środa, 6 sierpnia 2025

"Perfectly Imperfect" - Klaudia Grubba

11:00:00 0 Comments

Jako ogromna fanka hokejówek nie mogłam przejść obojętnie obok kolejnej z nich, tym bardziej że jest to debiutancka powieść polskiej autorki. Jak już po licznych recenzjach możecie się domyśleć, mam do nich słabość, ze względu na to, że łączą wszystko to, co lubię i właśnie te elementy sprawiają, że tak chętnie sięgam po historie osadzone na ludzie, czasem szukając rozrywki, innym razem emocji, ale zawsze licząc na, coś więcej niż tylko przebrnięcie przez historię.




Tytuł: Perfectly Imperfect

Autor: Klaudia Grubba

Data wydania: 24.06.2025

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 326

Moja ocena: 3/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W trakcie gry obowiązują zasady. Poza lodowiskiem można je łamać...

Po bolesnym rozstaniu Emma Wilson przyrzeka sobie jedno – żadnych chłopaków, a tym bardziej żadnych hokeistów. Zwłaszcza takich jak Jason Monroe, przystojny kapitan drużyny uniwersytetu, na którym właśnie zaczęła studia. Emma robi wszystko, by trzymać się od niego z daleka, ale los ma wobec niej inne plany. Awaria w akademiku nieoczekiwanie zmusza ją i jej przyjaciółki do zamieszkania z braćmi Monroe. A stąd już prosta droga do upadku… Z każdym dniem mury wznoszone przez Emmę pękają coraz bardziej. Między nią a Jasonem zaczyna kiełkować uczucie, któremu nie sposób się oprzeć. Jednak hokeista nie zdradza jej wszystkiego. Pod maską popularnego sportowca skrywa oblicze chłopaka zmagającego się z trudną przeszłością. Wkrótce bolesne tajemnice staną się realnym zagrożeniem – nie tylko dla ich skomplikowanej relacji, lecz także… życia.


W ostatnim czasie polubiłam również sięganie po debiuty, po to, by obserwować, jak rozwinie się dany autor i zwrócić uwagę na różnice pomiędzy debiutem a kolejnymi historiami. Tym bardziej sięgnięcie po dany tytuł staje się dla mnie oczywistością, gdy łączy hokejowy romans z byciem debiutem.


Niestety nie zawsze wszystko jest tak, jak powinno, tym bardziej, gdy podchodzimy do czegoś z wysokimi oczekiwaniami. W tym przypadku bardzo szybko doznałam rozczarowania. Już pierwsze rozdziały były dziwne w odbiorze, niby nie było w nich nic złego, ale z drugiej strony pozostała gorycz. Pojawiały się usilne próby stworzenia między bohaterami napięcia, które wychodziły sztucznie i niezręcznie, autorka na siłę próbowała doprowadzić do zbliżenia pomiędzy bohaterami i to byle którymi, ważne po prostu, aby to się pojawiło, co odczułam nie jako historię, którą autorka opowiada, a napisaną według punktów do odhaczenia, gdzie kolejność i czas ich był już dawno określony, a to, że jednak nie pasuje to do danej sytuacji, nie miało znaczenia. 


Nie pomagał również styl pisania autorki, bardzo sztywny i sztuczny. Widać, że autorka stara się budować napięcie i emocje, ale wszystko to wypada niespójnie i wymuszenie. Zwłaszcza w scenach konfrontacji lub tych bardziej emocjonalnych, gdzie język powinien nieść ciężar tego, co dzieje się między bohaterami, a zamiast tego robi się drętwo i przesadnie teatralnie. 


