niedziela, 29 czerwca 2025

„Wygrywa pierwsze kłamstwo" - Ashley Elston

17:00:00 0 Comments

To miało być zwykłe zlecenie. Nowa tożsamość, nowe miasteczko i jasno postawiony cel. Evie Porter bardzo się natrudziła, by wejść w nową rolę i nie zdradzić swoich zamiarów, ale w końcu w życiu zawsze "wygrywa pierwsze kłamstwo". Czy wobec tego coś może pójść nie tak?


Tytuł:
„Wygrywa pierwsze kłamstwo" 
 Autor: Ashley Elston
Tłumacz: Agnieszka Brodzik
Liczba stron: 366
Data polskiego wydania: 15 kwietnia 2025
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
W moim odczuciu: 9/10
 
Evie Porter wiedzie z pozoru szczęśliwe i beztroskie życie. Ma kochającego chłopaka, mieszka w domu z wymarzonym ogrodem i otacza się wianuszkiem przyjaciół. To wszystko jest jednak jedną, wielką mistyfikacją a Evie Porter nie istnieje, przynajmniej do teraz. Bohaterka ma jeden cel - Ryan Sumner. Kobieta musi wykazać się niebywałą pomysłowością, aby cel zwrócił na nią uwagę. W dalszej kolejności ma go do siebie przekonać, co nie sprawia już większego kłopotu. W końcu się udaje, cel jest zauroczony postacią Evie Porter i proponuje, aby u niego zamieszkała. Cały misterny plan idzie idealnie do momentu, kiedy w mieście pojawia się nowa kobieta łudząco przypominająca Evie Porter. W dodatku przedstawia się prawdziwymi personaliami głównej bohaterki. Czy w tym momencie misja okaże się być zagrożona? Jak pojawienie się w mieście nowej kobiety wpłynie na dalsze losy głównej bohaterki? 

Evie Porter to kolejna z postaci w którą musi wcielić się główna bohaterka powieści. Przyjęcie nowej tożsamości nie stanowi dla niej większego problemu bowiem robiła to już wiele razy i zawsze z powodzeniem. Misja, do jakiej została przydzielona też nie wydaje się być najtrudniejszą z tych dotychczasowo wykonanych. Jednakże okazuje się, że zadanie wcale nie jest takie łatwe, a Evie Porter może grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Zagrożeniem okazuje się być nie tylko pojawienie się nowej kobiety, ale także inne, wieloznaczne sytuacje w które wplątuje się bohaterka. W walce o swoją prawdziwą tożsamość nie ma drogi na skróty a Evie musi zrobić wszystko, aby dawne błędy nie przekreśliły tego, co udało jej się zbudować. Czy uda jej się wyjść cało z opresji i zbudować jakąkolwiek przyszłość? 

Powieść wygrywa pierwsze kłamstwo to idealnie utkana sieć intryg, kłamstw i tajemnic. Autorka trzyma czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i stopniowo odkrywa kolejne elementy tej zagmatwanej i nieoczywistej układanki. W powieści nie brakuje zwrotów akcji, które nadają jej bardzo dynamiczny charakter. Liczne retrospekcje pozwalają natomiast czytelnikowi lepiej przyjrzeć się głównej bohaterce, poznać pobudki którymi się kieruje oraz historię, którą napisało jej życie. Wątpliwość budzą także kreacje bohaterów przez co czytelnik do samego końca będzie miał problem z rozróżnieniem który bohater jest dobry, a który tylko dobrze ogrywa swoją rolę. Zatem komu zaufać? Kto mówi prawdę? 

Jeśli jeszcze zastanawiacie się czy ta powieść jest dla Was to moja odpowiedź brzmi oczywiście że tak! Tak wciągającego thrillera na pewno nie czytaliście. Ashley Elston stworzyła z pozoru uroczy, wręcz idealny świat, który skrywa mroczne sekrety i intrygi. Historia Evie porywa czytelnika do głębi i skłania do wielu refleksji. Jak daleko może posunąć się człowiek, aby chronić swoją prawdziwą tożsamość oraz swoich bliskich? Przekonajcie się sami! 

piątek, 27 czerwca 2025

"My" - Elle Kennedy, Sarina Bowen

12:00:00 0 Comments

Drugi tom nie powtarza historii, zamiast tego pokazuje, co dzieje się potem. Gdy już opadnie kurz pierwszych emocji, a życie stawia przed bohaterami realne, dojrzałe pytania o wspólne „my”. I to właśnie to jest jednym z elementów, który wyróżnia ten tom. Autorki nie idą na łatwiznę, kierując się — i żyli długo i szczęśliwe. Zamiast tego pokazują przeprowadzkę, dzielenie przestrzeni, różnice w charakterach i zderzenie z rzeczywistością, w której związek dwóch osób tej samej płci, wciąż może budzić komentarze, opór, a nawet agresję.




Tytuł: My

Autor: Elle Kennedy, Sarina Bowen

Data wydania: 24.06.2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 328

Moja ocena: 10/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Twoi ulubieni hokeiści wracają!

Wes ma wszystko, o czym można zamarzyć – jest młody, przystojny, bogaty i uchodzi za nową nadzieję kanadyjskiego hokeja. Kibice go uwielbiają, a jeśli nadal będzie strzelał gole, ma szansę na nagrodę dla najlepszego debiutanta. Do tego wprowadził się do wymarzonego mieszkania z mężczyzną, którego kocha. Jest tylko jeden problem: o ich związku nikt nie może się dowiedzieć. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, rozpęta się medialna burza, która może wszystko zniszczyć. Jamie zostawił swoje dawne życie, by być z Wesem. Ale ciągłe ukrywanie się? To zupełnie nie jego bajka. Jedyną ulgę stanowi fakt, że w ich mieszkaniu mogą być sobą. A przynajmniej mogli. Bo gdy pewnego dnia najbardziej wścibski kolega z drużyny Wesa wprowadza się do tego samego budynku, sieć kłamstw, którą para utkała wokół siebie, zaczyna się rozpadać. Przed nimi najtrudniejsza rozgrywka, ale w końcu Jamie i Wes doskonale czują się na lodzie. Jak poradzą sobie tym razem? Po emocjonalnym pierwszym tomie, w którym obserwowaliśmy powstanie uczuć między Wesem i Jamiem, można by pomyśleć, że wszystko w tym temacie zostało powiedziane i teraz czeka ich sielankowe życie. Jednak nic bardziej mylnego, bowiem autorki pokazują, że zakochanie to dopiero pierwszy krok, a prawdziwe wyzwania pojawiają się wtedy, gdy trzeba zbudować wspólne życie.


