Insta


czwartek, 20 czerwca 2019

"I co o mnie powiesz" Holly Bourne

22:41:00 0 Comments
Nr. recenzji: 234
Tytuł: „I co o mnie powiesz"
Autor: Holly Bourne
Tłumacz: 
Liczba stron: 362
Data polskiego wydania: 30 kwietnia 2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 10/10

Tori w wieku dwudziestu siedmiu lat myślała, że całe życie już zdążyła sobie poukładać i teraz będzie żyło jej się idealnie. Napisała nawet o swoich dotychczasowych przygodach książkę i tym samym stała się guru kobiet przechodzących przez cięższy okres w swoim życiu. Sama wielokrotnie uczestniczy w spotkaniach, gdzie motywuje i opowiada o swoim nowym cudownym życiu. Szkoda, że to wszystko kłamstwa. Jej życie przez jakiś czas było niesamowite, jednak teraz już zdecydowanie nie można go takim nazwać. Ze wszystkich stron czuje presję społeczną, ale zaczyna się zastanawiać nad zmianą całego swojego życia. Chce zerwać z chłopakiem, jednak mając 32 lata nie może już być pewna niczego...

Książka od pierwszych stron przyciąga czytelnika. Jej bezpośredniość od razu trafia do czytelnika i przekonuje, aby zagłębić się w historię Tori. Dziewczyna jest bardzo odważną i hardą bohaterką, która nie przestaje zaskakiwać. Cały czas robi to jednak z dużą dawką humoru, a więc nie jesteśmy w stanie jej tak po prostu nie lubić. Bohaterka jest przekonująca i odpowiednio dopasowana do książki, której pisanie, podejrzewam, wcale nie było tak łatwe jak początkowo mogłoby się wydawać. Holly Bourne podjęła się napisania książki, która tak naprawdę mówi o bardzo ciężkim temacie. Zawsze romanse kończyły się na "I żyli jak w bajce", ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to nic nie znaczące bzdety. Pomimo tego, nigdy nie chcemy tego przyznać. Podjęła się - i w gruncie rzeczy wyszło jej znakomicie. Opowieść wywołuje refleksje, zmusza do przemyślenia całego swojego życia i przekalkulowania priorytetów. Po trzydziestce często nie jest już jak byśmy tego oczekiwali, a jednak nasz strach przed zmianami jest zbyt obezwładniający. 

Ciężko jest mi opisywać swoje odczucia po tej lekturze, ponieważ tak mocno zostałam zmuszona do refleksji, że naprawdę prawie nie jestem w stanie skupić się na czymś innym. Tori jest nieszczęśliwa w swoim związku, a jej lata świetności już przeminęły. Nawet abstrahując od opisywanego wieku, na każdym poziomie naszego życia zmagamy się z czymś podobnym. Nie chcemy porywać się na zmiany, które mogą doprowadzić do pogorszenia się naszego dobrobytu, choć być może będzie to tylko chwilowe. Jestem naprawdę pod niesamowitym wrażeniem tej książki.  Po raz pierwszy od bardzo dawna tak bardzo, że aż zabrakło mi słów. Zdecydowanie zgadzam się z opiniami ekspertów, że jest to opowieść, z którą po prostu trzeba się zapoznać. Tak, trzeba - osobiście muszę sobie zapamiętać, wysłać do "siebie z przyszłości" maila, abym pod żadnym, ale to żadnym pozorem nie porywała się na wybór na całe życie bez przemęczenia tej książki wzdłuż i wszerz po raz kolejny. 