W tym wszystkim wciąż miałam nadzieję na dobrą kreację bohaterów. Niestety zamiast postaci, które mają jakieś osobowości, dostajemy zlepek schematów i po raz kolejny trzymanie się ustalonego planu. To nie są bohaterowie, którzy opowiadają swoje historie, a odgrywają rolę, bo tak nakazuje im plan fabularny. W teorii mieli być niedoskonali, ale prawdziwi, w praktyce wypadli sztucznie i bez większego zaangażowania. Nawet wtedy, gdy poruszane były trudniejsze wątki, wszystko działo się zbyt szybko albo zbyt płasko, by mogło wywołać jakiekolwiek emocje. Emma miała być silną, zranioną dziewczyną, która uczy się stawiać granice, jednak zupełnie się tego nie trzyma. Na początku deklaruje, że nie angażuje się w relacje, zwłaszcza z hokeistami, po to, by bez żadnego realnego powodu, parę stron dalej zapomnieć o tym. Co do Jasona, jego “tajemniczość” nie budzi ciekawości. To typowy chłopak z problemami, o których niby wiemy, ale nie mamy szansy ich zrozumieć – bo nie zostają realnie pokazane, tylko wspomniane mimochodem. 


Podsumowując “Perfectly Imperfect” autorstwa Kladia Grubba to historia, która niestety nie spełnia nadziei, jakich w niej pokładałam. Mimo że na pierwszy rzut oka zapowiadała się jak coś, co idealnie trafi w mój gust, to bardzo szybko okazało się, że tak nie będzie. Z żalem stwierdzam, że ta książka nie zapadnie mi w pamięć, nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że była nijaka. 

wtorek, 5 sierpnia 2025

"Star Bringer" - Nina Croft, Tracy Wolff

18:00:00 0 Comments

Niestety, mimo naprawdę dobrego pomysłu, zabrakło mi czegoś w tej historii. Pierwszym co przyszło mi do głowy po skończeniu czytania to, że szkoda potencjału, który nie został wykorzystany nawet w połowie. Oprócz tego zabrakło również wielu innych elementów, jak chociażby konsekwencja w prowadzeniu historii.




Tytuł: Star Bringer

Autor: Tracy Wolff, Nina Croft

Data wydania: 23.04.2025

Wydawnictwo: StoryLight

Liczba stron: 664

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Siedmioro nieznajomych. Jeden skradziony statek kosmiczny. I cały wszechświat na głowie…

Słońce umiera… i to cholernie szybko. Czasu jest coraz mniej, a jedyną nadzieją Dziewięciu Planet na przetrwanie pozostaje stacja badawcza i strzeżony w niej artefakt Obcych.  Więc to doprawdy słabe, gdy pewien dupek, który ma wszechświat gdzieś, wysadza tę stację w powietrze… z tobą na jej pokładzie. Masz wybór: śmierć w płomieniach albo kradzież latającego kawałka kosmicznego złomu. Wybierasz zdezelowany statek i wraz z siedmiorgiem nieznajomych i ich niebezpiecznymi sekretami zostajesz zamknięty w jego wnętrzu. Kogo my tu mamy?… Księżniczkę, kapłankę, strażnika, więźniarkę, oszusta, kretyna i dupka, który niby za nas wszystkich odpowiada. A teraz z jakiegoś powodu każda frakcja w galaktyce zaczyna polować na nasz statek, od Siostrzeństwa po Korporację. Nawet rebelianci dołączyli do zabawy. Jeśli tylko przestaniemy pić, kłócić się i pieprzyć… to może wtedy uda się nam uciec im wszystkim i uratować ten cholerny wszechświat… Może. Tak: okazuje się, że od umierającej gwiazdy do zbawienia nasz świat dzieli siedmioro totalnych wykolejeńców…

Znaczy: bohaterów.


Niestety, mimo naprawdę dobrego pomysłu, zabrakło mi czegoś w tej historii. Pierwszym co przyszło mi do głowy po skończeniu czytania to, że szkoda potencjału, który nie został wykorzystany nawet w połowie. Oprócz tego zabrakło również wielu innych elementów, jak chociażby konsekwencja w prowadzeniu historii. 


