wtorek, 31 grudnia 2024

"Portret mordercy. Świateczna opowieść kryminalna" - Anne Meredith

07:00:00 0 Comments

Niekonwencjonalny kryminał retro w świątecznej otoczce czyli “Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna”


Okładka książki Portret mordercy. Świąteczna opowieść kryminalna Anne Meredith


 

Autor: Anne Meredith
 Wydawnictwo: Zysk i S-ka
 Data premiery: 26. 11. 2024
 Autor recenzji: Magdalena  Kwapich
 Liczba stron: 300
 W moim odczuciu: 6/10


Anne Meredith, czyli Lucy Beatrice Malleson (1899–1973), to autorka znana ze swoich kryminałów,  głównie  tych z serii o detektywie Arthurze Crooku, publikowanej pod pseudonimem Anthony Gilbert. W „Portrecie mordercy” odchodzi od tradycyjnego schematu zagadki detektywistycznej, oferując czytelnikom historię, w której sprawca morderstwa jest znany od początku. Powieść, choć intrygująca w swojej konstrukcji, pozostawiła mnie z mieszanymi uczuciami.


Akcja toczy się w świątecznej scenerii, w ogromnym, starym domu Kings Poplars, gdzie zjeżdża się rodzina Adriana Graya, despotycznego ojca sześciorga dzieci, które żyją  w cieniu jego decyzji, zarówno tych finansowych, jak i osobistych. Podobieństwa do innych klasycznych kryminałów, takich jak „Morderstwo w Boże Narodzenie” Agathy Christie, są wyraźne – mamy tu bogatego, lecz niesympatycznego gospodarza, zgromadzonych wokół niego członków rodziny o mrocznych sekretach oraz morderstwo w rodzinnych murach.  

 

Gray, ten zgorzkniały patriarcha, zaprasza najbliższych do swojego domu na Wigilię, co staje się preludium do tragedii – morderstwa, którego dokonuje jeden z członków rodziny. W odróżnieniu  od Christie u Meredith kluczowy twist fabularny polega na tym, że czytelnik od samego początku wie, kto jest mordercą.


Rodzina Graya to zbiór postaci pełnych wad, których problemy i ambicje tworzą tło fabularne. Adrian Gray to przykład toksycznego patriarchy: bezduszny, apodyktyczny, niemal odczłowieczony w swojej pogardzie dla dzieci i ich problemów. Jego synowie i córki są równie niesympatyczni, co czyni ich trudnymi do zapamiętania w pozytywnym świetle. Richard, najstarszy syn, to ambitny karierowicz, który prowadzi podwójne życie – z jednej strony jest wzorowym mężem zimnej i wyniosłej Laury, z drugiej utrzymuje kochankę, co wpędza go w spiralę długów i kłamstw. Amy, najstarsza córka, jest kobietą pozbawioną większych ambicji, niemal niewidzialną w rodzinnych konfliktach. Olivia, druga córka, i jej mąż Eustace to bezwzględna para, która bez skrupułów manipuluje otoczeniem w imię własnych interesów. Isobel, żona Harrego, i Hildebrand, niespełniony artysta wyklęty przez ojca, wprowadzają element tragizmu, choć ich charaktery wydają się zbyt sztampowe. 


Wszyscy z nich mają swoje powody, by żywić do Graya urazę, a  każdy z członków rodziny ma swoje tajemnice, które Meredith stopniowo ujawnia. Motywacje bohaterów krążą wokół pieniędzy, chciwości i rodzinnych uraz, co dodatkowo potęguje napięcie. Jednak brak wyraźnie pozytywnych postaci sprawia, że trudno nawiązać z nimi emocjonalną więź. Dla mnie, jako czytelniczki, żaden z bohaterów nie był na tyle intrygujący, by wciągnąć mnie w ich losy. Przez rozbudowane wprowadzenie, pełne szczegółowych opisów i retrospekcji, miałam wrażenie, że akcja rozwija się zbyt wolno, a sama historia traci na dynamice.


Jednym z mocniejszych punktów książki jest jej zakończenie. Choć od początku znamy sprawcę, Meredith zaskakuje w finałowych rozdziałach, subtelnie zmieniając naszą perspektywę. Nie jest to może plot twist na miarę Christie, ale wystarczająco intrygujący, by wywołać refleksję nad moralnością i motywami bohaterów.


Książka, mimo swoich zalet, mnie rozczarowała. Choć ma w sobie pewien urok retro, wynikający z tego, że została napisana w latach 30., to narracja i styl trącą myszką. Dialogi bywają sztywne, a bohaterowie przerysowani, co nie pozwala w pełni zanurzyć się w świat przedstawiony. Poza tym, brak elementu detektywistycznej zagadki, zwykle tak istotnego w kryminałach tamtej epoki, sprawia, że fabuła miejscami się dłuży.


Mimo tych wad, „Portret mordercy” ma swoje zalety. Świąteczny klimat, zimowa sceneria i rodzinne konflikty czynią ją książką, która może przypaść do gustu miłośnikom klasycznych kryminałów. To jednak powieść bardziej dla koneserów gatunku niż dla przeciętnego czytelnika szukającego wciągającej fabuły. Jeśli ktoś ceni introspektywny styl narracji i psychologiczną głębię, może znaleźć tu coś dla siebie. Dla mnie jednak „Portret mordercy” pozostanie książką, która nie do końca spełniła moje oczekiwania.









































poniedziałek, 30 grudnia 2024

"Pod skrzydłami żurawi" - Monika Cieluch

11:00:00 0 Comments

Niekiedy nasz świat musi stanąć na głowie, byśmy nauczyli się rozumieć, że zmiany w naszym życiu to najlepsze, co mogło nas spotkać.




