Moją słabością od zawsze jest gatunek science ficion, który lubię nie tylko za wizje świata i przyszłości, ale za to, że stawia wiele pytań nad ludzką egzystencją, postępem i granicami moralnymi. To właśnie ta zdolność do zadawania trudnych pytań i umieszczania ich w niecodziennych realiach sprawia, że po ten gatunek sięgam z ogromnym entuzjazmem.
Tytuł: Kolonia
Autor: Max Kidruk
Data wydania: 18.06.2025
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 1096
Moja ocena: 5/10
Autor recenzji: Wiktoria Sroka
Rok 2141.
Ludzkość na Ziemi nie otrząsnęła się jeszcze po clodis – największej pandemii od półwiecza – kiedy pojawia się nowy patogen, który infekuje wyłącznie kobiety w ciąży. Grupa immunologów stara się rozpoznać jego naturę oraz znaleźć możliwe powiązania z rejestrowanymi od jakiegoś czasu na całej planecie wyrzutami neutrin. Tymczasem populacja Kolonii marsjańskich przekracza sto tysięcy mieszkańców; aż jedna trzecia z nich urodziła się już na Czerwonej Planecie. Jednak to nie oni zajmują najlepsze posady w zaawansowanej technologicznie gospodarce Marsa i politycznych strukturach: przegrywają z ziemskimi superspecjalistami i są zmuszani do ciężkiej, niemal niewolniczej harówki, wykonując fizyczną, niewymagającą kwalifikacji pracę. Cierpliwość urodzonych na Marsie powoli się kończy, z roku na rok coraz bardziej pragną zmian, lecz nie zdają sobie sprawy z tego, że transformacja, o której marzą, może położyć kres istnieniu Kolonii… Czy budowana od niemal stu lat społeczność marsjańska zadrży w posadach od eksplodującej rewolucji? Kolonia z przerażającą wręcz wiarygodnością kreśli nie tylko obraz wielokulturowej, międzynarodowej społeczności marsjańskiej i nieustannych tarć w jej wnętrzu, ale także ponurą wizję Ziemi – planety, która wciąż jeszcze jest naszym domem. Historia opowiedziana z perspektywy kilkunastu zapadających w pamięć bohaterów – zarówno Ziemian, jak i kolonizatorów – prowadzi czytelnika przez swoje meandry i odkrywa punkty styku w najmniej oczekiwanych momentach. Zmusza przy tym do głębszej refleksji o geopolitycznej przyszłości Ziemi, o nadchodzącej możliwej katastrofie ekologicznej, o mocarstwach pod rządami szaleńców oraz o tym, czy ekspansja ludzkości i podbój kosmosu rzeczywiście staną się naszą jedyną nadzieją.
Stąd też sięgnięcie po “Kolonię” autorstwa Maxa Kidruka uznałam za konieczność. Zainteresowała mnie nie tylko akcją toczącą się na Marsie i trudnych tam warunkach, ale również zapowiedzią bardziej ambitnej, złożonej opowieści. Liczyłam na mocną, przemyślaną historię, która połączy ze sobą napięcie i refleksję, dając mi coś więcej niż tylko kolejny „kosmiczny thriller”. Niestety, choć niektóre elementy faktycznie zasługują na uznanie, to całościowo powieść pozostawiła mnie z dość sporym rozczarowaniem.
Sam koncept ma ogromny potencjał, zwłaszcza jeśli chodzi o dwutorowość akcji, gdzie z jednej strony dostajemy obraz życia na Marsie i tamtejszych problemów, z drugiej historia ludzi na Ziemi, którzy mierzą się z trudną do identyfikacji chorobą. Niestety jego realizacja, okazała się już mniej ciekawa. Na samym początku mamy do czynienia z dość ciekawym stylem autora, który, choć nie powala, pozwala wciągnąć się w świat przedstawiony. Jednak im więcej poznawałam historii, tym bardziej dawały mi się we znaki liczne i rozbudowane opisy, które wielokrotnie przypominały zapychacze, a nie istotne elementy fabuły, dodatkowo sprawiały, że jeszcze szybciej rozpraszałam się, mając potem problem w ponowne zaangażowanie się w fabułę. Zamiast dynamicznej, angażującej historii, czytałam momentami coś bliższego raportowi technicznemu czy rozdziałowi podręcznika. Przez to coś, co początkowo było atutem, zaczęło działać na niekorzyść.
Niestety sporym minusem całości są również bohaterowie. Choć ich liczba nie jest duża, to paradoksalnie czułam, jakby było ich zbyt wielu, gubiłam się w tym, kto jest kim, gdzie, jakie ma powiązania i za co jest odpowiedzialny. Co niesie za sobą również to, że w mojej opinii są oni nijacy, trudni do odróżnienia, a tym bardziej do zapamiętania nie tylko jako osobne jednostki, ale również w grupach, miałabym problem określić ich umiejscowienie. A to z kolei odbiło się w znaczący sposób na obiorze historii, bo o ile na opisy, jestem jeszcze w stanie przymknąć oko, tak tutaj, mając do czynienia już z dwoma dość znaczącymi słabszymi elementami, ciężko było mi się zaangażować w fabułę. Zamiast poczuć się, jakbym sama towarzyszyłam bohaterom, czułam, że jestem jedynie biernym obserwatorem, który notuje kolejne zdarzenia, ale nie czuje ich prawdziwej wagi. Nawet momenty, które powinny być przełomowe, nie wywołały u mnie większej reakcji.
Podsumowując “Kolonia” autorstwa Maxa Kidruka to historia, która na pewno znajdzie swoich fanów, zwłaszcza wśród osób lubiących bardziej techniczne podejście do science fiction i mniej emocji. Dla mnie niestety jest to spore rozczarowane. Mimo ciekawego konceptu i potencjału, który niewątpliwie tkwi w samej fabule, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Styl pisania momentami staje się nużący przez nadmiar opisów i technicznych szczegółów, które nie zawsze są potrzebne i często spowalniają tempo akcji. Brak równowagi między aspektem naukowym a emocjonalnym sprawia, że trudno było mi się zaangażować w losy bohaterów i przeżywać ich problemy. Bohaterowie, którzy są nijacy i dwutorowa narracja, która choć ciekawa, w teorii nie została poprowadzona w sposób spójny i angażujący, co jeszcze bardziej utrudniało pełne zanurzenie się w świat przedstawiony. Dla mnie niestety była to lektura wymagająca cierpliwości i daleka od satysfakcji, jakiej oczekiwałam po tak obiecującym tytule.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)