środa, 6 sierpnia 2025

"Perfectly Imperfect" - Klaudia Grubba

11:00:00 0 Comments

Jako ogromna fanka hokejówek nie mogłam przejść obojętnie obok kolejnej z nich, tym bardziej że jest to debiutancka powieść polskiej autorki. Jak już po licznych recenzjach możecie się domyśleć, mam do nich słabość, ze względu na to, że łączą wszystko to, co lubię i właśnie te elementy sprawiają, że tak chętnie sięgam po historie osadzone na ludzie, czasem szukając rozrywki, innym razem emocji, ale zawsze licząc na, coś więcej niż tylko przebrnięcie przez historię.




Tytuł: Perfectly Imperfect

Autor: Klaudia Grubba

Data wydania: 24.06.2025

Wydawnictwo: Novae Res

Liczba stron: 326

Moja ocena: 3/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W trakcie gry obowiązują zasady. Poza lodowiskiem można je łamać...

Po bolesnym rozstaniu Emma Wilson przyrzeka sobie jedno – żadnych chłopaków, a tym bardziej żadnych hokeistów. Zwłaszcza takich jak Jason Monroe, przystojny kapitan drużyny uniwersytetu, na którym właśnie zaczęła studia. Emma robi wszystko, by trzymać się od niego z daleka, ale los ma wobec niej inne plany. Awaria w akademiku nieoczekiwanie zmusza ją i jej przyjaciółki do zamieszkania z braćmi Monroe. A stąd już prosta droga do upadku… Z każdym dniem mury wznoszone przez Emmę pękają coraz bardziej. Między nią a Jasonem zaczyna kiełkować uczucie, któremu nie sposób się oprzeć. Jednak hokeista nie zdradza jej wszystkiego. Pod maską popularnego sportowca skrywa oblicze chłopaka zmagającego się z trudną przeszłością. Wkrótce bolesne tajemnice staną się realnym zagrożeniem – nie tylko dla ich skomplikowanej relacji, lecz także… życia.


W ostatnim czasie polubiłam również sięganie po debiuty, po to, by obserwować, jak rozwinie się dany autor i zwrócić uwagę na różnice pomiędzy debiutem a kolejnymi historiami. Tym bardziej sięgnięcie po dany tytuł staje się dla mnie oczywistością, gdy łączy hokejowy romans z byciem debiutem.


Niestety nie zawsze wszystko jest tak, jak powinno, tym bardziej, gdy podchodzimy do czegoś z wysokimi oczekiwaniami. W tym przypadku bardzo szybko doznałam rozczarowania. Już pierwsze rozdziały były dziwne w odbiorze, niby nie było w nich nic złego, ale z drugiej strony pozostała gorycz. Pojawiały się usilne próby stworzenia między bohaterami napięcia, które wychodziły sztucznie i niezręcznie, autorka na siłę próbowała doprowadzić do zbliżenia pomiędzy bohaterami i to byle którymi, ważne po prostu, aby to się pojawiło, co odczułam nie jako historię, którą autorka opowiada, a napisaną według punktów do odhaczenia, gdzie kolejność i czas ich był już dawno określony, a to, że jednak nie pasuje to do danej sytuacji, nie miało znaczenia. 


Nie pomagał również styl pisania autorki, bardzo sztywny i sztuczny. Widać, że autorka stara się budować napięcie i emocje, ale wszystko to wypada niespójnie i wymuszenie. Zwłaszcza w scenach konfrontacji lub tych bardziej emocjonalnych, gdzie język powinien nieść ciężar tego, co dzieje się między bohaterami, a zamiast tego robi się drętwo i przesadnie teatralnie. 


W tym wszystkim wciąż miałam nadzieję na dobrą kreację bohaterów. Niestety zamiast postaci, które mają jakieś osobowości, dostajemy zlepek schematów i po raz kolejny trzymanie się ustalonego planu. To nie są bohaterowie, którzy opowiadają swoje historie, a odgrywają rolę, bo tak nakazuje im plan fabularny. W teorii mieli być niedoskonali, ale prawdziwi, w praktyce wypadli sztucznie i bez większego zaangażowania. Nawet wtedy, gdy poruszane były trudniejsze wątki, wszystko działo się zbyt szybko albo zbyt płasko, by mogło wywołać jakiekolwiek emocje. Emma miała być silną, zranioną dziewczyną, która uczy się stawiać granice, jednak zupełnie się tego nie trzyma. Na początku deklaruje, że nie angażuje się w relacje, zwłaszcza z hokeistami, po to, by bez żadnego realnego powodu, parę stron dalej zapomnieć o tym. Co do Jasona, jego “tajemniczość” nie budzi ciekawości. To typowy chłopak z problemami, o których niby wiemy, ale nie mamy szansy ich zrozumieć – bo nie zostają realnie pokazane, tylko wspomniane mimochodem. 


Podsumowując “Perfectly Imperfect” autorstwa Kladia Grubba to historia, która niestety nie spełnia nadziei, jakich w niej pokładałam. Mimo że na pierwszy rzut oka zapowiadała się jak coś, co idealnie trafi w mój gust, to bardzo szybko okazało się, że tak nie będzie. Z żalem stwierdzam, że ta książka nie zapadnie mi w pamięć, nie dlatego, że była zła, ale dlatego, że była nijaka. 

wtorek, 5 sierpnia 2025

"Star Bringer" - Nina Croft, Tracy Wolff

18:00:00 0 Comments

Niestety, mimo naprawdę dobrego pomysłu, zabrakło mi czegoś w tej historii. Pierwszym co przyszło mi do głowy po skończeniu czytania to, że szkoda potencjału, który nie został wykorzystany nawet w połowie. Oprócz tego zabrakło również wielu innych elementów, jak chociażby konsekwencja w prowadzeniu historii.




