piątek, 13 czerwca 2025

"Między zobowiązaniem a zdradą" - Shain Rose

12:00:00 0 Comments

 Rozwój mediów znacząco wpłynął na rynek książek, dzięki niemu i znaczeniu Tik Toka w naszym życiu, coraz częściej spotykamy się z tym, że wystarczy kilkusekundowy filmik z dramatycznym cytatem, urywkiem emocjonalnej sceny lub estetycznym kadrem z okładką, by napędzić zainteresowanie wokół danego tytułu. Historie promowane przez BookTok żyją w swoim osobnym “ekosystemie”, najczęściej do tego grona trafiają opowieści emocjonalne, przerysowane, ale i pełne napięcia i zwrotów akcji, które mają trafić prosto w serce czytelnika. Ta specyfika ma swoje plusy – popularność tytułów rośnie błyskawicznie, ale i minusy – nie każda „sensacja” okazuje się rzeczywiście warta zachwytu.




Tytuł: Między zobowiązaniem a zdradą


Autor: Shain Rose


Data wydania: 27.05.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 448


Moja ocena: 5/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Wspólnik mojego ojca zrobi wszystko dla imperium, które razem zbudowali... Gotowy jest nawet mnie poślubić


Declan Hardy, obiekt kobiecych westchnień, miliarder i były gwiazdor NFL, jest moim całkowitym przeciwieństwem. Rządzi, gdy ja współpracuję. Jest spontaniczny, gdy ja działam rozważnie. Głośny, kiedy ja milczę. Jedyne, co nas łączy, to fakt, że nasze nazwiska znalazły się w testamencie mojego ojca. On odziedziczy imperium fitnessu i hotelarstwa, a ja zachowam to, co jest dla mnie najcenniejsze. Z zastrzeżeniem, że go poślubię – na określonych warunkach. Rok fałszywego małżeństwa. Rok wspólnego mieszkania. Rok udawania, że pasuję do jego luksusowego stylu życia. Ale warunki nigdy nie są takie proste. Zwłaszcza gdy nie wiem, czy jego pocałunki są udawane, czy to ja udaję, kiedy je odwzajemniam. A gdy pojawia się coraz więcej warunków, staje się jasne, że istnieje cienka granica między zobowiązaniem a zdradą... i żadne z nas nie wie, gdzie ta granica przebiega.



”Między zobowiązaniem a zdradą” jest jedną z książek, które na Tik Toku są promowane hasłami wzbudzającymi konieczność poznania historii i przekonania się na własnej skórze, jak wypada na tle innych. Ulegając medialnej presji, zdecydowałam sama sprawdzić, czy historia Declana i Everly jest tak dobra jak o niej mówią.



Początkowo było naprawdę bardzo obiecująco, już od samego początku zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń, narastający konflikt i dość skomplikowaną relację między głównymi bohaterami. Niestety im więcej czytałam, tym coraz bardziej zaczynałam się rozczarowywać, kolejne kroki bohaterów stawały się coraz bardziej przewidywalne, a przy tym niezwykle irytujące. To co, początkowo zachwycało mnie w tej historii najbardziej, końcowo stało się jednym z elementów, który wpłynął na końcową poprawę oceny. 



Największym rozczarowaniem są bohaterowie i ich kreacja. Declan okazał się aż nazbyt schematyczny, zamknięty w sobie, z wieloma tajemnicami i skorupą twardziela dodatkowo aż do przesady zostaje podkreślony aspekt, o tym, jak to nie znosi sprzeciwu.Everiy, która miała być silną i niezależną bohaterką, szybko uległa presji Declana. Choć początkowo prezentowała się jako postać z charakterem, w miarę rozwoju fabuły jej działania stawały się coraz mniej spójne, a motywacje – powierzchowne. Zabrakło jej wewnętrznej konsekwencji, przez co trudno było mi się z nią utożsamić czy naprawdę jej kibicować. Sam rozwój relacji pomiędzy nimi nie przemawia do mnie i według mnie jest najsłabszym elementem historii.



