Insta


środa, 20 grudnia 2023

"Kierunek miłość" - Catherine Walsh

00:00:00 0 Comments

Przypominam sobie, że nawet jeśli nie wszystko uda się zgodnie z planem, los i tak znajdzie sposób, żeby to poukładać.




Tytuł: Kierunek miłość

Autor: Catherine Walsh

Data wydania: 25.10.2023

Wydawnictwo: Kobiece

Liczba stron: 384

Moja ocena: 6/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Dziesięć lat, dziesięć lotów i jedna burza śnieżna, która może wszystko zmienić.


Molly i Andrew co roku spotykają się na lotnisku w Chicago, by wspólnie lecieć do Irlandii. Poznali się przez przypadek – Andrew umawiał się ze współlokatorką Molly z college’u. I w odróżnieniu od Molly nie wiedział, że dziewczyna pragnie z nim zerwać. Przed startem samolotu, który miał go zabrać do domu na święta. I to SMS-em… Chociaż tamten lot był nieco niezręczny, to okazał się początkiem ich niezwykłej przyjaźni. Od tamtej pory minęło już dziesięć lat, a lotniskowe spotkania stały się ich tradycją. Co roku Molly i Andrew spędzają siedmiogodzinny lot na plotkach, rozmowach o życiu i piciu podłego wina z plastikowych kubeczków. W tym roku – w dziesiątą rocznicę ich spotkania – ma być jednak inaczej. Nad Atlantykiem szaleje burza śnieżna, przez co wszystkie loty są odwołane. Andrew uwielbia święta. Kocha świąteczny klimat i tradycje, za żadne skarby nie chciałby przegapić spotkania z rodziną w tym wyjątkowym dla niego okresie. Molly uważa się za osobę niezbyt sentymentalną, która nie przejmuje się Bożym Narodzeniem. Kiedy jednak lot do Irlandii zostaje odwołany, robi to, co KAŻDY przyjaciel zrobiłby w tej sytuacji. Obiecuje Andrew, że dotrą do domu przed wigilią. I zrobi wszystko, by tej obietnicy dotrzymać. Molly i Andrew ruszają w szaloną podróż. Korzystając z przedziwnej kombinacji taksówek, samolotów, łodzi i pociągów, starają się dotrzeć do celu. Wobec dwojga przyjaciół, którzy mają pewność, że nie są sobie przeznaczeni, wszechświat snuje jednak własne plany…



Jak wiecie z poprzednich recenzji, nie wszystkie moje czytelnicze plany udało mi się zrealizować w tym roku, jednak historia Molly i Andrew przyczyniła się do połowicznego spełniania ostatniego, mianowicie przeczytania świątecznej książki. Nie ukrywam, o ile sam klimat świąt kocham, tak dziwnym przypadkiem nie przepadam za nim w książkach, w tym roku jednak postanowiłam, iż chciałabym w grudniu przeczytać wiele takowych książek i choć nie uda mi się ich przeczytać wiele, zdołałam sięgnąć, chociaż po jedną, która okazała się dobrym wyborem.
Do samej historii podchodziłam z dużą ekscytacją, gdyż kocham slow burn i friends to lovers, z tymi dwoma motywami mogłabym czytać na okrągło książki, a szansę, że znudziłyby mi się, są marne, jednak przez to podchodzę do takowych książek z większymi oczekiwaniami.
“Kierunek miłość” jest dla bardzo specyficzną książką, gdyż pierwsze dwieście stron nie przypadło mi do gustu, było nudne i nijakie, nic nie zachęcałoby dążyć do skończenia jej, jednak w pewnych kwestiach jestem uparta, co w przypadku tej książki okazało się dobrą cechą. Po przekroczeniu dwustu stron historia ulega znacznej poprawie, całość zaczyna mieć większy sens, bohaterowie nabierają swoich charakterów, a cała historia staje się bardzo wciągająca. Dużym zaskoczeniem dla mnie okazało się, gdy nagle zdałam sobie sprawę, iż do końca zostało mi zaledwie 50 stron.
Co do bohaterów mam wiele, ale, zwłaszcza na początku, gdy są nijacy, nie wyróżniają się między sobą, stanowią jednolitą plamę, bez choćby plamki innego koloru, co po dłuższym czasie wydało mi się drażniące. Na szczęście z czasem widać, jak różnią się od siebie, stanowiąc dwie różne postacie, szukające miłości na swój sposób. Nie są oni najlepiej wykreowani, ale nie mogę im zarzucić również bycia tymi najgorszymi, najprosciej mówiąc są poprawni z mniejszymi jak i większymi wadami kreacji. Choć nie zostaną oni na długo w mojej głowie, śmiało mogę powiedzieć, że polubiłam ich.
Podsumowując, uważam “Kierunek miłość” autorstwa Catherine Walsh za książkę, która idealnie wpasowuje się w świąteczno zimowy czas, a mówię to jako osoba, która w ostatnim czasie była trochę grinchem, co dla tej historii stanowi spore wyróżnienie. Jeszcze przed świętami warto poświęcić chwilę, by poznać tę wyjątkową historię…


