Insta


niedziela, 31 października 2021

"Jedna dobra rzecz" – Aleksandra Rupińska

16:45:00 0 Comments
Miłość nie jest zawsze piękna i pasjonująca. Może być toksyczna. Platoniczna. Nieszczęśliwa. Nieodwzajemniona. Miłość to nie tylko dobre i miłe chwile. To też zmaganie się z przeciwnościami losu. Martwienie się o drugą osobę. Chęć jej pomocy. Miłość niszczy. Uskrzydla. Wydobywa z nas to, co najlepsze. Chowa to, co najgorsze. Miłość może być jak nagroda, lepsza niż potężna suma pieniędzy. Może być również jak trucizna. Jak nieświadome samobójstwo. Zatem jeśli Nadia, główna bohaterka książki pt. "Jedna dobra rzecz" ma umrzeć, to na pewno nie z powodu miłości..

Nr recenzji: 477
Tytuł: "Jedna dobra rzecz"
Autor: Aleksandra Rupińska
Data polskiego wydania: 4 października, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 490
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 9/10



Nadia i Hrabia żyją w zupełnie dwóch innych światach, a jednak wiele ich łączy: zagmatwana przeszłość oraz szczególnie trudne dzieciństwo. Nadia walczy z traumatycznymi wspomnieniami wypadku samochodowego, który pozostawił okropne blizny na jej duszy i ciele, natomiast Hrabia boryka się z własnymi problemami, w tym nienawiścią do ojca hazardzisty. Gdy drogi tych dwojga niespodziewanie się przetną, obudzi się w nich nadzieja na nowe i dobre życie, jakiego zawsze pragnęli. Ale sielanka nie trwa długo i w końcu na horyzoncie pojawia się nowe niebezpieczeństwo..
Ktoś zaczyna prześladować i szantażować Nadię, próbując raz jeszcze zamienić jej życie w piekło. Czy miłość okaże się dla niej jedynym kołem ratunkowym? I co najważniejsze – przyjmie je? A może zdecyduje, że woli się topić? Zapraszam was do pełnego zwrotów akcji i uczuć świata, wykreowanego przez Aleksandrę Rupińską.

Na początku dość sceptycznie podchodziłam do powieści. Można by powiedzieć, że ostatnio nie mam zbyt dobrych wspomnień z romansidłami w takim samym stopniu jak obyczajówkami. To, co zadecydowało o trafieniu książki w moje ręce, było komiczne wręcz imię "Hrabia", które od razu przykuło mój wzrok w opisie tej niekonwencjonalnej historii. Koniecznie musiałam dowiedzieć się, o co chodzi i szczerze liczyłam, iż będę mieć z tej powieści niezły ubaw. Nic bardziej mylnego! Wszystko zwróciło się przeciwko mnie i z czystym sumieniem mogę przyznać, że nie spodziewałam się czegoś tak dobrego!

Już od pierwszej strony nie mogłam znieść infantylnego zachowania Mateusza – chłopaka Nadii. Po prostu nienawidziłam tego bohatera i miałam ochotę napisać kilkustronicowy esej o wszystkich jego wadach i irytującym sposobie bycia. Już chciałam obwiniać autorkę za nieumiejętność kreowania bohaterów! Na jej szczęście, z biegiem czasu okazało się, iż był to jej celowy zabieg. A dlaczego? Tego musicie dowiedzieć się już sami. (Nie chcę wam spojlerować połowy fabuły książki)
Spróbujcie się tylko nie zrazić od pierwszej strony! Jestem pewna, że feralny "Hrabia" wam to wynagrodzi..

Byłam pod wrażeniem tego, ile emocji jest w tej na pozór wcale nie takiej cienkiej. Od smutku po euforię. Od wypalonego serca do kochania każdą komórką ludzkiego organizmu. Jest w niej tyle wartości i lekcji, które można wyciągnąć.. Zdecydowanie na plus, że autorka poruszyła temat dotyczący pooperacyjnych blizn. Z własnego doświadczenia wiem, że to trudne, by je w pełni zaakceptować. Nadii towarzyszył ciągły lęk przed ich ocenianiem i odkryciem. Ujęło mnie, jak realistycznie Rupińska przedstawiła jej obawy.
Jeśli chodzi o sam wypadek głównej bohaterki, brakowało mi tylko więcej "szpitalnych rzeczy". Autorka dosłownie pominęła całą rehabilitację i pobyt w szpitalu. Z powieści wynika tylko, że Nadia miała wypadek i od razu po nim wpadła w depresję. Oprócz tego zakrywa tylko blizny i czasami bolała ją noga. To dość makabryczne, ale myślę, że dodanie więcej cierpienia i bólu po wypadku bardziej urealistyczniłoby książkę.

Zdecydowanie pochwalić też muszę oryginalność. Co prawda, czasami jechało mi podróbką znanych wszystkim romansideł (zwłaszcza tych młodzieżowych), gdzie mamy kompleks tatusia i naszego "bad boya", który upatrzył sobie jakąś cichą myszkę, aczkolwiek przydomka "Hrabia" żaden z nich jeszcze nie miał. Nadia również nie pasuje do tego stereotypowego wizerunku – wręcz przeciwnie, całkowicie się wyróżnia na tle innych bohaterek, które zdominowane przez "złych chłopców" nie wyrażają własnego zdania i nie potrafią postawić na swoim. Za to za wszelką cenę liczą na to, że zdołają ich naprawić..

Wracając do naszej zaskakującej historii, fabuła jest naprawdę ciekawa i w miarę trzyma się kupy. Podobało mi się również, że autorka nie zastosowała "drogi na skróty" i płytkiej akcji, tylko się wysiliła i dopracowała każdy szczegół! Bohaterowie nie działali mi jakoś szczególnie na nerwy (oprócz naszego kochanego wyjątku – "Matiego"), najwięcej plusów daje bohaterce właśnie za oryginalność i uczucia, których jest pełno! Hrabia i Nadia to cudowny duet. Wzruszające i przyprawiające o palpitację serca były ich rozterki, jak i to jak ich do siebie wzajemnie ciągnęło. Co prawda, Hrabia czasami zdawał się mieć chorobę dwubiegunową, ale to jak Aleksandra Rupińska etapowo ukazała jego uczucia względem Nadii, całkowicie to rekompensuje. W książce mamy pełno czułych zwrotów i prawdy, bo wszyscy wiemy, że prawdziwe życie jak bajka nie jest..

Jeśli miałabym się jeszcze do czegoś przyczepić, byłoby to poczucie humoru. W większości fragmentów bolał mnie brzuch od śmiania się, ale niektóre momenty były tak żenujące, że mnie aż skręcało wewnętrznie. Skupmy się jednak na pozytywach i na tym, jak profesjonalnie i realistycznie podeszła Aleksandra Rupińska do swojej debiutanckiej powieści!

Reasumując, czekam na więcej twórczości autorki. Zaimponowała mi swoim talentem i przyjemnym oraz lekkim piórem. Byłam mentalnie przygotowana na totalną krytykę, a sami widzicie.. Nie wolno oceniać książki po okładce! A raczej opisie, w którym chłopak ma na imię "Hrabia". Tak czy siak, mam nadzieję, iż skusicie się na powyższą pozycję. Zróbcie rozgłos, bo autorka w pełni zasłużyła!

P.S. Hrabia to pseudonim :)

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych kreatywnych pomysłów, a czytelników proszę o odzew w komentarzu poniżej, bo zaczynam się o Was martwić.. Meldować się!

sobota, 30 października 2021

"Creseeker" - Dax Carster

07:00:00 0 Comments


Rozpoczynając swoje życie, zaczynamy wykonywać pewne działania, które niosą za sobą rezultaty. W dzieciństwie z nimi różnie bywa, lecz z czasem pojawia się ich więcej i stają się one coraz poważniejsze. Niektórym udaje ich się uniknąć, ale czy na długo? Życie, które cały czas poznajemy, potrafi nieźle namieszać zwłaszcza jeśli chodzi o sprawiedliwość. Przewinięcia zawsze niosą za sobą konsekwencję, kiedy ich doznamy, jest zagadką a rozwiązanie, jej jest bardzo bolesne. Dodatkowo każdy czyn to ciąg przemyśleń, analizy i walki z sobą, by dobrze wybrać. Decyzje te są jeszcze bardziej skomplikowane gdy serce mówi tak a rozum nie.