Tytuł: Pod skrzydłami żurawi


Autor: Monika Cieluch


Data wydania: 11.10.2023


Wydawnictwo: Amare


Liczba stron: 538


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Olive Loughty, młoda doktor weterynarii, uciekła z rodzinnego miasteczka, by zacząć nowe życie w Bristolu. Na wieść o śmierci ostatniej bliskiej jej osoby, ciotki Rachel, postanawia raz jeszcze odwiedzić senne Horwell i pojawić się na pogrzebie krewnej. Podczas odczytania testamentu okazuje się, że ciotka zostawiła jej w spadku swój dom. Aby jednak móc go przyjąć, Olive musi mieszkać w nim przez co najmniej trzy lata. Kobieta decyduje się na przeprowadzkę i rozpoczyna remont, w którym pomaga jej spotkany na pogrzebie miejscowy dziwak, Flynn Sallow. Stroniący od ludzi, bojący się dotyku mężczyzna intryguje ją z każdym dniem coraz bardziej. Olive podejrzewa, że Flynn cierpi na fobię społeczną, ale specyficzne zachowanie Flynna ma zupełnie inną przyczynę. Przeciwko sobie mają przekleństwo i złorzeczenie, po swojej stronie jedynie miłość i krążące nad ich głowami żurawie.



Bo jeśli się kogoś kocha praw­dzi­wie, to czło­wiek jest w sta­nie zro­bić nawet to, co ska­zu­je go na cier­pie­nie.


Zbliżający się koniec roku to czas sprzyjający refleksjom i podsumowaniem, także tym czytelniczym. Przeglądając książki, które udało mi się przeczytać i zrecenzować zarówno tutaj na blogu, jak i prywatnie, zastanawiam się, które z nich zostaną w mojej pamięci na dłużej, które wywołały najwięcej emocji, a które okazały się zaskoczeniem lub rozczarowaniem. Nim jednak będę mogła zacząć zastanawiać się nad tym, muszę wspomnieć o jeszcze jednej historii.


“Pod skrzydłami żurawi” autorstwa Moniki Cieluch to książka, którą zdecydowanie mogę zaliczyć do lepszej czytelniczej części roku, a dodatkowo samą twórczość autorki mogę nazwać jednym z pozytywnych zaskoczeń, będącą również tegorocznym odkryciem.

Jak przy wcześniejszej książce autorki, tak i tym razem mamy do czynienia z bardzo przyjemnym stylem pisania, który określiłabym wręcz otulającym. Po raz kolejny jest on również niezwykle lekki, pełen ciepła i absorbujący. Przy historii pełnej emocji i refleksji na temat życia, miłości i traumy nie może zabraknąć bohaterów z bagażem emocji. Główna bohaterka Olive jest postacią sprzeczną. Z jednej strony silna i niezależna, z drugiej zagubiona w swojej nowej rzeczywistości. Boryka się z lękami i traumami z przeszłości, ale również pragnie znaleźć swoje miejsce na ziemi, choć nie do końca wie, czego tak naprawdę chce. Z kolei Flynn to postać równie tajemnicza co intrygująca. Przez pewne wydarzenia z dzieciństwa, boryka się on z lękiem przed dotykiem i ludźmi. Początkowo odbierany jest jako człowiek stroniący od ludzi i zamknięty w sobie, co sprawia, że przez mieszkańców nazywany jest miejscowym dziwakiem. Mimo początkowej niewiedzy i zbyt wielu pytań, z czasem jego historia staje się coraz bardziej przejrzysta i poruszająca.
Podsumowując, uważam “Pod skrzydłami żurawi” autorstwa Moniki Cieluch za historię niezwykle poruszającą i wciągającą, która zarówno wzrusza, jak i skłania do refleksji. Autorka jednocześnie ukazuje obie strony miłości - jej piękno, ale i trudności. Zdecydowanie jest to jedna z lepszych historii tego roku, a dodatkowo sama twórczość autorki to moje tegoroczne odkrycie, co skłania do stwierdzenia, że nie pozostaje mi nic innego, jak polecenie historii Olive i Flynna.



niedziela, 29 grudnia 2024

"Niech żyje zło" - Sarah Rees Brennan

12:00:00 0 Comments

Czym jest zło? Czym jest miłość? Decydują o tym ludzie, każdy z nich chwyta postrzępione odłamki wiary i składa je w całość. Odpowiedni dużo krwi i łez może kupić życie. Odpowiednio mocna wiara może sprawić, że coś stanie się prawdą. Ludzie wymyślają prawdę w taki sam sposób, w jaki wymyślają wszystko inne: wspólnie.




Tytuł: Niech żyje zło


Autor: Sarah Rees Brennan


Data wydania: 27.11.2024


Wydawnictwo: Storylight


Liczba stron: 464


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Rae od zawsze miała słabość do złoczyńców w powieściach fantasy. Są najlepiej ubrani, mają najbardziej cięte riposty i zwykle nie cofają się przed niczym, by osiągnąć swoje cele. Rae z chęcią zrobiłaby to samo – cierpi na nieuleczalną chorobę i poświęciłaby wszystko, by odmienić swój los… I oto niespodziewanie otrzymuje szansę na drugie życie: niezwykłym trafem przenika do świata swojej ulubionej serii, gdzie może odnaleźć kwiat, który ją uleczy. Budzi się w pałacu stojącym na krawędzi piekielnej przepaści, w królestwie na skraju wojny, krainie niebezpiecznych bestii, knujących dworzan oraz swojej ulubionej postaci: Wiecznego Cesarza. Jest tak ponętny, jak może być tylko postać z książki. Rae wkrótce odkrywa, że w tym fantastycznym świecie wcale nie jest pozytywną bohaterką. Przeciwnie: jest złoczyńczynią. Więc niech i tak będzie! Jako Lady Rahela pod swoim diabelskim przywództwem jednoczy przeróżnych rzezi­mieszków i planuje, jak odmienić ich przeznaczenie. Sterta ciał rośnie, a wraz z nią wściekłość cesarza. Wygląda na to, że Rae i jej sojusznikom trudno będzie dociągnąć do ostatniej strony…



Nadzieja obdarta z tragizmu była pusta. Tak jak tragizm bez nadziei.



Wyobraź sobie, że zamiast w dobrze znanym miejscu, budzisz się w świecie swojej ulubionej książki, pełnej magii, niebezpieczeństw i skomplikowanych wyborów. Dodatkowo okazuje się, że postać, którą masz się stać, nie jest ani niewinną bohaterką, ani kimś, kto mógłby naprawić wszystko dookoła. Teraz to od ciebie zależy czy życie bohaterki, skończy się tak, jak było jej to pisane, czy spróbujesz odwrócić jej los? Stojąc przed wyborem, wykonasz krok ku śmierci czy życiu z Cesarzem?



