sobota, 2 sierpnia 2025

"Race changer" - Maria Karnas

12:00:00 0 Comments

Będąc całkowicie szczerą, gdyby ktoś zaproponował mi książkę osadzoną w świecie Formuły 1, grzecznie podziękowałabym i odłożyła ją na półkę. Oczywiście nie dlatego, że coś mam do tej tematyki, a po prostu nie jest ona czymś, co w jakimkolwiek stopniu wydało mi się ciekawe. A jednak sięgnęłam po historię Stelli i Nicko z pełną świadomością, o czym jest, a to wszystko dlatego, że napisała ją autorka, co do której twórczości mam ogromne zaufanie.




Tytuł: Race changer

Autor: Maria Karnas

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: Amare

Liczba stron: 382

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W wyścigu o miłość nie ma nagrody za zajęcie drugiego miejsca.

Stella wychowała się na sielskiej farmie, ale życie zmusiło ją do podjęcia desperackiej decyzji. Po tragicznym wypadku jej mama zapadła w śpiączkę, a ojciec odwrócił się od niej. Dziewczyna ma tylko jeden cel – zdobyć pieniądze na leczenie, nawet jeśli oznacza to uwikłanie się w wyrachowany układ, zakończony małżeństwem dla pieniędzy. Tak trafia do brutalnego świata Formuły 1, gdzie na jej drodze staje Sebastian Sinclair – charyzmatyczny kierowca, który właśnie zdobył tytuł Mistrza Świata. Ale los kieruje ją ku komuś zupełnie innemu. Stella zostaje zatrudniona jako specjalistka od wizerunku dla kierowcy Ferrari – Nicka Russo – którego reputacja legła w gruzach po wycieku skandalicznego nagrania z jego udziałem. Nick najchętniej trzymałby Stellę jak najdalej od swojego najlepszego kumpla – Sebastiana. Dziewczyna uczepiła się go na dobre, a Nick zrobi wszystko, by trzymać ich na bezpieczny dystans. Relacja między Stellą a Nickiem – początkowo oparta na niechęci – szybko przeradza się w napięcie, które uruchamia w nich emocje, jakich żadne z nich nie było gotowe poczuć. Czy Stella sprawi, że Nickowi uda się powrócić na szczyt? A może to właśnie ona stanie się przyczyną kolejnego bolesnego upadku?


Dzięki temu, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź zamiast myśli “To nie dla mnie”, pojawiła się “Koniecznie muszę to przeczytać!”. I choć dalej miałam lekkie obawy, wiedziałam, że sięgając po nią, historię, która na pierwszy rzut oka wydaje się nie być moją, z czasem okaże się perfekcyjnym wyborem. I dokładnie tak było w tym przypadku. Dlatego dałam szansę i całkowicie przepadłam. W każdej kolejnej książce autorki coraz bardziej (o ile to jeszcze możliwe), podoba mi się styl, jakim została napisana — lekki, emocjonalny, ale nie przesadzony, potrafiący zarówno rozbawić, jak i wyciszyć. Bardzo dobrze oddane są niuanse relacji takie jak gesty, spojrzenia czy momenty zawahania, które niosą za sobą więcej niż słowa.
Nie można, nie wspomnieć również o bohaterach, których kreacja jest jednym z największych atutów historii. Stellla to bohaterka, która nie udaje kogoś, kim nie jest nawet jeśli wiąże się to z pokazaniem siebie. Z jednej strony twarda i zdeterminowana, z drugiej zaś próbująca poradzić sobie z przeszkodami na drodze do spokojnego szczęścia. Z kolei Nick Russo jak na typowego sportowca przystało, z jednej strony chłodny, zdystansowany i sprawiający wrażenie obojętnego na wszystko, z drugiej niezwykle wrażliwy, lojalny i zdolny do uczuć, choć wyrażanych w subtelny sposób. To bohater, który nie lubi pokazywać słabości, ale gdy już komuś zaufa, potrafi być zaskakująco czuły. Co do samej tematyki F1, początkowo podchodziłam ze sporym dystansem, z czasem jednak całkowicie przepadłam w tym, jak wiele razy zostaje to wspomniane, mimo że stanowi tło dla romansu. Dużym plusem jest również to, że autorka nie bombarduje nas technicznymi szczegółami. Prezentuje to jako element życia bohaterów, coś, co ich definiuje, wpływa na ich wybory, emocje i styl życia, ale nie przytłacza tym całej historii. Podsumowując “Race changer” autorstwa Marii Karnas to bardzo dobra opowieść o zderzeniu dwóch światów, pozornie niepasujących do siebie, a jednak tworzących coś pełnego emocji. Gdzie dobrze napisani bohaterowie, łączą się z naturalną narracją i ciekawie przedstawionym światem F1. Dla mnie był to nieoczywisty wybór, ale bardzo satysfakcjonujący, który kończę z uśmiechem i mocnym przekonaniem, że warto było się na nią zdecydować.







piątek, 1 sierpnia 2025

"Jeszcze sześć takich czerwców" - Daisy Garrisom

12:00:00 0 Comments

Pierwsza połowa tego roku była dla mnie wyjątkowa, przepełniona zmianami, koniecznością podjęcia decyzji i niepewnością związaną z zakończeniem pewnego etapu i równoczesnym rozpoczęciem kolejnego. Okres matur, pożegnań i planowania przyszłości napisał wiele różnych w emocje rozdziałów, od łez wywołanych stresem i presją, po radość, że jeszcze trochę i to minie dlatego sięgając po “Jeszcze sześć takich czerwców” liczyłam na coś więcej, niż młodzieżową historię. Liczyłam na odnalezienie w niej swoich emocji i pytań, poznanie odpowiedzi, które sama już znam, ale również tych, które dalej pozostały dla mnie nieznane. Liczyłam na odnalezienie skrawka siebie w tej historii…