Tytuł: Creseeker

Autor: Dax Carster

Data polskiego wydania: 04.11.2021

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 518

Autor recenzji: Wiktoria Sroka

Ocena: 7/10








Leon Hoff znany również jako Smutny. Porzucając swoje dotychczasowe życie wojskowego postanawia wyruszyć w spontaniczną i niebezpieczną podróż do stolicy eksploracji, Alyonu. Jego głównym celem jest zdobycie skrzyni zawierającej nieznanego nikomu dotychczas fanta, lecz nie myślcie, że to będzie takie proste. W jego życiu pojawi się tajemniczy złotooki Dragon, który usilnie będzie próbował namówić Smutnego do przyjęcia składanej mu oferty niosącej za sobą wiele korzyści. Niestety życie nie jest takie przyjemne jak mogłoby się wydawać i w tym wypadku to się potwierdza. Smutny może zaryzykować życie, aby po spełnieniu wymagań odzyskać dawne życie albo dostać kulkę w głowę. Tego wszystkiego nie ułatwia fakt, że w ciele i umyśle rozwija się bestia pragnąca śmierci innych. Jakiego wyboru dokona Smutny i czy pokona drzemiącą w sobie bestię?


Dziś przychodzę do was z niespodzianką, a mianowicie książka, którą przeczytałam nie była testem gusty czytelniczego. Była to powieść na, którą czekałam i dumna rozpierała mnie, że mam możliwość przeczytania i zrecenzowania jej dla was przedpremierowo. Opis od wydawnictwa, jaki możemy zobaczyć na książce, strasznie mnie zaintrygował i gdzieś tam miałam przeczucia, że może być to w klimacie książek Wasilija Machanienko. Czy miałam rację? I tak i nie, choć w niektórych momentach zwłaszcza pod koniec da się wyczuć podobny klimat, sama książka sprowadza się do czegoś innego. Świat gier wirtualnych ukazuje jako coś normalnego, pełniącego określoną funkcję w tym naszym pokręconym świecie. Sama książka jest naprawdę dobrze napisana jedynym słabszym momentem, który był bardzo odczuwalny to początek a dokładniej pierwsze 100 stron. Miałam bardzo duży problem, aby wgryźć się w fabułę pomimo tego, że akcja dziejąca się bardzo mnie interesowała. Na szczęście szybko minęło i całą resztę książki pochłonęłam, świetnie się przy niej bawiąc. Smutny jako bohater to dość dziwne połączenie cech i przeszłości, jaka go ukształtowała. Poznajemy go w trakcie bardzo ważnej misji, gdzie sprawia wrażenie naburmuszonego i gburowatego faceta z czasem zaczynają pojawiać się wstawki z jego przeszłości, która nie jest usłana różami oprócz tego, możemy zaobserwować otwieranie się bohatera na czytelnika. Dość ciekawy i specyficzny zabieg, który zdecydowanie pozytywnie wpływa na prezentujący się całokształt. Podsumowując książka, jest zdecydowanie jedną z lepszych, jakie miałam okazję przeczytać ostatnimi czasy. Bohaterowie, świat gier i akcja trzymająca w napięciu to wszystko łącząc się, stworzyło naprawdę dobrą powieść. Fanom jak i tym wkraczającym w gatunek science-fiction ta książka zdecydowanie przypadnie go gustu. Wydawnictwu Novae Res dziękuję za próbny egzemplarz recenzencki, autorowi życzę dalszych sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego instagrama tzczytelnika.


piątek, 29 października 2021

Słoneczna strona księżyca Aleksandra Grabowska - Szych

09:59:00 0 Comments


"Jeśli nosisz w sobie słońce, żadna ciemność cię nie przerazi” . Tak uważa Ola - bohaterka i narratorka książki “Słoneczna strona księżyca”, udowadniając, że każdy etap życia ma wiele do zaoferowania i to od nas zależy, jak przeżyjemy swoje życie i jak twórczo wykorzystamy dany nam czas...





Tytuł: Słoneczna strona księżyca

 

Autor: Aleksandra Grabowska - Szych

 

Data wydania: 26.10. 2021

 

Liczba stron: 442

 

Wydawnictwo: Novae Res

 

Moja ocena: 6/10

 

 



W powieści “Słoneczna strona księżyca” śledzimy losy Oli od najwcześniejszych jej lat po wiek mocno dojrzały. Książka prowadzi nas przez życie głównej bohaterki, ukazując w ciekawy sposób różne momenty z jej bogatego życiorysu. Autorka, mimo że pisze o sobie, używa formy trzecioosobowej, jakby dystansując się od swojego “ja”.

Rozpoczyna oczywiście, wspomnieniami z dzieciństwa, młodości, które przypadały na czas PRL-u, czas uważany powszechnie za szary, uciążliwy, pełen nonsensów i sprzeczności. Wiele realiów życia Polaków z tamtych czasach zostało uchwyconych w książce i oddanych wręcz z fotograficzną dokładnością. Wracając do Oli, śledzimy jej szkolne doświadczenia, czyli samodzielność z kluczem na szyi, oczywiście obowiązkowy fartuszek z białym kołnierzykiem (oj, ten PRL). Dorastanie, pierwsze miłości, randki, pierwszy papieros, nauka w liceum, studniówka w pięknej liliowej sukni z milanowskiego jedwabiu, matura, wreszcie prestiżowe studia. Potem zajmująca praca zawodowa, życie rodzinne ze zmiennym szczęściem, wreszcie wyjazdy zagraniczne, dalekie i egzotyczne i te bliższe też. W końcu ukochane Wnuki, dla których zawsze miała czas i ciekawe opowiastki. Eh, życie - pełne przeżyć, emocji, wrażeń, doświadczeń, które uczyniły z Oli pewną siebie, mądrą, kobietę; życie, które dalej się toczy…


Książka ma charakter wspomnieniowy, ale ta tonacja nie dominuje w całym utworze, bowiem autorka łączy przeszłość z czasami współczesnymi, retrospekcję z teraźniejszą. Mnie jednak najbardziej przypadły do gustu te części, w których autorka w barwny sposób opowiada o życiu w PRL-owskich czasach, bo dzięki temu odbyłam swoistą podróż w czasie, do lat, które nawet nieźle pamiętałam, przypominając sobie kulturę, obyczaje, styl życia ludzi w tamtych czasach. Ach, te smaczki socjalistycznej Polski - autostop, płyty Beatlesów, turnusy wczasów pracowniczych, segmenty Kowalskich, czerwone goździki i rajstopy na Dzień Kobiet… mimo wszystko łza się w oku kręci!

Wbrew pozorom powieść Grabowskiej-Szych nie jest tylko lekką opowiastką, zawierającą zabawne historyjki i anegdoty. Autorka pisze o wielu poważnych i ważnych sprawach, zarówno społecznych (tragiczne wydarzenie czerwcowe w Poznaniu, stan wojenny), jak i prywatnych, bardzo osobistych (o oswajaniu ze śmiercią, pogodzeniem się z odejściem najbliższych jej osób). Powstaje w ten sposób opowieść o różnych barwach życia: tych słonecznych, jasnych i tych ciemnych, smutnych, skłaniając tym samym do refleksji. Służą temu też cytaty, sentencje poprzedzające nowe rozdziały czy ciekawostki (curiosita) będące swoistym pytaniem retorycznym, zmuszającym jednak do chwili zadumy nad naszą kondycją. Bardzo ciekawe były też tytuły, a właściwie podtytuły rozdziałów, z których każdy miał przypisaną określoną epokę i kolor do niej, a podane w żartobliwej formie (np. “Epoka: linienia”, ”Kolor: arbuzowej mokrej czerwieni”).

