wtorek, 25 czerwca 2024

"Latem, o tej samej porze" - Annabel Monaghan

Cza­sa­mi mu­sisz zo­sta­wić wszyst­ko, czego nie chcesz, żeby zro­bić miej­sce na to, co ma na­dejść. Białe płót­no.




Tytuł: Latem, o tej samej porze


Autor: Annabel Monoghan


Data wydania: 05.06.2024


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 320


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Życie Sam jest na właściwej drodze. Ma idealnego narzeczonego – lekarza Jacka (jego sztywna rutyna naprawdę jej odpowiada),świetną pracę w Nowym Jorku (pod warunkiem że nie zostanie zwolniona) i właśnie zamierza odwiedzić okolice swojego rodzinnego letniego domu na Long Island, gdzie ma odbyć się jej ślub. Wszystko powinno pójść zgodnie z planem, ale kiedy Sam przyjeżdża na miejsce, czuje, że coś tu nie gra. Jest tam Wyatt. Jej Wyatt. Ale przecież trzydziestoletnia zaręczona kobieta nie powinna wpadać w panikę przy chłopaku, który złamał jej serce, gdy miała szesnaście lat. Prawda? Kiedy jednak Sam słyszy na plaży dźwięki gitary płynące z domu obok, czuje, jakby czas się zatrzymał . Zalewa ją fala wspomnień: dotyk skóry Wyatta, ich noce w domku na drzewie i prawdziwe przyczyny ich rozstania. Przypomina sobie, kim była kiedyś, i gdy Wyatt ponownie wkracza w jej życie, ich dawna więź odżywa. A teraz Sam musi podjąć decyzję…



Pierw­sza mi­łość to roz­pę­dzo­ny po­ciąg pełen emo­cji.



Lekkie, pełne ciepła i emocji historie idealnie wpisują się w klimat wakacyjnych dni, oferując czytelnikom chwilę wytchnienia i ucieczki od codziennych trosk. W najnowszej powieści “Latem, o tej samej porze” Annabel Monaghan przenosi nas do malowniczego i słonecznego Long Island, gdzie miłość rozkwita na tle zapierających dech w piersiach krajobrazów. 



Poprzednia książka autorki wzbudziła wiele zachwytów i mimo tego, że nie miałam jeszcze okazji się z nią zapoznać, jakkolwiek oczekiwania względem kolejnej historii wzrosły. Tym bardzj gdy sam opis wskazuje na dość prostą fabularnie historię, jednak skupiająca swoją uwagę, na części emocjonalnej, a, jako że akurat miałam wenę na książki, której prędzej doprowadzą mnie do łez niż do śmiechu, wydała mi się ona idealna. Co jak się okazało, wcale nie było błędnym myśleniem i już po paru stronach wiedziałam, że jest to strzał w dziesiątkę i spełnia moje oczekiwania pod każdym względem. Począwszy od fabuły, która jak wspomniałam wcześniej jest bardzo prosta, mimo wszystko bardzo angażują, a przechodząc do aspektów emocjonalnych, które to tak naprawdę tworzą całą historię, skupiając na sobie uwagę czytelnika. 



Dodatkowo kreacja bohaterów, która jest na bardzo wysokim poziomie. Autorka skupiła swoją uwagę na trzech głównych postaciach, nie zapomniała jednak o innych równie znaczących dla historii. Sam od samego początku pokazuję nam się, jako postać pełna pasji i marzeń, które w pewnym momencie przestają być jej marzeniami, a czymś, co wypada, co przyniesie większe korzyści materialne, czy czymś, co dla innych będzie lepiej wyglądało. Przez to traci cząstkę siebie, niekoniecznie chcąc ją odzyskać. Czasem jednak wystarczy, aby na naszej drodze pojawiła się odpowiednia osoba, by zrozumieć, co realnie jest dla nas dobre, a tym samym co sprawi, że będziemy nie tylko żyć, ale i czerpać z tego życia satysfakcję. Jednak nim do tego dojdzie Sam, musi zamknąć pewien etap, wykazując się tym samym wszelako rozumianą odwagą. Wyatt jest postacią zagadką i na samym początku, gdy poznajemy go, pokazuje nam się on jako postać zdolna do wszystkiego, nieprzewidywalna i trochę chaotyczna. Jednak jego przemiana względem czytelnika, jest czymś, co sprawiło, że bardzo go polubiłam. Od zamkniętego w sobie bohatera, po kogoś, kto pokazuje nam, co czuje, bez próby ukrycia tego, czy skupienia uwagi na czymś innym, byle by nie dotyczyło to jego. Jego postać jest na tyle ciekawa i pełna sprzeczności, że warto na tym zakończyć mówienie o nim, byście mogli sami przekonać się, jaki on jest. Do pełni naszego trójkąta miłosnego, nie może zabraknąć Jacka, który jest bohaterem najmniej lubianym przeze mnie, nie przypadła mi do gustu ta jego pseuda charyzma i aparycja. Dąży on do tego, by ludzi postrzegali jego życie na idealne, bez skaz i wad, nawet jeśli miałby być ono tylko grą, liczy się to, że ludzie uważają je za idealne. Takie nastawienie i brak chęci, by choć minimalnie inaczej spojrzeć na rzeczywistość, sprawiła, że nie patrzę na niego przychylnie.



Równie ważnym dla  mnie aspektem, który skradł dodatkowo moje serce, mimo tego jak prozaiczny on jest, nie mogę o nim zapomnieć i nie wspomnieć tutaj, mianowicie domek na plaży. Tak nie wiele wystarczyło, bym zakochała się w tej historii, a przy okazji przypominając sobie jak cztery lata temu, mając piętnaście lat, zaczytywałam się w “The Kissing Booth”, chłonąc klimat wakacji i właśnie wspomnianego domu na plaży, co stronę zakochując się coraz bardziej.



Podsumowując, uważam “Latem, o tej samej porze” autorstwa Annabel Monaghan za cudowną historię, która łączy w sobie świetną kreację bohaterów, rozbudowane doświadczenia emocjonalne, klimat wakacyjny i wiele więcej, a to wszystko napisane w cudowny sposób, który sprawia, że chce się chłonąć coraz więcej, nie zważając na koniec historii, tym sprawiając, że rozstanie z nią, nie jest wcale takie łatwe. Dla mnie ta historia była przypadkowym spotkaniem, które zostanie w pamięci na dłuższy czas i do którego wielokrotnie będę wracać, a przy tym z ogromną chęcią znajdę chwilę czasu, by poznać wcześniejszą książkę autorki i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnych, równie dobrych historii.


2 komentarze:

  1. Ależ wakacyjny tytuł! W samą porę, można powiedzieć :D Będę jej szukać w bibliotekach. :)

    OdpowiedzUsuń

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)