Elementem, który wzbudza we mnie mieszane uczucia, jest styl pisania. Z jednej strony bardzo przyjemny, z dialogami, które nie są wymuszone, z drugiej zaś pojawiają się fragmenty, w których autorka, próbuje wprost przekazać, to co wydarzyło się mimo tego, że opisy trafie to oddają i takie dopowiedzenia są zupełnie niepotrzebne. 



Podsumowując “Między zobowiązaniem a zdradą” autorstwa Shain Rose to książka, która zapowiadała się bardzo dobrze i na początku taka była, z czasem jednak traci “to coś”, co na początku skrada serce czytelników. Co warto zaznaczyć, nie jest to zła historia, miewa swoje lepsze i gorsze momenty, przez co jest po prostu poprawna. U mnie ten tytuł  raczej nie zostaje w pamięci na długo, choć całkiem możliwe, że znajdzie swoich  odbiorców szczególnie wśród fanów TikTokowych rekomendacji.


czwartek, 12 czerwca 2025

Szanta - Wojciech Wójcik

23:45:00 0 Comments

 Mazury - piękne lasy, jeziora, rejsy pod żaglami w promieniach wiosennego słońca - brzmi jak przepis na idealny urlop, prawda? Niestety nie wszyscy mają to szczęście, a szczególnie trzy muzealniczki, które po śmierci pewnego profesora i kierowniczki, muszą postawić nowe muzeum na nogi. Czy jednak dadzą radę się na tym skupić, gdy w okolicy nadal czai się morderca? A może, dzięki swojej wiedzy i z pomocą zbiorów muzealnych, rozwiążą tę tajemnicę?





Tytuł:
 Szanta

Autor: Wojciech Wójcik

Data wydania: 19 kwietnia 2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 540

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
    Już jakiś czas miałam ochotę na dobry kryminał, Szantą trafiłam w dziesiątkę. Nie mogłam się oderwać od historii, opisu pięknych mazurskich jezior, czy nawiązań do dawnych tradycji, wierzeń i...skrywanych przez mieszkańców i bywalców tajemnic. Wszystkie te elementy razem sprawiły, że nie mogłam spać z ciekawości (i oczywiście zarwałam nockę). Nie obyło się bez zaskakujących zwrotów akcji, zawiłych zagadek i skomplikowanych powiązań - a wszystko to z udziałem ciekawych, postaci, które zostały świetnie wykreowane i "trzymają" się swoich charakterów.


    Do rozwiązania zagadki prowadzi nas perspektywa jednej z pracownic muzeum, a także perspektywa emerytowanego policjanta, który nie mogąc stać bezczynnie - działa. Jest to całkiem ciekawe rozwiązanie, bez nadmiernej ingerencji w "sztywne" patrzenie na śledztwo przez policyjne procedury (gdyby autor zastosował perspektywę policji czynnej). Zabieg ten wywołuje dreszczyk emocji, jak daleko sprawa będzie w stanie zajść prowadząc śledztwo na własną rękę. I to oczekiwanie w napięciu - czy te dwie perspektywy się połączą i będą współpracować?


    Tytułowa szanta jest pełna niedopowiedzeń, jest zgrabną zagadką samą w sobie i patrzenie strona po stronie, jak wszystko składa się w logiczną całość było bardzo satysfakcjonujące. Z pewnością będę czekała na kolejne książki spod pióra Wojciecha Wójcika, sposób w jaki pisze bardzo mi przypadł do gustu (nie było momentów, w których coś nie pasowało stylistycznie, wpisywane na siłę).


    Nie za bardzo wiem, co jeszcze miałabym tutaj dodać. Nie jest to wybitny kryminał, ale jest dobry. Zgodny gatunkowo, w wielu momentach zaskakujący. Z całym swoim czytelniczym doświadczeniem - tym razem nie byłam nawet blisko odpowiedzi na zagadkę "kto jest mordercą?", myślę że warto dać tej pozycji szansę. Spróbujcie sami zgadnąć - kto zabił? I czy samobójstwo profesora faktycznie było samowolnym targnięciem się na życie?