Sporym minusem jest poświecenie małej ilości czasu na prezentowany świat. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się być ciekawym elementem historii z galaktycznymi konfliktami, zróżnicowanymi rasami i politycznym napięciem, z czasem przestaje odgrywać jakąkolwiek większą rolę. Za to zaczyna istnieć gdzieś w tle. W rezultacie odbiorca przestaje się nim interesować i automatycznie kieruje uwagę na inne aspekty opowieści, które niestety, ale często okazują się być przewidywalnymi schematami relacji. 


Również styl narracji, nie należy do tych dobrych, bo choć jest lekki to język i dialogi przesycone są wulgaryzmami, wielokrotnie zupełnie niepotrzebnymi. Pojawiają się bez kontekstu, czy jakiegokolwiek sensownego uzasadnienia, byle po prostu były, jak by to miało nadać powieści charakter bardziej młodzieżowy. Zamiast dodawać charakteru postaciom czy budować napięcie, stają się męczącym powtórzeniem i niepotrzebnym elementem, który wybija z rytmu lektury. 


Na plus za to jest kreacja bohaterów, pomimo tak dużej ilość są różnorodni i barwni, ich decyzje bywają impulsywne i niezrozumiałe, jednak dalej wpisuje się w to, że mają jakieś charaktery, a nie są nijacy. Niestety w tym wszystkim, pojawiają się również niedopracowane elementy takie jak to, że niektóre wątki czy konflikty zostały potraktowane po macoszemu, a część relacji urwano zbyt nagle. Mimo to nie można im odmówić wpływu na tempo i kierunek akcji.


Podsumowując “Star Bringer” autorstwa Niny Croft i Tracy Wolff to historia, której potencjał nie został wykorzystany. Ma swoje gorsze elementy, jak i lepsze, niektóre są gdzieś pośrodku przez niedopracowanie. I gdyby popracować nad nimi, to byłaby serio dobra historia. Niestety, efekt końcowy jest inny. Na pewno znajdzie ona swoich fanów, dla których będzie to lekka i przyjemna podróż w kosmos. Ja jednak czuję niedosyt i żal, że tak dobrze zapowiadająca się historia okazała się przeciętna.


poniedziałek, 4 sierpnia 2025

"Kolonia" - Max Kidruk

12:30:00 0 Comments

Moją słabością od zawsze jest gatunek science ficion, który lubię nie tylko za wizje świata i przyszłości, ale za to, że stawia wiele pytań nad ludzką egzystencją, postępem i granicami moralnymi. To właśnie ta zdolność do zadawania trudnych pytań i umieszczania ich w niecodziennych realiach sprawia, że po ten gatunek sięgam z ogromnym entuzjazmem.




Tytuł: Kolonia

Autor: Max Kidruk

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: Insignis

Liczba stron: 1096

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Rok 2141. 

Ludzkość na Ziemi nie otrząsnęła się jeszcze po clodis – największej pandemii od półwiecza – kiedy pojawia się nowy patogen, który infekuje wyłącznie kobiety w ciąży. Grupa immunologów stara się rozpoznać jego naturę oraz znaleźć możliwe powiązania z rejestrowanymi od jakiegoś czasu na całej planecie wyrzutami neutrin. Tymczasem populacja Kolonii marsjańskich przekracza sto tysięcy mieszkańców; aż jedna trzecia z nich urodziła się już na Czerwonej Planecie. Jednak to nie oni zajmują najlepsze posady w zaawansowanej technologicznie gospodarce Marsa i politycznych strukturach: przegrywają z ziemskimi superspecjalistami i są zmuszani do ciężkiej, niemal niewolniczej harówki, wykonując fizyczną, niewymagającą kwalifikacji pracę. Cierpliwość urodzonych na Marsie powoli się kończy, z roku na rok coraz bardziej pragną zmian, lecz nie zdają sobie sprawy z tego, że transformacja, o której marzą, może położyć kres istnieniu Kolonii… Czy budowana od niemal stu lat społeczność marsjańska zadrży w posadach od eksplodującej rewolucji? Kolonia z przerażającą wręcz wiarygodnością kreśli nie tylko obraz wielokulturowej, międzynarodowej społeczności marsjańskiej i nieustannych tarć w jej wnętrzu, ale także ponurą wizję Ziemi – planety, która wciąż jeszcze jest naszym domem. Historia opowiedziana z perspektywy kilkunastu zapadających w pamięć bohaterów – zarówno Ziemian, jak i kolonizatorów – prowadzi czytelnika przez swoje meandry i odkrywa punkty styku w najmniej oczekiwanych momentach. Zmusza przy tym do głębszej refleksji o geopolitycznej przyszłości Ziemi, o nadchodzącej możliwej katastrofie ekologicznej, o mocarstwach pod rządami szaleńców oraz o tym, czy ekspansja ludzkości i podbój kosmosu rzeczywiście staną się naszą jedyną nadzieją.