Tytuł: Jeszcze sześć takich czerwców

Autor: Daisy Garrison


Data wydania: 24.06.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 320


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





O miłości, która smakuje najintensywniej, gdy wszystko dzieje się po raz pierwszy.
Mina jest prymuską i nigdy nie brakuje jej ciętej riposty. Po śmierci taty jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Caplan to faworyt do tytułu króla balu, dusza towarzystwa z popularną dziewczyną u boku, z którą to schodzi się, to rozstaje. Są sąsiadami i choć wydają się kompletnie różni, zawsze rozumieli się lepiej niż ktokolwiek inny. Aż do teraz. W ostatnich tygodniach szkoły wszystko się zmienia. Caplan jest w szoku, gdy jego najlepszy przyjaciel zaprasza Minę na bal. A potem w jeszcze większym, gdy ona się zgadza. Kiedy szkolna hierarchia przestaje mieć znaczenie i wszyscy stoją na progu nowego rozdziału, Mina odkrywa, że ludzie naprawdę mogą ją polubić. Że może otworzyć się na świat. Że przyszłość wcale nie musi wyglądać tak, jak sobie wyobrażała. Ale czy to znaczy, że coś powinno się zmienić między nią a Caplanem…?


Z tego powodu poznając historię Miny i Caplana, nie mogłam, nie wracać myślami do swoich ostatnich tygodni szkoły, przepełnionych uczuciem pustki, ale też uczucia zawieszenia pomiędzy tym co znane i w gruncie rzeczy serio lubiane, a tym co ma nadejść. I to właśnie odnalezienie tego jako punktu wspólnego pomiędzy mną a bohaterami uderzyło mnie najbardziej. Zamiast skupiać się na losach bohaterów, myślami byłam przy tym, jak trudno rozmawiać o przyszłości, gdy nie jest się pewnym słuszności swoich decyzji, o tym jak bardzo chce się przeżyć każdy dzień jeszcze raz, ale nie po to, by coś w nich zmienić, ale aby zapamiętać go lepiej. I to właśnie przez to historia ta poruszyła mnie głębiej, niż się spodziewałam.

Jeśli chodzi o pióro autorki, jest ono bardzo lekkie i chcąc nie chcąc przyjemne. Dialogi żywe, naturalne i pełne typowego dla tych bohaterów humoru. Dodatkowo autorka nie ucieka od trudnych tematów: żałoby, straty, presji otoczenia czy przemilczanych traum. Nie robi z nich jednak głównego dramatu, raczej snuje je w tle, pozwalając czytelnikowi na samodzielne ich odczytanie.

To, co najbardziej doceniam w postaciach stworzonych przez Daisy Garrison, to fakt, że są tak bardzo „ludzcy”, nieidealni, nieoczywiści, a przez to prawdziwi. Mina i Caplan to nie tylko główne postacie — to dwoje młodych ludzi, których emocje, wybory i niedoskonałości układają się w historię dojrzewania, żegnania przeszłości i oswajania przyszłości. Mina początkowo może wydawać się zamknięta, zdystansowana, a nawet chłodna, jednak im bardziej poznajemy ją, tym więcej dostrzegamy jej bólu, poczucia osamotnienia i zakorzenionego strachu przed utratą stabilności. Uczy się ufać nie tylko innym, ale też samej sobie. W jej postaci wyjątkowe jest to, jak powoli się otwiera, nie dla fabularnego efektu, ale jak ktoś, kto naprawdę musi najpierw przepracować własne emocje, by dopuścić do siebie bliskość. Z kolei Caplan to bohater, który wpisuje się w schemat “złotego chłopca” będąc popularnym, pewnym siebie, ale i ulubieńcem rówieśników. I w jego przypadku nie obeszłoby się bez głębi postaci, którą nadaje mu ogromny lęk przed zmianą. Ma w sobie tę typową dla końca szkoły tęsknotę za tym, by nic się nie kończyło. Jednocześnie nie potrafi już udawać, że nie czuje więcej do Miny niż tylko przyjaźń. Jest emocjonalnie niedojrzały, ale nie w sposób irytujący, raczej taki, który jest bliski każdemu z nas, gdy mierzymy się z czymś nowym, trudnym, kiedy musimy przyznać, że nie wszystko mamy pod kontrolą.


Podsumowując “Jeszcze sześć takich czerwców” autorstwa Daisy Garrison to historia, która w jakiś sposób stała się dla mnie wyjątkowa i to przez to poczułam się z nią związana emocjonalnie zwłaszcza w chwilach, gdy Mina mówiła głosem myśli, a Caplan moich lęków. Język, jakim została, napisana jest bardzo przyjemny, a względy fabularne, choć nie zaskakują, trafiają prosto do serca. Dla mnie była nie tylko historią bohaterów, ale i lustrzanym odbiciem własnych emocji w najczulszym momencie życia. To książka, do której z pewnością jeszcze wrócę, nie dla fabuły, ale dla tego uczucia, jakie po sobie zostawiła.