Tytuł: Star Bringer

Autor: Tracy Wolff, Nina Croft

Data wydania: 23.04.2025

Wydawnictwo: StoryLight

Liczba stron: 664

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Siedmioro nieznajomych. Jeden skradziony statek kosmiczny. I cały wszechświat na głowie…

Słońce umiera… i to cholernie szybko. Czasu jest coraz mniej, a jedyną nadzieją Dziewięciu Planet na przetrwanie pozostaje stacja badawcza i strzeżony w niej artefakt Obcych.  Więc to doprawdy słabe, gdy pewien dupek, który ma wszechświat gdzieś, wysadza tę stację w powietrze… z tobą na jej pokładzie. Masz wybór: śmierć w płomieniach albo kradzież latającego kawałka kosmicznego złomu. Wybierasz zdezelowany statek i wraz z siedmiorgiem nieznajomych i ich niebezpiecznymi sekretami zostajesz zamknięty w jego wnętrzu. Kogo my tu mamy?… Księżniczkę, kapłankę, strażnika, więźniarkę, oszusta, kretyna i dupka, który niby za nas wszystkich odpowiada. A teraz z jakiegoś powodu każda frakcja w galaktyce zaczyna polować na nasz statek, od Siostrzeństwa po Korporację. Nawet rebelianci dołączyli do zabawy. Jeśli tylko przestaniemy pić, kłócić się i pieprzyć… to może wtedy uda się nam uciec im wszystkim i uratować ten cholerny wszechświat… Może. Tak: okazuje się, że od umierającej gwiazdy do zbawienia nasz świat dzieli siedmioro totalnych wykolejeńców…

Znaczy: bohaterów.


Niestety, mimo naprawdę dobrego pomysłu, zabrakło mi czegoś w tej historii. Pierwszym co przyszło mi do głowy po skończeniu czytania to, że szkoda potencjału, który nie został wykorzystany nawet w połowie. Oprócz tego zabrakło również wielu innych elementów, jak chociażby konsekwencja w prowadzeniu historii. 


Sporym minusem jest poświecenie małej ilości czasu na prezentowany świat. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się być ciekawym elementem historii z galaktycznymi konfliktami, zróżnicowanymi rasami i politycznym napięciem, z czasem przestaje odgrywać jakąkolwiek większą rolę. Za to zaczyna istnieć gdzieś w tle. W rezultacie odbiorca przestaje się nim interesować i automatycznie kieruje uwagę na inne aspekty opowieści, które niestety, ale często okazują się być przewidywalnymi schematami relacji. 


Również styl narracji, nie należy do tych dobrych, bo choć jest lekki to język i dialogi przesycone są wulgaryzmami, wielokrotnie zupełnie niepotrzebnymi. Pojawiają się bez kontekstu, czy jakiegokolwiek sensownego uzasadnienia, byle po prostu były, jak by to miało nadać powieści charakter bardziej młodzieżowy. Zamiast dodawać charakteru postaciom czy budować napięcie, stają się męczącym powtórzeniem i niepotrzebnym elementem, który wybija z rytmu lektury. 


Na plus za to jest kreacja bohaterów, pomimo tak dużej ilość są różnorodni i barwni, ich decyzje bywają impulsywne i niezrozumiałe, jednak dalej wpisuje się w to, że mają jakieś charaktery, a nie są nijacy. Niestety w tym wszystkim, pojawiają się również niedopracowane elementy takie jak to, że niektóre wątki czy konflikty zostały potraktowane po macoszemu, a część relacji urwano zbyt nagle. Mimo to nie można im odmówić wpływu na tempo i kierunek akcji.


Podsumowując “Star Bringer” autorstwa Niny Croft i Tracy Wolff to historia, której potencjał nie został wykorzystany. Ma swoje gorsze elementy, jak i lepsze, niektóre są gdzieś pośrodku przez niedopracowanie. I gdyby popracować nad nimi, to byłaby serio dobra historia. Niestety, efekt końcowy jest inny. Na pewno znajdzie ona swoich fanów, dla których będzie to lekka i przyjemna podróż w kosmos. Ja jednak czuję niedosyt i żal, że tak dobrze zapowiadająca się historia okazała się przeciętna.


poniedziałek, 4 sierpnia 2025

"Kolonia" - Max Kidruk

12:30:00 0 Comments

Moją słabością od zawsze jest gatunek science ficion, który lubię nie tylko za wizje świata i przyszłości, ale za to, że stawia wiele pytań nad ludzką egzystencją, postępem i granicami moralnymi. To właśnie ta zdolność do zadawania trudnych pytań i umieszczania ich w niecodziennych realiach sprawia, że po ten gatunek sięgam z ogromnym entuzjazmem.




Tytuł: Kolonia

Autor: Max Kidruk

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: Insignis

Liczba stron: 1096

Moja ocena: 5/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




Rok 2141. 

