czwartek, 31 lipca 2025

"Nie zasłużyłem na ciebie" - Aleksandra Mrozik

16:00:00 1 Comments
Emocje są czymś, co ma w sobie każdy z nas. Nasze uczucia mogą być różne, od smutku i żalu do radości i zachwytu. Jednak teraz przyjrzyjmy się jednemu z trudnych uczuć znanych człowiekowi - miłości. Są różne jej rodzaje-miłość romantyczna, przyjacielska, rodzinna, duchowa oraz własna. Jak mawia mój ulubiony influencer - Paweł Rosa “Lakarnum” “Miłość to jednak piękna rzecz”. Jednak nie jedna osoba wie, że miłość wiele razy jest jednostronna i nieszczęśliwa, skutkiem tego jest friendzone, czego doświadczyła główna bohaterka książki Aleksandry Mrozik..




Tytuł: “Nie zasłużyłem na ciebie”

Autor: Aleksandra Mrozik

Liczba stron: 396

Data wydania: 05.06.2025

Wydawnictwo: Novae Res

W moim odczuciu:  8 /10

Autor recenzji: Natalia Paterek




“Los zsyła nam ludzi, którzy mogą nas uratować… albo złamać.”


Główną bohaterką tej opowieści jest Luiza-studentka weterynarii na uniwersytecie w Nowym Jorku. Chodzi na imprezy i dużo się uczy do egzaminów. Mieszka w domu jednorodzinnym z mamą, tatą i siostrą Isią. Jej jednym z niewielu przyjaciół jest Viktor Clarke-bogaty, wysoko postawiony mężczyzna, który cieszy się dobrą opinią w swoim środowisku. Wśród kobiet i studentek uchodzi za bardzo przystojnego faceta, niestety on jest poza ich ligą. On i Luiza przyjaźnią się od liceum. Główna bohaterka jest w nim zakochana od czasu, gdy tylko się poznali. Niestety Viktor od razu dał jej do zrozumienia, że ona nie jest w jego typie kobiety i jest dla niego po prostu zbyt nudna i bardzo odstająca od ludzi jego pokroju... Jednak ona wciąż ma nadzieję, że w końcu dostrzeże w niej kogoś więcej niż przyjaciółkę. Jej nadzieja niestety umiera, gdy dowiaduje się, że Viktor kogoś ma, to dla niej nic innego jak cios prosto w serce. Jedną z gorszych rzeczy, jakie ją spotyka, jest wieść o chorobie jej młodszej siostry. Z tego powodu ona i Isia zostają wysłane przez rodziców do ich dziadków, którzy mieszkają na drugim końcu kontynentu na wsi w Montanie. Luiza nie wie jednak, że ktoś ją śledzi i obserwuje. Przystojny, tajemniczy nieznajomy, związany z nowojorskim półświatkiem, który wie o niej zdecydowanie więcej, niż powinien.


Książka wzbudziła we mnie większość pozytywnych emocji i odczuć, choć były momenty reakcji typu “”wait what?”. Podczas czytania było dużo śmiechu, zdziwienia, zaintrygowania, ale też smutku i uczucia bezsilności, trochę chyba za bardzo się wczułam w niektóre emocje, ale przynajmniej łatwiej było mi zrozumieć uczucia Luizy przy takim obrocie spraw. Na ogół czytało mi się przyjemnie i na spokojnie. Opisy natury i otoczenia zawarte w tej książce są po prostu idealne, na przykład opis wiejskiego krajobrazu - CUDO! Idealnie oddaje piękno wiejskiego życia, aż czuję jakbym tam faktycznie była. Osobiście uwielbiam być na wsi, wtedy czuję taki spokój duszy oraz całego mojego ciała i mogę się wyciszyć od głośnych dźwięków miasta i ludzi (polecam każdemu gorąco). Jednak tak jak chwaliłam wyżej opisy krajobrazu, tak teraz skrytykuję opisy ubioru bohaterów. Uznaję to trochę za ""zapychacz" i trochę mi to przeszkadza w czytaniu, ale nie było aż tak źle. Bardzo mi się spodobał wątek tego tajemniczego nieznajomego, to właśnie przez niego sięgnęłam po tę książkę i nie zawiodłam się (totalnie mój klimat).


Oprócz dobrych emocji i odczuć pojawiły się również te złe. Jedną z rzeczy, które mi się nie spodobały i trochę zniechęciły do dalszego czytania to alkoholizm głównej bohaterki, po prostu takie tematy związane z uzależnieniem od alkoholu mnie odtrącają i powodują dość mieszane uczucia, niekoniecznie dobre (tzw. zapijanie smutków, emocji).


Cała książka mi się podobała i pewnie w dalekiej przyszłości (gdy w końcu przeczytam wszystkie książki na półce) sięgnę po tę książkę jeszcze raz. Jeżeli lubicie książki, gdzie jest dużo tajemnic, problemów dzisiejszego świata oraz wątków miłosnych to ta opowieść jest właśnie dla ciebie! Książka idealna na lato, zwłaszcza na wieczór w ogrodzie z herbatą mrożoną.








środa, 30 lipca 2025

"Eskadra do gwiazd" - Brandon Sanderson, Janci Patterson

08:00:00 0 Comments

Po finałowym tomie serii Skyward trudno było mi rozstać się z tym światem na dobre, z jednej strony pojawiała się satysfakcja z domknięcia historii, z drugiej zaś niedosyt bohaterami i światem. Na szczęście “Eskadra do gwiazd” pojawiła się w idealnym momencie jako przedłużenie tej podróży i oddanie głosu innym, którzy mogli zginąć w cieniu Spensy.