Stąd też sięgnięcie po “Kolonię” autorstwa Maxa Kidruka uznałam za konieczność. Zainteresowała mnie nie tylko akcją toczącą się na Marsie i trudnych tam warunkach, ale również zapowiedzią bardziej ambitnej, złożonej opowieści. Liczyłam na mocną, przemyślaną historię, która połączy ze sobą napięcie i refleksję, dając mi coś więcej niż tylko kolejny „kosmiczny thriller”. Niestety, choć niektóre elementy faktycznie zasługują na uznanie, to całościowo powieść pozostawiła mnie z dość sporym rozczarowaniem.


Sam koncept ma ogromny potencjał, zwłaszcza jeśli chodzi o dwutorowość akcji, gdzie z jednej strony dostajemy obraz życia na Marsie i tamtejszych problemów, z drugiej historia ludzi na Ziemi, którzy mierzą się z trudną do identyfikacji chorobą. Niestety jego realizacja, okazała się już mniej ciekawa. Na samym początku mamy do czynienia z dość ciekawym stylem autora, który, choć nie powala, pozwala wciągnąć się w świat przedstawiony. Jednak im więcej poznawałam historii, tym bardziej dawały mi się we znaki liczne i rozbudowane opisy, które wielokrotnie przypominały zapychacze, a nie istotne elementy fabuły, dodatkowo sprawiały, że jeszcze szybciej rozpraszałam się, mając potem problem w ponowne zaangażowanie się w fabułę. Zamiast dynamicznej, angażującej historii, czytałam momentami coś bliższego raportowi technicznemu czy rozdziałowi podręcznika. Przez to coś, co początkowo było atutem, zaczęło działać na niekorzyść. 


Niestety sporym minusem całości są również bohaterowie. Choć ich liczba nie jest duża, to paradoksalnie czułam, jakby było ich zbyt wielu, gubiłam się w tym, kto jest kim, gdzie, jakie ma powiązania i za co jest odpowiedzialny. Co niesie za sobą również to, że w mojej opinii są oni nijacy, trudni do odróżnienia, a tym bardziej do zapamiętania nie tylko jako osobne jednostki, ale również w grupach, miałabym problem określić ich umiejscowienie. A to z kolei odbiło się w znaczący sposób na obiorze historii, bo o ile na opisy, jestem jeszcze w stanie przymknąć oko, tak tutaj, mając do czynienia już z dwoma dość znaczącymi słabszymi elementami, ciężko było mi się zaangażować w fabułę. Zamiast poczuć się, jakbym sama towarzyszyłam bohaterom, czułam, że jestem jedynie biernym obserwatorem, który notuje kolejne zdarzenia, ale nie czuje ich prawdziwej wagi. Nawet momenty, które powinny być przełomowe, nie wywołały u mnie większej reakcji.