Książka została napisana lekkim, swobodnym stylem, momentami wpadającym w luźny, codzienny ton, co świadczy o obyciu językowym autorki i sprawności stylistycznej. Muszę jednak przyznać, że zdarzały się jednak chwile, w których byłam znużona lekturą, trochę przeszkadzały mi też szybkie przejścia z przeszłości w teraźniejszość, z jednej historii w drugą, co dla mnie sprawiało wrażenie chaosu w powieści, ale może tak miało być?

W sumie “Słoneczna strona księżyca” to opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu do życia, świata; opowieść o kobiecie niebanalnej, interesującej, zmieniającej się z niepewnego dziecka, niesfornego podlotka w piękną, dojrzałą kobietę, znającą swoją wartość, umiejącą docenić życie, wszystkie jego barwy, ale i wykorzystującą każdą chwilę efektywnie i efektownie, kobiety będącej po słonecznej stronie.


Dziękuję wydawnictwu Novae Res za przesłanie egzemplarza recenzenckiego.

czwartek, 28 października 2021

"Wielka Panda i Mały Smok" - James Norbury

20:54:00 0 Comments


„Inspirującą podróż, w której ważny jest nie cel, lecz droga” - tymi słowami wydawca zachęca nas do sięgnięcia po książkę Jamesa Norbury „Wielka Panda i Mały Smok”, która została przetłumaczona z języka angielskiego i właśnie ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Albatros. Otrzymałam ją w dniu premiery i od razu przystąpiłam do czytania, dzięki czemu mam przyjemność być jedną z pierwszych osób publikujących wrażenia z lektury. A zatem - do dzieła!





Tytuł: Wielka Panda i Mały Smok

Autor: James Norbury

Data polskiego wydania: 27.10.2021

Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron: 157

Autor recenzji: Kaja

Ocena: 8/10




Mówi się, że nie wolno oceniać książki po okładce, a jednak to okładka jest tym, co jako pierwsze ma szanse przykuć uwagę czytelnika i zachęcić (lub zniechęcić) do zapoznania się z treścią. „Wielka Panda i Mały Smok” przyciąga oko niesamowicie piękną szatą graficzną - okładka jest twarda, z tytułem i nazwiskiem autora wypisanymi pozłacaną czcionką oraz z płóciennym grzbietem, a także z obrazkiem utrzymanym w estetyce akwareli, przedstawiającym dwójkę bohaterów na tle górskiego pejzażu. Wewnętrzna część okładki zawiera szkice ukazujące Pandę i Smoka, wyglądające na wykonane węglem. Na każdej stronie książki widzimy ilustrację, czasem kolorową, czasem czarno-białą, zawierającą jakiś etap z podróży/życia dwójki bohaterów oraz krótki tekst, stanowiący uzupełnienie treści przedstawionej na obrazku. 


Lektury tej nie można nazwać powieścią - jest to raczej zbiór sentencji i złotych myśli przekazanych w formie dialogów pomiędzy Smokiem a Pandą. Utwór zaczyna się zasugerowaniem pierwszego spotkania postaci (nie jest bowiem jasno powiedziane, że nie spotkały się już wcześniej), w momencie, kiedy podejmują one wspólną wędrówkę, bez jasno sprecyzowanego celu. Panda przyjmuje tutaj rolę mistrza i nauczyciela - udziela Smokowi wskazówek, uważnie słucha, wspiera. Całość podzielono na pory roku, gdzie wiosna stanowi zarówno otwarcie, jak i domknięcie treści. Jako że jest to utwór metaforyczny i mocno nawiązujący w swoim przekazie do filozofii dalekiego wchodu, nasunęło mi się skojarzenie, iż cykl pór roku stanowi tutaj metaforę nieskończonego odradzania się życia. Zarówno sposób wydania, jak i przekazu, nasuwają skojarzenie z książkami takimi jak „Chłopiec, kret, list i koń” lub „Mały książę”, jednakże w przeciwieństwie do nich, tutaj z całości nie wyłania się konkretna fabuła. Z początku stanowiło to dla mnie wadę, natomiast autor w posłowiu wyjaśnia, iż wpierw tworzył obrazki z podpisami, które dopiero później, otrzymawszy bardzo pozytywny odzew, zdecydował się wydać w formie książkowej. Stąd także moja refleksja, że „Wielka Panda i Mały Smok” traci w momencie czytania „na raz”, natomiast wiele zyskuje, kiedy otwieramy ją na przypadkowej stronie i czytamy złotą myśl na dziś. Podczas lektury towarzyszyło mi wrażenie, że wszystkie zawarte w niej spostrzeżenia dotyczące doceniania chwili obecnej, bycia dobrym dla samego siebie, czy pozwolenia sobie na bycie niedoskonałym, słyszałam już gdzieś wcześniej, skończyłam więc nieco zawiedziona. Mogę się domyślać, że stanowi to pokłosie wielu przeczytanych książek w podobnym typie. Zdecydowanie jednak nie mogę powiedzieć, że był to czas stracony - po przewróceniu ostatniej strony poczułam się wyciszona i usatysfakcjonowana. Zachwyciła mnie także estetyka wydania. Doceniam także nienachalne, inteligentne poczucie humoru, zupełnie jakby autor mrugał okiem do czytelnika:

„ - Pospiesz się, Wielka Pando! Spóźnimy się!

Wielka Panda kłapnęła na trawie i rzekła:

- Lubię myśleć, że nie spóźniam się, lecz buduję nastrój oczekiwania."

Podsumowując - „Wielka Panda i Mały Smok” to zbiór uniwersalnych prawd o życiu, przekazanych w prosty, zrozumiały absolutnie dla każdego sposób. Piękne wydanie sprawia, że książka ta stanowi doskonały prezent, zarówno dla kogoś bliskiego, jak i dla zupełnie nieznanej osoby. Znajdzie w niej coś dla siebie zarówno dziecko, jak i osoba starsza. Myślę, że głównie w tej uniwersalności tkwi jej siła - pomaga bowiem w tym samym momencie poczuć się zarówno kimś wyjątkowym, jak i częścią większej całości. 

Nowy umysł cesarza

12:42:00 0 Comments




 

O komputerach, umyśle i prawach fizyki. 






autor: Roger Penrose

tłumacz: Piotr Amsterdamski

liczba stron: 670

wydawnictwo: Zysk i s-ka

data polskiego wydania: 14 września 2021

moja ocena: 7/10






Wow. Powiem szczerze, że tego się nie spodziewałam. Może powinnam zacząć od tego, że jestem zdecydowanie humanistką, którą z fizyką miała do czynienia tylko w szkole, na lekcjach. Z komputerami łączy mnie nieco bliższa relacja, ale nie o tym ma być ten wpis. Kiedy odebrałam ze skrzynki pocztowej "Nowy umysł cesarza" w pierwszym momencie nieco się przestraszyłam, bo 670 stron to nie byle co. Do tego już pobieżne przekartkowanie książki pokazało mi, że jest w niej sporo różnych wykresów, liczb, schematów, co upodabnia ją raczej do.... no właśnie, do podręcznika szkolnego. Nie da się jednak zaprzeczyć, że technologia maszynowa, o której pisze autor już w tej chwili rządzi naszym  życiem, a tempo jej rozwoju rodzi pytania o to, czy komputery kiedykolwiek będą w stanie zastąpić ludzi. Właśnie choćby po to, aby zgłębić ten temat warto sięgnąć po "nowy umysł cesarza". 


Roger Penrose pisze w sposób ciekawy. Urozmaica książkę realnymi przykładami jak może wyglądać nasze skomputeryzowane życie za kilka, kilkanaście lat (szczególnie dała mi do myślenia hipotetyczna rozmowa między pacjentem a wirtualnym terapeutą). Ponadto, porusza temat pewnych uniwersalnych wartości etycznych i społecznych (czym jest prawda?) dokonując niejako ich przełożenia na język matematyki, kod którym posługują się ludzie o umysłach ścisłych i komputerach. Wbrew pozorom, nie trzeba być geniuszem, aby zrozumieć jaki był zamiar autora i co chciał nam przekazać. Już w "słowie wstępnym" wskazano, że jest to znakomita książka dla wykształconych laików i z tym stwierdzeniem w pełni można się zgodzić. To co jest dodatkowym atutem książki to fakt, że oryginalnie była ona napisana i wydania w 1998 r. czyli ponad dwie dekady temu, a mimo to zachowuje aktualność. Spojrzenie na teorie i koncepcje przedstawione 23 lata temu z dzisiejszej perspektywy daje ciekawe zestawienie, powoduje niemal, że czytelnik czuje się jakby czytał przepowiednie przyszłości i zostaje niejako zmuszony do refleksji "do czego zmierza świat informatyki".