Ludzkość na Ziemi nie otrząsnęła się jeszcze po clodis – największej pandemii od półwiecza – kiedy pojawia się nowy patogen, który infekuje wyłącznie kobiety w ciąży. Grupa immunologów stara się rozpoznać jego naturę oraz znaleźć możliwe powiązania z rejestrowanymi od jakiegoś czasu na całej planecie wyrzutami neutrin. Tymczasem populacja Kolonii marsjańskich przekracza sto tysięcy mieszkańców; aż jedna trzecia z nich urodziła się już na Czerwonej Planecie. Jednak to nie oni zajmują najlepsze posady w zaawansowanej technologicznie gospodarce Marsa i politycznych strukturach: przegrywają z ziemskimi superspecjalistami i są zmuszani do ciężkiej, niemal niewolniczej harówki, wykonując fizyczną, niewymagającą kwalifikacji pracę. Cierpliwość urodzonych na Marsie powoli się kończy, z roku na rok coraz bardziej pragną zmian, lecz nie zdają sobie sprawy z tego, że transformacja, o której marzą, może położyć kres istnieniu Kolonii… Czy budowana od niemal stu lat społeczność marsjańska zadrży w posadach od eksplodującej rewolucji? Kolonia z przerażającą wręcz wiarygodnością kreśli nie tylko obraz wielokulturowej, międzynarodowej społeczności marsjańskiej i nieustannych tarć w jej wnętrzu, ale także ponurą wizję Ziemi – planety, która wciąż jeszcze jest naszym domem. Historia opowiedziana z perspektywy kilkunastu zapadających w pamięć bohaterów – zarówno Ziemian, jak i kolonizatorów – prowadzi czytelnika przez swoje meandry i odkrywa punkty styku w najmniej oczekiwanych momentach. Zmusza przy tym do głębszej refleksji o geopolitycznej przyszłości Ziemi, o nadchodzącej możliwej katastrofie ekologicznej, o mocarstwach pod rządami szaleńców oraz o tym, czy ekspansja ludzkości i podbój kosmosu rzeczywiście staną się naszą jedyną nadzieją.


Stąd też sięgnięcie po “Kolonię” autorstwa Maxa Kidruka uznałam za konieczność. Zainteresowała mnie nie tylko akcją toczącą się na Marsie i trudnych tam warunkach, ale również zapowiedzią bardziej ambitnej, złożonej opowieści. Liczyłam na mocną, przemyślaną historię, która połączy ze sobą napięcie i refleksję, dając mi coś więcej niż tylko kolejny „kosmiczny thriller”. Niestety, choć niektóre elementy faktycznie zasługują na uznanie, to całościowo powieść pozostawiła mnie z dość sporym rozczarowaniem.


Sam koncept ma ogromny potencjał, zwłaszcza jeśli chodzi o dwutorowość akcji, gdzie z jednej strony dostajemy obraz życia na Marsie i tamtejszych problemów, z drugiej historia ludzi na Ziemi, którzy mierzą się z trudną do identyfikacji chorobą. Niestety jego realizacja, okazała się już mniej ciekawa. Na samym początku mamy do czynienia z dość ciekawym stylem autora, który, choć nie powala, pozwala wciągnąć się w świat przedstawiony. Jednak im więcej poznawałam historii, tym bardziej dawały mi się we znaki liczne i rozbudowane opisy, które wielokrotnie przypominały zapychacze, a nie istotne elementy fabuły, dodatkowo sprawiały, że jeszcze szybciej rozpraszałam się, mając potem problem w ponowne zaangażowanie się w fabułę. Zamiast dynamicznej, angażującej historii, czytałam momentami coś bliższego raportowi technicznemu czy rozdziałowi podręcznika. Przez to coś, co początkowo było atutem, zaczęło działać na niekorzyść. 


Niestety sporym minusem całości są również bohaterowie. Choć ich liczba nie jest duża, to paradoksalnie czułam, jakby było ich zbyt wielu, gubiłam się w tym, kto jest kim, gdzie, jakie ma powiązania i za co jest odpowiedzialny. Co niesie za sobą również to, że w mojej opinii są oni nijacy, trudni do odróżnienia, a tym bardziej do zapamiętania nie tylko jako osobne jednostki, ale również w grupach, miałabym problem określić ich umiejscowienie. A to z kolei odbiło się w znaczący sposób na obiorze historii, bo o ile na opisy, jestem jeszcze w stanie przymknąć oko, tak tutaj, mając do czynienia już z dwoma dość znaczącymi słabszymi elementami, ciężko było mi się zaangażować w fabułę. Zamiast poczuć się, jakbym sama towarzyszyłam bohaterom, czułam, że jestem jedynie biernym obserwatorem, który notuje kolejne zdarzenia, ale nie czuje ich prawdziwej wagi. Nawet momenty, które powinny być przełomowe, nie wywołały u mnie większej reakcji.


Podsumowując “Kolonia” autorstwa Maxa Kidruka to historia, która na pewno znajdzie swoich fanów, zwłaszcza wśród osób lubiących bardziej techniczne podejście do science fiction i mniej emocji. Dla mnie niestety jest to spore rozczarowane. Mimo ciekawego konceptu i potencjału, który niewątpliwie tkwi w samej fabule, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Styl pisania momentami staje się nużący przez nadmiar opisów i technicznych szczegółów, które nie zawsze są potrzebne i często spowalniają tempo akcji. Brak równowagi między aspektem naukowym a emocjonalnym sprawia, że trudno było mi się zaangażować w losy bohaterów i przeżywać ich problemy. Bohaterowie, którzy są nijacy i dwutorowa narracja, która choć ciekawa, w teorii nie została poprowadzona w sposób spójny i angażujący, co jeszcze bardziej utrudniało pełne zanurzenie się w świat przedstawiony. Dla mnie niestety była to lektura wymagająca cierpliwości i daleka od satysfakcji, jakiej oczekiwałam po tak obiecującym tytule.

niedziela, 3 sierpnia 2025

"Swift and Saddled" - Lyla Sage

12:00:00 0 Comments

Swoje pierwsze spotkanie z twórczością Lyli Sage miałam przy okazji lektury “Done and Dusted”. Swojski klimat małego miasteczka, westernowe klimaty wręcz krzyczały, abym je poznała. I choć historia miała w sobie wiele uroku, coś nie do końca ze sobą współgrało. Mimo to dostrzegłam w historii potencjał, który sprawił, że chciałam więcej. Pozytywne aspekty przyciągnęły mnie na tylr, że bez większych wątpliwości sięgnęłam po drugi tom, licząc, że tym razem dostanę historię, na jaką liczę.