Podsumowując, zabierajcie się za tą książkę. Nie spotkałam drugiej takiej na rynku, tak przystępnie napisanej, a jednak poruszającej tak ciężkie tematy. Jestem przeszczęśliwa, że mogę tak dobrej treści być patronką i mówię Wam szczerze - chwytajcie tę książkę, ponieważ okazja przechodzi Wam właśnie koło głowy. Przyswójcie treść o tym, dlaczego warto zmieniać swoje życie i porywać się na głęboką wodę. Dlaczego to jest dla nas tak ważne i czemu często przypadkowo nie zauważamy złego dookoła nas. Osobiście mam tylko nadzieję, że doczekamy się motywującej kontynuacji tej książki, ponieważ nie wierzę, że opowieść mogła być tak krótka. 

wtorek, 18 czerwca 2019

„Trzy kroki od siebie"

15:28:00 0 Comments

Nr. recenzji: 275
Tytuł: „Trzy kroki od siebie"
Autor: Rachael Lippincott, Miki Daughtry, Tobias Iaconis
Liczba stron: 304
Data polskiego wydania: 15 maja 2019
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 7/10

Oczywiście, tak jak 99% czytelników tej opowieści, sięgnęłam po nią skuszona zwiastunem filmu. Mając nadzieję po przeczytaniu obejrzeć od razu również ekranizację, czym prędzej zabrałam się za czytanie tej opowieści.


Nieuleczalna choroba. Szpital. Oczekiwanie na przeszczep płuc. Z tym wszystkim musi się mierzyć nasza główna bohaterka. Jest boleśnie świadoma tego, że znajomi w jej wieku biegają po imprezach, poznają swoje pierwsze miłości i spędzają czas w sposób, na który ona nigdy nie będzie miała okazji. Niemniej, walczy o przeżycie kolejnego dnia, miesiąca, roku. Czymże jest miłość przy przetrwaniu? Jej priorytety jesnak zmieniają się, kiedy do szpitala przyjeżdża nowy pacjent, tak samo chory jak ona. Widzi, że jest niesamowicie nieodpowiedzialnym i nieokrzesanym człowiekiem, postanawia więc pomóc mu w jego leczeniu...

Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam książki tak bardzo w stylu Johna Greena. Gdybym miała zgadywać autora, zdecydowanie postawiłabym na niego. Co prawda nie chodzi mi oczywiście o żadne plagiatowanie, czy nadmierną inspirację. Po prostu brakowało mi takiego lekkiego, a jednak ukazującego głębsze wartości stylu pisania opowieści. Pomimo tego, że tego typu literatura mimo wszystko do najbardziej ambitnych gatunków nie należy, to jednak ma w sobie coś pociągającego. Jest na swój sposób urocza i to właśnie chyba to przyciąga do niej aż tak bardzo. Pełna przemyśleń, przeurocza opowieść o szukaniu sensu życia. O nieuleczalnej chorobie genetycznej, rzeczach na które nie mamy wpływu. 

Co prawda trzeba jednak przyznać, że wyobrażenie szpitala bardzo odbiega od polskich realiów. Nie jestem pewna, czy sprawa rzwczywiscie wygląda w Stanach Zjednoczonych aż tak kolorowo, jeśli jednak tak jest to już wiemy, gdzie się leczyć. Wiadomo, opowieść jest na swój sposób również naiwna. Nie ma w niej nic głębszego, kwestia więc tego, czy mamy ochotę zatracić się w miłej opowiastce na jeden wieczór, czy jednak mamy ochotę na coś głębszego. Osobiście uważam, że warto się z nią zapoznać przed obejrzeniem filmu. Obie formy są do siebie bardzo zbliżone. Film jest wierną ekranizacją, co się chwali.

Podsumowując, uważam, że jest to miła opowieść, jednak nie spodziewałabym się, że podbije świat. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć przed obejrzeniem filmu, mamy w niej do czynienia z narracją z kilku punktów widzenia, co też jest miłym dodatkiem. Chociaż wiadomo, po film zapewne większość osób sięgnie, aby popatrzeć na przystojnego aktora w akcji, nie kryjmy się. Niemniej, jeśli jednak skusi je to do przeczytania książki, to nie pożałują. 

niedziela, 16 czerwca 2019

„Zbuntowany Dziedzic" Vi Keeland, Penelope Ward

18:14:00 0 Comments
Nr. recenzji: 281
Tytuł: „Zbuntowany Dziedzic"
Autor: Vi Keeland, Penelope Ward
Tłumacz: Edyta Stępkowska
Liczba stron: 272
Data polskiego wydania: 24 kwietnia 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 7/10

Jak to zwykle bywa, od czasu do czasu każda z nas ma ochotę przeczytać romans o kimś zbuntowanym. Kimś kto wykracza poza codzienność, wydaje się to bardziej ciekawe.

