czwartek, 23 stycznia 2025

"Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" - FortunateEm

06:00:00 0 Comments
Życie w dzisiejszych czasach nie należy do najłatwiejszych, szczególnie dla młodych ludzi, którzy dopiero rozwijają jego definicje. To, w którym kierunku się ona rozwinie, zależy od wielu czynników. Może to być świat zewnętrzny, ludzie, którzy starają się im pomóc, a niekiedy kopać pod nimi dołki, to zależy od ich osobowości, temperamentu, od sposobu, w jaki ich wychowano. Tematykę młodych ludzi, którzy próbują odnaleźć się w świecie i wykształcić wartości zgodne z ich przekonaniami, podejmuje FortunateEm w końcowej części trylogii pt. "Scars"




Tytuł: "Scars. Blizny zapisane w twoich oczach"
Autor: FortunateEm
Data wydania: 22 listopada, 2023
Wydawnictwo: BeYA
Liczba stron: 312
Moja ocena: 10/10
Autor recenzji: Julianna Kucner





Vafara i Royce odnaleźli to, na co tak długo i cierpliwie czekali. Ich rodzina powiększyła się o trzy wspaniałe osoby, a wspólne życie biegło powolnym, spokojnym rytmem. Prawda, że nieco zaburzonym przez wyjazd ukochanej córki na uczniowską wymianę do Wielkiej Brytanii. Teraz jednak, po dwóch latach, Ravenna ponownie dołącza do rodziców i braci. Wydaje się, że wszystko wraca na dawne tory…

Niespodziewanie w ich codzienność wkracza tajemniczy chłopak o smutnych szaroniebieskich oczach. Zarówno Vafara, jak i jej córka zauważają w nim coś znajomego. Matka dostrzega przede wszystkim odbicie swoich wewnętrznych demonów, a Raveena widzi ból, który pragnie ukoić.

Gdy skończyłam drugą część trylogii "Scars", pierwsze, o czym pomyślałam to to, że nie uda mi się znaleźć równie chwytającej za serce, uroczej i pouczającej historii o miłości. Nawet jeśli wiedziałam o istnieniu kontynuacji z córką Vafary i Royca w roli głównej, wiedziona stereotypem o kolejnych częściach, które nie dorównują zwykle wersji pierwotnej, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań. Jednak gdy poznałam dynamikę między nowymi bohaterami, uświadomiłam sobie, że moje obawy były zupełnie nieuzasadnione..

Evren, chłopiec o smutnych oczach, to bardzo intrygująca postać i rozumiem, dlaczego Ravie (czyli dosłownie żeńska wersja Royca pod względem charakteru) tak bardzo oszalała na jego punkcie. Autorka stworzyła dwójkę oryginalnych postaci z naprawdę romantyczną historią. Jestem w stanie stwierdzić, że sposób, w jaki ze sobą rozmawiali, wspierali się i stopniowo poznawali, może uchodzić za przykład, prawdziwej, pięknej miłości. Rzadko spotykam się teraz z tak emocjonalnym uchwyceniem relacji między dwójką bohaterów w książkach, więc prawdopodobnie stąd mój zachwyt nad pracą FortunateEm. Jeszcze większej przyjemności w śledzeniu losów głównych bohaterów, dostarcza lekki styl pisania autorki i jej konkretność bez długich, zbędnych opisów. Pamiętam, że jeszcze w pierwszej części mieliśmy mnóstwo refleksji nad psychiką Vafie, a teraz autorka postawiła na dynamikę i rozwój akcji z ciekawymi wątkami (jak na przykład tajemniczy nieznajomy, z którym smsuje Ravenna), co zdecydowanie jest zmianą na plus. Spowodowało to, że nie mogłam się oderwać od zagłębiania się jeszcze bardziej w poznawaną przeze mnie emocjonującą historię.

Autorka po raz kolejny mimo poruszania trudnych wątków (zaburzenia odżywiania, depresja, samookaleczanie), podeszła do przedstawienia ich w sposób dojrzały, z profesjonalizmem. Nadal podtrzymuję opinię, iż z serii "Scars" da się wyciągnąć wiele wartości i zdecydowanie to jest największy atut tej serii. Doskonałym tego przykładem jest Vafara, dzięki której można było doznać swego rodzaju ukojenia, przez sposób, w jaki się zmieniła. Z walczącej dziewczyny z niską samooceną stała się dojrzałą kobietą, która jest w stanie teraz pomóc innym (cudownie odzwierciedla to jej rozmowa z Evrenem). Miło było śledzić jej historię, której morał chwycił mnie za serce. A to jaką dojrzałość emocjonalną osiągnęła.. Autorka wykreowała ją na prawdziwego człowieka z krwi i kości.

Warto wspomnieć również o pomocy psychologicznej, której plusy z całą pewnością zostały uwydatnione. Bardzo mi się podoba sposób, w jaki autorka wnosi do swojej historii moralizatorski charakter. Pokazała jak bardzo, terapia może zmienić życie człowieka, a walka z własnymi demonami może spowodować zrzucenie z siebie ogromnego ciężaru i otwarcie się na coś nowego.
Również wartości rodzinne i w tym razem odegrały znaczącą rolę. Polubiłam dynamikę między braćmi Royca, którzy roztaczali wokół siebie ciepłą atmosferę, nawet prawie dwadzieścia lat później. "Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" zwieńczenie uniwersum, które pokochałam.