Tytuł: Eskadra do gwiazd

Autor: Brandon Sanderson, Janci Patterson

Data wydania: 08.04.2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 792

Moja ocena: 10/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Bohaterowie dotarli do gwiazd, ale czy będą gotowi przynieść im wolność…

Zbiór trzech minipowieści osadzonych w świecie cyklu Do Gwiazd, które przedstawiają najważniejsze wydarzenia z perspektywy bohaterów towarzyszących Spensie, rzucając nowe światło na ich rolę w walce z zagrożeniami ze strony galaktycznego Zwierzchnictwa. FM, pilotka eskadry Do Gwiazd, bada tajemnice technologii kosmicznych ślimaków zdolnych do teleportacji i staje się kluczową postacią w misji zrozumienia ich niezwykłych zdolności. Alanik, należąca do rasy UrDail, stara się zapobiec wojnie domowej na swojej ojczystej planecie i przekonać różne frakcje do walki ze Zwierzchnictwem. Jorgen, lider eskadry, odkrywa swoje szczególne powiązanie ze ślimakami, równocześnie nawiązując sojusze z obcymi rasami, które mogą zadecydować o losach ludzkości.


Pierwsze opowiadanie “Sunreach” skupia się na FM, która zaskakuje swoją wrażliwością i idealizmem. Jej spojrzenie na świat to próba znalezienia sensu w świecie, który toczy ciągłą wojnę, a także chwila refleksji nad tym, czy na pewno to musi tak wyglądać, może, zamiast burzyć, lepiej zacząć budować? Choć nauka i odkrywanie jest tutaj głównym tematem, nie zabrakło również wątku romantycznego, które jestem ogromną fanką.


“ReDawn” wnosi z kolei zupełnie nową perspektywę, którą jest Alanik. Zdecydowanie najmniej tu walki, zamiast niej góruje dyplomacja, dylematy i polityczne rozgrywki. Alanik, będąca wciąż obcą zarówno dla ludzi, jak i dla własnych, musi mierzyć się z samotnością, nieufnością i ciężarem decyzji, które mogą zmienić losy całej galaktyki.


Ostatnie opowiadanie “Evershore” jest z perspektywy Jorgena. I tutaj bez bicia, mogę przyznać, że nie tylko wyczekiwałam go najbardziej, gdy tylko dowiedziałam się o nim, ale również najbardziej spośród całej trójki podobało mi się ono. Choć już wcześniej miałam o nim pochlebne zdanie, tutaj dostrzegłam w nim więcej, nie jest już tylko trudnym bohaterem, jakim był na początku. Jest postacią, która dojrzała do roli dowódcy i pokazała, że nie jest dupkiem, za jakiego wszyscy go uważają, a pod tą skorupą kryje się, ktoś, kto mierzy się dylematami, które mogą zaważyć na historii.


Ogromną radość wywołał również dodatek, którym są usunięte sceny z pierwszego tomu razem z komentarzami autora.  To nie tylko ciekawostka dla wiernych fanów, ale też świetna okazja do zajrzenia za kulisy procesu twórczego. Autor dzieli się nie tylko scenami, które ostatecznie nie trafiły do książki, ale także powodami ich usunięcia, co daje lepsze zrozumienie jego decyzji pisarskich i tego, jak ewoluowała historia Spensy.


Sięgając po tą historię, byłam ogromnie ciekawa czy uda mi się dostrzec elementy, które wniósł Janci Patterson. Choć styl wciąż przypomina charakterystyczną dla Brandona Sandersona lekkość i dynamikę, udało mi się zauważyć pewne niuanse. A mianowicie większy nacisk na emocje, relacje między postaciami i wewnętrzne rozterki bohaterów, ale również to, że bohaterowie, którzy wcześniej byli w cieniu Spensy, teraz stali się bardzo wyraźni, z własnymi marzeniami i lękami.


Podsumowując “Eskadra do gwiazd” autorstwa Brandona Sandersona i Janci Patterson to nie tylko dodatek, który stanowi uzupełnienie historii, ale również pełnoprawna część domykająca serię Skyward.  Język opowiadań jest lekki, pełen charakterystycznego humoru, ale i refleksyjny tam, gdzie trzeba. Bohaterowie dojrzewają, podejmują decyzje, które coś kosztują, a czytelnik ma wrażenie, że to, co czyta, naprawdę się liczy. Uważam, że dla osób, które pokochały serię, jest to pozycja obowiązkowa jednak nie ze względu na to, by wiedzieć, co dalej, ale dlatego, że warto poświęcić chwilę bohaterom, relacją, chwilą wzruszeń i zanurzeniu w świecie, który choć kosmiczny, jest również bardzo ludzki.

wtorek, 29 lipca 2025

"Śmiała" - Brandon Sanderson

16:00:00 0 Comments

Zakończenie serii niesie za sobą pewną melancholię, tym bardziej, gdy jest to seria, która po nie kąt kojarzy się z wieloma cudownymi chwilami. Trudniejsze staje się, to gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że jest to nieuniknione. I tak po paru latach od rozpoczęcia serii Skyward z bólem, ale i nadzieją, że koniec przyniesie kolejny cudowny etap, zdecydowałam się poznać zakończenie.




