czwartek, 27 sierpnia 2020
"Czwarta powieść" tom I Agnieszka Janiszewska
środa, 26 sierpnia 2020
Cyrki bezpłatne
"Cyrki bezpłatne" Pauli Łuczak
Chyba wszyscy znamy powiedzenie "nie mój cyrk, nie moje małpy", którego używa się opisując różnego rodzaju sytuacje życiowe, na które nie mamy wpływu i które nas bezpośrednio nie dotyczą. Oczywiście, każdy z nas posiada także własny cyrk, z własnymi małpami i własnie na ukazaniu fragmentu swojego świata skupia się autorka "Cyrków bezpłatnych". Opisuje elementy rzeczywistości w której funkcjonuje, dotykając przy tym wszystkich aspektów ludzkiej egzystencji - zaczynając od pracy, poprzez życie towarzyskie i uczuciowe, realizację swoich pasji, zdobywanie nowych umiejętności, podróże..... Autorka pokazuje także, że nie należy bezkrytycznie przyjmować wszystkiego co świat nie raz na siłę stara się nam wcisnąć. We wszystkim powinniśmy się kierować własnym kompasem wartości i kształtować nasz świat według swoich zasad.
Przyznam szczerze, że kiedy zaczęłam lekturę tej pozycji miałam mieszane uczucia. Pierwszy wpis (bo okazuje się, że Pauli zaczynała tworząc bloga i w takim też stylu utrzymana jest książka), wydaje się bowiem być dość chaotyczny, pisany niejako "na kolanie" i nie ułatwia wejścia w świat jaki autorka kreuje. Nie zniechęcajcie się jednak. Kolejne wpisy zdecydowanie bardziej przemawiają do czytelnika. O ile jasne jest, że wielu z was z pewnością nie zgodzi się z wieloma poglądami Pauli i będzie trwało przy swoich (czego nie neguję, bo każdy ma prawo do własnej opinii), o tyle jestem przekonana, że spojrzenie z innej perspektywy przynajmniej skłoni was do refleksji tak jak miało to miejsce w moim wypadku. Plusem tej cienkiej książeczki (w sam raz do torby na wakacyjny wyjazd) jest to, że jak już wyżej wspomniałam porusza wiele tematów. Dzięki temu, każdy z czytelników który zdecyduje się po nią sięgnąć znajdzie coś dla siebie - do niektórych przemówią tematy dotyczące samoakceptacji, do innych - zagadnienia związane z szeroko pojętym zdrowym stylem życia i aktywnością fizyczną. A chaotyczność która przebija na początku z czasem zamienia się w bardziej uporządkowany i liniowy tok myślenia. Krótkie rozdziały i żywa narracja, posługiwanie się korporacyjną nowomową i angielskimi wtrąceniami - niektórych może razić, ale ponieważ pozycja skierowana jest równie do ludzi młodych (a przez to określenie rozumiem około-trzydziestolatków) co do zasady gładko przełkną określenia, których sami używają (używamy!) na co dzień.
Podsumowując, uważam że jeśli z jednej strony potrzebujecie się oderwać od szalonej rzeczywistości, ale z drugiej tez na chwile zatrzymać oraz przypomnieć sobie co się w życiu liczy i dlaczego nie warto zmuszać się do "zjadania buta" warto sięgnąć po tę pozycję. Co więcej - wcale nie musicie czytać jej po kolei, ale kiedy zajdzie taka potrzeba - wybrać odpowiednią dla siebie tematykę spośród rozdziałów, których spis znajduje się na końcu. Mam tylko jedną uwagę do nieco wrażliwszych i bardziej nerwowych osób - z racji tego, że książkowe wydanie bloga jest pisane bardzo dynamicznie i aż bije od niego energia (która niemal przebija przez okładkę) sięgajcie po nią raczej w spokojniejszych momentach, bo krótkie, pełne wigoru zdania i ilość znaków przestankowych w nerwowych chwilach może niepotrzebnie dodatkowo podnieść ciśnienie.
niedziela, 23 sierpnia 2020
Guillaume Musso to poczytny autor o którym nawet ja słyszałam, mimo że nie czytałam dotąd żadnej jego powieści. Długo się zastanawiałam, bo nie jest to typowy kryminał w jakich się rozczytuję. Zaintrygował mnie jednak opis i postanowiłam przekonać się na własnej skórze czy fenomen francuskiego pisarza nie jest przesadzony.