Podsumowując “Kolonia” autorstwa Maxa Kidruka to historia, która na pewno znajdzie swoich fanów, zwłaszcza wśród osób lubiących bardziej techniczne podejście do science fiction i mniej emocji. Dla mnie niestety jest to spore rozczarowane. Mimo ciekawego konceptu i potencjału, który niewątpliwie tkwi w samej fabule, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Styl pisania momentami staje się nużący przez nadmiar opisów i technicznych szczegółów, które nie zawsze są potrzebne i często spowalniają tempo akcji. Brak równowagi między aspektem naukowym a emocjonalnym sprawia, że trudno było mi się zaangażować w losy bohaterów i przeżywać ich problemy. Bohaterowie, którzy są nijacy i dwutorowa narracja, która choć ciekawa, w teorii nie została poprowadzona w sposób spójny i angażujący, co jeszcze bardziej utrudniało pełne zanurzenie się w świat przedstawiony. Dla mnie niestety była to lektura wymagająca cierpliwości i daleka od satysfakcji, jakiej oczekiwałam po tak obiecującym tytule.

niedziela, 3 sierpnia 2025

"Swift and Saddled" - Lyla Sage

12:00:00 0 Comments

Swoje pierwsze spotkanie z twórczością Lyli Sage miałam przy okazji lektury “Done and Dusted”. Swojski klimat małego miasteczka, westernowe klimaty wręcz krzyczały, abym je poznała. I choć historia miała w sobie wiele uroku, coś nie do końca ze sobą współgrało. Mimo to dostrzegłam w historii potencjał, który sprawił, że chciałam więcej. Pozytywne aspekty przyciągnęły mnie na tylr, że bez większych wątpliwości sięgnęłam po drugi tom, licząc, że tym razem dostanę historię, na jaką liczę.




Tytuł: Swift and Saddled

Autor: Lyla Sage


Data wydania: 16.07.2025


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 358


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Cudowny powrót na ranczo Rebel Blue z powieści Done & Dusted: tym razem wasze serca skradnie romans Ady i Wesa!


Ona – dziewczyna z miasta, która już nie chce się z nikim wiązać.


On – kowboj, który i tak jej pragnie.


Mężczyzna, który się o nią zatroszczy – to ostatnie, czego obecnie potrzebuje Ada Hart. Wyleciała z college’u, jej małżeństwo zakończyło się katastrofą, aż w końcu odbiła się własnymi siłami od dna. Teraz ufa już tylko sobie – i jak dotąd całkiem jej z tym dobrze. Prowadzi własną firmę, a jedno z największych rancz w Wyoming właśnie zatrudniło ją do realizacji najważniejszego projektu w jej karierze. Kiedy Ada przybywa do Meadowlark, trafia do obskurnego baru, gdzie czuje na sobie spojrzenie przystojnego kowboja. W dziwnych okolicznościach zostawia go z nieoczekiwanym pocałunkiem i prawie żałuje, że nigdy więcej go nie zobaczy… Tyle że ów kowboj to jej nowy szef. Weston Ryder – facet, któremu ewidentnie dopisuje szczęście. Kiedy tajemnicza kobieta z baru okazuje się nowo zatrudnioną projektantką, czuje, że wygrał los na loterii. Problem w tym, że Ada poza pracą nie chce mieć z Wesem nic wspólnego. Jest przekonana, że namiętność między nimi szybko wygaśnie. Czy uda im się zakończyć wspólny projekt, nie ulegając pokusie? A może oboje zaryzykują swoje marzenia i dadzą szansę miłości?



Już od pierwszych stron widoczna była zmiana i większa pewność autorki. Każdy element był bardziej przemyślany, począwszy od tempa wydarzeń, przez relacje, po otoczenie historii.  A to, co wcześnie najbardziej urzekające, czyli sceneria rancza nie traci na swoim klimacie, a wręcz jeszcze bardziej skupia on uwagę czytelnika. 