Tytuł: Śmiała

Autor: Brandon Sanderson


Data wydania: 20.08.2024


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 532


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Wspaniałe zwieńczenie epickiego cyklu o młodej pilotce, która powędrowała do gwiazd i jeszcze dalej, by ocalić świat przed zagładą.
Spensa zdołała wydostać się z niebytu, ale to, co ujrzała w przestrzeni między gwiazdami zmieniło ją na zawsze. Spotkała wnikaczy i wreszcie zrozumiała tajemnice swego cytonicznego talentu. Jednakże pod jej nieobecność Zwierzchnictwo nie zaprzestało walki o dominację nad Galaktyką. Eskadra Do Gwiazd zdołała powstrzymać ataki sił Winzika, a nawet znaleźć sojuszników. Ale jest tylko kwestią czasu, nim ich opór zostanie złamany i w Galaktyce zapanuje tyrania. By odnieść zwycięstwo, potrzebna będzie cała wiedza zdobyta przez Spensę w niebycie. Okazuje się jednak, że nie jest łatwo być cytoniczką. Spensa musi zadać sobie pytanie, jak daleko może się posunąć i czy jest gotowa poświęcić siebie samą i swych przyjaciół w imię triumfu ludzkości.



Od pierwszych stron czuć, że nie jest to już opowieść o odkrywaniu własnych możliwości, a historia kogoś, kto musi ponieść odpowiedzialność za wszystko, co osiągnął i co po drodze stracił. Spensa nie szuka już odpowiedzi na pytanie, kim jest, bo już to wie. Teraz mierzy się z pytaniem, co z tą wiedzą zrobić, komu zaufać i w jaki sposób uratować nie tylko świat, ale także samą siebie przed zatraceniem w chaosie, który narasta wokół.


Świat przedstawiony, mimo że już wcześniej pokazał się z nietypowej strony, wciąż zaskakuje, pokazując nowe aspekty cytoniki i walki. Autor, zamiast powielać schematy i motywy, po raz kolejny prezentuje elementy, wymykające się nie tylko wspomnianym schematom, ale również definicjom. Sama cytonika przestaje być tylko narzędziem, a staje się wyjątkową siłą, której obecność wpływa nie tylko na wynik bitew, ale również na sposób postrzegania rzeczywistości przez bohaterów.


Nie mogłabym nie wspomnieć o narracji, która w każdym tomie coraz bardziej zachwycała swoją dynamiką. Pomimo sporej objętości każdej z książek i obaw związanych z tym, czy autorowi uda się podtrzymać zaangażowanie, nie nudząc przy tym czytelnika przez tyle stron, autor po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych w budowaniu tempa i prowadzeniu opowieści.


Zakończenie tomu to mieszana emocji, od wzruszenia i ulgi po cień wątpliwości wywołany tym, że nie wszystko zostało zamknięte w oczywisty sposób, wiele kwestii wymaga domysłów czytelników i ich interpretacji na losy bohaterów. To zakończenie, które nie gra na efektowności, ale na emocjonalnym spełnieniu. Zostajemy z poczuciem, że bohaterowie przeszli długą drogę, a my razem z nimi.


Podsumowując “Śmiała” autorstwa Brandona Sandersona to bardzo dobre zakończenie serii, które nie tylko domyka wszystkie wątki zarówno te główne, jak i poboczne, ale robi to z klasą i wyczuciem. Finał budzi poczucie pełni nie dlatego, że wszystko skończyło się idealnie, a dlatego, że każdy element budowany na przestrzeni czterech tomów, tutaj znajduje swoje właściwe miejsce. W moim sercu każdy z tomów serii Skyward rozgościł się na dobre i to z tego, śmiało mogę stwierdzić, że jest to jeden z tych cyklów, do których z chęcią powrócę za parę lat, by spojrzeć na nią inaczej, może głębiej, lub po to, by dostrzec to, co teraz umknęło mojej uwadze.


poniedziałek, 28 lipca 2025

"Cytoniczka" - Brandon Sanderson

19:00:00 0 Comments

Drugi tom zostawił mnie z ogromnym niedosytem, ale i masą pytań odnośnie tego, co zrobi Spensa i jak na wszystko wpłyną jej decyzje. Na szczęście “cytoniczka” nie tylko odpowiada na te wątpliwości, ale robi to w sposób zaskakujący i odważny. A jak dokładnie, to musicie przekonać się sami.




Tytuł: Cytoniczka

Autor: Brandon Sanderson


Data wydania: 15.08.2023


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 504


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Kiedy waży się los całej galaktyki, zwykła odwaga już nie wystarczy – ratunkiem jest tylko wyprawa poza gwiazdy…


Życie Spensy jako pilota Sił Powietrznych Śmiałych było naprawdę niezwykłe. Okazała się jednym z najlepszych pilotów myśliwskich ludzkiej enklawy na Detritusie i uratowała wszystkich jego mieszkańców przed zagładą z rąk Krelli - enigmatycznych obcych istot, które więziły ich tam od kilkudziesięciu lat. Później, aby zinfiltrować Zwierzchnictwo – galaktyczny sojusz ciemiężący ludzkość - udała się do jego odległego o lata świetlne centrum dowodzenia, gdzie dowiedziała się o istnieniu galaktyki pełnej zamieszkanych planet. Teraz Zwierzchnictwo rozpoczęło szeroko zakrojoną kampanię wojenną. A Spensa poznała już efekty działania najgroźniejszej broni przeciwnika - wnikaczy, dysponujących tajemniczą mocą zdolną w mgnieniu oka zniszczyć całą planetę. Tylko że Spensa jest cytoniczką, która dzięki mutacji stawiła już czoła wnikaczowi i dostrzegła w nim coś dziwnie znajomego. Może jeśli zrozumie, jak działają te istoty, zdoła ocalić galaktykę…

Czasem zbyt łatwo się zapomina to, co powinno się pamiętać, i pamięta to, o czym należałoby zapomnieć.
Akcja zostaje przeniesiona do tajemniczego wymiaru zwanego Niebytem, przestrzeni poza znanym wszechświatem, w której obowiązują zupełnie inne prawa fizyki i czasu. To miejsce nieustannie się zmienia, złożone z oderwanych od siebie fragmentów rzeczywistości: latających wysp, nierealnych krajobrazów, zapomnianych cywilizacji. Po tym zdecydowanie mogę stwierdzić, że autor pozostaje mistrzem klarowności nawet w obliczu chaosu. Wszystko tutaj ma swoje miejsce, nawet jeśli przez długi czas nie wiemy, dlaczego. To właśnie ta niepewność, a nie bitwy i intrygi napędza akcję.


