za serce. A to jaką dojrzałość emocjonalną osiągnęła.. Autorka wykreowała ją na prawdziwego człowieka z krwi i kości.

Warto wspomnieć również o pomocy psychologicznej, której plusy z całą pewnością zostały uwydatnione. Bardzo mi się podoba sposób, w jaki autorka wnosi do swojej historii moralizatorski charakter. Pokazała jak bardzo, terapia może zmienić życie człowieka, a walka z własnymi demonami może spowodować zrzucenie z siebie ogromnego ciężaru i otwarcie się na coś nowego.
Również wartości rodzinne i w tym razem odegrały znaczącą rolę. Polubiłam dynamikę między braćmi Royca, którzy roztaczali wokół siebie ciepłą atmosferę, nawet prawie dwadzieścia lat później. "Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" zwieńczenie uniwersum, które pokochałam.

Podsumowując, powyższa powieść daje zdrowy przykład jak radzić sobie z problemami i cierpieniem, które zdają się w dzisiejszym świecie być nieuniknione. Autorka pokazuje sytuacje z życia wzięte, a nie wyssane z palca, opierając się na sytuacjach (czasami wręcz drastycznych), które faktycznie dzieją się naprawdę i wielu z nas spędzają sen z powiek. Myślę, że "Scars" to nie tylko powieść o szczerej i uroczej miłości, ale przede wszystkim o życiu. Jestem pewna, że każdy odnajdzie w niej część siebie. Czy to w młodej Vafarze, która kiełkuje w sobie nienawiść dla samej siebie, czy też w jej dorosłej wersji, pokazującej jak daleko można zajść i która udowadnia, że cierpienie nie definiuje innych. Oczywiście może ktoś odnajdzie się w innych bohaterach, takich jak Evren, Ravie, Royce, czy nawet Kirby. Jak widać, możliwości jest sporo. Gorąco zachęcam do zagłębienia się w pouczającą historię, którą opowiedziała nam FortunateEm.

Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…




poniedziałek, 9 grudnia 2024

"Scars. Blizny zapisane w duszy" - FortunateEm

07:30:00 0 Comments

 "Miłość jest najpiękniejszym i zarazem najgorszym uczuciem, jakie może nas spotkać. Potrafi sprawić, że człowiek ma wrażenie, że lata, by potem niespodziewanie oderwać mu skrzydła, strącić go w dół i bezwzględnie wdeptać w ziemie."




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane w duszy"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 22 marca, 2023
Wydawnictwo: BeYA
Liczba stron: 296
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner




Vafara i Royce spotkali się w momencie, w którym żadne z nich nie było gotowe na szczęście. Ona miała rodzinne kłopoty, on nie radził sobie z żałobą po ukochanej Maxine. Oboje mieli sporo do przepracowania. Dlatego, mimo że byli sobie przeznaczeni, z pierwszej próby bycia razem nie wyszli zwycięsko. Rozstali się na dłuższy czas. Roy pozostał w Seattle, gdzie nadal prowadził studio tatuażu, Vafie przeniosła się do nadmorskiego Galveston, by realizować się jako artystka.


Jednak nie zapomnieli o sobie i nie przestali się kochać. Po dziewięciu miesiącach od wyjazdu Vafary Roy odważył się do niej zadzwonić. Okazało się, że emocje między nimi nadal były silne. Tęsknili za sobą i mieli sobie mnóstwo do powiedzenia. Szczególnie Vafie, która wreszcie odnalazła swoją prawdziwą mamę…

Royce i Vafara podjęli kolejną próbę zbudowania związku. Czy tym razem im się uda?

Nie jestem w stanie opisać słowami tego, jak bardzo przepadłam dla powyższej powieści. O ile pierwsza część wywołała we mnie mnóstwo skrajnych emocji, to druga zrobiła to samo, lecz ze zdwojoną siłą. Nie mogłam powstrzymać się od łez, gdy los postawił przed Vafarą kolejne przeszkody i rozczarowania, ze złości na Sutton Dahle, która definitywnie zyskała miano najbardziej znienawidzonej przeze mnie fikcyjnej postaci, oraz ze szczęścia, gdy mimo tego całego emocjonalnego huraganu, w którego środku znaleźli się główni bohaterowie, starali się oni, by ich relacja nie legła w gruzach. FortunateEm z pewnością nie pozwala czytelnikowi odetchnąć, ponieważ co chwilę częstuje nas dynamiczną akcją, ciekawą fabułą pełną zaskakujących zwrotów akcji oraz realistycznie wykreowanymi postaciami z bogatymi portretami psychologicznymi, dla których losów nie sposób przepaść.