    Polecam wszystkim fanom kryminałów z naturą i nawiązaniami do dawnych wierzeń i tradycji, a także sztuki. Na pewno się nie zawiedziecie. Ja po tej lekturze na pewno nie wybiorę się na biwak ani spływ kajakowy, przynajmniej przez jakiś czas. Ale jeśli Wam marzy się klimat lasu, jezior i czających się w nich zagadek, nic prostszego. Może lektura nie zmrozi krwi w żyłach, ale zapewne będzie satysfakcjonująca.



Małgorzata Górna

środa, 11 czerwca 2025

"Do gwiazd" - Brandon Sanderson

12:00:00 0 Comments

Po niezwykle trudnych przygotowaniach do matur miesiącach pełnych stresu i nauk, w końcu nadszedł ten moment. Czas, kiedy mogę zwolnić, odetchnąć i pozwolić sobie na powrót do tego, co naprawdę kocham. Do książek. Ale nie do nowości, nie do czegoś „na szybko”. Do historii, które już kiedyś czytałam, ale którym nie poświęciłam wystarczająco uwagi, których w pełni nie doceniłam. Powrót ten jest dodatkowo wyjątkowy przez aspekt tego, że sięgając po nie, wracam również do samej siebie - tej, dla której książki były jedynym światem, w którym chciała przebywać, ale również tej niezwykle zagubionej. Powrót do tej wersji siebie, która sięgała po książki z ciekawości, a dziś ma okazję poznać je bardziej świadomie i zupełnie z nowej perspektywy, dając im drugą szansę.




Tytuł: Do gwiazd

Autor: Brandon Sanderson


Data wydania: 07.09.2021


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 606


Moja ocena: 10/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Świat Spensy jest atakowany od setek lat. Obcy zwani Krellami przypuszczają jeden powietrzny atak za drugim, prowadząc niekończącą się kampanię, której celem jest zagłada ludzkości. Jedyną obroną przed nimi są eskadry myśliwców walczące z wrogiem w przestworzach. Piloci są bohaterami niedobitków ludzkiej rasy. Spensa zawsze marzyła, że zostanie jedną z nich, że będzie latać i dowiedzie swojej odwagi. Jednak ciąży na niej niesława jej ojca - zestrzelonego przed wieloma laty pilota, który nieoczekiwanie zdezerterował, praktycznie przekreślając szanse Spensy na przyjęcie do szkoły pilotów. Ludzie nigdy nie pozwolą Spensie zapomnieć o tym, co zrobił jej ojciec, lecz ona mimo to postanowiła latać. A Krelle właśnie to umożliwili. Podwoili liczebność swojej powietrznej armady, jeszcze bardziej zagrażając światu Spensy. Rozpaczliwa walka ludzkości o przetrwanie pozwoli spełnić jej marzenie życia…



Jedną z książek, do których powracam jest “Do gwiazd” Brandona Sandersona. Myśląc o niej przed przeczytaniem, fabuła wydawała mi się jakby była za mgłą, lekko rozmyta, jednak z przebijającymi się elementami: dziewczyna, która chce zostać pilotką; tajemniczy statek; walka z obcą cywilizacją; piętno przeszłości. Czułam, że pięć lat temu nie byłam gotowa, by w pełni ją docenić. Dziś, z nową wrażliwością i czytelniczym doświadczeniem, postanowiłam wrócić i spojrzeć na nią świeżym okiem.