To, co zasługuje na szczególne uznanie, to sposób, w jaki autor poprowadził rozwój głównej bohaterki. Spensa nie jest już tylko odważną pilotką z Detritusa, staje się podróżniczką w nieznane, osobą, która nie tylko ucieka przed wrogiem, ale zaczyna rozumieć, że prawdziwym zagrożeniem może być niezrozumienie własnej mocy. Jej zdolności cytoniczne, wcześniej postrzegane jako narzędzie lub broń, tutaj stają się źródłem konfliktu tożsamościowego. Kiedy świat się rozpada na kawałki, a pamięć zaciera granice między tym, co rzeczywiste, a tym, co wyobrażone, Spensa musi zdecydować, kim naprawdę chce być.

Jednocześnie zaskakuje rozwój M-Bota, towarzyszącej jej sztucznej inteligencji, która przechodzi niepokojąco ludzką ewolucję. Początkowo humorystyczna postać, tutaj zostaje skonfrontowana z pytaniami o własną świadomość, emocje i cel istnienia. Relacja między nim a Spensą w „Cytoniczce” nabiera głębi, gdyż nie opiera się już tylko na dialogach pełnych ciętych ripost, ale staje się nośnikiem dla rozważań o tym, co czyni nas „kimś”.

Wielu czytelników mogło spodziewać się, że trzecia część będzie eskalacją dotychczasowej historii, mam na myśli większe bitwy, większe ryzyko, większe tajemnice. Tymczasem dostajemy coś innego, znacznie bardziej ryzykownego: opowieść introwertyczną, wymagającą skupienia, cierpliwości i otwartości na nietypowe konstrukcje narracyjne. To nie jest książka, którą pochłania się dla natychmiastowej satysfakcji. Brandon Sanderson nie boi się zaryzykować i to ryzyko się opłaca. Tworzy tom, który z jednej strony daje odpowiedzi na ważne pytania dotyczące funkcjonowania cytoników i natury wnikaczy, a z drugiej zadaje kolejne, jeszcze trudniejsze. Fabuła, choć pozornie oderwana od głównej osi serii, z czasem okazuje się kluczowa.
Zakończenie „Cytoniczki” zostawia czytelnika w stanie ekscytującego oczekiwania. Wiadomo, że to jeszcze nie koniec, ale też, że wszystko, co nadejdzie, będzie miało zupełnie inny wymiar niż to, co widzieliśmy wcześniej. Ten tom nie tylko przygotowuje grunt pod finał, ale zmienia reguły gry. A fakt, że Sanderson potrafi to zrobić bez utraty charakteru postaci, bez porzucenia humoru i bez wytracenia emocjonalnego ciężaru, zasługuje na najwyższe uznanie.
Podsumowując “Cytoniczka” autorstwa Brandona Sandersona to tom, który kocha się nie pomimo, ale właśnie za jego dziwność i odbieganie od tego, co pokazał nam wcześniej autor. Odejście od znanych struktur, które zamiast powielać, prezentują coś nowego nie tylko w narracji, ale również w kreacji świata, dynamice relacji czy wprowadzaniu kolejnych, czasem coraz bardziej abstrakcyjnych elementów to ciekawe i odważne zmiany, które przynajmniej dla mnie, okazały się czymś, co wzbogaciło fabułę i urzekło w niej najbardziej.


niedziela, 27 lipca 2025

"Bez siły" - Elsie Silver

19:00:00 0 Comments

Mając plany i cele, wszystko w życiu wydaje się jasne, a potem ktoś lub coś, pojawiając się burzy ten porządek. Nie gwałtownie ani dramatycznie, a tak jakby to było coś normalnego. Nagle rzeczy oczywiste przestają takie być, a codzienność nabiera nowe znaczenia. To właśnie wtedy doceniamy tak znane nam osoby te, które towarzyszą nam, choć bywają z nami myślami te, które “zawsze” są obok nas, choć nigdy nie analizowaliśmy tego.