"Kierunek miłość" z popularnej księgarni internetowej TaniaKsiążka.pl Sprawdźcie też inne bestsellery w księgarni…

niedziela, 17 grudnia 2023

"11 papierowych serc" - Kelsey Hartwell

13:00:00 0 Comments

Może zadurzenie bywa jak książka, którą znajdujemy w bibliotece. Najpierw przyciąga cię okładka. Potem próbujesz się dowiedzieć, o czym jest, więc czytasz krótki opis z tyłu. Może mówi on dokładnie to, co chcesz przeczytać, a może okazuje się mało konkretny, przez co wzbudza twoją ciekawość. W obu przypadkach postanawiasz wybrać tę książkę, mimo, że prawie nic o niej nie wiesz, ale czujesz ekscytację na myśl, że jeśli się w niej zatopisz, możliwe, że zapomnisz o całym świecie.



Tytuł: 11 papierowych serc

Autor: Kelsey Hartwell


Data wydania: 25.10.2023


Wydawnictwo: Young


Liczba stron: 288


Moja ocena: 5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




1 utraconych tygodni. 11 szans, żeby je odzyskać.
Rok temu: Życie Elli było idealne. Miała cudownych przyjaciół i niesamowitego chłopaka. Wszystko się zmieniło w momencie wypadku samochodowego. Kiedy Ella obudziła się w szpitalu, nie pamiętała ani tragicznego wydarzenia, ani tygodni przed nim. Nie rozumiała też, dlaczego zerwała ze swoim chłopakiem. Teraz: Ella zaczyna otrzymywać papierowe serca od tajemniczego wielbiciela. Ten wie o niej zadziwiająco dużo. Serca zawierają wskazówki mające pomóc dziewczynie przypomnieć sobie życie przed wypadkiem. I zabiorą ją w podróż, której nigdy sobie nie wyobrażała. Podążanie za papierowymi sercami jest najbardziej spontaniczną rzeczą, jaką Ella kiedykolwiek zrobiła… Ale czy znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania?



Czas wcale nie leczy ran, jak mówi znane powiedzenie - po prostu wspomnienia, o których chcemy zapomnieć, zastępujemy innymi.



Niektóre historie są jak powrót w dobrze znane nam miejsca, do wspomnień, miejsc i ludzi, którzy wtedy nam towarzyszyli. Niektóre historie są jak powrót do przeszłości, od której uciekało się do czasu, gdy okazało się, że zapamiętaliśmy ją dużo gorzej, a patrząc z perspektywy starszych osób, wcale nie była taka straszna. Niektóre historie są jak nasze młodsze wersje, dokładnie tak odbieram “11 papierowych serc” autorstwa Kelsey Hartwell.


Historia Elli jest pierwszą od dawna książką, której ocena wydaje mi się tak ciężka, a najsprawiedliwszym wydaje się wystawienie dwóch różnych. Grupa docelowa książki, czyli osoby w wieku 12-15 lat to grupa, której historia ta na pewno spodoba się. Sama jestem pewna, że gdybym będąc w takim wieku, poznała historię Elli, stałaby się ona moją ulubioną przez to jak przyjemna w odbiorze jest, dodatkowo na tamten moment kreacja bohaterów byłaby idealnie trafiona dla grupy odbiorców historii.


Jako że chcąc nie chcąc nie jestem targetem historii, wiele kwestii nie przemawia do mnie, począwszy od bohaterów, którzy są aż do przesady infantylni przez całą historię, nie ukrywam, przez to nie czytało mi się najprzyjemniej tej historii i wielokrotnie musiałam się zmuszać, by do niej powrócić. Dodatkowo styl pisania autorki, który jest bardzo prosty, nie chcę ująć tego, iż jest ubogi, jednak brakuje mi w nim bardziej rozbudowanego słownictwa.


Sama fabuła jest przyjemna, raz bądź dwa razy zdarzyło mi się zwrócić uwagę na to, iż pewne rzeczy nie zgadzają się z tym co było wcześniej powiedziane, jednak nie odbija się to jakoś znacząco na fabule.



Może serca są jak papier. Kiedy ulegną rozdarciu, już nigdy nie będą idealne.
Podsumowując, uważam ‘11 papierowych serc” autorstwa Kelsey Hartwell za historię, którą warto podarować młodszym czytelnikom, gdyż zdecydowanie im się spodoba, urzekając bohaterami, ale i całą otoczką, jaką buduje autorka. Niestety mi jako starszemu czytelnikowi, który książki z amnezją przerobił bardzo wiele razy jeszcze na początku wattpada, nie do końca podoba się ta historia głównie przez bohaterów, którzy tak jak mówiłam, są bardzo infantylni. Mimo wszystko mam jakiś sentyment do tej historii, przywołała wiele podobnych książek, które czytałam, będąc właśnie w wieku około 12-13 lat, tym samym przypominając o czasach beztroskiego dzieciństwa.