Podsumowując, powyższa powieść daje zdrowy przykład jak radzić sobie z problemami i cierpieniem, które zdają się w dzisiejszym świecie być nieuniknione. Autorka pokazuje sytuacje z życia wzięte, a nie wyssane z palca, opierając się na sytuacjach (czasami wręcz drastycznych), które faktycznie dzieją się naprawdę i wielu z nas spędzają sen z powiek. Myślę, że "Scars" to nie tylko powieść o szczerej i uroczej miłości, ale przede wszystkim o życiu. Jestem pewna, że każdy odnajdzie w niej część siebie. Czy to w młodej Vafarze, która kiełkuje w sobie nienawiść dla samej siebie, czy też w jej dorosłej wersji, pokazującej jak daleko można zajść i która udowadnia, że cierpienie nie definiuje innych. Oczywiście może ktoś odnajdzie się w innych bohaterach, takich jak Evren, Ravie, Royce, czy nawet Kirby. Jak widać, możliwości jest sporo. Gorąco zachęcam do zagłębienia się w pouczającą historię, którą opowiedziała nam FortunateEm.

Scars. Blizny zapisane w twoich oczach" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…




wtorek, 21 stycznia 2025

"Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu" - Gregory Maguire

12:00:00 0 Comments

Ludzie, którzy twierdzą, że są źli, zwykle nie są gorsi od reszty. To ludzi, którzy twierdzą, że są dobrzy lub w jakimś sensie lepsi od innych, należy się wystrzegać.




Tytuł: Wicked. Życie i czasy Złej

Czarownicy z Zachodu


Autor: Gregory Maguire


Data wydania: 13.11.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 572


Moja ocena: 7/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Oto historia, którą musicie poznać! Już nigdy nie spojrzycie tak samo na krainę Oz…


Kiedy w Czarnoksiężniku z Krainy Oz – klasycznej opowieści L. Franka Bauma – Dorotka triumfuje nad Złą Czarownicą z Zachodu, poznajemy tylko jej część historii. A gdyby tak popatrzeć na te wydarzenia z perspektywy tajemniczej Czarownicy? Skąd się wzięła? Jaką drogę wybrała? Dlaczego stała się taka zła? W świecie stworzonym przez Gregory’ego Maguire’a zwierzęta mówią i walczą o swoje prawa obywatelskie, Manczkinowie starają się wejść do klasy średniej, a Blaszany Drwal pada ofiarą przemocy w rodzinie. W tym świecie mała zielonoskóra dziewczynka o imieniu Elfaba wyrośnie na osławioną Złą Czarownicę z Zachodu. Bystra, zjadliwa i nierozumiana zmusi was do ponownego przemyślenia swoich przekonań na temat natury dobra i zła.



Premiery książkowe wiążące się z tymi filmowymi, zawsze budzą we mnie ogromny dylemat, odnoście tego, z którą formą zapoznać się jako pierwszą, bo co jeśli sięgając wpierw po książkę, zniechęcę się do filmu, który końcowo okaże się dobry? Co jeśli sytuacja będzie odwrotna i to film zniechęci mnie do poznania książki, która okazałaby się dobra? Dlatego z dużą dozą niepewności wybieram wiążące się premiery, kiedyś sięgając wpierw po książki z racji szybszej formy ich poznania. Aktualnie gdy całe moje życie oscyluje wokół szkoły z większą chęcią sięgam po filmu, bo nie musieć utrzymywać aż tak dużego skupienia, a zarazem poświęcać aż tak dużo czasu, nie zawsze jednak pozytywnie wpływa to na odbiór obu form.



W przypadku “Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu” nie zastanawiałam się długo, z którą formą powinnam się wpierw zapoznać, gdyż cała otoczka wokół filmu i to, że jest on musicalem, wystarczająca przemawiało do mnie, by pójść do kina. O samym filmie mogę powiedzieć tyle, że zachwycił mnie pod każdym względzie, nie pozwalając zapomnieć o sobie przez dłuższy czas, a tym samym wywołując potrzebę, by poznać utwór, którym został zainspirowany. Bo co warto zaznaczyć, film nie jest do końca wierną ekranizacją książki, a stanowi jej inspirację. 



Kwestia wzbudzająca różne odczucia w książce to styl pisania. Autor piszę w specyficzny i wymagający język, przez co nie przypadnie on wszystkim, a szczególnie  najmłodszym, choć względem tego śmiało mogę, stwierdzić, że fabuła całościowo skierowana jest raczej do starszego grona czytelników. Wracając jednak, oprócz stylu, który przez swoją specyfikę, bywa nużący, warto wspomnieć o narracji pełnej chaosu, ale i rozważań czy dygresji. Dodatkowo mamy do czynienia z ogromną ilością opisów, rozbudowanych dialogów co z jednej strony nadaje wyjątkowości na tle innych literackich dzieł, z drugiej jednak w połączeniu ze stylem, komplikuje odbiór historii, zabierając całą rozrywkę z jej poznawania.



Ciekawym aspektem jest również przedstawienie postaci. Elphaba - Zła Czarownica z Zachodu z jednej strony postrzegana przez innych jako definicja zła i niebezpieczeństwa, z drugiej jako postać skrzywdzona przez los, zmuszona, by  walczyć o akceptację, dostrzeżenie jej i na końcu pokochanie. Niezwykle buntownicza, inteligenta, ale i zagubiona w dążeniu do próby akceptacji przez społeczeństwo. Przeciwieństwem Elphaby jest Glinda, definicja wszystkie co dobre, piękne i płytkie. Skupiona na pozorach, uznaniu, uwielbieniu i zafascynowana wysoką pozycją społeczną. Jej wybory, choć często nieprzemyślane, pokazują, jak łatwo wpaść w pułapkę konformizmu, nie zastanawiając się nad prawdziwymi konsekwencjami swoich działań.