Kontynuując tegoroczną podróż po fantastyce, nie mogłabym zapomnieć o tytule, który zainteresował mnie sobą, gdy tylko pojawił się w zapowiedziach. Nietypowy koncept i obietnica mrocznej historii w świecie, gdzie bohaterom z góry przypisane są role dobra lub zła, zapowiadały coś wyjątkowego. Dodatkowo główna bohaterka, śmiertelniczka, która zostaje wplątana w skomplikowaną grę o życie – zarówno swoje, jak i postaci, której rolę musi odegrać, obok tak zapowiadającej się historii, nie sposób przejść obojętnie.



Fantastyka w swoim gatunku rządzi się swoimi indywidualnymi prawami, nawet w kwestii stylu pisania. Tym trudniejsze staje się, to gdy książka przy tym odbiega od pewnych schematów fabularnych. Sarah Rees Brennan doskonale jednak oddaje to czym jest dobra fantastyka, skupiając się zarówno na detalach, jak i na zachowaniu lekkości i płynności. Wykreowana atmosfera jest pełna tajemnicy i magii, a narracja nie tylko opowiada historię, ale pozwala czytelnikowi zanurzyć się w niej, stając się jego rzeczywistością.



Pomimo tego, że pojawia się tutaj aspekt świata rzeczywistego i przedstawienia w niej Rae, jest go bardzo nie wiele, co z jednej strony stanowi plus, z drugiej jednak po większym zastanowieniu brakuje mi choć trochę bardziej rozbudowanego tego aspektu. Tak, aby kreacja bohaterki i to jakie wybory podejmuje, wiązała się z częścią jej osobowości, którą już znamy, a sam pobyt w świecie fantasty nie wiązał się z jednoczesnym poznaniem bohaterki. Mimo tego jej kreacja jak i innych jest przyjemna. O samej Rae można na pewno powiedzieć to, że w powieści chce uchodzić za sprytną bohaterkę, która dzięki znajomości zapisanej historii, może odmienić losy bohaterów. W tym wszystkim jednak mam wrażenie, że za bardzo skupiła się na tym, że to tylko ona ma wpływ na zmiany, nie bierze pod uwagę, lawiny, jaką wywołuje, co z czasem obraca się przeciwko niej. Z kolei Wieczny Cesarz to postać bardzo enigmatyczna, czym budzi ogromną ciekawość czytelnika, jego zachowania i słowa są niejednoznaczne, dzięki czemu ciężko przewidzieć jego jakiekolwiek działanie. Z jednej strony działa na niego urok Rachel, z drugiej zaś udaje odpornego na nią i robi jej na przekór.  Jego relacja z Rae to nieustanny taniec napięcia i niedopowiedzeń, pełen wzajemnych prowokacji i prób zdominowania drugiej strony.  Nie mogłabym nie wspomnieć o bohaterze, który oprócz tego, że wzbudził we mnie największe zainteresowanie, okazał się ogromnym zaskoczeniem zwłaszcza na końcu powieści. Klucznik, bo to jego mam na myśli to postać, która do historii wnosi tajemnice i humor. Jednocześnie jest sojusznikiem Rae i zagadką, dzięki czemu nadaje fabule głębi. Co do jego relacji z bohaterką, śmiało mogę powiedzieć, że ich interakcje stanowią jedne z najbardziej emocjonalnych i intrygujących w książce, pozostawiając czytelnika z pytaniem, jakie są jego prawdziwe intencje i co chce uzyskać, podejmując się udziału w grze o życie.



Co do samego pomysłu na fabułę, trzeba przyznać, iż jest ona jednym z najbardziej intrygujących aspektów książki. Przeniesienie bohaterki do świata jej ulubionej serii fantasy, w którym wciela się w rolę złoczyńca to nietypowe podejście do gatunku, a zarazem powiew świeżości w motywie walki dobra ze złem przy tym przetarcie tak dobrze znanych schematów. 



Podsumowując, uważam “Niech żyje zło” autorstwa Sarah Rees Brennan za historię, która na pewno na rynku książkowym jest powiewem świeżości i reinterpretacją znanych nam schematów, czym na samym początku zachwyciła i mnie, jednak im więcej czasu mija od chwili zapoznania się z nią, tym bardziej utwierdzam się w tym, że pomimo wielu dobrych aspektów brakuje jej czegoś, przez co czytelnik zapamiętałby ją na długi czas, skupiając się na pozytywach, a nie drobnych niuansach. Mimo tego skłamałabym gdybym nie napisała, że jest warta poznania, bo takowa jest. Choć nie jest idealna, budzi zainteresowanie, które trzyma czytelnika w ryzach do samego końca, pozostawiając go z większą ilością pytań niż przed poznaniem losów Rae.



niedziela, 22 grudnia 2024

"Kruche nici mocy" - V.E. Schwab

00:00:00 0 Comments

Rzecz zabrana siłą zawsze będzie bladym cieniem danej dobrowolnie.





Tytuł: Kruche nici mocy

Autor: V.E. Schwab

Data wydania: 29.10.2024

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 776

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Siedem lat temu drzwi między czterema Londynami zostały zamknięte. Czerwony Londyn traci swoją moc, w Białym Londynie religijny fanatyzm grozi katastrofą, a los wszystkich światów może zależeć od Tes, dziewczyny o niezwykłych zdolnościach...Kiedyś istniały cztery światy emanujące magiczną mocą i połączone jednym miastem – Londynem. Jednak siedem lat temu drzwi między światami zostały zapieczętowane i tylko nieliczni antari – najpotężniejsi magowie – mogli je otwierać. Czerwonym Londynem rządzi teraz Rhy Maresh, jednak magia jego imperium słabnie, a w mieście wrze od spisków i intryg. Na tronie Białego Londynu zasiada Kosika, młoda antari fanatycznie oddana pamięci Hollanda Vosijka, której religijny zapał może doprowadzić miasto do katastrofy. Tymczasem Tes, dziewczyna obdarzona talentem naprawiania zepsutych mechanizmów, wchodzi w posiadanie urządzenia, które może odmienić los wszystkich czterech światów.