Moim zdaniem, zamierzeniem autora nie było to, aby nas straszyć, ale właśnie aby wywołać refleksję, skłonić do własnych przemyśleń, a także - mówiąc kolokwialnie - nie dać się zwariować w zinformatyzowanym świecie, w którym każdy chodzi ze smartfonem w dłoni, słuchawkami w uszach, a pamięć zastępuje notatkami w aplikacjach. Kontrowersyjne niekiedy tezy zmuszają do tego, aby choć na chwilę się zatrzymać i sformułować własną opinię o rozwijającej się i zaczynającej swoje panowanie sztucznej inteligencji. 

środa, 27 października 2021

"Opowieści upadłych bestii" - Brandon Mull i inni

07:00:00 0 Comments

W swoim życiu podejmujemy różne decyzje te bardziej jak i mniej przemyślane, lecz bez względu na to każda z nich niesie za sobą różnego rodzaju konsekwencje. W życiu dzieci wybory nie dotyczą trudnych kwestii z czasem, przechodząc w wiek nastoletni jedna zła decyzja, może rozpętać piekło. Namieszać w naszym życiu teraźniejszym, przyszłym jak i w życiu najbliższych nam osób. Niekiedy podjęcie decyzji wiąże się ze spędzeniem dużej ilość czasu na przemyśleniach i analizie. Co gdy podjęta decyzja i wykonane działania okażą się szkodliwe dla nas? Co jeśli będzie to wybór, od którego zależy wiele ważnych kwestii?




Tytuł: Opowieści upadłych bestii

Autor: Brandon Mull i inni

Data polskiego wydania: 29.09.2021

Wydawnictwo: Wilga

Liczba stron: 208

Autor recenzji: Wiktoria Sroka

Ocena: 5/10








Orzeł Halawir, dzik Rumfuss, goryl Kovo, niedźwiedzica Suka, baran Arax i żmija Gerathon. Wraz z nimi ich właściciele, czyli szóstka inteligentnych nastolatków, którzy pomimo swojego bardzo młodego wieku będą musieli walczyć. O więzi łączące ich z niegdyś niszczycielskimi bestiami aktualnie Upadłymi Wielkimi Bestiami. Od początku swojego poznania będą musieli współpracować, by w chwili rozdzielenia przez tajemniczego Zerifa walczyć o siebie nawzajem. Wspaniała wojowniczka i mądra dziewczyna, podejmując decyzję z pozoru dobrą, staje się dręczycielem wraz ze swoim wspólnikiem, będą próbować uniemożliwić bycie szczęśliwym innych. Niestety albo stety los zaplanował dla niej zemstę i sama bez wsparcia innych będzie przechodziła to co jej ofiary. Wspólnik okaże się najgorszym wrogiem, koszmarem co będzie powracał co noc. Wszystko opisane w 5 opowiadaniach napisanych przez wybitnych autorów m.in. Brandona Mulla.


Eksperymentów ciąg dalszy. Tym razem zdecydowałam się sięgnąć, a raczej powrócić do literatury dziecięcej, z którą styczność ostatni raz miałam jakieś 5 lata temu. Sam gatunek kojarzy mi się z jesienią przez swoją lekkość a lekkie książki, idealne są do czytania w trakcie roku szkolnego między jedną a drugą pracą domową. Tak więc rozpoczęłam z nią swoją przygodę. Czy to był dobry wybór? I Tak i nie. Czytało mi się ją dość szybko i przyjemnie, lecz po każdym opowiadaniu potrzebowałam dłuższej lub krótszej chwili wytchnienia. Pojawiała mi się blokada, która skutecznie uniemożliwiała mi kontynuowanie jej. Zarazem przy każdym z opowiadań bawiłam się naprawdę dobrze. Bohaterowie nie są infantylni, co było miłym zaskoczeniem, zwłaszcza że jest to dość częsta cecha literatury dziecięcej. Sam pomysł i poprowadzenie historii w formie opowiadań, które łączy ze sobą kontekst i niektórzy bohaterowie był dobrym wyborem. Nie wyobrażam sobie innej formy, w jakiej mogłaby być zawarta ta fabuła. Nie zmienia to faktu, że mam dość mieszane odczucia. Mam wrażenie, że za dużo nudy w trakcie niej doświadczyłam i przez to jakość szczególnie nie zachęciła do sięgnięcia po serię, natomiast dla młodszego czytelnika lub osoby zaznajomionej już z serią może być to trafny wybór. Podsumowując fanką tej książki, nie zostałam, ale jej nie odradzam. Z racji, że powoli zbliżamy się do świąt, może okazać się trafionym prezentem dla dzieci w wieku 7+ oczywiście dorosłych też zachęcam do sięgnięcia. Na koniec krótko chciałabym nadmienić o wydaniu, które prezentuje się naprawdę ładnie i na pewno wyróżni się grzbietem wśród innych pozycji. Wydawnictwu Wilga dziękuję za egzemplarz do recenzji, autorom życzę wielu sukcesów a was czytelników zapraszam po więcej książkowych doznań na naszego Instagrama tzczytelnika.

wtorek, 26 października 2021

"Dom obok" - Sylwia Gillis

13:21:00 0 Comments

 

Czy miejsce może być złe? Czy to źli ludzie je takim czynią? Co kryją nasi sąsiedzi w swoich czterech ścianach?

 


           Tytuł: Dom obok

         Autor: Sylwia Gillis

      Data wydania: 17.11.2021

     Wydawnictwo: Novae Res

            Ilość stron: 408

                 Ocena 7/10


Główną bohaterką książki jest nastoletnia Julka, rezolutna i nad wyraz dojrzała  dziewczynka. Wraz z rodzicami zamieszkuje spokojne łódzkie osiedle, sąsiedzi są przyjaźni i pomocni, dlatego tak wstrząsa nią informacja, że w domu obok mieszkał Andrzej Kołtun, morderca dwóch dziewczynek. Jeszcze bardziej wstrząsające okazuje się to, że był nauczycielem języka polskiego w szkole, do której uczęszcza Julka. Dziewczyna postanawia, że sprawa sprzed trzydziestu lat będzie tematem jej pracy na zajęcia dziennikarskie, rozpoczyna swój własny research. W jej otoczeniu mieszka wiele starszych osób i to właśnie od nich, a właściwie od ich relacji i wspomnień rozpoczyna własne śledztwo…Okazuje się, że z jedną z zamordowanych dziewczyn Andrzej przyjaźnił się, a z nieżyjącą już córką sąsiadki, był zaręczony. Czy to przypadek? Julka dociera do informacji, że skazany na śmierć nauczyciel nigdy nie przyznał się do winy, a jego zatrzymanie było poprzedzone anonimowym telefonem. I kiedy nagle znika koleżanka Julki, ta z przerażeniem stwierdza, że może morderca wcale nie został skazany, że może wciąż jest wśród nich…

 

Książka napisana z perspektywy nastoletniej dziewczyny i jej przemyśleń, co z początku trochę mnie zniechęciło, ale kompletnie niepotrzebnie. Nie znajdziemy tu typowego śledztwa, nie towarzyszymy policji w poszukiwaniu sprawcy, a jednak uczestniczymy w rozwikłaniu zagadki. Fabuła jest spójna i pomimo tego, iż przedstawia wydarzenia z teraźniejszości, a także sprzed trzydziestu lat, czytelnik nie gubi się. Historia rozwija się stopniowo, autorka manewruje faktami i podrzuca nam coraz to nowe tropy. Przemyślane kreacje bohaterów, są prawdziwi, tak jak i dialogi. Nie są sztuczne, a na to bardzo zwracam uwagę czytając książkę. Nic nie zaśmieca też głównej historii , nie ma zbyt wielu pobocznych wątków, a to duży plus.