Tytuł: Bez siły. Chestnut Springs #3


Autor: Elsie Silver


Data wydania: 09.04.2025


Wydawnictwo: Editio Red


Liczba stron: 424


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Dawno temu Jasper Gervais był zagubionym chłopakiem o ciemnogranatowych, smutnych oczach. Mieszkał na ranczu Wishing Well. Sloane, będąca wtedy delikatnym, słodkim dzieckiem, przyjeżdżała co roku do Wishing Well na wakacje. To były dobre czasy, letnie miesiące zachęcały do zabaw, a powietrze pachniało wsią, końmi i kiełkującą przyjaźnią. Przyjaźnią, która później mogła przetrwać każdą próbę. Jako dorośli ludzie Jasper i Sloane pozostali sobie bliscy. On patrzył na nią już trochę inaczej, a ona przyznawała w duchu, że go kocha. Ta tajemnica jednak nie mogła wyjść na jaw. Jasper był utalentowanym hokeistą, rozegrał wiele znakomitych meczów i stał się obiektem westchnień licznych fanek. Ktoś taki nie mógł poślubić Sloane Winthrop, sławnej primabaleriny, pochodzącej z rodziny, która niemal zmonopolizowała rynek usług telekomunikacyjnych w kraju. Sloane miała narzeczonego, Sterlinga, syna wspólnika jej ojca, ale nie czuła się szczęśliwa. W dniu ślubu wydarzyło się coś, co rozbiło jej świat na kawałki. Niebawem bolesna przeszłość Jaspera i niełatwa sytuacja Sloane sprawiły, że przyjaźń między nimi stała się jeszcze trudniejsza. Dwoje przyjaciół z dzieciństwa. Dwa złamane serca. I jedna przyjaźń, która być może ma szansę, by przerodzić się w coś więcej.

Uczucie między nimi? To stało się tak skomplikowane…


Lubię historie, które nie krzyczą, nie próbują na siłę przykuwać uwagi — zamiast tego po prostu są. Powoli, ale konsekwentnie, budują napięcie i przywiązanie. Dają czas, by zrozumieć bohaterów, poczuć ich emocje i znaleźć wspólne punkty. Takie historie nie potrzebują dramatów, by poruszyć. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, jedna rozmowa, która zmienia tor myślenia, i zaczynamy dostrzegać, że „więcej” było tam cały czas, tylko czekało na odpowiedni moment.


W „Bez siły” to „więcej” przychodzi spokojnie, jakby szeptem. Bohaterowie znają się od dawna. Przez lata tworzyli duet oparty na zaufaniu i przyjaźni, a ich relacja była czymś stałym, pewnym, wygodnym. Gdy jednak granice zaczynają się zacierać, a uczucia przenikają przez warstwy przyzwyczajeń, rodzi się coś delikatnego i niepewnego. Coś, co wymaga odwagi. Motyw „friends to lovers” w tym wydaniu jest jak miękki koc w jesienny wieczór — znajomy, bezpieczny i ciepły. Nie ma tutaj fajerwerków ani wielkich słów, ale są drobiazgi, które składają się na coś większego.


Jeśli chodzi o bohaterów, mamy tutaj do czynienia ze Sloane, która wydaje się być bardzo poukłada, wie czego, chce, jest zorganizowana i odpowiedzialna. Swoją niepewność i pragnienie bycia widzianą naprawdę maskuje byciem silną i robieniem, tego co według innych jest słuszne nawet jeśli z nią samą jest to niezgodne. Z kolei Jasper to bohater, który zawsze chowa się w cieniu innych, nie dlatego, że boi się pokazać, a po to, by pozwolić innym być w centrum. Potrafi słuchać, być obok bez presji, bez prób naprawiania. Przez lata był dla Sloane bezpiecznym oparciem, ale widać, że sam również nosi ciężar niewypowiedzianych emocji.


Relacja między nimi to ciągła wymiana kroków, czasem dwa do przodu, czasem jeden do tyłu, a innym razem, gdy chaos przejmuje pierwszy plan, jest to usilna prób zrobienia kroku w bok by dać czas sobie, ale i zobaczyć, jaką decyzję podejmie druga osoba.


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Fabuła powieści nie skupia się na wielkich zwrotach akcji, ale właśnie na relacji, która dojrzewa. Autorka prowadzi historię spokojnym rytmem, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w emocje i obserwować subtelne zmiany. Wszystko dzieje się naturalnie, w swoim tempie bez przesady i sztucznego napięcia.


Podsumowując, „Bez siły” autorstwa Elsie Silver to kolejna historia z serii Chestnut Springs, która jest bardzo dobra. Dobrze napisała, pełna emocji, które nie są głośne, czy dramatyczne, a szczere. Przy tym ciekawi bohaterowie, którzy oprócz wspólnej historii, mają do opowiedzenia swoje osobiste. Choć książka nie zaskakuje przełomowymi rozwiązaniami, oferuje coś, co w romantycznych historiach bywa najważniejsze — autentyczne emocje i bliskość, którą czuć między wersami.


Bez siły" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…




sobota, 26 lipca 2025

"Bez serca" - Elsie Silver

13:00:00 0 Comments

Po lekturze pierwszego tomu nie mogłam powstrzymać się, by od razu nie sięgnąć po kolejny, zwłaszcza gdy opowiada on historię kolejnego z braci Eatonów. W końcu coś, co zaczęło się jako typowy romans z wiejskim klimatem i kowbojem w roli głównej, okazało się naprawdę angażującą historią, która przyciąga humorem, dobrze wykreowanymi bohaterami, a zarazem prostą i niewymagającą fabułą.




Tytuł: Bez serca. Chestnut Springs #2

Autor: Elsie Silver

Data wydania: 27.11.2024

Wydawnictwo: Editio Red

Liczba stron: 392

Moja ocena: 9/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Cade Eaton był przystojnym ranczerem i szukał niani dla dziecka na czas wakacji. Być może byłoby to łatwiejsze, gdyby nie jego zgryźliwość i przesadnie wysokie wymagania. Żadna kandydatka nie zdołała im sprostać. W końcu Summer, przyszła żona jego brata, zaproponowała, że namówi swoją przyjaciółkę, aby na tych parę miesięcy zajęła się pięcioletnim Lukiem. Cade się zgodził, choć niechętnie... i szybko tej zgody pożałował. Willa Grant miała rude włosy, ognisty temperament i jej plany na lato właśnie zostały zrujnowane. Nie miała pojęcia o niańczeniu dzieci ani o życiu na ranczu, a ojciec dziecka, Cade, wydał się jej kimś w rodzaju wrednego, seksownego nauczyciela. Nie powinna była się zgadzać na tę pracę. Ale Luke wydał się jej najfajniejszym dzieciakiem świata i to sprawiło, że postanowiła spróbować.