Podsumowując, uważam “Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu” autorstwa Gregory Maguire za historię ciekawą i wartą uwagi, choć mającą swoje słabsze strony, które wpływają niezbyt przyjemny końcowo odbiór, oprócz stylu pisania muszę zwrócić uwagę, na fabułę a właściwie jej brak w wielu momentach. Zdecydowanie nie jest to książka dla młodszych czytelników, ale również osób, które szukają, tego samego czym zachwycił ich film. Sięgając po nią, warto zwrócić na to uwagę i zastanowić się, czy chce się bardziej zagłębić w historię Elphaby i Glindy, czy tak jak wcześniej wspomniałam, szuka się podobnych wrażeń co w filmie.


poniedziałek, 20 stycznia 2025

Życzliwość

18:40:00 0 Comments



Tytuł: Życzliwość


Autor: John Ajvide Lindqvist


Ilość stron: 743


Wydawnictwo: Zysk i ska


Data wydania: 5.11.2024


Moja ocena: 7,5/10



Małe, sielskie szwedzkie miasteczko położone nad brzegiem rzeki.  Przyjaźni mieszkańcy zawsze chętni do pomocy. Spokój niezmącony nadzwyczajnymi wydarzeniami.


Sielanka, prawda?


Tak, do czasu.


Pewnego dnia w szwedzkim Nortalje pojawia się …. Kontener. Tak, dobrze słyszeliście, kontener. I z pewnością w tym momencie wielu z was zastanawia się co z tego. Zasadniczo to nic. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności nagle w miasteczku zaczyna się szerzyć agresja, rasizm, brutalność, która z dnia na dzień wydaje się narastać.


I wśród tego nieoczekiwanego chaosu główną role odgrywa 3 bohaterów, którą zwiąże ze sobą zbieg okoliczności.


Chociaż zbiegi okoliczności podobno nie istnieją.


Pierwsze co rzuca się w oczy czytelnikowi to objętość książki. 800 stron, które mniej zapalonych czytelników może z początku nieco przerażać, rzeczywiście wymaga nieco wysiłku i skupienia. Powieść nie wciągnie was od razu, konieczna będzie odrobina dobrej woli żeby dobrze wyczuć klimat miejsca akcji, ale z czasem akcja się rozkręca, a od powieści wręcz nie można się oderwać.


W opisie książki znajdziemy informację, że istotną rolę odgrywa w historii 6 bohaterów, ale w mojej ocenie kluczowe są trzy. Max, Alva i Siw. Pozostali tworzą dla nich niejako tło, ale – co bardzo ważne – nie znikają wśród głównych bohaterów. Każdy z nich wnosi do historii ważną część i pozwala z różnych perspektyw spojrzeć na wydarzenia jakie mają miejsce w Nortalje. I dzięki tej różnorodności bohaterów czytelnik może odnaleźć w powieści część siebie, a może i przejrzeć się w oczach głównych postaci. Co jest również istotne – każdy z nich pochodzi z innej warstwy społecznej, a dwójka z innego niż Szwecja kraju, co w pewien sposób porusza także jakże współczesny problem imigracji.


Sama akcja, jak już wspomniałam, rozkręca się powoli. W pierwszej kolejności zostają przedstawieni bohaterowie – jeszcze jako dzieci – czym autor powoli zaczyna budować naszą ciekawość – a następnie płynnie przechodzimy ponad 15 lat do przodu żeby zobaczyć jak potoczyły się ich losy. I uwierzcie – nie tego się spodziewaliście. Pierwsze zaskoczenie i pierwszy plus dla autora.


Drugi plus to dobrze dobrany humor, przeplatany z powagą, w taki sposób, że całość nie daje wrażenia śmieszności a nabiera dynamizmu. Sama powieść pisana jest jak dobrze przyrządzone danie. Główna nuta smakowa to realizm, a w formie przypraw  mamy nutkę mistycyzmu, niepokoju, gęsią skórkę i – tak, tak – obrzydzenie. Wszystkie emocje jakie składają się na człowieczeństwo. I choć były momenty, że czytanie książki przypominało nieco oglądanie wiadomości i słuchanie (czytanie) o wszystkich tragicznych wydarzeniach i katastrofach na świecie, to też uznaję za zaletę. Nie każdy autor byłby w stanie tak połączyć elementy faktyczne i metafizyczne, aby te drugie wydawały się realne.


Z minusów, miałam wrażenie że momentami książka była nieco przewlekła, a całość mogła zamknąć się w 300-400 stronach, ale mistrz King też słynie z długich powieści, więc może to znak literatury z pogranicza thrillera i fantasy. Co więcej, zabrakło mi jednoznacznie określonego punktu kulminacyjnego. Rzeczywiście jest w historii wydarzenie, a może i nawet kilka wydarzeń składających się na jedno, które za takie można uznać, jednak ostateczne zakończenie jest nieco rozmyte. Używając kolokwialnych sformułowań, przez 700 stron autor buduje akcję i napięcie, tylko po to, aby ostatnie 20-30 przeznaczyć na zamknięcie wszystkich wątków i ostateczne rozładowanie w zaledwie kilku zdaniach. Moim zdaniem ostateczne rozwiązanie mogło być nieco bardziej przytrzymane.