 

Słabe wrażenie robi sama okładka, nie przyciąga wzroku, nie zachęca do czytania, a szkoda. Krótkie rozdziały i przyjemny język, jakim posługuje się autorka, sprawiają, że książkę czyta się szybko i  z zaciekawieniem. Jednym naprawdę sporym minusem jest zakończenie, rozwikłanie zagadki jest zbyt szybkie, zbyt proste. Szczerze to w połowie książki wiedziałam jaka jest prawda i co wydarzyło się trzydzieści lat wcześniej. Może jest to spowodowane ilością spraw, jakie do tej pory rozwiązałam, oczywiście w książkach. Niemniej jednak szczerze polecam, książka była miłą odmianą od krwawych kryminałów, które ostatnio czytałam i będzie dobrym wyborem na długie jesienne wieczory.

sobota, 23 października 2021

"W ukryciu" – Lisa Gardner

07:30:00 0 Comments

Przeszłość zawsze będzie za nami podążać niczym przyprawiające o dreszcze cień. Odciska przecież na nas piętno. Jest rozległą lub mniejszą blizną, która na zawsze będzie przypominała nam o minionych już wydarzeniach. To tylko od nas zależy czy ją zaakceptujemy, a może będziemy chować ją pod warstwą ubrań lub podkładu. Możesz uciekać. Możesz się ukrywać. Ale nie licz na to, że przeszłość cię nie odnajdzie. Bo prędzej czy później, będziesz musiał spojrzeć na tę przeklętą bliznę.

Nr recenzji: 480
Tytuł: "W ukryciu"
Autor: Lisa Gardner 
Data polskiego wydania: 15 września, 2021
Wydawnictwo: Albatros 
Liczba stron: 432
Autor recenzji: Julianna Kucner 
W moim odczuciu: 10/10!



W ruinach dawnego zakładu psychiatrycznego dochodzi do makabrycznego odkrycia. Ściągnięta na miejsce policja znajduje zmumifikowane zwłoki sześciu dziewczynek. Tylko jedną z nich udaje im się zidentyfikować – Annabelle M. Granger.
Miała zaledwie siedem lat, kiedy wraz z rodzicami po raz pierwszy musiała uciekać. Potem były ciągłe przeprowadzki, nieustanne zmiany tożsamości i zupełnie nowe środowiska. Teraz, po latach, kiedy wreszcie gdzieś się zadomowiła, dowiaduje się z prasy, że policja zidentyfikowała zwłoki dziewczynki, która nosiła takie samo imię i nazwisko jak ona. Przypadek? Jest ich zdecydowanie za dużo.
Znana już wszystkim detektyw D.D Warren, a wraz z nią jej kolega z policji stanowej, Bobby Dodge, błądzą po omacku wśród dziesiątków możliwych tropów. A kiedy się okazuje, że Annabelle nie umarła i ktoś wciąż czyha na jej życie, sprawa przestaje dotyczyć tylko przeszłości.
Jak potoczą się dalsze losy naszych feralnych detektywów? I co najważniejsze, czy Annabelle w końcu uwolni się od prześladujących ją demonów z przeszłości?

Drugi tom z cyklu thrillerów kryminalnych z detektyw D.D Warren! (Przypominam tylko, że recenzja pierwszego tomu znajduje się na blogu).
Muszę przyznać, że wciąż jestem pod wrażeniem naszej amerykańskiej mistrzyni, gdyż druga część okazała się, jeszcze lepsza niż myślałam. Mamy niby tych samych bohaterów i dalszą kontynuację ich historii, ale czułam się, dosłownie jakbym czytała coś nowego! Nie narzekam na tę nutkę świeżości, a wręcz przeciwnie – gratuluję autorce, że udało jej się zachować gęsią skórkę i napięcie aż do samego końca.
Zdecydowanie ponownie muszę pochwalić bohaterów. Jeszcze bardziej przywiązałam się do ich realnych i odmiennych charakterów! Czuję, że teraz w ogóle nie będę, potrafiła się od nich odciąć, bo pokochałam ich relacje między sobą. Jeszcze bardziej niż postacie z krwi i kości wciągnęła mnie akcja. Zwarta, dynamiczna i przemyślana, czyli w jednym słowie idealna. W dodatku doprowadza do częstych palpitacji serca, więc czego chcieć więcej! Zaimponowało mi to, jak Gardner połączyła ze sobą wszystkie wątki, wplątując w to jeszcze wydarzenia z poprzedniej części. Wielkie brawa dla fabuły, która w stu procentach zapewnia czytelniczą satysfakcję.
Ponadto powieści nie da się nie przeczytać w jeden wieczór – jest zdecydowanie zbyt intrygująca. Gwarantuje wam, że czytając opisy makabrycznych zbrodni, będziecie drżeć ze strachu i niepokoju, ale będziecie zbyt zaciekawieni i zachwyceni warsztatem pisarskim autorki, by odłożyć książkę na półkę z obrzydzeniem. Dawno nie czytałam powieści, która tak bardzo oddziaływałaby na czytelnika! Nie dość, że kipi od niej emocjami, to w dodatku nieubłaganie przenosi je poza kartki z wydrukowanymi czarnym tuszem literkami. Wydaje się, że historia wprost żyje. Zupełnie jakby była osobą, z którą możemy porozmawiać. Przemyślane dialogi i doskonałe opisy otoczenia zdecydowanie pozytywnie wpływają na wyobraźnię.

Warto też wspomnieć o wartościach, które Gardner przekazuje. Historia na podstawie niestety fikcyjnych bohaterów uczy nas, że od przeszłości nie da się uciec – trzeba z nią stanąć do walki i pogodzić się z własnym losem. Egzystencja jest nieprzewidywalna, aczkolwiek prawda jest taka, że warto, jest być przygotowanym na wszystko. Po raz kolejny pochwalę również obeznanie w dziedzinie kryminologii autorki. Widać, że ma w tym wieloletnie doświadczenie lub rzetelne informacje, bo takiej dawki realizmu nie dostaniecie nigdzie!

Nie zauważyłam nic, co by odrzucało mnie od tej powieści. Jestem jeszcze bardziej zdeterminowana, by zamówić wszystkie książki Lisy Gardner, zamknąć się z pokoju i już nigdy nie wychodzić. Jestem pewna, że czytając ponownie tę samą powieść autorki, zaskoczyłaby mnie ona zupełnie tak jak za pierwszym razem. Takiego zakończenia jak "W ukryciu" nie dostaniecie nigdzie, bo pomimo że drugi tom mam już za sobą, wciąż nie mogę go przepracować.

Podsumowując, dla fanów thrillerów czy też kryminałów, twórczość Lisy Gardner będzie strzałem w dziesiątkę i poprzednia recenzja doskonale może to potwierdzić. Mam nadzieję, że wartości wynikające z powyższego dzieła nauczą was czegoś nowego. Nie powinno być dla was zaskoczeniem, iż drugą część Samotnej oceniam równie wysoko.

Wydawnictwu Albatros dziękuję za egzemplarz recenzencki, autorce życzę dalszych sukcesów, a czytelników tak jak zawsze proszę o odzew w komentarzu poniżej :)

Zapraszam też na naszego nowego Instagrama @tzczytelnika <3

czwartek, 21 października 2021

mister mister

18:11:00 0 Comments

"Gdy wejdziesz do świata pięknych ludzi, nie spodziewaj się niczego dobrego."