Zarówno w solowych książkach Elle Kennedy, jakie miałam przyjemność czytać jak i tutaj w duecie z Sarina Bowen, nie mogę przejść obojętnie nad stylem pisania autorek, który mógłby wydawać się trudny do spójnego połączenia, a jednak komuś to się udało, tworząc razem coś pięknego. Osobno każda z nich pisze na swój wyjątkowy spósob, ale to w połączeniu powstaje niezwykła głębia, pisana lekko i swobodnie. Potrafią balansować na granicy wzruszenia i śmiechu, nie popadając przy tym ani w przesadną słodycz, ani w dramatyzm. To właśnie dzięki temu stylowi historia Wesa i Jamiego ma w sobie autentyczność – czuć, że to nie jest wykreowany romans, tylko relacja, która mogłaby wydarzyć się naprawdę.


Na zachwyt zasługuje również kreacja bohaterów. Wes otwierając się przed czytelnikami, pokazuje swoją nową stronę, przeciwną od tej na lodzie. Jego zmagania z medialnym zainteresowaniem, potrzeba chronienia związku i własnych granic wypadają bardzo wiarygodnie. Jamie natomiast zyskuje nowy wymiar – staje się nie tylko chłopakiem Wesa, ale też osobą, która musi wyznaczyć siebie na nowo w oczach rodziny i świata. Ich relacja to nie tylko ciągłe „kocham cię”, ale też rozmowy o rzeczach niewygodnych, potrzebnych i prawdziwych.


W tym wszystkim nie mogę zapomnieć o postaci drugoplanowej, jaką jest Blake. Hokeista pojawiający się epizodycznie, a jednak skradający momentalne całe show. Jego specyficzny humor, nieprzewidywalne reakcje i inny sposób bycia, sprawiają, że czytelnik pragnie jego obecności. Dodatkowo Blake, choć pozornie beztroski i lekko oderwany od rzeczywistości, wnosi do historii coś niezwykle cennego – bezwarunkową akceptację, lojalność i nieoczywistą mądrość emocjonalną. Dzięki niemu świat Wesa i Jamiego zyskuje szerszy kontekst, a my widzimy, że prawdziwa przyjaźń to taka, która trwa niezależnie od orientacji, statusu czy różnic charakterów.


Choć historia sama w sobie ma już wiele dobrego, to najlepszym jej aspektem jest to, że nie polega ona na zaskakujących zwrotach akcji czy cliffhangerach. Zamiast skakać z jednego dramatycznego wydarzenia, na drugie, koncentruje się emocjach. Co udowadnia tylko, że dobra książka nie musi zaskakiwać fabułą, a skupić się na tym, by czytelnik czuł się, jakby uczestniczył w życiu bohaterów. To wpływa również na tempo narracji, które nie potrzebuje nieustannego przyśpieszania, a daje przestrzeń na zatrzymanie się, by pomyśleć. W rezultacie to nie konkretna scena zostaje w pamięci – lecz cała gama emocji, które towarzyszyły jej lekturze


Podsumowując, “My” autorstwa Elle Kennedy i Sariny Bowen to historia wyjątkowa w swoim gatunku, która przekracza ramy typowe romansu, oferując czytelnikom coś zupełnie innego. Autorki pokazują, jak miłość ewoluuje, stawiając przed bohaterami zwykłe, codzienne wyzwania. Angażują nie tylko umysł, ale przede wszystkim serce czytelnika. A co ważniejsze to nie tylko książka o miłości – to książka o budowaniu „my” w świecie, który nie zawsze jest gotów to zaakceptować.

czwartek, 26 czerwca 2025

"Wśród gwiazd" - Brandon Sanderson

12:00:00 0 Comments

Po zakończeniu pierwszego tomu można by pomyśleć, że Spensa najtrudniejsze zadanie ma za sobą. Nie tylko stała się pilotką, ale również odkryła prawdę o przeszłości i udowodniła swoją wartość. Jednak nic bardziej mylnego, to dopiero teraz musi zmierzyć się z lękiem i koszmarami przeszłości, by udowodnić, że warto jej ufać. Brandon Sanderson nie idzie na skróty – zamiast kontynuować znaną formułę, przenosi akcję na zupełnie nowy poziom. „Wśród gwiazd” to powieść, która rezygnuje z bezpośredniego frontu walki na rzecz politycznej gry pozorów, moralnych szarości i szpiegowskich napięć.




Tytuł: Wśród gwiazd


Autor: Brandon Sanderson


Data wydania: 17.08.2022


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 531


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Przez całe życie Spensa marzyła o lataniu. Chciała dowieść, że jest równie dzielna jak jej ojciec. Została pilotem, ale wtedy odkryła druzgocącą prawdę o swoim ojcu. Plotki o jego tchórzostwie okazały się prawdziwe ‒ zdezerterował w trakcie bitwy z Krellami. A w zasadzie jeszcze gorzej, bo zwrócił się przeciwko swoim i ich zaatakował. Dziewczyna jest pewna, że kryje się za tym coś więcej. Jest przekonana, że cokolwiek przydarzyło się ojcu w jego myśliwcu, może także zdarzyć się jej. Kiedy przedostała się za pierścień fortów broniących jej planetę, usłyszała gwiazdy ‒ i było to przerażające przeżycie. Spensa odkryła, że wszystko, czego uczono ją o jej świecie, jest kłamstwem. A do tego odkrywa również kilka faktów o sobie ‒ i jeśli będzie musiała, poleci na koniec galaktyki, żeby ocalić ludzkość…


