Insta


sobota, 9 marca 2019

„Bez Żalu" Mia Sheridan

Twórczość tej autorki pokochałam w momencie, kiedy jej pierwsze powieści pojawiały się na polskim rynku wydawniczym. Ponad dwieście recenzji temu miałam okazję recenzować Bez Słów i dzisiaj oczy mi troszkę krwawią, kiedy patrzę na wygląd tamtej recenzji. Aczkolwiek, jak było z autorką? 

Nr. recenzji: 
257
Tytuł: „Bez Żalu"
Autor: Mia Sheridan
Tłumacz: Grażyna Woźniak
Liczba stron: 290
Data polskiego wydania: 13 marca 2019
Wydawnictwo: Edipresse
W moim odczuciu: 7/10

W dzieciństwie Jessica uciekła z domu, w poszukiwaniu spokojnego zakątka. Przez przypadek natrafiła na nieczynne tory kolejowe, wagon, a potem chłopca mniej więcej w jej wieku. Dziewczyna poznała Callena, który miał dużo większe problemy w domu niż ona sama, jednak dał jej przyjaźń. Spotykali się regularnie, aż w końcu... Zniknął. Od tamtej pory główna bohaterka żyła iskierką nadziei, która pozwalała jej wierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone i kiedyś spotka swojego wybawiciela. Kiedy jednak w końcu się udaje, jest bardzo zdziwiona, ponieważ... Callen jej nie poznaje. Odniósł ogromny muzyczny sukces, ale miała nadzieję, że będzie pamiętał małą dziewczynkę, która pokazała mu jego pierwsze nuty...

Mam nadzieję, że jeśli weszliście w moją starą recenzję i ukazał się Wam taki sam nieład artystyczny jak mnie, to doszliście do tego samego wniosku. Zrobiłam ogromny progres, a przynajmniej mam taką nadzieję. W teorii to samo powinno się stać z twórczością pani Mii Sheridan. Skoro przez tyle lat mogła szlifować swój warsztat dzięki kolejnym powieściom, to w teorii powinno być coraz cudowniej. Niestety, chyba nie ma to większego wpływu na opowieści. Owszem, styl pisania nadal był w porządku. Literówki i tym razem mi się nie rzucały w oczy, więc do wydania również przyłożono naprawdę ogromną wadę. Jak więc się stało, że pomiędzy Bez Słów a waszą starą czytelniczką zaiskrzyło tak mocno, a tutaj ledwo coś dziabnęło?

Bardzo istotną rzeczą, która jednak została niestety pominięta był humor. Tak, historia nadal jest niezwykle oryginalna i czyta się ją z ogromnym zaciekawieniem. Być może troszkę brakowało jej aż takiej oryginalności, jak przedstawiona w poprzedniej książce, z którą miałam styczność. Niemniej, ciągle - prezentuje dobry pomysł fabularny. Styl, jak już wspominałam, jest w porządku. Niemniej, to właśnie ta rozrywkowa iskierka gdzieś się zapodziała. Wydaje mi się, że gdyby poświęcono jej więcej uwagi, to całość nabrałaby innego wymiaru. Niestety, tym razem nie do końca mieliśmy się śmiać. Z głównego bohatera płci męskiej zrobiono troszkę sierotkę i wzięto nas na litość. Co oczywiście jest rzadko spotykanym, a przez to ciekawym zabiegiem literackim, aczkolwiek...

Podsumowując, niby książka jest dobra, ale jednak czegoś brakuje. Jest dobrym czytadłem na jeden wieczór i uważam, że z ogromną łatwością da się przy niej dobrze bawić. Niemniej, no kurczę. Jak się przykładać, to się przykładać do każdej powieści, dobrze? Drodzy autorzy, trzymajmy się tej zasady i będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)