Czas grudnia i nadchodzących świat, budzi we mnie potrzebę, by ponownie zanurzyć się w świat fantastyki, tym razem jednak mam ogromną nadzieję, że uda mi się zostać w nim na dłużej i poznać zarówno nowe historie, jak i te znane, które parę lat temu skradły moje serce.


Już od pewnego czasu próbowałam podjąć się przeczytania serii Odcienie magii autorstwa V.E.Schwab, jednak z różnych powodów, nie stało się tak. Dlatego gdy pojawiała się okazja, poznania historii, która nie tylko powiązana jest z wcześniejszym cyklem, ale również stanowi początek nowej serii, wiedziałam, że nie mogę przejść obok niej obojętnie i muszę przekonać się, czy “Kruche nici mocy” mogą stanowić wprowadzenie do pełnego świata magii stworzonego przez autorkę.


Dzięki wcześniejszemu spotkaniu z twórczością autorki przez książkę “Niewidzialne życie Addie LaRue” wiedziałam, że jednym z pozytywnych aspektów książki będzie styl pisania. Niezwykle elegancki, płynny i pełen napięcia, a przy tym atmosfera, która otacza czytelnika z każdej strony, nie pozwalając mu wyjść, choć na chwilę z powieści. Autorka tworzy opowieści, które zanurzają w swoich światach i trzymają w nieustannym napięciu. W przypadku “Kruche nici mocy” styl jest równie doskonały, co sama historia, pełna emocji, zaskoczeń i niepewności.


Nikogo kto zna twórczość autorki, nie zaskoczy to, że kreacja bohaterów jest jednym z najlepszych elementów historii w kontekście zarówno postaci pierwszoplanowych jak i drugoplanowych. Jedną z postaci, która wzbudziła moje największe zaciekawienie jest Delilah Bard, postać złożona i pełna sprzeczności. Na zewnątrz twarda, cyniczna i zdeterminowana do zdobycia wszystkiego, czego pragnie, jednak pod maską zmaga się z poczuciem odrzucenia i potrzebą odnalezienia swojego miejsca. Jej maska nie dotyczy tylko tego, jaka jest, ale również przybiera ją w swoich działaniach. Z pozoru pewna siebie złodziejka, która chce przeżyć życie, jak najlepiej potrafi, z czasem jednak odkrywamy, że jej działania powiązane są z emocjonalnymi motywacjami. Do grona najciekawszych według mnie postaci, mogę zaliczyć również Kella. Jako mag, stoi na granicy między światem zwykłych ludzi a światem magicznych istot, co sprawia, że relacja z magią nie jest wcale aż tak prosta. Przez zmaganie się z oczekiwaniami stawianymi w związku ze sprawującą rolą, ma poczucie braku kontroli nad własnym życiem, z jednak strony docenia to, z drugiej zaś pragnie poczuć się wolny. Kell  często staje w obliczu moralnych dylematów, a jego decyzje nigdy nie są łatwe. Jako mag, posiada ogromną moc, ale ta moc – z racji swoich konsekwencji – wiąże go z odpowiedzialnością, której nie zawsze pragnie ponosić. 


Podsumowując, uważam ‘Kruche nici mocy” autorstwa V.E. Schwab za historię, która łączy w sobie wszystko, to co kocham w literaturze fantastycznej - bogaty świat, dobrze wykreowane postacie i fabułę, która nie pozwala, choć na chwilę wytchnienia. Autorka nie tylko stworzyła cudowny świat i bohaterów, ale również poświeciła chwilę na ich wewnętrzne konflikty i rozwój. Po tak ciekawej lekturze nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po serię Odcienie magii, by jeszcze bardziej móc poznać świat.

sobota, 21 grudnia 2024

"Śladami Amber" - Leunens Christine

00:00:00 0 Comments

Być może z tego powodu wspomnienie to nabrało tak surrealistycznego charakteru, że zadaję sobie pytanie, czy to wszystko naprawdę się wydarzyło…




Tytuł: Śladami Amber

Autor: Leunens Christine


Data wydania: 05.11.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 327


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka






Ethan, student filmoznawstwa, jest zakochany w swojej bliskiej przyjaciółce Amber. Ona również go kocha, lecz nie w taki sposób, jakiego on by pragnął. Kiedy na horyzoncie pojawia się Stuart, starszy brytyjski inwestor, rozpoczyna się subtelna, długotrwała walka o serce Amber. Z czasem skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne, a rzeczywistość okazuje się inna, niż można było przypuszczać. Każda z postaci staje przed koniecznością podjęcia decyzji, których nigdy by się po sobie nie spodziewała. Autorka z literackim wyczuciem przeplata kilka planów czasowych – teraźniejszość, w której Ethan kręci dokument na Antarktydzie, hippisowskie lata studenckie, gdy po raz pierwszy spotkał Amber, oraz burzliwe lata osiemdziesiąte, naznaczone pacyfistycznymi protestami. I choć w tle zawsze towarzyszy nam wiarygodnie nakreślony klimat epoki, to na pierwszym planie niezmiennie śledzimy losy dwojga bohaterów i nieprzemijającego uczucia, które każe Ethanowi wierzyć, że jeszcze wszystko może się udać. A kiedy wydaje się, że nieprzewidywalny los zabiera to, co najcenniejsze, okazuje się, że trzyma w zanadrzu też coś zaskakującego, co nada życiu nowy sens…


Niekiedy książka to więcej niż tylko opowieść, to podróż w głąb bohaterów i ich losy. Znana z umiejętności zagłębiania skomplikowanych relacji międzyludzkich i moralnych dylematów Christine Leunens, ponownie zabiera nas w emocjonalną wędrówkę, pełną nieoczywistych wyborów, trudnych pytań i bolesnych odkryć.