Ostatecznie jednak, Życzliwość to dobry kawał szwedzkiej literatury, który jest odzwierciedleniem pojęcia człowieczeństwa z jego blaskami i cieniami i z pewnością nie będziecie żałować spędzonego na lekturze czasu. Warunek jest tylko jeden – otwarty umysł. I może jeszcze skłonność do refleksji. Świat nie zawsze jest taki jak nam się wydaje.

niedziela, 19 stycznia 2025

"Extinguish the Heat. Runda finałowa" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

Boimy się rzeczywistości, tego co przyniesie. Wolimy ratować innych, bo nie potrafimy uratować siebie. Bo jesteśmy tchórzami, którzy wolą przyjąć rolę męczenników, aby przez chwile poczuć się dobrze. Chcemy żyć cudzym życiem, bo ze swoim sobie nie radzimy.




Tytuł: Extinguish the Heat. Runda finałowa


Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 28.02.2024


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 640


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Jeśli przegramy, szukaj mnie w zgliszczach miejsc, które spłonęły przez twoją zemstę.


Życie nauczyło Victorię Clark, że aby przetrwać, musi przywdziewać maski i zbroić się w tarcze ochronne. Znała cierpienie, ból po stracie najbliższych, spustoszenie, jakie poczyniła choroba w jej własnej głowie. Znała apatię, chłód, nienawiść. Myślała, że równie doskonale zna swoje życie, ale los nie przygotował jej na to, że będzie się musiała od nowa uczyć człowieka, którego obraz od prawie pięciu lat miała zapisany w żyłach. Do tej pory Nathaniel Shey budował wokół siebie mur tak wysoki i gruby, że nie przedarł się przez niego nawet jeden promień słońca. Victoria nie wiedziała, że od ich pierwszego spotkania powoli, jedna za drugą, wyciągała wypalone z krzywd i bólu cegły ze ściany, która oddzielała go od świata. Nie była przygotowana na to, że kiedy wyciągnie ostatnią, ujrzy zupełnie nowego Nathaniela. Zranionego, bezbronnego i nagiego. Młodego mężczyznę, który nie chowa się za pustką i chłodem, który nie ma w sobie gniewu, którego oczy nie błyszczą furią. Nowy Nate jest inny, nieznany i gotowy, by zerwać wszystkie maski z jej twarzy. W chaosie uczuć i nowych emocji młoda kobieta musi się mierzyć z konsekwencjami kłamstw swojej rodziny. Wie, że ani ona, ani jej bliscy nie zaznają spokoju, dopóki z Giselle Clark, biologicznej matki dziewczyny, nie wypłynie ostatnia kropla krwi. Kolejne tajemnice Culver City, wychodzą na jaw. Grzechy się mnożą, a ich długie korzenie coraz mocniej zaciskają się na szyjach Nathaniela i Victorii. Tylko od nich zależy, czy zdołają przeciąć pęta. Oboje wiedzą, że finałowa bitwa nadchodzi. Ostatnia z ostatnich.


Jeśli wygramy, otwórz oczy i zobacz, że czekam na ciebie na końcu drogi.



Pożegnania nigdy nie należały do moich mocnych stron, zawsze podchodzę do nich zbyt emocjonalnie, a sam aspekt, zakończenia pewnego etapu nie należy dla mnie do najłatwiejszych, dlatego wielokrotnie odkładam je na bok, na nieskończenie długą listę “to do”, mając nadzieję, że “żegnaj” nigdy nie zostanie wypowiedziane. Niestety jest to błędne koła, a, jako że wśród jednych z celów na nowy rok jest nauczyć się pożegnań, wiążących z końcem pewnej ery życiowej, postanowiłam zacząć od skończenia serii i tym samym od najprostszej formy rozstań. 



“Extinguish the Heat. Runda finałowa” to zakończenie historii bohaterów, która przepełniona była emocjami, nieprzewidywalnością, ale również momentami, gdy uśmiechałam się jak głupia do książki. Kończąc poznawanie ich losów,  kończy się również pewien rozdział w moim życiu, z którym właśnie ta seria będzie się kojarzyć, dlatego sentyment związany z tym, nie pozwala mi na powiedzenie o niej w tym jednym przypadku choćby jednego negatywnego słowa.



Bardzo przyjemną obserwacją na przestrzeni siedmiu części, były zachodzące zmiany w stylu pisania autorki. Z początku dość niepewny, jednak dalej przyjemny i mający w sobie coś, przez co czytelnik łaknie coraz więcej. Z czasem stał się on dużo odważniejszy, wychodzący poza twórcze schematy, bardziej przemyślany i wyważony w operowaniu napięciem, by na koniec stać się  dopracowanym i przemyślanym pod każdym względem, zarówno w kreacji bohaterów jak i poprowadzonej narracji.

 


Jak wiecie zwracam uwagę na kreację bohaterów i uważam ją za jeden z kluczowych elementów dobrej historii. W tym przypadku poznajemy bohaterów, których rozwój i przemiany obserwujemy na przestrzeni kilku lat. Początkowo wpisują się oni idealnie w przypisane sobie rolę, grając tego, kim mają być, a nie pokazując to jacy są. Z każdą kolejną częścią otwierają się na czytelnika, nie prezentując się już tylko jako grupa idealnych bohaterów książki New Adult, a postacie pełne sprzeczności, popełniające błędy, ale i przepełnione zarówno obawą jak i nadzieją. Już przy wcześniejszych recenzjach zwracałam na to uwagę, jednak pozwólcie, że wspomnę o tym jeszcze raz mianowicie, chodzi mi o wysoki poziom kreacji zarówno postaci pierwszoplanowych jak i tych drugoplanowych. Bardzo rzadko zdarza się to, aby była ona tak dobra, zwłaszcza przy tak dużej ilości bohaterów, dlatego pod tym względem chapeau ba dla autorki.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Co do samego zakończenia, jedyne co mogę powiedzieć, a co i tak nie odda wszystkich emocji to - WOW. Przed sięgnięcie po wersję papierową, byłam pełna obaw przez wygląd zakończenia w wersji wattpadowej, dlatego nie ukrywam, ogromnie ucieszyłam się, gdy doszły mnie słuchy, że w wersji finalnej zostanie ono zmienione. Nie spodziewałam się jednak, że porwie mnie ono aż tak bardzo i doprowadzi do morza łez, bo powiedzenie, że przepłakałam je, to tak jakby nie powiedzieć nic. Przeżywałam każdą chwilę z bohaterami, czując ich radości, smutki, lęki i nadzieje, a finalna scena sprawiła, że poczułam się jakbym stała zaraz obok i obserwowała wszystko, jako przypadkowy przechodzień.