Autor: Mikołaj Milcke

Data wydania : 9 września 2021

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 480

Moja ocena: 8/10








Kiedy byłam młodsza, oglądałam film o wyborach miss. Nie pamiętam już jego tytułu, ale za to w głowie doskonale utkwiła mi scena, kiedy to główna bohaterka dowiaduje się, że żeby zapewnić jej zwycięstwo jej matka w dość niekonwencjonalny sposób pozbyła się najpoważniejszej rywalki córki. Dodajmy, że pozbyła na dobre. Ta właśnie historia była jednym z moich pierwszych skojarzeń, kiedy trafiłam na książkę "mister mister" i przeczytałam jej opis. Wybory mistera Polski - Man of Poland. Zaszczytny tytuł, o który walczy 45 młodych mężczyzn wśród nich Mieszko, któremu z dużą doza humoru autor nadał nazwisko Pierwszy. Ten lekko ironiczny, ale także bardzo inteligentny humor przewija się zresztą przez całą książkę i nadaje jej dynamizmu. Wracając jednak do fabuły - na każdym etapie konkursu odpada z niego określona część osób. O ile nasz główny bohater nie ma w sobie zapędów morderczych i nie cechuje się podejściem "po trupach do celu" to z pewnością maksymą tą kieruje się jego matka - Dorota, która próbuje zapewnić swojej latorośli zwycięstwo posuwając się przy tym do niekoniecznie prawidłowych etycznie zachowań i przy okazji niszcząc kilka żyć -  finalnie także swoje. Na drugim planie pozostaje wieloletnia dziewczyna Mieszka - Kinga, z którą chłopak zna się od wczesnych lat dziecinnych i z którą rozumie się  bez słów. Relacja między tą dwójką również daje autorowi spore pole do popisu jeśli chodzi o stosowany przez nich slang i "kody" (jak choćby "węgiel, potas, bor").

To co szczególnie podoba mi się w książce to nawet nie sam konkurs na Man of Poland i ukazanie jego kulisów, walk i konfliktów oraz przyjaźni, zdrad i całej palety uczuć, ale raczej to, że całość osadzona jest w realnej i współczesnej czytelnikowi rzeczywistości. Nie brakuje odniesień do polityki, Covida, wydarzeń społecznych. Dzięki temu, czytelnik nie nabiera wrażenia, że historia dzieje się w bańce, ale raczej  że jest na tyle prawdopodobna że mogłaby (a może nawet i miała?) miejsce. Kandydaci do tytułu musza mierzyć się z własnymi problemami - rodzinnymi, finansowymi, życiowymi, stawać przed ważnymi wyborami.... Słowem - poza ich muskulaturą, olśniewającym wyglądem i uzębieniem kosztującym 20 tys. zł (o czym z dumą informowała organizatorów matka Mieszka) są to ludzie jak każdy z nas. Drobnym mankamentem jest dla mnie z kolei pozostawienie w pewnym momencie na uboczu wątku Kingi - dziewczyny Mieszka. Rozumiem że relacja miedzy nimi, na skutek pewnych wydarzeń ostatecznie się skończyła, a jej gwiazda "zgasła jeszcze szybciej niż zabłysła", jednak uważam, że scena konfrontacji młodych ludzi mogłaby być korzystna dla fabuły nawet jeśli ograniczyłaby się do kilku czy kilkunastu zdań. 


Wojna cukierkowa Brandon Mull

08:37:00 0 Comments


Któż nie lubi cukierków! Czekoladki, krówki, irysy, miętówki przypominają nam czasy słodkiego, beztroskiego dzieciństwa, zabaw z rówieśnikami, czasem trochę niebezpiecznych, zwariowanych, ale zawsze wspaniałych i ekscytujących, choć na pewno nie tak fantastycznych jak przygody bohaterów książki Brandona Mulla “Wojna cukierkowa”.



Tytuł: Wojna cukierkowa

Autor: Brandon Mull

Data wydania: 13.10. 2021

Liczba stron: 408

Wydawnictwo: Wilga

Moja ocena: 7/10

 

Otóż mamy czwórkę młodych ludzi, dziesięciolatków, mieszkańców Colson, małego miasteczka, w którym niewiele się dzieje. Nate, Trevor, Gołąb i Summer założyli nawet Klub Poszukiwaczy Skarbów “Błękitne Sokoły” i chyba sprowokowali los, bo przygody, które przeżyli, przerosły ich oczekiwania. A zaczęło się tak niewinnie, od słodyczy Belindy White z jej sklepu o nazwie “Słodki Ząbek”. Właścicielka częstowała przyjaciół słodkimi pysznościami w zamian za drobną pomoc w prowadzeniu interesu. A potem sprytnie wykorzystała ufność dzieci, angażując je w mało bezpieczne zadania i nagradzając zaczarowanymi cukierkami. Ten sekretny układ początkowo odpowiadał dzieciom, tym bardziej, że cukierki miały naprawdę magiczne, fantastyczne moce, pozwalając im na przykład unosić się w powietrzu, przenikać lustra czy zmieniać fizjonomię. Trudno im się zresztą dziwić - któż z nas nie chciałby mieć ponadprzeciętnych zdolności czy supermoc. Dzieci bawiły się więc świetnie, próbując tych cukierków. ale zlecenia Belindy stały się coraz bardziej podejrzane i niezgodne z prawem. W dodatku w mieście pojawił stary lodziarz, pan Scott, który także wytwarzał zaczarowane desery..


Po czyjej więc stronie miały stanąć, czyje intencje były czyste, kto mówił prawdę? Nim czwórka przyjaciół się zorientowała, została wplątana w prawdziwe kłopoty i zmuszona do powstrzymania czarnych charakterów i ocalenia swojego miasta! Czy im się to udało?

Brandon Mull w “Wojnie cukierkowej” stworzył, jak zazwyczaj w swoich utworach, świat niezwykle oryginalny i pomysłowy, a jednocześnie pełen prostoty, Wykorzystał znane motywy i odwieczne marzenia ludzi (choćby o lataniu w przestworzach) i w ten sposób powstała powieść o czarach, magii i dzieciach. Mimo że akcja utworu toczy się w dzisiejszym świecie , utrzymany jest w niej niezwykły, baśniowy klimat. Oryginalność książki, skonstruowanie w niej alternatywnego, pełnego fantazji świata nie jest jej jedyną zaletą. Na podkreślenie zasługuje też taki specyficzny, nienachalny dydaktyzm, którą książka jest delikatnie nasycona. Przede wszystkim stworzył takich dziecięcych bohaterów, z którymi młodzi czytelnicy łatwo mogą się utożsamić, jednocześnie dbając o pokazanie ich prawdziwych przymiotów, niezwiązanych z magiczną mocą cukierków. Mocno przecież podkreśla odwagę, lojalność, współdziałanie, porozumienie, uczciwość przyjaciół. A z drugiej strony, prezentując antybohaterów w osobach Dennego, Kyla i Erica, piętnuje przemoc, wykorzystywanie słabszych, szantaż.

Sposób wykreowania dorosłych bohaterów też służy konkretnemu celowi - mianowicie pokazuje, że pozory mylą, sympatyczny wygląd nie zawsze idzie w parze z dobrym charakterem, a intencje i zamiary starszych też nie muszą być uczciwe, dlatego należy być ostrożnym w kontaktach z takimi osobami. Przy okazji prezentowania dorosłych należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt - Mull pokazał w powieści przerażające skutki świata, w którym dorośli przestają interesować się dziećmi, nie zwracają uwagi na ich problemy, nie udzielają pomocy, gdy zachodzi taka potrzeba. Niezła to lekcja dla młodych czytelników, którzy przekonują się, że to obecność rodziców, ich wysiłki, nawet nakazy czy zakazy są właśnie gwarancją ich bezpiecznego, poukładanego świata, a uleganie różnego rodzaju nałogom czy uzależnieniom przynosi fatalne skutki.

A ten dydaktyczny przekaz utworu nie został podany wprost przez narratora w nudny, pouczający sposób, ale został przekazany pośrednio, mianowicie poprzez sytuacje, wydarzenia, w których bohaterowie uczestniczą, wybory i decyzje, które podejmują, gdy muszą opowiedzieć się po stronie dobra czy zła. Mądrze ukryte przesłanie jest dużym plusem tej ciekawej, magicznej i pomysłowej historii, bo zakończenie powieści było dla mnie zaskakujące.