Gburowaty ranczer i przebojowa dziewczyna. Ona nie mogła oderwać od niego oczu. On przy niej tracił kontrolę nad sobą. Nieśmiało zakiełkowało uczucie. Lato jednak upływało zbyt szybko.


Drugi tom od pierwszych stron wskazuje na to, że będzie to zupełnie inna historia, bardziej dojrzała i przemyślana, jednak nie mniej intymna. Zamiast szybkiego tempa i wybuchu chemii, dostajemy relację, która rozwija się ostrożnie i z dużą dozą niepewności, nie ma tutaj fajerwerków ani nagłych zwrotów akcji. Są za to rozmowy, ciche gesty i czas potrzebny, by bohaterowie mogli się odważyć.


Stosunkowo dość szybko przekonałam się o tym, że przepadnę w tej historii. Może to ze względu na emocje, które pojawiają się już od pierwszych stron, a może bohaterów, których losy ogromnie zaangażowały mnie na tyle, że nie potrafiłam oderwać się od niej. Jedno w tym wszystkim jest pewne - historia  Cade’a i Willi nie wciągnęła mnie od razu w wir wydarzeń, ona mnie wciągnęła w emocje. I to był strzał w serce.


Główni bohaterowie Cade i Willa są swoimi zupełnymi przeciwieństwami, a jednak przez to ich relacja na przestrzeni książki zyskuje wyjątkowość. Cade jest bardzo powściągliwy, opanowany, a przy tym chłody i zamknięty, jednak jest  to człowiek o głębokim poczuciu odpowiedzialności, zwłaszcza jako samotny ojciec. Jego życie podporządkowane jest trosce o syna i utrzymaniu porządku w codzienności, przez co niechętnie otwiera się na nowe relacje, które mogą mieć realny wpływ na Luka.  Jego spokój i opanowanie kryją jednak silne uczucia, które ukrywa pod maską chłodnej powściągliwości. Z kolei Willa jest pełna energii, spontaniczna, nieprzewidywalna i nie boi mówić się tego, co myśli co w połączeniu z jej zaczepną stroną, wielokrotnie okazuje się ciekawym elementem historii. Dodatkowo jest postacią otwartą, ciepłą i nieprzepadającą za rutyną. Pomimo początkowych wewnętrznych obaw wykazuje wrażliwością opiekuńczością, zwłaszcza wobec dzieci.


A skoro już o nich mowa, nie mogłabym nie wspomnieć o Luku, który w większości scen skrada całe show swoją dziecięcą szczerości i uroczym przywiązaniem do każdego, kogo kocha. Bardzo trudno nie uśmiechnąć się, a nawet nie wzruszyć widząc, to jak stara się zwrócić uwagę innych, jednak tak, aby nie przeszkodzić im, przez co nie jest tylko dodatkiem do historii, ale małym bohaterem, który ma równie duży wpływ na relację Cade’a i Willi.


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Podsumowując “Bez serca” autorstwa Elisie Silver to historia obok, której trudno przejść obojętnie. Jest bardzo dobrą kontynuacją, choć porusza losy innych bohaterów. Cade i Willa pomimo zupełnego bycia przeciwieństwami siebie, tworzą duet, który miło się obserwuje, a Luke to sama słodycz  — postać, której trudno nie zauważyć i polubić.


Bez serca" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


piątek, 25 lipca 2025

"Bez skazy" - Elsie Silver

16:00:00 0 Comments

W ciągu ostatniego roku rynek książek zalazła fala romansów z kowbojami w roli głównej. Stąd też po poznaniu tego typu romansów z niekoniecznie dobrej strony, ciężko było mi zdecydować się na kolejny tytuł bez sceptycyzmu. Skuszona jednak westernowym klimatem, surowymi mężczyznami i gorącym emocjom, zdecydowałam się przełamać i sięgnąć po pierwszy tom z serii Chestnut Springs




Tytuł: Bez skazy. Chestnut Springs #1

Autor: Elsie Silver

Data wydania: 17.07.2025

Wydawnictwo: Editio Red

Liczba stron: 344

Moja ocena: 7/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Oczekuj szalonego rodeo, dziewczyno!


Rhett Eaton, charyzmatyczna gwiazda rodeo, wpadł w kłopoty po skandalu, który oburzył całą branżę farmerów. Jego agent, Kip Hamilton, próbuje ratować sytuację, zatrudniając swoją prześliczną córkę Summer, by pilnowała Rhetta i odbudowała jego wizerunek. Summer, prawniczka o ostrym charakterze i złamanym kiedyś sercu, podejmuje wyzwanie, choć zupełnie się nie spodziewa, że jej podopieczny będzie tak uparty i irytujący. Pomimo początkowych spięć Rhett dostrzega w Summer coś więcej niż tylko nadzorczynię wizerunku, a to prowadzi go do decyzji o tym, by spróbować naprawić jej złamane serca. Choćby kosztem własnej reputacji i kariery.