Jako że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, byłam zarówno pełna obaw jak i ciekawości. Zwłaszcza względem stylu pisania, który znacznie wpływa na odbiór historii. Obawy szybko jednak ustąpiły, pokazując jak autorka mistrzostwo, operuje słowem, zarówno w kwestii uczuć, bohaterów jak i opisów. Jej styl jest pełen szczegółów, a jednocześnie oszczędny w słowach, które zadają cios czytelnikowi. Fragmenty opisujące Antarktydę ukazują samotność Ethana, a retrospekcje przepełnione są ciepłem i nostalgią za minionymi czasami. Wyjątkowości również nie można zabrać bohaterom. Amber jako postać pełna sprzeczności, silna i niezależna, a jednocześnie zagubiona we własnych uczuciach. Jej relacja z Ethanem oparta jest na przyjaźni, będącej również źródłem cierpienia, ale i nadziei. Bohaterka przez całość historii wydaje się być rozdarta między chęcią niezależności a potrzebą bliskości, szukającej swojego miejsca w świecie i próbującej pogodzić różne aspekty swojego życia. Ethan z kolei to młody idealista, pełen marzeń i nadziei, że miłość do Amber zostanie odwzajemniona. Jego opowieść jest pełna bólu, ale i wytrwałości, która pokazuje, co znaczy naprawdę kochać. Jego zupełnym przeciwieństwem jest Stuart, starszy, doświadczony życiowo inwestor, który wie, czego chce i nie boi się tego zdobywać. Jego relacja z Amber, choć pozornie oparta na wzajemnych korzyściach, kryje w sobie emocje od fascynacji po dominację. Relacja między Ethanem a Amber, głęboka, choć nieszczęśliwa wywołała mieszankę czułości i smutku, a jego wiara w możliwość zmiany losu i zyskania serca ukochanej bywała czasem wkruszająca, a innym razem wywoływała ból, tym jak wiele wiary pokłada w coś, co ma już napisana swoją, inną historię. Autorka pokazała złożoność relacji międzyludzkich, sprawiając, że poczułam, ile bólu, tęsknoty, ale i nadziei kryje się w tych pozornie zwyczajnych postaciach.
Podsumowując, uważam “Śladami Amber” autorstwa Christine Leunens za historię, która na pewno na długo zapadnie mi w pamięć. Pełną emocji, złożonych relacji i ludzkich doświadczeń. Opowiadająca o miłości zarówno tej spełnionej jak i niespełnionej, trudnych wyborach i sile nadziei, która pozwala nam iść do przodu. Historia zdecydowanie warta polecenia, zwłaszcza jeśli szukacie literatury choć wymagającej, dającej wiele satysfakcji.


piątek, 20 grudnia 2024

"Wizażysta" - Lilia Łada

07:00:00 0 Comments
Czasami ciężko uwierzyć w to, że makabryczne zbrodnie, do których posuwają się seryjni mordercy dzieją się naprawdę. Świat, w którym żyjemy nieraz udowodnił nam, że istnieją podli ludzie bez skrupułów, którzy potrafią wykorzystać czyjąś niewinność, a następnie bez wyrzutów sumienia krzywdzić, nawet jeśli niczym one nie zawinęły. Tematykę brutalnych morderstw i niepokojącego makabrycznego zabójcy, wywołującego dreszcze swoim brakiem moralności porusza Lila Łada w swojej powieści pt. "Wizażysta", która z pewnością nie pozwoli wam w najbliższym czasie zasnąć..




Tytuł: "Wizażysta"
Autor: Lila Łada
Data wydania: 20 listopada, 2024
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 296
Moja ocena: 9/10
Autor recenzji: Julianna Kucner







W ścisłym centrum Poznania znaleziono zwłoki. Wezwany na miejsce przestępstwa patolog odkrywa przerażające fakty na temat popełnionej zbrodni. To, co miało być rutynowym śledztwem, staje się jedną z najtrudniejszych i najbardziej makabrycznych spraw, z jaką lokalna policja miała kiedykolwiek do czynienia. Porzucone szczątki należą bowiem nie do jednej, ale aż do sześciu młodych kobiet. Niedługo potem pracownicy kolei trafiają na kolejne ciało…


Do sprawy zostaje przydzielony podkomisarz Dariusz Młotkowski, znany z nieszablonowych metod tropienia przestępców. Czy jego niezwykłe zdolności analizowania umysłów zbrodniarzy pozwolą mu dopaść zwyrodnialca, nim ten uprowadzi kolejną osobę?

Do przeczytania powyższej powieści zachęcił mnie przede wszystkim intrygujący opis o makabrycznym morderstwie, który zadecydował o tym, że uznałam za konieczność, by zagłębić się w historię, której akcja toczy się w Poznaniu. Sam fakt, że autorka jako tło wydarzeń przyjęła Polskę, a głównym miejscem akcji stał się teren w pobliżu słynnego PKP, z którym niejednokrotnie miałam do czynienia, sprawił, że "Wizażysta" nabrał urzeczywistnienia i jeszcze bardziej mogłam wczuć się w jego fabułę.

Po kilku stronach zdecydowanie mogłam stwierdzić, że styl pisania autorki jest lekki i przyjemny w odbiorze. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy czytałam o złośliwych uwagach podkomisarza Młotkowskiego na temat dworca głównego i o zorganizowaniu PKP, które faktycznie nie ma sensu i powoduje wielki zamęt wśród ludzi spieszących się na pociągi.
Tak czy inaczej, byłam już przekonana o tym, że książka Łady będzie umilać mi najbliższe kilka godzin, po tym, jak główny bohater pierwszy raz udał się na miejsce zbrodni. Wszelkiego rodzaju kryminały są naprawdę spopularyzowane w dzisiejszych czasach i jako zaprawiona w bojach czytelniczka z czystym sumieniem, muszę przyznać, że "Wizażysta" to jedna z tych książek, które naprawdę wywołują gęsią skórkę na ciele. 

Sam koncept zbrodni stwarza niepojącą atmosferę, a akcja tocząca się w pobliżu zalęganych przez margines społeczny terenów jeszcze bardziej to pogłębia. Rozmowy z prostytutkami, wśród których panuje strach o własne życie, niepokój o znikające kobiety, z którymi nie ma kontaktu, tajemniczy warsztat w pobliżu dworca.. A w tym wszystkim tkwi jeszcze tajemnicza organizacja charytatywna, która także wydaje się mieć udział w tej przerażającej sprawie. Wszystkie te wątki tworzą spójną całość, współgrają ze sobą i wywołują masę emocji, począwszy od przerażenia do szoku, gdy dowiadujemy się, co z nich wynika.