Nr. recenzji: 388
Tytuł: „Central Park"
Autor: Guillaume Musso
Tłumacz: Joanna Prądzyńska
Liczba stron: 347
Data polskiego wydania: 24 czerwca 2020
Wydawnictwo: Albatros
W moim odczuciu: 8,5/10
Autor recenzji: Kobieta Czytająca
Nad ranem na ławce w parku budzi się para nieznajomych.
Ona poprzednią noc spędziła z koleżankami w Paryżu.
On koncertował w pubie w Dublinie. Oboje są przekonani, że
znajdują się odpowiednio we Francji i w Irlandii. Kobieta ma przy sobie broń,
która nie należy do niej i koszulkę poplamioną nie swoją krwią. Brakuje im
dokumentów, pieniędzy i telefonów. Na domiar złego są skuci ze sobą kajdankami. Dość szybko odkrywają, że znaleźli się w Central Parku w
Nowym Jorku, po drugiej stronie kuli ziemskiej. Żadne z nich nie wie, jak się tu znaleźli i co się wydarzyło
poprzedniej nocy.
Nie mają wyjścia jak tylko połączyć siły, by rozwiązać tę
zagadkę.
Książka zaczyna się mocnym uderzeniem. Alice, francuska
komisarz policji, budzi się przykuta kajdankami do nieznajomego mężczyzny. Jest
tysiące kilometrów od Paryża, gdzie bawiła się poprzedniej nocy.
Gabriel dawał jazzowy koncert w dublińskim pubie jeszcze
kilka godzin temu. Jak to się stało, że budzi się w Stanach Zjednoczonych z
lufą pistoletu wymierzoną w twarz. Kto skuł tę dwójkę i dlaczego? Czytelnik od
pierwszej strony zostaje wciągnięty w tę zagadkową sytuację i równie silnie co
bohaterowie chce ją rozwiązać. Alice i Gabriel rozpoczynają przedziwną podróż
po Nowym Jorku w poszukiwaniu odpowiedzi. Tempo akcji jest na tyle szybkie, że
zapominamy o bożym świecie, dajemy się całkowicie wciągnąć w ten zwariowany,
chwilami niebezpieczny wyścig z czasem.
Bohaterowie powoli poznają się nawzajem i my poznajemy ich
życie sprzed feralnego poranka. Alice to twarda policjantka z ogromnym bagażem
przykrych doświadczeń, bez wsparcia rodziny. Gabriel po przejściach, choć
starał się ułożyć swoje życie inaczej, los nadal mu nie sprzyja.
Największą zaleta książki jest dla mnie pomysł na fabułę oraz
lekkość pióra autora.
Książkę w całości odebrałam pozytywnie. Słyszałam zarzuty o
irytujących
bohaterach, zbyt oczywistych zwrotach akcji, niesatysfakcjonującym chociaż zaskakującym zakończeniu. To moje pierwsze spotkanie z autorem
możliwe, że dlatego nie postawiłam podobnych zarzutów. Dla mnie ta historia
była świeżą, ciekawą lekturą.
Zaskoczyło mnie, iż nie da się tej powieści przyporządkować
do jednego gatunku. Według mnie to taki miks obyczajowo-sensacyjny. Czytało się
cudownie lekko, książka nie męczyła, nie dłużyła się. Autor nie komplikował
niepotrzebnie całej historii, a rozwiązanie było spójne i prawdopodobne. Tempo
akcji było idealne, język prosty i przystępny. Zdecydowanie należy pochwalić
pomysł autora na fabułę i prowadzenie akcji tak, że książka wciągała i trzymała
w napięciu do samego końca. Po tej lekturze wydaje mi się, że Musso to autor książek niebanalnych, którego styl albo się
bardzo lubi, albo się nie czyta go wcale.
Mnie osobiście ten tytuł bardzo się spodobał. Lżejszy od
typowych kryminałów, nie był też romansem ani, co gorsza, romansidłem. Czytanie
tej książki to była przyjemność i rozrywka, a o to, wydaje mi się, chodzi w
pisaniu książek.
