Insta


niedziela, 22 października 2017

"Żniwiarzem" przez zalążek mitologii słowiańskiej...

Nr. recenzji: 161
Tytuł: "Żniwiarz: Pusta Noc"
Autor: Paulina Hendel
Tom: 1
Liczba stron: 430
Data polskiego wydania: 10 maja 2017
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ocena: 6/10

W sumie sięgnięcie po tę książkę było w 99% przypadkiem i to po prostu przypadkiem przypadków. Napisała do mnie znajoma, że organizuje pierwszy w swoim życiu Book Tour i spytała, czy nie miałabym ochoty wziąć udziału. No to ja w sumie mało zdecydowana stwierdziłam, że w sumie okej i wkopałam się w "Żniwiarza". Jakież było moje zdziwienie, gdy na kilka dni po nadejściu pierwszej paczki... Nadeszła druga z tą samą zawartością. Okazało się, że czekał mnie zaszczyt rozpoczęcia współpracy z cudownym wydawnictwem... Więc już naprawdę musiałam "Żniwiarza" przeczytać. 

Zawód Żniwiarza nie należy do najlepszych. Jest swojego rodzaju pokutą, bo ktoś próbował cię zabić, a tu zong i zmartwychwstałeś. A potem kolejny raz... I następny... I jeszcze... Prawdopodobnie nieźle nagrzeszyłeś i zostałeś wybrany do walki z demonami z mitologii słowiańskiej. Oczywiście nie przez całe życie, tylko... jakby... przez kilkanaście żyć? Aż ktoś tam u góry stwierdzi, że dość się namęczyłeś i pozwoli ci "przejść na drugą stronę mocy", jakkolwiek to brzmi. Magda jednak jest inna, bo nie została wybrana. Chce pomagać swojemu "wujowi" w zabijaniu demonów, bo to na bank jest fajna frajda. Za dnia pracuje, a w nocy leci ścigać potwory. 



Na wejściu czekał na mnie spory szok. A nawet trzy z tym, że o pierwszym wspominałam już wcześniej. No więc nie przypuszczałam, że "Żniwiarz" jest polskim tworem, ani że dotyczy mitologii słowiańskiej. (Tak, ja też nie wiem, jakim cudem pomyślałam takie głupoty, no ale trudno, trochę adrenaliny związanej z moją niechęcią do polskiej twórczości nie zaszkodzi). Kolejną sprawą była dwuwymiarowa okładka. Ktoś kojarzy okładkę "Ja, diablicy/anielicy/czegoś tam z istotami niebieskimi?" tu ten styl wszedł na nowy poziom. Wyobraźcie sobie, że okładka jest niebieska, a to żółte to wewnętrzna strona skrzydełka, która tak ciekawie podkreśla napis. Ha! Robi wrażenie, co? No może nie do końca jestem w nim teraz zakochana, bo podczas czytania bardzo łatwo zagiąć te trójkątne odwłoki tła kształtujące literki i trzeba się cały czas pilnować. Niemniej, nie ma tragedii, bardzo dobrze to wygląda, tylko nie można sobie pozwolić na zbyt szybkie chwytanie książki w ręce, upuszczanie jej... A no i nie polecam robić zakładki z poduszki... 

Najbardziej przeraziłam się widząc, że z początku autorka usilnie starała się napisać książkę uporządkowaną. Opisy są pisane naprawdę sumiennie... Są długie, niemniej każdy zawiera mniej więcej tyle samo miejsca na stronie. P
roblemem było jednak przemieszanie polskich i zagranicznych imion. O ile tych pierwszych bardzo nie lubię, o tyle takie poplątanie ich było dziwne w odbiorze. Jakby akcja się działa w mieście, gdzie Anglików i Polaków jest po równo. Dodatkowo jeśli macie bzika na punkcie powtórzeń, to w trakcie "Żniwiarza" możecie odejść od zmysłów. Pięć razy na stronę powtarzane jest dane imię, co jednocześnie zapewnia, że bardzo szybko się go nauczymy, jak i męczy. Dodatkowo bohaterów było dosłownie multum, co także może niektórym czytelnikom przeszkadzać. 





Generalnie określając gatunek tej powieści to zdecydowanie nie tyle kierowałabym się ku fantastyce, co kryminałowi. Co prawda, nie jest on jakoś niesamowicie wyszukany, ani pokręcony. Niby szukamy mordercy, ale jednak większa część książki poświęcona jest życiu Żniwiarza. Dopiero gdy docieramy do momentu zabójstwa, zaczyna się rozkręcać prawdziwa akcja i dzieją się naprawdę interesujące rzeczy. Książka wtedy nabiera atmosfery - ukazuje nam się tajemniczość, wszystko staje się trochę mroczne, jakby autorka chciała, byśmy byli w stanie książkę zbliżyć do horrorów. Mi to bardzo pasowało, ponieważ czytanie tej książki w mojej głowie zaczęło wywarzać piękne szaro-bure obrazy i istoty, o których istnieniu wcześniej w ogóle nie wiedziałam...

Książka zawiera kilka zabawnych scen, jednak nie mogę napisać, że było ich dużo. Przez większy okres czasu, jeśli miałabym określić swoje uczucia to czułam znużenie, lecz pomimo niego, sporą ekscytację, którą wywołały we mnie wierzenia słowiańskie. Uważam, że to właśnie one okazały się moim "motorem napędowym", który gnał mnie do czytania tej książki. Nie było jej dużo, ale cały czas miałam nadzieję na więcej i to chyba najbardziej mnie pchało do czytania. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to, że niektóre wątki z mitologią związane były delikatnie przesadzone - pamiętacie jak w każdej książce fantastycznej bohaterowie nie mogą zdradzić swoich sekretów, bo są jakimiś tam potworami albo osobami, które zwalczają takowe? No tutaj, całkowity luzik - niech wiedzą! A co tam, jedna osoba w tę, czy we w tę...

Podsumowując, książce dam mocne 6/10. Byłam zadowolona, choć występowały niedociągnięcia. Nie zwalono mnie z nóg, ale zainteresowano treścią i z wielką chęcią sięgnę po kolejne tomy, chociażby po to, by przekonać się, czy będzie lepiej. 



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:

4 komentarze:

  1. Mam w planach tę książkę! Wydaje się być w sam raz dla mnie. A w dodatku ta cudowna okładka :)

    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kompletnie nie moje klimaty. Nie czytam tego gatunku książek, ale recenzja świetna.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie aż nadto nie przeszkadzały powtórzenia imion, ponieważ dzięki temu nie gubiłam się w tym, kto jest kim (gdzie już zdążyłaś zauważyć, iż było ich całkiem sporo). Aczkolwiek ubolewałam nad tym, iż autorka nie wcisnęła znacznie więcej wątków z mitologii słowiańskiej, dzięki czemu całość nabrałaby znacznie ciekawszych. Ogólnie dobrze bawiłam się w trakcie lektury, ale dopiero [Czerwone słońce] daje popalić czytelniczym zmysłom! ;)
    Pozdrawiam!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
  4. HA! W końcu jestem po tej stronie, która nie marudzi aż tak bardzo jak wszyscy xdd
    A okładka to cudo i w ogóle. Ale jeśli chodzi o stanie na półce bo jak przyjdzie do czytania, to strach dotykać. Ja już swoje literki kleiłam klejem z Biedronki bo pozaginałam i porozwarstwiałąm ;/

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)