Podsumowując, uważam “Extinguish the Heat. Runda finałowa” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za zakończenie serii, która od początku budowała pewne wymagania względem siebie i co rusz spełniała je, zaskakując czytelników. Pomimo swojej prostoty, schematyczności i powielania toksycznych wzorców, budzących kontrowersję, warto podejść do tej historii jako do książki, która pozwoli na chwilę oddechu i rozrywkę, a wtedy Culver City staje się całkiem przyjemnym miejscem, w którym można zapomnieć o troskach realnego świata Dla osób szukających emocji, zbliżonych do tych, które dają filmy z gatunku guilty pleasure, ta książka może być interesującym wyborem na chwile relaksu. 



Extinguish the Heat. Runda finałowa" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


sobota, 18 stycznia 2025

"Extinguish the Heat. Runda szósta" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

Kim byliśmy? Prawda była taka, że byliśmy po prostu ludźmi z dużą liczbą błędów na koncie i miejscem zarezerwowanym w samym środku piekła.




Tytuł: Extinguish the Heat. Runda szósta


Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 09.06.2023


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 648


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Oczyść świat z popiołu, jaki zostawiliśmy po naszej wojnie.


Niektóre powroty cieszą, jak zagubione w niepamięci i odnalezione po latach radosne wspomnienia. Inne bolą niczym otwarta na nowo rana, przynoszą bowiem coś, co nie daje ani radości, ani ukojenia, a budzi jedynie niepokój, wywołuje strach. Victoria Clark nie chciała wracać do Culver City. Do miejsca, gdzie zostawiła ludzi, których kochała, i uczucia, o których chciała zapomnieć. Los jednak zawsze stawiał przed nią wyzwania, na które nie była gotowa… Dziewczynie pozostało więc tylko bezradnie patrzeć, jak w pozornie uporządkowane życie ponownie wkracza chaos spowodowany przez prawdę o jej rodzinie. W tym o ojcu, który przez lata obserwował uważnie jej ruchy, by zjawić się w odpowiednim momencie. Ten czas właśnie nadszedł i choć Victoria boi się, że prawda może ją zniszczyć, zdobywa się na odwagę, aby walczyć, ponieważ nie jest już sama. Prócz kochającego brata i oddanych przyjaciół ma obok siebie kogoś jeszcze. Nathaniel Shey, chłopak o czarnych oczach i pustym spojrzeniu, odważył się biec za nią, aby być dla niej oparciem w najtrudniejszych chwilach. Żar uczuć, gaszony przez długie lata, wciąż tli się pod warstwą popiołu i rozpala na nowo mocnym płomieniem ― jeszcze intensywniejszym niż wcześniej. Może zadziałać oczyszczająco, spopielić kłamstwa i grzechy ― stare i nowe, małe i wielkie. Niestety, może także zranić tych, którzy za bardzo się do niego zbliżą. Do dawnych kłamstw dochodzą nowe, obok starych blizn pojawiają się świeże i tylko od Victorii zależy, czy kiedyś znikną. Choć dziewczyna wie, że już nigdy nic nie będzie takie samo, decyduje się odkryć prawdę. Choć to wcale nie musi przynieść jej ukojenia. Wszystkie grzechy w końcu muszą wyjść na jaw. Tylko czy grzesznicy zasługują na rozgrzeszenie?


Choćby świat cię ranił, nigdy nie zamykaj oczu



Przez ostatnie kilka lat czytania krótszych bądź dłuższych cykli literackich, zauważyłam pewną zależność, dotyczącą tego, że bardzo ciężko znaleźć jest serię, która nie tylko utrzymuje pozytywne wrażenia wraz z kolejnymi tomami, ale wręcz zaskakuje czytelnika tym, jak z tomu na tom, stają się one jeszcze pozytywniejsze. 



Przykrym stwierdzeniem, lecz prawdziwym, będzie to, że większość serii miewa tomy, po których odczucia względem historii diametralnie się pogarszają, historia zaczyna tracić na swojej wyjątkowości, fabuła przestaje być tak interesująca, a bohaterowie wcześniej tak lubiani, stają się nijacy. Dlatego tym większe okazało się zaskoczenie, gdy „Extinguish the Heat. Runda szósta” nie stało się przykładem tej reguły. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z nielicznych serii, które nie tylko dobrze się zaczynają, ale również w trakcie i bliżej końca nie zwalniają, ciągle zaskakują czytelnika i angażują emocjonalnie, bo tak jak i przy poprzedniej części, tutaj nie obyło się również bez łez.