Nie spodziewałam się jednak nic więcej niż historii pomiędzy pewną siebie i upartą kobietą a zamkniętym w sobie i gburowatym facetem, ale znany tak dobrze motyw enemies to lovers w wykonaniu autorki zaskoczył mnie lekkością, wdziękiem i emocjonalną szczerością, dzięki czemu całość okazała się wyjątkowo pozytywnym zaskoczeniem. Dodatkowo co warte zaznaczenia już na samym początku, przepadłam w tym jak autorka buduje chemie między bohaterami, bez nagłych przeskoków, ale z idealnym napięciem, emocjonalną burzą i iskrzącymi dialogami. Jak to czasem bywa, jednak nie w tym przypadku relacja nie ogranicza się jedynie do fizyczności, a bazuje na zrozumieniu i nauce bycia razem.



Kontynuuje również swoją dobrą passę jeśli chodzi o czytanie książek, które już pod względem stylu pisania są bardzo dobre i przyjemne. Autorka ma wyczucie, dzięki czemu historia ani przez chwilę nie jest nużąca lub wyolbrzymiona. Dialogi są przyjemnie sarkastyczne i błyskotliwe, a opisy dokładnie takie, jakich potrzeba, by wczuć się w emocje bohaterów i klimat miejsca.



Nie można zapomnieć o bohaterach, których charaktery są ciekawym połączeniem, czym budzą ogromną ciekawość względem kolejnych tomów, zwłaszcza jeśli chodzi o postacie drugoplanowe. Rhett jako mistrz rodeo zalicza bolesny upadek, nie tylko pod względem fizycznym, ale również wizerunkowym, gdy przez jedno rzucone bez zastanowienia zdanie upada nie tylko jego pozycja i rozpoznawalność, ale również sympatia opinii publicznej. Hałas i blask fleszy zmienia na ciszę i frustrację wobec dziewczyny, która musi nie tylko zmierzyć się z tym jak naprawić wywołany skandal, ale również jak nie zwariować przy facecie, którego nastrój zmienia się szybciej od pogody. Sam Rhett bywa szorstki i bardzo opryskliwy, jednak ciężko go nie polubić, gdy nagle pokazuje swoją rodzinną stronę, gdzie jest na maksa słodki, opiekuńczy, odpowiedzialny i lojalny. Z kolei Summer z początku zrobiła na mnie negatywne wrażenie, przez rzucające się w oczy rozkapryszenie, jednak w zetknięciu z zamkniętą postawą Rhetta okazuje się, że nie tylko potrafi być zadziorna i sarkastyczna, ale również troskliwa, ciepła i krucha. Jej wewnętrzne rozterki i próby zachowania równowagi między własnymi potrzebami a oczekiwaniami innych sprawiają, że łatwo się z nią utożsamić.



Co do samej relacji pomiędzy nimi, śmiało można, stwierdzić, iż jest to jazda bez trzymanki. Mimo ogromnej nienawiści chemia jest wyczuwalna od samego początku, ale to, co w tym wszystkim jest najlepsze to powolne budowanie ich relacji. Nie śpieszą się, dają sobie czas, aby zbudować zaufanie i poznać się lepiej. Uczucia pomiędzy nimi rozwijają się między głośnymi kłótniami a cichymi gestami i nieoczywistą troską. 



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Nie mogę również nie wspomnieć o miasteczku Chestnut Springs i rodzince Eatonów, którzy tylko wzmacniają ciekawość co do kolejnych tomów. Bracia Rhetta to postacie, które już jako drugoplanowe są bardzo wyraźnie zarysowane. Choć pojawiają się jedynie epizodycznie, nie da się ich nie zauważyć, czy to przez cięte uwagi, czy relacje między sobą, w których widać braterską lojalność, ale też napięcia i niedopowiedzenia.



Podsumowując “Bez skazy” autorstwa Elsie Silver to bardzo pozytywne zaskoczenie dla mnie, nie tylko dzięki naprawdę emocjonalnej relacji między bohaterami, ale również balansowi pomiędzy humorem, sarkazmem, a emocjami. Autorka serwuje historię, która choć oparta na dobrze znanych schematach, potrafi zaskoczyć. Chemia między Rhettem a Summer, dobrze zarysowane tło w postaci rodziny Eatonów i klimat małego miasteczka sprawiają, że całość czyta się z dużym zaangażowaniem. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to udany początek serii, który zachęca do sięgnięcia po kolejne tomy i poznania bliżej tej pełnej charakteru rodziny.



Bez skazy" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…


czwartek, 24 lipca 2025

"Nigdy Cię nie opuściłem" - Kamila Wiśniewska

17:30:00 0 Comments

Od chwili, gdy po raz pierwszy natknęłam się na zapowiedź “Nigdy cię nie opuściłem” wiedziałam, że koniec końców tytuł ten wyląduje na mojej liście do przeczytania, a, jako że zainteresował nie tylko opisem, ale również tytułem i obietnicą poruszającej historii, stało się to szybciej niż przypuszczałam. Liczyłam na opowieść intymną, pełną emocji, skupioną na relacjach i nieoczywistych wyborach bohaterów. Gdy w końcu miałam okazję ją przeczytać, podeszłam do lektury z dużą ciekawością i nadzieją na literackie przeżycie.




