Insta


wtorek, 23 sierpnia 2022

Echo

 



Tytuł : Echo

Autor: Thomas Olde Heuvelt 

Tłumacz: Ryszard Turczyn

data wydania: 29 czerwca 2022 

wydawnictwo : Albatros

liczba stron : 638

moja ocena: 7,5/10






Pierwsze zdanie recenzji Echa powinno pokreślić, że jest to gotowy scenariusz na film. Każda z pełnych pochwał recenzji, jaką można znaleźć w Internecie, jest prawdziwa i nie było w niej nawet odrobiny przesady, bo jest po prostu rewelacyjna. I już po kilkunastu stronach łatwo się domyślić, dlaczego polecał ją Stephen King.


Zaczyna się dość mrocznie. Siostra jednego z głównych bohaterów samotnie spędza śnieżną noc, kiedy w jej domu zaczynają pojawiać się dziwne postacie – cienie – pozbawione oczu. Przerażona dziewczyna dzwoni do brata, który spowolniony przez warunki pogodowe wraca do domu. Chłopak od razu orientuje się, co się dzieje i nakazuje siostrze natychmiastową ucieczkę, ale ……. Po tym krótkim wstępie (który skutecznie uniemożliwił mi sen), przechodzimy do właściwych wydarzeń, które miały miejsce wcześniej, a od których wszystko się zaczęło. Śledzimy historię dwóch partnerów – Sama – którego można określić jako nieco wygodnickiego i lubiącego życie na fali – oraz Nicka – fana wspinaczki górskiej i podróżnika. Jedna z jego wypraw okazała się szczególna i dość dramatyczna w skutkach, jako że pozbawiła życia jego kompana, a samego Nicka pozostawiła oszpeconego. Nikt nie wie, co dokładnie wydarzyło się na szczycie góry Maudit, ale nie ma wątpliwości, że zamieszane w to były nadprzyrodzone i nierealne moce. Od momentu wypadku w życiu Sama i Nicka zmienia się bardzo wiele. Po pierwsze oboje muszą przewartościować swój związek i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy potrafią nadal być razem, pomimo że Nick już nigdy nie będzie tym samym sobą. A po drugie…. Po drugie, zaczynają mieć miejsce zdarzenia, które wywołują w nich przekonanie, że góra w jakiś sposób opętała Nicka. Zawładnęła jego osobowością. Kiedy zaczyna się robić naprawdę niebezpiecznie, bohaterowie szukają pomocy, ale zamiast uciekać jak najdalej od źródła problemów, w rzeczywistości pędzą prosto w niebezpieczeństwo, zupełnie jak ćma do ognia.

Thomas Olde Heuvelt świetnie wyważa elementy fantastyki i horroru. O ile początkowo miałam pewne obawy czy powieść nie będzie nieco przerysowana i przez to stanie się karykaturalna, dość szybko odpuściłam te myśli. Pozaziemskie elementy pojawiają się w tych momentach, w których są potrzebne i nie przytłaczają przez to całości. Pozostawiają natomiast po sobie pewien mrok, niepewność, a takie przecież od początku było zamierzenie książki. Cała reszta historii to opowieść o dwójce ludzi i ich życiu. Tragedii, z którą w całkiem realny sposób muszą sobie radzić. Razem, ale jednocześnie osobno, bo przecież każdy na swój sposób. To tez okazja do poruszenia pewnych uniwersalnych pytań – czy wygląd rzeczywiście nie ma w relacji znaczenia? Czy byłbym/byłabym ze swoim partnerem/partnerką nawet po wypadku, który pozostawiłby ją/jego okaleczonego /niepełnosprawnego /zmienionego? Czy gdyby to mi przydarzył się wypadek, czy chciałbym obciążać tym drugą osobę i być może mieć przekonanie, że jest ze mną z litości albo z poczucia obowiązku? Pod tym względem powieść ma bardzo ludzki i rzeczywisty wymiar.

Dobrze przemyślana jest koncepcja książki. Po pierwsze krąży pomiędzy różnymi płaszczyznami czasowymi, zgrabnie przeskakując między wydarzeniami przed i po wypadku, wspinaczką na szczyt i leczeniem w szpitalu. Po drugie autor oddaje głos na przemian Nickowi i Samowi, dzięki czemu patrzymy na wydarzenia z różnych perspektyw, a prawda odrywana jest stopniowo, w sposób uporządkowany, przez co czytelnik nie ma wrażenia przytłoczenia ani chaosu. Zabieg, na który szczególnie warto zwrócić uwagę to jednak nie tylko podróżowanie słowem w czasie, ale także w przestrzeni. W jednej chwili razem z Samem czytamy dziennik Nicka relacjonujący wspinaczkę, a sekundę później dziennik wciąga nas w centrum wydarzeń i znajdujemy się w drodze na szczyt Maudit. Niemal czuć alpejski chłód, mroźne powietrze szczypiące w policzki i słychać odgłos szumiącego wiatru. Cała historia jest dobrze rozłożona jeśli chodzi o napięcie i jak wspomniałam, w równym tempie, bez zrywów prowadzi do końca. Oczywiście pojawiają się momenty, w których serce zaczyna bić szybciej, a puls przyśpiesza, po to, by za chwilę opaść, ale co do zasady-tempo opowieści przypomina wspinaczkę, w której każdy krok jest zaplanowany. Być może następuje to nieco krętą ścieżką, ale w jednym kierunku – na szczyt. Niesamowicie oddany jest klimat i specyfika zimnego krajobrazu. I choć części czytelników książka może wydawać się gruba, a opisy przytłaczające i niepotrzebne, w rzeczywistości są one konieczne do wprowadzenia w odpowiedni nastrój. Czytelnik niemal czuje się obserwowany, pojawia się uczucie grozy i dziwnego napięcia. Moim zdaniem wszystkie zabiegi, elementy i części jakimi przy pisaniu "Echa" posłużył się autor były niezbędne i nie ma tu ani jednej niepotrzebnej kropki czy przecinka. Jest to jedna z tych powieści, które chciałoby się przeczytać jednym tchem, ale żeby w pełni docenić jej urok (czy raczej mrok) trzeba czytać ją powoli tak, aby rzeczywiście i z całą mocą odczuć atmosferę i aurę tajemniczości Maudit.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z miłą chęcią przeczytam co masz do powiedzenia, więc skomentuj i spowoduj u mnie euforię! Dziękuję. :)