Tytuł: Swift and Saddled

Autor: Lyla Sage


Data wydania: 16.07.2025


Wydawnictwo: Insignis


Liczba stron: 358


Moja ocena: 8/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





Cudowny powrót na ranczo Rebel Blue z powieści Done & Dusted: tym razem wasze serca skradnie romans Ady i Wesa!


Ona – dziewczyna z miasta, która już nie chce się z nikim wiązać.


On – kowboj, który i tak jej pragnie.


Mężczyzna, który się o nią zatroszczy – to ostatnie, czego obecnie potrzebuje Ada Hart. Wyleciała z college’u, jej małżeństwo zakończyło się katastrofą, aż w końcu odbiła się własnymi siłami od dna. Teraz ufa już tylko sobie – i jak dotąd całkiem jej z tym dobrze. Prowadzi własną firmę, a jedno z największych rancz w Wyoming właśnie zatrudniło ją do realizacji najważniejszego projektu w jej karierze. Kiedy Ada przybywa do Meadowlark, trafia do obskurnego baru, gdzie czuje na sobie spojrzenie przystojnego kowboja. W dziwnych okolicznościach zostawia go z nieoczekiwanym pocałunkiem i prawie żałuje, że nigdy więcej go nie zobaczy… Tyle że ów kowboj to jej nowy szef. Weston Ryder – facet, któremu ewidentnie dopisuje szczęście. Kiedy tajemnicza kobieta z baru okazuje się nowo zatrudnioną projektantką, czuje, że wygrał los na loterii. Problem w tym, że Ada poza pracą nie chce mieć z Wesem nic wspólnego. Jest przekonana, że namiętność między nimi szybko wygaśnie. Czy uda im się zakończyć wspólny projekt, nie ulegając pokusie? A może oboje zaryzykują swoje marzenia i dadzą szansę miłości?



Już od pierwszych stron widoczna była zmiana i większa pewność autorki. Każdy element był bardziej przemyślany, począwszy od tempa wydarzeń, przez relacje, po otoczenie historii.  A to, co wcześnie najbardziej urzekające, czyli sceneria rancza nie traci na swoim klimacie, a wręcz jeszcze bardziej skupia on uwagę czytelnika. 



Poprawa zachodzi również w stylu pisania autorki, który przestaje być infantylny i nużący. Nabiera płynności i balansuje pomiędzy humorem a chwilami dramatu. Tam, gdzie w pierwszym tomie, pojawiał się chaos, tutaj panuje spójność. Dodatkowo autorka nie w przyjemny sposób oddaje klimat urokliwego miejsca, ale również wewnętrzne przeżycia bohaterów. A skoro już przy kwestiach stylistycznych jesteśmy, muszę wspomnieć o poprawie tłumaczenia. W pierwszym tomie zdarzyły się nienaturalne sformułowania, dziwne konstrukcje zdań lub zbyt dosłowne przekłady, jednak tutaj jest to bardziej dopracowane i przyjemniejsze, nawet jeśli jakieś błędy pojawiają się, nie wybijają one z rytmu czytania.



Równie znaczącą różnicą, jaka wychodzi przy porównaniu obu tomów, jest to, że historia rozwija się w bardziej naturalnym tempie. Nie ma tutaj nagłego przyśpieszenia i przeskoczenia wielu elementów, za to pojawia się bardzo dobrze widoczny ciąg przyczynowo-skutkowy.  Jest też więcej przestrzeni na wewnętrzne przeżycia bohaterów i ich rozwój, co w połączeniu z tym jak pisze autorka, daje bardzo dobry rezultat.



Nie mogłoby się obyć, bez wspomnienia o bohaterach, a w tym przypadku jest to konieczne. Ada to postać, która już od pierwszych stron wyraźnie pokazuje swoją niezależność i twarde stąpanie po ziemi, przy takim połączeniu można by spodziewać się po niej bycia wredną, a jednak zaskakuje ogromną dobrocią, choć zadziorności nie jej to nie zabiera. W jej charakterze widać wewnętrzne napięcie między potrzebą kontroli a pragnieniem, by w końcu pozwolić sobie na słabość. Natomiast Wes to bohater, który roztopi każde serce. Nie rzuca słów na wiatr, mówi niewiele, ale kiedy już coś powie, to trafia prosto w punkt. Jest ostoją, kimś, kto nie musi niczego udowadniać, bo jego siła leży w stabilności, wyrozumiałości i gotowości do bycia obok, nawet wtedy, gdy wszystko inne się wali. Prostota, ale mnie dokładnie tym kupił.



Pora na wspomnienie o bardzo ważnym dla mnie aspekcie, którego nie mogę pominąć. Mimo zachęcającego opisu, przykuwającej wzrok okładce, czy zachwytów innych, książka ta jest nieodpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia, sięgając po nią, pamiętajcie o tym.



