wtorek, 5 lutego 2019

„Pojedynek w Araluenie" John Flanagan

Zwiadowcy powracają i to z pełnym pakietem nowych przygód! Kto tak jak ja nie umiał się doczekać, kiedy w końcu ujrzy nowe przygody Maddie, aby w końcu dowiedzieć się, jak dalej pociągnięta została akcja? Nadal uważam, że przerywanie jej w połowie jest całkowicie niesprawiedliwe, nie będę jednak akurat na to narzekać.

Nr. recenzji: 
233
Tytuł: „Pojedynek w Araluenie"
Autor: John Flanagan
Tłumacz: Małgorzata Kaczarowska
Liczba stron: 280
Data polskiego wydania: 14 listopada 2018
Wydawnictwo: Jaguar
W moim odczuciu: 8/10

Maddie jako młody Zwiadowca musi powstać i pomóc uratować swoją ojczyznę. Musi odnaleźć dawno zapomniane kontakty - skontaktować się m.in. ze Skandianami, a także znaleźć swojego ojca, aby przechylić szalę wygranej na swoją stronę. Udowadnia nam, że pierwsza kobieta w szeregach Zwiadowców wcale nie była żadną pomyłką, a sama zdecydowanie jest w stanie sobie odpowiednio poradzić. Dziewczyna postanawia uratować swój świat, przysłużyć się mu i zasłużyć na swoją własną glorię i chwałę. 

Mam dla Was na samym wstępie bardzo cenną wskazówkę. Nie kupujcie części 13 i 14 osobno, ponieważ po skończeniu pierwszej z nich będziecie mięli naprawdę ogromny problem, żeby krótko mówiąc nie rzucić się na tę drugą od razu i bez jakiegokolwiek zahamowania. Szanuję Wasze nogi, wiem, że w większości nie przepadacie za biegiem, tak samo jak ja - w związku z tym kupujcie je sobie w pakiecie. Najbardziej w związku z tą opowieścią obawiałam się, że Maddie nie podoła jako główna bohaterka. Że po raz kolejny w książce zabraknie powiewu świeżości, a wszystko będzie oparte na schematach, które wcześniej się sprawdzały i w sumie wypadły nie najgorzej. Wydaje mi się, że być może John Flanagan ośmielił się przypadkowo zerknąć do notatek wcześniejszych tomów, jednak głównie po to, aby poprowadzić całą akcję całkowicie innymi ścieżkami, aby nic a nic się nie powtarzało.

Jedynym czego mi brakowało, to fakt, że w żadnym momencie książki do akcji nie włączono bohaterów wcześniejszych dwunastu tomów - ani Halta, ani Willa niestety chwilowo nie było widać na horyzoncie, co niestety połączyło się z chwilowym niezadowoleniem ich fanów. Szkoda, wydaje mi się, że zawsze duża część z nas będzie z nimi sercem i duszą, nawet jeśli nowi główni bohaterowie będą wkraczać na scenę. Z drugiej strony John Flanagan posunął się dość odważnie do rozwiązania niestandardowego - postanowił wykorzystać bohaterów ze swojej drugiej serii - Drużyny i w zgrabny sposób połączyć wątki. Wyszło mu to na tyle dobrze, że zdecydowanie w żadnym momencie nie miałam problemu z wdrożeniem się w akcję, pomimo faktu, że drugiej serii osobiście nie miałam przyjemności czytać.

Podsumowując, uważam, że książka jest dobra i warta przeczytania. Ciągle John Flanagan trzyma poziom i jest w stanie zaskoczyć nas wieloma optymistycznymi niuansami, dzięki którym nasza miłość do tej serii nie przeminie. A w dodatku, autor postarał się bardzo, żeby rozbudzić w nas iskierkę nadziei również dla Drużyny, co było bardzo mądrym pomysłem. Niemniej, ciągle czekam na więcej. Mam nadzieję na huczny powrót Halta i Willa, a być może nawet całą przygodę z ich udziałem. Czy się doczekam? OBY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)