Insta


niedziela, 21 stycznia 2018

PRZEDPREMIEROWO: | 166 | To nie jest romans! O cudownym "Graffiti Moonie"...

Nr. recenzji: 165
Tytuł: "Graffiti Moon"
Autor: Cath Crowley
Liczba stron: 294
Data polskiego wydania: 24 stycznia 2018
Wydawnictwo: Jaguar
Subiektywna ocena: 8/10

Widząc okładkę większość osób, które napotkałam powiedziała "fuj, romans, to nie dla mnie". Problem jest taki, że w tej powieści nie ma absolutnie romansu i jest ona naprawdę inna, niż moglibyśmy się spodziewać. Jak w każdej książce - da się znaleźć niedociągnięcia, ale myślę, że każdy Książkoholik zakochany w postaci z literatury mógłby skorzystać z książki. 

W dużym skrócie: bohaterowie wyruszają na poszukiwanie tajemniczego malarza graffiti, który również wyrusza na poszukiwanie... samego siebie? 

Lucy od dawna poświęca się poszukiwaniu Shadowa - malarza graffiti, którego dzieła szczerze ją zachwycają. Ma piękne wyobrażenie o nim, w końcu ktoś kto umiał tak uczucia tak wspaniale przenieść na ściany i stworzyć z nich obraz, musi być niesamowitą osobą. Po kolejnej nieudanej akcji, dziewczyna zgadza się pójść na potrójną randkę, gdzie jej przyjaciółki wpadają na pomysł wspólnych poszukiwań. W końcu w sześć osób łatwiej im będzie dopaść jedną osobę, niż w pojedynkę? Ed jednak wie, że prawda jest zgoła inna i nie, nie znajdą Shadowa, nieważne co takiego uczynią...

Jestem zła na okładkę za to, że wygląda jakby treść była nie wiadomo czym, a z drugiej strony kocham ją, bo wygląda pięknie i cudownie podsumowuje całą książkę. Przedstawiona na okładce sytuacja nie jest wzięta z pierwszych stron i nie musicie cię martwić, książka nie jest romansem. To właśnie do obrazka na okładce dążą główni bohaterowie. Mają obrany cel i to już wystarcza. 

W tej książce z łatwością można się zakochać. Wszystkie przedstawione w niej sytuacje są z rodem z marzeń, są leniwe, ale wszyscy bohaterowie przedstawiają wielką wolę, by je spełnić. Wydaje mi się, że można się tutaj doszukiwać nauki o niepoddawaniu się. Być może nie zawsze osiągniemy nasz cel, ale zawsze podjęte działania będą dla nas zyskiem. Niekoniecznie pójdziemy na Harvard, ale dostaniemy się na wspaniały uniwersytet. Nie wygramy olimpiady, ale poznamy wspaniałych ludzi i będziemy mieć naprawdę wielki ubaw z dążenia do celu i rozwijania swoich pasji. Wszystko to powinno dużo dla nas znaczyć i właśnie to uświadamia ta książka, używając do tego bardzo dobrze wykreowanych bohaterów, którzy swoim zachowaniem ukazują wszystko bardzo przejrzyście. Narracja jest prowadzona z punktu widzenia dwójki głównych bohaterów, dzięki czemu książka nabiera realizmu i bardzo dobrze wszystko jest uzupełnione. 

Świetne jest także połączenie luźnej książki, właśnie przez przemyślenia bohaterów, z prawdziwą sztuką. Opis jak bardzo ważne dla niektórych jest znalezienie odpowiedniej barwy, która w ich odczuciu będzie doskonale ukazywała daną emocję. Książka ukazuje piękną pasję do sztuki, a także samą sztukę i różnorodność spojrzenia na nią. Uważam, że ukazanie tego wszystkiego jest zabiegiem bardzo mądrym, ponieważ jest w stanie rozwinąć zainteresowanie sztuką. Być może nie staniemy się z osób nienawidzących i kompletnie nierozumiejących sztuki wybitnymi koneserami, jednak wydaje mi się, że przeczytanie kilku podobnych książek - dobrych i przyjemnych, ukazujących w jaki sposób można poświęcać się jej malowaniu, otwiera nasze horyzonty. Jest to druga nauka, na którą warto zwrócić uwagę, może już bardziej poważna, choć dalej świetnie opisana. 

Wspominałam, że książka nie jest romansem. Warto poświęcić akapit na bardziej prawidłowe zdefiniowanie gatunku, bo przeraża mnie reakcja ludzi z mojego otoczenia na okładkę. Myślę, że można wszystko ubrać w słowa "Literatura Młodzieżowa", bo to dział szeroki i długi jak ocean. Czy pierwszy akapit opisu - drugi akapit recenzji, nie przywiódł wam na myśl kryminału? Mnie tak. A dodatkowo skoro bohaterowie dążą do pocałunku, to prawdopodobnie dobrym określeniem będzie "początki miłości". Gdybym miała wszystko opisać w jednym zdaniu, to zdecydowanie na książkę składają się te trzy gatunki, jednak wszystko połączone jest w sposób bardzo leniwy, a dzięki temu bardzo przyjemny do czytania. 

Podsumowując, przy "Graffiti Moon" bardzo łatwo jest się odciąć od codziennych spraw. Może nam przeszkadzać jedynie to, że książka zdecydowanie nie jest górolotna, a bardziej prosta i wydaje się leniwa, a przez to przyjemna. Nie uczy żadnych odkrywczych rzeczy, ale zwraca uwagę na marzenia i sztukę, w naprawdę piękny oraz przystępny sposób. Polecam, sama oceniam ją jako 8/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję:

5 komentarzy:

  1. Może kiedyś się zdecyduję na tę książkę :) ale póki co tak słabo mnie ciekawi.

    Pozdrawiam, ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie nie ciekawi mnie az tak bardzo, ale będę ją miała na oku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ciekawi bardzo, raz ze względu na oldschoolową okładkę, a dwa - tytuł i fabuła. Wydaje się być niezłą pozycją z racji na niestandardowy wątek o grafficiarzu. Wśród fali książek o niemalże tym samym, to może być świetna odmiana.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślałam, że to właśnie romans :D Mam tę książkę w planach, czytałam o niej dużo dobrego. Chociaż mniej podoba mi się pomysł, że cała fabuła przedstawiona jest w ciągu doby (tak czytałam), to i tak dam jej szansę. Mam nadzieję, że mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)