Podsumowując “Swift and Saddled” autorstwa Lyla Sage to historia, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, nie tylko poprawą w wielu kwestiach względem poprzedniego tomu, ale również tym, co dla tej historii nowe. Bohaterowie, których nie da się nie polubić, dobre tempo akcji, styl autorki, który jest przyjemny i to, co najbardziej urzekające to wiejski klimat. Dla mnie to bardzo udany drugi tom, który podnosi poprzeczkę całej serii i daje nadzieję, że kolejne będą tylko lepsze.


sobota, 2 sierpnia 2025

"Race changer" - Maria Karnas

12:00:00 0 Comments

Będąc całkowicie szczerą, gdyby ktoś zaproponował mi książkę osadzoną w świecie Formuły 1, grzecznie podziękowałabym i odłożyła ją na półkę. Oczywiście nie dlatego, że coś mam do tej tematyki, a po prostu nie jest ona czymś, co w jakimkolwiek stopniu wydało mi się ciekawe. A jednak sięgnęłam po historię Stelli i Nicko z pełną świadomością, o czym jest, a to wszystko dlatego, że napisała ją autorka, co do której twórczości mam ogromne zaufanie.




Tytuł: Race changer

Autor: Maria Karnas

Data wydania: 18.06.2025

Wydawnictwo: Amare

Liczba stron: 382

Moja ocena: 8/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka




W wyścigu o miłość nie ma nagrody za zajęcie drugiego miejsca.

Stella wychowała się na sielskiej farmie, ale życie zmusiło ją do podjęcia desperackiej decyzji. Po tragicznym wypadku jej mama zapadła w śpiączkę, a ojciec odwrócił się od niej. Dziewczyna ma tylko jeden cel – zdobyć pieniądze na leczenie, nawet jeśli oznacza to uwikłanie się w wyrachowany układ, zakończony małżeństwem dla pieniędzy. Tak trafia do brutalnego świata Formuły 1, gdzie na jej drodze staje Sebastian Sinclair – charyzmatyczny kierowca, który właśnie zdobył tytuł Mistrza Świata. Ale los kieruje ją ku komuś zupełnie innemu. Stella zostaje zatrudniona jako specjalistka od wizerunku dla kierowcy Ferrari – Nicka Russo – którego reputacja legła w gruzach po wycieku skandalicznego nagrania z jego udziałem. Nick najchętniej trzymałby Stellę jak najdalej od swojego najlepszego kumpla – Sebastiana. Dziewczyna uczepiła się go na dobre, a Nick zrobi wszystko, by trzymać ich na bezpieczny dystans. Relacja między Stellą a Nickiem – początkowo oparta na niechęci – szybko przeradza się w napięcie, które uruchamia w nich emocje, jakich żadne z nich nie było gotowe poczuć. Czy Stella sprawi, że Nickowi uda się powrócić na szczyt? A może to właśnie ona stanie się przyczyną kolejnego bolesnego upadku?


Dzięki temu, gdy tylko zobaczyłam zapowiedź zamiast myśli “To nie dla mnie”, pojawiła się “Koniecznie muszę to przeczytać!”. I choć dalej miałam lekkie obawy, wiedziałam, że sięgając po nią, historię, która na pierwszy rzut oka wydaje się nie być moją, z czasem okaże się perfekcyjnym wyborem. I dokładnie tak było w tym przypadku. Dlatego dałam szansę i całkowicie przepadłam. W każdej kolejnej książce autorki coraz bardziej (o ile to jeszcze możliwe), podoba mi się styl, jakim została napisana — lekki, emocjonalny, ale nie przesadzony, potrafiący zarówno rozbawić, jak i wyciszyć. Bardzo dobrze oddane są niuanse relacji takie jak gesty, spojrzenia czy momenty zawahania, które niosą za sobą więcej niż słowa.
Nie można, nie wspomnieć również o bohaterach, których kreacja jest jednym z największych atutów historii. Stellla to bohaterka, która nie udaje kogoś, kim nie jest nawet jeśli wiąże się to z pokazaniem siebie. Z jednej strony twarda i zdeterminowana, z drugiej zaś próbująca poradzić sobie z przeszkodami na drodze do spokojnego szczęścia. Z kolei Nick Russo jak na typowego sportowca przystało, z jednej strony chłodny, zdystansowany i sprawiający wrażenie obojętnego na wszystko, z drugiej niezwykle wrażliwy, lojalny i zdolny do uczuć, choć wyrażanych w subtelny sposób. To bohater, który nie lubi pokazywać słabości, ale gdy już komuś zaufa, potrafi być zaskakująco czuły. Co do samej tematyki F1, początkowo podchodziłam ze sporym dystansem, z czasem jednak całkowicie przepadłam w tym, jak wiele razy zostaje to wspomniane, mimo że stanowi tło dla romansu. Dużym plusem jest również to, że autorka nie bombarduje nas technicznymi szczegółami. Prezentuje to jako element życia bohaterów, coś, co ich definiuje, wpływa na ich wybory, emocje i styl życia, ale nie przytłacza tym całej historii. Podsumowując “Race changer” autorstwa Marii Karnas to bardzo dobra opowieść o zderzeniu dwóch światów, pozornie niepasujących do siebie, a jednak tworzących coś pełnego emocji. Gdzie dobrze napisani bohaterowie, łączą się z naturalną narracją i ciekawie przedstawionym światem F1. Dla mnie był to nieoczywisty wybór, ale bardzo satysfakcjonujący, który kończę z uśmiechem i mocnym przekonaniem, że warto było się na nią zdecydować.