Tytuł: Nigdy cię nie opuściłem

Autor: Kamila Wiśniewska

Data wydania: 04.02.2025

Wydawnictwo: Editio Red

Liczba stron: 312

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Słodko-gorzki smak dawnej miłości

Ava Bennet i Brayson Black kochali się na zabój i planowali wspólne życie. Choć byli jeszcze bardzo młodzi, oboje wiedzieli, że są sobie przeznaczeni i chcą już zawsze być razem. Los miał jednak inne plany. Zmusił Braysona do wyjazdu z Londynu. Ava została sama. Minęły lata. Mimo że rozstanie pozostawiło w jej duszy niezatarty ślad, Ava się z tego podniosła. Rozwinęła karierę realizując się zawodowo jako wzięta architektka. Jej nowe zlecenie wiąże się z wyjazdem do Włoch. Ma tam zaprojektować dom dla tajemniczego, bardzo wpływowego człowieka. I tak Brayson Black ponownie wkracza do życia Avy Bennet. Chce ją odzyskać i udowodnić, że traktuje poważnie składane sobie wzajemnie obietnice. Wszystko się jednak komplikuje, kiedy na scenę budzącej się na nowo miłości wkracza pewien mały chłopczyk… Czy w sercu Avy będzie jeszcze miejsce dla Braysona?


Oczekiwania te nie wynikały wyłącznie z ciekawych zapowiedzi, ale również początkowo bardzo dobry opinii oraz potrzeby znalezienia historii, która opowie o uczuciach w sposób cichy i nieprzesadzony, bez wielkich dramatów czasem zawartych na siłę. Miałam nadzieję na opowieść subtelną, ale zostawiającą ślad – historię, do której wraca się myślami. Z tym większym zainteresowaniem przyglądałam się każdej scenie i temu, w jaki sposób autorka buduje opowiadaną rzeczywistość.


Sporym plusem już na samego początku jest styl pisania autorki, lekki i płynny, dzięki czemu łatwo wciągnąć się w historię, jednak nie na tyle angażujący, by po odłożeniu wracać do niej myślami. Choć fabularnie nie wszystko współgra, pod względem tego jak została napisana, jest to przyjemna historia. Równie dobre jest operowanie przez autorkę emocjami, subtelnie i nieprzesadnie, dzięki czemu zdarzyło mi się nawet parę razy, że łezka samoistnie poleciała.


Niestety gorzej wypada już sama fabuła, mamy tutaj wiele wątków, które pozornie wydają się istotne, jednak zostają jedynie zarysowane i porzucone.  Brakuje wyraźnych punktów kulminacyjnych, a tempo narracji sprawia, że niektóre sceny mijają bez większego znaczenia. Zabrakło wyraźnej osi narracyjnej, która spajałaby wszystkie elementy w spójną całość. W efekcie czytelnik zamiast stopniowego zanurzania się w opowieść, raczej przeskakuje po powierzchni kolejnych zdarzeń, próbując odnaleźć ich sens i wzajemne powiązania. Warto podkreślić, że poszczególne elementy mają potencjał, jednak brakuje w nich dopracowania. Efekt końcowy przypomina szkic czegoś większego, co mogło się wydarzyć, ale pozostało na etapie dobrej intencji.


Na minus wypada również kreacja bohaterów, na przód wysuwa się pod tym względem Ava, której brak jakichkolwiek spójności, jej charakter nijak ma się do tego, jakie decyzje podejmuje, przez co wypadają one bardzo niezrozumiale. W jednej scenie zachowuje się dojrzale i refleksyjnie, by chwilę później działać impulsywnie i bez wyraźnej motywacji. Jej emocje i reakcje wydają się oderwane od sytuacji, w których się znajduje, dając wydźwięk, jakby były nakreślone na siłę, a nie wynikały z naturalnego rozwoju postaci.


Nie lepiej wypada Brayson, którego obecność w historii, choć wyraźna to mało angażująca. Potencjał, jaki jego postać ma bez bycia jednym z bardziej wpływowych bohaterów na fabułę, nie został w żadnym stopniu wykorzystany, a jego kreacja spłycona do bycia wspaniałym facetem, bo przecież wrócił do byłej dziewczyny i zaakceptował fakt, że ma syna. Ta sytuacja idealnie obrazuje jak powierzchownie zostały przedstawione jego decyzje i to, że zamiast bohatera z własną historią i wątpliwościami dostajemy symbol “dobrego mężczyzny”.


Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, iż najciekawszą i najlepiej wykreowaną postacią w całej historii jest Liam, choć i przy nim nie obyłoby się bez faux pas. Choć jest trzyletnim dzieckiem, często jego zachowania są zbyt dojrzałe, świadome i elokwentne co zabiera jego postaci bycie po prostu dzieckiem. To samo tyczy jego wypowiedzi i przemyśleń, które brzmią jak słowa dorosłego uwięzionego w ciele dziecka. Pomimo tego budzi on sympatię i wnosi do historii jakiekolwiek uczucia, czego nie udało się dokonać żadnej innej postaci.


Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.


Podsumowując “Nigdy cię nie opuściłem” autorstwa Kamilii Wiśniewskiej to książka, którą najtrafniej można opisać mówiąc jako o niewykorzystanym potencjalne pod każdym względem. Choć styl pisania autorki zasługuje na uznanie i sprawia, że lektura jest lekka i przyjemna, to niestety fabularny chaos i niewiarygodna kreacja bohaterów znacząco obniżają odbiór całości. Zbyt wiele porzuconych wątków i powierzchowne potraktowanie ważnych tematów sprawiają, że historia zamiast angażować, pozostawia czytelnika z poczuciem niedosytu. Mimo to, dobrze wykreowany Liam i kilka emocjonalnych momentów stanowią małe przebłyski tej opowieści. Dla mnie to książka ze zmarnowanym potencjałem – nie zła, ale też daleka od wyjątkowej. 



Nigdy Cię nie opuściłem" ze strony wydawnictwa editio.pl Sprawdźcie też inne bestsellery wydawnictwa…