Największa zmiana, jaka zachodzi to klimat, zamiast otwartych konfrontacji, mamy do czynienia ze skradaniem się między słowami, koniecznością zachowania pozorów i nieustannym zagrożeniem pod maską uśmiechów. Zamiast historii o dojrzewaniu, dynamicznych pojedynkach i walce o siebie, ale i przyszłość przenosimy się do centrum politycznej gry i przyjmujemy rolę szpiega, który musi udawać kogoś innego, by odkryć prawdę o wrogach i ich zamiarach. Zabieg ten wpływa również na zmiany zachodzące w bohaterce, musi wykazać się zupełnie innym rodzajem odwagi, zdolnością do powściągliwości, analizy i chłodnego rozeznania. Musi nauczyć się działać w ukryciu, obserwować i zważać na to co robi, aby nie popełnić jednego złego ruchu, który zagrozi nie tylko jej misji, ale również przyszłości Detritusa.
Dzięki temu tak widoczne są zmiany, jakie w niej zachodzą, nie traci swojej determinacji, ale przestaje być impulsywna. Zaczyna rozumieć, że nie wszystko jest czarno-białe, tak samo jak, nie każdy wróg zasługuje na nienawiść i nie każda decyzja jest tylko dobra lub zła. Przy tych zmianach wciąż jest tą samą Spensa, ale dojrzałą, bardziej świadomą i ostrożniejszą. Nie porzuca swojej tożsamości – raczej uczy się, jak ją kontrolować i wykorzystywać w sposób, który nie zagraża ani jej, ani misji. Jej rozwój nie polega na rezygnacji z siebie, ale na nauczeniu się, kiedy być sobą, a kiedy odłożyć emocje na bok.
Zdecydowanie największym pozytywem tej części jest rozbudowanie świata i możliwość poznania nowych ras, kultur i poglądów, każda z nich rzuca nowe światło na znany konflikt. Zamiast prostolijnego postrzegania go jako walkę pomiędzy ludźmi a krelami, dostrzegamy, że każda ze stron działa z własnych, logicznych, choć brutalnych pobudek. Galaktyczne społeczeństwo funkcjonuje w oparciu o złożoną sieć sojuszy, hierarchii i wzajemnych uprzedzeń. Niektóre rasy żyją w systemie całkowitego podporządkowania sztucznej inteligencji, inne kierują się ideologią opartą na czystości genetycznej czy technokratycznym porządku. Spensa, stykając się z tymi różnicami, nie tylko próbuje je zrozumieć, ale musi się w nich odnaleźć – często udając akceptację dla zasad, które są jej obce.
Podsumowując, uważam “Wśród gwiazd” autorstwa Brandona Sandersona za bardzo dobrą kontynuację, która nie idzie na skróty. Zamiast powielać schematy z pierwszego tomu, oferuje coś świeżego. Zmienia się przy tym klimat i dynamika, ale nie znika to co najważniejsze, rozwój postaci i prezentacja świata. Spensa dojrzewa, świat się poszerza, a sama opowieść zyskuje głębię, która czyni tę część jeszcze bardziej satysfakcjonującą niż pierwszą. To nie tylko dobra kontynuacja – to mądra, przemyślana ewolucja serii.


środa, 25 czerwca 2025

"Dziedzictwo feniksa" - Agnieszka Mróz

12:00:00 0 Comments

Niektóre historie po prostu się czyta, bez żadnych emocji, uniesień i zachwytów, są również te, które od pierwszej strony pochłaniają czytelnika, budząc nie tylko ciekawość związaną z tym co dalej, ale również emocjonalne zaangażowanie, utrzymujące się aż do samego końca. Już za pierwszym razem jak czytałam “Dziedzictwo feniksa” wiedziałam, że jest to wyjątkowa historia, która nie tylko intryguje, porusza i wciąga, zostając przy tym w umyśle czytelnika na długo po zakończeniu, ale również potrafi rozbudzić starą miłość, w tym przypadku dzięki niej na nowo zakochałam się w fantastyce.





Tytuł: Dziedzictwo feniksa

Autor: Agnieszka Mróz

Data wydania: 17.06.2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 344

Moja ocena: 11/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Emocjonujące urban fantasy, które przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom gatunku, ale także fanom romantasy i literatury Young Adult.

Główną bohaterką serii jest Jillian, młoda dziewczyna należąca do Rodu Feniksa, która musi odnaleźć swoje miejsce w brutalnym świecie po tym, jak jej rodzina została brutalnie wymordowana, a ona sama znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. To opowieść pełna mitologicznych inspiracji, mrocznych sekretów i walki o przetrwanie - znajdziemy tu nawiązania do stworzeń nadnaturalnych, tajemniczych artefaktów i postaci znanych z folkloru. Skomplikowane relacje, poznawanie świata Mitycznych i rządzących się nim praw i rozwój bohaterów dodają powieści realizmu, a niewyjaśnione motywy antagonisty zachęcają do zagłębiania się w fabułę. Wyraźny podział Mitycznych na Skalanych - złoczyńców i Jegersów - łowców tworzy dynamiczne napięcie i zapewnia widowiskowe sceny akcji, które przyciągną miłośników dynamicznych starć.


Dodatkowo nie jest to jedna z tych historii, które będziecie chcieli odkładać co kilka rozdziałów. Od pierwszych stron widoczna jest znajomość autorki z gatunkiem, co skutkuje tym, że każdy element od konstrukcji scen, rozwoju napięcia jak i fabuły, jest nie tylko przemyślany, ale również dopracowany. Nie ma tu fragmentów, które można by uznać za niepotrzebne lub nużące, tak samo jak nie ma sztucznego przeciągania wydarzeń. Historia płynie swoim naturalnym tempem. Czytelnik odczuwa, że wszystko, co się dzieje, ma sens i konsekwencje, a emocje wynikają z sytuacji i relacji, a nie są narzucane na siłę. Dzięki temu tak trudno oderwać się, choć na chwilę od czytania.


Dzieje się to również za sprawą stylu pisania autorki - przejrzystym, dynamicznym i pozbawionym zbędnych ozdobników. Nie jest on jednak przy tym obojętny na losy bohaterów, w odpowiednich momentach przesiąknięty jest on ich emocjami. Zdania są wyważone, dialogi brzmią autentycznie, a opisy są na tyle konkretne, że budują wyraźny obraz sytuacji, nie przytłaczając nadmiarem szczegółów.


Kolejnym aspektem, który wzbudził mój zachwyt, jest poprowadzenie relacji romantycznej. Po raz kolejny w ostatnim czasie spotykam się z zupełnie odmiennym poprowadzeniem jej, zrzuceniem jej na daleki plan, po to, by mogła rozwijać się bez pośpiechu i presji, dostosowując się do rytmu bohaterów i tego, w jakiej sytuacji się znajdują. Nie narzuca się ona tylko im, ale również czytelnikowi, przez co, sceny gdy pojawia się, są jeszcze bardziej wyczekiwane. Relacja budowana jest na zaufaniu, niepewności, napięciu i wzajemnym badaniu granic – wszystko dzieje się w odpowiednim czasie, a nie na siłę.

Nie można zapomnieć również o bohaterach, których kreacja to dobry fundament do dalszego rozwoju. Główna bohaterka Jilian nie jest ani przerysowaną wojowniczką, ani bierną obserwatorką. Jest bohaterką, która myśli i czuje i to właśnie z tego wynika większość jej decyzji. Została przedstawiona jako postać, która również się boi, nie próbuje sama walczyć z całym złem, pozwala sobie pomóc, mimo ogromnej niechęci. Z kolei Hyden jest bohaterem bardzo zamkniętym w sobie, powściągliwym i tajemniczym, jednak nie jest odbierany przez to negatywnie. W całej historii urzekło mnie również to, że wiele postaci zostało w jakiś sposób napiętnowanych, jedną z nich jest właśnie on. Zabieg ten, nie tylko daje szanse na lepsze poznanie go, ale również skupia uwagę na innych aspektach historii, które moglibyśmy pominąć. Błędem byłoby pominąć Raven i Shawna postacie niepełniące aż tak głównej roli, choć ich obecność jest znacząca. Raven daje poczucie siły i równowagi, Shawn wnosi dystans i ironię, ale oboje mają wyraźne cechy i konkretne miejsce w tej historii.