"11 papierowych serc" z popularnej księgarni internetowej TaniaKsiążka.pl Sprawdźcie też inne bestsellery w księgarni…

sobota, 16 grudnia 2023

"Przed grudniem" - Joana Marcus

00:00:00 0 Comments

Bo czasami musimy złożyć ofiarę na ołtarzu miłości. Bo kochamy kogoś bardziej niż siebie samych. Bo chcemy dla niego jak najlepiej. Gdy raz podejmie się taką decyzję, trudno to zmienić.




Tytuł: Przed grudniem


Autor: Joana Marcus


Data wydania: 28.11.2023


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 660


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Historia miłości i namiętności… z odliczaniem wstecz. Wszystko rozegra się przed grudniem. Jedna z najbardziej wciągających opowieści na Wattpadzie Dla Jenny Brown rozpoczęcie studiów oznacza wyjazd z domu, rozstanie z rodziną i przyjaciółmi. Po raz pierwszy musi samodzielnie stawić czoła światu Chłopak jasno przedstawił jej swój plan: od tego momentu pozostaną w związku na odległość, a w dodatku w związku… otwartym. Oboje będą mieli całkiem wolną rękę, bo przecież wiedzą dobrze, że w niczym nie zagraża to ich miłości A zatem chyba nic się nie stanie, jeżeli Jenna zaprzyjaźni się bliżej z kolegą chłopaka swojej współlokatorki, prawda Jakie to ma znaczenie, że będzie z nim pod nieobecność swojego chłopaka? Wszystko wróci do normy w grudniu. Czy to coś zmienia? Ma czas do grudnia, by się o tym przekonać.



Po tak wielu wspaniałych historiach, które poznałam w tym roku, postanowiłam, iż grudzień pod względem czytelniczym będzie dość spokojny, myśl ta, nie została jednak ze mną na długo, gdyż okazało się, iż zakończenie roku będzie z przytupem, a to wszystko dzięki “Przed grudniem”. Historii, która budziła wiele obaw, głównie przez podobieństwa związane ze znienawidzoną przeze mnie serią, jednak już od pierwszych stron wiedziałam, że znajdę tutaj brakujące elementy, które sprawią, iż pokocham tę historię i tak się właśnie stało. Nim doszłam do połowy, wiedziałam, że historia Jenny i Rosa będzie jedną z lepszych tego roku, a zwłaszcza, iż będzie ona dla mnie równie ważna co “Icebreaker”.


Jeśli chodzi o postacie, mamy tutaj wiele różnych charakterów, ale każdy z nich jest bardzo dobrze wykreowany. Jenna Brown jest postacią, która momentami była do przesady infantylna, na szczęście wraz z rozwojem akcji, widzimy zmianę myślenia, jaką przechodzi główna bohaterka, tym samym wpływa to na jej zachowanie. Autorka w bardzo przyjemny sposób podjęła się tego, aby pokazać, jak znaczące są dla ludzi uczucia, przez co nie dostrzegają szkód, jakie wyrządza im druga osoba, kontrolując na każdym kroku, budując wyrzuty sumienia i nienawiść do samej siebie, tym samym pokazując, jak ciężko odciąć się od takiej osoby na rzecz własnego szczęścia, a gdy to się uda, mimowolnie wybieramy toksyczne, choć dobrze znane nam relacje od tych nowych, będących niewiadomą. A skoro o niewiadomych mowa, taką postacią był dla mnie Rose, którego mamy okazję poznać już na samym początku. Z jednej strony był postacią, którą bardzo polubiłam, a osoby bliższe mi mogłyby nawet stwierdzić, iż miałam na jego punkcie małą obsesję, z drugiej strony ciągle nie grało mi coś w nim, autorka przedstawia go zbyt idealnie. Z czasem jednak jego kreacja okazała się idealnie pasująca do całości, a wszystkie jego wybory odzwierciedlały jego wartości i przekonania. Przy tak dobrych dwóch pierwszoplanowych postaciach, warto wspomnieć o Montym - postaci, która każdym swoim pojawieniem się budziła we mnie emocje, niestety te negatywne. Nie ukrywam, nie jest to postać, którą nawet w najmniejszym stopniu polubiłam, wszystko, co z nim związane jest dla na nie, jego zachowanie, charakter, wartości czy podejście do drugiego człowieka - NIE.


Nie można zapomnieć o postaciach drugoplanowych Naya, Will, Sue i Mike oni również zasługują na to, by o nich wspomnieć, zwłaszcza iż stanowią idealne dopełnienie historii i gdyby nie oni całość nie byłaby tak przyjemna w odbiorze.


Czymś wręcz banalnym, ale jednak znaczącym aspektem dla mnie jest to jak prosta, jest to fabuła, bez zbędnych niedopowiedzeń, tajemnic, które ciągnąłby się w nieskończoność i kłamstw, które jedyne co mają na celu, to oddalić czytelnika od końca powieści.