Zaczęło się, kiedy pewnego wieczoru miała zastąpić swoją koleżankę na barze, jednak bardzo szybko okazało się, że absolutnie nie potrafi robić drinków. Zobaczył to sam właściciel, który zaproponował jej układ. W zamian za pracę hostessy, koleżanka dziewczyny miała pozostać niezwolniona. Chcąc pomóc, bohaterka zgadza się od razu. Już kiedyś pracowała na podobnym stanowisku, jest więc pewna, że dobrze się sprawdzi i tym razem. Jak przewidziała, tak też jest. Chociaż wydaje jej się, że wpadła w oko właścicielowi... Czy jednak jego własny kodeks moralny będzie silniejszy?

Pomimo tego, że wydawałoby się, iż ta opowieść jest jedynie kolejnym z romansów, których zakończenie da się zgadnąć, jeszcze przed rozpoczęciem czytania, muszę przyznać, że nie do końca tak jest. Autorki dobrze sobie poradziły z wprowadzaniem zwrotów akcji w tak prosty, wydawałoby się, romans. Ponadto zaczęły promować bardzo dobrą postawę, którą widać w zachowaniu głównego bohatera. Jest zbuntowany, aczkolwiek w dobrym celu. 

Chce pomagać i nie zgadza się z interesami ojca, które krzywdzą współpracowników. Za nic ma tłumaczenia, że to właśnie tak powinno się prowadzić biznes. Zdecydowanie uważam to za postawę godną naśladowania. Nie każdy jest w stanie przestawić dobro nieznajomych nad własne. A jednak jest to umiejętność, którą zdecydowanie należy podziwiać. Chociaż główna bohaterka nie odznacza się aż tak ogromną inteligencją, wydaje mi się, że jej partner nadrabia wszystkie braki.

Podsumowując, nie żałuję, że przeczytałam. Wiadomo, zawsze znajdą się niewielkie błędy. Może przeszkadzać infantylność, można historię uznać za zbyt prostą, czasem schematyczną. Lecz zawsze doceniam wprowadzanie czegoś nowego w schematy i tym razem też tak będzie. Polecam! 

czwartek, 13 czerwca 2019

„W kajdankach miłości" K. Bromberg

12:54:00 0 Comments
Nr. recenzji: 279
Tytuł: „W kajdankach miłości"
Autor: K. Bromberg
Tłumacz: Marcin Kowalczyk
Liczba stron: 360
Data polskiego wydania: 3 kwietnia 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 8/10

Wydaje mi się, że jestem na tyle zaciekawiona nowościami wydawnictwa, że czasem nawet okładka nie gra roli przeważającej na moim wyborze. Po prostu jestem zaciekawiona, co też wydawnictwo dla nas przygotowało, więc... czemu nie?

Grant spotkał swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. Jest to fakt o tyle niespotykany, ponieważ nie widział jej przez ponad 10 lat. W przeszłości zawiódł jej zaufanie, ponieważ powiedział nauczycielce, że dziewczyna jest w domu molestowana. Jest świadomy, że pomógł swojej przyjaciółce, jednak tym samym stracił ją. Ma nadzieję, że teraz uda mu się jeszcze raz wkraść do jej łask. Niemniej, dziewczyna też ma coś do powiedzenia. W końcu pojawiła się szansa na odkupienie linii lotniczych organizujących skoki ze spadochronem. Wystarczy, że dostanie kredyt - decyzja kredytowa będzie pozytywna...