"Scars. Blizny zapisane w duszy" to książka z niezwykle bujną tematyką. Porusza ona trudne zagadnienia takie jak brak samoakceptacji przez dzieciństwo w toksycznym środowisku, trudności, z jakimi człowiek musi się zmierzyć, otwierając się na miłość oraz wpływ relacji międzyludzkich na środowisko, w którym żyje. Zdecydowanie polecam tę historię ze względu na wartości, które z pewnością skłaniają do refleksji. Na przykład, z samego sposobu, w jaki relacja Royca i Vafary rozkwitła, można wyciągnąć wnioski, że o miłość warto walczyć, nawet jeśli kosztuje nas to wiele zmian i wymaga od nas dużego wysiłku. Podobało mi się, że autorka nie pozostawiła problemów tej dwójki samorozwiązaniu, tylko pokazała, że zasięgnięcie po pomoc psychologiczną może dużo zmienić w relacji z drugim człowiekiem. Powyższa pozycja zawiera w sobie zdrowy przekaz, przedstawia realną historię walki dwójki ludzi o uczucie i trud z tym związany. Przyjemnie było zagłębić się w historię, w której czytelnik może zaobserwować rozwój bohaterów z krwi i kości.

Warto też zwrócić uwagę na to, że historia Vafie i Royca w pewien sposób ostrzega przed istnieniem takich mało rozwiniętych intelektualnie (łagodnie powiedziane) jednostek jak Sutton Dahle. Czasami na swojej drodze trafiamy na ludzi, którzy czerpią satysfakcję z czyjegoś cierpienia i próbują nas zniszczyć nawet bez konkretnego powodu. Tak czy inaczej, historia głównej bohaterki pokazuje jak długi i żmudny może być proces leczenia się z toksycznego wpływu takiej ameby (tak, zdecydowanie uwzięłam się na Sutton) oraz jak głęboko mogą osadzić się w głowie raniące słowa i czyny. Jednak mimo wszystko, pokrzepiające w tej powieści było to, że da się to pokonać, nawet jeśli doprowadza to do naszych upadków.

Jeśli chodzi o inne aspekty Scarsów, podobało mi się to, że autorka nie rozciągnęła tej powieści, tylko wszystko potoczyło się wartko i płynnie, utrzymując tym samym zainteresowanie czytelnika. Inni bohaterowie doskonale współgrali z wykreowanym przez FortunateEm światem, zwłaszcza Kirby, która niejednokrotnie mnie rozśmieszyła oraz wzbudzali sympatię swoim wsparciem dla Royca i Vafie. Może trochę ubolewałam nad tym, że nie rozwinął się bardziej wątek z prawdziwą matką głównej bohaterki, ale jestem w stanie to zrozumieć, biorąc pod uwagę serię zaskakujących wydarzeń, które miały miejsce w życiu głównych bohaterów.

Podsumowując, uważam "Scars. Blizny zapisane w duszy" za przesłodką powieść, z moralizatorskim charakterem, z której można wiele wyciągnąć. Autorka już od pierwszej strony wciąga czytelnika i nim zdąży się on obejrzeć, kończy ze łzami w oczach i przede wszystkim z przeogromną chęcią do przeczytania kolejnej części. Myślę, że każdemu uda się coś wyciągnąć z pięknej historii, jaką przedstawiła nam FortunateEm, każdy, kto choć raz zmierzył się z brakiem samoakceptacji, utożsami się z Vafarą i zrozumie ciężką drogę, jaką musiała przejść.

Scars. Blizny zapisane w duszy" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


niedziela, 20 października 2024

"Scars. Blizny zapisane na skórze" - FortunateEm

09:00:00 0 Comments
Cierpienie to uniwersalny motyw poruszany z niezwykłą powtarzalnością w literaturze. Wynika to z faktu, iż cierpienie towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów, a refleksje na jego temat to nic innego jak sposób na radzenie sobie z bólem czy też trudnościami, wynikającymi z istnienia cierpienia. Autorzy w swoich powieściach mają różny stosunek do przedstawienia tego motywu. W sposób staranny, a także kunsztowny, ale jednocześnie łatwy w odbiorze występuje on m.in. w książce pt. "Scars. Blizny zapisane na skórze" autorstwa FortunateEm.