Podsumowując, uważam “Przed grudniem” autorstwa Joana Marcus za książkę, która zachwyca tym jak prosta, lekka i wciągająca jest, a to wszystko dzięki bohaterom, którzy trafiają na odpowiednie osoby w nieodpowiednim czasie. Nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego tomu, a Wam z całego serca, polecić poznanie tej cudownej historii.


Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.



piątek, 15 grudnia 2023

"Lekcja pływania" - Lili Reinhart

00:00:00 0 Comments

Ta zima chyba należy do nas zatem spróbuję zrobić śnieżnego anioła w dymie z twoich papierosów.




Tytuł: Lekcja pływania


Autor: Lili Reinhart


Data wydania: 27.10.2020


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 272


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Euforyczne początki nowej miłości, walka z lękiem i depresją w obliczu sławy, cierpienie i namiętność – wiersze Lili Reinhart, w połączeniu z wyjątkowymi ilustracjami, są odzwierciedleniem jej niezwykłej osobowości i światopoglądu. Jej poezja prowokuje i pociesza, jest ekspresyjna, a jednocześnie bardzo osobista, przejrzysta, a zarazem głęboka. A przede wszystkim ukazuje głębię kobiecych doświadczeń i uczuć.



3;24 rano łagodność mgnienia czuje się, kiedy schną łzy.



Grudzień i okres świąt budzą we mnie niespotykaną przez resztę roku, chęć na poezję w każdej postaci. Za każdym razem gdy tak się staje, uświadamiam to sobie przypadkiem, w tym roku jednak stwierdziłam, iż mimo tego, że przez wiele lat robiłam to nieświadomie, od tego roku staje się to pewnego rodzaju moją tradycją, a aby to uczcić, nie mogło się obejść bez poznania nowego tomiku poezji tym razem autorstwa Lili Reinhart.



“Lekcja pływania” to tomik poezji trochę o wszystkim, ale oscylującym przy miłości i jej fazach. Pierwsze spotkanie, zauroczenie, wyznania, budowanie relacji, ale i siebie po stracie ukochanej osoby. To również godzenie się z widokiem jej u boku innej osoby. A to wszystko w prześlicznej oprawie graficznej.



Sam zbiór wierszy  wywołał we mnie bardzo mieszane uczucia, zależne od utworu, przez co ciężko jednoznacznie określić mi swoje odczucia względem całości.  Niektóre z tekstów na pewno utknął na dnie serca i będę je nieraz wspominać. I choć było ich niewiele, to gdy pojawiały się, odnajdywałam w nich siebie. 



Minusem większości wierszy jest to, jak oczywiste są, dodatkowo wszystko, co chcą przekazać, jest podane na tacy, przez co nie skłaniają odbiory do przystania na chwilę, zastanowienia się nad tym, co autorka próbuje przekazać, jednak bez dążenia do interpretacji narzuconej przez nauczyciela, a skupieniu się na tym co MY słyszymy w danym wierszu.



Jak już wspomniałem, dużym plusem jest oprawa i wnętrze. Piękne, proste i bezpretensjonalne ilustracje sprawiają, że niektóre teksty nabierają niezwykłego uroku i wymowy. W środku znajdziesz nie tylko tłumaczenie na język polski, ale także tekst oryginalny, które w wielu przypadkach okazują się ratunkiem, zwłaszcza gdy autorka stosuje grę słów, która już niekoniecznie dobrze brzmi w tłumaczeniu.



Nie rezygnuj z tego, co mówi ci serce. Nie lekceważ myśli, które nie dają ci zasnąć.


Podsumowując, uważam “Lekcja pływania” autorstwa Lili Reinhart za tomik, który ma swoje lepsze i gorsze strony, nie jest on idealny, jednak to w jakiś sposób pasuje do tego co przedstawia, jakie tematy porusza, podkreślając tym, że każdy ma jakieś wady i nikt nie jest idealny. Mimo tego, że pierwsze wrażenie było bardziej negatywne, wiem, że za jakiś czas z chęcią do niego powrócę, czy to za rok przy okazji tradycji, czy wcześniej by poznać go na nowo.

Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.


wtorek, 5 grudnia 2023

„Jesteś oszustką. Syndrom, który Cię niszczy" - Małgorzata Mielcarek

16:55:00 0 Comments


 

 

Miałaś kiedyś przeczucie, że nie jesteś w czymś wystarczająco dobra, albo że nie zasługujesz na to co już osiągnęłaś? Może uważasz, że na Twoim stanowisku lepiej sprawdziłaby się bardziej doświadczona i kompetentna osoba. Może nawet umniejszasz swoje zasługi tylko dlatego, że po prostu w siebie nie wierzysz a wszyscy dookoła mówią Ci, że musisz się bardziej postarać. Jeśli ten opis pasuje do Ciebie to dobrze trafiłaś. Najwyższy czas powiedzieć o tym głośno!