Aspekt, który już w rundzie piątej rzucał się w oczy, jednak to tutaj jest on najbardziej dostrzegalny to zmiana i rozwój stylu pisania autorki. Seria od początku wyróżniała się umiejętnie budowanym napięciem i angażującym czytelnika stylem, jednak to w tej części oprócz tego mamy do czynienia z dużo bardziej dojrzałym, dopracowanym i przemyślanym, zarówno w kreacji bohaterów jak i poprowadzonej narracji.



Jako że zbliżamy się do końca serii, a w każdej z recenzji staram się poruszyć kwestię kreacji innych bohaterów, na sam koniec pozwoliłam sobie zostawić dwójkę postaci, których z całej zgrai polubiłam najbardziej, ich kreacja, ale i losy przez wszystkie rundy ciekawiła mnie najbardziej, i choć są oni postaciami pobocznymi, warto poświęcić im chwilę. Jasime, czyli ostatnia ze złotej jedenastki to bohaterka, która przez większą część historii przedstawiona jest raczej negatywnie, a mimo tego, nie potrafiłam nie polubić jej. Co nie znaczy, że było to łatwe, gdyż wielokrotnie jej chłodne podejście, zwłaszcza do nowych osób i to, w jaki sposób stawia na swoim, budziło różnorakie odczucia. Mimo wszystko jak każda z postaci, jej siła i niezależność nie skreślają tego, że jest nieczuła, jak mogłoby się wydawać.  Wreszcie dostajemy wgląd w jej motywacje, w to, co skrywa pod swoją maską obojętności i ironii. Dzięki temu możemy lepiej zrozumieć, dlaczego przez tak długi czas trzymała innych na dystans i jakie wydarzenia wpłynęły na jej postrzeganie świata, choć dalej sprawia to wrażenie, niewielkiej części jej życia. Drugą postacią jest Charlie, który w swojej realnej postaci, pojawił się w rundzie piątek i którego od samego początku polubiłam, bo kto nie uśmiechnąłby się na myśl o młodym Sheyu, który próbuje być inny od brata, a jednak nie wyprze się genów, sprawiają, że ma w sobie coś niewinnego i zarazem ujmującego. Cała jego prezentacja polega na pokazaniu zagubionego dzieciaka, który nie do końca wie, jak poradzić sobie z pewnymi kwestiami. Jego postawa, często lekka i nieco beztroska, skrywa w sobie głęboki niepokój i brak pewności siebie. 



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując, uważam “Extinguish the Heat. Runda szósta” autorstwa P.S. Herytiera ‘pizgacz’ za historię, która zaskakuje na każdym etapie i nie tylko utrzymuje wysoką jakość serii, ale również rozwija ją, sprawując, że z tomu na tom, mamy do czynienia z coraz lepszą historią, od której gdy przepadnie się raz, ciężko oderwać się. Po takim zakończeniu tomu ciężko pozostać obojętnym dlatego nie zostaje mi nic innego jak po raz ostatni wrócić do Culver City mając nadzieję, na sporą dawkę pozytywnych emocji.



Extinguish the Heat. Runda szósta" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


piątek, 17 stycznia 2025

"Extinguish the Heat. Runda piąta" - P.S. Herytiera ‘pizgacz’

12:00:00 0 Comments

Dorosłość nigdy nie pyta o pozwolenie, po prostu włazi ludziom w życie z buciorami i zabiera wszystko.




Tytuł: Extinguish the Heat. Runda piąta


Autor: P.S. Herytiera ‘pizgacz’


Data wydania: 20.07.2023


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 676


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy pochłonie nas żar, zdmuchnij popiół z mojego pokiereszowanego serca


Ze światła w mrok. Z mroku w światło. Między cieniem i słońcem, rozpaczą i szczęściem, zwątpieniem i nadzieją. Victoria Clark porzuciła rodzinne Culver City, aby spełnić największe marzenia zmarłej matki ― zamieszkać w innym stanie, studiować na prestiżowej uczelni i zdobyć dobrą pracę. Dziewczyna realizowała plan krok po kroku i wydawało się, że jest szczęśliwa… W rzeczywistości jej życie w Lewiston w stanie Maine bolało w sposób, o którym nie chciała mówić głośno. Niestety, pewien człowiek jednym telefonem zniszczył ― złudny, jak się okazało ― spokój Victorii i jej brata. Ta jedna rozmowa zmarnowała lata leczenia i prób zapomnienia o przeszłości. Co gorsza, sprawiła, że perspektywa powrotu do rodzinnego miasta stała się bardziej realna niż kiedykolwiek wcześniej. Victoria ponownie musi podjąć decyzję: zamknąć temat swojej rodziny czy spróbować dowiedzieć się prawdy o matce, która przez całe życie ją okłamywała? Los młodej kobiety znów jest niepewny, a każdy kolejny wybór okazuje się trudniejszy od poprzedniego. Największym zagrożeniem jednak jest obudzenie dawno zapomnianych uczuć. Od czasu wyprowadzki do Lewiston Victoria starała się mieć nad wszystkim kontrolę. Przewidywać, planować, nie zostawiać miejsca przypadkowi. Ten skrupulatny plan zaczyna się sypać w momencie, w którym do Victorii dochodzi, że w Culver City dalej mieszka czarnooki chłopak o poranionej duszy. A niektóre rzeczy się nie zmieniają… Czy w mroku czai się zagrożenie, czy może Victoria powinna się raczej obawiać pozornie przyjaznego światła? Przecież mówi się, że to ogień świeci najmocniej…


Zamknij oczy i zobacz mój obraz pod powiekami.



Często myślałam o tym, że życie nie jest usłane różami. Nie zatrzymywało się w miejscu, bo człowiek tak sobie zażyczył. Biegło coraz szybciej, nie pozwalając nam zwolnić, wciągało nas bez pytania.