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane na skórze"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 24 sierpnia 2022
Wydawnictwo: BeYA
|Liczba stron: 368
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner









Vafara Dahle ma dwadzieścia cztery lata i rodzinne kłopoty. Przede wszystkim z matką, "panią idealną", która oczekuje od swojej córki wielu rzeczy, jakich ta nie chce, nie potrafi albo po prostu nie może jej dać. Na przykład samej siebie w ślubnej sukni. To, że Vafie nadal pozostaje singielką, nie jest wielkim zaskoczeniem dla Sutton Dahle; ot kolejny przykład na to, jak bardzo jej córka nie spełnia pokładanych w niej nadziei.
Może choć przy okazji wesela kuzynki Vafara zachowa się przyzwoicie i pojawi się na nim z odpowiednim mężczyzną u boku? Najlepiej z perfekcyjnym Marcusem, managerem w firmie transportowej, na myśl o którym dziewczynie robi się niedobrze... Ale Marcus jest tzw. dobrą partią, ma nienaganne maniery, dobrą pracę i jest wzorem wszelkich cnót, słowem ― to potencjalny idealny zięć. Czyli żaden materiał na męża. Zdesperowana Vafie postanawia się zbuntować i zrobić sobie tatuaż, którego Sutton oczywiście nie pochwali.
Czy czarna róża, którą między piersiami dziewczyny tatuuje Royce Faridan, odmieni jej życie na dobre?


"Byłem wypalony i nie zamierzałem szukać drewna, by rozpalić swoje wewnętrzne palenisko. W środku miałem ruinę i zgliszcza. Samotność była lepsza. Cisza przyjemniejsza. A złamane serce po czasie wcale nie bolało. Bo jak mogło boleć coś, co było martwe?" 

Podczas czytania powyższej powieści targało mną tyle emocji, że sama nie wiem, od czego zacząć. Sposób, w jaki autorka ukazała nam wartości odnośnie bólu, kłopotów w relacji z drugim człowiekiem z powodu jego istnienia czy też wpływu toksycznych rodziców na życie człowieka, jak i ogólny brak samoakceptacji to coś, co uderza w czytelnika i sprawia, że nie ma innej opcji niż całkowite zaangażowanie się w powieść. Szczególne wrażenie wywarła na mnie historia Royca, jednego z głównych bohaterów, który już od początku wydawał mi się naprawdę ciekawą i wytrwałą postacią z powodu jego doświadczenia przez los i sprzeczności, które sobą reprezentował, np. w relacji z Vafie. Niestety ciężko napisać, dlaczego tak bardzo zwrócił na siebie moją uwagę bez ujawniania treści połowy książki..

Sama kreacja postaci to z całą pewnością główny atut dzieła FortunateEm. Po prostu nadal jestem w szoku, jak realistycznie autorka wykreowała postacie i tchnęła w nie życie za pomocą swojego lekkiego pióra. Mimo że powieść napisana została w przyjemny oraz łatwy do interpretacji sposób, ta prostota w połączeniu z historią bohaterów uderza dogłębniej, niż można byłoby się tego spodziewać. Do tego stopnia, że trzeba się wspomóc chusteczkami lub odłożeniem lektury i taktycznym przejściem się po pokoju.. Podejrzewam, że ta emocjonująca fabuła, związana ze wszystkimi intrygami matki Vafary, a także sposób, w jaki główni bohaterowie próbowali się na siebie wzajemnie otworzyć, była jednym z głównych powodów, przez które tak zaangażowałam się w (niestety) fikcyjne życie bohaterów.