Myślę, że każdy czytający w szczególności zwróci uwagę na zachowanie Granta. Jest to mężczyzna, na którym zawsze można polegać. Autorka sama wspomina, że wydawałoby się, iż ma syndrom superbohatera. Osobiście jednak uważam, że część z nas chciałaby poznać takiego mężczyznę. A jak powszechnie wiadomo, czytanie o ideałach zawsze miało w sobie to coś. Dlatego przedstawienie takiego bohatera w połączeniu z problemami przedstawionymi w opowieści było dobrym posunięciem.

Mało tego, wydaje mi się, że sama kwestia poruszenia tak istotnych problemów wydaje się bardzo inspirująca. Czasem zdarza się, że mamy podejrzenia o złym traktowaniu przyjaciółki przez faceta, czasem widzimy, że dziecko z osiedla wydaje się smutne. Książka uczy, aby w takich momentach wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu zadziałać. Zgłosić w ręce odpowiednich służb i po prostu pomóc tej osobie. One nie zawsze będą w stanie poprosić o pomoc. Niemniej, to jest tego warte.

Podsumowując, uważam, że warto zwrócić uwagę na powyższą pozycję. Chwilami jest trochę naiwna, czasem jest łóżkowo rozbudowana, jednak różni się od innych książek z gatunku przesłaniem. To właśnie na nie najbardziej warto zwrócić uwagę, a ja zawsze doceniałam i zawsze będę doceniać książki, które łączą się z czymś więcej.


wtorek, 11 czerwca 2019

„Król Bez Skrupułów" Meghan March

18:17:00 0 Comments
Nr. recenzji: 280
Tytuł: „Król Bez Skrupułów"
Autor: Meghan March
Tłumacz: Olgierd Maj
Liczba stron: 232
Data polskiego wydania: luty 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 9/10

Książka którą wybrałam bez czytania opisu. Opowieść która zawładnęła myślami na dłużej. Nie jestem w stanie wytrzymać do czasu, kiedy sięgnę po drugi tom. Absolutnie zawładnęła moimi myślami... Ale przecież to właśnie o to chodzi!

Mąż Keiry właśnie umarł. Dziewcznyna na nowo zaczyna układać swoje życie. Powraca do prowadzenia swoich interesów we własnej destylarni. Aż pewnego wieczoru zostaje we własnym biurze mężczyznę, który zaczyna się domagać ogromnej kwoty, którą pożyczył jej mąż. Mając świadomość, że dziewczyna nie ma takich pieniędzy, powstaje oferta, że w zamian zadowoli go, jeśli Keira będzie jego. Nie ma wyjścia. Nikt nie jest w stanie załatwić takiej góry pieniędzy w kilka dni. Dziewczyną musi podjąć wyzwanie i przetrwać. 

Wydaje mi się, że przede wszystkim trafiła do mnie bezpośredność tej opowieści. Nie jest ckliwym romansem, jest prosta, a zarazem brutalna. Odważniejsza i bardziej oryginalna niż większość tytułów aktualnie dostępnych na rynku z gatunku. To właśnie trzeba cenić. Trzeba cenić również oryginalną kreację bohaterów, którzy są nieugięci, nauczeni radzenia sobie w interesach, a jednak pod wszystkimi warstwami, chcą relacji jak każdy inny człowiek. Właśnie to ukazano w tej opowieści i to przypadło mi do gustu.

Niemniej, jestem pewna, że część czytelników nie będzie gotowa na tak odważne podejście do tematu. Przewiduję więc, że książka zbierze również sporo negatywnych opinii. Aczkolwiek moja taka nie będzie. Jeśli macie dość schematów powtarzanych cały czas od nowa i chcielibyście sięgnąć po odważną, całkowicie niespotykaną opowieść, oto jest. Osobiście nie umiem się doczekać, aż sięgnę po kolejne tomy i nie mam pojęcia, jak wytrwam do sierpnia, żeby przeczytać ostatni tom. Kupujcie w pakiecie, koniecznie! 