piątek, 1 sierpnia 2025

"Jeszcze sześć takich czerwców" - Daisy Garrisom

12:00:00 0 Comments

Pierwsza połowa tego roku była dla mnie wyjątkowa, przepełniona zmianami, koniecznością podjęcia decyzji i niepewnością związaną z zakończeniem pewnego etapu i równoczesnym rozpoczęciem kolejnego. Okres matur, pożegnań i planowania przyszłości napisał wiele różnych w emocje rozdziałów, od łez wywołanych stresem i presją, po radość, że jeszcze trochę i to minie dlatego sięgając po “Jeszcze sześć takich czerwców” liczyłam na coś więcej, niż młodzieżową historię. Liczyłam na odnalezienie w niej swoich emocji i pytań, poznanie odpowiedzi, które sama już znam, ale również tych, które dalej pozostały dla mnie nieznane. Liczyłam na odnalezienie skrawka siebie w tej historii…




Tytuł: Jeszcze sześć takich czerwców

Autor: Daisy Garrison


Data wydania: 24.06.2025


Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Liczba stron: 320


Moja ocena: 9/10


Autor recenzji: Wiktoria Sroka





O miłości, która smakuje najintensywniej, gdy wszystko dzieje się po raz pierwszy.
Mina jest prymuską i nigdy nie brakuje jej ciętej riposty. Po śmierci taty jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Caplan to faworyt do tytułu króla balu, dusza towarzystwa z popularną dziewczyną u boku, z którą to schodzi się, to rozstaje. Są sąsiadami i choć wydają się kompletnie różni, zawsze rozumieli się lepiej niż ktokolwiek inny. Aż do teraz. W ostatnich tygodniach szkoły wszystko się zmienia. Caplan jest w szoku, gdy jego najlepszy przyjaciel zaprasza Minę na bal. A potem w jeszcze większym, gdy ona się zgadza. Kiedy szkolna hierarchia przestaje mieć znaczenie i wszyscy stoją na progu nowego rozdziału, Mina odkrywa, że ludzie naprawdę mogą ją polubić. Że może otworzyć się na świat. Że przyszłość wcale nie musi wyglądać tak, jak sobie wyobrażała. Ale czy to znaczy, że coś powinno się zmienić między nią a Caplanem…?


Z tego powodu poznając historię Miny i Caplana, nie mogłam, nie wracać myślami do swoich ostatnich tygodni szkoły, przepełnionych uczuciem pustki, ale też uczucia zawieszenia pomiędzy tym co znane i w gruncie rzeczy serio lubiane, a tym co ma nadejść. I to właśnie odnalezienie tego jako punktu wspólnego pomiędzy mną a bohaterami uderzyło mnie najbardziej. Zamiast skupiać się na losach bohaterów, myślami byłam przy tym, jak trudno rozmawiać o przyszłości, gdy nie jest się pewnym słuszności swoich decyzji, o tym jak bardzo chce się przeżyć każdy dzień jeszcze raz, ale nie po to, by coś w nich zmienić, ale aby zapamiętać go lepiej. I to właśnie przez to historia ta poruszyła mnie głębiej, niż się spodziewałam.

Jeśli chodzi o pióro autorki, jest ono bardzo lekkie i chcąc nie chcąc przyjemne. Dialogi żywe, naturalne i pełne typowego dla tych bohaterów humoru. Dodatkowo autorka nie ucieka od trudnych tematów: żałoby, straty, presji otoczenia czy przemilczanych traum. Nie robi z nich jednak głównego dramatu, raczej snuje je w tle, pozwalając czytelnikowi na samodzielne ich odczytanie.

To, co najbardziej doceniam w postaciach stworzonych przez Daisy Garrison, to fakt, że są tak bardzo „ludzcy”, nieidealni, nieoczywiści, a przez to prawdziwi. Mina i Caplan to nie tylko główne postacie — to dwoje młodych ludzi, których emocje, wybory i niedoskonałości układają się w historię dojrzewania, żegnania przeszłości i oswajania przyszłości. Mina początkowo może wydawać się zamknięta, zdystansowana, a nawet chłodna, jednak im bardziej poznajemy ją, tym więcej dostrzegamy jej bólu, poczucia osamotnienia i zakorzenionego strachu przed utratą stabilności. Uczy się ufać nie tylko innym, ale też samej sobie. W jej postaci wyjątkowe jest to, jak powoli się otwiera, nie dla fabularnego efektu, ale jak ktoś, kto naprawdę musi najpierw przepracować własne emocje, by dopuścić do siebie bliskość. Z kolei Caplan to bohater, który wpisuje się w schemat “złotego chłopca” będąc popularnym, pewnym siebie, ale i ulubieńcem rówieśników. I w jego przypadku nie obeszłoby się bez głębi postaci, którą nadaje mu ogromny lęk przed zmianą. Ma w sobie tę typową dla końca szkoły tęsknotę za tym, by nic się nie kończyło. Jednocześnie nie potrafi już udawać, że nie czuje więcej do Miny niż tylko przyjaźń. Jest emocjonalnie niedojrzały, ale nie w sposób irytujący, raczej taki, który jest bliski każdemu z nas, gdy mierzymy się z czymś nowym, trudnym, kiedy musimy przyznać, że nie wszystko mamy pod kontrolą.