"Ja mogłem być dla Vafary a po tym uścisku poczułem, że ona mogła być dla mnie"

“Scars. Blizny zapisane na skórze” to zdecydowanie bogata powieść, jeśli chodzi o przekazywane wartości i ukazanie relacji między ludźmi. Nie ukrywam, że przyjaźń między Vafie a Kirby była naprawdę rozczulająca i chwytająca za serce. Tak samo, jak przyjaźń i miłość, którą byli obdarzani wszyscy członkowie i przyjaciele rodziny Royca zupełnie bezinteresownie. Nawet relacja Vafary z Sutton pokazuje, jak destrukcyjny charakter może mieć umniejszanie i znęcanie się psychiczne nad bezbronną osobą potrzebującej wsparcia. Jednak najlepszym przykładem jest oczywiście relacja pomiędzy głównymi bohaterami. Podobało mi się, że ich miłość rozkwitała powoli — przypominała taki pączek róży, która powoli budzi się do życia. To było naprawdę urocze i cieszę się, że jako czytelnik mogłam towarzyszyć im w rozwoju relacji. Te dynamika oraz związki między ludźmi sprawiły, że książka FortunateEm, z którą miałam przyjemność się zapoznać, okazała się naprawdę wartościowa.

Jedynym negatywnym aspektem była moim zdaniem postawa głównej bohaterki, w niektórych momentach. Rozumiem, że została ona przedstawiona jako postać okrutnie doświadczona przez życie, która niejednokrotnie się poddała, ale nie rozumiałam, dlaczego nie mogła ona przenieść tej zawziętości i zaciętości z tworzenie relacji z Roycem na swoje życie. Taka dwojaka postawa niejednokrotnie przyprawiała mnie o irytację. Motyw małżeństwa oraz zmiany w testamencie również niespecjalnie chwyciły mnie za serce. Moim zdaniem lepiej można było rozwinąć te wątki, ponieważ w porównaniu z tym, co przeżywali przez to bohaterowie, wydawały się takie nijakie.

"Wywołanie szczerego uśmiechu na ustach osoby, która cierpiała, było nie lada wyczynem. A ja tego dokonałem i nie mogłem przestać wracać pamięcią do tego momentu. [..] Bo uśmiech Vafary był jak taki promień i dawał mi siłę. Mimo że nie znałem tej dziewczyny, czułem, że zasługiwała na szczęście. Każdy zasługiwał".


Podsumowując, “Scars. Blizny zapisane na skórze” to wartościująca i piękna powieść, w której każdy może znaleźć cząstkę siebie i odrobinę siły, żeby zawalczyć ze swoimi własnymi demonami w prawdziwym życiu. Powyższa książka daje nadzieję, pokazuje, że mimo przeciwności losu trzeba zawsze przeć naprzód i nigdy się nie poddawać. Wzbogacona o piękne relacje oraz dość emocjonującą fabułę to naprawdę cudowna historia, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Z niecierpliwością będę czekać aż kolejny tom trafi w moje ręce!

Scars. Blizny zapisane na skórze" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…




sobota, 19 października 2024

"Forbidden love" - Alex Tilia

00:00:00 0 Comments

Uczuć nie da się zatrzymać, a w walce z miłością nie ma się najmniejszych szans.




Tytuł: Forbidden love


Autor: Alex Tilia


Data wydania: 09.07.2024


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 344


Moja ocena: 5,5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Pierwsza miłość to nie taka prosta sprawa


Na pewno znacie te wszystkie romantyczne historie, w których książę na białym koniu odnajduje najpiękniejszą na świecie księżniczkę i ratuje ją przed złą czarownicą, a później żyją razem długo i szczęśliwie... Emma Evans także znała podobne opowieści i długo w nie wierzyła. A potem dorosła i zrozumiała, że między baśnią a prawdziwym życiem jest przepaść. Że drogi do wielkiej miłości nie zawsze broni zła wiedźma. Że ON wcale nie musi być księciem, a ONA księżniczką. Wystarczył ułamek sekundy, by życie ułożonej Emmy zmieniło bieg. Jedno z pozoru nic nieznaczące spotkanie stało się początkiem historii, która rozłożyła ją na łopatki. Czy walka z przeznaczeniem i własnym sercem jest w ogóle możliwa? Co, jeśli zderzą się ze sobą z pozoru dwa tak różne od siebie światy? Emma sądziła, że doskonale wie, czego chce, lecz wtedy na jej drodze pojawił się pewny siebie Aaron Smith. On i jego przyjaciele wnieśli do jej życia chaos, ona natomiast okazała się wcieleniem spokoju, który leczył jego duszę.


Pierwszy tom z serii We're just friends, right?