 

Tytuł: „Jesteś oszustką. Syndrom, który Cię niszczy."
 Autor: Małgorzata Mielcarek
Liczba stron: 280
Data polskiego wydania: 25 października 2023
Wydawnictwo: Kompania Mediowa
W moim odczuciu: 8/10

Piętnaście kobiet, piętnaście wspaniałych kobiet, które ciężką pracą osiągnęły sukces. Piętnaście różnych historii, które dają do myślenia. Opowieści o nierównym traktowaniu kobiet, umniejszaniu ich zasług czy przyklejaniu łatek matki, córki czy siostry. To szczere wyznania o tym, z czym każda z nich musiała się na pewnym etapie życia zmierzyć. To również brak wiary w swoje możliwości, podkopywanie własnej pewności siebie, niezdrowa rywalizacja czy przesadny perfekcjonizm. Każda z nas znajdzie w tych historiach siebie. I może się też okazać, że tak jak wiele innych kobiet my również cierpimy na syndrom oszustki - syndrom, który nas niszczy.

Jak to z nami, kobietami jest? Bo przecież wciąż się rozwijamy. Studiujemy, pracujemy, zostajemy mamami, żonami, paniami domu i czasem to wszystko jednocześnie! Jak mało kto potrafimy spamiętać ważne daty i terminy wizyt u lekarza nie tylko naszych dzieci ale również partnerów (nie wspominając nawet o imieninach teściowej czy urodzinach dzieci kuzyna, który mieszka 500 km dalej). Zawsze jesteśmy przygotowane na każdą okoliczność (nasza torebka to przecież wielka studnia bez dna). Wiele z nas potrafi zmienić koło, wymienić olej w samochodzie, albo złożyć szafkę, która już od roku czeka gdzieś w kącie pokoju. Piszemy książki, odkrywamy nowe szczepy bakterii czy kształcimy przyszłe pokolenia ale nadal odzywa się w nas syndrom oszustek. Syndrom, który na każdym kroku podpowiada nam, że nie jesteśmy w czymś wystarczająco dobre. A teraz cofnij się do początku akapitu, przeczytaj go jeszcze raz i odpowiedz na jedno pytanie - czy my kobiety nie jesteśmy superbohaterkami? 
 
Skąd u nas tyle niepewności, braku akceptacji i zaniżania własnej wartości? Dlaczego umniejszamy swoim zasługom i nie potrafimy w pełni cieszyć się ze swoich osiągnięć dążąc wciąż do ideału, którego tak naprawdę nie ma? Próby odpowiedzi na te pytania podjęła się Małgorzata Mielcarek, która z tej okazji zapytała piętnaście kobiet o ich doświadczenie w tej właśnie sprawie. Okazuje się, że wiele z nich na własnej skórze doświadczyło konsekwencji jakie niesie za sobą syndrom oszustki. Znane kobiety show-biznesu, polityczki, lekarki czy sportowczynie - one wszystkie na co dzień spotykają sie z tym zjawiskiem. Mało tego, wiele z nich doszukuje się tym samym przyczyny tego zjawiska chociażby we wczesnych latach młodości czy nawet dzieciństwa w których często były porównywane z innymi dziećmi. Która z nas nie słyszała nigdy, że dziewczynce nie przystoi pokazywać języka czy skakać z chłopcami po drzewach? Jeśli wychowałyście się bez ciągłego upominania o to jak powinna zachowywać się dziewczynka a jak chłopiec to jesteście prawdziwymi szczęściarami, ale co z kobietami, które przez całe życie słyszały tylko, że czegoś im nie wolno bo to zajęcie dla chłopca? Te dziewczynki, a później dorosłe kobiety cierpią na syndrom oszustki i jakkolwiek ważne jest ich stanowisko pracy czy jak bardzo przyczyniają się w rozwój chociażby nauki - i tak uważają, że kogoś oszukują. 
 
W takim razie jak się przed tym bronić? Czy jest jakiś magiczny sposób na to, żeby wyzbyć się poczucia ciągłego oszukiwania? Autorka wskazuje, że najlepszym lekarstwem jest wzajemna życzliwość oraz wsparcie okazane drugiej kobiecie. Istotą jest też zrozumienie własnych słabości, zaakceptowanie ich oraz pielęgnowanie swoich pozytywnych cech. W książce pada jeszcze jedno ciekawe stwierdzenie, że przecież nie tylko kobiety mogą mierzyć się z syndromem oszustki. Syndrom oszusta dotyka także mężczyzn. Ten wątek nie został jednak zbytnio poruszony, a szkoda. Chętnie poznałabym perspektywę obu płci, ale może to dobry pomysł na dalszą część? :) 

Podsumowując „Jesteś oszustką. Syndrom, który Cię niszczy" to książka, którą powinna przeczytać każda kobieta. Lektura zdecydowanie daje do myślenia i motywuje do zajrzenia w głąb siebie. Być może tak jak wiele z kobiet cierpisz na syndrom oszustki, który zabija Twoje poczucie wartości. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że my kobiety każdego dnia naprawdę odwalamy kawał dobrej roboty i często osiągamy nadzwyczajne sukcesy czy to w życiu zawodowym czy prywatnym. Nie umniejszaj więc swoich zasług, ciesz się z sukcesów i sięgaj wyżej!