Bohaterowie wykreowani przez autorkę są sympatyczni, a sposób, w jaki ze sobą współpracowali, sprawiał, że odbierałam ich w pozytywny sposób (moje serce skradł neonowy komplet z bokserkami w prezencie). Należy też oczywiście wspomnieć o sprawcy tych niekonwencjonalnych morderstw, którego motyw wprawił mnie w osłupienie. Nie da się ukryć, że jest to naprawdę intrygująca postać, z powodu jej moralnie spaczonego postępowania, nie da się przejść wokół niej obojętnie. Tak więc, postacie wykreowane przez Lilię Ładę doskonale pasowały do mrocznego klimatu i tej kryminalnej otoczki wokół.

Podsumowując, przy powieści pt. "Wizażysta" moja głowa pracowała na najwyższych obrotach. Jako fanka takich klimatów moje serce skradła nie tylko przerażająca i niepokojąca sprawa oraz jej prowodyr, ale również odniesienia do dworca w Poznaniu, relacje między bohaterami (chciałabym się dowiedzieć, co się wydarzyło później, między podkomisarzem a pewną dziennikarką), a także sposób, w jaki autorka ich przedstawiła. Książka jest zdecydowanie warta przeczytania, z pewnością umili wam te ciemne wieczory, w których nie wiadomo czy ktoś się nie czai tuż za rogiem..

wtorek, 10 grudnia 2024

"Forrest Gump" - Winston Groom

08:00:00 0 Comments

(...)wytłumaczył mi, że wszystko jest częścią jakby większej całości, że taki jest porządek rzeczy i każdy musi odnaleźć swoje miejsce w świecie i żyć z nim w zgodzie. Dopiero jak to pojmałem wszystko stało się dla mnie znacznie zrozumialsze.




Tytuł: Forrest Gump

Autor: Winston Groom


Data wydania: 20.02.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 280


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Powiem wam jedno: bycie idiotem to nie pudełko czekoladek. Ludzie śmieją się, nerwują, poszturchują. Teraz gadają, że trzeba być miłym dla zapóźnionych, ale powiem wam tyle - nie zawsze jest tak. W każdym razie ja się nie skarżę, bo jak to się mówi, mam kawał ciekawego życia.


Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co dostaniesz…


Poznajcie Forresta Gumpa, sympatycznego i zaskakująco łebskiego bohatera tej nadzwyczajnej odysei komicznej. Forrest najpierw - dość przypadkowo - zostaje gwiazdą drużyny futbolowej Uniwersytetu Alabama, później jedzie do Wietnamu, gdzie staje się bohaterem wojennym, robi też karierę jako światowej klasy pingpongista i zapaśnik i oraz potentat handlowy... W samym środku swoich przygód porównuje wojenne blizny z Lyndonem Johnsonem, odkrywa prawdę o Richardzie Nixonie i przeżywa wzloty i upadki, pozostając wiernym swej jedynej i prawdziwej miłości - Jenny. Jednocześnie przez całe swoje życie z dziecięcą mądrością i nieustannym zdziwieniem nie przestaje się przyglądać otaczającym go ludziom. W powieści obserwujemy nadzwyczajną podróż Forresta przez trzy dekady kulturowego krajobrazu Ameryki. Forrest Gump ma do opowiedzenia cholernie dobrą historię - by w nią uwierzyć, trzeba ją po prostu przeczytać...



Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz jaką poczujesz ulgę gdy przestaniesz.



“Forrest Gump” wielokrotnie pojawiał się w czytelniczych poleceniach,  jednak długo pozostawał poza kręgiem moich zainteresowań. Przez fakt, że nie oglądałam filmu, a o fabule wiedziałam tyle, co nic, nie miałam żadnych większych oczekiwań względem historii i mogłam podejść do niej z czystą głową. 



Poznanie historii nie sprawiło jednak, że mój brak oczekiwań zmienił się w zachwyt lub rozczarowanie. Historia okazała się zupełnie czymś innym, niż można by się spodziewać, z jednej strony przepełniona absurdalnymi wydarzeniami, czasem będącymi wręcz przerysowanymi, z drugiej prosta, choć pełna chaosu, bez składu i ładu, a jednak w jakiś sposób przyciągała czytelnika.



Ciekawym aspektem książki jest sposób poprowadzenia narracji, a dokładniej to, iż poznawana historia opowiada, jest przez samego Forresta. Język, jakim się wypowiada, jest bardzo prosty, co nie umniejsza jego osobie, a oddaje to jak postrzega świat i jakim tokiem myślenia kieruje się. 



Po dłuższych przemyśleniach wydaje mi się, że określenie fabuły jako po prostu prostej jest najbardziej trafne i przemawiające spośród innych, przychodzących na myśl. Forrest to mężczyzna o niskim ilorazie inteligencji, który na swojej drodze staje się uczestnikiem, a nawet twórcą niektórych ważnych wydarzeń historycznych, od wojny w Wietnamie, przez sukcesy w sporcie po wiele więcej. W tym wszystkim jest  też niezwykłym świadkiem i uczestnikiem amerykańskiego snu, który nie jest pozbawiony tragedii, ale też nie zabrakło mu humoru.



Tytułowy bohater to postać, która jest bardzo charakterystyczna, a przy tym pełna sprzeczności. Bardzo łatwo dostosowuje się do otoczenia, wykazuje się ogromną lojalnością i oddaniem bliskim osobom.  Jego postrzeganie świata jest niewinna, a jednocześnie pełne mądrości, które wychodzą z prostych refleksji. Pomimo licznych trudności i wyzwań, jakie napotyka na swojej drodze, pozostaje optymistą, nie tracąc nadziei na lepsze jutro. Jego prostota nie jest naiwnością, lecz wynika z naturalnej dobroci i braku kalkulacji. 