Emocjonalny rollercoaster, skomplikowane relacje i zakazana miłość kiedyś były motywami, które w książkach uwielbiałam i łaknęłam ich coraz więcej, jeśli jeszcze akcja działa się w szkole, nie potrzebowałam niczego więcej, by całą swoją uwagę poświęcić właśnie tej historii. Jednak z biegiem czasu moje preferencje względem czytanych książek zmieniły się, również to, czego szukam w książkach, uległo rozwojowi, zamiast wcześniej wspomnianych motywów, szukam relacji między bohaterami, które nie powstają ot, tak, bardziej złożonych kreacji czy to bohaterów, czy fabuły, których losy nie są tak jednoznaczne. Mimo wszystko czasem jednak przełamuję swój schemat i sięgam po książki, po które wtedy bym wybrała, stąd łatwo przyszło mi do głowy stwierdzenie, że pomimo tego, iż obecna ja patrzy na historię Emmy i Aarona z przymrużeniem oka i sporą rezerwą, gdybym sięgnęła po nią te kilkadziesiąt lat wcześniej, byłaby to historia, która zawładnęłaby całym moim sercem.



Pojawiający się moty hate to love nie ogranicza się tylko do fabuły, ale odzwierciedla również moje osobiste odczucia względem książki. Z początku troszkę infantylny styl pisania próbujący stać się bardziej poważnym i sztywnym, a dodatkowo kreacja bohaterów, która sprawiała, że ciężko było przebrnąć mi przez pierwszych kilkadziesiąt stron, to wszystko nie wpływało pozytywnie na moją opinię. Im dalej jednak zagłębiałam się w fabułę, tym bardziej widoczna była zmiana wcześniej wspomnianych niuansów, a to, co irytowało, stało się albo neutralne, albo sporym plusem jak np. styli pisania, których w drugiej części rozkwitł, stając się bardziej naturalnym i przyjemnym w odbiorze.



Wspomniana kreacja bohaterów budziła wiele moich obaw, zwłaszcza po nieciekawym początku, który należy po prostu do tych, przez które trzeba przebrnąć, by ukazała się lepsza strona powieści. Kreacja głównej bohaterki Emmy była o tyle ciekawa, że w początkowych rozdziałach, potrafiła być naprawdę irytująca. Przy tym wydawała się niepewna siebie, tocząc ciągłe monologi, a wiele jej działań i myśli wydało się przesadnie dramatycznych. Z czasem jednak Emma zaczyna przełamywać się i otwierać na czytelnika, pokazują się jako postać, która nie szuka tylko sposobu na pozyskanie uwagi, ale jest na tyle ciekawa, by tym jaka jest, ją zyskać. Również postać Aarona nie stanowi mocnej strony powieści, choć w jego przypadku moja opinia o nim nie uległa zmianie, nie traktuje go również jako najgorszego bohatera,  jest średnio przyjemny w odbiorze, ale nie najgorszy. Ma pewien urok, pewność siebie czy charyzmę, dzięki czemu przyciąga uwagę, jednak mimo tej słodkiej otoczki wokół niego, nie wzbudza on zaufania czy sympatii.



Mimo negatywnych wyżej wspomnianych aspektów ma ona również w sobie coś pozytywnego, o czym warto wspomnieć. A dokładniej to jak przedstawiona jest relacja między Emmą a Aaronem w kontekście komunikacji. To jak wygląda ich relacja, odbiega od przyjętych obecnie form w literaturze, zamiast skupić się na niedopowiedzeniach i braku szczerości, bohaterowie rozmawiają ze sobą i to stanowi istotny element rozwoju ich uczuć. Otwarcie dzielą się uczuciami, obawami, ale i tym, czego pragną czy to w kontekście relacji, teraźniejszości czy przyszłości. 



Podsumowując, uważam “Forbidden love” autorstwa Alex Tilia za debiut, który pokochałabym gdybym sięgała po niego te paręnaście lat wcześniej, jednak patrząc z obecnej perspektywy, zbyt wiele aspektów wydaje mi się infantylnych, by mogło to się stać. Mimo wszystko nie uważam jej za najgorszą książkę, gdyż przez drugą połowę bawiłam się bardzo dobrze, jednak to właśnie te małe wady sprawiły, że w moich oczach nie jest ona interesującą dla mnie lekturą, a czymś, co jak szybko przeczytałam, tak szybko zapomnę mimo mile spędzonego czasu. 



Forbidden love" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…