Poprawa zachodzi również w stylu pisania autorki, który przestaje być infantylny i nużący. Nabiera płynności i balansuje pomiędzy humorem a chwilami dramatu. Tam, gdzie w pierwszym tomie, pojawiał się chaos, tutaj panuje spójność. Dodatkowo autorka nie w przyjemny sposób oddaje klimat urokliwego miejsca, ale również wewnętrzne przeżycia bohaterów. A skoro już przy kwestiach stylistycznych jesteśmy, muszę wspomnieć o poprawie tłumaczenia. W pierwszym tomie zdarzyły się nienaturalne sformułowania, dziwne konstrukcje zdań lub zbyt dosłowne przekłady, jednak tutaj jest to bardziej dopracowane i przyjemniejsze, nawet jeśli jakieś błędy pojawiają się, nie wybijają one z rytmu czytania.



Równie znaczącą różnicą, jaka wychodzi przy porównaniu obu tomów, jest to, że historia rozwija się w bardziej naturalnym tempie. Nie ma tutaj nagłego przyśpieszenia i przeskoczenia wielu elementów, za to pojawia się bardzo dobrze widoczny ciąg przyczynowo-skutkowy.  Jest też więcej przestrzeni na wewnętrzne przeżycia bohaterów i ich rozwój, co w połączeniu z tym jak pisze autorka, daje bardzo dobry rezultat.



Nie mogłoby się obyć, bez wspomnienia o bohaterach, a w tym przypadku jest to konieczne. Ada to postać, która już od pierwszych stron wyraźnie pokazuje swoją niezależność i twarde stąpanie po ziemi, przy takim połączeniu można by spodziewać się po niej bycia wredną, a jednak zaskakuje ogromną dobrocią, choć zadziorności nie jej to nie zabiera. W jej charakterze widać wewnętrzne napięcie między potrzebą kontroli a pragnieniem, by w końcu pozwolić sobie na słabość. Natomiast Wes to bohater, który roztopi każde serce. Nie rzuca słów na wiatr, mówi niewiele, ale kiedy już coś powie, to trafia prosto w punkt. Jest ostoją, kimś, kto nie musi niczego udowadniać, bo jego siła leży w stabilności, wyrozumiałości i gotowości do bycia obok, nawet wtedy, gdy wszystko inne się wali. Prostota, ale mnie dokładnie tym kupił.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując “Swift and Saddled” autorstwa Lyla Sage to historia, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, nie tylko poprawą w wielu kwestiach względem poprzedniego tomu, ale również tym, co dla tej historii nowe. Bohaterowie, których nie da się nie polubić, dobre tempo akcji, styl autorki, który jest przyjemny i to, co najbardziej urzekające to wiejski klimat. Dla mnie to bardzo udany drugi tom, który podnosi poprzeczkę całej serii i daje nadzieję, że kolejne będą tylko lepsze.


sobota, 2 sierpnia 2025

"Race changer" - Maria Karnas

12:00:00 0 Comments

Będąc całkowicie szczerą, gdyby ktoś zaproponował mi książkę osadzoną w świecie Formuły 1, grzecznie podziękowałabym i odłożyła ją na półkę. Oczywiście nie dlatego, że coś mam do tej tematyki, a po prostu nie jest ona czymś, co w jakimkolwiek stopniu wydało mi się ciekawe. A jednak sięgnęłam po historię Stelli i Nicko z pełną świadomością, o czym jest, a to wszystko dlatego, że napisała ją autorka, co do której twórczości mam ogromne zaufanie.




Tytuł: Race changer

Autor: Maria Karnas

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: Amare

Liczba stron: 382

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W wyścigu o miłość nie ma nagrody za zajęcie drugiego miejsca.