Podsumowując “Jeszcze sześć takich czerwców” autorstwa Daisy Garrison to historia, która w jakiś sposób stała się dla mnie wyjątkowa i to przez to poczułam się z nią związana emocjonalnie zwłaszcza w chwilach, gdy Mina mówiła głosem myśli, a Caplan moich lęków. Język, jakim została, napisana jest bardzo przyjemny, a względy fabularne, choć nie zaskakują, trafiają prosto do serca. Dla mnie była nie tylko historią bohaterów, ale i lustrzanym odbiciem własnych emocji w najczulszym momencie życia. To książka, do której z pewnością jeszcze wrócę, nie dla fabuły, ale dla tego uczucia, jakie po sobie zostawiła.

czwartek, 31 lipca 2025

"Nie zasłużyłem na ciebie" - Aleksandra Mrozik

16:00:00 1 Comments
Emocje są czymś, co ma w sobie każdy z nas. Nasze uczucia mogą być różne, od smutku i żalu do radości i zachwytu. Jednak teraz przyjrzyjmy się jednemu z trudnych uczuć znanych człowiekowi - miłości. Są różne jej rodzaje-miłość romantyczna, przyjacielska, rodzinna, duchowa oraz własna. Jak mawia mój ulubiony influencer - Paweł Rosa “Lakarnum” “Miłość to jednak piękna rzecz”. Jednak nie jedna osoba wie, że miłość wiele razy jest jednostronna i nieszczęśliwa, skutkiem tego jest friendzone, czego doświadczyła główna bohaterka książki Aleksandry Mrozik..




Tytuł: “Nie zasłużyłem na ciebie”

Autor: Aleksandra Mrozik

Liczba stron: 396

Data wydania: 05.06.2025

Wydawnictwo: Novae Res

W moim odczuciu:  8 /10

Autor recenzji: Natalia Paterek




“Los zsyła nam ludzi, którzy mogą nas uratować… albo złamać.”


Główną bohaterką tej opowieści jest Luiza-studentka weterynarii na uniwersytecie w Nowym Jorku. Chodzi na imprezy i dużo się uczy do egzaminów. Mieszka w domu jednorodzinnym z mamą, tatą i siostrą Isią. Jej jednym z niewielu przyjaciół jest Viktor Clarke-bogaty, wysoko postawiony mężczyzna, który cieszy się dobrą opinią w swoim środowisku. Wśród kobiet i studentek uchodzi za bardzo przystojnego faceta, niestety on jest poza ich ligą. On i Luiza przyjaźnią się od liceum. Główna bohaterka jest w nim zakochana od czasu, gdy tylko się poznali. Niestety Viktor od razu dał jej do zrozumienia, że ona nie jest w jego typie kobiety i jest dla niego po prostu zbyt nudna i bardzo odstająca od ludzi jego pokroju... Jednak ona wciąż ma nadzieję, że w końcu dostrzeże w niej kogoś więcej niż przyjaciółkę. Jej nadzieja niestety umiera, gdy dowiaduje się, że Viktor kogoś ma, to dla niej nic innego jak cios prosto w serce. Jedną z gorszych rzeczy, jakie ją spotyka, jest wieść o chorobie jej młodszej siostry. Z tego powodu ona i Isia zostają wysłane przez rodziców do ich dziadków, którzy mieszkają na drugim końcu kontynentu na wsi w Montanie. Luiza nie wie jednak, że ktoś ją śledzi i obserwuje. Przystojny, tajemniczy nieznajomy, związany z nowojorskim półświatkiem, który wie o niej zdecydowanie więcej, niż powinien.


Książka wzbudziła we mnie większość pozytywnych emocji i odczuć, choć były momenty reakcji typu “”wait what?”. Podczas czytania było dużo śmiechu, zdziwienia, zaintrygowania, ale też smutku i uczucia bezsilności, trochę chyba za bardzo się wczułam w niektóre emocje, ale przynajmniej łatwiej było mi zrozumieć uczucia Luizy przy takim obrocie spraw. Na ogół czytało mi się przyjemnie i na spokojnie. Opisy natury i otoczenia zawarte w tej książce są po prostu idealne, na przykład opis wiejskiego krajobrazu - CUDO! Idealnie oddaje piękno wiejskiego życia, aż czuję jakbym tam faktycznie była. Osobiście uwielbiam być na wsi, wtedy czuję taki spokój duszy oraz całego mojego ciała i mogę się wyciszyć od głośnych dźwięków miasta i ludzi (polecam każdemu gorąco). Jednak tak jak chwaliłam wyżej opisy krajobrazu, tak teraz skrytykuję opisy ubioru bohaterów. Uznaję to trochę za ""zapychacz" i trochę mi to przeszkadza w czytaniu, ale nie było aż tak źle. Bardzo mi się spodobał wątek tego tajemniczego nieznajomego, to właśnie przez niego sięgnęłam po tę książkę i nie zawiodłam się (totalnie mój klimat).


Oprócz dobrych emocji i odczuć pojawiły się również te złe. Jedną z rzeczy, które mi się nie spodobały i trochę zniechęciły do dalszego czytania to alkoholizm głównej bohaterki, po prostu takie tematy związane z uzależnieniem od alkoholu mnie odtrącają i powodują dość mieszane uczucia, niekoniecznie dobre (tzw. zapijanie smutków, emocji).


Cała książka mi się podobała i pewnie w dalekiej przyszłości (gdy w końcu przeczytam wszystkie książki na półce) sięgnę po tę książkę jeszcze raz. Jeżeli lubicie książki, gdzie jest dużo tajemnic, problemów dzisiejszego świata oraz wątków miłosnych to ta opowieść jest właśnie dla ciebie! Książka idealna na lato, zwłaszcza na wieczór w ogrodzie z herbatą mrożoną.