środa, 29 listopada 2023

"Wyzwanie" - Elle Kennedy

00:00:00 0 Comments

Cza­sem po­dej­mu­je­my złe de­cy­zje, koń­czy­my w nie­wła­ści­wych miej­scach i mimo to od­naj­du­je­my się do­kład­nie tam, gdzie po­win­ni­śmy się zna­leźć. Conor jest moim szczę­śli­wym przy­pad­kiem. Moim nie­wła­ści­wym miej­scem i złym cza­sem oraz do­kład­nie właś­ciwym czło­wie­kiem. Na­uczył mnie, jak ko­chać sie­bie samą mimo wszyst­kich moich wy­sił­ków, by było ina­czej, i uka­zał mi obraz sie­bie, w który nie wie­rzy­łam.




Tytuł: Wyzwanie

Autor: Elle Kennedy


Data wydania: 09.11.2021


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 400


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




College miał sprawić, że Taylor Marsh pozbędzie się kompleksu brzydkiego kaczątka i rozwinie szeroko skrzydła. Tymczasem trafiła do gniazda podłych dziewcząt ze stowarzyszenia siostrzanego. Z trudem przychodzi jej dostosowanie się do ich stylu bycia, więc gdy siostry z Kappa Chi rzucają jej wyzwanie, nie może im odmówić. Conor Edwards jest stałym bywalcem imprez w domach stowarzyszeń… i łóżek w tych domach. To ten typ faceta, w którym zakochujesz się, zanim sobie uświadomisz, że tacy goście jak on nawet nie zerkną drugi raz na dziewczynę taką jak Taylor. Ale Pan Popularny zaskakuje ją całkowicie, bo zamiast wyśmiać ją prosto w twarz, wyświadcza jej przysługę i pozwala zabrać się na piętro, by reszta towarzystwa uwierzyła, że poszli się kochać. Potem robi się jeszcze dziwniej, bo on chce udawać dalej. Okazuje się, że Conor uwielbia gierki i uważa, że zabawnie jest mydlić oczy niby-przyjaciółkom dziewczyny. Tyle że Taylor chyba nie zdoła się oprzeć jego nonszalanckiemu urokowi i seksownej posturze surfera. Choć im dłużej trwa ten blef, zaczyna zdawać sobie sprawę, że za piękną fasadą w historii Conora kryje się znacznie więcej, niż to, co widzi jego fan klub…



Pojmuję, że krzywda już się stała. Wielkie gesty i szczere przeprosiny nie mają wtedy znaczenia, bo czasem ranisz ludzi zbyt głęboko i posuwasz się za daleko. Istnieje granica, do której możesz prosić kogoś, by wytrzymał twoje popapranie.



Po serii Off-Campus do samego końca, oczekiwałam, choć małego rozczarowanie, jednak już od pierwszego tomu, różnica między tymi dwoma seriami była bardzo widoczna i przepaść dzieląca je ogromna, dlatego też chcąc nie chcąc, nie zdziwiłam się, iż czwarty tom tym samym ostatni z serii Briar U okazałam się równie dobry.


Nie ukrywam ta jak i wcześniejsze historie są BARDZO przewidywalne, już po opisie można spodziewać się, co wydarzy się i mimo tego, iż może zniechęcić to was do sięgnięcia po nią, proszę, poczekajcie i dajcie się przekonać, że Elle Kennedy ma więcej do zaoferowania w swoich książkach.

W ostatnim tomie autorka prezentuje nam znany już schemat postaci szara myszka i playboy, który w tym wydaniu skradł moje serce. Już od pierwszych stron od Taylor bije niepewność, ale i to jak miłą i ciepłą postacią jest. Wśród prezentowanego wokół niej grona wyróżnia się odmiennymi wartościami i planami na spożytkowanie wolnych nocy, co stanowi wiele kontrowersji w jej otoczeniu. Conor stworzył wokół siebie otoczkę postaci beztroskiej, rozrywkowej i bardzo pewnej siebie, dodatkowo pozycja w drużynie hokejowej, sprawiła, iż wszyscy na kampusie wiedzą kim jest. I choć już po tym można by przypiąć mu łatkę dupka, wcale taki nie jest, stanowi przeciwieństwo wcześniej przyjętych standardów dla owego grona. Kreacja owych postaci udowadnia tylko jak mimo dobrze znanych schematów dla czytelnika, dalej mogą one być dla niego atrakcyjne w odbiorze.


Elle Kennedy ukazuje próbę otwarcia się na innych, zrozumienia, ale i chęć, by wreszcie stać się przez nich akceptowanym. Pokazuje przeszłość, która zostawia rysy na bohaterach i ich przyszłość, obraz przyjaźni, zazdrości i znęcania się psychicznego. Ponadto staje przed bardzo ważną kwestią samoakceptacji.