Początek roku to czas, kiedy inaczej patrzę na przeczytane książki, często kieruje się wtedy innymi czytelniczymi wyborami, próbując, zrozumieć czego szukam w poznawanych historiach. Wyjątkiem jednak są serie, które wcześniej w jakiś sposób zawładnęły moimi myślami, nie pozwalając o sobie zapomnieć, jedną z takowych jest “Extinguish the Heat. Runda piąta”. 



Historia Victorii i Nathaniela mimo swojej prostoty i schematyczności, ma w sobie coś, co sprawia, że trudno zarówno zapomnieć o niej, jak i już w trakcie czytania, oderwać się od ich świata, rozterek i wyborów. Tym trudniej odłożyć ją, gdy mamy do czynienia z ciągle pędzącą akcją, a pojawiające się nieznacznie spokojniejsze chwile, stanowią powrót do dobrze znanego, starego Culver City.



Ostatnimi czasy, udało mi się nie wzruszać aż tak często na książkach, co traktuje za spory sukces 😅, być może stało się to przez fakt, że emocje te ciągle wywoływane były tym samym i stało się to w pewnym momencie czymś normalnym, jest też spora szansa, że ilość łez postanowiłam oszczędzić sobie na płacz nad nadchodzącą maturą. Mimo wszystko nie pojawiały się one aż tak często, jednak całą nową rzeczywistość zburzyła runda piąta, którą czytając, nie byłam w stanie zostać obojętna. Każda scena niosła ze sobą ciężar, który przygniatał coraz mocniej, a momenty bólu i straty uderzały z siłą, na którą nie byłem gotowy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio historia sprawiła, że autentycznie łamałem się w środku, ale ta książka to zrobiła – bez litości, bez ostrzeżenia, pozostawiając mnie z chaosem uczuć, których nie dało się łatwo ugasić. 



Nie mogłoby się obejść bez wspomnienia o bohaterach, tym razem skupiając się na Scotcie, Laurze i Matcie. Bohaterach wpisujących się w postacie drugoplanowe, a jednak dalej należące do złotej jedenastki. Laura to postać, której nie da się nie lubić. Bije od niej ogromne ciepło i zrozumienie w każdej sytuacji, nie zależnie czy jest to coś mniej lub bardziej poważne, zawsze i dla każdego z bohaterów, jest ogromnym wsparciem. Na przestrzeni serii pokazała, że delikatność i wrażliwość, nie są czymś, czego nie należy łączyć z determinacją i odwagą, dzięki temu zostaje zapamiętana przez czytelnika za to, jaka jest. Pokazując, że siła nie oznacza bohaterskich czynów i agresji.  Z kolei Scott to postać, która należy do grona tych otulających jak ciepły kocyk, nieważne co złego się zrobi, dla niego zawsze najważniejsze będzie bezpieczeństwo i samopoczucie drugiej osoby. Niezwykle charyzmatyczny i zabawny, z pozoru można by pomyśleć o nim, jako o kimś również niezwykle beztroskim, jednak po dłuższym poznaniu, okazuje się, że to tylko pozory. Jest typem człowieka, który zawsze jest tam, gdzie go potrzeba – niezależnie od tego, czy chodzi o wsparcie w trudnym momencie, czy rozładowanie napięcia żartem. Podobnie jak Laura, dla swoich przyjaciół jest ogromnym wsparciem, nie zależnie od sytuacji, mogą liczyć na jego wsparcie i brak oceniania. Matt to postać, która wyróżnia się poczuciem humoru i śmiało, można go nazwać śmieszkiem złotej jedenastki. Jego żary, cięte riposty i umiejętności rozładowywania napięcia niezależnie od sytuacji, to coś, przez co ciężko go nie polubić. Przy tym jest również cudownym cukiernikiem, zwłaszcza w pieczeniu pierniczków (bo w końcu papier to papier). Jednak pod warstwą humoru, kryje bohater, który czasem bywa chaotyczny i roztargniony w gonitwie życia. Matt to postać, która, choć często wydaje się być lekkomyślna i nieco zbuntowana, potrafi dostrzec to, co najważniejsze.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując, uważam “Extinguish the Heat. Runda piąta” autorstwa Katarzyna Barlińska P.S. Herytiera za kontynuację, która, choć jest dobra, nie jest pozycją obowiązkową przy poznawaniu serii. Jeśli jesteście fanami gorzkich i nieszczęśliwych zakończeń, skończenie serii Hell na rundzie czwartej, będzie dla was idealne. Jeśli jednak tak jak ja, nie lubicie rozstawać się z bohaterami i niezależnie od ich dalszych losów, przedłużacie zakończenie najdłużej jak to możliwie, staje się to pozycją obowiązkową. Tym bardziej gdy pragniecie poznać historię, która balansuje pomiędzy dramatem, momentami ulgi i śmiechu, a chwilami napięcia.



„Extinguish the Heat. Runda piąta" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


czwartek, 9 stycznia 2025

"The Great Library Of Tomorrow: Księga Mądrości" - Rosalia Aguilar Solace

13:00:00 0 Comments

Specyfika niektórych historii nie polega na ich fabule, a odczuciach, jakie wywołują i jak wpływają na końcowe postrzeganie całej opowieści. W przypadku “The Great Library Of Tomorrow: Księga mądrości” dokładnie tak było, już przed premierą wokół historii Heli było dość głośno, z każdej strony pojawiały się pozytywne opinie, zasypując czytelników zachwytami. I do mnie one dotarły, budząc nie tylko potrzebę przeczytania, ale również wysokie wymagania, bo skoro tak dużo ludzi mówi o niej w samych superlatywach, czy może być inaczej?