środa, 30 lipca 2025

"Eskadra do gwiazd" - Brandon Sanderson, Janci Patterson

08:00:00 0 Comments

Po finałowym tomie serii Skyward trudno było mi rozstać się z tym światem na dobre, z jednej strony pojawiała się satysfakcja z domknięcia historii, z drugiej zaś niedosyt bohaterami i światem. Na szczęście “Eskadra do gwiazd” pojawiła się w idealnym momencie jako przedłużenie tej podróży i oddanie głosu innym, którzy mogli zginąć w cieniu Spensy.




Tytuł: Eskadra do gwiazd

Autor: Brandon Sanderson, Janci Patterson

Data wydania: 08.04.2025

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Liczba stron: 792

Moja ocena: 10/10

Autor recenzji: Wiktoria Sroka



Bohaterowie dotarli do gwiazd, ale czy będą gotowi przynieść im wolność…

Zbiór trzech minipowieści osadzonych w świecie cyklu Do Gwiazd, które przedstawiają najważniejsze wydarzenia z perspektywy bohaterów towarzyszących Spensie, rzucając nowe światło na ich rolę w walce z zagrożeniami ze strony galaktycznego Zwierzchnictwa. FM, pilotka eskadry Do Gwiazd, bada tajemnice technologii kosmicznych ślimaków zdolnych do teleportacji i staje się kluczową postacią w misji zrozumienia ich niezwykłych zdolności. Alanik, należąca do rasy UrDail, stara się zapobiec wojnie domowej na swojej ojczystej planecie i przekonać różne frakcje do walki ze Zwierzchnictwem. Jorgen, lider eskadry, odkrywa swoje szczególne powiązanie ze ślimakami, równocześnie nawiązując sojusze z obcymi rasami, które mogą zadecydować o losach ludzkości.


Pierwsze opowiadanie “Sunreach” skupia się na FM, która zaskakuje swoją wrażliwością i idealizmem. Jej spojrzenie na świat to próba znalezienia sensu w świecie, który toczy ciągłą wojnę, a także chwila refleksji nad tym, czy na pewno to musi tak wyglądać, może, zamiast burzyć, lepiej zacząć budować? Choć nauka i odkrywanie jest tutaj głównym tematem, nie zabrakło również wątku romantycznego, które jestem ogromną fanką.


“ReDawn” wnosi z kolei zupełnie nową perspektywę, którą jest Alanik. Zdecydowanie najmniej tu walki, zamiast niej góruje dyplomacja, dylematy i polityczne rozgrywki. Alanik, będąca wciąż obcą zarówno dla ludzi, jak i dla własnych, musi mierzyć się z samotnością, nieufnością i ciężarem decyzji, które mogą zmienić losy całej galaktyki.


Ostatnie opowiadanie “Evershore” jest z perspektywy Jorgena. I tutaj bez bicia, mogę przyznać, że nie tylko wyczekiwałam go najbardziej, gdy tylko dowiedziałam się o nim, ale również najbardziej spośród całej trójki podobało mi się ono. Choć już wcześniej miałam o nim pochlebne zdanie, tutaj dostrzegłam w nim więcej, nie jest już tylko trudnym bohaterem, jakim był na początku. Jest postacią, która dojrzała do roli dowódcy i pokazała, że nie jest dupkiem, za jakiego wszyscy go uważają, a pod tą skorupą kryje się, ktoś, kto mierzy się dylematami, które mogą zaważyć na historii.


Ogromną radość wywołał również dodatek, którym są usunięte sceny z pierwszego tomu razem z komentarzami autora.  To nie tylko ciekawostka dla wiernych fanów, ale też świetna okazja do zajrzenia za kulisy procesu twórczego. Autor dzieli się nie tylko scenami, które ostatecznie nie trafiły do książki, ale także powodami ich usunięcia, co daje lepsze zrozumienie jego decyzji pisarskich i tego, jak ewoluowała historia Spensy.


Sięgając po tą historię, byłam ogromnie ciekawa czy uda mi się dostrzec elementy, które wniósł Janci Patterson. Choć styl wciąż przypomina charakterystyczną dla Brandona Sandersona lekkość i dynamikę, udało mi się zauważyć pewne niuanse. A mianowicie większy nacisk na emocje, relacje między postaciami i wewnętrzne rozterki bohaterów, ale również to, że bohaterowie, którzy wcześniej byli w cieniu Spensy, teraz stali się bardzo wyraźni, z własnymi marzeniami i lękami.


Podsumowując “Eskadra do gwiazd” autorstwa Brandona Sandersona i Janci Patterson to nie tylko dodatek, który stanowi uzupełnienie historii, ale również pełnoprawna część domykająca serię Skyward.  Język opowiadań jest lekki, pełen charakterystycznego humoru, ale i refleksyjny tam, gdzie trzeba. Bohaterowie dojrzewają, podejmują decyzje, które coś kosztują, a czytelnik ma wrażenie, że to, co czyta, naprawdę się liczy. Uważam, że dla osób, które pokochały serię, jest to pozycja obowiązkowa jednak nie ze względu na to, by wiedzieć, co dalej, ale dlatego, że warto poświęcić chwilę bohaterom, relacją, chwilą wzruszeń i zanurzeniu w świecie, który choć kosmiczny, jest również bardzo ludzki.