Po raz pierwszy na polskim rynku wydawniczym pojawiła się sześć lat temu. Taki okres czasu dla wielu powieści, jest czasem zapomnienia. Nie zostając w sercach czytelników, często znikają w cieniu nowości, przemijając i ustępując miejsca kolejnym, głośniejszym premierom, jednak nie w tym przypadku. “Do gwiazd” sprawia wrażenie historii, która nie tylko przetrwała ten czas, który weryfikuje daną powieść, ale również dojrzała razem z czytelnikami, którzy sięgając po nią po paru latach, wracają do niej z zupełnie inną perspektywą niż przy pierwszym spotkaniu. Na swoim przykładzie widzę, jak ten czas, wpłynął na moje postrzeganie historii Spensy i to, że cała otoczka wokół latania i walki z wrogami porwała mnie znaczniej bardziej niż za pierwszym razem. Wtedy czytałam ją umysłem nastolatki spragnionej przygód i wyrazistych bohaterów, teraz dostrzegam słowa, cienie i milczenie między wersami. Odczytuję gesty, które wcześniej przelatywały mi między palcami, i zatrzymuję się przy zdaniach, które dawniej po prostu mijałam. Autor, który wtedy wzbudził we mnie podziw za kreację świata, dziś uderza mnie opisami pełnymi emocji i sile, z którą bohaterowie mierzą się z bólem i zwątpieniem. Decyzje Spensy, rozmowy z M-Botem, czy każdy lot to nie prozaiczne czynności w świecie, który tego wymaga, to walka o własne “ja”, w chwilach, gdy wszyscy zaprzeczają twojej racji. Nie tylko na dobrej fabule opiera się ta historia, równie ważnym i zarazem bardzo dobrym elementem są bohaterowie - wyraziści, pełni sprzeczności i emocji, które w pełni oddają to kim są i jakimi wartościami kierują się. Główna bohaterka Spensa już na samym początku budzi ciekawość swoją nieustępliwością, ale również bezkompromisowością. Z ogromną odwagą walczy o swoje racje i z tym jak postrzegają ją inni, jej siła nie polega na braku strachu, lecz na tym, że mimo lęku wciąż walczy. Spense trudno nazwać “idealną dziewczyną”, jednak przez bycie upartą, impulsywną i momentami zbyt pewną siebie, nie da się jej nie polubić. Tak samo jak jej towarzysza M-Bota, czyli sztuczną inteligencję, która bywa niezwykle ironiczna, a momentami wręcz niezwykle zabawna. Nazwanie go tylko gadającym statkiem, to jedna z gorszych obraz, jakie można wypowiedzieć, gdyż poza tym mierzy on się z własnymi konfliktami, rozterkami i potrzebą przynależności do kogoś. Jego relacja ze Spensą opiera się na wzajemnym poznawaniu, co mam nadzieję w kolejnych tomach niezwykłą przyjaźń. Choć bohaterów w całej historii pojawia się jeszcze wiele ważnych postaci jak Cobb, Jorgen, FM czy Kimmalyn to właśnie Spensa i M-Bot skradli moje serce najmocniej w tym tomie. Jako osoba, która od zawsze była zafascynowana, ale i wychowana na science fiction śmiało mogę powiedzieć, że to właśnie historia Spensy otworzyła przede mną drzwi ukazujące ten gatunek w literaturze jako zupełnie coś innego od tego co znałam. Pod płaszczem kosmicznych bitew, zostają przemycone opowieści o ludziach, pytania o tożsamość, przynależność i przyszłość. To wszystko ukryte pomiędzy szkoleniem a walką o Detritusa, miejsce przeszłości, teraźniejszości i być może przyszłości.
Podsumowując “Do gwiazd” autorstwa Brandona Sandersona to wstęp zapowiadający bardzo dobrą serię. Zawiera w sobie wszystko, czego szukam w literaturze science fiction — dynamiczną fabułę, emocjonalną głębię, nieoczywistych bohaterów i świat, który z jednej strony zachwyca rozmachem, a z drugiej nie przytłacza, tylko zaprasza do dalszego odkrywania. Dla mnie to była lektura pełna emocji i czystej czytelniczej satysfakcji, która udowadnia, że Sanderson potrafi nie tylko tworzyć epickie światy fantasy, ale również doskonale odnajduje się w gatunku science fiction. Jeśli pierwszy tom był tak dobry — nie mogę się doczekać, co przyniosą kolejne. A wiem jedno: zamierzam poznać ją całą od pierwszego startu aż po ostatni lot.



poniedziałek, 26 maja 2025

Czwarty zwrot już nadszedł. Co cykle historii mówią nam o tym, jak i kiedy zakończy się obecny kryzys.

22:26:00 0 Comments
    Czy jesteś zadowolony z tego jak wygląda twoje życie? Jeśli tak, świetnie! A jeśli dopada Cię poczucie nadciągającego kryzysu w społeczeństwie, nie martw się, po pierwsze - nie jesteś sam, a po drugie - to minie. Przynajmniej tak twierdzi Neil Howe, który wykorzystał swoją wiedzę z historii, ekonomii i o demografii, by opowiedzieć o wnioskach jakie możemy wyciągnąć z powtarzających się cykli historii.