Podsumowując, uważam “Forrest Gump” autorstwa Winstona Groom za historię, która, choć nie wzbudziła we mnie żadnych większych odczuć i stanowi książkę, o której bardzo szybko zapomnę poza paroma historiami wywołującymi śmiech za wartą uwagi i poznaniu jej nie tyle z tego, iż stała się popularna, ile dlatego, że na  swój sposób przekazuje i przypomina nam o błahych  rzeczach, o których zapominamy, podążając w wir pracy i rozwoju.


poniedziałek, 9 grudnia 2024

"Scars. Blizny zapisane w duszy" - FortunateEm

07:30:00 0 Comments

 "Miłość jest najpiękniejszym i zarazem najgorszym uczuciem, jakie może nas spotkać. Potrafi sprawić, że człowiek ma wrażenie, że lata, by potem niespodziewanie oderwać mu skrzydła, strącić go w dół i bezwzględnie wdeptać w ziemie."




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane w duszy"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 22 marca, 2023
Wydawnictwo: BeYA
Liczba stron: 296
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner




Vafara i Royce spotkali się w momencie, w którym żadne z nich nie było gotowe na szczęście. Ona miała rodzinne kłopoty, on nie radził sobie z żałobą po ukochanej Maxine. Oboje mieli sporo do przepracowania. Dlatego, mimo że byli sobie przeznaczeni, z pierwszej próby bycia razem nie wyszli zwycięsko. Rozstali się na dłuższy czas. Roy pozostał w Seattle, gdzie nadal prowadził studio tatuażu, Vafie przeniosła się do nadmorskiego Galveston, by realizować się jako artystka.


Jednak nie zapomnieli o sobie i nie przestali się kochać. Po dziewięciu miesiącach od wyjazdu Vafary Roy odważył się do niej zadzwonić. Okazało się, że emocje między nimi nadal były silne. Tęsknili za sobą i mieli sobie mnóstwo do powiedzenia. Szczególnie Vafie, która wreszcie odnalazła swoją prawdziwą mamę…

Royce i Vafara podjęli kolejną próbę zbudowania związku. Czy tym razem im się uda?

Nie jestem w stanie opisać słowami tego, jak bardzo przepadłam dla powyższej powieści. O ile pierwsza część wywołała we mnie mnóstwo skrajnych emocji, to druga zrobiła to samo, lecz ze zdwojoną siłą. Nie mogłam powstrzymać się od łez, gdy los postawił przed Vafarą kolejne przeszkody i rozczarowania, ze złości na Sutton Dahle, która definitywnie zyskała miano najbardziej znienawidzonej przeze mnie fikcyjnej postaci, oraz ze szczęścia, gdy mimo tego całego emocjonalnego huraganu, w którego środku znaleźli się główni bohaterowie, starali się oni, by ich relacja nie legła w gruzach. FortunateEm z pewnością nie pozwala czytelnikowi odetchnąć, ponieważ co chwilę częstuje nas dynamiczną akcją, ciekawą fabułą pełną zaskakujących zwrotów akcji oraz realistycznie wykreowanymi postaciami z bogatymi portretami psychologicznymi, dla których losów nie sposób przepaść.

"Scars. Blizny zapisane w duszy" to książka z niezwykle bujną tematyką. Porusza ona trudne zagadnienia takie jak brak samoakceptacji przez dzieciństwo w toksycznym środowisku, trudności, z jakimi człowiek musi się zmierzyć, otwierając się na miłość oraz wpływ relacji międzyludzkich na środowisko, w którym żyje. Zdecydowanie polecam tę historię ze względu na wartości, które z pewnością skłaniają do refleksji. Na przykład, z samego sposobu, w jaki relacja Royca i Vafary rozkwitła, można wyciągnąć wnioski, że o miłość warto walczyć, nawet jeśli kosztuje nas to wiele zmian i wymaga od nas dużego wysiłku. Podobało mi się, że autorka nie pozostawiła problemów tej dwójki samorozwiązaniu, tylko pokazała, że zasięgnięcie po pomoc psychologiczną może dużo zmienić w relacji z drugim człowiekiem. Powyższa pozycja zawiera w sobie zdrowy przekaz, przedstawia realną historię walki dwójki ludzi o uczucie i trud z tym związany. Przyjemnie było zagłębić się w historię, w której czytelnik może zaobserwować rozwój bohaterów z krwi i kości.

Warto też zwrócić uwagę na to, że historia Vafie i Royca w pewien sposób ostrzega przed istnieniem takich mało rozwiniętych intelektualnie (łagodnie powiedziane) jednostek jak Sutton Dahle. Czasami na swojej drodze trafiamy na ludzi, którzy czerpią satysfakcję z czyjegoś cierpienia i próbują nas zniszczyć nawet bez konkretnego powodu. Tak czy inaczej, historia głównej bohaterki pokazuje jak długi i żmudny może być proces leczenia się z toksycznego wpływu takiej ameby (tak, zdecydowanie uwzięłam się na Sutton) oraz jak głęboko mogą osadzić się w głowie raniące słowa i czyny. Jednak mimo wszystko, pokrzepiające w tej powieści było to, że da się to pokonać, nawet jeśli doprowadza to do naszych upadków.

Jeśli chodzi o inne aspekty Scarsów, podobało mi się to, że autorka nie rozciągnęła tej powieści, tylko wszystko potoczyło się wartko i płynnie, utrzymując tym samym zainteresowanie czytelnika. Inni bohaterowie doskonale współgrali z wykreowanym przez FortunateEm światem, zwłaszcza Kirby, która niejednokrotnie mnie rozśmieszyła oraz wzbudzali sympatię swoim wsparciem dla Royca i Vafie. Może trochę ubolewałam nad tym, że nie rozwinął się bardziej wątek z prawdziwą matką głównej bohaterki, ale jestem w stanie to zrozumieć, biorąc pod uwagę serię zaskakujących wydarzeń, które miały miejsce w życiu głównych bohaterów.