niedziela, 9 czerwca 2019

„Przeznaczenie i pierwszy pocałunek" Kasie West

18:10:00 0 Comments
Nr. recenzji: 278
Tytuł: „Przeznaczenie i pierwszy pocałunek"
Autor: Kasie West
Tłumacz: Jarosław Irzykowski
Liczba stron: 415
Data polskiego wydania: 15 maja 2019
Wydawnictwo: Feeria Young
W moim odczuciu: 7/10

Główna bohaterka gra w filmie. Pomimo tego, że pierwszy debiut ma za sobą, tym razem ma przedstawić swoje aktorstwo w nieco innym świetle. Po raz pierwszy gra w ze sławnym aktorem. Natomiast niskobudżetowy film o zombie ma być jej przepustką do większych projektów. Jednocześnie jej ojciec pragnie, aby nie wpływało to na jej naukę. Wynajmuje korepetytora, którego zadaniem jest pilnowanie, aby wszystkie zadania były odrobione. Jednocześnie na planie zaczynają ginąć rekwizyty. Ktoś zaczyna zanotować produkcję, a główna bohaterka czuje, że musi powstrzymać tę osobę, nim kompletnie zrujnuje jej karierę...

Nie jestem w stanie sobie przypomnieć żadnej innej książki, której akcja działa by się na planie filmowym. Zdecydowanie to właśnie ten aspekt wydawał mi się najbardziej kuszący przy wyborze książki. A że Feeria Young ciągle jest moim ulubionym wydawnictwem młodzieżowym, to byłam bardzo przekonana, że będzie dobrze. I było! Pomimo naiwności, która towarzyszyła książce przez sporą część czasu, to jestem zadowolona. Główna bohaterka jest nastolatką, która ma problem na planie. Jej rodzice są rozwiedzieni, a więc jej sytuacja nie należy też do najprzyjemniejszych.

Bardzo przypadła mi do gustu akcja i tajemnica, która otaczała całość. Zdecydowanie nadanie trochę mroczeniejszego tonu całości bardzo nadało książce głębi. Nie był to już zwykły romans młodzieżowy, było to coś bardziej interesującego. Zdecydowanie dobre posunięcie. Jeśli natomiast chodzi o wątek romantyczny, to uważam, że trochę brakowało mu głębi. Była to bardziej przyjacielska znajomość, która ma szansę na rozwinięcie się w najbliższym czasie. Być może zostało to w ten sposób przedstawione jednak, aby książka była dopasowana do młodszych czytelników, co warto docenić.

Ogółem było dobrze. Nie mogę zaprzeczyć, ze książka nie była naiwna, bo nawet moje zachwyty mają jakieś ograniczenia, aczkolwiek... Wydaje mi się, że książka jest dobra do polecania nastolatką jako jedną z pierwszych książek. Książek które umożliwią im start w literaturę mlodziezową. Doceniam i polecam. 

czwartek, 6 czerwca 2019

„Drwal" K. N. Haner

17:07:00 0 Comments
Nr. recenzji: 273
Tytuł: „Drwal"
Autor: K. N. Haner
Liczba stron: 304
Data polskiego wydania: 27 maja 2019
Wydawnictwo: editiored
W moim odczuciu: 6/10

Długo się zastanawiałam, czy jest sens sięgać po tę opowieść. Nasłuchałam się naprawdę wielu, wielu niepochlebnych opinii. Sama też miałam wcześniej jedno dość... nieprzyjemne spotkanie z literaturą autorki. Aczkolwiek postanowiłam sprawdzić, czy aby na pewno nic się nie zmieniło.


Jason porzucił swoje dawne życie i zamieszkał w lesie, zajmując się rzeźbiarstwem. Nie opuszcza zwykle swojego przybytku na długo, co jest również związane z ogromną gromadką psów, którą posiada. Od czasu do czasu sprzedaje jedynie swoje rzeźby, co przysporzyło mu fanów. Jedna nieustępliwa dziennikarka pragnie ponad życie przeprowadzić z nim wywiad. Mówi, że szef nie pozwoli jej wrócić do pracy bez odbycia go i nie chce się odczepić. Szybko zaczyna mu imponować jej upór, co przybliża tę dwójkę do siebie. Okazuje się, że życie dziewczyny z dala od lasu nie jest jednak tak pociągające, jak mogłoby się wydawać...