Tytuł:
 Czwarty zwrot już nadszedł. Co cykle historii mówią nam o tym, jak i kiedy zakończy się obecny kryzys.

Autor: Jeil Howe

Data wydania: 13 maja 2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 632

Moja ocena: 7/10

Autorka recenzji: Małgorzata Górna


  
    Jak myślicie, ile prawdy jest w powiedzeniu "historia lubi się powtarzać"? Okazuje się, że bardzo dużo. Książka, którą Wam przedstawiam dość kompleksowo rozwija tę teorię, głównie w oparciu o historię Stanów Zjednoczonych. Muszę zaznaczyć, że było to dla mnie dość trudne, by ułożyć sobie tą mnogość faktów w głowie, by widzieć szerszą perspektywę. Jeśli ktoś nie ma absolutnie żadnego pojęcia o historii świata (z naciskiem na Amerykę), może być to twardy orzech do zgryzienia.


    Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by tę teorię poznać i zrozumieć, jednak mając pewną wiedzę będzie po prostu prościej (osobiście czułam się przytłoczona ilością faktów i danych w krótkim czasie). Niemniej jednak lektura bardzo ciekawa, o szerokiej perspektywie. Rozważania dotyczą nie tylko "suchych" faktów historycznych, ale dotykają też nastrojów, motywacji i reakcji społecznych, gospodarki, aspektów finansowych, religijnych, więzi rodzinnych etc.


    Zanim zaczęłam czytać Czwarty zwrot zastanawiałam się, czy przypadkiem nie będę miała do czynienia z efektem potwierdzenia (tendencje do wyszukiwania informacji, które potwierdzają wcześniejsze teorie i hipotezy, niezależnie od tego czy są prawdziwe). Moje wątpliwości dość szybko zostały rozwiane ilością danych i badań, i jest mi bardzo trudno nie zgodzić się z postawioną teorią cykliczności czasu. Wedle tej perspektywy dotarliśmy do kryzysu, który może się zakończyć w ciągu najbliższych kliku lat. Jak? Opcji jest kilka, a aby je poznać powinniście sięgnąć po tę pozycję - warto!


    Dostajemy wiedzę w pigułce, opisaną fachowo, ale przystępnie - aż żal nie skorzystać. Można zrozumieć skąd biorą się pewne reakcje społeczne, co powoduje że co kilka pokoleń wpadamy w kryzys i czym się objawia (zarówno jego początek, jak i koniec). Bardzo polecam fanom historii, żądnych wiedzy i wszystkim zainteresowanym. A tym, którzy są rozczarowani kierunkiem w jakim społecznie zmierzamy - polecam przeczytać i potraktować jako światełko w tunelu dla końca kryzysu w takim stanie rzeczy.


    
Małgorzata Górna

czwartek, 17 kwietnia 2025

"Faking with benefits. Gra pozorów z bonusami" - Lily Gold

12:00:00 0 Comments

Na przełomie ostatnich dwóch lat, widoczna jest największa zmiana na rynku wydawniczym. Klasyczne historie miłosne coraz śmielej zostają wypierane przez romanse poligamiczne zarówno te z motywem poligynii (jednego mężczyzny i wielu kobiet), jak i poliandrii (jednej kobiety i wielu mężczyzn). Z początku stanowiąc niszową część gatunku, dziś coraz częściej mamy do czynienia z tą stroną romansów. Nie stanowią już tylko ciekawostki, a podbijają listy bestsellerów. Trudno więc się dziwić, że sięgając po „Faking with Benefits. Gra pozorów z bonusami” autorstwa Lily Gold, oczekiwania były spore. Szczególnie że książka obiecywała nie tylko romans, ale też lekką komedię, ciekawe tło fabularne i emocje.