Nie mogłabym również nie wspomnieć o kolejnym ważnym aspekcie, jakim są elementy fantastyczne. Akcja historii dzieje się w zwykłym świecie, jednak w pewnym momencie na jego tle zaczynają ujawniać się zjawiska i mechanizmy wykraczające poza codzienność. Rzeczy nadprzyrodzone zostają wprowadzone w sposób przemyślany i spójny. Zasady rządzące mocą, czy związki między postaciami a ich dziedzictwem są logiczne i przede wszystkim konsekwentne. Dodatkowo to, co w moim odczuciu ważne, wkraczając w ten “nowy świat”, poczułam się zaopiekowana przez autorkę, która skrupulatnie próbuje przekazać co, gdzie, jak i kiedy.
Podsumowując “‘Dziedzictwo feniksa” autorstwa Agnieszki Mróz to historia napisana w bardzo dobry i przemyślany sposób pod każdym względem. Począwszy od kwestii prozaicznych jak strona emocjonalna, po te bardziej wymagające jak, dopracowanie elementów fantastycznych. Wciąga od początku i utrzymuje uwagę do końca. Nie ma w niej zbędnych ozdobników, a każda scena ma swoje uzasadnienie. Śmiałym, choć uważam, że jak najbardziej adekwatnym stwierdzeniem będzie to, iż jest to przykład fantastyki, która nie odrywa nas od rzeczywistości, a pozwala lepiej ją zrozumieć.


Jeśli powyższa część Was nie przekonała, mam nadzieję, że po przeczytaniu naszej polecajki znajdującej się w książce, zdecydujecie się sięgnąć po historię Jilian.

Historia Jillian to opowieść o ogniu skrytym wśród cienia – cichym, choć pragnącym ofiary. Nie tlącym się, lecz wzywającym, którego każdy płomień to znak, a każda iskra zwiastunem odrodzenia. To opowieść o wyborach, które nigdy nie były jej, o przeznaczeniu, które przyszło zbyt wcześnie i o sile, która rodzi się tam, gdzie wszystko inne już umarło. Nie tylko zaciera granice między tym co realne a tym, co magiczne, ale również przenosi do miejsca, które zostaje w sercu na długo po zakończeniu.
Wiktoria Sroka, czytelnika.pl


piątek, 13 czerwca 2025

"Między zobowiązaniem a zdradą" - Shain Rose

12:00:00 0 Comments

 Rozwój mediów znacząco wpłynął na rynek książek, dzięki niemu i znaczeniu Tik Toka w naszym życiu, coraz częściej spotykamy się z tym, że wystarczy kilkusekundowy filmik z dramatycznym cytatem, urywkiem emocjonalnej sceny lub estetycznym kadrem z okładką, by napędzić zainteresowanie wokół danego tytułu. Historie promowane przez BookTok żyją w swoim osobnym “ekosystemie”, najczęściej do tego grona trafiają opowieści emocjonalne, przerysowane, ale i pełne napięcia i zwrotów akcji, które mają trafić prosto w serce czytelnika. Ta specyfika ma swoje plusy – popularność tytułów rośnie błyskawicznie, ale i minusy – nie każda „sensacja” okazuje się rzeczywiście warta zachwytu.




Tytuł: Między zobowiązaniem a zdradą


Autor: Shain Rose


Data wydania: 27.05.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 448


Moja ocena: 5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Wspólnik mojego ojca zrobi wszystko dla imperium, które razem zbudowali... Gotowy jest nawet mnie poślubić


Declan Hardy, obiekt kobiecych westchnień, miliarder i były gwiazdor NFL, jest moim całkowitym przeciwieństwem. Rządzi, gdy ja współpracuję. Jest spontaniczny, gdy ja działam rozważnie. Głośny, kiedy ja milczę. Jedyne, co nas łączy, to fakt, że nasze nazwiska znalazły się w testamencie mojego ojca. On odziedziczy imperium fitnessu i hotelarstwa, a ja zachowam to, co jest dla mnie najcenniejsze. Z zastrzeżeniem, że go poślubię – na określonych warunkach. Rok fałszywego małżeństwa. Rok wspólnego mieszkania. Rok udawania, że pasuję do jego luksusowego stylu życia. Ale warunki nigdy nie są takie proste. Zwłaszcza gdy nie wiem, czy jego pocałunki są udawane, czy to ja udaję, kiedy je odwzajemniam. A gdy pojawia się coraz więcej warunków, staje się jasne, że istnieje cienka granica między zobowiązaniem a zdradą... i żadne z nas nie wie, gdzie ta granica przebiega.



”Między zobowiązaniem a zdradą” jest jedną z książek, które na Tik Toku są promowane hasłami wzbudzającymi konieczność poznania historii i przekonania się na własnej skórze, jak wypada na tle innych. Ulegając medialnej presji, zdecydowałam sama sprawdzić, czy historia Declana i Everly jest tak dobra jak o niej mówią.



Początkowo było naprawdę bardzo obiecująco, już od samego początku zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń, narastający konflikt i dość skomplikowaną relację między głównymi bohaterami. Niestety im więcej czytałam, tym coraz bardziej zaczynałam się rozczarowywać, kolejne kroki bohaterów stawały się coraz bardziej przewidywalne, a przy tym niezwykle irytujące. To co, początkowo zachwycało mnie w tej historii najbardziej, końcowo stało się jednym z elementów, który wpłynął na końcową poprawę oceny. 



Największym rozczarowaniem są bohaterowie i ich kreacja. Declan okazał się aż nazbyt schematyczny, zamknięty w sobie, z wieloma tajemnicami i skorupą twardziela dodatkowo aż do przesady zostaje podkreślony aspekt, o tym, jak to nie znosi sprzeciwu.Everiy, która miała być silną i niezależną bohaterką, szybko uległa presji Declana. Choć początkowo prezentowała się jako postać z charakterem, w miarę rozwoju fabuły jej działania stawały się coraz mniej spójne, a motywacje – powierzchowne. Zabrakło jej wewnętrznej konsekwencji, przez co trudno było mi się z nią utożsamić czy naprawdę jej kibicować. Sam rozwój relacji pomiędzy nimi nie przemawia do mnie i według mnie jest najsłabszym elementem historii.