Podsumowując, ja „Central Park” bardzo polecam, mimo iż mogą
pojawić się zarzuty, że Musso staje się przewidywalny lub powiela swoje własne
pomysły z innych książek. Lektura spełniła moje oczekiwania, wartka akcja,
ciekawi bohaterowie, wciągająca zagadka i zakończenie dość niespodziewane.
Wszystko, czego potrzeba by uznać czas spędzony z książką za przyjemną
rozrywkę. Poza tym to świetny tytuł tak na zimowe wieczory, dni izolacji w
czasie epidemii, jak i letnie poranki na urlopie. Dla tych, którzy chcą chwilę
odpocząć od ciężkich klimatów kryminałów i thrillerów, a także dla tych, którzy
mają chęć na nietypową powieść obyczajową z silnym wątkiem sensacyjnym.
czwartek, 20 sierpnia 2020
"Siostra słońca" to kolejny tom z serii Lucindy Riley "Siedem sióstr". Po historii Mai, Star, Cece i innych dziewcząt przyszła pora na dzieje najmłodszej z nich - Elektry, której charakter odpowiada nadanemu jej imieniu. Młoda modelka, najbardziej wojownicza i buntownicza z całego rodzeństwa długo opiera się przed odkryciem swoich korzeni. W głębi duszy chowa urazę do ojca, jest przekonana, ze wiedza, którą jej pozostawił nie jest jej do niczego potrzebna. Jak łatwo się jednak domyślić, wkrótce dziewczyna ulega. Nie ma jednak podejścia podobnego do pozostałych sióstr poszukujących swoich biologicznych krewnych. Przede wszystkim - w przeciwieństwie do nich nie musi zmieniać kontynentu ani nawet miasta, żeby doszukać się swojego pochodzenia. Po drugie - wcale nie czyni tego z radością, ale raczej z głęboko tajonym strachem, obawą przed własnymi uczuciami Prawda, którą odkryje będzie dla niej szokująca, ale też sprawi, że bohaterka tej części sagi nie będzie już taka sama. Jednym słowem - konfrontacja z rzeczywistością, której do tej pory zaprzeczała sprawi że dorośnie.
Jak już wyżej wspomniałam, Elektra jest najbardziej energetyczną i wybuchową z szóstki rodzeństwa (a jak sugeruje zakończenie powieści - może i z tytułowej siódemki). Niepokorna, popełniająca masę błędów, nadużywająca alkoholu i środków uzależniających, rzucająca się w wir romansów. Do pewnego momentu zrzuca to wszystko na karb młodości, aż do przekroczenia ostatecznej granicy, kiedy to zdaje sobie sprawę, że jedyną nadzieją dla niej jest odwyk. Ciekawe i dość niespotykane w powieści Riley było przedstawienie głównej bohaterki jako czarnoskórej. Taki zabieg dobrze tez pokazał jak bardzo najmłodsza z sióstr czuła się wyobcowana w rodzinie. Niczym ciemne kukułcze jajo wśród jasnoskórych najbliższych. Książka dotyka tematów, które do tej pory nie były poruszane - konfliktów rasowych, funkcjonowania różnych kultur i różnic pomiędzy środowiskami. Mimo poruszania się po zupełnie nowym polu, Riley i z tym tematem radzi sobie doskonale. Moją uwagę zwrócił także aspekt relacji międzyludzkich w tej części. O ile w pozostałych, autorka skupiała się głównie na każdej z sióstr i budowania przez nią więzi z innymi o tyle w tej części podeszła do tematu nieco szerzej. Oczywiście, nadal mamy opisy uczuć Elektry do osób jej bliskich, ale poza tym - poruszono także wątki miłosne i przyjacielskie pomiędzy bohaterami drugoplanowymi.
"Siostra słońca" zdecydowanie nie jest łatwą powieścią i potrzeba czasu, aby polubić główną bohaterkę i zrozumieć pobudki które kierowały jej zachowaniem. Kiedy jednak historia wciągnie czytelnika nie sposób się od niej oderwać (szczerze przyznam, ze ostatnie strony wręcz połykałam w całości). Dzieje Elektry zdecydowanie skłaniają do refleksji, ale również ogrzewają niczym promienie tytułowego słońca.