My wszyscy błądzimy, próbując odkryć siebie samych, i jednocześnie przybieramy odważną minę.


Podsumowując uważam “Wyzwanie” autorstwa Elle Kennedy za bardzo dobre zwieńczenie serii, ale i cudowną osobną historię, Autorka w typowy dla siebie sposób porusza wybrany temat będący pierwszym planem, a w tle prezentując sport, uczelnię, imprezy, ale i namiętność. Po tak cudownym zakończeniu bardzo ciężko będzie zapomnieć mi o każdej z historii i już nie mogę doczekać się, gdy powrócę do tych bohaterów.


Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.


wtorek, 28 listopada 2023

"Mroczna kołysanka" - Polly Ho-Yen

00:00:00 0 Comments

On też domaga się, byśmy patrzyli sobie w oczy, też schodzi z linii mojego wzroku. Wierzę, że oboje czekamy, nie wychylając się, aż być może któregoś dnia nasionko naszej miłości znów wykiełkuje, wypuści nowe korzenie wokół truchła, tego, czym kiedyś byliśmy. I być może to czekanie, ta odmowa odejścia, póki się nie zmieni, póki coś się nie rozwinie… może to jest teraz dla nas miłość.




Tytuł: Mroczna kołysanka


Autor: Polly Ho-Yen


Data wydania: 27.09.2023


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 368


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W świecie dotkniętym kryzysem bezpłodności ostatnie naturalne narodziny zdarzyły się ponad dwadzieścia lat temu. Obecnie jedyną drogą do poczęcia jest przejście bolesnego procesu indukcji. Wszystkie noworodki są ściśle monitorowane, a ich rodzice muszą przestrzegać drobiazgowych reguł, bo jeśli państwo uzna ich za niezdolnych do pełnienia obowiązków rodzicielskich, dziecko zostanie poddane ekstrakcji i umieszczone w jednym ze specjalnych kompleksów. Kit widziała już wielu rodziców, którzy stoczyli heroiczną walkę: najpierw by spłodzić, a potem zatrzymać potomstwo. Sądziła więc, że nie chce zostać matką. Jednak gdy poznała Thomasa, urodziła im się Mimi. Wkrótce kumulacja drobnych błędów sprawia, że groźba ekstrakcji staje się coraz bardziej realna, a Kit musi zdecydować, jak daleko jest gotowa się posunąć, by nie dopuścić do utraty dziecka i rozpadu rodziny.



Ale nie reaguję. Udaję, że śpię, udaję, że nie żyję. Jestem w stanie myśleć tylko o tym, co widziałam przed chwilą. Dla niego nic już we mnie nie zostało.



W jednym z postanowień czytelniczych na ten rok był powrót do wcześniej lubianych gatunków, a z jakiegoś powodu porzuconych. Nie ukrywam, w trakcie roku gdzieś o tym zapomniałam, zamykając się na romanse i podgatunki, jednak gdy tylko pojawiła się zapowiedź “Mrocznej kołysanki” wiedziałam, że nie mogę przejść obok niej obojętnie, w czym coraz bardziej uświadamiały mnie pojawiające się coraz nowsze recenzje. Coś, co rzuca się już od pierwszych stron to, to jak dobrze została ona napisana. Historię Kit poznajemy z dwóch perspektyw: wtedy i teraz. Bardzo dobrze one uzupełniają się, tworząc przejrzystą dla czytelnika całość. Dodatkowo opisanie wydarzeń w pierwszej osobie, pozwala zmierzyć się z uczuciami głównej bohaterki, poznać lepiej jej obawy, sposób myślenia, czy tok podejmowanych decyzji. Jedną rzeczą, co do której mogę się przyczepić, jest to za mało szczegółowo opisany ustrój państwa, który nie ukrywajmy, ale odgrywa tutaj jedną z ważniejszych roli. Nie stanowi to jednak wady książki, a raczej mankament, który rzuci się w oczy niektórym czytelnikom.
Mimo tego jak poważna mogłaby się wydawać, a tym samym ciężka w odbiorze, przez całą historię płynęłam, coraz bardziej zaintrygowana, poznawałam losy Kit strona po stronie, a gdy zbliżyłam się do zakończenia, byłam w szoku jak szybko i “przyjemnie” czyta się ją. Wartym zaznaczenia jest również styl pisania autorki, który jest bardzo prosty i zrozumiały, a przy tym opisujący szczegółowo wiele kwestii. Końcowy zwrot akcji, budzi podziw i na pewno muszę go jeszcze przemyśleć.


W tamtej chwili uwierzyliśmy w kłamstwo, w które wierzyło tak wielu przed nami. Nie żeby przez to stało się mniej realne, prawdziwe czy dodające otuchy. Uwierzyliśmy, że nic nie może zniszczyć naszego szczęścia, że jesteśmy panami swojego małego świata.