Jako że nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Haner, to podeszłam do tej książki troszkę jak do bomby, czekając aż wybuchnie lub zrobi coś innego, co wbije mnie w fotel. Czekałam i czekałam, na dziwne informacje z którymi już miałam przyjemność w poprzednich książkach. Na farmazony, cokolwiek. Mile zaskoczona byłam i jestem, że tym razem opowieść pani Haner naprawdę trzyma jakiś poziom. Nie jest to dziwnej treści erotyk, tylko zwyczajny romans, który mógłby konkurować z powieściami zagranicznymi. Okej, nie przesadzajmy również z zachwytami - książka ma wady, jest napisana dość sztywnie, główna bohaterka czasami wydaje się irytująca, a styl pisania autorki naprawdę czasami mógłby być lepszy. Niemniej, ciągle jestem zdziwiona progresem autorki.

Będzie krótko, bo też nie ma o czym się tutaj rozpisywać. K. N. Haner udowodniła, że umie pisać też książki normalniejsze. W porównaniu z jej starszymi powieściami, ta jest wybitnie zwyczajna, choć w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie mamy tutaj żadnych odstępstw od normalności, sceny łóżkowe nie występują co dwie strony, a więc muszę przyznać, że jestem zadowolona z czytania tej książki. Odbyło się bez szału, aczkolwiek książka jest całkowicie w porządku.

wtorek, 4 czerwca 2019

„Królestwo popiołów" część I i II Sarah J. Maas

18:22:00 0 Comments
Nr. recenzji: 277
Tytuł: „Królestwo popiołów"
Autor: Sarah J. Maas
Tłumacz: Marcin Mortka
Data polskiego wydania: 24 kwietnia 2019
Wydawnictwo: Uroboros
W moim odczuciu: 9/10

Tak długo czekać na ostatni tom. Nadal Nie wiem jakim cudem my wszyscy się doczekaliśmy. Mało tego, wszyscy dożyliśmy! To zdecydowanie osiągnięcie, które się ceni. 


Ostatnia przygoda Cealeny i Rowana. Ostatnia prosta do ich wymarzonego życia lub śmierci. Muszą obronić swój kraj. Przegnać terroryzujące go istoty, a przy tym utrzymać się przy życiu. Zaczynając tę opowieść wiesz tylko jedno. To będzie koniec. Czy jednak Sarah J. Maas udało się stworzyć godne zakończenie? Musicie odpowiedź znaleźć sami, ja na pewno spoilerować nie zamierzam.

Recenzja pojawia się na dość długi czas od mojego przeczytania opowieści. Nie jestem pewna, czym to zostało spowodowane, aczkolwiek nie martwcie się, to zwykłe przeoczenie. Przecież na pewno nie jest tak, że musiałam odreagować aż tak mocno, że nie mogłam się zabrać za pisanie recenzji z marszu. No w życiu. Przyznam jednak, że kiedy już dorwałam tę opowieść, nie minął dzień, kiedy oba dwa tomy miałam za sobą. Zadziwiające? Oj tak, też się zastanawiam do tej pory, cóż ja najlepszego narobiłam. Niemniej, tak bardzo byłam ciekawa zakończenia, że wręcz nie byłam w stanie inaczej!

Okazuje się, że na początku akcja rozpoczyna się dość wolno. Boli. Boli bardzo, bo nic mocniej nas wtedy nie wypełnia, niż pragnienie, żeby jak najszybciej zatracić się w wirze akcji. Wydarzenia często sprawiają, że człowiek musi się zatrzymać, otworzyć paszczę i przejść się kilka kroków, żeby w jakiś sposób spróbować rozładować rosnące napięcie. A pani Maas dalej torturuje. Jej umiejętności bardzo się poprawiły. Umie budować napięcie naprawdę dobrze, więc przygotujcie się na lekturę w ciągłej niepewności. Osobiście polecam zrobić kakałko i wziąć kocyk, człowiek od razu czuje się bezpieczniej.