Stella wychowała się na sielskiej farmie, ale życie zmusiło ją do podjęcia desperackiej decyzji. Po tragicznym wypadku jej mama zapadła w śpiączkę, a ojciec odwrócił się od niej. Dziewczyna ma tylko jeden cel – zdobyć pieniądze na leczenie, nawet jeśli oznacza to uwikłanie się w wyrachowany układ, zakończony małżeństwem dla pieniędzy. Tak trafia do brutalnego świata Formuły 1, gdzie na jej drodze staje Sebastian Sinclair – charyzmatyczny kierowca, który właśnie zdobył tytuł Mistrza Świata. Ale los kieruje ją ku komuś zupełnie innemu. Stella zostaje zatrudniona jako specjalistka od wizerunku dla kierowcy Ferrari – Nicka Russo – którego reputacja legła w gruzach po wycieku skandalicznego nagrania z jego udziałem. Nick najchętniej trzymałby Stellę jak najdalej od swojego najlepszego kumpla – Sebastiana. Dziewczyna uczepiła się go na dobre, a Nick zrobi wszystko, by trzymać ich na bezpieczny dystans. Relacja między Stellą a Nickiem – początkowo oparta na niechęci – szybko przeradza się w napięcie, które uruchamia w nich emocje, jakich żadne z nich nie było gotowe poczuć. Czy Stella sprawi, że Nickowi uda się powrócić na szczyt? A może to właśnie ona stanie się przyczyną kolejnego bolesnego upadku?


Dzięki temu, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź zamiast myśli “To nie dla mnie”, pojawiła się “Koniecznie muszę to przeczytać!”. I choć dalej miałam lekkie obawy, wiedziałam, że sięgając po nią, historię, która na pierwszy rzut oka wydaje się nie być moją, z czasem okaże się perfekcyjnym wyborem. I dokładnie tak było w tym przypadku. Dlatego dałam szansę i całkowicie przepadłam. W każdej kolejnej książce autorki coraz bardziej (o ile to jeszcze możliwe), podoba mi się styl, jakim została napisana — lekki, emocjonalny, ale nie przesadzony, potrafiący zarówno rozbawić, jak i wyciszyć. Bardzo dobrze oddane są niuanse relacji takie jak gesty, spojrzenia czy momenty zawahania, które niosą za sobą więcej niż słowa.
Nie można, nie wspomnieć również o bohaterach, których kreacja jest jednym z największych atutów historii. Stellla to bohaterka, która nie udaje kogoś, kim nie jest nawet jeśli wiąże się to z pokazaniem siebie. Z jednej strony twarda i zdeterminowana, z drugiej zaś próbująca poradzić sobie z przeszkodami na drodze do spokojnego szczęścia. Z kolei Nick Russo jak na typowego sportowca przystało, z jednej strony chłodny, zdystansowany i sprawiający wrażenie obojętnego na wszystko, z drugiej niezwykle wrażliwy, lojalny i zdolny do uczuć, choć wyrażanych w subtelny sposób. To bohater, który nie lubi pokazywać słabości, ale gdy już komuś zaufa, potrafi być zaskakująco czuły. Co do samej tematyki F1, początkowo podchodziłam ze sporym dystansem, z czasem jednak całkowicie przepadłam w tym, jak wiele razy zostaje to wspomniane, mimo że stanowi tło dla romansu. Dużym plusem jest również to, że autorka nie bombarduje nas technicznymi szczegółami. Prezentuje to jako element życia bohaterów, coś, co ich definiuje, wpływa na ich wybory, emocje i styl życia, ale nie przytłacza tym całej historii. Podsumowując “Race changer” autorstwa Marii Karnas to bardzo dobra opowieść o zderzeniu dwóch światów, pozornie niepasujących do siebie, a jednak tworzących coś pełnego emocji. Gdzie dobrze napisani bohaterowie, łączą się z naturalną narracją i ciekawie przedstawionym światem F1. Dla mnie był to nieoczywisty wybór, ale bardzo satysfakcjonujący, który kończę z uśmiechem i mocnym przekonaniem, że warto było się na nią zdecydować.