Tytuł: The Great Library Of
Tomorrow: Księga Mądrości

Autor: Rosalia Aguilar Solace


Data wydania: 27.11.2024

Wydawnictwo: Storylight

Liczba stron: 564

Moja ocena: 6/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka


Kiedy zapada mrok, obroni nas tylko jedność.
Helia od wieków służy jako Mędrczyni Nadziei w Wielkiej Bibliotece Jutra. Jest jedną z nielicznych wybranek stojących na straży ludzkich wartości: fundamentów królestw Papierowego Świata, które łączą się w Bibliotece magicznymi portalami kontrolowanymi przez Księgę Mądrości. Nadzieja Helii zostaje wystawiona na ciężką próbę, kiedy ona i jej partner Xavier, Mędrzec Prawdy, zostają znienacka zaatakowani w Różanym Ogrodzie w królestwie Silvyry. Odnoszą rany i w ognistej nawałnicy stają twarzą w twarz ze śmiertelnie groźnym złoczyńcą – Człowiekiem Popiołów. Ogród, pozbawiony swojego smoczego obrońcy, zostaje zniszczony, a Xavier poświęca życie, by Helia zdołała powrócić do domu i ostrzec innych Mędrców przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Kiedy Helia dociera do Biblioteki, okazuje się, że Księga Mądrości – wykładnia Mędrców – stała się niepokojąco cicha. Człowiek Popiołów zyskuje na sile, a Helia zaczyna ścigać się z czasem, poszukując wskazówek na temat pochodzenia swojego wroga i wszelkich możliwych sposobów na jego pokonanie.



Okazuje się, że tak, bo choć świat przedstawiony i kreacja bohaterów stanowią bardzo dobre fundamenty i pozwalają historii rozwinąć skrzydła, zarówno to jak i sama historia nie stanowi czegoś, co w mojej opinii wykraczałoby poza schematy gatunku i zaskakiwało czytelnika, swoją odmiennością. Choć, sama opowieść, jest przyjemna, co warto podkreślić, styl autorki budzący ciekawość i chęć zagłębiania się coraz bardziej w losy postaci, bohaterowie interesujący, a fabuła płynnie poprowadzona. Nie mogę powiedzieć o niej, jako o czymś wyjątkowym i niezwykle zaskakującym w swoim gatunku. W tym wszystkich zabrało mi, choć, jednego aspektu, który wyróżniłby ją na tle innych podobnych do siebie.


Nie lubię skupiać się jedynie na negatywnych aspektach, dlatego pora na coś, co choć ma swoje słabsze strony, stanowi jeden z paru pozytywnych elementów historii — kreacja bohaterów. Postacie przedstawione mimo pewnych niedociągnięć, są interesujące i budzą sympatię czytelnika. Helia, główna bohaterka pełni rolę Mędrczyni Nadziei w Wielkiej Bibliotece Jutra. Na tle innych na pewno wyróżnia się złożonością, jej charakter cechuje empatia i niezłomna wiara w dobroć ludzi. Choć ta zostaje wystawiona na próbę, gdy wraz z partnerem Xavierem, będącym Mędrcem Prawdy, zostają zaatakowani przez Człowieka Popiołów. W tak trudnej sytuacji musi stawić czoła lękom i wątpliwością, jednocześnie ciągle pamiętając o dbaniu o dobro innych. Co do reszty bohaterów wywarli oni na mnie raczej negatywne odczucia, przez to jak płytcy momentami byli, a ich rozterki budziły zbyt wiele “ale”.

Świat przedstawiony to aspekt budzący różnorodne odczucia, z jednej strony jest to dobrze zbudowane uniwersum, z drugiej pojawia się “ale”, o którym ciężko zapomnieć przez całość historii, by końcowo nie dość, że zostawić z lekkim rozczarowaniem to z pytaniem, gdzie w tym wszystkim jest ten brakujący element. Podstawą świata jest Wielka Biblioteka Jutra, w której nie tylko przechowywane są książki, ale również fundamentalne wartości takie jak: wiedza, miłość, czy nadzieja, będącymi kluczowymi dla świata. Ciekawym elementem jest sposób połączenia Biblioteki z królestwami Papierowego Świata i ich funkcjonowanie. Niemniej jednak świat przedstawiony jest ciekawy i pełen potencjału, czasem wydaje się zbyt wyidealizowany i uproszczony, jednakowo w kwestii samej magii jak i trudności napotkanych przez bohaterów.
Podsumowując, uważam „The Great Library Of Tomorrow: Księga mądrości” autorstwa Rosalia Aguilar Solace za historię w mojej opinii jak najbardziej poprawną, jednak w tym momencie niebędącą niczym ponadto. To solidna opowieść z interesującym światem przedstawionym i dobrze skonstruowaną bohaterką, ale brakuje jej elementu, który naprawdę wyróżniałby ją spośród innych książek tego typu. Kreacja postaci, choć ciekawa, nie zawsze potrafi wzbudzić silniejsze emocje, a fabuła, mimo że wciągająca, nie zaskakuje na tyle, by pozostawić trwały ślad. Pomimo tego w przyszłości, gdy wcześniejsze aspekty wpływające na odbiór książki, przestaną mieć dla mnie aż tak duże znaczenie, z chęcią sięgnę po nią jeszcze raz, tym razem z czystą głową i bez wyobrażeń na jej temat.