W sumie “Wojna cukierkowa” to pełna pysznych słodyczy, niebanalna, interesująco skonstruowana opowieść o koleżeństwie, przyjaźni, odwadze, odpowiedzialności i odwiecznej walce dobra ze złem, skierowana do młodszych czytelników, choć i mnie bardzo się spodobała, mimo że jestem już “trochę” starsza od jej bohaterów;-). Zapraszam do lektury.

Dziękuję wydawnictwu WILGA za przesłanie egzemplarza recenzenckiego.

wtorek, 19 października 2021

Czerwony żuraw

17:50:00 0 Comments

"nie tak łatwo przeobrazić się w pięknego łabędzia czy.... czerwonego żurawia"



Autor: Sara Pawlikowska

Data wydania: 1 września 2021 r.

Liczba stron: 348

Wydawnictwo: Novae Res

W mojej ocenie: 6/10





„Czerwony żuraw” opowiada historię studentki Anastazji, która znajduje się na życiowym rozdrożu. Końcówka okresu nauki oraz związana z tym konieczność podejmowania różnego rodzaju wyborów i mierzenia się z konsekwencjami dorosłego życia sprawia, że dziewczyna zadaje sobie pytania kim jest i czego faktycznie w życiu chce. Na skutek własnych przemyśleń rozstaje się z wieloletnim chłopakiem i nawiązuje relacje z nową interesującą osobą, która wprowadza w jej życie ożywienie, którego jej brakowało.
Recenzję książki można zasadniczo streścić w jednym zdaniu : nie jest to powieść wybitna, ale zdecydowanie można się przy niej odprężyć. Gatunek young adult zawsze sprawia, ze człowiek odrywa się od własnej rzeczywistości i wraca myślami do czasów, kiedy był młody, a całe życie stało przed nim otworem.  W końcu nie od dziś mówi się, że studia to najpiękniejszy okres w życiu człowieka – z jednej strony najbardziej beztroski, ale też taki kiedy to kładzie się podwaliny pod całe swoje przyszłe życie. Jeśli chodzi o główną bohaterkę to z pewną dozą ostrożności nazwałabym ją feministką. Z jednej strony Anastazja nie wyobraża sobie siebie w związku, co do którego ma dość stereotypową wizję – kobieta jest praczką, sprzątaczką i kurą domową. Dziewczyna zdecydowanie się przeciwko temu buntuje. Z drugiej jednak strony jest osobą, która lubi wzbudzać zainteresowanie. Z jednej strony upiera się, że nie może się z nikim związać z drugiej jednak coraz bardziej przywiązuje się do Aleksandra, który pojawił się w jej życiu po zerwaniu. Nie chce być stereotypową kobietą, ale jednak gdzieś w środku potrzebuje aby ktoś się nią zaopiekował. Krótko mówiąc – jest trochę niepewna tego jak wprowadzić w swoim życiu balans. Na życiowym rozdrożu pomaga jej ciotka mieszkająca w Anglii – dzięki niej Anastazja patrzy nieco inaczej – szerzej – na pewne sprawy. W gruncie rzeczy, takiego mentora potrzebuje w swoim życiu każdy człowiek. Na drugim planie powieści usytuowana została Wera,  koleżanka Anastazji – ukształtowania jako przeciwieństwo głównej bohaterki – żywa, gadatliwa, energiczna. Podczas gdy Anastazja jest czasami typową „mimozą” to Weronika nigdy nie wydaje się smutna.
Jeśli chodzi o akcję i fabułę to można w powieści znaleźć kilka perełek rodem z komedii romantycznych ( jak choćby scena romantycznej kolacji dwójki bohaterów), słowne potyczki bohaterów okraszone sporą dozą ironicznego humoru, które nadają dynamizmu, nieco refleksji i wzruszeń. Czerwony żuraw to powieść zarówno dla młodzieży (zarówno tej rocznikowej, jak i tej która jeszcze czuje się młodzieżą, choć PESEL już niekoniecznie na to wskazuje). Lektura dobra na jesień, nieco melancholijna, ale bez przesady. Widać że autorka starała się zachować zdrowy balans w jej pisaniu, nie popadając w przesadę w żadnej kwestii. Dla niektórych będzie to plus, dla niektórych minus, ale zdecydowanie warto zapoznać się z tą lekturą chociażby po to, aby wyrobić sobie własną opinię na jego temat. Pomimo tego, że jesienna ramówka platform streamingowych jest bogata to czasem warto się oderwać od szklanego ekranu i dać odpocząć własnym myślom przy lekturze, a „czerwony żuraw” nawet tytułem zachęca, aby po niego sięgnąć. 


poniedziałek, 18 października 2021

"Trzy światy" – Joanna Kupniewska

05:00:00 0 Comments

 Trzy kobiety w różnym wieku o odmiennych temperamentach i przeciwstawnych poglądach! Z zupełnie innych pokoleń – dzieli je wszystko, lecz łączy wspólna kamienica. Co może pójść nie tak? Czy rzeczywiście, w ich przypadku przeciwności się przyciągną? A może powstanie z tego niebezpiecznie wybuchowa mieszanka? "Trzy światy" autorstwa Joanny Kupniewskiej to entuzjastyczna powieść o życiu. Takim, które nie zawsze jest jak to wymarzone. Jednak bez względu na przeciwności losu, warto zadbać o siebie! Musi jedynie znaleźć się ktoś, kto poda pomocną dłoń.

Nr recenzji: 476
Tytuł: "Trzy światy"
Autor: Joanna Kupniewska
Data polskiego wydania: 23 września, 2021
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 394
Autor recenzji: Julianna Kucner
W moim odczuciu: 9/10!



Salomea to emerytowana już śpiewaczka operowa, kolokwialnie "osiedlowa jędza" patrząca na wszystkich z góry. Majka natomiast to zdesperowana rozwódka wciąż tęskniąca za wiarołomnym eksmężem, no i Kaja – zbuntowana nastolatka z głową pełną przerażających i szalonych pomysłów! Czy przedstawicielki trzech całkowicie odmiennych światów znajdą wspólny język? Czy odwieczny konflikt pokoleń, gdzie niekoniecznie można znaleźć obopólne zrozumienie, może przerodzić się w stosunki pełne empatii, a co więcej przyjaźń? Pamiętaj, by nie oceniać książki po okładce, bo tutaj wszystko może się zdarzyć!

Już od pierwszej strony ujęło mnie pełne humoru i entuzjazmu podejście autorki do powieści! Nie dość, że przekazuje ona dużo wartości związanych z odwieczną odmiennością i relacjami międzyludzkimi, to w dodatku jest pełna zwrotów akcji i emocji, które aż wylewają się z malutkich, drukowanych literek. Ani na moment nie zwątpiłam w autorkę, czytając opis tytułowej książki, lecz muszę przyznać, że zostałam w stu procentach pozytywnie zaskoczona! Joanna Kupniewska, kreując całkowicie odmienne charaktery, sprawia, że żadnej postaci nie da się nie polubić! W dodatku bardzo racjonalnie i starannie podchodzi do podjętego w treści tematu. Jestem zaabsorbowana jej lekkim piórem i umiejętnością zabrania czytelnika w pełen akcji oraz oryginalności świat, gdzie wszystko może się zdarzyć!

Jest to na pewno idealna książka na ówczesne, długie październikowe wieczory. Od historii nie można oderwać się ani na moment! Z własnego doświadczenia wiem, że raczej połyka się ją w całości. Powieść nie tylko pokazuje losy naszych głównych bohaterek, lecz również realny świat, gdzie niestety na każdym kroku spotyka się przeciwności losu. Mimo że książka prawie w każdym fragmencie rozbawia do łez, nie zabraknie też ujmujących i chwytających za serce fragmentów, które bezlitośnie wprowadzają w zadumę. Niby prosta, oczywista wręcz obyczajówka na zrelaksowanie się i odpoczęcie od codziennych obowiązków, a ma w sobie coś o wiele więcej – oczywistą prawdę, która wciąż nie jest przez wszystkich dostrzegana.