Podsumowując, ja jestem zadowolona. Zaczynało się niezwykle wolno. Chciałam zerknąć na koniec większą ilość razy niż ustawa przewiduje. Niemniej, warto wytrwać. Kilka rzeczy okazało się zwaleniem nas z nóg. Niemniej warto. Uwierzcie mi, zdecydowana większość z Was jednak nie pojedzie robić nalotu na dom Pani Maas. Dacie radę, moje słowa!





niedziela, 2 czerwca 2019

„Zdradzieckie serce" Mary E. Pedarson

15:36:00 0 Comments
Nr. recenzji: 275
Tytuł: „Zdradzieckie serce"
Autor: Mary E. Pedarson
Tłumacz: Emilia Skowrońska
Liczba stron: 528
Data polskiego wydania: 5 listopada 2018
Wydawnictwo: Initium
W moim odczuciu: 9/10

Na tę opowieść czekałam naprawdę długo. Nie byłam w stanie wręcz się doczekać, aż ją dorwę w swoje łapki i pogrążę się w lekturze. Pierwszy tom zdecydowanie trafił w moje gusta. Jednak jak było z drugim?


Główna bohaterka wylądowała w niewoli. Odkryła prawdziwe tożsamości swoich rowerzystów z pierwszego tomu, niezaprzeczalnie jednak nadal nie wie wszystkiego. Wraz ze swoim księciem musi znaleźć sposób na ucieczkę z niewoli, a to dopiero początek jej problemów. Władca wrogiego kraju chce ją pojąć za żonę, jej ojciec się jej wyrzekł i nie ma już miejsca, do którego mogłaby się zwrócić po pomoc. Czy wsparcie królewicza okaże się wystarczające?



Podziwiam, że autorce udało się przedstawić tyle aspektów życia w królewskiej niewoli. Dostarczono nam ogromną dawkę intryg, a także zbudowano ogromne napiecie, które jeszcze nie zostało do końca ugaszone. W tej książce trwa przygotowywanie gruntu pod niesamowity finał, w związku z czym pokładam w ostatnim tomie coraz większe nadzieje. Główna bohaterka jest bardzo realistycznie wykreowana, a wraz z jej księciem tworzą parę jak z bajek. Niemniej czuję, że teraz jeszcze nie pokazano nam wszystkiego na co stać autorkę.



Muszę przyznać, że jeśli chodzi o narzucone przez autora oczekiwania to książka spełniła swoją rolę. Było dokładnie tak, jak czytając oficjalny opis da się domyślić, że będzie. Ja sama jednak, nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Miałam nadzieję na więcej, więcej miłości, więcej zwrotów akcji... Chciałam aby otoczenie w końcu się zmieniło i całość zdecydowanie ruszyła dalej. Niestety inne było wyobrażenie autorki, która, odnoszę wrażenie, zaczęła delikatnie przeciągać akcję aż nadto. Pozostawiło to ogromny niedosyt, nie mam pojęcia, jakim cudem nadal nie rzuciłam się na trzeci tom w angielskim wydaniu. Po przeczytaniu tej książki chcialabym jedynie więcej i więcej. 



Podsumowując, niesamowicie oczekuję na trzeci tom. Wydaje mi się, że to on będzie decydujący i w zależności od jego treści, seria ta będzie albo jedną z moich ulubieńców, albo wręcz przeciwnie. Autorka trzyma w swoich rękach ogromną władzę. Pozostaje pytanie, czy wykorzysta w pełni potencjał, który sama przygotowała. Niemniej, mam jednak przeczucie, że jej się to uda. Pozostaje czekać!