Podsumowując uważam “Mroczną kołysankę” autorstwa Polly Ho-Yen za historię dystopijną, która zwłaszcza w obecnych czasach jest bardzo ważna, by móc zapoznać się z nią. To jak kontrolowany jest nawet najmniejszy ruch, budzi przerażenie, ale i uświadamia, iż w obecnych czasach coś takiego pojawia się, a wielu ludzi wciąż jest tego nieświadomych. Nie jestem w stanie niczego innego stwierdzić, jak to, iż gorąco polecam Wam sięgnąć po nią i zapoznać się z wizją przyszłości…


Wydawnictwu Insignis dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.

poniedziałek, 27 listopada 2023

"Rozgrywka" - Elle Kennedy

00:00:00 0 Comments

Doceniam bezstronne obserwacje trzecich stron. Znaczą więcej niż fałszywe zapewnienia i frazesy, które zwykle słyszy się od ludzi, którzy cię kochają.




Tytuł: Rozgrywka


Autor: Elle kennedy


Data wydania: 11.01.2022


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 452


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Czego się nauczyłem po zeszłorocznych rozgrywkach i co trapiło naszą drużynę hokejową przez cały poprzedni sezon? Nigdy więcej takiego rozprzężenia. Koniec z seksem przy każdej nadarzającej się okazji, kropka. Jako nowy kapitan drużyny potrzebuję zupełnie nowej filozofii życiowej: teraz liczy się hokej i uczelnia, na kobiety przyjdzie czas później. Co oznacza, że ja, Hunter Davenport, oficjalnie żyję w celibacie. Nieważne, że tak diabelnie trudno w nim wytrzymać… Jednak te nowe zasady nie zabraniają mi przyjaźnić się z kobietami. I nie będę kłamał – moja nowa koleżanka Demi Davis to naprawdę fajna laska. Jest inteligentna, jej ponętne usta ciągle mnie prowokują, podobnie jak jej zgrabne ciało, jestem jednak pewien, że dam radę oprzeć się pokusie. Teraz tylko muszę przekonać do tego swoje ciało i serce…



Czasem upadamy [...] .czasami popełniamy błędy. Czasem zawodzimy.



Nie spodziewałam się po dwóch, iż po dwóch wyśmienitych tomach, kolejny okaże się na równie wysokim poziomie, a jednak ponownie dostajemy historię, od której bardzo ciężko oderwać się. Po raz kolejny dostajemy opowieść o parze z pozoru nie do połączenia, a jednak przepełnioną chemią i namiętnością.



Jeśli miałabym wskazać z poprzednich tomów najmniej lubianego bohatera drugoplanowego, bez zawahania się mogę wskazać Huntera, dlatego do jego historii podchodziłam z dużą dozą niepewności. Jak się jednak okazało, jest to postać, która to jaka jest naprawdę bardzo dobrze, ukrywa przed czytelnikami i dopiero poznając jego perspektywę, jesteśmy w stanie go poznać. Z niedojrzałego, gburowatego i wręcz odpychającego mężczyzny, otwiera się, ukazując swoją drugą stronę, gdzie jest ogromnym słodziakiem, próbującym nie być egoistą i nie złamać serca dziewczynie, która niespodziewanie zaczęła dla niego tak wiele znaczyć. Demi Davis pojawia się znikąd, w żadnym z wcześniejszych tomów nie dostrzegałam jej postaci, a gdy tylko się pojawiła, okazała się brakującym elementem całej paczki. Nie kryje się z wiedzą, jak działa na Huntera, dodatkowo scena z jego najlepszym przyjacielem zdecydowanie jedna z topowych w tym klimacie. 



Dużym plusem serii Brair U są postacie drugoplanowe te nowe jak i te znane z serii Off-Campus, stanowią bardzo dobre dopełnienie, ale i umilają poznawanie nowych bohaterów. Jeśli chodzi o nowe postacie, nie polubiłam jednego osobnika, red flaga na kilometr i ku zaskoczeniu osób, które mnie znają, tym razem wiedziałam o tym od początku. Na moje oko jest on po prostu koziorożcem, dlatego jeszcze bardziej za nim nie przepadam.



Mimo iż nie powinno to być już dla mnie zaskoczeniem, za każdym razem na nowo zachwycam się, tym jak autorka inaczej rozegrała dobrze znane nam motywy, a tym bardziej te, które pojawiają się, w co drugiej książce jak np. friends to lovers, które w tym wydaniu mogłabym czytać na okrągło.



Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma bardziej gówniane życie od twojego. Nie zmienia to gówna w twoim życiu w róże.


Podsumowując, uważam ‘Rozgrywkę” autorstwa Elle Kennedy za kolejny z tomów, który zawładnął moim sercem, tym samym jeszcze bardziej uświadamiając o tym, jak bardzo seria Brari U jest niedoceniona. Autorka po raz kolejny udowadnia, iż kluczem do sukcesu nie zawsze jest napisanie czegoś innego, a zaprezentowanie czegoś dobrze znanego w swoim stylu…



Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorce życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.