Nie wydaje mi się, by powieść miała jakieś wady. Przyznam, że w niektórych fragmentach opisowych troszeczkę przysypiałam, lecz to, co w tej powieści zostało zawarte, bezdyskusyjnie to rekompensuje.

Podsumowując, bo nie widzę potrzeby dalszego rozpisywania się nad wyjątkowością tej książki, zdecydowanie polecam ją – niezależnie od wieku czy upodobania wszystkim, spragnionym nowości czytelnikom. Dajcie się zaprowadzić w kreatywny świat, pełen odwagi, tylko nie zatońcie w nim całkowicie, gdyż jest jeszcze wiele pozycji godnych polecenia.

Wydawnictwu Novae Res dziękuję za egzemplarz recenzyjny, czytelników tak jak zawsze proszę o odzew w komentarzu poniżej, a autorce życzę dalszej weny twórczej, by spod jej ręki powstawały równie imponujące i motywujące dzieła.

Zapraszam na naszego bookstagrama, a będziecie na bieżąco!
@tzczytelnika

piątek, 15 października 2021

"Peaky Blinders. Spuścizna" - Carl Chinn

13:56:00 0 Comments

 

„I’m Arthur Fucking Shelby” zdanie, które bezpowrotnie wdarło się do umysłów miłośników serialu Peaky Blinders, mojego także. Jako ogromna fanka wspomnianego serialu nie mogłam przejść obojętnie obok książki, która jest żywą narracją działalności brytyjskich gangów.

 


    Tytuł: "Peaky Blinders. Spuścizna"

                Autor: Carl Chinn

  Data polskiego wydania: 14.09.2021

         Wydawnictwo: Zysk i S-ka

                 Liczba stron: 392

                    Ocena: 8/10


Książka przenosi nas w lata 20 ubiegłego wieku. Bezrobocie, bieda, korupcja to wszystko sprzyjało rozprzestrzenianiu się przestępczości i powstawaniu gangów. Autor obdziera serialowych bohaterów z otoczki świetnie ubranych, charyzmatycznych, przystojnych mężczyzn, po części nawet romantycznych. Ukazuje ich prawdziwe oblicze. Są okrutni i bezlitośni, za nic mają obowiązujące prawa i ludzi, którzy te prawa respektują. Biorą co chcą, kiedy chcą i od kogo chcą. Autor szczegółowo opisuje członków poszczególnych gangów, ich wzajemne relacje i oczywiście walkę o wpływy, o terytoria. Walki brutalne, miejscami wręcz makabryczne, młotki, metalowe drągi, noże i oczywiście broń palna to standardowe wyposażenie członka gangu. Działalność gangów to nie przypadkowe napaści czy kradzieże, to świetnie prosperujące przedsiębiorstwa, posiadające strukturę organizacyjną i schemat działania. Częściowo działają na granicy prawa, w większej jednak mierze to prawo łamią.

 

Autor skupia się na szczegółach, wnikliwie opisuje każdą postać, jej wygląd zewnętrzny, charakter, pochodzenie. Z początku ilość informacji przytłacza, jednak z każdą kolejną stroną wyłania się spójna, wciągająca historia. Książka pisana w stylu reportażu, oparta na faktach i tu ogromne brawa dla autora, za tak dogłębne poznanie opisywanych faktów. Czytając, niemalże czujemy zapach tytoniu i słyszymy huk rozbijanych butelek, na pokrytym resztkami węgla bruku. Poznajemy nie tylko działalność przestępczą gangów, ale także to jak spędzali czas wolny, nie stronili od hazardu, alkoholu i oczywiście kobiet. Nie dziwi więc fakt, że tak duża grupa młodych osób ciągnęła do tego półświatka, chęć ucieczki od biedy i zasmakowania ówczesnej sławy było niesamowicie atrakcyjne i pociągające. Niestety dla większości był to krótki pobyt w raju, ponieważ śmiertelność członków poszczególnych gangów była bardzo duża.

 

Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem, krótkie i zwięzłe rozdziały umożliwiają przyswojenie ogromnej ilości materiału i faktów. Autor nie dzieli się z nami tylko zebranymi materiałami, ale także własnymi przemyśleniami, miejscami osądami, co uważam jest na plus.

Książkę polecam nie tylko miłośnikom serialu, jest świetnym wyborem na długie jesienne wieczory.

 

środa, 13 października 2021

W drogę! - Beth O'Leary

21:54:00 0 Comments

Co może się stać, gdy w jednym samochodzie znajdzie się była para po burzliwym rozstaniu, twardo stąpająca po ziemi siostra, najlepszy kumpel którego wszyscy nie znoszą i nieśmiały znajomy-nieznajomy? Mają przed sobą setki kilometrów, a wydarzyć się mogło wszystko. No...Prawie wszystko.


Nr. recenzji: 482 Tytuł: „W drogę!"
Autorka: Beth O'Leary

Liczba stron: 416

Data polskiego wydania: 29 września 2021

Wydawnictwo: Albatros

W moim odczuciu: 9/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna






Po sukcesie Współlokatorów poczułam, że muszę sprawdzić co takiego kryje się w powieściach Beth O'Leary, że są tak wyjątkowe. No i odkryłam. Od pierwszych stron wciągnęłam się w historię Addie i Dylana. Ciekawym zabiegiem jaki został zastosowany to rozpoczęcie opowieści od...końca. I niby jednak człowiek przeczuwa jak to będzie, ale troszkę niepewności wisi w powietrzu. Świetnie się bawiłam czekając na zaskakujące zwroty akcji, czy spekulując jaki dramat rozegrał się między głównymi bohaterami i dlaczego. A gdy wszystkie karty zostały odkryte zastanawiałam się dlaczego wcześniej na to nie wpadłam (a scenariuszy miałam kilka). To oznacza, że książka jest warta spędzenia z nią wieczoru czy dwóch.


Czytałam jak zaczarowana, pominąwszy element ciekawości, byłam zafascynowana światem przedstawionym w powieści. Niemal czułam palące słońce, zapach wakacji we Francji, oczyma wyobraźni widziałam winnice, miasteczka i wille. Obrazy zostały opisane tak, że czytelnik ma je na wyciągnięcie ręki - jest tego mnóstwo, ale co najlepsze, w ogóle nie przytłacza i stanowi idealne dopełnienie. Po wejściu w klimat odkrywamy bohaterów. Każdy z nich jest wyjątkowy i ma wyrazistą osobowość - są niczym dobrzy znajomi z którymi chce się spędzić czas. Takie zestawienie zagwarantowało wartką akcję pełną zwrotów, odczucie wszystkich emocji po kolei, po prostu dobrą zabawę przy lekturze. Można się pośmiać, posmucić, przemyśleć parę rzeczy i się zrelaksować. Każdy z bohaterów ma swoje problemy, sympatie i antypatie, ale jadąc razem tyle kilometrów muszą się ze sobą dogadać. To ciekawe rozwiązanie - wsadzić wszystkich do małego mini i zmusić do zrozumienia siebie nawzajem.


Czy to kolejne love story? Może i tak. Ale nie tylko. To także historia o próbie zrozumienia samego siebie i innych, podejmowaniu dorosłych decyzji i o tym, że czasem warto spróbować i dać drugą szansę. Ja podeszłam do tej historii bardzo rozrywkowo. Podobało mi się to, co czytam, nie myślałam o tym, że może być jakieś kolejne dno. Dopiero po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy może między wierszami jest ukryte coś więcej? Ten kto szuka - znajdzie. Ja znalazłam, chociaż może przesadzam w swojej interpretacji, jednak nie to jest najważniejsze. Najważniejszym jest to, by czytanie sprawiało nam radość, a to co z nami zostanie po lekturze to już co innego.


Ze mną z pewnością zostanie wspomnienie ciepłych wieczorów i ta radość, która pojawiła się w trakcie czytania. Książka jest naprawdę dobra i nie mam się do czego przyczepić. Jest wprost idealna na jesienny wieczór, tak dla relaksu. A na przemyślenia o życiu jeszcze znajdzie się chwila.


Małgorzata Górna