Elementem, który wzbudza we mnie mieszane uczucia, jest styl pisania. Z jednej strony bardzo przyjemny, z dialogami, które nie są wymuszone, z drugiej zaś pojawiają się fragmenty, w których autorka, próbuje wprost przekazać, to co wydarzyło się mimo tego, że opisy trafie to oddają i takie dopowiedzenia są zupełnie niepotrzebne. 



Podsumowując “Między zobowiązaniem a zdradą” autorstwa Shain Rose to książka, która zapowiadała się bardzo dobrze i na początku taka była, z czasem jednak traci “to coś”, co na początku skrada serce czytelników. Co warto zaznaczyć, nie jest to zła historia, miewa swoje lepsze i gorsze momenty, przez co jest po prostu poprawna. U mnie ten tytuł  raczej nie zostaje w pamięci na długo, choć całkiem możliwe, że znajdzie swoich  odbiorców szczególnie wśród fanów TikTokowych rekomendacji.


czwartek, 12 czerwca 2025

Szanta - Wojciech Wójcik

23:45:00 0 Comments

 Mazury - piękne lasy, jeziora, rejsy pod żaglami w promieniach wiosennego słońca - brzmi jak przepis na idealny urlop, prawda? Niestety nie wszyscy mają to szczęście, a szczególnie trzy muzealniczki, które po śmierci pewnego profesora i kierowniczki, muszą postawić nowe muzeum na nogi. Czy jednak dadzą radę się na tym skupić, gdy w okolicy nadal czai się morderca? A może, dzięki swojej wiedzy i z pomocą zbiorów muzealnych, rozwiążą tę tajemnicę?





Tytuł:
 Szanta

Autor: Wojciech Wójcik

Data wydania: 19 kwietnia 2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 540

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
    Już jakiś czas miałam ochotę na dobry kryminał, Szantą trafiłam w dziesiątkę. Nie mogłam się oderwać od historii, opisu pięknych mazurskich jezior, czy nawiązań do dawnych tradycji, wierzeń i...skrywanych przez mieszkańców i bywalców tajemnic. Wszystkie te elementy razem sprawiły, że nie mogłam spać z ciekawości (i oczywiście zarwałam nockę). Nie obyło się bez zaskakujących zwrotów akcji, zawiłych zagadek i skomplikowanych powiązań - a wszystko to z udziałem ciekawych, postaci, które zostały świetnie wykreowane i "trzymają" się swoich charakterów.


    Do rozwiązania zagadki prowadzi nas perspektywa jednej z pracownic muzeum, a także perspektywa emerytowanego policjanta, który nie mogąc stać bezczynnie - działa. Jest to całkiem ciekawe rozwiązanie, bez nadmiernej ingerencji w "sztywne" patrzenie na śledztwo przez policyjne procedury (gdyby autor zastosował perspektywę policji czynnej). Zabieg ten wywołuje dreszczyk emocji, jak daleko sprawa będzie w stanie zajść prowadząc śledztwo na własną rękę. I to oczekiwanie w napięciu - czy te dwie perspektywy się połączą i będą współpracować?


    Tytułowa szanta jest pełna niedopowiedzeń, jest zgrabną zagadką samą w sobie i patrzenie strona po stronie, jak wszystko składa się w logiczną całość było bardzo satysfakcjonujące. Z pewnością będę czekała na kolejne książki spod pióra Wojciecha Wójcika, sposób w jaki pisze bardzo mi przypadł do gustu (nie było momentów, w których coś nie pasowało stylistycznie, wpisywane na siłę).


    Nie za bardzo wiem, co jeszcze miałabym tutaj dodać. Nie jest to wybitny kryminał, ale jest dobry. Zgodny gatunkowo, w wielu momentach zaskakujący. Z całym swoim czytelniczym doświadczeniem - tym razem nie byłam nawet blisko odpowiedzi na zagadkę "kto jest mordercą?", myślę że warto dać tej pozycji szansę. Spróbujcie sami zgadnąć - kto zabił? I czy samobójstwo profesora faktycznie było samowolnym targnięciem się na życie?


    Polecam wszystkim fanom kryminałów z naturą i nawiązaniami do dawnych wierzeń i tradycji, a także sztuki. Na pewno się nie zawiedziecie. Ja po tej lekturze na pewno nie wybiorę się na biwak ani spływ kajakowy, przynajmniej przez jakiś czas. Ale jeśli Wam marzy się klimat lasu, jezior i czających się w nich zagadek, nic prostszego. Może lektura nie zmrozi krwi w żyłach, ale zapewne będzie satysfakcjonująca.



Małgorzata Górna

środa, 11 czerwca 2025

"Do gwiazd" - Brandon Sanderson

12:00:00 0 Comments

Po niezwykle trudnych przygotowaniach do matur miesiącach pełnych stresu i nauk, w końcu nadszedł ten moment. Czas, kiedy mogę zwolnić, odetchnąć i pozwolić sobie na powrót do tego, co naprawdę kocham. Do książek. Ale nie do nowości, nie do czegoś „na szybko”. Do historii, które już kiedyś czytałam, ale którym nie poświęciłam wystarczająco uwagi, których w pełni nie doceniłam. Powrót ten jest dodatkowo wyjątkowy przez aspekt tego, że sięgając po nie, wracam również do samej siebie - tej, dla której książki były jedynym światem, w którym chciała przebywać, ale również tej niezwykle zagubionej. Powrót do tej wersji siebie, która sięgała po książki z ciekawości, a dziś ma okazję poznać je bardziej świadomie i zupełnie z nowej perspektywy, dając im drugą szansę.




Tytuł: Do gwiazd

Autor: Brandon Sanderson


Data wydania: 07.09.2021


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 606


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Świat Spensy jest atakowany od setek lat. Obcy zwani Krellami przypuszczają jeden powietrzny atak za drugim, prowadząc niekończącą się kampanię, której celem jest zagłada ludzkości. Jedyną obroną przed nimi są eskadry myśliwców walczące z wrogiem w przestworzach. Piloci są bohaterami niedobitków ludzkiej rasy. Spensa zawsze marzyła, że zostanie jedną z nich, że będzie latać i dowiedzie swojej odwagi. Jednak ciąży na niej niesława jej ojca - zestrzelonego przed wieloma laty pilota, który nieoczekiwanie zdezerterował, praktycznie przekreślając szanse Spensy na przyjęcie do szkoły pilotów. Ludzie nigdy nie pozwolą Spensie zapomnieć o tym, co zrobił jej ojciec, lecz ona mimo to postanowiła latać. A Krelle właśnie to umożliwili. Podwoili liczebność swojej powietrznej armady, jeszcze bardziej zagrażając światu Spensy. Rozpaczliwa walka ludzkości o przetrwanie pozwoli spełnić jej marzenie życia…



Jedną z książek, do których powracam jest “Do gwiazd” Brandona Sandersona. Myśląc o niej przed przeczytaniem, fabuła wydawała mi się jakby była za mgłą, lekko rozmyta, jednak z przebijającymi się elementami: dziewczyna, która chce zostać pilotką; tajemniczy statek; walka z obcą cywilizacją; piętno przeszłości. Czułam, że pięć lat temu nie byłam gotowa, by w pełni ją docenić. Dziś, z nową wrażliwością i czytelniczym doświadczeniem, postanowiłam wrócić i spojrzeć na nią świeżym okiem.


