Insta


wtorek, 18 czerwca 2019

„Trzy kroki od siebie"


Nr. recenzji: 275
Tytuł: „Trzy kroki od siebie"
Autor: Rachael Lippincott, Miki Daughtry, Tobias Iaconis
Liczba stron: 304
Data polskiego wydania: 15 maja 2019
Wydawnictwo: Media Rodzina
W moim odczuciu: 7/10

Oczywiście, tak jak 99% czytelników tej opowieści, sięgnęłam po nią skuszona zwiastunem filmu. Mając nadzieję po przeczytaniu obejrzeć od razu również ekranizację, czym prędzej zabrałam się za czytanie tej opowieści.


Nieuleczalna choroba. Szpital. Oczekiwanie na przeszczep płuc. Z tym wszystkim musi się mierzyć nasza główna bohaterka. Jest boleśnie świadoma tego, że znajomi w jej wieku biegają po imprezach, poznają swoje pierwsze miłości i spędzają czas w sposób, na który ona nigdy nie będzie miała okazji. Niemniej, walczy o przeżycie kolejnego dnia, miesiąca, roku. Czymże jest miłość przy przetrwaniu? Jej priorytety jesnak zmieniają się, kiedy do szpitala przyjeżdża nowy pacjent, tak samo chory jak ona. Widzi, że jest niesamowicie nieodpowiedzialnym i nieokrzesanym człowiekiem, postanawia więc pomóc mu w jego leczeniu...

Muszę przyznać, że już dawno nie czytałam książki tak bardzo w stylu Johna Greena. Gdybym miała zgadywać autora, zdecydowanie postawiłabym na niego. Co prawda nie chodzi mi oczywiście o żadne plagiatowanie, czy nadmierną inspirację. Po prostu brakowało mi takiego lekkiego, a jednak ukazującego głębsze wartości stylu pisania opowieści. Pomimo tego, że tego typu literatura mimo wszystko do najbardziej ambitnych gatunków nie należy, to jednak ma w sobie coś pociągającego. Jest na swój sposób urocza i to właśnie chyba to przyciąga do niej aż tak bardzo. Pełna przemyśleń, przeurocza opowieść o szukaniu sensu życia. O nieuleczalnej chorobie genetycznej, rzeczach na które nie mamy wpływu. 

Co prawda trzeba jednak przyznać, że wyobrażenie szpitala bardzo odbiega od polskich realiów. Nie jestem pewna, czy sprawa rzwczywiscie wygląda w Stanach Zjednoczonych aż tak kolorowo, jeśli jednak tak jest to już wiemy, gdzie się leczyć. Wiadomo, opowieść jest na swój sposób również naiwna. Nie ma w niej nic głębszego, kwestia więc tego, czy mamy ochotę zatracić się w miłej opowiastce na jeden wieczór, czy jednak mamy ochotę na coś głębszego. Osobiście uważam, że warto się z nią zapoznać przed obejrzeniem filmu. Obie formy są do siebie bardzo zbliżone. Film jest wierną ekranizacją, co się chwali.

Podsumowując, uważam, że jest to miła opowieść, jednak nie spodziewałabym się, że podbije świat. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć przed obejrzeniem filmu, mamy w niej do czynienia z narracją z kilku punktów widzenia, co też jest miłym dodatkiem. Chociaż wiadomo, po film zapewne większość osób sięgnie, aby popatrzeć na przystojnego aktora w akcji, nie kryjmy się. Niemniej, jeśli jednak skusi je to do przeczytania książki, to nie pożałują. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)