Podsumowując, uważam "Scars. Blizny zapisane w duszy" za przesłodką powieść, z moralizatorskim charakterem, z której można wiele wyciągnąć. Autorka już od pierwszej strony wciąga czytelnika i nim zdąży się on obejrzeć, kończy ze łzami w oczach i przede wszystkim z przeogromną chęcią do przeczytania kolejnej części. Myślę, że każdemu uda się coś wyciągnąć z pięknej historii, jaką przedstawiła nam FortunateEm, każdy, kto choć raz zmierzył się z brakiem samoakceptacji, utożsami się z Vafarą i zrozumie ciężką drogę, jaką musiała przejść.

Scars. Blizny zapisane w duszy" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


niedziela, 8 grudnia 2024

"Uwięziona - Sylwia Kruk

10:00:00 0 Comments

Czytelniczy rok 2024 uważam za bardzo udany, wiele z pozycji skradło moje serce już od pierwszych stron, trafiło się też grono tych, które, choć nie zostały ze mną, przez długi czas wspominałam je bardzo ciepło. Nie mogę zapomnieć też o książkach po prostu dobrych, które nie zapadły mi w pamięć, zawsze z chęcią powrócę do nich, by na nowo poznać historię. Niestety trafiły się też te gorsze powieści, które końcowo należą do mniejszego grona i stanowią niewielki odsetek. Choć bardzo chciałabym, aby ta niewielka ich ilość pozostała niezmienna, dziś ich grono przywita w swoich szeregach kolejną książkę. Historię, która, choć miała potencjał i zapowiadała się bardzo dobrze, pozostawiła mnie z rozczarowaniem i irytacją, a jej wady zdominowały inne uczucia.




Tytuł: Uwięziona


Autor: Sylwia Kruk


Data wydania: 25.06.2024


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 280


Moja ocena: 2/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka  





   Jeśli chcesz przeżyć, masz być mi posłuszna

Młoda kobieta zostaje porwana i trafia w ręce naprawdę niebezpiecznego człowieka. Dragon, bo tak mówią do niego podwładni, oficjalnie jest szefem firmy deweloperskiej, jednak jego przeszłość skrywa mnóstwo tajemnic. Są one tak mroczne, jak mroczne pozostaje jego niewzruszone serce. Mężczyzna początkowo chce się pozbyć problemu, jednak z czasem zmienia zdanie. Dziewczyna staje się jego małym, słodkim sekretem, który pragnie ukryć przed całym światem. Graniczące z obsesją przywiązanie, jakie zaczyna do niej czuć, popycha go do przekraczania kolejnych granic. Luiza szybko się orientuje, z kim ma do czynienia. Dragon to potwór w ludzkiej skórze. Bezwzględny, kalkulujący na chłodno każdy gest, bogaty okrutnik, który nie cofnie się przed niczym. Także przed zabiciem chłopaka Luizy, Adama. Zrobi to, jeśli dziewczyna nie będzie mu całkowicie posłuszna… Rozpoczyna się niebezpieczna gra. Gra o życie.


Swoją przygodę z książkami reprezentującymi gatunek dark romanse rozpoczęłam ponad rok temu, gdy to zaczytywałam się w wychodzących na bieżąco nowościach. Od tego bardziej bądź mniej aktywnie śledzę ten gatunek w poszukiwaniu kolejnej historii, która zaciekawi mnie na tyle, abym zdecydowała się po nią sięgnąć. Tak więc wydawało mi się, że wiem, czego mogę spodziewać się — mrocznego klimatu, skomplikowanych bohaterów i balansowania na granicy moralności. Jednak “Uwięziona” autorstwa Sylwii Kruk sprawiła, że zacząłem podważać zarówno przynależność tej książki do gatunku, jak i sens całej jego koncepcji w kontekście takiej narracji.

Jednym z wymagań, jakie mam względem dark romansów, jest napięcie, które towarzyszy czytelnikowi od samego początku aż do ostatniej strony. To właśnie ono stanowi fundament historii, niestety w tym przypadku zabrakło mi tego elementu. Co do samego stylu pisania autorki, raczej nie mam większych, ale, widać, iż nie jest on dopracowany i jeszcze długa droga przed autorką, natomiast nie stanowi on negatywnego aspektu. Oprócz fabuły, która pozostawia wiele do życzenia, a do której przejdziemy zaraz, ważnym aspektem jest kreacja bohaterów i to jacy oni tak naprawdę są. Luiza, która powinna budzić współczucie i być nośnikiem emocji, niesamowicie irytuje swoim zachowaniem, które jest aż nazbyt irracjonalne i za bardzo przerysowane. Sam Dragon, mężczyzna, którego celem jest budzić strach i chęć posłuszeństwa, nie wiem, czy w jego przypadku określenie potulny jak baranek, ale okropnie głupi będzie jak najbardziej trafione. Absurdalność jego postaci, sprawdza się do tego, że mniej więcej w ⅓ historii, nasz postrach, jest dumny z siebie jak paw, bo przecież nie zgwałcił dziewczyny, a mógł, tylko dał jej inną karę. Tak płytko zarysowane postacie sprawiają, że trudno zaangażować się w ich losy, a ich zachowania często budzą więcej frustracji niż jakiekolwiek głębsze emocje. Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym. Co do fabuły, tutaj muszę przyznać, iż początek zapowiadał się bardzo dobrze. Pierwsze strony miały w sobie namiastkę napięcia, niestety na pochwałę zasługuje tylko początek, gdyż potem im dalej byłam, tym gorzej prezentowała się całość. Wydarzenia stawały się chaotyczne i zupełnie niepowiązane ze sobą, to samo tyczy się zwrotów akcji, które niczym nie odstawały, zamiast budzić zaskoczenie, sprawiały wrażenie, wymuszonych i aż nazbyt karykaturalnych. Co do samego zakończenia, było bardzo przewidywalne i nie zaciekawiło mnie na tyle, by sięgnąć po kolejny tom i przekonań się, jak wypada on w porównaniu do pierwszej części.
Podsumowując uważam “Uwięziona” autorstwa Sylwia Kruk za historię, która wydawała się obiecująca, jednak szybko zatraciła potencjał przez niedopracowaną fabułę i irytujących bohaterów. Mimo szczerych chęci, by znaleźć w tej książce coś, co mnie urzeknie, niestety nie potrafiłam czerpać z niej żadnej przyjemności.



Uwięziona" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…