Po raz pierwszy na polskim rynku wydawniczym pojawiła się sześć lat temu. Taki okres czasu dla wielu powieści, jest czasem zapomnienia. Nie zostając w sercach czytelników, często znikają w cieniu nowości, przemijając i ustępując miejsca kolejnym, głośniejszym premierom, jednak nie w tym przypadku. “Do gwiazd” sprawia wrażenie historii, która nie tylko przetrwała ten czas, który weryfikuje daną powieść, ale również dojrzała razem z czytelnikami, którzy sięgając po nią po paru latach, wracają do niej z zupełnie inną perspektywą niż przy pierwszym spotkaniu. Na swoim przykładzie widzę, jak ten czas, wpłynął na moje postrzeganie historii Spensy i to, że cała otoczka wokół latania i walki z wrogami porwała mnie znaczniej bardziej niż za pierwszym razem. Wtedy czytałam ją umysłem nastolatki spragnionej przygód i wyrazistych bohaterów, teraz dostrzegam słowa, cienie i milczenie między wersami. Odczytuję gesty, które wcześniej przelatywały mi między palcami, i zatrzymuję się przy zdaniach, które dawniej po prostu mijałam. Autor, który wtedy wzbudził we mnie podziw za kreację świata, dziś uderza mnie opisami pełnymi emocji i sile, z którą bohaterowie mierzą się z bólem i zwątpieniem. Decyzje Spensy, rozmowy z M-Botem, czy każdy lot to nie prozaiczne czynności w świecie, który tego wymaga, to walka o własne “ja”, w chwilach, gdy wszyscy zaprzeczają twojej racji. Nie tylko na dobrej fabule opiera się ta historia, równie ważnym i zarazem bardzo dobrym elementem są bohaterowie - wyraziści, pełni sprzeczności i emocji, które w pełni oddają to kim są i jakimi wartościami kierują się. Główna bohaterka Spensa już na samym początku budzi ciekawość swoją nieustępliwością, ale również bezkompromisowością. Z ogromną odwagą walczy o swoje racje i z tym jak postrzegają ją inni, jej siła nie polega na braku strachu, lecz na tym, że mimo lęku wciąż walczy. Spense trudno nazwać “idealną dziewczyną”, jednak przez bycie upartą, impulsywną i momentami zbyt pewną siebie, nie da się jej nie polubić. Tak samo jak jej towarzysza M-Bota, czyli sztuczną inteligencję, która bywa niezwykle ironiczna, a momentami wręcz niezwykle zabawna. Nazwanie go tylko gadającym statkiem, to jedna z gorszych obraz, jakie można wypowiedzieć, gdyż poza tym mierzy on się z własnymi konfliktami, rozterkami i potrzebą przynależności do kogoś. Jego relacja ze Spensą opiera się na wzajemnym poznawaniu, co mam nadzieję w kolejnych tomach niezwykłą przyjaźń. Choć bohaterów w całej historii pojawia się jeszcze wiele ważnych postaci jak Cobb, Jorgen, FM czy Kimmalyn to właśnie Spensa i M-Bot skradli moje serce najmocniej w tym tomie. Jako osoba, która od zawsze była zafascynowana, ale i wychowana na science fiction śmiało mogę powiedzieć, że to właśnie historia Spensy otworzyła przede mną drzwi ukazujące ten gatunek w literaturze jako zupełnie coś innego od tego co znałam. Pod płaszczem kosmicznych bitew, zostają przemycone opowieści o ludziach, pytania o tożsamość, przynależność i przyszłość. To wszystko ukryte pomiędzy szkoleniem a walką o Detritusa, miejsce przeszłości, teraźniejszości i być może przyszłości.
Podsumowując “Do gwiazd” autorstwa Brandona Sandersona to wstęp zapowiadający bardzo dobrą serię. Zawiera w sobie wszystko, czego szukam w literaturze science fiction — dynamiczną fabułę, emocjonalną głębię, nieoczywistych bohaterów i świat, który z jednej strony zachwyca rozmachem, a z drugiej nie przytłacza, tylko zaprasza do dalszego odkrywania. Dla mnie to była lektura pełna emocji i czystej czytelniczej satysfakcji, która udowadnia, że Sanderson potrafi nie tylko tworzyć epickie światy fantasy, ale również doskonale odnajduje się w gatunku science fiction. Jeśli pierwszy tom był tak dobry — nie mogę się doczekać, co przyniosą kolejne. A wiem jedno: zamierzam poznać ją całą od pierwszego startu aż po ostatni lot.



poniedziałek, 26 maja 2025

Czwarty zwrot już nadszedł. Co cykle historii mówią nam o tym, jak i kiedy zakończy się obecny kryzys.

22:26:00 0 Comments
    Czy jesteś zadowolony z tego jak wygląda twoje życie? Jeśli tak, świetnie! A jeśli dopada Cię poczucie nadciągającego kryzysu w społeczeństwie, nie martw się, po pierwsze - nie jesteś sam, a po drugie - to minie. Przynajmniej tak twierdzi Neil Howe, który wykorzystał swoją wiedzę z historii, ekonomii i o demografii, by opowiedzieć o wnioskach jakie możemy wyciągnąć z powtarzających się cykli historii.



Tytuł:
 Czwarty zwrot już nadszedł. Co cykle historii mówią nam o tym, jak i kiedy zakończy się obecny kryzys.

Autor: Jeil Howe

Data wydania: 13 maja 2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 632

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
    Jak myślicie, ile prawdy jest w powiedzeniu "historia lubi się powtarzać"? Okazuje się, że bardzo dużo. Książka, którą Wam przedstawiam dość kompleksowo rozwija tę teorię, głównie w oparciu o historię Stanów Zjednoczonych. Muszę zaznaczyć, że było to dla mnie dość trudne, by ułożyć sobie tą mnogość faktów w głowie, by widzieć szerszą perspektywę. Jeśli ktoś nie ma absolutnie żadnego pojęcia o historii świata (z naciskiem na Amerykę), może być to twardy orzech do zgryzienia.


    Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by tę teorię poznać i zrozumieć, jednak mając pewną wiedzę będzie po prostu prościej (osobiście czułam się przytłoczona ilością faktów i danych w krótkim czasie). Niemniej jednak lektura bardzo ciekawa, o szerokiej perspektywie. Rozważania dotyczą nie tylko "suchych" faktów historycznych, ale dotykają też nastrojów, motywacji i reakcji społecznych, gospodarki, aspektów finansowych, religijnych, więzi rodzinnych etc.


    Zanim zaczęłam czytać Czwarty zwrot zastanawiałam się, czy przypadkiem nie będę miała do czynienia z efektem potwierdzenia (tendencje do wyszukiwania informacji, które potwierdzają wcześniejsze teorie i hipotezy, niezależnie od tego czy są prawdziwe). Moje wątpliwości dość szybko zostały rozwiane ilością danych i badań, i jest mi bardzo trudno nie zgodzić się z postawioną teorią cykliczności czasu. Wedle tej perspektywy dotarliśmy do kryzysu, który może się zakończyć w ciągu najbliższych kliku lat. Jak? Opcji jest kilka, a aby je poznać powinniście sięgnąć po tę pozycję - warto!


    Dostajemy wiedzę w pigułce, opisaną fachowo, ale przystępnie - aż żal nie skorzystać. Można zrozumieć skąd biorą się pewne reakcje społeczne, co powoduje że co kilka pokoleń wpadamy w kryzys i czym się objawia (zarówno jego początek, jak i koniec). Bardzo polecam fanom historii, żądnych wiedzy i wszystkim zainteresowanym. A tym, którzy są rozczarowani kierunkiem w jakim społecznie zmierzamy - polecam przeczytać i potraktować jako światełko w tunelu dla końca kryzysu w takim stanie rzeczy.


    
Małgorzata Górna

czwartek, 17 kwietnia 2025

"Faking with benefits. Gra pozorów z bonusami" - Lily Gold

12:00:00 0 Comments

Na przełomie ostatnich dwóch lat, widoczna jest największa zmiana na rynku wydawniczym. Klasyczne historie miłosne coraz śmielej zostają wypierane przez romanse poligamiczne zarówno te z motywem poligynii (jednego mężczyzny i wielu kobiet), jak i poliandrii (jednej kobiety i wielu mężczyzn). Z początku stanowiąc niszową część gatunku, dziś coraz częściej mamy do czynienia z tą stroną romansów. Nie stanowią już tylko ciekawostki, a podbijają listy bestsellerów. Trudno więc się dziwić, że sięgając po „Faking with Benefits. Gra pozorów z bonusami” autorstwa Lily Gold, oczekiwania były spore. Szczególnie że książka obiecywała nie tylko romans, ale też lekką komedię, ciekawe tło fabularne i emocje.





Tytuł: Faking with benefits. Gra pozorów z bonusami


Tytuł: Lily Gold


Data wydania: 01.04.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 512


Moja ocena: 4/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





POSZUKIWANI: Trzej chłopacy na niby. Wymagania: wysocy, umięśnieni – i gotowi nauczyć mnie, jak się całować. Mam na imię Layla i jestem… totalnie nierandkowa. Serio. Mam dwadzieścia osiem lat i nigdy nie miałam chłopaka. I zaczynam już tracić cierpliwość. Na szczęście mam trzech chętnych do pomocy przyjaciół: Zack to były gracz rugby, Josh jest typem chłopaka z sąsiedztwa, a Luke to mój były profesor. Kiedy po fatalnej randce zalewam się łzami w ich ramionach, postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie zgadzają się zostać moimi „treningowymi chłopakami” i opracowują plan lekcji, który obejmuje udawane randki, sesje całowania i warsztaty z flirtowania przez SMS-y. W zamian muszę tylko raz w tygodniu pojawiać się w ich podcaście o relacjach. Proste, prawda? Ale im dalej w te „lekcje”, tym bardziej wszystko wymyka się spod kontroli. A ja chcę czegoś więcej.




Wszystko to w połączeniu z opisem, brzmiało bardzo interesująco, jednak w praktyce nie do końca spełniło oczekiwania. Głównym problemem, jaki miałam z tą książką, jest to styl pisania autorki, przez który ciężko było mi przebrnąć. Autorka nie potrafiła na tyle zainteresować, by utrzymać to zaangażowanie na dłużej niż pięć stron, co przy pięciuset stronach bywa niezwykle irytujące. 



Opisane losy Layly to przykład historii, której konspekt jest na tyle ciekawy, by wyróżniać się na tle innych. Niestety, wykonanie nie jest już aż tak bardzo ciekawe, a początkowy potencjał coraz bardziej ukazuje się jako niewykorzystany. Historia szybko traci swoją siłę przebicia, tempo siada, a to, co miało być wyjątkowe, staje się dość przewidywalne i schematyczne. 



Nie da się również pominąć faktu, że książka jest przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. Sceny erotyczne pojawiają się często i są bardzo szczegółowe. Niektórym mogą się one spodobać, jednak jest ich tak dużo, że momentami wydają się głównym elementem fabuły, wypierając rozwój postaci czy relacji emocjonalnych. Seks dominuje nad treścią, co powoduje, że książka traci balans między romansem a erotyką. Dla niektórych będzie to atut, dla innych – przesyt i znużenie.



W tym wszystkim nie można zapomnieć o kreacji bohaterów, która ku zaskoczeniu, ale również pozostawia wiele do życzenia. Layla, która z początku pokazana jest jak niezależna i ambitna, często zachowuje się naiwnie, gubiąc w swoich decyzjach konsekwencje. W jej kreacji nie spodobał mi się również wątek samoakceptacji, gdyż z jednej strony podkreślane przez bohaterkę, iż akceptuje siebie, z drugiej strony, jedyne chwile gdy jesteśmy w stanie dostrzec realność tych słów, to chwilę z trójką mężczyzn. Co do Josh’a, Zacka i Lucka są to bohaterowie z trzema różnymi historiami, które w praktyce zlewają się w jedną całość. Josh to bohater, który skrywa uczucia do Layli od lat, ale nigdy nie zdobył się na odwagę, by je wyznać. Zack to mężczyzna po ogromnej stracie — jego narzeczona zmarła, co nałożyło się cieniem na jego życie uczuciowe. Luck natomiast to rozwodnik z dystansem do miłości, który unika bliskości. Teoretycznie, każdy z tych mężczyzn reprezentuje inną historię, inne zmagania i inne podejście do relacji. Problem w tym, że w praktyce te różnice są tak słabo zarysowane, że szybko przestają mieć znaczenie. Ich historie, choć interesujące, nie znajdują odpowiedniego rozwinięcia i pogłębienia. Zamiast ciekawej kreacji postaci, otrzymujemy trzech mężczyzn, którzy różnią się tylko imionami.