Tytuł: Faking with benefits. Gra pozorów z bonusami


Tytuł: Lily Gold


Data wydania: 01.04.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 512


Moja ocena: 4/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





POSZUKIWANI: Trzej chłopacy na niby. Wymagania: wysocy, umięśnieni – i gotowi nauczyć mnie, jak się całować. Mam na imię Layla i jestem… totalnie nierandkowa. Serio. Mam dwadzieścia osiem lat i nigdy nie miałam chłopaka. I zaczynam już tracić cierpliwość. Na szczęście mam trzech chętnych do pomocy przyjaciół: Zack to były gracz rugby, Josh jest typem chłopaka z sąsiedztwa, a Luke to mój były profesor. Kiedy po fatalnej randce zalewam się łzami w ich ramionach, postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie zgadzają się zostać moimi „treningowymi chłopakami” i opracowują plan lekcji, który obejmuje udawane randki, sesje całowania i warsztaty z flirtowania przez SMS-y. W zamian muszę tylko raz w tygodniu pojawiać się w ich podcaście o relacjach. Proste, prawda? Ale im dalej w te „lekcje”, tym bardziej wszystko wymyka się spod kontroli. A ja chcę czegoś więcej.




Wszystko to w połączeniu z opisem, brzmiało bardzo interesująco, jednak w praktyce nie do końca spełniło oczekiwania. Głównym problemem, jaki miałam z tą książką, jest to styl pisania autorki, przez który ciężko było mi przebrnąć. Autorka nie potrafiła na tyle zainteresować, by utrzymać to zaangażowanie na dłużej niż pięć stron, co przy pięciuset stronach bywa niezwykle irytujące. 



Opisane losy Layly to przykład historii, której konspekt jest na tyle ciekawy, by wyróżniać się na tle innych. Niestety, wykonanie nie jest już aż tak bardzo ciekawe, a początkowy potencjał coraz bardziej ukazuje się jako niewykorzystany. Historia szybko traci swoją siłę przebicia, tempo siada, a to, co miało być wyjątkowe, staje się dość przewidywalne i schematyczne. 



Nie da się również pominąć faktu, że książka jest przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. Sceny erotyczne pojawiają się często i są bardzo szczegółowe. Niektórym mogą się one spodobać, jednak jest ich tak dużo, że momentami wydają się głównym elementem fabuły, wypierając rozwój postaci czy relacji emocjonalnych. Seks dominuje nad treścią, co powoduje, że książka traci balans między romansem a erotyką. Dla niektórych będzie to atut, dla innych – przesyt i znużenie.



W tym wszystkim nie można zapomnieć o kreacji bohaterów, która ku zaskoczeniu, ale również pozostawia wiele do życzenia. Layla, która z początku pokazana jest jak niezależna i ambitna, często zachowuje się naiwnie, gubiąc w swoich decyzjach konsekwencje. W jej kreacji nie spodobał mi się również wątek samoakceptacji, gdyż z jednej strony podkreślane przez bohaterkę, iż akceptuje siebie, z drugiej strony, jedyne chwile gdy jesteśmy w stanie dostrzec realność tych słów, to chwilę z trójką mężczyzn. Co do Josh’a, Zacka i Lucka są to bohaterowie z trzema różnymi historiami, które w praktyce zlewają się w jedną całość. Josh to bohater, który skrywa uczucia do Layli od lat, ale nigdy nie zdobył się na odwagę, by je wyznać. Zack to mężczyzna po ogromnej stracie — jego narzeczona zmarła, co nałożyło się cieniem na jego życie uczuciowe. Luck natomiast to rozwodnik z dystansem do miłości, który unika bliskości. Teoretycznie, każdy z tych mężczyzn reprezentuje inną historię, inne zmagania i inne podejście do relacji. Problem w tym, że w praktyce te różnice są tak słabo zarysowane, że szybko przestają mieć znaczenie. Ich historie, choć interesujące, nie znajdują odpowiedniego rozwinięcia i pogłębienia. Zamiast ciekawej kreacji postaci, otrzymujemy trzech mężczyzn, którzy różnią się tylko imionami.



“Faking with benefit. Gra pozorów z bonusami” autorstwa Lily Gold  to książka, która ma swój urok i może przypaść do gustu osobom szukającym lekkiej, mocno erotycznej historii z nietypowym układem romantycznym. Dla mnie jednak była to lektura dość rozczarowująca – momentami przyjemna, ale ostatecznie nijaka. Ilość wad i rozczarować, które pojawiły się w trakcie czytania, skutecznie przyćmiła potencjalne zalety tej historii.