poniedziałek, 27 sierpnia 2018

"Mr. President" Katy Evans

Do sięgnięcia po tę książkę skłoniła mnie głównie poruszona w niej polityka oraz cała ta otoczka fabularna, którą został otoczony romans tym razem. Dodatkowo, skojarzyłam z nazwiska książki Katy Evans, jednak wcześniej nie miałyśmy większego spotkania, więc byłam gotowa zaryzykować. 

Nr. recenzji: 
209
Tytuł: "Mr. President"
Autor: Katy Evans
Tłumacz: Gabriela Jakubowska
Liczba stron: 320

Data polskiego wydania: 17 sierpnia 2018
Wydawnictwo: Kobiece
Ocena: 7/10

Charlotte poznała Matthewa Hamiltona, kiedy miała 11 lat. Chłopak właśnie zaczynał college, a jednak dziewczynka wiedziała, że po tej jednej kolacji z rodzicami jest zakochana. Kilkanaście lat później znowu na siebie wpadają, jednak już w zupełnie innej atmosferze. Charlotte chciała powoli zacząć planowanie swojej kariery w polityce, natomiast Matthew właśnie zaczynał swoją kampanię, aby za rok zostać prezydentem. Wielkie zdziwienie na nią czekało, kiedy kilka dni po przypadkowym wpadnięciu na siebie otrzymuje zaproszenie do sztabu wyborczego. Niedoświadczona, młoda, lecz ambitna kobieta oczywiście je przyjmuje. Czy uda im się wygrać wybory? A jeśli tak, to jaki to wpływ będzie miało na ich relację?

Miałam zacząć czytać książki z większą lub mniejszą polityką w tle, jednak jak widzicie - słabo mi to wyszło. Dopiero teraz udało mi się sięgnąć po coś podobnego, jednak nawet sama autorka na jednych z pierwszych stron poprosiła o wyrozumiałość, jeżeli ktoś chciałby sprawdzać tę książkę pod względem poprawności wszystkich procedur kampanii politycznej. Cóż, nie uwierzę w to, że research nie został zrobiony, ponieważ muszę przyznać książka trzyma poziom oraz dotyka, choć nieraz tylko przelotnie, wszystkich ważniejszych aspektów promocji kandydata na prezydenta. Poruszamy spotkania ze społecznością, widzimy wyrachowanie, na którym bohater najbardziej polega. Natomiast fakt, że Matthew zadecydował o nieposiadaniu żony na czas kadencji, chyba najbardziej mnie zaskoczył. Rozumiem brak czasu, jednak wydawał mi się ten fakt z lekka przesadzony. Nie chcę nic mówić, ponieważ muszę przyznać, że w temacie jestem zieloniutka, jednak bądź co bądź Pierwsze Damy wcale nie mają najgorszego życia.

Jeżeli chodzi natomiast o wątek romantyczny, to można odczuć jawny niedosyt, co osobiście mnie zdziwiło. Nie chodzi o to, że bohaterowie się nie spotykają, czy o to, że Matthew jest o tyle wyrachowany, że w jakiś sposób ignoruje Charlotte. Nie, wręcz przeciwnie, na samo poznawanie się bohaterów na nowo przekazano ponad sto pięćdziesiąt stron, nie mamy więc na co za bardzo narzekać. Problem ukazuje się dopiero później, kiedy nasi bohaterowie już są ze sobą i moglibyśmy oczekiwać większej dawki emocji - odnosiłam wtedy wrażenie, jakby autorka celowo pomijała wszystkie sceny pomiędzy bohaterami, tylko gdzieś tam na marginesie wspominając, że się spotkali. No, bądźmy szczerzy, skoro książka jest romansem to jednak mimo wszystko oczekuje się od niej rozwinięcia tego wątku w należyty sposób, a to całe pomijanie - cóż, wydaje mi się, że zadziała na niekorzyść, jeśli chodzi o wybieranie książki przez czytelników. 

"Mr. President" napisany jest bardzo dobrze, choć prostoliniowo. Popieram próby autorki w opisywaniu emocji "na żywo" - powiedziałoby się. Wiecie, zamiast opisów sal, czy kolejnych bohaterów wkraczających na scenę, oczywiście opisujemy głównie emocje. Jednak również przemyślenia głównej bohaterki. Katy Evans udało się również kilkukrotnie uchwycić taką dość niespotykaną w książkach bitwę myśli. Naprawdę warty zachodu zabieg, pomimo tego, że gdy po raz pierwszy go zobaczyłam, to byłam delikatnie zmieszana. Musiałam kilka linijek przeczytać z odpowiednimi pauzami, nadać rytm, abym uśmiechnęła się z dobrze zastosowanej nowej praktyki. Bazujemy oczywiście na dialogach, na co prawdopodobnie również większość czytelników zareaguje z entuzjazmem, ponieważ książkę się prawdziwie pożera. Akcja jest bardzo wciągająca i bardzo dobrze się komponuje z fabułą, więc tak, większość z Was, zawali nockę dla tej książki.

Podsumowując, osobiście dam książce 7/10. Było dobrze, chyba nie miałabym jak jeszcze się czepiać, jednak nie przypadło mi do gustu pominięcie przez autorkę aż takiej ilości szczegółów, dotyczących łączącej naszych głównych bohaterów relacji. Poza tym - cud, miód, malina. Fabularne tło naprawdę dobrze wykreowane, a styl pisania nawet przyniósł nietypowe zaskoczenie, dzięki czemu naprawdę mi się podobało. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)