“Faking with benefit. Gra pozorów z bonusami” autorstwa Lily Gold  to książka, która ma swój urok i może przypaść do gustu osobom szukającym lekkiej, mocno erotycznej historii z nietypowym układem romantycznym. Dla mnie jednak była to lektura dość rozczarowująca – momentami przyjemna, ale ostatecznie nijaka. Ilość wad i rozczarować, które pojawiły się w trakcie czytania, skutecznie przyćmiła potencjalne zalety tej historii. 


środa, 16 kwietnia 2025

"Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw" - Monika Rutka

12:00:00 0 Comments

Książki Moniki Rutki są dla mnie pewnym wyborem, jeśli szukam czegoś, co wiem, że będzie dobre i spełni moje oczekiwania, a przy tym będę się dobrze bawić. Większą część twórczości autorki poznawałam, nie zagłębiając się w opis, czy recenzje innych i za każdym razem sięgając w ciemno, zatracałam się w zarówno w fabule, jak i bohaterach czy stylu pisania. Tym razem jednak nie udało mi się uniknąć zaskoczenia, a względny zarys znany był mi się wcześniej, stąd pewne oczekiwania poszybowały znacznie w górę.





Tytuł: Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw


Autor: Monika Rutka


Data wydania: 29.01.2025


Wydawnictwo: beYA


Liczba stron: 400


Moja ocena: 6/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Samobójstwo narzeczonej doprowadza życie utytułowanego sportowca Damiena Dankwortha do ruiny. Po jednym z wielu napadów gniewu bokser zostaje zawieszony i traci wszystko, na co latami ciężko pracował. Chcąc przeczekać nadchodzące miesiące, Damien wraca do rodzinnego Edynburga i do trenera, który jako pierwszy dostrzegł drzemiący w młodym chłopaku potencjał. Tyler Carrington od lat prowadzi siłownię będącą azylem dla wielu nastolatków. Jest dla nich przyjacielem, rodzicem zastępczym i przede wszystkim nauczycielem. Balansujący na krawędzi bankructwa, zdesperowany Tyler zgadza się przyjąć propozycję Damiena, jaką jest odsprzedanie ponad połowy udziałów w klubie. Ta informacja rozwściecza pracującą w nim bratanicę. Dla zdystansowanej do świata i ludzi Grace Carrington lojalność stoi ponad wszystkimi wartościami w życiu. Właśnie dlatego gardzi Damienem, który przed laty porzucił Tylera, gdy tylko ten pomógł mu wejść na szczyt. Grace wie, że pomimo własnych uprzedzeń musi zacisnąć zęby, by uratować tonący okręt, ale też powinna być bardziej czujna. Przepełniona nieufnością, zamierza poznać tajemnice i powód powrotu Dankwortha, zwłaszcza że wraz z jego pojawieniem się w Edynburgu wokół dziewczyny zaczynają się dziać niepokojące rzeczy.



Są piękni. Oni wszyscy. Tak oszałamiająco nieprawdziwi. Bo wśród ludzi rzadko kiedy bywamy sobą, o ile w ogóle wiemy, kim jesteśmy.


Tym samym tworząc w głowie obraz historii, która miała być emocjonalnym rollercoasterem, pełnym bólu, mroku i napięcia a przy tym pełną tajemnic relacją boksera i baletnicy. Choć te elementy w większym bądź mniejszym stopniu pojawiły się, ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Dobrze zapowiadający się początek, zastąpiło uczucie pustki związane z brakiem głębi iskry typowej dla książek autorki, a zarazem elementem, dzięki któremu historia pozostaje na długo w pamięci.


Na szczęście, nawet jeśli nie wszystko w tej historii zagrało idealnie, styl pisania Moniki Rutki po raz kolejny okazał się jej najmocniejszą stroną. Autorka potrafi tworzyć atmosferę, która od pierwszych stron wciąga w świat pełen niedopowiedzeń, napięcia i niepokoju. Aura tajemnicy unosi się nad całą fabułą, skutecznie przykuwając uwagę czytelnika do samego końca. Co więcej, widać wyraźnie, że z każdą kolejną książką autorka rozwija się warsztatowo. Jej narracja jest coraz bardziej dojrzała, przemyślana i świadoma – potrafi odpowiednio dozować emocje, dawkować informacje i budować napięcie bez popadania w przesadę. Styl jest lekki, a jednocześnie pełen głębi – idealnie wyważony między emocjonalnością a tajemniczością. A każdy rozdział kończy się tak, że od razu chce się sięgnąć po kolejny.


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Nie mogłabym nie wspomnieć o kreacji bohaterów, o której śmiało mogę powiedzieć, iż jest najmocniejszym puntem tej historii jak i każdej innej książce autorki. Damien Dankworth to tajemnicy bokser, który zdecydowanie więcej milczy, niż mówi. Dodatkowo jego mroczna aura, to nie tylko pozory, a stoi za nią historia złożona z trudnych wyborów i osobistych strat. Z jednej strony nieustępliwy i charyzmatyczny, z drugiej bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać. Grace Carrington to bohaterka, którą zmuszono do noszenia wielu masek, a mimo to nie zgubiła w nich prawdziwej siebie. Jej historia toczy się wokół zagubienia, potrzeby bezpieczeństwa i odnalezienia własnego miejsca, a jednocześnie odwagi, by wyjść poza schematy, w których dotąd tkwiła. Początkowo wydaje się dość zwyczajna, wręcz pasywna, jednak z czasem rozwija się i nabiera charakteru. Nie jest dziewczyną, która pozwoli sobą pomiatać, potrafi postawić na swoim, powiedzieć „dość”, a także stanąć twarzą w twarz z przeszłością, która ciągle ją ściga. Na wspomnienie zasługuje również Tyler Carrington wprowadzający do historii bardziej racjonalne myślenia i balans. To ten typ postaci, który potrafi spojrzeć z dystansu, zadać trudne pytanie w odpowiednim momencie lub po prostu być wtedy, gdy trzeba – bez zbędnych słów, ale z konkretnym wsparciem. Tyler nie zabiera przestrzeni głównym.



“Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw” Moniki Rutki niestety, mimo wielu pozytywnych aspektów, nie do końca skradła moje serce, a tym bardziej nie poruszyła mnie, zostawiając po sobie jakiś ślad. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to po prostu poprawna, momentami wciągająca, ale raczej przeciętna książka. Wśród innych książek czy to autorki, czy innych autorów gubi się w tłumie i nie zostaje w pamięci na dłużej. Choć fabuła miała ogromny potencjał, zabrakło tego czegoś, co sprawiłoby, że historia zapadłaby w serce i myśli. To jedna z tych opowieści, które dobrze się czyta, ale trudno jest się nimi zachwycić.



Cień Genevieve. W płaszczu kłamstw" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…